-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2019-10-28
2019-09-26
Ach, ta Tove... "Córka rzeźbiarza" Tove Jansson
Nie do końca jestem przekonana, czy ciągłe nazywanie Tove Jansson mamą Muminków jest właściwe. Ale z drugiej strony jakoś specjalnie mnie to nie dziwi. Z biografii słynnej Finki wiem, że bywały momenty, kiedy Muminki, delikatnie rzecz ujmując, nieco ją irytowały, a w zasadzie ogromna ich popularność, która mocno przysłaniała inne dokonania. Ręka w górę, kto myśląc o Tove Jansson wymieni tytuły innych książek jej autorstwa. Albo wspomni jej niesamowite obrazy. Dla milionów fanów na całym świecie Tove Jansson jest autorką książek dla dzieci. O reszcie jej twórczości albo się zapomina, albo nie ma zielonego pojęcia o jej istnieniu.
Jeżeli nie czytaliście "Córki rzeźbiarza", to z całą odpowiedzialnością za słowo polecam tę właśnie książkę, by przekonać Was, jak genialną postacią była Tove Jansson, jak fenomenalnie przelała na papier wspomnienia z dzieciństwa. Tych kilkanaście opowiadań może stanowić źródło wiedzy nie tylko o samej Tove, ale również jej rodzinie, znajomych i miejscu, w którym dorastała. I to nazywanie ojca tatusiem, cudowne. Mała Tove to ciekawa świata dziewczynka i doskonała obserwatorka, od najmłodszych lat wykazująca się talentem literackim i plastycznym. Jej wyobraźnia nie zna granic, nie ma dla niej rzeczy niemożliwych i wszystko jest po coś. Czy Tove wpatrzona w ojca-rzeźbiarza i zafascynowana ilustracjami matki mogła wyrosnąć na kogoś innego? W jej domu sztuka miała ogromne znaczenie. Była nie tylko źródłem dochodu, ale też sposobem na wyrażanie siebie. Tove przyglądała się pracy swoich rodziców i jak każde dziecko próbowała ich naśladować. Dobre geny zdecydowały o tym, że światu podarowana została nie tylko genialna pisarka, ale też wspaniała artystka.
"Córka rzeźbiarza" Tove Jansson to ciepła, otulająca opowieść o dzieciństwie, w której nie ma Muminków, ale jest wszystko to, co potrzebne człowiekowi do szczęścia. Poznajcie Tove, uśmiechnijcie się do dziecka, którym jest na kartach tej urokliwej książki. Częstujcie się opowiadaniami, jak dobrą czekoladą. Delektujcie się, po prostu.
Moja ocena: 6/6
Dominika Ławicka
https://zawszewksiazkach.blogspot.com/
Ach, ta Tove... "Córka rzeźbiarza" Tove Jansson
Nie do końca jestem przekonana, czy ciągłe nazywanie Tove Jansson mamą Muminków jest właściwe. Ale z drugiej strony jakoś specjalnie mnie to nie dziwi. Z biografii słynnej Finki wiem, że bywały momenty, kiedy Muminki, delikatnie rzecz ujmując, nieco ją irytowały, a w zasadzie ogromna ich popularność, która mocno przysłaniała...
"Spadek" Vigdis Hjorth
Powieść Vigdis Hjorth to jedna z tych książek, o których trudno zapomnieć po odłożeniu lektury. Nie ukrywam, że na początku miałam chwilę zwątpienia, zwłaszcza że fabuła jest nieco chaotyczna i w gruncie rzeczy zbudowana wokół tytułowego spadku w postaci dwóch domków letniskowych. Można odnieść wrażenie, że Vigdis Hjorth wałkuje ten temat niemiłosiernie i, najprościej rzecz ujmując, powtarza się. Ale dość szybko zaczynamy rozumieć, że to zamierzony efekt, że tytułowy spadek jest słowem-kluczem do właściwego odczytania tej historii.
Bergljot od lat nie utrzymuje kontaktu ze swoją rodziną, zwłaszcza z matką i ojcem, do których ma żal z powodu pewnych wydarzeń z dzieciństwa. Kobieta nie ukrywa niechęci do najbliższych i robi wszystko, by uniknąć ewentualnego spotkania. To, co wydarzyło się przed laty miało ogromny wpływ nie tylko na relacje z rodziną, ale przede wszystkim na psychikę Bergljot. Kobieta walczy z panicznym lękiem przed ojcem, który w przeszłości wyrządził jej dużą krzywdę. Brak zrozumienia ze strony rodziny i bagatelizowanie problemu są dla Bergljot frustrujące, ale jednocześnie utwierdzają ją w przekonaniu, że odsuwając się od najbliższych podjęła słuszną decyzję. Wszystko zmienia się, gdy brat Bergljot informuje ją o niesłusznym jego zdaniem podziale majątku rodziców. Namawia siostrę, by stanęła po jego stronie i opowiedziała się za sprawiedliwymi zapisami w testamencie. Tak rozpoczyna się batalia o spadek, ale też powrót do traumatycznej przeszłości i walka o prawdę.
Książka Vigdis Hjorth wywołała w Norwegii spore zamieszanie, bo podejrzewano, że historia przedstawiona w powieści zawiera wątki biograficzne. Niektóre fragmenty są tak sugestywne, że i ja zaczęłam się nad tym zastanawiać. Uderzająca jest zwłaszcza drobiazgowość narracji, można odnieść wrażenie, że autorka stara się wszystko skrupulatnie wyjaśnić i przeanalizować, stąd liczne powtórzenia. Lekturze towarzyszą skrajne emocje, od zachwytu po irytację, ale to celowy zabieg, autorka z premedytacją mąci czytelnikowi w głowie, co zresztą uważam za duży atut tej powieści. Ale tytułowy spadek to nie tylko dobra materialne, to również odziedziczone lęki i cały bagaż życiowych doświadczeń.
Bardzo dobra powieść.
http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
"Spadek" Vigdis Hjorth
Powieść Vigdis Hjorth to jedna z tych książek, o których trudno zapomnieć po odłożeniu lektury. Nie ukrywam, że na początku miałam chwilę zwątpienia, zwłaszcza że fabuła jest nieco chaotyczna i w gruncie rzeczy zbudowana wokół tytułowego spadku w postaci dwóch domków letniskowych. Można odnieść wrażenie, że Vigdis Hjorth wałkuje ten temat...
"Nie prosiliśmy o skrzydła" Vanessa Diffenbaugh
Vanessa Diffenbaugh zachwyciła mnie swoją debiutancką powieścią "Sekretny język kwiatów", dlatego z ogromną przyjemnością sięgnęłam po drugą w dorobku literackim książkę amerykańskiej pisarki. Niech nikogo nie zmyli sielankowa okładka powieści, bo "Nie prosiliśmy o skrzydła" nie jest lekką, łatwą i przyjemną w odbiorze książką, zwłaszcza że autorka porusza w niej temat macierzyństwa daleko odbiegającego od ideału, opowiada również o problemach, z którymi borykają się nielegalni imigranci.
Letty jest matką nastoletniego Alexa i sześcioletniej Luny. Kobieta nie potrafi odnaleźć się w roli matki i obowiązki związane z wychowaniem dzieci spycha na swoją matkę. Letty jest młodą, inteligentną osobą, która mocno pogubiła się w życiu i zaprzepaściła wiele szans, by to życie wyglądało zupełnie inaczej, popełniła szereg błędów i podjęła mnóstwo złych decyzji. Kocha swoje dzieci, ale nie potrafi okazać im miłości, boi się odpowiedzialności i odczuwa paniczny strach, ilekroć babcia rodzeństwa zapowiada powrót do Meksyku. Przeraża ją wizja pukającej do drzwi opieki społecznej, która będzie chciała odebrać dzieci, bo Letty jest przekonana, że nie nadaje się na matkę. W końcu staje się to, co i tak prędzej, czy później musiało się wydarzyć, ukochana babcia Alexa i Luny wraca do Meksyku. Bycie samotną matką nie jest komfortową sytuacją, ale Letty postanawia zrobić wszystko, by sprostać zadaniu i przede wszystkim wreszcie stać się matką, bo doskonale wie, że zawiodła nie tylko swoje dzieci, zawiodła wszystkich, siebie również. "Nie prosiliśmy o skrzydła" to także powieść poruszająca problem nielegalnej imigracji i muszę przyznać, że autorce udało się w bardzo obrazowy sposób pokazać, jaka przepaść dzieli nielegalnych imigrantów od pełnoprawnych obywateli Stanów Zjednoczonych. To jest życie w ciągłym strachu przed deportacją i kłopotami finansowymi, okazuje się, że "american dream" bywa sloganem i często boleśnie trzeba się o tym przekonać...
