-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel14
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
Czy można obudzić się ze snu, w którym uczucia ulatują a rzeczywistość, obiera inne barwy? Teoretycznie można, lecz w praktyce słodycz życia stanie do walki z Księgą snów, gdzie każdy chyli się ku końcowi...
Trzech bohaterów stanie do walki z życiem, słabościami i decyzjami, które przyjdzie im podjąć. Krzyżówka różnych płaszczyzn i ścieżek idealnie odda wyraz rzeczywistości zmieszanej z przeszłością, wspomnienia nakreślą nową linię życia, by po sekundzie milczeniem odebrać ostatnią nadzieję, że można przekroczyć granice snu.
Decyzja. Henri to były reporter wojenny. Żył w świecie wojny, lecz najbardziej obawiał się życia w stałym związku. Podjął właściwą decyzję, ratując dziewczynkę, ale sam zapada w śpiączkę. On dokonał wyboru...
Postanowienie. Eddie pracuje w wydawnictwie. Pewien okres była w związku z Henrim, który całkowicie zaburza jej życie osobiste, kiedy pozostawia jej informację, że to właśnie ona będzie decydowała o jego leczeniu. Ona też będzie musiała postanowić...
Upór. Sam to trzynastolatek, który całe życie pragnie poznać ojca. Inteligentny chłopak o wyostrzonym zmyśle widzi świat jako paletę barw, gdzie uczucia zmieniają koloryt w zależności od danej sytuacji. On podejmuje decyzje, które całkowicie zmienią jego światopogląd...
Nieznany ląd. Poznając twórczość George, wiedziałam, że zatacza ona koło w dziedzinie nieskończoności, świadomie odstąpiłam od poznania poprzednich książek autorki, ponieważ chciałam poznać historię, w której istnieje świat oddzielający życie od śmierci. Obawiałam się przegadania tematu, ale ostatecznie autorka obroniła swoje dzieło na tyle, że jestem skłonna przeczytać poprzednie jej powieści.
Użycza głosu. Nina George postanowiła, że odda głos głównym bohaterom. Od początku do końca powieści daje możliwość lawirowania pomiędzy ich niepokojem, przemyśleniami oraz bezwiednymi kłamstwami, które otwierają drzwi do poznania ich fikcyjnej osobowości. Autorka świadomie wykreowała postacie, tak by przechodząc przez kolejne życiowe doświadczenia pokazać ich wewnętrzne dylematy. Największą uwagę skupia na sobie Henri, który żyjąc w zawieszeniu, obrazuje pusty, wypruty z kolorów świat, gdzie serce przestaje bić... Zobacz, jak dojrzewają. Cała trójka dojrzewa emocjonalnie na oczach czytelnika! Tak. Dojrzewają. Doświadczają. Kształtują swoje charaktery.
Szpitalny ból. Życie na granicy śmierci klinicznej otwiera serię pytań, które autorka okryła peleryną strachu i wewnętrznych dylematów. Pozwala doświadczyć szpitalnego życia, stopniowo rozwija temat śpiączki, próbuje nakreślić codzienność, w której znaleźli się pacjenci oraz ich bliscy. Nina George uświadamia, że rozpacz stanie się towarzyszem codziennych zmagań, kiedy zabraknie już sił do walki o życie. Wiarygodność stworzonej historii oparła na własnych doświadczeniach, chociaż nie musiała pokazywać swoich prywatnych bolączek, zrobiła wszystko i pokazała, że szpitalny ból ma wiele odcieni a wiedza, którą nabyła i przekazała, świadczy o pełnym zaangażowaniu autorki.
Przestrzeń. Zabiera w różne sfery czasowe, które mają za zadanie zaprezentować pewne elementy z życia postaci, powraca do przeszłości i wyciąga na powierzchnię ich życiowe utrapienia. Robi wszystko, by czytelnik zrozumiał, czym jest życie na krawędzi własnych niedoskonałości, gdzie ostatnim krokiem do śmierci będzie odpuszczenie win...
