-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik4
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać14
Biblioteczka
Nie pytaj mnie, co może przynieść przeczytanie kolejnej książki historycznej. To ty czytelniku wybierasz każdą kolejną historię, której oddasz swój cenny czas. Chodzą pogłoski, że wojna nie ma twarzy, lecz ma serce, które potrzebuje krwi i łez pochodzących z ciał ofiar. Nie wiem, jak to jest uciekać Wagonem towarowym do wolności, ale bliskość słowa Marka Wyszomirskiego-Werbarta przybliża historyczną rzeczywistość, która początkowo nie robi większego wrażenia, by z każdą kolejną stroną pokazać, iż "heroiczność polega na tym, że gołymi rękami broni się tego, co jest najdroższe-dziecka i życia".
Dokładność i determinacja Daniela pozwoliły na dokładne zaplanowanie ucieczki jego rodziny z getta. Kanał otoczony ciemnością i smrodem stał się dla Dory i jej synka pomieszczeniem, w którym mogli przeżyć. Brak gwarancji przeżycia stał się motorem napędowym do działania. Dzięki różnorodnym kontaktom dziewczynie udaje się odnaleźć Katarzynę-matkę Dory, która stała się dla nich dodatkowym czynnikiem bezpieczeństwa w ciężkich czasach.
Głęboki wdech i wydech. Po części jest mi wstyd. Za siebie. Za moje początkowe podejście do relacji autora. Dlaczego. Przecież od pierwszych stron Wyszomirski-Werbart ukazuje przeżycia cywilów, którzy tracą wiarę i nadzieję. To oni w myślach grzebią swoich bliskich, bo pozytywne myślenie ulotniło się wraz z kolejnym wystrzałem. Intuicyjnie wiedziałam, że z kolejną stroną będzie lepiej, choć początkowy brak dynamiki powodował, iż kilkukrotnie odkładałam książkę, by ponownie do niej powrócić. Powróciłam i całkowicie oddana słowom autora podążałam za rozwojem akcji, którego nie brakuje w dalszej części książki.
Ukazane relacje zapierają dech. To oni zwykli obywatele, byli naocznymi świadkami zmieniającej się rzeczywistości. Realizm zastosowany w kreacji postaci oddaje wszystkie emocje. Zwykłe łzy rodzą spazmy, wielkie obawy przed obcymi wzniecają nowe przyjaźnie, w których brudne od pyłu twarze ukazują prawdziwy uśmiech zwycięstwa. Bez komplikacji, bez silenia się na wygórowany przekaz bliskości bohaterów autor wywołuje różnorodny wachlarz wrażliwości. On pokazał bohaterów takich, jakich chciał. Żywych w pamięci. Jego pamięci. Możecie wierzyć, że tak plastyczna kreacja spotykana jest często, ale tak silny realizm przelany na papier spotkany jest sporadycznie. Pierwszy raz mam problem z ustosunkowaniem własnych myśli wobec bohaterów, ponieważ wszyscy wywarli na mnie ogromne wrażenie...
Hałas wojny wymykający się z kart powieści potęguje narastający ból, który w głębi duszy otwiera możliwość poszerzenia wiedzy o losach cywilów. Czarno-białe opisy nabrały kolorytu, w którym autor bez ogródek pokazuje, jakie brutalne zachowania dotykały nawet niewinne dzieci. Niejednokrotny krzyk dziecka oraz zobrazowany słowem moment, w którym Dora przebywała w kanale, poruszył mnie całkowicie. Powieść Marka Wyszomirskiego-Werbarta to nie tylko rzeczywistość wojenna, to również ukazanie historycznych postaci na różnych płaszczyznach czasowych. Największym atutem jest fakt, iż autor znał część osób występujące w powieści osobiście, co sprawia, że książkę czyta się z przyjemnością.
Bezkompromisowo Wagonem towarowym do wolności to jedna z lepszych książek, które miałam okazje czytać. Poruszająca i dobrze napisana powieść historyczna, która zabiera czytelnika w głąb ludzkiej tragedii, szpiegowskiej akcji oraz ucieczki do wolności. Tę książkę powinni przeczytać. Wszyscy!
Nie pytaj mnie, co może przynieść przeczytanie kolejnej książki historycznej. To ty czytelniku wybierasz każdą kolejną historię, której oddasz swój cenny czas. Chodzą pogłoski, że wojna nie ma twarzy, lecz ma serce, które potrzebuje krwi i łez pochodzących z ciał ofiar. Nie wiem, jak to jest uciekać Wagonem towarowym do wolności, ale bliskość słowa Marka...
więcej mniej Pokaż mimo to
Od momentu, gdy w życiu pojawia się małe istoty, wszystko odkładane jest na drugi tor. To dla naszych najmniejszych odbiorców chwilowo rezygnujemy z czytania dobrego kryminały. Zasiadamy z dzieckiem na kolanach i pokazujemy mu jego przyszły werbalny świat. Przyznaję, że dla takich baśni jak Ziarenko prawdy jestem w stanie zrezygnować nawet z dobrej powieści obyczajowej, by choć na chwile pokazać dziecku najważniejsze wartości w życiu...
Energiczny i ciekawy świata chłopiec Elizeusz od urodzenia posiada magiczną roślinkę. Zabawny, pracowity i zawsze chętny do pomocy Eli zmienia się w leniwego i pełnego agresji chłopca. W wyniku próśb chłopiec dostaje od rodziców cybertop, czyli okulary zmieniające rzeczywistość w wirtualny świat. Dotychczasowe życie przestaje być dla chłopca atrakcyjne, a wirtualny zakątek wciąga go bez końca w swoje sidła. Matka Elizeusza postanawia wyrwać syna ze świata gier. Czy matka uratuje syna? I czy roślinka, która obumiera wraz ze zmianą Eliego ponownie rozkwitnie?
Ewelina Mazurek zrobiła coś niesamowitego! W prosty sposób pokazała, w jakim świecie żyjemy my i nasze dzieci. Najważniejszy i zarazem rzeczywisty w odbiorze jest poruszany temat. Zatracenie w wirtualnym świecie dotyka coraz większą grupę dzieci, młodzieży, a także nie urywajmy dorosłych. Opryskliwość oraz gwałtowność w codziennych relacjach rodzinnych wyparły zwykłe okazywanie miłości i przyjaźni, które powinny dawać poczucie bezpieczeństwa we własnym gronie. Autorka pozwala wejść w relacje bohaterów, które bywają smutnym obrazem przydomowego ogniska.
W czasie wędrówki głównego bohatera autorka prowadzi odbiorcę baśni w wesoły i pełen miłości smak dzieciństwa. Codzienne bujanie w obłokach, magiczne odkrywanie podwórkowych zakamarków i uśmiech na twarzy, przeobraża jednym gestem w zamknięty, smutny i pozbawiony wyrazu wizerunek środowiska. Środowiska wirtualnego! Nie oczekiwałam, że Ziarenko prawdy wywoła u mnie większe emocje. Byłam w błędzie. I to w wielkim! Baśń zasmuca i rozśmiesza równocześnie. Bawi opisami, gdy Eli barwnie oddaje charakterystyczne emocje towarzyszące patrzeniu w chmury. Z drugiej strony Mazurek bez większego wahania pokazuje gorzki wizerunek chłopca pełnego gniewu. Z bijącym sercem oczekiwałam momentu, gdy deska ratunkowa pojawi się na kartach baśni...