Vanessa Diffenbaugh napisała bardzo sugestywną powieść, prozę o dużym ładunku emocjonalnym, demaskującą obraz amerykańskiego społeczeństwa i skupiającą się wokół trudnego, bo często zbyt wczesnego macierzyństwa. To bardzo aktualna i ważna książka, ale też ciepła i wzruszająca historia o budowaniu rodziny, naprawianiu relacji i szukaniu szczęścia, które czasem jest na wyciągniecie ręki. To wreszcie powieść o złych i dobrych momentach w życiu każdego z nas, trudnych wyborach, niezrealizowanych marzeniach i nadziei na lepszą na przyszłość.
Często sprawdzianem dla pisarza jest druga książka, wtedy okazuje się, czy świetnie przyjęty debiut nie był tylko i wyłącznie jednorazowym sukcesem. Vanessa Diffenbough nową powieścią potwierdza, że "Sekretny język kwiatów" nie był przypadkiem, bo "Nie prosiliśmy o skrzydła" to kolejna bardzo udana książka amerykańskiej pisarki.
Dominika Ławicka
http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
"Nie prosiliśmy o skrzydła" Vanessa Diffenbaugh
Vanessa Diffenbaugh zachwyciła mnie swoją debiutancką powieścią "Sekretny język kwiatów", dlatego z ogromną przyjemnością sięgnęłam po drugą w dorobku literackim książkę amerykańskiej pisarki. Niech nikogo nie zmyli sielankowa okładka powieści, bo "Nie prosiliśmy o skrzydła" nie jest lekką, łatwą i przyjemną w odbiorze...
To jedziemy! "Od koła do Formuły 1. Historia motoryzacji" Michał Gąsiorowski
Na początku było... koło! Wybaczcie ten nieco biblijny wstęp, ale jest jak najbardziej uzasadniony, ponieważ z ogromną przyjemnością prezentuję książkę Michała Gąsiorowskiego "Od koła do Formuły 1. Historia motoryzacji". Autor jest pasjonatem motoryzacji, dysponującym dużą wiedzą na ten temat, a jego książka to fascynująca podróż od prehistorii motoryzacji, czyli odkrycia koła do rekordów prędkości, mieszanki ludzkiej odwagi i szaleństwa. Wspomniane koło okazało się genialnym wynalazkiem, przedmiotem który ułatwił ludziom życie i dał początek wielu innym odkryciom. Wyobrażacie sobie ulice bez samochodów? Przyznaję, że byłby to dość osobliwy widok, choć pierwsze pojazdy wyjechały na ulice wcale nie tak dawno temu, jeśli brać pod uwagę wynalezienie koła.
"Od koła do Formuły 1. Historia motoryzacji" to książka dla dzieci i nie da się ukryć, że autor zadbał, by młodzi czytelnicy wiele się z tej książki dowiedzieli. Dzieci z pewnością nie będą miały problemu ze zrozumieniem faktów dotyczących motoryzacji, a zabawne anegdoty i świetne ilustracje na pewno im to ułatwią.
Michał Gąsiorowski podaje najważniejsze momenty w historii motoryzacji światowej, ale nie pomija również naszych sukcesów na tym polu, bo z fabryki na Żeraniu wyjechały samochody, które kiedyś były szczytem marzeń Polaków i nie wszyscy mogli sobie pozwolić na ten luksus. Legendarne samochody z epoki PRL-u wciąż cieszą się sporym zainteresowaniem i nie brakuje chętnych, którzy zaparkowaliby je w swoich garażach. Moi rodzice byli szczęśliwymi posiadaczami Fiata 125 p, choć zakupionego już w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku (o zgrozo, jak to brzmi!) i do dzisiaj z sentymentem go wspominają, zresztą sama doskonale pamiętam to auto, bo o mało nie przestawiłam rodzicom domu, kiedy pewnego dnia zapragnęłam nauczyć się jeździć. Dumni mogą być również właściciele polonezów, ponieważ autorem projektu słynnego "poldka" był Giorgetto Giugiaro, który zaprojektował inne cudeńka, chociażby Alfę Romeo 159, Lancię Deltę, czy Masserati Quatroporte. Podobnych informacji i ciekawostek jest w książce mnóstwo, nie ukrywam, że sama wiele się z niej dowiedziałam i z pPasjonaci motoryzacji, mali i duzi wielbiciele czterech kółek, amatorzy szybkiej jazdy, do których sama się zaliczam (pozdrowienia dla policji) i wszyscy, którzy chcieliby się o samochodach dowiedzieć czegoś więcej niech sięgną po książkę Michała Gąsiorowskiego.
Szerokiej drogi i do miłego zaczytania!
DOMINIKA ŁAWICKA
http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
To jedziemy! "Od koła do Formuły 1. Historia motoryzacji" Michał Gąsiorowski
Na początku było... koło! Wybaczcie ten nieco biblijny wstęp, ale jest jak najbardziej uzasadniony, ponieważ z ogromną przyjemnością prezentuję książkę Michała Gąsiorowskiego "Od koła do Formuły 1. Historia motoryzacji". Autor jest pasjonatem motoryzacji, dysponującym dużą wiedzą na ten temat, a...
Kobieta w męskim świecie... "Złota godzina" Sary Donati
Bardzo długo czytałam książkę Sary Donati, przyczyną wcale nie była jej objętość, czyli prawie dziewięćset stron, ale tematyka, bo "Złota godzina" nie jest tylko i wyłącznie obszerną, napisaną z rozmachem powieścią, ale istotnym głosem w sprawie kobiet i dlatego należy czytać uważnie, bez pośpiechu.
Rok 1883, Nowy Jork. Dwie kobiety, absolwentki szkoły medycznej, pełne wiary w słuszność wyboru drogi zawodowej, pewnego dnia zderzają się z brutalną rzeczywistością, bo okazuje się, że w świecie zdominowanym przez mężczyzn mają niewiele do powiedzenia, każdy ruch może być niewłaściwie odczytany, a zawodowe ambicje traktowane niepoważnie. Annę i Sohpie czeka nierówna walka z uprzedzeniami, nietolerancją, fałszywą moralnością i brakiem równouprawnienia. Obie będą musiały wykazać się nie tylko inteligencją, ale i sprytem, by pokazać, że w męskim świecie kobiecy głos może być bardzo donośny...
"Złota godzina" Sary Donati ujęła mnie nie tylko ciekawą fabułą, ale przede wszystkim świetnie wykreowanymi postaciami. Ogromnym atutem powieści jest również jej realizm, bo nie ulega wątpliwości, że autorka zrobiła wszystko, by czytelnik uwierzył w tę historię i poczuł ją każdą komórką swego ciała. To nie jest łatwa lektura, nie można przeczytać jej w sposób powierzchowny i pozbawiony refleksji. "Złota godzina" wymaga zaangażowania, pochylenia się nad problemem i zastanowienia nad rolą kobiet również we współczesnym świecie. Czy jesteśmy traktowane na równi z mężczyznami? Niestety, mam coraz większe wątpliwości, zwłaszcza obserwując kuriozalne wydarzenia w naszym kraju. Kobiety wciąż muszą coś udowadniać, przekonywać o słuszności swoich decyzji i przede wszystkim walczyć o swoje prawa, to smutne i niesprawiedliwe. Sara Donati bardzo umiejętnie nakreśliła kobiece obawy, problemy i trudności, pozostawiła również czytelnikowi dużą przestrzeń interpretacyjną, zwłaszcza że niektóre wątki są dość zaskakujące i właściwe mogłyby stanowić zapowiedź dalszego ciągu tej historii.
"Złota godzina" Sary Donati to wspaniała podróż w czasie i niezwykle ważna lektura, po którą powinni sięgnąć również mężczyźni.
DOMINIKA ŁAWICKA
http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
Kobieta w męskim świecie... "Złota godzina" Sary Donati
Bardzo długo czytałam książkę Sary Donati, przyczyną wcale nie była jej objętość, czyli prawie dziewięćset stron, ale tematyka, bo "Złota godzina" nie jest tylko i wyłącznie obszerną, napisaną z rozmachem powieścią, ale istotnym głosem w sprawie kobiet i dlatego należy czytać uważnie, bez pośpiechu.
Rok 1883, Nowy...
Miłość w nieludzkich czasach... "Akuszerka" Katja Kettu
Bardzo, ale to bardzo czekałam na tę książkę, a mój czytelniczy apetyt został dodatkowo zaostrzony po przeczytaniu wywiadu z Katją Kettu w "Wysokich Obcasach". Jestem po lekturze i absolutnie stoję po stronie tych, których powieść zachwyciła, bo "Akuszerka" to literackie wydarzenie, mocna, przerażająca i bardzo wymagająca proza.