Bez dramatyzmu. Pisze o życiu i śmierci w sposób dość naturalny, nie stworzyła zawiłej fabuły, która miałaby ponieść czytelnika do krainy słonawych łez. Nina George zrobiła coś innego, stworzyła powieść życiową, refleksyjną i ustabilizowaną emocjonalnie. Księga słów niesie za sobą przesłanie, wizję innego świata, lecz nie zmusza czytelnika do głębszego niepokoju emocjonalnego, co sprawia, że można spokojnie chłonąć tę historię bez większych dramatów...
Księga snów utrzymuje stałe tempo, które pozwala chłonąć każdy dzień z życia postaci. Pewna żwawość, wybuchowość i lotność odeszła w cień plastycznej i spokojnej treści, Nina George postawiła wszystko na jedną kartę, gdzie szczęśliwe zakończenie jest tylko pobożnym życzeniem czytelnika. Autorka zrobiła coś wyjątkowego! Pokazała, że zawsze mamy jakiś wybór.
Czy można obudzić się ze snu, w którym uczucia ulatują a rzeczywistość, obiera inne barwy? Teoretycznie można, lecz w praktyce słodycz życia stanie do walki z Księgą snów, gdzie każdy chyli się ku końcowi...
Trzech bohaterów stanie do walki z życiem, słabościami i decyzjami, które przyjdzie im podjąć. Krzyżówka różnych płaszczyzn i ścieżek idealnie odda wyraz...
Powracają i ponownie rozdają karty, w których klarowna moc sprawi, że wola walki obierze całkiem inny wymiar. Płomienie oraz niekończące się życie stoczą ponowną grę, w której rozsądek i spokój staną na pograniczu śmierci. Czas rozpocząć bitwę!
Myśleli, że przekraczając próg Kolegium Świętego Wilfreda będą bezpieczni. Zdeterminowana i zacięta Taylor cały wolny czas poświęca czas na treningi, które pomogą jej zapanować nad mocą, a Saha przeszukując stare księgi, próbuje odnaleźć wskazówki dotyczące zdjęcia klątwy. Ramiona demona czekają, by przyjąć dusze chłopaka, lecz ostateczna podróż głównych bohaterów do miejsca, w którym rodzina Sahsy została przeklęta, okaże się starciem nieludzkich sił.
Możliwe. Wszystko staje się możliwe, gdy duet Daugherty oraz Rozenfeld zasiada do tworzenia dalszych losów Taylor i Sashy. Szeregi alchemików stają do walki a główni bohaterowie doskonale odnajdują się w ziemskiej wędrówce osadzonej w dość nieskomplikowanej fabule. Czarna magia ponownie popchnęła mnie w ramiona gry, w której radość i nienawiść omotane molekularną energią grają pierwsze skrzypce. Było inaczej. Było alchemicznie. Było lepiej niż w części pierwszej.
Poznałam ich. Zachwyciły mnie bohaterami, których stworzyły bez żadnego wysiłku, niczym niewyróżniającym się przeniosły ich do części drugiej, by za chwilę pokazać, co tkwi w papierowych postaciach. Przekonująco. Obrazowo. Komunikatywnie. Tak wykreowały bohaterów! Nie siląc się na najniższą ani na najwyższą linię oporu pokazy to, co w nich najważniejsze, procesowo zobrazowały rozwój postaci, który pozwala na delikatne podglądanie ćwiczeń Taylor, jak również umożliwiają chłonąć emocje Sashy, który z wielką rezerwą podchodzi do stworzonej aury mającej na celu uratować życie chłopaka. Daugherty i Rozenfeld ponownie zachwyciły mnie kreacją bohaterów, tak jak miało to miejsce w części pierwszej.
Zauważalna różnica. Autorki wprowadziły pewien rodzaj wycofania akcji, który wyczuwalny od pierwszych stron może okazać się zabiegiem bardzo istotnym w stosunku do następnych wydarzeń. Mało urozmaicone opisy, które mają sprawić ewolucję tempa akcji stają na pograniczu monotonności, by w milczeniu słowa przekierować wszystkie niedogodności na drogę do poznania elementu układanki, mającego za zadanie rozwinąć toczące się tempo do ryzykownych zagrań. Bezwiednie opadły na siłach, by ponownie wrócić w charakterystycznym tonie! Zaryzykowały i ostatecznie obroniły swoją dość swobodnie napisaną powieść.