Wydanie również robi wrażenie. Twarda oprawa i wartościowa treść wzbogacona ilustracjami działa na wyobraźnię. Ziarenko prawdy to jedna z tych baśni, która pozbawiona uroczych księżniczek odzwierciedla realia współczesnego świata w bajkowym stylu. Osobiście powrócę do tej krótkiej, a jakże wartościowej treści, ponieważ autorka w mądrym słowie pokazuje, jaka jest granica od zabawy do uzależnienia od technologii. Z mojej strony polecam rodzicom, ponieważ często sami przykładamy cegiełkę, która tworzy samotny świat naszych dzieci zamknięty w monitorze komputera.
Od momentu, gdy w życiu pojawia się małe istoty, wszystko odkładane jest na drugi tor. To dla naszych najmniejszych odbiorców chwilowo rezygnujemy z czytania dobrego kryminały. Zasiadamy z dzieckiem na kolanach i pokazujemy mu jego przyszły werbalny świat. Przyznaję, że dla takich baśni jak Ziarenko prawdy jestem w stanie zrezygnować nawet z dobrej powieści obyczajowej, by...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zachłanność i egoistyczne podejście do życia nie uderza w twarz tak jak niewierność. Spotkałam się kiedyś z opisem głoszącym, iż niewierność jest siostrą ślepoty. Równowaga tych słów zawsze wprawia moje myśli w toczącą się batalie pomiędzy pożądaniem i uczuciem, które napawa fikcyjnych kochanków. Jednego im nie brakuje. Brak wstydu w wydaniu Dubowa przyjmuję, w każdym słowie, bo jest ona niczym nutka goryczy, która pozostaje po słodkim uniesieniu...
W życiu zdobyli wszystko. Harry i Maddy to królowie własnego podwórka. Ich status materialny opiewa w sumy, które pozwalają im na spokojne życie. Od lat zgodne małżeństwo, w którym on zarabia na życie jako pisarz, a ona jest jego wierną zwolenniczką. Mądra i czuła żona. Wyrozumiały i dbający o dobro rodziny mąż. Taki duet zgodnych charakterów zostaje pozostawiony nad przepaścią własnych ułomności, gdy w ich życiu pojawia się moda Claire.
Do Niewierności powracałam kilkukrotnie. Tak naprawdę dawkowałam sobie historię Winslowów, ponieważ chciałam, by ten debiut wkraczał codziennie w moją rzeczywistość. Oczekiwałam literackiego porwania duszy, nakrytego nutką namiętności, która na koniec ukarze gorzki odcień zdrady. Dubow spełnił moje życzenie! W dramacie ludzkich relacji niewierność okazała się początkiem wydarzeń, które przyjęłam z bladym uśmiechem na twarzy.
Zręcznie wprowadza czytelnika w codzienność bohaterów. Autor od początku dumnie prezentuje wrażliwość i piękno kobiety, która prowokującą nagością kontrastuje z obliczem dojrzałego mężczyzny. W tak drobiazgowo zaplanowanej kreacji Dubow, bez żadnych werbalnych zabaw ukazał ludzkie słabości, wobec których ciężko pozostać obojętnym, a jednocześnie udręką odbiorcy staje się możliwość obcowania w stworzonych relacjach. Skrupulatnie dopracowane oblicza postaci porwały mnie w ich fikcyjną bytność. Wpatrując się w ich dyskrecję, czarujący sposób bycia, oraz czyny względem siebie odczuwałam wszystkie emocje dobiegające z każdej sytuacji stworzonej przez autora. Było dobrze! Cholernie dobrze...
Umiejętnie poprowadzona narracja ma znaczenie! Cały zbieg wydarzeń poznałam z punktu widzenia trzecioosobowego narratora, którym był przyjaciel rodziny Winslowów. Udany zabieg narracyjny otwiera drzwi do serii pytań, które nasuwają się podczas czytania. Autor z wyczuciem wytyka liczne ludzie słabości, w których chęć posiadania wartości namacalnych i nienamacalnych popycha nas do utraty. Miłości. Rodziny. Wielkich przyjaźni.
Niewierność ku mojemu zdumieniu porwała mnie od początku do końca. Skomplikowane relacje, przyzwoita narracja i piękno słowa Dubowa czynią z jego debiutanckiej powieści mała perełkę, do której powrócę, by na nowo przeżyć stworzoną historię.
Zachłanność i egoistyczne podejście do życia nie uderza w twarz tak jak niewierność. Spotkałam się kiedyś z opisem głoszącym, iż niewierność jest siostrą ślepoty. Równowaga tych słów zawsze wprawia moje myśli w toczącą się batalie pomiędzy pożądaniem i uczuciem, które napawa fikcyjnych kochanków. Jednego im nie brakuje. Brak wstydu w wydaniu Dubowa przyjmuję, w każdym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wypija ostatni kieliszek wódki. Alkohol uderza z podwójną siłą, gdy z zamkniętymi oczami siedzi i myśli, że tym razem. Dam radę! W życiu. W miłości. W przyjaźni. Widzi otaczający świat, lecz nie dostrzega własnego upadku, który ponownie jest na wyciągnięcie ręki. Tylko chwila dzieli go od ponownego uderzenia pędzli w kieliszek. Uderzenie jest bolesne, możecie mi wierzyć...
Pierwsze kroki były trudne. Janek. Od dzieciństwa zmaga się traumą, która kładzie cień na jego dotychczasowym życiu. Ojciec alkoholik pozostawił dogłębną rysę w psychice uzdolnionego mężczyzny. Traci pracę i ponownie popada w szpony przeszłości. Ten ostatni raz! Wypija i odstawia kieliszek. Postanawia zerwać z nałogiem! Znajduje prace i miłość, lecz chichot losu ponownie postawi Janka przed trudnym wyborem...
O alkoholizmie może pisać każdy! Niewielu jednak udaje się dogłębnie wejść w psychikę osoby uzależnionej, co zdecydowanie wpływa na odbiór powieści. Patryk Grabiec w dość lekkim stylu postanowił wkroczyć w strefę słabości i skłonności, gdzie zagubienie i utrata panowania nad własnym życiem grają pierwsze skrzypce. On to zrobił! Krok po kroku przekracza próg własnych możliwości, by zobrazować upadającego człowieka. Przyznaję, że Pędzle w kieliszku to emocjonujący debiut, aczkolwiek obleczony minimalistycznymi opisami, które pozostawiają nutkę czytelniczego niespełnienia.
Fundament zakopał głęboko! Poznając historię głównego bohatera, oczekiwałam, że autor wyjdzie z cienia własnych ograniczeń fabularnych. Choć nieraz głęboko przeżywałam transformację Janka, czułam narastającą niepewność co do brakującej wzmożonej dawki opisów, które szerzej omawiałyby przeżytą traumę głównego bohatera. Zastosowana pobieżność wyraźnie ogranicza potencjał powieści, ponieważ opisany ślad zwątpienia we własne możliwości opiewa w zbyt groszowy opis podłoża problemu postaci.