"Jestem akuszerką z łaski Boga i kreślę te słowa do ciebie, Johannesie. W swojej mądrości nasz Pan Wszechmogący dał mi ze wszystkich ludzi na świecie umiejętność ofiarowania życia jednym, a niszczenia innych. W ciągu całego mojego zagubionego w pożodze świata istnienia robiłam obie te rzeczy, niosłam życie i śmierć na przemian, i nie wiem, czy moje losy wynikają z rytmu naszych czasów, czy z tego, że Pan to sobie zaplanował jak najdokładniej". To słowa tytułowej bohaterki, Krzywego Oka, lapońskiej akuszerki, kobiety, która z jednej strony budzi szacunek, a z drugiej niechęć. Ta ambiwalencja uczuć jest jak najbardziej uzasadniona, bo Krzywe Oko jest postacią niejednoznaczną, jej opowieść szokuje, powoduje niesmak i przeraża jednocześnie, ale czytelnik próbuje zrozumieć tę historię, choć przebrnięcie przez nią wymaga mocnych nerwów.
Jest rok 1944, Laponia. W niemieckim obozie jenieckim pracę rozpoczyna akuszerka, Krzywe Oko. Jej decyzja o pracy w tym strasznym, przepełnionym bólem i cierpieniem miejscu była dyktowana chęcią zbliżenia się do Johannesa Angelhursta, esesmana i fotografa wojennego, człowieka z przerażającą przeszłością. Kobieta zakochuje się w nim do szaleństwa, budzi w niej pożądanie i chorobliwą wręcz fascynację. Ona również nie jest mu obojętna, ale mężczyzna ze wszystkich sił stara się tłumić uczucie, które z każdym dniem jest coraz silniejsze. Krzywe Oko i Johannesa połączy miłość granicząca z obsesją, ale "Akuszerka" nie jest tylko i wyłącznie powieścią o miłości, to byłoby zbyt proste...
Fabuła "Akuszerki" jest dość chaotyczna, ale to chaos zamierzony, bo wynikający nie tyle z przeżyć głównych bohaterów, co z czasów, w których toczy się akcja powieści. Katja Kettu stworzyła obrazoburczą i naturalistyczną prozę, trudną do zaakceptowania historię romansu, ociekającą dosadnym słownictwem i pozbawioną tabu. "Akuszerka" nie ma słabych punktów, to przemyślana, dojrzała i przede wszystkim doskonale napisana książka. To powieść igrająca z uczuciami czytelnika i wystawiająca na próbę jego cierpliwość, a wszystko to w mroźnej, złowrogiej i tajemniczej scenerii Laponii. Gonitwa myśli po lekturze gwarantowana, a Fiord Martwego Człowieka już na zawsze pozostanie w pamięci. Na zachętę dodam, że "Akuszerka" jest powieścią opartą na faktach, więc przeczytajcie koniecznie!
Dominika Ławicka http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
Miłość w nieludzkich czasach... "Akuszerka" Katja Kettu
Bardzo, ale to bardzo czekałam na tę książkę, a mój czytelniczy apetyt został dodatkowo zaostrzony po przeczytaniu wywiadu z Katją Kettu w "Wysokich Obcasach". Jestem po lekturze i absolutnie stoję po stronie tych, których powieść zachwyciła, bo "Akuszerka" to literackie wydarzenie, mocna, przerażająca i bardzo...
Na serio i z przymrużeniem oka, czyli "Gospodyna. Zaradnik domowy" Kasi Dyny
Na rynku wydawniczym jest mnóstwo przeróżnych poradników, nie za bardzo orientuję się w tym temacie, bo najzwyczajniej w świecie nie czytam poradników, ale na książkę Kasi Dyny zwróciłam uwagę, ponieważ spodobał mi się tytuł będący grą słowną. Jeżeli szukacie poradnika, który trochę na serio, a trochę z przymrużeniem oka traktuje porady, to "Gospodyna. Zaradnik domowy" będzie strzałem w dziesiątkę, zwłaszcza że autorka bawi się konwencją, a jednocześnie serwuje garść bardzo przydanych porad, z których z powodzeniem można skorzystać, a co najważniejsze nie wymagają dużo zachodu i specjalnych umiejętności. Nie wpadajcie w rozpacz, kiedy dziecko postanowi namalować na ścianie jakieś arcydzieło, bo nigdy nie wiadomo, czy to nie kolejny Picasso, a poza tym w książce znajdziecie na to sposób. Masło klarowane, które dla mnie do tej pory było czarną magią okazuje się bardzo łatwe do zrobienia, podobnie rzecz ma się z octem jabłkowym. W książce znajdziecie proste, tanie i skuteczne sposoby poradzenia sobie z różnymi sytuacjami domowymi, czyli plamami i zabrudzeniami. Autorka serwuje również przepisy na naturalne kosmetyki i leki, które nie obciążą domowego budżetu i pomogą uporać się z problemem. Kasia Dyna zwraca uwagę na potrzebę oszczędzania przy prozaicznych czynnościach takich, jak mycie zębów, bo nie od dziś wiadomo, że zużywamy wtedy za dużo wody. Wspomina także o recyklingu, którego nie traktujemy poważnie i wytwarzamy kolejne tony śmieci, bo kupujemy mnóstwo niepotrzebnych rzeczy.
"Gospodyna. Zaradnik domowy" to skarbnica pomysłów, które na pewno pozwolą uniknąć wielu problemów lub złagodzić skutki "domowych katastrof" i co do tego nie mam żadnych wątpliwości, bo niektóre z nich już wypróbowałam i mogę potwierdzić ich działanie, ale książka Kasi Dyny przypomina również popularne niegdyś sposoby radzenia sobie z różnymi kłopotami, choć ich skuteczność była delikatnie rzecz ujmując znikoma i aż trudno uwierzyć, że ludzie kiedyś te metody stosowali. Kuriozalne przepisy drukowano nawet w gazetach i z pewnością wiele osób na własnej skórze przekonało się o ich śmieszności, bo szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie czyszczenia dywanu kapustą kiszoną, a i taką zabawną poradę znajdziecie w książce.
Książka Kasi Dyny to nie tylko zbiór praktycznych porad, ale również dowcipny przegląd dawnych metod radzenia sobie z domowymi problemami. "Gospodyna" to publikacja, która urzeka swobodą, dowcipem i ciekawą szatą graficzną, okazuje się, że można stworzyć poradnik bez nadęcia, brawo!
Dominika Ławicka http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
Na serio i z przymrużeniem oka, czyli "Gospodyna. Zaradnik domowy" Kasi Dyny
Na rynku wydawniczym jest mnóstwo przeróżnych poradników, nie za bardzo orientuję się w tym temacie, bo najzwyczajniej w świecie nie czytam poradników, ale na książkę Kasi Dyny zwróciłam uwagę, ponieważ spodobał mi się tytuł będący grą słowną. Jeżeli szukacie poradnika, który trochę na serio, a...
Starożytne opowieści - "Moja pierwsza mitologia" Katarzyny Marciniak
Dawno temu ludzie opowiadali sobie przeróżne historie, mniej lub bardziej wiarygodne. Te opowieści były próbą zrozumienia świata i otaczającej rzeczywistości, ponadto stanowiły rozrywkę nie tylko dla dorosłych, bo z przyjemnością słuchały również dzieci. Opowieści starożytnych Greków i Rzymian, przetrwały wieki, ale wciąż zachwycają i stanowią inspirację dla wielu artystów. Mity, bo o nich mowa, opowiadają o bogach, herosach, nimfach, niezwykłych stworzeniach i tajemniczych miejscach. Bardzo często nie zdajemy sobie sprawy, jak mocno mitologia wrosła w naszą kulturę i tradycję, przecież wiele wyrażeń i zwrotów jest z niej zaczerpniętych i posługujemy się nimi na co dzień. Któż z nas nie słyszał o złotym runie, syzyfowej pracy, puszce Pandory, heroicznym czynie, marsowej minie, rogu obfitości, czy ikarowych lotach. Kojarzymy również znane z mitologii postaci, czyli Atenę, Zeusa, Heraklesa i Afrodytę. Warto zapoznać z mitycznymi bohaterami również dzieci, zwłaszcza że wiele dzieł artystycznych i tekstów kultury inspirowanych jest właśnie mitologią.
Jeżeli zastanawiacie się nad książkowym prezentem dla dziecka, a w księgarni macie mętlik w głowie i nie potraficie na nic się zdecydować, to z czystym sumieniem mogę polecić "Moją pierwszą mitologię" Katarzyny Marciniak, która jest pod każdym względem wyjątkowa i na pewno spodoba się dzieciom. "Moja pierwsza mitologia" jest podzielona na dwie księgi. Piękne wydanie, twarda oprawa i znakomite ilustracje naprawdę robią wrażenie, ale najważniejsza jest treść. Autorka zadbała, by mitologiczne opowieści były przystępnie, obrazowo i dowcipnie przedstawione, poza tym każdy mit kończy objaśnieniem jego znaczenia i dopasowaniem zwrotów i wyrażeń do współczesnych realiów. "Moja pierwsza mitologia" Katarzyny Marciniak to rewelacyjna lektura i wspaniała czytelnicza przygoda. Wzbogaćcie domową biblioteczkę o obie części mitologii, polecam!