Wprowadziły. O ile w części pierwszej zabrakło wysoko nakreślonych charakterystycznych opisów miejsc, w których bytowali bohaterowie w części drugiej, autorki wyszły z cienia. Realistycznie nakreśliły posępność otoczenia, nadały odpowiedni rodzaj lekkiej mroczności, gdzie nieoświetlone ulice i skrzypiące zawiasy współgrają z atmosferą stworzonej historii.
Tajemne miasto bez ukrytych większych zawiłości, tak jak część pierwsza otoczona fabularną prostotą wciąga w pościg za złem, które latami ukrywało swoje złowieszcze intencje. Podążając za mroczną energią, obawiałam się całej schematyczności czyhającej na kartach powieści, lecz ostatecznie pognałam wyobraźnią w świat przekleństwa kryjącego się w lochach niosących woń palonych czarownic. Autorki stworzyły otwartą i przejrzystą powieść, która znacznie różni się od części pierwszej, więc sumiennie mogę napisać, że jest to udana kontynuacja.
Powracają i ponownie rozdają karty, w których klarowna moc sprawi, że wola walki obierze całkiem inny wymiar. Płomienie oraz niekończące się życie stoczą ponowną grę, w której rozsądek i spokój staną na pograniczu śmierci. Czas rozpocząć bitwę!
Myśleli, że przekraczając próg Kolegium Świętego Wilfreda będą bezpieczni. Zdeterminowana i zacięta Taylor cały wolny czas...
Myślisz czasami, że spakowanie walizek to najlepsze wyjście? Pewnie, że tak myślisz, przecież każdy ma prawo do lepszego jutra! Sama o tym marzę! Marzę spakować walizkę i uciec tam, gdzie zdałam chwycić życie za mordę! Tak chcę walczyć o swoje życie, w którym prawdziwa przyjaźń trwa, a materialne problemy odejdą w stan nicości...
Postanowili, że osiągną swój cel. Postanowili, że nie zrezygnują, dopóki wstyd nie zagości u progu ich domu. Domu, na który składa się jeden pokój, kuchnia, łazienka i stado karaluchów. Ameryka! Tak żyje małżeństwo, które przyleciało do Stanów Zjednoczonych prosto z Limbe. Jende Jonga jego żona Neni i syn, to kameruńscy imigranci, którzy marzą o lepszym życiu i spełnieniu swojego amerykańskiego snu...
Jende otrzymuje dobrze płatną pracę szofera u Clarka Edwardsa. Pracodawca jest na tyle hojny i wraz z żoną Cindy, proponują, by Neni dorywczo pracowała w ich letnim domku w Hamptons. Brzmi idealnie? I jest idealnie! Wszystko zaczyna obierać inny tor, gdy na twarzach pracodawców zaczynają wychodzić pierwsze oznaki wyrachowania. Świat finansowy Edwardsa znacznie się osłabia, a jego firma stoi na granicy bankructwa. Młode małżeństwo imigrantów, chcąc chronić posadę Jendego ucieka się do stania na straży sekretów swoich pracodawców. Życie zaplanowało inną niespodziankę! Niespodziankę, która odmieni życie całej czwórki...
Uczciwy człowiek. Nie oszukujmy się w powieści My, marzyciele nie ma uczciwych bohaterów! Wykreowani jako jednostki chcą mieć konkretny wpływ na swoje życie. Teoretycznie grają grupowo, lecz w praktyce każdy z osobna pod maską codzienności skrywa mieszankę godności owianą nutką desperacji. Życiowej desperacji. Najbardziej uderza bezradność postaci, nasilające się zadręczanie oraz niesprawiedliwość, która przypomina, że słone łzy nie smakują tylko szczęściem, smakują również rozpaczą. W miarę narastającego czytelniczego apetytu chciałam więcej, ponieważ zachowanie Neni jako matki wywarło na mnie wszystkie emocje od bezradności po uśmiech. Tak! Imbolo Mbue pokazała, że w życiowej stagnacji człowiek jest zdolny zrobić wszytko. Oni są zdolni i zrobią wszytko, by w przyszłości powiedzieć-próbowałem...