Chłoń wyobrażenie o dobrze wykreowanym Janku! Autor gruntownie przygotował się do stworzenia postaci, której oblicze z każdą stroną wygląda jak obraz niedoli. Bolesne i szczere opisy pozwalają na różnokierunkowe poznanie intymnego problemu Janka. On zawładnął powieścią. Wychodząc na pierwszy plan, dosłownie pozostawia w cieniu pozostałych bohaterów, co znacznie wywołało u mnie lekki zgrzyt. Nie czuję się zawiedziona, lecz autor pozostawił niedosyt w kreacji pozostałych kluczowych bohaterów.
Autor zaprasza do poznania swojej twórczości. Mimo że ograniczona pod wieloma względami powieść porusza ważne tematy, które pozwalają na chwilę emocjonalnej podróży w zakamarki ludzkiej próżności. Najważniejszym i docelowym punktem powieści jest zakończenie, w którym słabe strony i ujemne cechy ludzkiej bytności staną na jednej szali. Zwycięstwa. Przegranej. Tego musicie dowiedzieć się sami...
Wypija ostatni kieliszek wódki. Alkohol uderza z podwójną siłą, gdy z zamkniętymi oczami siedzi i myśli, że tym razem. Dam radę! W życiu. W miłości. W przyjaźni. Widzi otaczający świat, lecz nie dostrzega własnego upadku, który ponownie jest na wyciągnięcie ręki. Tylko chwila dzieli go od ponownego uderzenia pędzli w kieliszek. Uderzenie jest bolesne, możecie mi...
więcej mniej Pokaż mimo to
Odciąć się od przeszłości i zapomnieć. Niech ból i poniżenie zostaną tylko wspomnieniem. Wybaczyć? Absolutnie! Z tolerancji dla samych siebie akceptujemy zbrukanie naszych ciał, bo tylko w ten sposób znika myśl o ciągłym byciu ofiarą... Ona nie ma nic do stracenia! Do końca zostanie niewolnicą jego chorych zachowań...
Anna Spenser przekraczając próg klubu, nie spodziewała się, że impreza zakończy się tragedią. Poznany Carter Thomas zmienia jej życie. Handlarz broni i narkotyków doprowadza do tragedii, w której Anna staje się drugą ofiarą. Gnębiona, gwałcona i przetrzymywana dziewczyna zostaje odnaleziona. Jej zeznania doprowadzają do zatrzymania Thomasa. Listy z pogróżkami zmuszają ojca dziewczyny do wynajęcia ochrony, Anną zajmie się Ashton Taylor. Czy udawanie pary pomoże zapomnieć o demonach z przeszłości?
W ciemno zdecydowałam się przeczytać najnowszą powieść autorki. Po opisie z okładki liczyłam na powieść pełną wzlotów i upadków, naszpikowaną mocnymi fragmentami z piekielnego życia Anny, gdy została przetrzymywana, oraz wewnętrznie oczekiwałam od autorki dobrze skrojonego wątku miłosnego. Żałuję jednego! Autorka z rozmachem spłaszczyła kluczowe fragmenty z dramatu, który dotknął główną bohaterkę...
Idealny początek. Kirsty Moseley z wyjątkowym wyczuciem wprowadza w świat głównej bohaterki. Uwidacznia czytelnikowi nieludzki, lekko szokujący i przykry obraz, z którym musiała zmierzyć się Anna. Początkowo napędza lawinę wydarzeń, by z rozdziału na rozdział wycofać strategiczną część składową fabuły. Autorka rzuca szczątkowe opisy z przeszłych wydarzeń, doprowadza do rozbudzenia wyobraźni i pozostawia czytelnika z ziarenkiem niewiedzy, które doczeka się rozwinięcia w kontynuacji powieście. Szkoda, ponieważ moje czytelnicze zapędy, Moseley wystawiła na próbę. Oczekiwania!
Odizolowanie, lawina wewnętrznych emocji i odrętwienie Anny wychodzi na pierwszy plan. Wyraźna. Dopracowana. Przemyślana postać głównej bohaterki robi wrażenie. Autorka stawia wstyd z racjonalne myślenie na jednej szali. Strach i samotność postaci pokazują rzeczowe podejście do stworzonej kreacji. Kirsty Moseley tworząc duet dwóch różnych indywidualności, stworzyła bohatera, który zaszufladkowany w ramionach dobroci, nadmiernej czułości i dobrotliwości wzbudził u mnie dość dużą irytację. Rycerskość jest do przyjęcia, ale w tak dużej ilości, może doprowadzić do czytelniczych mdłości. Postać Ashtona zupełnie mnie rozczarowała!
Nic do stracenia wrzuca odbiorcę w schematyczny i dobrze znany wzór postępowań postaci, w którym fason fabuły ociera się o typowa tradycyjność stosowaną przez autorki. Jednak! Moseley w dość sztampową historię wprowadziła emocjonalną wewnętrzną rozgrywkę Anny pokazując, że walka z przeszłością, może doszczętnie zszargać normalny tryb codzienności...
Bezproblemowa z odbiorze, napisana w żwawym rytmie powieść, która kryje w sobie paraliżujące lęki głównej bohaterki. Z niecierpliwością oczekuję kontynuacji, w której mam nadzieję nastąpi przełomowy moment, w którym bezlitosna twarz Cartera ujrzy światło dzienne, a watek miłosny odejdzie na drugi plan.
Odciąć się od przeszłości i zapomnieć. Niech ból i poniżenie zostaną tylko wspomnieniem. Wybaczyć? Absolutnie! Z tolerancji dla samych siebie akceptujemy zbrukanie naszych ciał, bo tylko w ten sposób znika myśl o ciągłym byciu ofiarą... Ona nie ma nic do stracenia! Do końca zostanie niewolnicą jego chorych zachowań...
Anna Spenser przekraczając próg klubu, nie spodziewała...
Małżeństwo to bardzo fajna rzecz! To przyjaźń, w której słowa bywają zbędne. To akceptacja wszelkich zalet i wad. Małżeństwo to jeden wielki dialog czasami zakłócony awarią małżeńską...
Duszność. Atak paniki i okazuję się, że za chwilę zostanie osiągnięty punk szczytowy stresu. Destabilizacja ogniska domowego to najgorsza rzecz, jaka mogła ich spotkać. Sebastian i Mateusz. Pozostawieni przez żony, muszą samodzielnie prowadzić codzienny zakres obowiązków. Pranie. Gotowanie. Sprzątanie. Organizacja dnia to wielkie wyzwanie, gdy do domowych obowiązków dojdzie opieka nad pociechami. W tej sytuacji samotny ojciec i brak uporządkowania, to prawdziwa awaria...
Poznałam twórczość Nataszy Sochy. Poznałam twórczość Magdaleny Witkiewicz. Raz było zabawnie, za drugim razem nie obeszło się bez łez, lecz tym razem połączone siły postawiły na jedno. Humor! Szczerze? Obawiałam się tej powieści. Zupełnie niepotrzebnie, ponieważ autorki z krzywym zwierciadle pokazały, czym jest traktat małżeński... Bawiłam się wyśmienicie!