Dominika Ławicka http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
Starożytne opowieści - "Moja pierwsza mitologia" Katarzyny Marciniak
Dawno temu ludzie opowiadali sobie przeróżne historie, mniej lub bardziej wiarygodne. Te opowieści były próbą zrozumienia świata i otaczającej rzeczywistości, ponadto stanowiły rozrywkę nie tylko dla dorosłych, bo z przyjemnością słuchały również dzieci. Opowieści starożytnych Greków i Rzymian, przetrwały...
Niepokojące "Ślady" Jakuba Małeckiego
Przeczytałam tę książkę kilka dni temu i naprawdę wywarła na mnie spore wrażenie. Zwlekałam trochę z opisaniem wrażeń po lekturze, ale zrobiłam to świadomie, chciałam się przekonać, czy ta historia pozostanie ze mną na dłużej, czy też zapomnę o niej po przewróceniu ostatniej strony. Ominęła mnie trochę euforia związana z głośnym "Dygotem" Jakuba Małeckiego, ale na pewno nadrobię zaległości, bo "Ślady" potwierdzają niebywały talent prozatorski autora.
Jakub Małecki tym razem zaproponował wielowątkową mozaikę ludzkich losów, krótkie opowiadania, które tylko pozornie stanowią odrębne części, bo mają wiele punktów wspólnych. "Ślady" to surowa, cierpka i niepokojąca proza, historia, która nie daje o sobie zapomnieć, to wreszcie opowieść o kruchości ludzkiego życia, nieuchronności losu i śladach, które zostawiamy po sobie w kolejnych pokoleniach.
Bohaterami są ludzie w różnym wieku i różnym statusie społecznym, mniej i bardziej wrażliwi, dobrzy i źli, połączeni rodzinnymi więzami lub zupełnie sobie obcy. Próżno szukać w tej opowieści sielankowej atmosfery, bo nawet krótkie chwile szczęścia są zwykle zapowiedzią czegoś strasznego. "Ślady" to w dużej mierze książka o umieraniu, prywatnym końcu świata, który czeka każdego z nas. Przez całą lekturę przypominał mi się wiersz "Piosenka o końcu świata" Czesława Miłosza i czytając ostatnie zdanie tej książki przekonałam się, że oba utwory mają wiele wspólnego. Rodzimy się i umieramy, to nasz początek i koniec świata, nic nie trwa wiecznie.
"Ślady" Jakuba Małeckiego to niezwykle sugestywna opowieść, doskonała proza i jedna z lepszych książek, które przeczytałam.
Dominika Ławicka http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
Niepokojące "Ślady" Jakuba Małeckiego
Przeczytałam tę książkę kilka dni temu i naprawdę wywarła na mnie spore wrażenie. Zwlekałam trochę z opisaniem wrażeń po lekturze, ale zrobiłam to świadomie, chciałam się przekonać, czy ta historia pozostanie ze mną na dłużej, czy też zapomnę o niej po przewróceniu ostatniej strony. Ominęła mnie trochę euforia związana z głośnym...
Lektura z przesłaniem... "Czarne jeziora" Doroty Suwalskiej
Zaintrygował mnie tytuł, a poza tym zwróciłam uwagę na świetną okładkę. Czułam, że to nie będzie kolejna infantylna lektura dla młodzieży o typowych problemach wieku dorastania. Już po kilku pierwszych stronach byłam pewna, że nie odłożę książki Doroty Suwalskiej, dopóki nie przeczytam kończącego ją zdania.
Magda to nastolatka, elokwentna, wygadana i co najważniejsze uzdolniona literacko szesnastolatka, która w świecie słów czuje się zdecydowanie lepiej niż w realu. Magda nie jest typową nastolatką, dokładnie wie, czego chce, jest dojrzalsza niż jej rówieśnicy, kocha literaturę, a jej ulubionym pisarzem jest niejaki Marcin Dreger i... Kafka. Ewenement w przyrodzie? Trochę tak, bo Magda zaskakuje czytelnika niemal na każdej stronie powieści. Dziewczyna prowadzi dziennik i muszę przyznać, że robi to bardzo umiejętnie i już na pierwszy rzut oka widać, że to nietuzinkowa osoba. Małym zgrzytem w nastoletniej egzystencji bohaterki "Czarnych jezior" są stosunki rodzinne, a w zasadzie relacje z matką, która jest nadopiekuńcza i trochę niekonsekwentna, o czym przekonacie się w trakcie lektury. Magda wraz z rodziną przeprowadza się do Warszawy, czeka na rozpoczęcie nowego roku szkolnego, choć ma mnóstwo obaw, bo jest raczej zdystansowaną osobą i ma kłopoty z nawiązywaniem przyjaźni. Ale boryka się również z problemem, który dezorganizuje jej życie i trochę ogranicza. Jej koledzy nie mają o niczym pojęcia, ale z sekretami bywa tak, że czasem przestają nimi być...
Muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem tej powieści, zwłaszcza że czytelnik niemal od samego początku wie, że ta historia ma drugie dno, że sygnały wysyłane przez autorkę, delikatne podpowiedzi i aluzje w pewnym momencie ułożą się w całość, a wtedy wszystko stanie się jasne. Dorota Suwalska stopniuje napięcie i prowadzi czytelnika przez kolejne karty powieści, aż do finału i zapewniam, że to proza z przesłaniem, ważna i niesamowicie poruszająca lektura.
"Czarne jeziora" Doroty Suwalskiej to dynamiczna i świetnie napisana książka, a charyzmatyczna Magda jest jej najjaśniejszym punktem. Mam słabość do rudzielców z burzą loków i nie inaczej było tym razem, bo dosłownie przepadłam czytając tę powieść. Oczywiście autorka porusza w niej problemy nastolatków, ale nie skupia się tylko i wyłącznie na nich, bo "Czarne jeziora" to również historia o chorobie, o życiu z HIV.
A jak rozpoczyna się powieść? Dość nietypowo jak lekturę dla młodzieży, bo cytatem z "Anny Kareniny" Tołstoja. Gorąco polecam, nie przegapcie "Czarnych jezior" na księgarnianych półkach!
Dominika Ławicka http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
Lektura z przesłaniem... "Czarne jeziora" Doroty Suwalskiej
Zaintrygował mnie tytuł, a poza tym zwróciłam uwagę na świetną okładkę. Czułam, że to nie będzie kolejna infantylna lektura dla młodzieży o typowych problemach wieku dorastania. Już po kilku pierwszych stronach byłam pewna, że nie odłożę książki Doroty Suwalskiej, dopóki nie przeczytam kończącego ją zdania.
Magda...
"Uwaga, wilk! i inne bajki Ezopa" Cristóbal Joannon
To zdumiewające, że bajki Ezopa wciąż cieszą się tak dużą popularnością, zwłaszcza że powstały ponad dwa tysiące lat temu. Istnieje wiele wersji tych utworów, bo nie zachował się ich oryginalny zbiór, ale nadal zachwycają swoją prostotą i ludową mądrością. Kiedyś uznawane raczej za utwory dla dorosłych, dzisiaj bawią i uczą również dzieci.
Nie wiadomo, kiedy Ezop przyszedł na świat, ale jako miejsce urodzenia podaje się Frygię w Azji Mniejszej. Legenda głosi, że był niewolnikiem, a dar opowiadania otrzymał od bogini Izydy. W swoich utworach piętnował ludzkie wady, ale bohaterami bajek nie są ludzie, lecz zwierzęta, sprytny bajkopisarz uniknął w ten sposób wielu nieprzyjemnych sytuacji. Ezop był doskonałym obserwatorem, jego bajki mają satyryczny i moralizatorski charakter, a co najważniejsze nadal są bardzo aktualne.
"Mrówka i konik polny", "Dąb i trzcina, "Uwaga, studnia!", "Kura i gospodyni" to tylko kilka z bajek, które znajdziecie w prezentowanej przeze mnie książce. Pycha, chciwość, brak cierpliwości, lekkomyślność, nierozważność, zachłanność i mnóstwo innych wad zostało naznaczonych przez Ezopa. Pod postaciami zwierząt kryją się ludzie, których postępowanie bywa powodem krzywdy i powinno budzić sprzeciw. Brzmi bardzo poważnie, ale to książka dla dzieci, więc naprawdę nie ma się czego obawiać, bo zawarte w niej bajki są utrzymane w łagodnym tonie i opowiedziane z dużym poczuciem humoru.
"Uwaga, wilk! i inne bajki Ezopa" przyciągają uwagę bardzo ładnym i starannym wydaniem. Książka jest kolorowa, a duża czcionka idealna do samodzielnego czytania. Krótkie utwory przypominają nieco komiks, zaś zabawne ilustracje podkreślają ich satyryczny charakter. Lektura bajek Ezopa to nie tylko przyjemność, ale też spora dawka refleksji, polecam!
http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
"Uwaga, wilk! i inne bajki Ezopa" Cristóbal Joannon
To zdumiewające, że bajki Ezopa wciąż cieszą się tak dużą popularnością, zwłaszcza że powstały ponad dwa tysiące lat temu. Istnieje wiele wersji tych utworów, bo nie zachował się ich oryginalny zbiór, ale nadal zachwycają swoją prostotą i ludową mądrością. Kiedyś uznawane raczej za utwory dla dorosłych, dzisiaj bawią i...