Wędrowny spektakl. Zabiera w sam środek dwóch innych kultur. Dobre wychowanie miesza z rozpychającymi się łokciami kobiet, które mistrzowsko walczyły o kawałek świeżego mięsa na kameruńskim targowisku. Dość dobitnie zobrazowała, gdzie koloryt cywilizacyjny odcisnął swoje piętno, zrobiła to, by uświadomić, że bezwzględna machina życia tylko czeka, by pochłonąć kolejne ofiary systemu. Chorego systemu, w którym dzieci odbierają ojca jako nieobecnego żywiciela rodziny... W drugim przedstawieniu brak tej machiny! Pokazała zwyczaje, które panują w Kamerunie. Oddała smutne i radosne obrazy z życia, w którym szacunek i określone normy zachowań grają pierwsze skrzypce...
Marzenia. Marzenia, które chcieli spełnić, kosztowały ich dużo. Zbyt dużo! Autorka stojąc na granicy utożsamiania się z bohaterami, dogłębnie oddaje ich wrażliwość zmieszaną ze stanem rezygnacji. Wyraża w słowach wolę walki o jeszcze jeden dzień, który sprawi, że nierealne stanie się realnym a marzenia, nie okażą się urojeniem sennym, lecz krainą wiecznej szczęśliwości. Do końca wierzyłam! Wierzyłam, że będą mieli odwagę...
My, marzyciele to książka, która pokazuje bezbronność, która otoczona jest myślą o niesprawiedliwym losie. Życiowym losie, który roni łzy zaspokojenia owiane łzami życiowego zniechęcenia.
Myślisz czasami, że spakowanie walizek to najlepsze wyjście? Pewnie, że tak myślisz, przecież każdy ma prawo do lepszego jutra! Sama o tym marzę! Marzę spakować walizkę i uciec tam, gdzie zdałam chwycić życie za mordę! Tak chcę walczyć o swoje życie, w którym prawdziwa przyjaźń trwa, a materialne problemy odejdą w stan nicości...
Postanowili, że osiągną swój cel....
Nie oczekuj, że ułatwi życie. Przenikliwie, dogłębnie analizując każdy manewr, zaatakuje w nieoczekiwanym momencie. Anonim. Cierpliwość stanie na granicy wytrzymałości, gdy rozpocznie się gonitwa z czasem... Zanim zaczniesz biec, pamiętaj, będziesz wiedziała, co się wtedy czuje.
Lubił te miejsca. Mroczne speluny, gdzie gorzki zapach piwa zmieszany był z muzyką odbijającą się od ścian. Teoretycznie zna swoje granice i, choć unika sytuacji, które doprowadzą go do ujawnienia agresji, zawsze zostawia sobie emocjonalną rezerwę. Ona jest inna. Młoda prawniczka, która wierzy, że ma do odegrania w życiu pewną rolę. Rolę zawodowego spełnienia. Dopingowana przez rodzinę, odważnym krokiem podąża przez życie. Colin i Maria tworzą idealną parę samych przeciwieństwa. Młodzi. Zakochani. Walczący o uczucie. Sielanka trwa do momentu, gdy Maria otrzymuje anonimowe wiadomości od prześladowcy...
Sama przyjemność. Przyjemnością było ich poznać. Pozbawieni całej cukrowej otoczki idealnie wpasowali się w nadane im role. Panują nad emocjami, balansują na granicy własnych ułomności, gdzie zachowany dystans pozwala tylko dogłębnie ich poznać. Bez rozpaczy, bez umizgów, bez przerysowania tworzą duet, który wciągnął mnie w niebezpieczną słowną ucztę. Bez konieczności zamartwiania się podążałam ich szlakiem. Dalszy plan nie znika za rogiem! Dołączyli do głównych bohaterów, nie tworząc sztucznego tłoku, lecz aktywnie brali udział w świecie, który stworzył im Sparks. Muszę przyznać, że taki zestaw bohaterów-pożeram wzrokiem!
Spojony ocean słów. Zaczyna spokojnie, wprowadza dość długie opisy danej sytuacji, by bez żadnego uprzedzenia porwać w sam środek prześladowczej zabawy. Dla jasności. Nie liczyłam na zaawansowane opisy detektywistyczne ani na przerażające fakty, które porwałyby moje myśli w daleką podróż. Takiego zestawu nie otrzymałam. Autor sprawnie manipuluje, podrzuca opisy, by zmylić czytelnika, lecz tym razem wytypowanie napastnika okazało się prostym zadaniem. Mimo lekkiego przerysowania z satysfakcją śledziłam rozwój akcji!
