-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
Recenzja z bloga --> https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
"Szkic" można odebrać na wiele różnych sposobów. Jest to młodzieżówka, a do takich książek z zasady trzeba podchodzić dosyć ostrożnie, bo rzadko, kiedy można trafić na taką, która wywoła w nas emocje, zainteresuje i nie będzie po drodze irytować. Zaczynając tę pozycję nie za bardzo wiedziałam, czego się spodziewać, opis był intrygujący, a okładka przyciągająca uwagę, ale czy treść będzie na takim samym poziomie jak oprawa? Okazało się, że tak. To nie jest, bowiem zwykła młodzieżówka, to historia poruszająca mnóstwa tematów, które z każdą stroną dostarczają nam coraz większych wrażeń.
Siedemnastoletnia Bea Washington po dłuższym czasie wychodzi z ośrodka odwykowego, w którym odkryła, że potrafi naszkicować myśli innej osoby.
W tym samym czasie miastem wstrząsają śmiertelne napaście na tle seksualnym. Bea nie potrafi się odnaleźć po wyjściu z ośrodka, postanawia rozwiązać zagadkę ataków korzystając ze swojego daru. Tylko czy dziewczynie uda się wytrzymać w trzeźwości, kiedy podczas rozwiązywania tajemnic trafi na wiele dosyć pokaźnych przeszkód?
Zdecydowanie jest to powieść dla młodzieży. Na samym początku nie podejrzewałam, że będzie to aż ta dobra książka. Myślałam raczej, że będzie przeciętna, wciągająca jednak niewymagająca. Taka na jeden raz. Myliłam się, autorka bowiem stworzyła pozycję, która interesuje, wciąga i wymaga od czytelnika myślenia. Jednak przede wszystkim jest to coś nowego. Samms wykazała się kreatywnością, tworząc postać z takim talentem, jaki posiada Bea. Osobiście jedyna bohaterka, która kojarzy mi się z podobnymi zdolnościami w powieściach jest Clarie z serii "Dary Anioła" Cassandry Claire. Bea potrafi naszkicować myśli drugiej osoby z doskonałymi szczegółami. Jest to niesamowite urozmaicenie fabuły, bo dzięki temu książka w o wiele większym stopniu przypada czytelnikowi do gustu. Pomimo zwykłej kryminalnej zagadki, dostajemy dziewczynę niczym z filmu Marvela oraz delikatny, poboczny wątek romantyczny, który tylko podsyca naszą ciekawość. Szczerze mówiąc, nie potrafiłam się od tej książki oderwać. Zakochałam się po uszy w Bei. Jest inteligentna i ma głowę na karku. Mimo przeciwności, jakie były rzucane jej pod nogi, potrafiła się podnieść i iść dalej. Wzruszyło mnie to, że poznajemy bohaterkę, kiedy jest na samym dnie, nie ma praktycznie nic. I to na naszych oczach bierze się ona do roboty, jesteśmy świadkami jak walczy, aby po raz drugi nie upaść. To chyba mnie najbardziej chwyciło za serce. Często autorzy kreują bohaterów, którzy są silnymi postaciami, najczęściej stojącymi u progu kariery. Tutaj pisarka postanowiła odejść od tej normy. Dostajemy młodą dziewczynę, po odwyku z ogromnym poczuciem winy i świadomością, że dotarła ona tam gdzie nigdy nie podejrzewała, że będzie - na dno.
"Szkic" jednak, to nie tylko świetna bohaterka. To również przemyślana i wciągająca fabuła. Wątek kryminalny jest porywający i potrafi zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie. W pewnej chwili sami zaczynamy powoli docierać do prawdy, jednak nie jest to taka prosta sprawa, ponieważ pisarka idealnie manipuluje sytuacją, przez co później rezygnujemy z naszych dotychczasowych podejrzeń, aby wysunąć kolejne, które koniec końców też są błędne. Finał powieści potrafi wprowadzić w osłupienie, jest kompletnie nieprzewidywalny. Jestem nią bardzo pozytywnie zaskoczona, bo okazała się ona warta uwagi. Niesamowici bohaterowie, zwariowana i wciągająca fabuła, a do tego delikatny wątek romantyczny razem tworzą powieść (jak dla mnie) idealną.
Recenzja z bloga --> https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
"Szkic" można odebrać na wiele różnych sposobów. Jest to młodzieżówka, a do takich książek z zasady trzeba podchodzić dosyć ostrożnie, bo rzadko, kiedy można trafić na taką, która wywoła w nas emocje, zainteresuje i nie będzie po drodze irytować. Zaczynając tę pozycję nie za bardzo wiedziałam, czego się...
Recenzja z bloga --> https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
Kolejny thriller za mną. Przed zaczęciem tej pozycji podejrzewałam, że będzie to intrygująca i w pewnym sensie wstrząsająca książka, która zapewni mi dzień intensywnych wrażeń. Po skończeniu muszę przyznać, że bardzo dobrze mi się ją czytało, ale... no właśnie, coś mi nie pasowało. Czegoś zabrakło i sama nie za bardzo wiem, czego. Rzadko, chwytam po książki tego typu, ponieważ bardzo często jest tak, że nie potrafią one mnie zaskoczyć, nudzą i szczerze mówiąc, tracę na nie swój cenny czas. "Siostrzyczki" to pozycja interesująca i wciągająca, jednak posiada też ciemną stronę, potrafi porządnie zanudzić czytelnika niektórymi rozdziałami.
Dwie siostry.
Jedna mówi prawdę.
Druga ma obsesję.
Dwadzieścia lat wcześniej ojciec postanowił zabrać jedną ze swoich córek na wakacje, z których nigdy nie wrócili. Zniknęli. Teraz, po wielu latach wraca zaginiona dziewczyna twierdząc, że chce odbudować zniszczone relacje rodzinne. Clarke nie potrafi w kobiecie odnaleźć zaginionej siostry, do tego, w jej życiu zawodowym jak i prywatnym pojawiają się wielkie czarne chmury. Kobieta ma coraz większe trudności w ukrywaniu swoich obaw. Zaczyna popadać w paranoję i boi się o swoje zdrowie. Czy to ona zwariowała, a może naprawdę dzieje się coś dziwnego, czego nie dostrzega nikt inny?
Zdecydowanie pierwsze, o czym muszę wspomnieć to okładka. Jest niesamowita, bardzo mi się podoba jej klimat oraz dobór kolorów. Sama książka nie jest zła, jednak osobiście miałam bardzo duży problem wciągnąć się w fabułę. Czytałam i mimo że całość mi się podobała, to zawsze miałam coś innego (ciekawszego) do roboty. Nie potrafię wyjaśnić, czemu tak było. Historia mnie intrygowała, a tajemniczy klimat opływał z każdej strony. Problem polegał na tym, że kiedy przerwałam czytanie to nie potrafiłam się zmusić, aby do niego wrócić. To było chyba najgorsze. "Siostrzyczki" to powieść gdzie występują kolory: czarny i biały, jest albo bardzo dobrze, albo bardzo źle. Nie ma sytuacji połowicznych. Myślę, że znawcy tego gatunku zdecydowanie inaczej odbiorą tę pozycję. Ja nie znam się na tym gatunku, czytam, kiedy przyjdzie mi na to ochota, najczęściej raz na miesiąc. Największy jednak problem w tej pozycji stanowił dla mnie jej początek. Tak ogólnikowo mówiąc to był po prostu nudny. Czekałam, aż się sytuacja rozkręci i szczerze mówiąc czekałam prawie połowę książki. Zdecydowanie spodziewałam się po niej czegoś więcej. Mimo to muszę przyznać, że spędziłam z nią miło czas.
Podczas czytania polubiłam Clarke - mądra i inteligentna bohaterka, która stara się wyjaśnić coś, czego nikt inny nie dostrzega. Błądzi ona odbijając się od ściany do ściany, jednak mimo to nie poddaje się. Imponowało mi, że mimo przeciwności dalej uparcie dążyła do celu. Z kolei postać męża bohaterki nie przemawiała do mnie wcale. Odebrałam go, jako pustą postać, która jest tylko po to, żeby być. Podczas czytania snujemy domysły, które na sam koniec okazują się być kłamstwem. Cała powieść to jedna wielka niewiadoma, bowiem autorka prowadzi nas przez fabułę z zawiązanymi oczami, nie wiemy, kto mówi prawdę, kto kłamię. Odbijamy się od ściany tylko po to, aby na koniec móc dojrzeć światełko na końcu tunelu. Finał jest jak lodowata woda wylana nam nagle na głowę. Kompletny szok. Mimo tych kilku minusów wymienionych wcześniej bardzo się cieszę, że udało mi się przeczytać tę książkę.