Uwielbiam baśnie, fascynuje mnie w nich cienka granica między tym co realne a magiczne. Jakiś czas temu wywiązała się dyskusja, czy opowiadając dziecku baśń powinno się pomijać fragmenty, które mogłyby wywołać strach. Opinie były różne, ale sugerowano, by nie fundować dzieciom niepotrzebnego stresu. Jestem temu absolutnie przeciwna, dzieci powinny wiedzieć, że istnieje dobro i zło, nie ma sensu rozkładać nad nimi parasola ochronnego, to niczemu nie służy i może przynieść więcej szkody, niż pożytku. Charakterystyczne dla baśni motywy, a zatem to, co w nich najistotniejsze będzie zrozumiałe tylko i wyłącznie wtedy, gdy przesadnie nie złagodzimy pierwotnej wersji.
Jako dziecko zaczytywałam się "Baśniami" Andersena, ale zachwycałam się również książką, którą dostałam od babci, a mianowicie "U źródła. Baśnie polskie" ("Nasza Księgarnia", 1989 r.) z przepięknymi ilustracjami Zbigniewa Rychlickiego. Mam to wydanie do dziś i z ogromną przyjemnością wracam do tej lektury. Czytam swoim dzieciom i rozpiera mnie duma, bo wiem, że uczę je szukania w literaturze rzeczy wartościowych, przemycam nie tylko ciekawe historie, pięknie zresztą napisane, ale opowiadające o Polsce. Jeżeli chodzi o legendy, to mam wrażenie, że traktujemy je po macoszemu, oczywiście potrafimy wymienić tytuły najbardziej znanych polskich legend, ale gdyby przyszło nam je opowiedzieć, to z pewnością byłoby to nie lada wyzwanie. Baśniom bardzo blisko do legend, choć te drugie bazują głównie na postaciach historycznych, bądź też uważanych za takie, ale mają wspólny mianownik - elementy fantastyczne. Polskie legendy powinny wrócić do łask, bo w nich znajduje się klucz do zrozumienia tradycji i kultury naszego kraju, a poza tym są częścią naszej tożsamości narodowej, dlatego gorąco namawiam do sięgnięcia po najnowsze wydanie "Baśni i legend polskich", które ukazało się nakładem Wydawnictwa "Nasza Księgarnia" .
"Królowa Bałtyku", "Toruńskie pierniki", "Orle gniazdo", "Boruta", "Wiano świętej Kingi", "Legenda o Morskim Oku", "Jak powstały Karpaty" to tylko niektóre z cudownych opowieści. Dawne baśnie i legendy przypomnieli Janusz Korczak, Wanda Chotomska, Maria Krüger, Artur Oppman (OR-OT), Marian Orłoń i wielu innych wybitnych twórców. Ilustracje są dziełem Mirosława Tokarczyka i zapewniam, że są świetne i stanowią doskonałe uzupełnienie książki.
"Baśnie i legendy polskie" to obowiązkowa lektura i książka, która powinna znaleźć się w każdym polskim domu!
http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
Uwielbiam baśnie, fascynuje mnie w nich cienka granica między tym co realne a magiczne. Jakiś czas temu wywiązała się dyskusja, czy opowiadając dziecku baśń powinno się pomijać fragmenty, które mogłyby wywołać strach. Opinie były różne, ale sugerowano, by nie fundować dzieciom niepotrzebnego stresu. Jestem temu absolutnie przeciwna, dzieci powinny wiedzieć, że istnieje...
więcej mniej Pokaż mimo to
A może było tak! Albo zupełnie inaczej... "Wakacje nad morzem. Historia miłosna Jane Austen"
Uwielbiam powieści Jane Austen! Angielska pisarka miała niezwykły zmysł obserwacji, a do tego była niesamowicie utalentowana i potrafiła perfekcyjnie przenieść na papier uczucia i emocje bohaterów. Te opowieści po prostu płyną, ale przede wszystkim są napisane pięknym językiem z ogromną dbałością o detale. Spod jej pióra wyszły cudowne, ponadczasowe, urokliwe historie miłosne z rozbudowanym tłem społeczno-obyczajowym. "Duma i uprzedzenie", "Mansfield Park", "Emma", "Rozważna i romantyczna", "Opactwo Northanger", "Perswazje" to arcydzieła literatury światowej, klasyka gatunku i ukochane powieści milionów kobiet na całym świecie. Proza Jane Austen nadal cieszy się ogromną popularnością, jej powieści czytają kolejne pokolenia, a grono wielbicielek wciąż się powiększa. Na czym polega fenomen Jane Austen? Wiele razy słyszałam to pytanie i zawsze odpowiadam, że była doskonałą obserwatorką, obdarzoną niesamowitą wyobraźnią i umiejętnością tworzenia nietuzinkowych historii, poza tym dysponowała genialnym warsztatem, na kartach swoich powieści powołała do życia postaci, które w mniejszym lub większym stopniu kojarzymy wszyscy. Jane Austen nigdy nie wyszła za mąż, szczególne miejsce w jej sercu zajmował swego czasu niejaki Thomas Lefroy, ale to uczucie nie przetrwało próby czasu i było powodem rozczarowania. Kilka innych znajomości również nie skończyło się na ślubnym kobiercu, ale to absolutnie nie miało negatywnego wpływu na jej powieści, a wręcz przeciwnie, starała się, by jej bohaterowie zaznali szczęścia. Wśród mężczyzn, którzy zawładnęli sercem Jane Austen był również Frederick Barnes i tę znajomość opisała Carolyn V. Murray w powieści "Wakacje nad morzem. Historia miłosna Jane Austen". Książkowa opowieść jest wytworem wyobraźni autorki oraz próbą interpretacji znajomości Austen z Barnesem, zatem postaci są jak najbardziej prawdziwe, mamy okazję spotkać nie tylko wielką Jane Austen, ale również jej ukochaną siostrę Cassandrę oraz całą rodzinę, przyjaciół, znajomych, sąsiadów i Fredericka Barnesa, który zdaniem siostry pisarki "zakochał się w Jane i niewątpliwie na nią zasługiwał". Niewiele wiemy o tym mężczyźnie, dlatego nie pozostaje nic innego, jak tylko uwierzyć w słowa Cassandry. Gdyby okoliczności były bardziej sprzyjające, to ta miłosna przygoda mogłaby mieć inny finał. Być może było tak, jak napisała Carolyn V. Murray, a może zupełnie inaczej...
Co wydarzyło się nad morzem? Jak silne było uczucie Jane Austen i Fredericka Barnesa? Tego oczywiście nie zdradzę, ale na zachętę dodam, że Carolyn V. Murray udało się odtworzyć klimat dawnej Anglii, pięknie przedstawić miłosną historię i przybliżyć postać jednej z najlepszych pisarek.
Jeżeli nie znacie powieści Jane Austen, to jak najszybciej nadróbcie czytelnicze zaległości, być może dzięki tej książce nabierzecie ochoty. Piękna historia i obowiązkowa lektura dla wielbicieli talentu angielskiej pisarki!
Dominika Ławicka http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
A może było tak! Albo zupełnie inaczej... "Wakacje nad morzem. Historia miłosna Jane Austen"
Uwielbiam powieści Jane Austen! Angielska pisarka miała niezwykły zmysł obserwacji, a do tego była niesamowicie utalentowana i potrafiła perfekcyjnie przenieść na papier uczucia i emocje bohaterów. Te opowieści po prostu płyną, ale przede wszystkim są napisane pięknym językiem z...
Lektura na leniwe zaczytanie, "Siostry na lato" Mary Alice Monroe
Książka, którą dziś chciałabym Wam zaproponować jest dowodem na to, że zdarza mi się sięgać po nieco lżejszą, mniej ambitną, czyli lekką, łatwą i przyjemną lekturę. "Siostry na lato" Mary Alice Monroe to niezbyt wymagająca książka, nie porusza tematów dręczących ludzkość i na pewno świat się nie zawali, jeśli jej nie przeczytacie. Mimo wszystko miło spędziłam z nią czas. Czytałam przez kilka dni, dawkując sobie rozdziały i tak dotarłam do końca, choć od razu muszę zaznaczyć, że to pierwszy tom, ale z powodzeniem można na nim poprzestać. Nie czuję niedosytu, a nawet ośmielam się stwierdzić, że nie rozumiem decyzji autorki o kontynuacji tej opowieści. Wakacyjna i lekka lektura w kilku tomach? Pomysł, co najmniej, dyskusyjny!