Zjednoczył. Nicholas Sparks sprawnie scala wydarzenia. Nakreśla rolę przeszłych wydarzeń, w których każdy krok będzie miał znaczenie w przyszłości. Efektywnie pokazuje, że każdy wykonany ruch w doświadczeniu zawodowym może przynieść nieoczekiwany ciąg wydarzeń, a konsekwencje mogą być wysokie.
Nie atakuje zbędnymi emocjami. Obawiała się, że autor otoczy moje myśli lawiną słonych łez. Błąd! On nie próbuje nawet atakować, natomiast wprowadza lekką dynamikę akcji, w której emocjonalne roztargnienie bohaterów utrzymywane jest na granicy zdrowego rozsądku. Emocjonalnie wyśrodkowana z zainteresowaniem trwałam u boku postaci.
Spójrz na mnie stanowi miłą niespodziankę dla wielbicielek autora. Pozbawiona wszelkich wyolbrzymionych trosk historia, która w odpowiednim tempie pokazuje, ile potrzeba terminacji, by dogłębnie zniszczyć życie innej osoby...
Nie oczekuj, że ułatwi życie. Przenikliwie, dogłębnie analizując każdy manewr, zaatakuje w nieoczekiwanym momencie. Anonim. Cierpliwość stanie na granicy wytrzymałości, gdy rozpocznie się gonitwa z czasem... Zanim zaczniesz biec, pamiętaj, będziesz wiedziała, co się wtedy czuje.
Lubił te miejsca. Mroczne speluny, gdzie gorzki zapach piwa zmieszany był z muzyką odbijającą...
To jest ich mały świat. Dryfują w morzu swoich łez, wyrzucają na brzeg niedorzeczne myśli, które chcą dotrzeć do horyzontu zwanego rodzinnym szczęściem. Monotonny, niebezpieczny szum morza zabrał ostatnią nadzieję na dziecko. Nadzieja powróci, lecz uderzy z podwójną siłą...
Potrzebuje schronienia. Potrzebuje ucieczki od przeszłości, którą spędził na froncie. Od tej chwili będzie prowadził spokojne życie. Tom rozpoczyna nowe życie w Janus Rock. Zostaje nowym opiekunem płomienia w latarni położonej 100 mil od wybrzeży Australii. Wraz z żoną Isabel zamieszkują na bezludnej wyspie. Radość przemienia się w rozpacz, gdy tracą kolejne dziecko. Pogrążona w depresji Isabel traci nadzieję. Wszystko zmienia się, gdy do brzegu wyspy przybija łódź z martwym mężczyzną i dzieckiem...
Ślad życia. Zabrała im wszystkie cechy, które mogłyby świadczyć o ludzkim szczęściu. Zmywa radość i zastępuje ją rozpaczą. W tajemnicy skrywa ich myśli, gdzie cierpienie, zrozumienie i siła walczą o podium. Stedman wykonuje ostrożne ruchy, które tworzą nieprzerwany łańcuch kłamstw. Oni kłamią! Bohaterowie drżącym głosem prowadzą czytelnika w opętane zawodzenie słów. Tworzą aurę współczucia, pokazują swoje lęki, mieszają rozpacz ze stanem ukojenia, by na koniec uświadomić, że rozgoryczenie to ostatni element układanki. Zimnym wzorkiem, śledziłam ich poczynania, trwałam, gdy podejmowali moralne decyzje i przyznaję, że Stedman grubą kreską podkreśliła emocjonalny karambol bohaterów!
Bieguny dwa. Bycie tą jedyną dla swojego dziecka bywa ciężkim doświadczeniem. Stedman wyraża matczyną cierpliwość jako dwa bieguny. Ujmuje w słowach najważniejsze rzeczy, ociera się o granicę duchowej uczty zmieszanej z wiarą w przyszłość, by za chwile pokazać drugi biegun. Odrętwiały, pozbawiony wiary w przyszłość los, który opiera się na fundamencie matczynej rozpaczy.