Recenzja z bloga --> https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
Kolejny thriller za mną. Przed zaczęciem tej pozycji podejrzewałam, że będzie to intrygująca i w pewnym sensie wstrząsająca książka, która zapewni mi dzień intensywnych wrażeń. Po skończeniu muszę przyznać, że bardzo dobrze mi się ją czytało, ale... no właśnie, coś mi nie pasowało. Czegoś zabrakło i sama nie za...
Recenzja z bloga --> https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
Zacznę od tego, że kocham tę okładkę. Podziwiam ją i podziwiam, szczerze mówiąc, nie potrafię się napatrzeć. Mroczna, intrygująca i co najważniejsze - przyciągająca uwagę. Uwielbiam takie okładki. Do tego, kiedy możemy powiedzieć, że treść powieści jest równie interesująca, to na moje oko mamy do czynienia z książką idealną. Zasiadając do czytania tej pozycji nie miałam nie wiadomo jak wielu ukrytych oczekiwań. Chciałam miło spędzić z nią czas. Po skończeniu muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego. I nie chce przez to powiedzieć, że książka jest zła, czy nie warta uwagi, jest ciekawa i wciągająca jednak brakowało mi tego "czegoś”, co na pozór często w powieściach tego typu występuje.
"Nie mogę się doczekać, kiedy znowu położę na tobie usta. Zjem cię, jakbym czekał w celi śmierci na egzekucję, a ty byłabyś moim ostatnim, cholernym posiłkiem"
Violet Hall nie ma łatwego życia, a przyrodni brat, zawodnik NFL nie ułatwia jej go. Dziewczyna idealnie zna się na takich chłopakach. Przystojni i pociągający, ale z drugiej strony dupki, którzy myślą tylko o tym ile lasek uda im się zaliczyć w ciągu jednej nocy. Violet jest na tyle mądra, aby omijać facetów tego typu szerokim łukiem. Do momentu, kiedy przypadkiem wpada na Alexa Watersa. Stara się trzymać gardę wysoko i nie dać się zwieść jego przystojnej twarzy oraz dobrze zbudowanemu ciału. Dobrze wie, co takiemu w głowie. Po jednej rozmowie przekonuje się jednak, że Alex nie jest tylko piękną buźką, ale również inteligentnym i sympatycznym facetem. Po gorącej nocy, dziewczyna chce zapomnieć o mężczyźnie i skupić się na rzeczach stałych w jej życiu, jednak ku jej zaskoczeniu Alex nie chce zrywać kontaktu, wysyła jej SMSy i kwiaty. Violet ma coraz większy problem z ignorowaniem go. Mężczyzna przedstawiany jest, jako playboy, a dziewczyna nie chce uchodzić za jego kochankę, dlatego chce trzymać się od niego z daleka.
Uwielbiam takie książki. Są zabawne, wciągające i potrafią zaskoczyć czytelnika w najmniej spodziewanym momencie. Ta pozycja właśnie taka jest, do tego napisana została łatwym i przystępnym językiem, dzięki czemu strony same się przewijają. I wszystko było by pięknie gdyby nie kilka rzeczy, które mnie niesamowicie irytowały. Pierwszą (i główną rzeczą) są bohaterowie pierwszoplanowi. Rozdziały w książce zostały napisane z perspektywy Violet oraz Alexa. To zdecydowanie działa na korzyść książki, ponieważ mamy wgląd w myśli i uczucia obu bohaterów. Jednak są też negatywne strony. Niesamowicie irytowały mnie rozdziały Violet. Uważa się za nerda, a zachowuje się jak nimfomanka. Dziewczyna cały czas myślała, że jest taka i taka, a robiła coś kompletnie temu zaprzeczającemu. Na początku można przymknąć na to oko, jednak ona robi to notorycznie, rozdział po rozdziale. Szału można dostać. Na szczęście mamy jeszcze rozdziały Alexa, które są (według mnie) bardziej przemyślane i dopracowane. Chłopak zrobił na mnie (nie raz) wrażenie, ponieważ został wykreowany, jako mądry, przystojny i kulturalny facet. Takiego to ze świecą w tych czasach szukać, bo który podczas pierwszej rozmowy odnosi się do literatury i recytuje "Hamleta"?
Kolejną rzeczą, na którą muszę zwrócić uwagę to ilość seksu w tej książce. Jak wspomniałam bohaterka jest nerdem (nimfomanką), więc takie sceny trafiają się od dwóch do pięciu rozdziałów. Osobiście jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało, jednak wiem, że niektórzy z was mogą mieć z nimi problem. Bardzo mi się podobało to, że pisarka zawsze takie sceny przedstawiała w zabawny, humorystyczny sposób, więc nie raz wywołały one uśmiech na moich ustach. Po skończeniu tej książki odczuwałam lekki niedosyt. Brakowało mi czegoś, tylko sama nie potrafię określić, czego. Wydaje mi się, że można było tę powieść urozmaicić w inne wątki, żeby była bardziej tajemnicza, bardziej intrygowała czytelnika.
"Pucked" jest śmieszną powieścią, która potrafi wciągnąć czytelnika. Nie jest to jednak literatura nie wiadomo jak wysokich lotów, mogę powiedzieć, że daleko jej do tego. Książka, jako całokształt jest przewidywalna. Na samym początku można się domyślić jak się ona skończy, jednak wydaje mi się, że dla osób, które gustują w pozycjach tego typu nie będzie to jakiś wielki problem. Osobiście cieszę się, że udało mi się ją przeczytać.
Recenzja z bloga --> https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
Zacznę od tego, że kocham tę okładkę. Podziwiam ją i podziwiam, szczerze mówiąc, nie potrafię się napatrzeć. Mroczna, intrygująca i co najważniejsze - przyciągająca uwagę. Uwielbiam takie okładki. Do tego, kiedy możemy powiedzieć, że treść powieści jest równie interesująca, to na moje oko mamy do czynienia z...
Zacznę może od tego, że bardzo podoba mi się język jakim została napisana książka. Prosty, zrozumiały i przejrzysty. Nigdzie nie ma ukrytych metafor czy znaczeń, które mogłyby sprawić nam trudność w zrozumieniu tekstu. Wiele poradników cechuje się tym, że autorzy na upartego próbują nas przekonać o swojej racji, przez różne wyniki ankiet, badania czy inne bzdury. Powiedzmy sobie szczerze, czy kogokolwiek to interesuje? Dajmy na to "W 2017 roku osiemdziesiąt procent ankietowanych stwierdziło, że to właśnie "Jakikolwiek lek" pozwala im zasnąć szybciej niż inne substancje." Tylko powiedz mi szczerze, czy ta informacja zmieniła twoje nastawienie do świata? Czy dzięki niej teraz będziesz kupował "jakikolwiek lek" zamiast tego który przyjmujesz? Oczywiście, że nie. Są to suche fakty, które zamiast przekonywać nas o racji autora tekstu, nużą nas i sprawiają, że czytamy zdanie po zdaniu nie wyłapując z nich ani krzty sensu. W "Unf*ck yourself. Napraw się" autor pisze w prosty sposób, nie zanudza nas wynikami ankiet (które nikogo nie obchodzą), nie próbuje przekonać nas, że mamy "to coś" w sobie, że trzeba w to tylko uwierzyć. Bo każdy z nas doskonale wie, że większych bzdur nie można wmówić człowiekowi. Tutaj pochwały i zachwyty nie polewają się w ogóle. Każda strona to sroga i surowa prawda, bez podkolorowywania i wyolbrzymiania. Kawa na ławę. Właśnie to mnie w niej najbardziej urzekło. Nie usłyszałam jaka jestem wspaniała, piękna i niesamowita. Usłyszałam za to, że jestem leniwa i głupia jeżeli myślę, że zmiany same zapukają do moich drzwi. Szczera prawda to powód dla którego warto chwycić za tę książkę. Jest krótka, ale potrafi zmienić twoje nastawienie, potrafi pokazać Ci jak patrzeć, żeby w końcu widzieć rzeczywistość.
Zacznę może od tego, że bardzo podoba mi się język jakim została napisana książka. Prosty, zrozumiały i przejrzysty. Nigdzie nie ma ukrytych metafor czy znaczeń, które mogłyby sprawić nam trudność w zrozumieniu tekstu. Wiele poradników cechuje się tym, że autorzy na upartego próbują nas przekonać o swojej racji, przez różne wyniki ankiet, badania czy inne bzdury. Powiedzmy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Recenzja z bloga --> http://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com/2018/03/listy-do-utraconej-brigid-kemmerer.html
"Listy do utraconej" to książka, na którą czekałam od pierwszej zapowiedzi. Intrygujący opis fabuły i do tego ta okładka! Po prostu zadatki na idealną lekturę! Zaczęłam czytać i gdyby nie to, że na samym początku wiedziałam jak się skończy, to byłabym nią zachwycona. Jednak nie zawsze dostajemy to, czego się spodziewamy. Tutaj jest podobnie. Obstawiałam, że będzie to emocjonalna powieść z wciągającą i interesującą fabułą. Skończyło się na tym, że dostałam naszpikowaną emocjami książkę, dopracowanymi bohaterami, jednak strasznie przewidywalną fabułą. W życiu przeczytałam niezliczoną ilość książek dla nastolatków i dla mnie bardzo często jest tak, że po prostu wiem jak skończy się dana pozycja. Mimo to, uważam, że jest to obowiązkowa lektura dla osób gustujących właśnie w książkach tego gatunku.