Rodzinna to historia. Oczyma wyobraźni śledziłam poczynania wszystkich bohaterów. Autorki z rozmysłem rozstawiły kluczowe cechy temperamentu postaci. Tym sposobem uzmysławiają czytelnikowi fakt, że nawet najprostsza kreacja bohatera, może nieść za sobą przekaz. Na próżno doszukiwać się w Awarii małżeńskiej charakternych i pełnych głębszej interpretacji sylwetek. W tym przypadku oni niosą za sobą harmider i gorączkowość, w których niewymyślny zespół postaci robi wrażenie.
Warunki umowy małżeńskiej bywają różne. Autorki w dość prosty, ale przezabawny sposób pokazały, kim jest dana jednostka w związku. Z wyraźną lekkością stworzyły kompozycje sytuacji mających na celu pokazać, że nie ma ludzi niezastąpionych! Żyć w uporządkowanym domowym gniazdku? Banał! Krąg rodziny ma nieść za sobą inną codzienność. I one to pokazały! Pokazały, że ład można zastąpić całkowitą dezorganizacją, a traktowanie małżeństwa jako umowy bywa gorzkim doświadczeniem.
Wydawać się może, że Awaria małżeńska dosadnie wytyka wszystkie męskie słabe strony. Trudno jest uwierzyć w lekkość, z jaką panowie podchodzili do tła rodzinnego. Klasyfikując tę książkę jako krzywe zwierciadło dla damskiej widowni, w której to funkcje dowodzenia przejmuje pan domu z uśmiechem na twarzy akceptuję zaserwowane wyzwania, bowiem niezależnie od sytuacji to oni pokonają wszelkie trudności!
Napisana w żartobliwym tonie Awaria małżeńska łączy w sobie wszystkie domowe niedoskonałości. Od czasu do czasu warto sięgnąć po taką książkę. Niezobowiązującą, lekką i zabawną...
Małżeństwo to bardzo fajna rzecz! To przyjaźń, w której słowa bywają zbędne. To akceptacja wszelkich zalet i wad. Małżeństwo to jeden wielki dialog czasami zakłócony awarią małżeńską...
Duszność. Atak paniki i okazuję się, że za chwilę zostanie osiągnięty punk szczytowy stresu. Destabilizacja ogniska domowego to najgorsza rzecz, jaka mogła ich spotkać. Sebastian i Mateusz....
Miłość w tym przypadku jest ślepą uliczką, której małżeństwo przywraca wzrok. Zakładając obrączkę, nie wiedziała, że ta uliczka do końca pozostanie jedną niewidomą wędrówką prowadzoną pod dyktando tyrana... A ty wiedziałaś, kim jest mężczyzna, któremu oddałaś swoje serce? Bo idealne kłamstwo czyni z każdego idealne małżeństwo...
Prezentują się doskonale. Prowadza dostatnie życie, błyszczą podczas spotkań ze znajomymi i grywają w golfa. Jack i Grace. Mieszkają w pięknym domu, gdzie etykieta jest przestrzegana na każdym kroku. Życie pierwsza klasa! Zagraniczne wycieczki, najdroższe ubrania i życie na określonym poziomie czynią z nich wyśmienitą śmietankę towarzyską. Wierzysz w to? W sumie, dlaczego mają kraty w oknach, a strach jest największym wrogiem pani domu...
Spoglądam nerwowo na kreacje głównych postaci. Obserwuje jej cichy oddech, chłonę jej ulgę, gdy ponownie staje się marionetką w grze doskonałych pozorów. Zatapiam wzrok w jego arogancji, przebiegłości i zdolności do wywołania przerażenia w jej oczach. B. A. Paris dzieli się z czytelnikiem swoim słownym dziełem. Psychopatycznym. Znanym. W przekonaniu nie do przyjęcia. W rzeczywistości interesujący i dobrze wykreowany duet pozwali zasmakować wszystkich wybornych emocji. Autorka bez żadnych powściągliwości porwała mnie w ich kreacje, w których uprzejmości, zrelaksowanie oraz promienne uśmiechy zostały zakopane pod warstwą stłumionego płaczu... Bezradność i manipulacja. Zgrany obraz psychologiczny!
Utrzymuje napięcie, które z minuty na minutę przypomina czytelnikowi, że mroczna strona Jacka staje się pełną obaw wypielęgnowaną kamuflażem igraszką. Sztuka aktorska, którą oferuje autorka w wykonaniu głównego bohatera, utrzymuje mnie w przekonaniu, że przepraszający uśmiech może skrywać inne oblicze mrocznej przeszłości. B. A. Paris nie stworzyła powieści nadzwyczajnej. Za zamkniętymi drzwiami to przykuwający wzrok wyświechtany temat utrzymujący odbiorcę w odpowiednim napięciu. I to jakim!
Finał zbiera żniwa. Autorka jednym gestem doprowadza świadka wydarzeń do poznania zakończenia powieści. Kolorystyczny atak psychiczny i fizyczny przeobraża się w prawdziwą walkę o życie. Autorka podsuwa czytelnikowi bardzo tradycyjne rozwiązanie całego stworzonego obrazu, lecz to tylko kolejna pozorność, która pojawia się na kartach powieści...
Za zamkniętymi drzwiami to udany debiut, który czyta się zaangażowaniem i pełną świadomością, że B.A. Paris rzeczywiście potrafi zaskoczyć czytelnika.
Miłość w tym przypadku jest ślepą uliczką, której małżeństwo przywraca wzrok. Zakładając obrączkę, nie wiedziała, że ta uliczka do końca pozostanie jedną niewidomą wędrówką prowadzoną pod dyktando tyrana... A ty wiedziałaś, kim jest mężczyzna, któremu oddałaś swoje serce? Bo idealne kłamstwo czyni z każdego idealne małżeństwo...
Prezentują się doskonale. Prowadza dostatnie...
Myśli. Często podążają w jednym kierunku. Ideału. To on sprawia, że lądujemy w innym świecie. Naszym. To w nim bez reszty zapominamy o priorytetach, zamknięci w krzywym zwierciadle czasu próbujemy przekroczyć granice. Własne granice moralne... On je przekroczył i stał się Chłopcem na szczycie góry.
Zmęczony i zniecierpliwiony rozpoczyna nowe życie. Pierrot po stracie rodziców opuszcza Paryż i trafia pod skrzydła ciotki Beatrix. Nowy dom znajdujący się na szczycie góry to Berghof. Chłopiec z tygodnia na tydzień poznaje zwyczaje panujące w rezydencji Adolfa Hitlera, otoczony nowym światem, Pierrot wpada w sam środek zawiłych sytuacji.
Bezgranicznie anonimowi. Usiłowałam poznać ich wnętrze, które zanikało z pola czytelniczego widzenia. John Boyne stworzył bohaterów bezgranicznie anonimowych, pozbawionych głębszej malowniczej analizy. Ukształtował swój teatr osobowości na dość niskim poziomie, gdzie dane postacie nie do końca spełniają się w swoich rolach. On jeden. Pierrot. Wprawdzie młody, lecz zdeterminowany i całkowicie oddany Hitlerowi stanowi fundament całej powieści. Autor nie siląc się na absurdalne opisy pokazuje, jak szybko następuje zmiana w psychice młodego człowieka. Nie spodziewałam się takiej zmiany osobowości! Genialne zobrazowana przemiana uosobienia, temperamentu i oblicza. Oblicza młodego chłopca! Zmodyfikowanie postaci, Pierrota zaserwowane przez autora rekompensuje niedopracowanie pozostałych bohaterów.