Dora, Carson, Harper i Bunia, czyli babcia trzech przyrodnich sióstr to główne bohaterki opowieści. Seniorka rodu, Marietta Muir, przygotowuje się do obchodów osiemdziesiątej rocznicy swoich urodzin. Pragnie, by wnuczki uczestniczyły w tym ważnym wydarzeniu i znów, jak za dawnych lat, spędziły z nią trzy letnie miesiące. Ale zaproszenie na urodziny jest również sprytnym planem babci, by zbliżyć do siebie siostry, których relacje stały się zdecydowanie chłodniejsze. Grunt to rodzina? Bywa różnie, ale Bunia zrobi wszystko, by scalić familię, zażegnać spory, wytłumaczyć pewne wydarzenia z przeszłości, zwłaszcza te, które wiążą się z ojcem sióstr...
"Siostry na lato" Mary Alice Monroe to lektura na leniwe zaczytanie, wakacje, urlop, odpoczynek. Nie rozkładałam tej powieści na czynniki pierwsze, nie skupiałam się na pozytywnych i negatywnych stronach, bo nie czułam takiej potrzeby. "Siostry na lato" to niestety książka, jakich wiele, utrzymana w pogodnym klimacie, gwarantująca czytelnikowi mile spędzony czas, bez nadmiernego angażowania szarych komórek i bez większych wartości literackich.
Sielankowa sceneria, pływające w oceanie delfiny, żar lejący się z nieba, trzy kompletnie różne siostry, urocza Bunia i pewien przystojniak, czyli wakacje na Wyspie Sullivana w Karolinie Południowej :)
Dominika Ławicka http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
Lektura na leniwe zaczytanie, "Siostry na lato" Mary Alice Monroe
Książka, którą dziś chciałabym Wam zaproponować jest dowodem na to, że zdarza mi się sięgać po nieco lżejszą, mniej ambitną, czyli lekką, łatwą i przyjemną lekturę. "Siostry na lato" Mary Alice Monroe to niezbyt wymagająca książka, nie porusza tematów dręczących ludzkość i na pewno świat się nie zawali, jeśli...
Chmielewska jest dobra na wszystko :)
Dawno, dawno temu... No dobra, nie aż tak dawno, ale jednak, w drodze na egzamin semestralny czytałam w pociągu "Klin" Joanny Chmielewskiej, dla rozładowania stresu, rzecz jasna, ale tak się zaczytałam i tak uśmiałam, że w ostatniej chwili zorientowałam się, że pora wysiadać. Podróż minęła błyskawicznie, naładowana pozytywną energią wkroczyłam na salę, a egzamin zdałam koncertowo! Jaki z tego morał? Ano taki, że Chmielewska jest dobra na wszystko, nawet na przedegzaminacyjne palpitacje serca. Bardzo lubię tę autorkę i sięgam po jej książki nie tylko w kryzysowych momentach :) "Klin", "Wszystko czerwone", "Lesio", "Romans wszech czasów", "Całe zdanie nieboszczyka" i mnóstwo innych książek, nie tylko dla dorosłych, bo również dla dzieci i młodzieży, przeczytałam z ogromną przyjemnością. Specyficzny styl, zabawa językiem, doskonałe kreacje bohaterów oraz ogromne poczucie humoru to znaki rozpoznawcze Joanny Chmielewskiej. Jednak nie wszystkie książki jej autorstwa przypadły mi do gustu, zdecydowanie wolę te z początków kariery autorki oraz wydane w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, późniejsze są zdecydowanie mniej zabawne, ale to wciąż dobra literatura rozrywkowa.
Wydanie książki "(Nie) boszczyk mąż", które widzicie na zdjęciu, ukazało się w serii "Królowa polskiego kryminału". Seria liczy pięćdziesiąt książek Joanny Chmielewskiej. Nie mam całej kolekcji, ale zaopatrzyłam się w egzemplarze, których nie czytałam i powoli wypełniam czytelniczą lukę. Oczywiście zaintrygował mnie tytuł, więc pełna nadziei na dobrą zabawę otworzyłam książkę i przepadłam na kilka godzin...
Malwina i Karol są małżeństwem z kilkunastoletnim stażem. Połączyła ich miłość i wzajemna fascynacja, ale coś się popsuło, uczucie wygasło, wady zaczęły przysłaniać zalety i nad parą zebrały się czarne chmury, a myśl o rozwodzie jest coraz częstsza. Malwina rozwodu nie chce zaakceptować, bo przywykła do życia w dobrobycie i nade wszystko kocha pieniądze męża, natomiast Karol ma dość nierozgarniętej żony i tylko zdolności kulinarne partnerki trzymają go w tym skazanym na klęskę związku. Parę lat i kilkanaście kilogramów temu byli sobie bardzo bliscy, ale to już przeszłość. Karol uważa Maliwnę za głupią, jednak nie docenia żony, bo ta będzie próbowała się go pozbyć, w sensie uśmiercić, i obmyśla plan zemsty za poniżanie i brak szacunku. Jak zakończy się ta historia? Nie pisnę, ani słowa! Zdradzę tylko, że miło spędziłam czas, może nie wybuchałam śmiechem, ale nieźle się ubawiłam, zwłaszcza słownymi potyczkami głównych bohaterów. Jeśli nie mieliście okazji przeczytać tej książki, to zachęcam do nadrobienia zaległości. Na mnie czekają "Studnie przodków" i "Duża polka", liczę na sporą dawkę pozytywnej energii, czego i Wam życzę!
Dominika Ławicka http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
Chmielewska jest dobra na wszystko :)
Dawno, dawno temu... No dobra, nie aż tak dawno, ale jednak, w drodze na egzamin semestralny czytałam w pociągu "Klin" Joanny Chmielewskiej, dla rozładowania stresu, rzecz jasna, ale tak się zaczytałam i tak uśmiałam, że w ostatniej chwili zorientowałam się, że pora wysiadać. Podróż minęła błyskawicznie, naładowana pozytywną energią...
"Fatum i furia" Lauren Groff
"Najgłośniejsza amerykańska powieść roku", "Książka roku Amazona", "Bestseller New York Timesa", świetne opinie w "The New Yorker" i "Huffington Post", autorka, której książkami zachwycili się Stephen King i Barack Obama! Uff, trochę się przeraziłam, bo taka ilość pochwał może przytłaczać i trochę stawia czytelnika pod murem, bo co zrobić, jeśli książka się nie spodoba? Nic, zupełnie nic! Książki zachwycają lub nie zyskują naszego uznania i nie ma powodu, by się tym zadręczać. Barack Obama nie jest dla mnie autorytetem, jeśli chodzi o literaturę i jego rekomendacja nie robi na mnie wrażenia. Stephena Kinga uwielbiam, ale jego nazwisko pojawia się dość często na okładkach książek innych autorów, niezły chwyt marketingowy, na który przestałam zwracać uwagę. Jeżeli książka mi się nie spodoba, to żadne pochwały okładkowe, nazwiska i rekomendacje nie wpłyną na moją opinię. Ale nie ukrywam, że zainteresowałam się powieścią Lauren Groff, bo jakiś czas temu zrobiło się o niej głośno i zebrała tak skrajnie różne oceny, że bardzo byłam jej ciekawa.
"Fatum i furia" to historia małżeństwa opowiedziana z dwóch perspektyw, Lancelota i Mathilde. Spotkali się, zakochali i pobrali, można by rzec, naturalna kolej rzeczy, ale nikt nie dawał temu małżeństwu żadnej szansy, bo Lancelot to kobieciarz, hedonista i seksoholik, poza tym duży dzieciak, który nie ma pojęcia o życiu. Ale Mathilde sprawiła, że stał się kimś innym, wiernym i kochającym mężem, ideałem, o którym marzą kobiety, choć ulepionym trochę według przepisu sprytnej i inteligentnej żony. Lancelot uwielbia Mathilde i w jego oczach jest niemal świętą, co wzbudza zazdrość i bywa powodem kąśliwych uwag. Tak snuje swą opowieść Lancelot, aż głos zabiera Mathilde i jednym zdaniem burzy prawie wszystko, co zostało do tej pory wypowiedziane. Poznajemy zupełnie inną historię, do zrozumienia której kluczem jest przeszłość kobiety i skrywane przez nią tajemnice, bo Lancelot tak naprawdę nie zna żony, nawet jej prawdziwego imienia. Autentyczne jest tylko łączące ich uczucie i niesamowite przywiązanie, symbioza dusz i ciał, ale czy to wystarczy do szczęścia i co się stanie, gdy prawda wyjdzie na jaw?