"Kiedyś zapytałem go, jak to możliwe, że wierzy w dobroć Boga, skoro ledwo przeżył piekło, jakie zgotował mu ojciec.Spojrzał na mnie i odpowiedział:- Wierzę właśnie dlatego, że przeżyłem."
Declan Murphy to typowy chłopak "spod ciemnej gwiazdy". Zbuntowany nastolatek, który jest postrachem calutkiej szkoły. Przez swoje zachowanie zmuszony jest przychodzić na obowiązkowe prace społeczne: na cmentarzu. Chłopak nic sobie z tego nie robi, do momentu, kiedy kompletnie przypadkiem znajduje na jednym z grobów list. Zaintrygowany go czyta i ku własnemu zaskoczeniu, odpisuje. Jednak, gdy Juliet Young bierze ponowie swój list do ręki jest wściekła na nieznajomego, który naruszył jej prywatność czytając wiadomość zaadresowaną nie do niego. Swoją wściekłość wylewa na kartce, który ponownie zostawia na grobie. Po pewnym czasie dwójkę nieznajomych sobie osób łączy nić zrozumienia. Oboje nawet nie przepuszczają ile mają ze sobą wspólnego.
Na samym początku przypuszczałam, że będzie to książka a la "Love Rosie" Cecelii Ahern, która calutka jest napisana za pomocą listów. Szczerze się zdziwiłam, kiedy okazało się, że książka posiada ich tylko kilka, a prowadzona jest w normalny sposób. Jak dla mnie jest to zdecydowanie plus, ponieważ nienawidzę książek pisanych za pomocą listów. Nie jest to spowodowane niczym konkretnym, po prostu nie przypadają mi takie pozycje do gustu i dlatego też wolę im nie wchodzić w drogę. Kolejnym plusem, na który muszę zwrócić uwagę, to pomysł autorki. Bardzo podoba mi się to, że, to cmentarz połączył dwójkę nieznajomych sobie osób. Miejsce, które ludzie omijają szerokim łukiem, które kojarzy się tylko i wyłącznie z bólem, zostaje tutaj obdarzone mocą nie rozdzielania, a "łączenia". W życiu nie wpadłabym chyba na to, żeby właśnie w takim miejscu zacząć książkę. Do chwili obecnej, jedyną powieścią, którą przeczytałam i miała ona jakikolwiek związek z cmentarzem była powieść "Księga cmentarna" Neila Gaimana.
Mimo, że jest to powieść dla nastolatków zdecydowanie polecam ją każdemu. Delikatnie napisana, poruszająca trudne tematy, typu śmierć kogoś ważnego. Pokazuje nam zagubienie, jakie łączy się ze stratą, szukanie swojej drogi i przede wszystkim, że z każdego może wypłynąć coś dobrego. Nawet, kiedy kompletnie się tego nie spodziewamy. Tak właśnie było z naszymi bohaterami. Juliet po stracie matki, utraciła wszystko, co się dla niej liczyło. Została pustka w sercu, której nie potrafiła zapełnić. Declan za to stracił wszystko już dawno, dlatego wszystko robi, byle mieć spokój. Spotkanie obu bohaterów porusza w ich życiach grunt pod nogami. Wątek romansu miedzy tą dwójką jest wyraźnie zarysowany, jednak bardzo wolno się rozwija. W ty czasie poznajemy dokładnie bohaterów, poznajemy ich przeżycia oraz myśli. Podczas czytania osobiście bardzo polubiłam Declana. Młody, skomplikowany i na swój sposób wyjątkowy. Rozdziały z jego perspektywy, najbardziej do mnie przemawiały. Wydawały mi się bardzo autentyczne.
"Czytam list raz jeszcze. Każde słowo jest wypełnione cierpieniem. Bo tylko cierpienie może skłonić kogoś do pisania listów do osoby, która nigdy ich nie przeczyta."
"Listy do utraconej" to książka piękna, poruszająca temat, o którym boimy się czasami mówić. Wywołuje tyle emocji, że czasami płaczemy z uśmiechem na ustach. Do tego tajemnicę, które okrywają niektóre sytuacje są aż namacalne. Wszystko razem sprawia, że nie potrafimy jej odłożyć na bok. Będę do niej wracała i bardzo się cieszę, że udało mi się ją poznać, bo jest warta poświęconego jej czasu.
Recenzja z bloga --> http://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com/2018/03/listy-do-utraconej-brigid-kemmerer.html
"Listy do utraconej" to książka, na którą czekałam od pierwszej zapowiedzi. Intrygujący opis fabuły i do tego ta okładka! Po prostu zadatki na idealną lekturę! Zaczęłam czytać i gdyby nie to, że na samym początku wiedziałam jak się skończy, to byłabym nią...
"Zostać Panią Parrish" to powieść, która zyskała nie małe grono zwolenników, zresztą nie ma co się dziwić, bo sama po przeczytaniu tej pozycji dołączyłam do tej grupy. Książka zawiera w sobie elementy thrillera psychologicznego i kryminału, akcja nie zwalnia, jest cały czas na tym samym poziomie, a poprzeczka podnosi się z każdym rozdziałem. Zasiadając do tej pozycji nie spodziewałam się czegoś niesamowitego i zapierającego dech w piersi. Okazało się jednak, że dostałam coś o stokroć lepszego. Po zakończeniu całości nie potrafiłam odłożyć tej książki z rąk, ponieważ musiałam dać mojemu sercu czas, aby dogoniło myśli. Myślę, że mogę tę pozycję zaliczyć do jednej z lepszych, przeczytanych w 2018 roku.
"Siłą matki Amber było to, co okazało się największą słabością Daphne. A słabi nigdy nie wygrywają bitew."
Amber Patterson to kobieta, która jest przekonana, że należy jej się życie w luksusie. Jest pozbawiona skrupułów, posiada wybujałe ambicje i ogromny talent aktorski. Za to Daphne Parrish ma wszystko, czego Amber pragnie. Przystojnego i dobrze zarabiającego męża, piękny i luksusowy dom oraz dwie idealne córki. Ma życie jak z bajki. Amber obmyśla plan jak zająć jej miejsce. Powoli wdziera się w idealne życie Parrishów, umiejętnie manipulując wszystkimi jej członkami. Prowadzi niebezpieczną grę, której stawka jest bardzo wysoka, a czasu jest coraz mniej. Jednak dziewczyna nie wie, że to nie ona rozdaje karty i jest tylko pionkiem w bardzo niebezpiecznej grze.
"Psychiczna przemoc i zastraszanie są równie groźne jak fizyczna napaść i wyrządzają równie wielkie szkody."
"Zostać Panią Parrish" to książka, która pokazuje czytelnikowi do czego może posunąć się człowiek, żeby zdobyć to czego pragnie. Amber to bohaterka, która mnie intrygowała w takim samym stopniu co niepokoiła kobieta, dla której nic nie jest niemożliwe do zdobycia, intrygantka i kłamczucha tak dobra, że mogłaby zawstydzić niejedną osobę. Szczerze mówiąc, gdybym poznała taką osobę w realu, w życiu nie zauważyłabym jej "gry" i "manipulacji", właśnie to mnie przeraża chyba najbardziej, ponieważ nie chciałabym zostać pionkiem na planszy, która jest moim życiem.
Cała powieść została podzielona na dwie części. Pierwsza poprowadzona jest z perspektywy Amber. Druga, z kolei z perspektywy Daphne, więc mamy idealny wgląd w to co myślą i czują obie bohaterki. Dzięki temu poznajemy obie kobiety w takim samym stopniu. Mamy możliwość wczucia się w obie i zdecydowaniu która z pań jest bohaterką bardziej wyrazistą. Według mnie zdecydowanie jest to Amber. Mimo to, że jest manipulantką, która uważa, że tylko ona zasłużyła na życie idealne, polubiłam ją. Jest bohaterką z charyzmą, która zapada głęboko w pamięci. Daphne też nie była zła, jednak zdecydowanie Amber wydawała mi się bardziej kolorową bohaterką. Uważam, że autorka podczas pisania bardziej skupiła się właśnie na tej postaci. Jedyne co mi porządnie doskwierało w niektórych momentach to podatność Amber na manipulację. Nie było takich momentów wiele, jednak mi podczas czytania rzucały się w oczy. Manipulatorka manipulowana przez inną osobę? Czy tylko mnie wydaje się to komiczne?