Stanowczość. Przyjmując jego warunki, poznasz stanowczość, która panuje w rezydencji Pana. Boyne biorąc czytelnika za rękę, pokazuje luksus panujący na szczycie góry. Z zamkniętymi oczami czytelnik rozkoszuje się zapachem potraw pochodzących z kuchni, aby za chwilę stanąć pod ścianą i obserwować, jak uchodzi z nich dar. Dar życia. Równomiernie rozłożony ładunek emocjonalny ostrożnie przenosi odbiorcę w sytuacje, gdzie bezruch pozwala na krótkie i jednoznaczne ułożenie myśli. Własnych myśli.
W tle. Przemierzając wyznaczoną przez autora drogą, finalnie trwamy w czasach, gdzie opisy mówiące o brutalności podczas wojny, nie są stawiane na pierwszym miejscu. John Boyne portretowo nakreśla upadek Hitlera. Autor w swojej powieści niejednokrotnie podkreśla ważność wiary we własne przekonania, jak również w przeznaczenie kraju. Obawiając się natłoku historycznych opisów, trwałam w tej manipulatorskiej pułapce zdarzeń z historią w tle. Bez obaw! Autor pozwolił sobie na odrobinę miejsca, w którym nie zabija czytelnika natłokiem wiedzy.
Chłopiec na szczycie góry absolutnie przekracza moralne granice, w których wiara we własne przekonania prowadzi do zapomnienia. Zapomnienia o własnych przekonaniach...
Myśli. Często podążają w jednym kierunku. Ideału. To on sprawia, że lądujemy w innym świecie. Naszym. To w nim bez reszty zapominamy o priorytetach, zamknięci w krzywym zwierciadle czasu próbujemy przekroczyć granice. Własne granice moralne... On je przekroczył i stał się Chłopcem na szczycie góry.
Zmęczony i zniecierpliwiony rozpoczyna nowe życie. Pierrot po stracie...
Jeszcze nie wszystko stracone! Udowodni swoją siłę, gdy ponownie przyjdzie jej stanąć twarzą w twarz z chaosem, który panuje w czterech ścianach. Domowych ścianach. Miało być normalnie! Miało być przyjaźnie! Miało być... Pozostała tylko Pozorność.
Młodość rządzi się swoimi prawami. Mieli prawo do znajomości. Mieli prawo do szybkiego ślubu. Mieli prawo posiadać potomstwo. Nie mieli prawa do jednego. Szczęścia. Domowego, przyjacielskiego ciepła, które zastąpiła wina i tłumaczenie. Przemocy. Anka i Piotrek tworzą związek, w którym agresja, wielokrotne napady użycia siły oraz brutalność grają pierwsze skrzypce. Nacisk i prawo pięści wywołują u Anny załamanie nerwowe, które z biegiem czasu przeradza się w poznanie rzeczywistości. Nowej rzeczywistości, niepozornej...
Podstawowe potrzeby. Natalia Nowak-Lewandowska od początku założyła, że wykreowani bohaterowie zmuszą czytelnika do reakcji. Złość. Zniecierpliwienie. Wściekłość. Żal. Taki kalejdoskop doznań napotkałam podczas czytania. Z pozoru autorka zaserwowała dobrze znaną kreację ofiary i sprawcy, lecz ten duet posiada impuls, który wywołuje u czytelnika determinację poznania ich głębszej kreacji. Z każdą nadchodząca stroną autorka daje możliwość doświadczenia przemiany głównej bohaterki. Z intensywnością śledziłam kolejne obrazy, które ze zniesmaczeniem wywoływały ogromne pokłady oczekiwania na kolejną dawkę realistycznych zachowań postaci. Próbując zrozumieć tok myślenia głównej bohaterki, poznałam również postać miałką, lecz ważną w całym przedstawieniu. Jan. Bohater zupełnie pozbawiony głębszej kreacji, i choć czuć od niego woń lekkiego niedopracowania, można bez większego problemu śledzić rozjuszone oczy Piotra i złamaną emocjonalnie Annę.
Delikatne naciśnięcie klamki. Szybszy oddech, wewnętrzna panika, bezradność, niepokój i namacalna obawa przed następnym dniem niewybrednie przenikają do wnętrza czytelnika. Autorka słowem przenosi odbiorcę powieści w sam środek życiowych doświadczeń głównej bohaterki. Wyraźnie tworzy brutalne akty przemocy, by uświadomić, że delikatne naciśnięcie klamki dla wielu kobiet oznacza nieunikniony gwałt fizyczny, lecz również psychiczny... Natalia Nowak-Lewandowska zwraca uwagę na podstawowe ludzkie zachowania. Nie tylko ofiary, także rodziny i najbliższych przyjaciół. Nie odwracaj się od ofiary! Nie rozkładaj bezradnie ramion! Okaż wsparcie...
Narodziny. Ma śladowe ograniczenia w kreacji bohaterów, którzy mogliby wnieść więcej do powieści, jak również dopełnia tę historię zakończeniem dość przewidywalnym, lecz dobrze pokazującym, że Pozorność to świat, z którego można wynieść lekcję życia. Debiutancka powieść machinalnie uświadamia, że Nowak-Lewandowska potrafi analizować. Dla mnie! Narodziła się kolejna autorka i obserwatorka pokazująca przemoc bez żadnych malowniczych słów...
Pozorność przeraża i paraliżuje zachowaniem sprawcy. Cierpieniem i bezsilnością otacza kobietę, która w swoim przekonaniu postępuje dobrze. Natalia Nowak Lewandowska w swojej powieści zmusza czytelnika do oceny zachowania głównej bohaterki. Oceniłam od początku! Z czasem przestałam, bo tylko ofiara wie, co czuje... Polecam.
Jeszcze nie wszystko stracone! Udowodni swoją siłę, gdy ponownie przyjdzie jej stanąć twarzą w twarz z chaosem, który panuje w czterech ścianach. Domowych ścianach. Miało być normalnie! Miało być przyjaźnie! Miało być... Pozostała tylko Pozorność.
Młodość rządzi się swoimi prawami. Mieli prawo do znajomości. Mieli prawo do szybkiego ślubu. Mieli prawo posiadać potomstwo....
Klimat. Płatki śniegu unoszące się przy akompaniamencie wiatru oraz ulice pokryte białym puchem, stwarzają idealną aurę do przeczytania takich książek jak Biuro przesyłek niedoręczonych. W rzeczywistości za oknem deszcz, temperatura na plusie, a ja czuję, że stworzona historia zupełnie do mnie nie trafiła.
Podejmuje prace w miejscu, w którym poruszanie się graniczy z cudem. Biuro przesyłek niedoręczonych. Podczas wykonywania obowiązków natrafia na listy dwóch osób, które od trzydziestu ośmiu lat nie mogą się spotkać. Dziewczyna wykorzystuje wszystkie możliwe sposoby, by na nowo połączyć to, co przed laty zostało przerwane.