Słaby punkt. Pogłębiające się zaburzenia związane z rodzicielstwem, stały się dla mnie czytelniczą udręką. Trudno uwierzyć, by kobieta, która odzyskuje dziecko, dobrowolnie chciała oddać je w ręce innej kobiety. Ocierając się o granicę absurdalnego zachowania bohaterek, Stedman stworzyła dość sztuczne sceny, które odbierają przyjemność czytania powieść, która brutalnie pokazuje, komu pisane jest życie u boku dziecka.
Światło między oceanami to powieść, w której dla mnie zabrakło wyższych emocji. Trwając u boku postaci, delikatnie odczuwałam ich bolączki. Fabuła okazała dość przewidywalną wędrówką, w której mizerność akcji wyraźnie uspokaja podczas lektury. Niewątpliwie autorka, skupia uwagę na drugiej stronie powieści. Efektywnie łączy zachowania, które są wynikiem moralnych decyzji. Słowem maluje normy zachowań, które zmuszają do refleksji. Stedman pokazała, że potrafi stworzyć drugie dno swojej historii! Dramatyczne dno, w którym tylko świadectwo prawdy stanie się kluczem do nowego życia.
M.L. Stedman nie stworzyła powieści wyjątkowej. Stworzyła powieść o utartym szlaku przeżyć bohaterów, w którym siła i uczucie zostają przerwane przez rozdzielenie. Światło między oceanami uświadamia, że żadne słowa nie wyrażą rozpaczy i tęsknoty...
To jest ich mały świat. Dryfują w morzu swoich łez, wyrzucają na brzeg niedorzeczne myśli, które chcą dotrzeć do horyzontu zwanego rodzinnym szczęściem. Monotonny, niebezpieczny szum morza zabrał ostatnią nadzieję na dziecko. Nadzieja powróci, lecz uderzy z podwójną siłą...
Potrzebuje schronienia. Potrzebuje ucieczki od przeszłości, którą spędził na froncie. Od tej chwili...
Długo czekałam, aż debiut Rak zagości na moim czytniku. Nie był to wybór przypadkowy! Od momentu, kiedy pojawiły się pierwsze opinie Uwikłanych, czułam, że koniecznie muszę przeczytać tę książkę. Przeczytałam! I czuję jedno. Rozczarowanie.
Nie jest to powieść rewelacyjna ani beznadziejna. Na mojej półce zagrzała miejsce w klasie przeciętna - średnia. Kreacja głównych bohaterów to rzecz gustu, lecz miałkość Agaty i Piotra nacechowana ciągłą ucieczką od podejmowania decyzji, ciągnięta niemalże przez całą powieść doprowadza do sytuacji, w której postać drugoplanowa (czytaj żona Piotra), okazała się dla mnie bohaterką idealną! Zbyt mocne nacechowanie postaci przez autorkę, zaszufladkowanie ich w swoich emocjach zabiło mnie od środka. Rozumiem, że bohater może (powinien) żyć swoim fikcyjnym problemem, ale ciągłe analizowania za i przeciw może zabić. Mnie zabiło-jestem tego pewna!
Oczekiwałam zbyt wiele po powieści Uwikłani. Chciałam obgryzać paznokcie poznając ich historię, chciała kręcić głową i krzyczeć- no dalej daj mu szansę! Nic z tego… Całokształt okazał się dla mnie pozbawiony wyższych emocji, nie czując sympatii do głównych bohaterów, czytałam bez większego zaciekawienia.
Nie zmusiła mnie do refleksji i wzruszenia. Przeżułam całokształt oczekując przełomu, który nastąpił w zakończeniu. Nie czuje się przekonana przez autorkę, co do problemu, który chciała pokazać z jak najlepszej strony. Szkoda. Czy sięgnę po drugą część? Nie!
Długo czekałam, aż debiut Rak zagości na moim czytniku. Nie był to wybór przypadkowy! Od momentu, kiedy pojawiły się pierwsze opinie Uwikłanych, czułam, że koniecznie muszę przeczytać tę książkę. Przeczytałam! I czuję jedno. Rozczarowanie.
więcej Pokaż mimo toNie jest to powieść rewelacyjna ani beznadziejna. Na mojej półce zagrzała miejsce w klasie przeciętna - średnia. Kreacja głównych...