Zaczynając tę pozycję miałam ogromny problem aby wciągnąć się w tę historię. Cały czas coś mnie rozpraszało, a fabuła nie wydawała się taka "fascynująca", żebym nie mogła jej odłożyć. Nie trwało to jednak długo. Po kilku rozdziałach książka zmieniła się nie do poznania i wciągneła mnie w wir wydarzeń.
Zdecydowanie polecam każdemu!
"Zostać Panią Parrish" to powieść, która zyskała nie małe grono zwolenników, zresztą nie ma co się dziwić, bo sama po przeczytaniu tej pozycji dołączyłam do tej grupy. Książka zawiera w sobie elementy thrillera psychologicznego i kryminału, akcja nie zwalnia, jest cały czas na tym samym poziomie, a poprzeczka podnosi się z każdym rozdziałem. Zasiadając do tej pozycji nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie lubię kryminałów. Dlaczego? Bo bardzo często są przewidywalne i po prostu nudne. Sama nie wiem, co dokładnie podkusiło mnie do chwycenia za "Czerwony parasol". Obawiałam się, że nie przypadnie mi do gustu i jeszcze bardziej zbrzydzi mi powieści tego typu, jednak po skończeniu tej książki muszę powiedzieć, że nie żałuje ani sekundy z nią spędzonej. "Czerwony Parasol" zaczyna się, jak dla mnie, strasznie chaotycznie, dostajemy strzępki rozmów nie wiadomo kogo, o czym i nie za bardzo wiadomo co to ma mieć wspólnego z naszą główną bohaterką Tatianą. Jednak, czym dalej jesteśmy w fabule, tym bardziej zaczynamy rozpoznawać bohaterów i co najważniejsze, zaczynamy rozumieć, co się dzieje.
Siedemnastoletnia Tatiana wraca z treningu do domu, a tam znajduje zamordowanych rodziców i siostrę. Dziewczyna nie rozpacza, bierze się w garść i postanawia działać. Zabezpieczona przez ojca, odnajduje w domowej skrytce pendrive'a i ampułki. Dziewczyna szybko dorasta, ponieważ zdaje sobie sprawę z tego, że od jej zadania zależy jej życie oraz wiele innych rzeczy. Jednak czy siedemnastoletnia dziewczyna, z bogatego domu, której nigdy niczego nie brakowało, może wykazać się bezwzględnością? Czy potrafi zabić bez zawahania? Czy podoła zadaniu, czy zginie próbując?
"Czerwony parasol" zaczyna się dosyć słabo, jak na moje oko. Na samym starcie miałam ochotę wywiesić białą flagę. Leciałam strona za stroną, a najgorsze jest w tym to, że niczego nie rozumiałam! Kompletnie! Nic z tych kilkudziesięciu stron nie trzymało się kupy. Jednak później, kiedy dochodzimy do naszej głównej bohaterki i dostajemy pierwotną fabułę Tatiany, wpadamy jak śliwki w kompot. Lecimy słowo za słowem, zdanie po zdaniu i nie potrafimy się nacieszyć akcją, fabułą oraz bohaterami. Cała powieść napisana jest dorosłym i poważnym językiem, jednak to nie znaczy, że nie jest naszpikowana emocjami. Narracja jest poprowadzona w taki sposób, że czytelnik na własnej skórze może poczuć emocje bohaterki. Książkę nie raz trzymałam w drżących dłoniach i z niecierpliwością czekałam na to, co miało się wydarzyć. Niesłabnące napięcie oraz nagłe zwroty akcji to rzeczy, które chyba najbardziej cechują tę powieść!
Każda książka posiada jednak trochę wad, a ta pozycja nie stanowi żadnego wyjątku. Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłam dosyć prędko uwagę to "upiększanie" bohaterów przez autora. W tej pozycji nie występują ludzie przeciętni, każda z osób, jaka przewija się przez strony powieści jest jak wyciągnięta żywcem z magazynu. Nieważne czy dana osoba jest szefem jakiejś korporacji czy sprzątaczką, każda jest piękna, wspaniała i po prostu nic tylko mdleć na jej widok. Ta wada nie sprawia jednak, że odbieramy gorzej całokształt powieści, wydaje mi się, że niektóre osoby mogą tego nawet nie dostrzec, bo wiadomo każdemu rzuca się w oczy coś innego. Kolejną rzeczą, na którą muszę zwrócić uwagę to wątek romantyczny, który nagle się ukazuje w powieści. Pierwsze dwieście stron to istny rollercoaster, rzuca nami i potrafi nie raz zaskoczyć, jednak później, kiedy dostajemy wątek romantyczny, nagle jak za sprawą czarodziejskiej różdżki cała akcja znika. Trzymający w napięci kryminał zmienia się w obyczajówkę. Wiele osób na to narzeka, jednak mi to nie specjalnie przeszkadzało. Lubię obyczajówki i wątki romantyczne, a dobry kryminał właśnie z takim wątkiem to coś, co uwielbiam!
Nie czytam polskich twórców, ponieważ nie raz się już na nich przejechałam. Mimo to bardzo się cieszę, że udało mi się poznać twórczość tego autora, ponieważ okazał się on świetnym pisarzem i myślę, że będę śledziła jego dalszą karierę. Mam nadzieję, że ta pozycja nie będzie jego ostatnią pozycją, jaka wpadnie w moje ręce.
Nie lubię kryminałów. Dlaczego? Bo bardzo często są przewidywalne i po prostu nudne. Sama nie wiem, co dokładnie podkusiło mnie do chwycenia za "Czerwony parasol". Obawiałam się, że nie przypadnie mi do gustu i jeszcze bardziej zbrzydzi mi powieści tego typu, jednak po skończeniu tej książki muszę powiedzieć, że nie żałuje ani sekundy z nią spędzonej. "Czerwony...
więcej mniej Pokaż mimo to
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
L.A. Casey stworzyła wulgarnych, porywających i nie raz urzekających bohaterów. "Dominic" pokazał czytelnikom, że nie jest to książka do poduszki, jest pikantna i naszpikowana sarkazmem. Osobiście spodziewałam się po dodatku do "Dominica" tego samego, czyli wulgarnego języka i sarkazmu w każdym możliwym zdaniu. Zaskoczyłam się nie otrzymując tego. Autorka w tej książce popłynęła kompletnie innym nurtem. Tutaj przeważa delikatność, uczucia, miłość i słodka atmosfera.
„- Niespodzianka? Dla mnie? – zapytał. – Ale to twoje urodziny.- To prawda, ale zrobiłeś dla mnie tak wiele, że chciałam dać ci coś w zamian […]- Co to takiego? – zapytał.”
Dwudzieste pierwsze urodziny Bronagh na pewno zapadną na długo w jej pamięci. Dominic, jako idealny chłopak postanowił zapewnić cały dzień niespodzianek dla swojej dziewczyny. Bronagh nie spodziewa się, że nie będzie to zwykły urodzinowy dzień, a dzień pełen adrenaliny i zaskoczeń. Mimo to nie wszystko się tak pięknie ułoży jak zakładał Dominic. Co się stanie, kiedy Bronagh dostrzeże ile jeszcze różnic ją dzieli z Nico? Czy dziewczyna po trzech latach związku będzie umiała podjąć poważne decyzje, które w przyszłości mogą mieć swoje konsekwencje?
Bronagh zatrzymuje to, co kocha.
Całą książka jest króciutka i jest idealną lekturą na zimowy wieczór, ciepła i przyjemna w odbiorze, jest dopełnieniem "Dominica" . Opowiada ona historię naszych bohaterów trzy lata po wydarzeniach z tomu pierwszego. Fabuła jest oryginalna i dosyć nie tuzinkowa, jednak czasami aż zbyt kolorowa, zbyt "idealna". Muszę się zdecydowanie przyczepić do charakterów bohaterów. Dominic w pierwszym tomie był typowym "bad boy", w dodatku za to przypomina mi anioła zesłanego z niebios. Rozumiem pomiędzy oba tomami są trzy lata różnicy, wiele się może przez tak długi czas zmienić, jednak jak dla mnie to już lekka przesada. Muszę jednak się przyznać, że, mimo iż irytowało mnie to, to zachowanie Dominica w tym tomie sprawiło, że zapałałam do niego jeszcze większą sympatią niż wcześniej. Bronagh w tym tomie została bardziej dopracowana, już nie jest taka niezdecydowana, jest bardziej dojrzała (w niektórych sytuacjach), mimo to dalej nie pałam do niej nie wiadomo, jaką sympatią. U reszty bohaterów też da się dostrzec zmiany, jednak nie rzucają się tak w oczy jak u Dominica.