Wiadomość. Czytanie listów zawsze działa na mnie kojąco. Miłosne, pełne żalu, napełnione wewnętrzną wrażliwością nadawcy pozwalają na chwilę czytelniczej uczty. Natasza Socha pozwoliła mi na chwilę zapomnienia, pokazała wrażliwość i skutecznie skierowała moje myśli w kierunku cudzych słów zapisanych na kartach papieru. Listy pełne wewnętrznego poddenerwowania i lekkiego podniecenia przed kolejnym spotkaniem! Autorka pozwala na pełne zaangażowanie się w cudze uczucia. Dla mnie! Cała reszta powieści mogłaby nie istnieć...
Mało dostrzegalni. Nie wiem! Nie wiem, jak to się stało, ale bohaterowie zawiedli mnie na całej linii. Nie odnalazłam w nich nic specjalnego, wyrazistego, czy nawet świadczącego o głębszej kreacji. Swoim zachowaniem utrzymują odpowiednią dynamikę akcji, lecz nastawiona na poznanie i odkrywanie postaci otrzymałam jedynie Pana Stanisława, który okazał się dla mnie widocznym uczestnikiem w stworzonej fabule. Muszę stawiać na własną asertywność i własne odczucia, które wyraźnie odebrały pozostałych towarzyszy powieści bez większego entuzjazmu. Okazali się dla mnie jednakowi! Szkoda, ponieważ liczyłam na więcej...
Przesłanie. Natasza Socha prostym i czytelnym w odbiorze słowem zaprowadza czytelnika w głąb przesłania, które wyraźnie zaznaczyła na kartach swojej powieści. Na wszystko w życiu przyjdzie czas, Przyjdzie czas na miłość. Przyjdzie czas na życzliwość. Przyjdzie czas na wybaczenie. Raz żartobliwie, drugi raz z nutką emocji pokazuje, że przewrotność może dotknąć, nawet najbardziej ułożony życiowy plan. Autorka nie stawia na nachalność oraz rozbudowane opisy, które mają za zadanie złotą myślą wprowadzić czytelnika w głąb założonego planu. Robi to zwyczajnie, szerze i nieskomplikowanie.
Magia. Nie można powiedzieć, że Biuro przesyłek niedoręczonych pozbawione jest magicznego klimatu. Wizja świątecznej otoczki wypływa z kart powieści, lecz czuję chłód i lekką obojętność wobec stworzonej historii. Obeszło się bez większego wzruszenia, nutki czaru, który miał mnie zabrać w mroźną bajkową historię. Nie czułam tego klimatu! Ewidentnie Biuro przesyłek niedoręczonych należy czytać w świątecznej atmosferze, ponieważ deszczowa pogoda zupełnie odbiera przyjemność czytania tej powieści.
Biuro przesyłek niedoręczonych to nieskomplikowana powieść o przewidywalnej fabule, która mimo swojej prostoty potrafi wciągnąć do ostatniej strony. Bez łez. Bez większych emocji, lecz z dobrym zakończeniem.
Klimat. Płatki śniegu unoszące się przy akompaniamencie wiatru oraz ulice pokryte białym puchem, stwarzają idealną aurę do przeczytania takich książek jak Biuro przesyłek niedoręczonych. W rzeczywistości za oknem deszcz, temperatura na plusie, a ja czuję, że stworzona historia zupełnie do mnie nie trafiła.
Podejmuje prace w miejscu, w którym poruszanie się graniczy z...
Debiuty. Pierwsze kroki bywają trudne! Pierwsza powieść powinna omamić czytelnika, który w zgiełku powtarzalności poszukuje powiewu świeżego powietrza. W poszukiwaniu oddechu przeniosłam się na pogranicze dwóch światów, gdzie bierność akcji zastąpiono żywotnością. Debiutancka powieść Karoliny Sudoł zabiera w miejsca, w których bezbronność odchodzi na dalszy plan.
W przeszłości miał dom, narzeczoną oraz normalne życie. Nikt nie był w stanie go powstrzymać przed misją, którą chciał spełnić wraz z kolegami z Bandy. To oni stali się jego drugim życiem, w którym razem walczyli z nieludzkim traktowaniem nadnaturalnej części społeczności. Ryder wypruty w wyższych emocji staje na wysokości rozwiązania zagadki tajemniczych zniknięć Nadnaturalnych. Stojąc na pograniczu dwóch światów, spotyka kobietę, która rozbudza w nim inny rodzaj uczuć.
Nadzieja. Z wielkim optymizmem sięgnęłam po debiut Karoliny Sudoł. Nadzieja na udaną lekturę zmieszana została z wielkim oczekiwaniem. Dwa światy, różnorodne istoty i wciągający prolog. Brzmi dobrze! I było dobrze, aczkolwiek małe mankamenty drzemią na kartach powieści.
Cenny skarb. Wyraźnie od samego początku autorka zaznacza, że wykreowała bohaterów na innej płaszczyźnie. Ogólny brak marazmu oraz temperament wylewający się z postaci intensywnie wciąga w paranormalny żywot. Ewidentnie Sudoł postawiła na męską kreację! Prym w kreacji wiedzie Ryder, który z buntownika, łowcy o morderczym spojrzeniu przemienia się w zbyt rozczulonego bohatera. W przypadku głównego bohatera autorka zastosowała dwutorową kreację, która w odbiorze potrafi wywołać sprzeczne emocje. U mnie wywołała! Druga strona medalu. Eileen kobieta syrena, mimo że pochodzi z Nadzwyczajnych, autorka w nienaganny sposób wcieliła ją w świat ludzi. Od początku powieści została pozbawiona ogólnych cech marazmu. Pochodzą z różnych środowisk, lecz mają jedną wspólną cechę są namacalnie uparci i wyraźnie osadzeni w swoich rolach. Mimo wyraźnego schematu autorce udało się uformować charakterny zestaw, w którym męska część załogi zupełnie zawładnęła powieścią.
Fantastyczny świat. Autorka bez większych, rozległych i nudzących opisów przechodzi do przedstawienia otaczającej rzeczywistości. Czytelnik liczący na poznanie otoczenia od typowej podszewki może poczuć lekkie rozczarowanie, ponieważ Sudoł zgodnie z zasadą minimalizmu przechodzi do konkretnych zdarzeń, pozostawiając całą ckliwą otoczkę daleko z tyłu. Błąd. Absolutnie taki zabieg nie wpływa na całokształt powieści, o ile autorka dość dobrze naprowadzi czytelnika na poszczególne tory. Ona to robi. W niewygórowanym, ograniczonym do minimum słowie przedstawia różnorodność panującą pomiędzy rasami.
Wydelikacony. Licząc na wydelikacony romans paranormalny, oczekiwałam momentu, w którym autorka słowem nakreśli granice rozkoszy dzielące głównych bohaterów. Zaskoczenie! Karolina Sudoł, uciekając od zalania czytelnika czułymi scenami, serwuje ograniczone opisy mieszczące się na granicy smaku! Obawiałam się przedobrzenia i ogólnego ckliwego uniesienia, lecz obawy ustąpiły w momencie, gdy autorka w wyciszonym i zmysłowym trybie pokazała, że erotyczna strona książki nie musi przytłaczać. Ogólnie Karolina Sudoł nie przytłacza emocjami!