Fatum, czyli nieuchronność losu i furie - boginie zemsty, jakże trafne są te określenia głównych bohaterów pochodzące z mitologii rzymskiej, bo rzeczywiście w historii miłości Lancelota i Mathilde mamy do czynienia z ciążącym nad mężczyzną fatum i furiami, które nim zawładnęły. Kolejne karty odsłaniają nie tylko historię małżeństwa, ale są również szeregiem retrospekcji dotyczących życia bohaterów powieści przed zawarciem związku małżeńskiego. Poznajemy Lancelota i Mathilde od najwcześniejszych lat, odkrywamy ich prawdziwe oblicze i próbujemy połączyć w całość opowieść Lancelota i Mathilde. "Fatum i furia" Lauren Groff to dojrzała i ambitna powieść, jej kontrowersyjność polega przede wszystkim na zderzeniu dwóch historii, dość specyficznej narracji i łamaniu tabu, bo autorka stworzyła mocną, intensywną i momentami bardzo dosadną prozę. Na szczęście nie przekroczyła granicy dobrego smaku, choć ta powieść kipi seksem i igra z uczuciami czytelnika, który niejednokrotnie przeciera oczy ze zdumienia i próbuje zrozumieć głównych bohaterów, a to niezwykle trudne, bo ich nawet nie da się polubić. Nie zachwyciłam się powieścią Lauren Groff od pierwszej strony, ale potem dosłownie przepadłam, to nie jest kolejna, infantylna opowieść o miłości ze szczęśliwym zakończeniem. Amerykańska autorka często cytuje Szekspira i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę stworzyła powieść, która przypomina sztukę teatralną z Mathilde i Lancelotem na scenie, kilkoma drugoplanowymi postaciami i historią wielkiej miłości zbudowanej na kłamstwie.
Fatum i furia, Lancelot i Mathilde, sztuka i proza życia, genialna powieść, która porusza do głębi!
Dominika Ławicka http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
"Fatum i furia" Lauren Groff
"Najgłośniejsza amerykańska powieść roku", "Książka roku Amazona", "Bestseller New York Timesa", świetne opinie w "The New Yorker" i "Huffington Post", autorka, której książkami zachwycili się Stephen King i Barack Obama! Uff, trochę się przeraziłam, bo taka ilość pochwał może przytłaczać i trochę stawia czytelnika pod murem, bo co zrobić, jeśli...
"Uczeń architekta", czyli XVI-wieczny Stambuł oczami Elif Shafak
Orhan Pamuk powiedział o niej "najlepsza turecka pisarka ostatniej dekady", ja ośmielam się twierdzić, że Elif Shafak to jedna z najlepszych i najciekawszych współczesnych powieściopisarek na świecie. Autorka ma niepowtarzalny styl, lekkie pióro i umiejętność tworzenia rozbudowanych i doskonale skonstruowanych powieści, które zachwycają i wciągają od pierwszej strony. "Uczeń architekta" to najnowsza w dorobku literackim powieść Elif Shafak, niebanalna, olśniewająca i fascynująca proza z wiernym obrazem epoki, dopracowanym w najdrobniejszym szczególe. Fikcja miesza się tutaj z autentycznymi wydarzeniami, a postaci wykreowane przez autorkę z prawdziwymi bohaterami minionej epoki.
Do sułtańskiej menażerii trafia młody opiekun białego słonia, Dżahan. Chłopak niedawno został sierotą, a mieszkanie pod wspólnym dachem z brutalnym ojczymem, odpowiedzialnym zresztą za śmierć jego matki, okazało się niemożliwe. Dżahan pragnie zemsty i zadośćuczynienia, ale różne koleje losu i dziwne zbiegi okoliczności krzyżują jego plany. Chłopiec zostaje jednym z uczniów Sinana, najsłynniejszego architekta imperium osmańskiego. Sercem i myślami Dżahana zawładnie nie tylko bogata architektura Stambułu, czyli monumentalne budowle, pałace, meczety, karawanseraje i akwedukty, ale również piękna córka Sulejmana, Mihrimah. Opiekun słonia i drobny złodziejaszek stając u boku Sinana zyska szansę, o której nie śmiał nawet marzyć, a rozmowy z mistrzem będą początkiem wielu zmian w jego życiu...
Książka Elif Shafak to doskonała, intrygująca i pięknie napisana powieść, którą czyta się wyśmienicie, rozkoszując się każdym słowem, nie ma tutaj elementów zbędnych i nieistotnych, wszystko jest przemyślane i tworzy genialną całość. "Uczeń architekta" jest mozaiką gatunkową, z przeważającymi cechami powieści historycznej i przygodowej. Narracja przypomina trochę "Baśnie z tysiąca i jednej nocy" i trudno tego nie zauważyć, bo Elif Shafak to gawędziarka, współczesna Szeherezada, serwująca czytelnikowi egzotyczne historie. Autorka postawiła na krótkie, ale niezwykle treściwe i esencjonalne rozdziały, które często stanowią odrębne opowieści. Historia Dżahana jest również pretekstem do opowiedzenia o wielkim budowniczym, Sinanie, autorze ponad czterystu wspaniałych budowli. Elif Shafak przywraca go naszej pamięci i jednocześnie przedstawia majestatyczny Stambuł oraz historię potężnego imperium osmańskiego z Sulejmanem Wspaniałym na czele. Przybliża losy wielkiego imperium i postaci nierozerwalnie z nim związanych, czyli kolejnych sułtanów, sułtanki, wezyrów, paszów i wielu innych dostojników, ale pozwala sobie na dość swobodne traktowanie faktów historycznych i przesuwanie niektórych dat, co absolutnie nie zaburza konstrukcji opowieści i nie wpływa na jej odbiór.
"Uczeń architekta" to powieść o życiu i śmierci, sile tworzenia i niszczenia, pełna mądrości i filozoficznych rozważań. Ale to również historia o miłości i nienawiści, wielkich marzeniach i spektakularnych porażkach osadzona w XVI-wiecznym Stambule, mieście, które zachwyca i budzi trwogę, daje schronienie i potrafi zabić. To wreszcie opowieść o wielkim imperium osmańskim oraz ludziach, którzy zbudowali jego potęgę i znaczenie w ówczesnym świecie.
Dominika Ławicka http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
"Uczeń architekta", czyli XVI-wieczny Stambuł oczami Elif Shafak
Orhan Pamuk powiedział o niej "najlepsza turecka pisarka ostatniej dekady", ja ośmielam się twierdzić, że Elif Shafak to jedna z najlepszych i najciekawszych współczesnych powieściopisarek na świecie. Autorka ma niepowtarzalny styl, lekkie pióro i umiejętność tworzenia rozbudowanych i doskonale skonstruowanych...
"Urodzinki", "Luli, synku, luli", "Lato", "Szybko!", "A jak będę dorosła...", "Niegrzeczna dziewczynka", "Daktyle", "Moja siostra królewna", "Na wystawie", "Zapach czekolady" to tytuły fenomenalnych wierszy dla dzieci autorstwa Danuty Wawiłow, które są zaledwie ułamkiem tego, co możecie znaleźć w "Wierszykarni", czyli książce zawierającej najpopularniejsze utwory poetki. Wiersze Danuty Wawiłow to jedne z moich ulubionych utworów dla dzieci, zwłaszcza że autorka niemal zrezygnowała z natrętnego dydaktyzmu, który często pojawia się w poezji kierowanej do małego odbiorcy. Wiersze Danuty Wawiłow prezentują dziecięcy sposób postrzegania świata, radość i spontaniczność. Ich głównym bohaterem jest dziecko, które znajduje się w centrum zainteresowania i, jak to z dziećmi bywa, raz jest grzeczne, miłe i posłuszne, a innym razem krnąbrne, złośliwe i nieskore do żartów, bo akurat ma gorszy dzień. Autorka jest doskonałą obserwatorką i co najważniejsze, pozwala dziecku być po prostu dzieckiem z wszystkim jego wadami i zaletami. Danucie Wawiłow udało się stworzyć cudowne, uniwersalne i ponadczasowe opowieści, które niezmiennie zachwycają kolejne pokolenia, ale przede wszystkim gwarantują doskonałą zabawę.
"Szybko!"
Szybko, zbudź się, szybko, wstawaj!
Szybko, szybko, stygnie kawa!
Szybko, zęby myj i ręce!
Szybko, światło gaś w łazience!
Szybko, tata na nas czeka!
Szybko, tramwaj nam ucieka!
Szybko, szybko, bez hałasu!
Szybko, szybko, nie ma czasu!
Na nic nigdy nie ma czasu...
A ja chciałbym przez kałuże
iść godzinę albo dłużej,
trzy godziny lizać lody,
gapić się na samochody,
i na deszcz, co leci z góry
i na żaby, i na chmury,
albo z błota lepić kule
i nie spieszyć się w ogóle...
Chciałbym wszystko robić wolno,
ale mi nie wolno..."
Jak widzicie pewne życiowe sytuacje nie zmieniają się od lat, dla dzieci czas nie ma znaczenia, jest nieistotny, dlatego też dziecięce postrzeganie świata tak bardzo różni się od naszego, czego dowodem jest to nagromadzenie wykrzykników. Tak uroczych, prawdziwych i niezwykle trafnie obrazujących rzeczywistość utworów jest w książce mnóstwo, a ich różnorodna tematyka zapewni Wam mile spędzony czas z dzieckiem.
Autorką ilustracji do "Wierszykarni" jest Jola Richter-Magnuszewska, kolorowe, dynamiczne i zabawne ilustracje są niekwestionowanym atutem tej książki i doskonale podkreślają charakter twórczości Danuty Wawiłow. Jeżeli zastanawiacie się nad prezentem dla dziecka, to "Wierszykarnia" będzie idealna, zwłaszcza że książka jest naprawdę bardzo ładnie i starannie wydana.