"Bronagh" to przyjemna i ciekawa na swój sposób książka. Czasami zbyt przesłodzona, czasami szalona. Jeżeli mam być szczera to nie za bardzo wiem, po co została ona w ogóle napisana. W "Dominicu" wszystko zostało wyjaśnione i uważam, że ta "część" jest zdecydowanie niepotrzebna. Chcesz przeczytać? To śmiało. Jednak, jeżeli nie masz tak ogromnej ochoty, to ją po prostu omiń, nic Cię nie ominie.
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
L.A. Casey stworzyła wulgarnych, porywających i nie raz urzekających bohaterów. "Dominic" pokazał czytelnikom, że nie jest to książka do poduszki, jest pikantna i naszpikowana sarkazmem. Osobiście spodziewałam się po dodatku do "Dominica" tego samego, czyli wulgarnego języka i sarkazmu w każdym możliwym zdaniu. Zaskoczyłam się nie...
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com/
Dominic" to książka, która łamie wszystkie możliwe zasady. Nieszablonowa powieść, która skutecznie potrafi nas zaskoczyć, czasami wzruszyć czy rozśmieszyć. Zyskała duży rozgłos i chyba właśnie z tego też powodu postanowiłam po nią sięgnąć. Początek był w porządku, czytałam coraz bardziej zaintrygowana, jednak czym dalej byłam, tym całość wydawała mi się słabsza. Pisząc tę recenzję, z czystej ciekawości, postanowiłam zerknąć na inne opinie tej książki. Zdarzały się pozytywne, jednak zdecydowanie przewyższały te negatywne. Jest to jedna z tych książek, o których nie można powiedzieć, że są przewidywalne. "Dominic" to jedna z najbardziej nieprzewidywalnych książek, jakie miałam przyjemność przeczytać w tym roku. Autorka nie trzymała się szablonowych scen, można powiedzieć, że wyprowadziła tę powieść poza nawias.
"Zdecydowałam, że się zrewanżuję przez umieszczenie na jego krześle pinezek, więc kiedy usiadł pinezki wbiły się w jego tyłek co oczywiście piekielnie bolało. Niech jego tyłek cierpi na nazwanie mojego tłustym! Ha, ha, kurwa ha! Fakt, że dzisiaj były moje osiemnaste urodziny, sprawił, że wszystko było jeszcze lepsze. Nie obchodziło mnie czy to czyni ze mnie sadystkę, to był najlepszy prezent urodzinowy wszech czasów!"
Bronagh Murph to dziewczyna, która wie, co to strata. Będąc jeszcze małą dziewczynką straciła rodziców w wypadku samochodowym. Od tamtej pory trzyma wszystkich na dystans, stara się z nikim nie wchodzić w głębsze relacje. Ma dość cierpienia, więc zamyka się na wszystkich, jej serce to niezdobyta twierdza z groźnym smokiem niedającym się dostać do skarbu. Spotykając Dominica Slatera całkiem przypadkiem robi to, co najbardziej go u dziewczyn pociąga. Kompletnie go ignoruje. Chłopak przyzwyczajony do bycia w centrum uwagi nie potrafi poradzić sobie z ignorancją jego osoby. Postanawia to zmienić. Stawia sobie za cel zdobycie uwagi pięknej i zimnej jak lód brunetki.
A Dominic zawsze zdobywa to, czego pragnie.
"Uśmiechnęłam się dumnie, ale przestałam, gdy zauważyłam,że wszyscy uczniowie w klasie się na mnie patrzyli. - Ona umie się uśmiechać – usłyszałam jak ktoś mówi. - Nico, czy ty zepsułeś Bronagh? Bo ona się śmieje i pozwoliła komuś usiąść obok siebie, a to dla niej jest po prostu…. Dziwne."
Zaczynając "Dominica" miałam swoje oczekiwania, podejrzewałam czego mogę się spodziewać. Jednak nic z tego, co podejrzewałam nie miało miejsca. Autorka od pierwszych stron pokazuje nam, że ta pozycja to nie jest przesłodzony romans, czy nudna obyczajówka. Już od pierwszego spotkania bohaterowie tak sobie dogryzali, że u mnie wywoływało to po prostu śmiech. Dialogi pomiędzy bohaterami są przesączone sarkazmem i dowcipem. Każdy z bohaterów miał chęć pokazania, kto dominuje w danym momencie. Dominic to podręcznikowy "niegrzeczny chłopiec". Przystojny, śmiały z ciętym językiem i ogromnym urokiem osobistym. Chłopak, któremu nie da się oprzeć.
Bronagh za to miała zostać wykreowana jako nieśmiała, zamknięta w sobie i odcięta od otoczenia. Jednak zdecydowanie w powieści taka dziewczyna nie istnieje. Od samego początku bohaterka potrafiła skutecznie dogryźć Dominicowi, była waleczna, nie poddawała się i nie odwracała plecami, kiedy chłopak rzucał jej wyzwanie prosto w twarz.
"- Nigdy nie będę miała dzieci! Po co mieć dzieci tylko po to by martwić się o ich zdrowie i bezpieczeństwo do końca twojego życia? To zbyt dużo stresu jak dla mnie, dziękuję bardzo.Brenna przewróciła oczami.- Pewnego dnia, ktoś zmieni twój sposób myślenia, mała siostrzyczko. Nie będę jedyną osobą którą będziesz kochać i o którą będziesz się troszczyć. Ktoś rozszarpie pazurami drogę do tego pudełka z twoim sercem i rozbije obóz na dłuższą metę, i nie będzie niczego co będziesz mogła z tym zrobić."
Powieść rozkręca się szybko, a humor i docinki bohaterów towarzyszą nam podczas lektury. Najbardziej z całej książki przeszkadzało mi niezdecydowanie ze strony Bronagh i jej starszej siostry. Obie dziewczyny sprawiały wrażenie jakby same dokładnie nie wiedziały, czego chcą. Główna bohaterka raz w najlepsze całowała się z chłopakiem, a następnie kłóciła się z nim. Zresztą jej siostra najpierw mówiła, żeby dziewczyna olała Dominica, a kilka stron później sama pchała ją w jego ramiona. Zdarzały się takie sytuacje często, co skutecznie mnie irytowało. Kolejną rzeczą, która mi doskwierała to "historia" rodziny Dominica. Autorka chciała skończyć książkę z przytupem, dostarczając czytelnikom szokujących faktów z życia bohaterów. Na początku byłam zaintrygowana historią braci Slater, jednak im dogłębniej poznawałam fakty z życia chłopaka, tym coraz więcej, dosyć logicznych rzeczy nie trzymało się kupy.
"Dominic" to książka, która nie wywiera nie wiadomo jakich emocji, nie zachwyci czytelnika rozwiniętą fabułą czy mnóstwem świetnych wątków. To książka prosta, zabawna i przyjemna w czytaniu. Podczas poznawania tej historii zakochałam się w Dominicu, jego teksty, zachowanie to wszystko sprawiało, że stawał się coraz to ciekawszy, barwniejszy. Mimo wad książka zdecydowanie jest bardzo ciekawą pozycją na zimowe wieczory, bo swoim poczuciem humoru potrafi rozśmieszyć każdego. Z ogromną przyjemnością sięgnę po inne tomy tej serii.
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com/
Dominic" to książka, która łamie wszystkie możliwe zasady. Nieszablonowa powieść, która skutecznie potrafi nas zaskoczyć, czasami wzruszyć czy rozśmieszyć. Zyskała duży rozgłos i chyba właśnie z tego też powodu postanowiłam po nią sięgnąć. Początek był w porządku, czytałam coraz bardziej zaintrygowana, jednak czym dalej byłam, tym...
http://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com/2017/12/spektrum-leonidy-nanna-foss.html
Czy muszę komuś mówić, że ta okładka jest piękna? Zachwyciła mnie i muszę się przyznać do tego, że książkę wzięłam chyba głównie ze względu na nią. Jak ją zobaczyłam to wiedziałam, że musi trafić na moją półkę i roztaczać swój blask w moim pokoju. Bo komu się ona nie podoba? (Pytanie retoryczne!). Ku mojemu zaskoczeniu, książka okazała się treścią wcale nie gorsza. Start był ciężki i zdecydowanie trudno mi było przez niego przebrnąć, jednak po drugim rozdziale poszło już z górki. Akcja leciała, a bohaterowie okazali się nie takimi kompletnymi bałwanami, za jakich ich miałam na samym początku. Powieść może odstraszać swoją grubością, bo jest ona naprawdę obszerna. Pięćset czterdzieści cztery strony to jednak wcale nie tak mało. Muszę jednak przyznać, że jak się już wciągnie w fabułę to strony lecą jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, nawet się nie zauważa, kiedy minęło się ostatni rozdział.