Poznaj męski ton. Przekracza granice męskiego otoczenia. Życie w Bandzie rządzi się swoimi prawami, które autorka bardzo wyraźnie przelała na papier. Testosteron, rozjuszenie i męski humor wychodzą z każdej strony! Ogólne wzburzenie oraz panujące spięcie pomiędzy bohaterami napędza tempo powieści. Autora wpycha w fikcyjne męskie otoczenie, w którym panuje pełnokrwisty męski słownik! Nie zawahała się używać wulgaryzmów! Dobrze! Dzięki temu powieść nabiera ostrzejszego wyrazu.
Technicznie. Największym mankamentem powieści, o którym muszę wspomnieć są dialogi. Nie da się ukryć, że autora znacznie przedobrzyła w tej kwestii. Chemia pojawiająca się między bohaterami traci na wyrazistości, kiedy do głosu dopuszczony zostaje Ryder. Zbyt pochlebne podejście do Eileen sprawia, że odbiór wymiany zdań staje się mdłym doświadczeniem czytelniczym. Minimalizm oraz charakterna strona autorki wyczuwalna w powieści idealnie komponuje się z przyjemny w odbiorze stylem pisania. Lekko i przyjemnie.
Swoją debiutancką powieścią Karolina Sudoł uświadamia, że stworzona historia nie musi opiewać w niezliczoną ilość stron. W minimalistyczny sposób zabiera czytelnika w świat wampirów, syren i innych istot, które oddają swoje życie w ręce Bandy. Stworzona historia nie urzeka swoją nadzwyczajnością, ona zabiera w świat, w którym tylko prawdziwe uczucie może uratować od znienawidzenia siebie samego.
Debiuty. Pierwsze kroki bywają trudne! Pierwsza powieść powinna omamić czytelnika, który w zgiełku powtarzalności poszukuje powiewu świeżego powietrza. W poszukiwaniu oddechu przeniosłam się na pogranicze dwóch światów, gdzie bierność akcji zastąpiono żywotnością. Debiutancka powieść Karoliny Sudoł zabiera w miejsca, w których bezbronność odchodzi na dalszy plan.
W...
Nie zawracaj sobie głowy przeszłością, zadbaj o przyszłość, w której upchasz najdrobniejsze namiastki miłości. Zapisując nowe życiowe karty, nie zapominaj o jednym. Rodzinne tajemnice potrafią otworzyć bolesne rany.
Nigdy nie miała życzliwych wspomnień z rodzinnego domu. Córka niechciana. Od najmłodszych lat odsyłana do szkoły daleko od domu. Karcona przez ojca. Ewa w wieku osiemnastu lat zostaje wydana za męża swojej zmarłej siostry. Bezkompromisowy oraz bezduszny ojciec Ewy bez wahania potwierdza zgodę na ślub z Andrzejem. Dwadzieścia lat różnicy, trójka dzieci i nowe obowiązki zmieniają Ewę z dziecka niechcianego, poniżanego w kobietę pragnącą zapomnieć o przeszłości. Wraz z mężem rozpoczynają nowe życie, które nie będzie dyktowane na warunkach teścia. Młoda Więckowska zostaje panią we dworze, który pośród alei starych topoli ukrywa tajemnice. Rodzinne tajemnice niepozwalające zapomnieć o przeszłości.
Agnieszka Janiszewska zaprasza do poznania rodzinnych tajemnic. Delikatnym słowem odsłania przed czytelnikiem rodowe potyczki, obiekcje oraz wzajemną krytykę. Bez najmniejszego problemu autorka wciąga w wykreowany świat bohaterów, gdzie zaangażowanie czytelnicze wzrasta z kolejną stroną powieści. Mnie zaangażowała!
Obraz postaci. Naznaczyła ich niebywałym psychologicznym podkładem, który wyraźnie pozwala na obcowanie z bohaterami. Intonacyjnie zaznacza i typuje odpowiednie zachowania oraz reakcje, by czytelnik mógł doznać karcących spojrzeń, poniżających słów, jak również pozwala na bezpośrednie chłonięcie odpowiedniej dozy szczęścia z życia bohaterów. Bez wątpienia autorka pozwoliła sobie na rozszerzoną budowę osobowości, co skutkuje widocznym i namacalnym rozwojem poszczególnych uczestników powieści. Agnieszka Janiszewska broni się słowem. Wykreowani na granicy rzeczywistych ludzkich cech pozwalają zrozumieć poszczególne zachowania. Opór. Oburzenie. Zdrada. W ich kreacji wszystko staje się realne!
Rejestr. Autorka rozpoczyna powieść jako swoisty rejestr zdarzeń młodej Klary. Wprowadzając naprzemienną narrację, Agnieszka Janiszewska otwiera nowe drzwi, w których nieufność oraz zazdrość umiejętnie maskują prawdziwą pogardę, jaką młoda dziewczyna żywi wobec Ewy. Zimne spojrzenia oraz wyrachowanie autorka doprawia jednostronną wrogością. Bez umizgów i zbytecznego przekoloryzowania mogłam czytać pamiętnik, w którym regularnie pojawiająca się niechęć tylko popędzała mnie w sidła powieści.
Atmosfera. Janiszewska bez żadnego marazmu porywa do 1890 r., w którym osadziła całą stworzoną historię. Życie towarzyskie, rodzinne oraz dworski klimat dosłownie wypływa z kart powieści. Obecność dobrze zastosowanej etykiety zmieszanej z obyciem bohaterów przenikliwie wabi zmysły czytelnika, płynnie porywając go do zjawiskowych okolic dworskich. Autorka powraca do architektonicznej przeszłości, co istotnie wpływa na odbiór powieści. Racjonalnie kreśli nadworne domostwa, by za chwilę powrócić do gwarnych ulic Warszawy. Oddaje w ręce czytelnika atmosferę minionych lat!
Wielki znak zapytania. Poruszając się w nakreślonej historii, poznając bohaterów, można dostrzec to, co najważniejsze. Tajemnica. Śmierć siostry, listy potwierdzające znajomość Andrzeja z zagranicznymi lekarzami, dziwne zachowania służby! Autorka wychodząc naprzeciw moim oczekiwaniom, rzecz jasna nie ułatwia poznania zagadkowości całej otoczki, którą tylko dopełnia, dorzucając nowe zawiłości. Wielki znak zapytania, tymczasem autorka przenosi do części drugiej! Taki zabieg obiecująco zapowiada kontynuację Alei starych topoli.
Drobiazgowo. Dopracowana do ostatniej strony, pozbawiona zdawkowych zdarzeń, które mają zgodnie z przeznaczeniem zainteresować czytelnika. Autorka płynnym i skoordynowanym stylem wdzięcznie pokazuje, że stworzyła powieść spójną i pokrytą dopracowanymi detalami.
Agnieszka Janiszewska stworzyła powieść, która od pierwszych stron staje się bliska czytelnikowi. Ujmuje przewrotnością zdarzeń, nie pozostawiając na uboczu emocjonującej więzi rodzinnej, w której można rozkoszować się błyskotliwością Alei starych topoli.
Nie zawracaj sobie głowy przeszłością, zadbaj o przyszłość, w której upchasz najdrobniejsze namiastki miłości. Zapisując nowe życiowe karty, nie zapominaj o jednym. Rodzinne tajemnice potrafią otworzyć bolesne rany.