"Wierszykarnia" Danuty Wawiłow to obowiązkowa książka dla wszystkich wielbicieli autorki, małych, dużych i bardzo dużych! Jej wiersze to utwory na każdą porę roku, na pogodę i niepogodę, na dobry i zły humor, na dzień dobry i na dobranoc, polecam!
Dominika Ławicka http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
"Urodzinki", "Luli, synku, luli", "Lato", "Szybko!", "A jak będę dorosła...", "Niegrzeczna dziewczynka", "Daktyle", "Moja siostra królewna", "Na wystawie", "Zapach czekolady" to tytuły fenomenalnych wierszy dla dzieci autorstwa Danuty Wawiłow, które są zaledwie ułamkiem tego, co możecie znaleźć w "Wierszykarni", czyli książce zawierającej najpopularniejsze utwory poetki....
więcej mniej Pokaż mimo to
Moda na zdrowie - Anna "WILCZO GŁODNA" Gruszczyńska i jej sposób na smukłą sylwetkę
No, takiej książki na moim blogu jeszcze nie było! Ale świetnie się składa, bo przed nami wakacje, czyli pora, kiedy odsłaniamy trochę więcej ciała i miło byłoby wyglądać dobrze, co zwykle oznacza bez wylewających się tu i ówdzie wałeczków tłuszczyku, które za bardzo nas pokochały. Nie wierzę w żadne diety cud, one nie istnieją, a kombinowanie zwykle kończy się efektem jojo i koło się zamyka. Jak wiadomo, najlepszą dietą jest MŻ, czyli MNIEJ ŻREĆ, ale co zrobić kiedy lodówka zaprasza nas na ucztę, z szafek kuchennych wypadają słodycze, a znajomi częstują kolejnymi łakociami, bo przecież jeden nie zaszkodzi. Jeden smakołyk raz na jakiś czas nie, ale kilka dziennie, to już problem. Wiem o czym mówię, bo nie potrafię żyć bez czekolady albo ona beze mnie - tak się usprawiedliwiam. Co za dużo, to niezdrowo, dodatkowe kilogramy to ogromne obciążenie dla organizmu, dlatego należy zmienić nawyki żywieniowe i przede wszystkim zafundować sobie więcej aktywności fizycznej i wcale nie trzeba, wzorem celebrytów, korzystać z cateringu, bo zdrowe, dietetyczne i smaczne posiłki można samodzielnie przyrządzić. Wylewanie siódmych potów na siłowni też nie będzie konieczne, bo ćwiczyć można w domu, kanał YouTube zaprasza, też można się nieźle spocić!
Książka Anny Gruszczyńskiej to dość osobliwa pozycja na rynku wydawniczym, prezentująca zupełnie inny sposób na walkę z otyłością i zachęcająca do zdrowego trybu życia i aktywności fizycznej, która zaowocuje zrzuceniem nadwagi. Autorka obiecuje jeden rozmiar w dół, pod warunkiem zaliczenia 30-dniowego wyzwania, które bardzo szczegółowo rozpisała. Anna Gruszczyńska walczyła z zaburzeniami odżywiania i depresją, wyszła z nich obronną ręką, a swoją wiedzą i doświadczeniem postanowiła się podzielić. Każdy dzień to kolejny etap diety, zmiany w menu będą konieczne, bowiem należy wyeliminować wszystkie produkty wysokokaloryczne, poza tym należy pogodzić się z myślą, że od siedzenia w fotelu i podjadania rośnie tyłek oraz inne części naszych boskich ciał i dlatego należy pokochać ćwiczenia, bez nich się nie obejdzie!
"To nie jest dieta" Anny Gruszczyńskiej zachwyciła mnie nie tylko zdroworozsądkowym podejściem autorki do zasad żywienia i treningu fizycznego, ale również niezwykłym poczuciem humoru. Autorka namawia do samooceny i z niej czyni punkt wyjścia, bo sami musimy stwierdzić, co wymaga u nas jedynie korekty, a co większej pracy. Pokonanie "potwora" nie musi wiązać się z odmawianiem sobie wszystkiego, ale bardzo ważny jest umiar i świadomość tego, czym napychamy nasze brzuchy. To nie jest tajemna wiedza, bo większość z nas bardzo dobrze wie, czym jest zdrowa, nieprzetworzona żywność, ale mamy problem z wdrożeniem zasad prawidłowego odżywiana i zawsze znajdujemy solidne wytłumaczenie dla obżarstwa.
Książka Anny Gruszczyńskiej to kolorowy, bogato ilustrowany dziennik prezentujący sposób na walkę z nadwagą. Można w nim notować swoje przemyślenia, układać jadłospis, dowiedzieć się kilku rzeczy o rodzajach ćwiczeń i przyznawać sobie punkty za kolejne etapy metamorfozy. Nie nabawicie się kompleksów, bo na żadnej ze stron nie znajdziecie zjawiskowo pięknych i smukłych sportsmenek, są za to zabawne ilustracje, które motywują do zmian i pomogą w walce o zdrowie i lepsze samopoczucie, a dla wytrwałych nagroda w postaci mniejszego rozmiaru ubrań.
Pokonaj swoje słabości i zawalcz o zdrowie! Polecam i obiecuję nie jeść czekolady, co za ból!
Dominika Ławicka http://matkapolkaczytajaca.blox.pl/
Moda na zdrowie - Anna "WILCZO GŁODNA" Gruszczyńska i jej sposób na smukłą sylwetkę
No, takiej książki na moim blogu jeszcze nie było! Ale świetnie się składa, bo przed nami wakacje, czyli pora, kiedy odsłaniamy trochę więcej ciała i miło byłoby wyglądać dobrze, co zwykle oznacza bez wylewających się tu i ówdzie wałeczków tłuszczyku, które za bardzo nas pokochały. Nie...
"Olive Kitteridge" Elizabeth Strout
Nie wiem, czy sięgnęłabym po tę książkę, gdyby nie serial, którego pierwszy odcinek zaintrygował mnie do tego stopnia, że po prostu musiałam poznać najsłynniejszą powieść Elizabeth Strout. Amerykańska autorka otrzymała za nią Nagrodę Pulitzera w 2009 r. W Polsce książka ukazała się rok później pod tytułem "Okruchy codzienności", zresztą bardzo adekwatnym do treści. Olive Kitteridge jest centralną postacią opowieści Strout i choć są rozdziały, w których staje się na chwilę kimś drugoplanowym, to i tak wiadomo, że to ona jest w powieści Elizabeth Strout najważniejsza.
Kim jest Olive Kitteridge? Żoną, matką i nauczycielką matematyki w szkole średniej. Nie budzi powszechnej sympatii, bo jej usposobienie, cięty język i surowe podejście do życia skutecznie zniechęcają nie tylko uczniów, sąsiadów, ale też najbliższych. W głębi serca Olive jest kimś zupełnie innym. To wrażliwa kobieta o dobrym sercu, która od lat budowała wokół siebie coś na wzór muru obronnego. Jej szorstkość i bezkompromisowość potrafią ranić, ale w wielu przypadkach trudno nie przyznać Olive Kitteridge racji. To niezwykle odważna kobieta, która nie boi się głośno mówić o tym, o czym inni boją się nawet pomyśleć. Wspominałam o poprzednim tytule, czyli "Okruchach codzienności". Czytając tę powieść ma się wrażenie podglądania codzienności mieszkańców małego miasteczka. Na kartach powieści Elizabeth Strout wzloty towarzyszą upadkom, miłość czasem kończy się zdradą, a problemy są naturalną częścią ludzkiej egzystencji, jak to w życiu. To książka niesamowicie prawdziwa, napisana z dużym wyczuciem, momentami szczera do bólu. Bardzo odpowiadał mi jej melancholijny charakter i niespieszność przedstawionych wydarzeń. "Olive Kitteridge" nie jest powieścią na jeden wieczór, to książka, którą można i należy się delektować, by docenić jest złożoność, trafność spostrzeżeń i niebywały prozatorski talent Elizabeth Strout.
Zainteresowanym przypominam, że niedawno w księgarniach ukazała się kontynuacja tej powieści, czyli "Olive powraca". Bardzo jestem ciekawa tej historii, bardzo jestem ciekawa Olive.
Moja ocena: 6/6
Dominika Ławicka
https://zawszewksiazkach.blogspot.com/
"Olive Kitteridge" Elizabeth Strout
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNie wiem, czy sięgnęłabym po tę książkę, gdyby nie serial, którego pierwszy odcinek zaintrygował mnie do tego stopnia, że po prostu musiałam poznać najsłynniejszą powieść Elizabeth Strout. Amerykańska autorka otrzymała za nią Nagrodę Pulitzera w 2009 r. W Polsce książka ukazała się rok później pod tytułem "Okruchy codzienności",...