"Być może istnieje granica, ile cierpienia tych, których kochamy, można zabsorbować, nie rozpadając się."
Piętnastoletnia Emi to normalna nastolatka, z normalnymi problemami. Albo może taka była? Nagle z dnia na dzień wszystko zaczyna jej przelatywać przez palce jak piasek na plaży. Staruszka oskarża ją o spowodowanie końca świata, sny okazują się prorocze, rysunki ożywają, a ona powoli skłania się ku myśli, że najprościej w świecie zwariowała. Jednak to nie wszystko, co zmienia się w życiu dziewczyny. Jej koleżanki i koledzy nagle z dnia na dzień zyskują niesamowite moce, a ona traci grunt pod nogami, kiedyś wydawać by się mogło taki stabilny. Całe życie Emi przewraca się do góry nogami, a ona stara się myśleć racjonalnie w tym ogarniającym wszystko chaosie. Granica między snem, a rzeczywistością się zaciera, a ona musi spojrzeć prawdzie w oczy. Wszystko się zmienia i ona musi to jak najszybciej zaakceptować, ponieważ nie każdy ma dobre intencje i nie każdy chce jej pomóc. Jak to się powiada każda moneta ma dwie strony...
"Nie da się uniknąć odczuwania strachu, ale można uniknąć poddawania się jego rządom."
"Spektrum. Leonidy" to powieść zdecydowanie dla młodzieży. Jest przyjemną lekturą, która potrafi umilić czytelnikowi czas jednak, jeżeli w książce szukacie emocji, zwrotów akcji czy nie wiadomo jak niesamowitych wątków to na tej pozycji możecie się przejechać. Spektrum potrafi nas wciągnąć, czasami nawet zaskoczyć. Fabuła została wymyślona naprawdę w pomysłowy sposób, muszę przyznać, że nie miałam przyjemności czytać książki podobnej do tej. Bardzo podobała mi się narracja tej historii, ponieważ została przedstawiona z perspektywy Emi. W ten sposób czytelnik ma możliwość poczuć i zobaczyć na własnej skórze, co myśli, czuje i czego się boi dziewczyna. Podczas czytania bałam się tego, że autorka zapomni o tym, w jakim wieku wykreowała bohaterów, że zacznie wszystko opisywać, jako dorosła kobieta, a nie, jako piętnastolatka, jednak moje obawy okazały się bezpodstawne.
Warsztat autorki to kolejny ogromny plus. Książka została napisana w sposób prosty, jednak w dobrym znaczeniu tego słowa. Właśnie dzięki temu książkę czyta się z ogromną przyjemnością. Strony lecą, a my potrafimy całkowicie oderwać się od rzeczywistości.
"Spływa na mnie mrok.Strach jest teraz tak intensywny, że odczuwam go jako fizyczny ból.A właściwie ból był przez cały czas.Może umieram.Nie potrafię myśleć.”
Zaczynając poznawać tą historię spodziewałam się, oczekiwałam miłego i delikatnego wątku romantycznego, jednak autorka kompletnie nie poszła mi na rękę. Owy wątek istnieje, nie będę się kłócić, że nie, jednak jest go bardzo mało. Mam szczerą nadzieję, że w dalszych tomach tej historii autorka bardziej go rozwinie.
Książka, mimo, że została przedstawiona z perspektywy Emi posiada szóstkę głównych bohaterów. Niewidomego Albana, jego młodszego brata Linusa, jak wiadomo Emi, zarozumiałą i inteligentną Adrianę oraz bliźniaki Noa i Pi. Cała ta grupa to jest mieszanina najróżniejszych charakterów i osobowości. Szczerze przyznam, że razem stanowią mieszankę wybuchową, co najlepsze autorka to właśnie ich połączyła ze sobą. Ich dalsze losy są ze sobą związane w sposób nierozwiązalny i niezniszczalny. Przez połowę powieści poznajemy ich, zapoznajemy się z ich charakterami, staramy się zrozumieć ich poglądy oraz zachowania. W drugiej połowie książka nabiera tempa i ani bohaterowie, ani szczerze powiedziawszy my nie ogarniamy, co się dzieje. Książka jest naszpikowana niespodziankami, niektóre są przewidywalne, jednak to nie znaczy, że ich nie ma.
"Nie wiem, co to znaczy, w tej chwili cieszę się tylko, że fiolet nie jest jedyną barwą w spektrum. Cieszę się, że nie jestem sama."
Książka ma ogromnie dużo plusów. Ciekawa fabuła, różnorodni bohaterowie oraz warsztat autorki to nie jedyne aspekty z wora zalet. Jednak wady też są, a raczej jedna, która mnie niekiedy doprowadzała do białej gorączki. Bohaterowie zostali wykreowani, jako mądre i inteligentne nastolatki. Podczas czytania, jednak były sytuacje, kiedy miałam ich za kompletnych bałwanów. Rozumiem miało być wiarygodnie, jednak zdolność dedukcji bohaterów mnie powalała. Stało się coś, co było dla czytelnika (albo tylko dla mnie, nie wiem) oczywiste, a bohaterowie dedukowali przez cztery strony, co się stało i z jakiego powodu. Było takich momentów mało, jednak jak już były to podnosiły mi skutecznie ciśnienie.
Autorka zakończyła powieść z ogromnym przytupem. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się czegoś takiego. Za ten koniec miałam ochotę ją wycałować, ale również pogonić, ponieważ jak tlenu potrzebuję kolejnego tomu. Chodzą po Internecie plotki, że cała seria Spektrum będzie posiadała sześć tomów i każdy możliwe, że będzie z innej perspektywy. Podobno każda oprawa graficzna ma być w innych kolorze tęczy, ponieważ, o czym warto wspomnieć, kolory w tej powieści stanowią jedną z ważniejszych rzeczy. Szczerze polecam!
http://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com/2017/12/spektrum-leonidy-nanna-foss.html
Czy muszę komuś mówić, że ta okładka jest piękna? Zachwyciła mnie i muszę się przyznać do tego, że książkę wzięłam chyba głównie ze względu na nią. Jak ją zobaczyłam to wiedziałam, że musi trafić na moją półkę i roztaczać swój blask w moim pokoju. Bo komu się ona nie podoba? (Pytanie...
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
"Pocałunek zdrajcy" to książka, która swoją premierą wzbudziła nie małe poruszenie. Nagle z dnia na dzień zostałam osaczona przez jej zapowiedzi, recenzję, pochlebstwa i nie wiadomo, co jeszcze. Postanowiłam sprawdzić, co ona ma w sobie takiego, że czytelnicy oceniają jej treść tak wysoko. Zaczęłam i mam pytanie:, dlaczego moje zdanie na temat jakiejś książki jest najczęściej inne od reszty? Przez to nie mam na celu powiedzieć, że książka otrzymała wysokie notowania, jednak ja się z nimi nie zgadzam. Nie. Powieść jest warta poświęconego jej czasu, jednak są w niej elementy, które mnie odrzucały, a jak czytałam opinie, nikt inny (chyba) nie zwrócił na nie uwagi. Jestem osobą, która bardzo wczuwa się w powieść podczas czytania (tak jak każdy normalny człowiek), jednak nie wyłapuje z łatwością błędów logicznych w książkach, najczęściej ich po prostu nie dostrzegam. Tutaj jednak rzucały mi się w oczy w wielu sytuacjach, były po prostu takie "zgrzyty" w fabule i to właśnie skutecznie mi dokuczało.
"Gniew był płaszczem, który nosiła z przyzwyczajenia, chociaż na dłuższą metę nie dawał jej ciepła."
Królestwo na krawędzi wojny.
Dziewczyna, która nie chce wychodzić za mąż. Żołnierz, który musi udowodnić swoją wartość. Sage Fowler to dziewczyna młoda, której ojciec od zawsze wpajał, że ma prawo decydować samej o sobie. Swoje życie ma w swoich rękach, więc kiedy jej wuj postanawia bez jej zgody wydać ją za mąż, nie przyjmuje tego za dobrze. Dziewczyna dzięki swojej odwadze i upartości zamiast wychodzić za mąż, zostaje pomocnicą swatki. Szpieguje potencjalnych kandydatów na mężów oraz kandydatki, żeby później stworzyć idealne pary. Dziewczyna jest spostrzegawcza i bardzo trudno ją zmylić. Jednak, kiedy podczas jednej z tajnych misji poznaje żołnierza, wszystko się komplikuje.
"Historia jest jak każda opowieść. Łatwo się jej nauczyć, jeśli uczyni się ją interesującą."