Nigdy nie miała życzliwych wspomnień z rodzinnego domu. Córka niechciana. Od najmłodszych lat odsyłana do szkoły daleko od domu. Karcona przez ojca. Ewa w...
Z góry narzucamy sobie odpowiedni rytm. Na wyrost stawiamy swoje ambicje, żyjemy w pędzie, często pomijając najważniejsze drobnostki. Emocjonalnie odwróceni od rodziny, przyjaciół stawiamy na życiowe amatorstwo, gdzie gramy jedną z najważniejszych ról. Mówią, że życie to jeden wielki film, nie kończ go! Załatw pogodę, ja zajmę się resztą...
Jej zachowanie często bywa nieadekwatne do danej sytuacji. Nieprzewidywalność, zatroskane spojrzenie oraz życie na krawędzi własnych fantazji, często stawia ją pod ścianą. Pola ma 27 lat, uwielbia szyć, wychowuje trójkę dzieci oraz poszukuje męża! Kandydatów nie brakuje. Wiktor-mistrz coachingu, Paweł-lekarz, który jest w stanie pokochać każdego oraz Łukasz-szef kuchni. Cała trója szturmem staje na drodze dziewczyny, która będzie musiała dokonać wyboru.
Po raz pierwszy. Decydując się na poznanie rodzinnej komedii romantycznej, obawiałam się wszystkiego. Dosłownie wszystkiego! Nużącej łzawej sielanki, bohaterów, którzy żywcem wyjęci z serialowego życia, w każdym calu zapełnią powieść swoją utartą charakterystyką. Przyznaję jednak, że Renata Frydrych swoim debiutem podbiła moje czytelnicze gusta. Mimo że było klasycznie, chciałam trwać w historii, w której autorka okazała się czujnym obserwatorem ludzkich zachowań.
Wzór prawidłowego bohatera. Na próżno szukać w powieści prawidłowego wzorca, który namacalny jest w większości tworzonych historii. Autorka stworzyła dopracowany bałagan charakterów, w którym sposób bycia ukryty jest pod warstwą kompleksów a nieprzewidywalność reakcji postaci, wprawia w stan czytelniczego oniemienia. Frydrych oferuje poznanie bohaterów z każdej perspektywy! Jeden plan. Po poznaniu całokształtu powieści mogę śmiało stwierdzić, że autorka nie stawia na pomocniczy zestaw śmiałków z drugiego planu, co powoduje uczciwe i intensywne oddanie postaci w ręce czytelnika.
Bez nachalności. Załatw pogodę, ja zajmę się resztą, porywa słowem. Autorka bez nachalności oraz większego silenia się na stworzenie powieści nadzwyczajnej przedstawia perypetie postaci w prostolinijny i prosty w odbiorze sposób. Subtelnie miesza radość i łzy. Życie otwarcie owija namiastką śmierci, a odpowiedzialność i zaufanie zgrabnie wrzuca do jednego worka. W niewymuszonym rytmie Renata Frydrych pokazuje to, co w życiu jest najważniejsze. Bądź sobą!
Uśmiechnij się przez łzy. Komedie romantyczne stawiają emocje na różnych szczeblach. Frydrych rozpoczyna z czytelnikiem grę, kto pierwszy uśmiechnie się przez łzy? Były łzy! Była radość, gdy do głosu dopuszczono moją ulubienicę Różę. Budzący do życia kalejdoskop, w którym gąszcz sytuacji porywa od pierwszej strony wyrazistym humorem. Autorka pozwala uśmiechnąć się przez łzy. Łzy wybaczenia...
Czujna obserwatorka. Można powiedzieć, że powieść jest zwyczajna, lecz w tej zwyczajności pojawia się czujna strona autorki. Obserwatorka ludzkich zachowań. W żartobliwej odsłonie powieści przekazuje wszystkie słabości oraz atuty przeciętnego człowieka. Otaczającą rzeczywistość pokazuje jako tragikomiczny, jak i tragiczny obraz, w którym spełnienie życiowych planów wymaga cierpliwości i wzajemnego zaufania.
Rodzina to jeden z fundamentów szczęścia. Czasami o niej zapominamy, odstawiamy na drugi tor, lecz czasami bywa, że to właśnie ona daje nam radość życia. Jej daje! Poznaj Polę Kukułkę i jej szaloną podróż, w której humor i determinacja sprawi, że docenisz piękno słowa RODZINA.
Z góry narzucamy sobie odpowiedni rytm. Na wyrost stawiamy swoje ambicje, żyjemy w pędzie, często pomijając najważniejsze drobnostki. Emocjonalnie odwróceni od rodziny, przyjaciół stawiamy na życiowe amatorstwo, gdzie gramy jedną z najważniejszych ról. Mówią, że życie to jeden wielki film, nie kończ go! Załatw pogodę, ja zajmę się resztą...
Jej zachowanie często bywa...
Długo czekałam, aż debiut Rak zagości na moim czytniku. Nie był to wybór przypadkowy! Od momentu, kiedy pojawiły się pierwsze opinie Uwikłanych, czułam, że koniecznie muszę przeczytać tę książkę. Przeczytałam! I czuję jedno. Rozczarowanie.
Nie jest to powieść rewelacyjna ani beznadziejna. Na mojej półce zagrzała miejsce w klasie przeciętna - średnia. Kreacja głównych bohaterów to rzecz gustu, lecz miałkość Agaty i Piotra nacechowana ciągłą ucieczką od podejmowania decyzji, ciągnięta niemalże przez całą powieść doprowadza do sytuacji, w której postać drugoplanowa (czytaj żona Piotra), okazała się dla mnie bohaterką idealną! Zbyt mocne nacechowanie postaci przez autorkę, zaszufladkowanie ich w swoich emocjach zabiło mnie od środka. Rozumiem, że bohater może (powinien) żyć swoim fikcyjnym problemem, ale ciągłe analizowania za i przeciw może zabić. Mnie zabiło-jestem tego pewna!
Oczekiwałam zbyt wiele po powieści Uwikłani. Chciałam obgryzać paznokcie poznając ich historię, chciała kręcić głową i krzyczeć- no dalej daj mu szansę! Nic z tego… Całokształt okazał się dla mnie pozbawiony wyższych emocji, nie czując sympatii do głównych bohaterów, czytałam bez większego zaciekawienia.
Nie zmusiła mnie do refleksji i wzruszenia. Przeżułam całokształt oczekując przełomu, który nastąpił w zakończeniu. Nie czuje się przekonana przez autorkę, co do problemu, który chciała pokazać z jak najlepszej strony. Szkoda. Czy sięgnę po drugą część? Nie!
Długo czekałam, aż debiut Rak zagości na moim czytniku. Nie był to wybór przypadkowy! Od momentu, kiedy pojawiły się pierwsze opinie Uwikłanych, czułam, że koniecznie muszę przeczytać tę książkę. Przeczytałam! I czuję jedno. Rozczarowanie.
więcej Pokaż mimo toNie jest to powieść rewelacyjna ani beznadziejna. Na mojej półce zagrzała miejsce w klasie przeciętna - średnia. Kreacja głównych...