Sage Fowler to bohaterka uparta i zawzięta. Posiada ona nie lada inteligencję oraz ostry jak brzytwa temperament. Właśnie te cechy sprawiły, że polubiłam dziewczynę. Mimo mojej sympatii do niej nie potrafiłam zrozumieć jej zachowania. Boi się ona uciec z domu, jednak decyduje się iść na misję, w której może nawet umrzeć. Do tego, podobno miała być taka świetna w przeglądaniu ludzi, jednak przez całą powieść nie dostrzegła, że poznany przez nią żołnierz nie jest tym, za kogo się podaje. To mnie naprawdę denerwowało. Ogromnym plusem w tej powieści jest to, że została ona przedstawiona z różnych perspektyw, raz jesteśmy żołnierzem, raz dziewczyną, a kolejnym razem wrogiem korony. To mi się podobało, bo w ten sposób miałam większy wzgląd w to, co się dzieje między głównymi bohaterami, ale również mogłam zobaczyć, co knuje wróg za plecami króla.
"Dowódca nigdy nie powinien wydawać rozkazów, których sam nie chciałby spełnić."
Sage mimo swoich wad, przypadła mi do gustu, głównie chyba, dlatego, że była z temperamentu podobna do mnie. Podobało mi się w powieści to, że autorka właśnie dziewczynie, która nie chce wyjść za mąż, postanowiła pokazać, że miłość to nic złego i każdy na nią zasługuje. Muszę się przyczepić jeszcze do jednej dosyć ważnej rzeczy. Pisarka podczas pisania starała się w tą młodzieżówkę powstawiać wątki detektywistyczne, żeby czytelnik musiał kombinować i myśleć podczas czytania. I na początku zdecydowanie popierałam ten pomysł. Jednak, czym dalej byłam w treści tym miałam coraz większe uwagi, co do tego. Autorka chciała dobrze, jednak skończyło się na tym, że zdecydowanie przekombinowała.
"Gniew był znacznie przyjemniejszym uczuciem niż strach."
Mimo wszystkich wymienionych wad, książka przypadła mi do gustu. Przyjemnie mi się ją czytało i jestem pewna, że równie chętnie sięgnę po drugi tom tej historii. Akcja została bardzo dobrze rozwinięta, bohaterowie nie zostali wykreowani na kompletnych idiotów, a fabuła ma zwroty akcji, które mogą zaskoczyć czytelnika. Były sytuacje, kiedy miałam książki serdecznie dość, jednak da się przez te fragmenty przebrnąć. Osobiście bardzo podobał mi się pomysł autorki, aby cała historia działa się za czasów dam, żołnierzy, zamków i takiego typowego średniowiecza. To mnie szczerze oczarowało. Do tego ta okładka! Czy ona nie wygląda wspaniale? Jest prześliczna! Tak na sam koniec wspomnę o tym, że zauważyłam małe podobieństwo tej pozycji do starej bajki pod tytułem "Mulan". W bajce główna bohaterka musiała udać się do "swatki", aby ona oceniła czy dziewczyna nadaje się na żonę, w książce ta scena jest tak jakby odwzorowana. Nie chce przez to oskarżać autorkę o wzorowanie się na bajce możliwe, że jest to kompletny przypadek. Jednak podobieństwo jest i chciałam o tym wspomnieć. Książka mi się podobała, mimo tych kilku wad. Polecam ją każdemu, ponieważ każdy ma inny gust i każdy może ją odebrać w zupełnie inny sposób.
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
"Pocałunek zdrajcy" to książka, która swoją premierą wzbudziła nie małe poruszenie. Nagle z dnia na dzień zostałam osaczona przez jej zapowiedzi, recenzję, pochlebstwa i nie wiadomo, co jeszcze. Postanowiłam sprawdzić, co ona ma w sobie takiego, że czytelnicy oceniają jej treść tak wysoko. Zaczęłam i mam pytanie:, dlaczego moje...
http://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com/2017/11/nie-mamy-pojecia-przewodnik-po.html
Wiecie, jakimi słowami najczęściej posługuję się człowiek w swoim życiu? "Nie wiem". Sama przyznam, że używam ich po kilkanaście razy dziennie, bo hallo? Czy jest ktoś, kto wie wszystko? Wydaje mi się, że nie, (ale mogę się mylić). Chwyciłam po ten poradnik głównie z powodu mojej niewiedzy. Ciekawa, czego nie wiem o wszechświecie, ciekawa, czego nie wiem o materii nas otaczającej. Bo jak każdemu wiadomo (albo nie) cechą ludzką jest ciekawość, chęć dążenia do prawy czasami głęboko ukrytej. W tym przypadku jest identycznie, autorzy drążą temat wszechświata, jednak ku zdziwieniu każdego, nie wyjaśniają oni niczego konkretnego. Uświadamiają nam tylko, czego o owym świecie nie wiemy.
Właśnie tą powieścią obaj autorzy chcieli udowodnić społeczeństwu, że to, co wiemy to jedynie maleńka kropelka oceanu naszej niewiedzy. Zaczynając czytanie spodziewałam się śmiesznych sucharów, zabawnych i wyciskających łez obrazków, oraz dziwnych i nie zrozumiałych pytań. Wszystko otrzymałam już na samym starcie. Muszę przyznać, że mimo tych wszystkich czynników, książka nie przypadła mi do gustu. Nie jest to jednak spowodowane fabułą książki, dziwną narracją czy innymi jeszcze cudami, za co najczęściej przekreśla się książki. Nie. Ta powieść przedstawia coś, czego ja najzwyczajniej w świecie nie lubię. Pewnie w tej chwili każdemu w myślach ukazał się obraz wszechświata. I jesteście blisko, jednak to nie to. Mówię tutaj o fizyce. Powieść przedstawia nam od podstaw tworzenie się wszechświata, oddziaływanie na siebie planet, materii czy innych ciał niebieskich. To zdecydowanie nie moja bajka. Chciałam dobrze się bawić podczas czytania tego dzieła, jednak nie mogłam, ponieważ cała treść opiera się na fizyce, której ja po prostu w swoim życiu nie trawię oraz szczerze przyznam, że nie rozumiem. Zdecydowanie książka przypadnie do gustu osobom, które są ciekawe powstawania świata i przy okazji lubią, albo, chociaż tolerują fizykę.
"Nie mamy pojęcia" to książka idealna dla ludzi ciekawych świata oraz osób, które odnajdują się w rozległym świecie fizyki. Polecam tą powieść każdemu, ponieważ jest ona warta uwagi. Ma interesującą fabułę, zabawne obrazki, które w świetny sposób pokazują nam sens niektórych stwierdzeń, oraz język w jakim książka została napisana jest prosty i nie sprawia większych problemów. Autorzy książki wykładają kawę na ławę pokazują, że ludzkość nawet nie zdaje sobie sprawy z tego czego nie wiem. Właśnie ta książka sprawia, że zaczynam coraz bardziej interesować się tym czego nie wiemy, zauważamy, że rzeczy które wiemy, mają luki, których dotychczas nie zauważaliśmy. Jest to zdecydowanie mądra powieść, która w zabawny i luźny sposób przekazuje ludziom swoje przesłanie.
http://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com/2017/11/nie-mamy-pojecia-przewodnik-po.html
Wiecie, jakimi słowami najczęściej posługuję się człowiek w swoim życiu? "Nie wiem". Sama przyznam, że używam ich po kilkanaście razy dziennie, bo hallo? Czy jest ktoś, kto wie wszystko? Wydaje mi się, że nie, (ale mogę się mylić). Chwyciłam po ten poradnik głównie z powodu mojej niewiedzy....
http://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
"Jutro będziemy szczęśliwi" to powieść, na której premierę czekałam niecierpliwie. Autorka, która zachwyciła mnie już wcześniej powieścią "W rytmie passady". Po prostu nie mogłam przejść obok tej powieści obojętnie. Musiałam ją przeczytać. Anna Dąbrowska spróbowała swoich sił w obyczajówkach. Słyszałam wiele razy, że obyczajówka to bardzo łatwy temat, wystarczy cokolwiek napisać i tyle. Może i tak? Tego nie wiem, więc się nie wypowiem. Za to jestem przekonana, że jest to gatunek, na którym wielu autorów polskich jak i zagranicznych się wyłożyło. Jak było w tym wypadku? Czy autorka dała radę?
"A może przyszłości nie da się zmienić, bo ona już się wydarzyła, tylko my jeszcze do niej nie dotarliśmy? Kiedyś staniemy butami na jej linii startu i wciąż będziemy dążyć do alternatywnej mety, która tak naprawdę nie istnieje, i nigdy jej nie będzie, bo nie posiadamy żadnego prawa wyboru. Może rodzimy się z zapisanym scenariuszem życia, którego nie można już zmienić; został włożony do naszego osobistego, niewidzialnego nieśmiertelnika, który każdy z nas zawsze nosi przy sobie?"
Zuzannę i Adama połączyła miłość, wydawać by się mogło tak silna, który przeżyje wszystko. Pewnego dnia jednak Adam znika z życia Zuzy tak samo szybko jak się pojawił. Zerwał kontakt z nią kompletnie. Zniknął bez słowa. Dziewczyna przez trzy długie lata próbowała poskładać swoje serce do kupy i zacząć żyć normalnym życiem. Gdy jest blisko wyjścia na prostą, nagle Adam wraca do jej rodzinnego miasta i do jej życia. I to tuż przed Bożym Narodzeniem...
"Czasami lepiej nie wiedzieć, jak brzmi prawda."
"Jutro będziemy szczęśliwi" to książka, która ciekawi czytelnika. Zaciekawia nie tylko interesującą fabułą, ale również prześliczną okładką. Moje oczekiwania względem niej były bardzo wysokie. I przyznam szczerze, że nie sprostała ona moim wyobrażeniom. Treść od samego początku ma w sobie ciepło, taką miłą i świąteczną atmosferę, jednak nic poza tym. To taki rodzaj lektury, który jest przyjemny w czytaniu, jednak kończąc książkę, cała fabuła wylatuje nam z głowy jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Na początku czytałam, a raczej pochłaniałam stronę za stroną z ogromną ciekawością, jednak z każdym rozdziałem moja ciekawość malała. Dlaczego? Autorka przez ponad połowę książki opisuje w kółko to samo... Będąc w samym środku powieści nie dowiedziałam się niczego, czego nie wiedziałam, kiedy do tej lektury siadałam. Miałam nadzieję, że chociaż koniec będzie dla mnie zaskoczeniem, takim wow na pocieszenie, jednak i tutaj klapa. Finish był przewidywalny i moim zdaniem zbyt podkoloryzowany. Można powiedzieć, że autorka stworzyła koniec ala z bajki Disneya.
"Patrzę na ciebie i chcę zrozumieć każdą twoją opowieść. Próbować stać się jej częścią, wyobrazić twoje emocje... Chcę widzieć twoją twarz, kiedy do mnie mówisz. Nauczyć się rozpoznawać twój smutek, złość, żal, radość."
Od pierwszych stron widać, że autorka chciała stworzyć coś delikatnego, ciekawego i otulonego magicznym czasem świąt. I nie zaprzeczę, że powieść właśnie taka jest. Cała książka opiera się na przeżyciach Zuzy i Adama. Najpierw ona opisuje swój dzień, potem on i tak w kółko. Nie powiem, że książka nudzi czytelnika, bo tak nie jest. Autorka ma świetny warsztat, każde napisane przez nią zdanie ciekawi odbiorcę i sprawia, że, mimo iż mamy podejrzenia, co do dalszego losy bohaterów i ogólnie całej fabuły, mamy ochotę czytać dalej. Myślę, że gdyby nie to, poległabym w połowie i porzuciła dalsze czytanie. Ta książka to zdecydowanie coś nowego nie tylko dla fanów pani Dąbrowskiej, ale najprawdopodobniej również dla samej autorki. Osobiście preferuje jej powieści, bo są ciekawe i godnie uwagi. Ta wypadła inaczej niż sobie wyobrażałam, jednak wiem, że mimo tego potknięcia dalej będę z ogromnym zapałem czytać inne książki tej pisarki. Jestem pewna, że zaskoczy ona nas jeszcze nie raz.
http://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
"Jutro będziemy szczęśliwi" to powieść, na której premierę czekałam niecierpliwie. Autorka, która zachwyciła mnie już wcześniej powieścią "W rytmie passady". Po prostu nie mogłam przejść obok tej powieści obojętnie. Musiałam ją przeczytać. Anna Dąbrowska spróbowała swoich sił w obyczajówkach. Słyszałam wiele razy, że obyczajówka to...
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
Sama nie wiem co mnie podkusiło do chwycenia za tą powieść. Szczerze przyznam, że nie pałam nie wiadomo jakim uwielbieniem do książek tego typu. I nie chodzi mi tu o gatunek literacki, bardziej o miejsce gdzie rozgrywa się fabuła. A rozgrywa się ona w Afryce. Zawsze omijałam takie powieści, szczerze przyznam sama nie za bardzo wiem czemu. Tym razem jednak postanowiłam sprawdzić co tam w trawie piszczy. Zaskoczyłam się. Początek mnie zaintrygował, zaciekawił i wzbudził chęć poznania dalszej części historii. Więc wzięłam się do czytania.
"Każdej akcji towarzyszy reakcja równa co do wartości i kierunku, lecz przeciwnie zwrócona - tak mówi Boyboy. Działania moich bohaterów nie są skrajne. Oni po prostu robią to, co konieczne, by przywrócić równowagę we wszechświecie."
W mieście Sangui żyje dziewczynka, która jak twierdzi: nie istnieje. Tina wraz z matką uciekły z Konga do Kenii, licząc na spokojne życie i znalezienie nowego domu. Matka Tiny szybko znajduje pracę, jako pokojówka w domu bardzo wpływowego człowieka: Rolanda Greyhill. Dziewczyna podczas mieszkania w jego domu, odkrywa, w jaki sposób mężczyzna dorobił się takiego bogactwa. Na nikczemnym życiu. Dlatego kiedy ginie matka dziewczynki i zostaje znaleziona w gabinecie mężczyzny, dziewczyna jest pewna, kto stoi za morderstwem. Targana żądzą zemsty, Tina dołącza do gangu, gdzie szlifuje swoje umiejętności złodziejskie i przez cztery lata planuje, co do joty plan zniszczenia mordercy jej matki.
"- Jak na kogoś tak bystrego, potrafisz być straszną idiotką"
Zasiadając do książki spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Otrzymałam jednak coś, co przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Intrygującą, ciekawą i naprawdę wciągającą lekturę. Pożerałam stronę za stroną, coraz bardziej zaintrygowana światem dziewczynki o imieniu Tina. Dzięki tej lekturze poznajemy dogłębnie zasady, jakimi rządzi się Kenia. Osobiście książkę czytałam z ogromną ochotą. Nie powiem, że powieść leci jak z bicza strzelił, bo tak nie jest. Zawiera ona słowa i zwroty, którymi posługują się ludzie z tamtego rejonu świata. Każde takie słowo (lub zwrot) zostało przetłumaczone na początku powieści, więc aby zrozumieć, o co chodzi w danym momencie, jesteśmy zmuszeni wrócić na początek do tłumaczenia. Mi to ani trochę nie przeszkadzało, ba! Mogę powiedzieć, że intrygowało, bo nie znałam takich słów. I z wielką przyjemnością owe poznawałam.
"- Tak - mówi, nieco zniecierpliwiony. - Rozumiesz już? Jestem twoim ojcem."
Szczerze przyznam, że Tina zdobyła moje uznanie. Na początku powieści dziewczyna jest oślepiona zemstą. Waleczna, odważna i się nie poddaje. Posiada ostry i nieugięty charakter. Lubię kiedy takie cechy występują u głównych bohaterów, jednak tutaj w dziewczynie, w pewnym momencie, zachodzi zmiana. Nagle dostrzega, coś czym się otaczała, a tak naprawdę tego nie widziała. To mnie urzekło. Autorka w całą powieść wplotła do tego delikatny wątek romantyczny, który rozwija się powoli, co tylko wzmaga naszą ochotę na tę książkę. W powieści nie występuje za dużo scen, które nas zasmucają, czy powodują śmiech. Szczerze powiedziawszy było ich naprawdę mało, mimo to polecam książkę każdej osobie, która ma ochotę poznać zakamarki tajemniczej Kenii. Powieść jest warta uwagi nie tylko z powodu swojej niesamowitej treści, trzeba przyznać, że okładka również zachęca nas niesamowicie do tej lektury. Polecam!
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
Sama nie wiem co mnie podkusiło do chwycenia za tą powieść. Szczerze przyznam, że nie pałam nie wiadomo jakim uwielbieniem do książek tego typu. I nie chodzi mi tu o gatunek literacki, bardziej o miejsce gdzie rozgrywa się fabuła. A rozgrywa się ona w Afryce. Zawsze omijałam takie powieści, szczerze przyznam sama nie za bardzo wiem...
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
"Piękna i bestia" to bajka, którą kojarzyć powinien w tych czasach już każdy. Ona piękna, on bestia. Miłość zmienia wszystko. To scenariusz, na którym swoją powieść pod tytułem "Dwór cierni i róż" oparła Sarah J. Maas. Widać to jak na dłoni, skąd czerpała pomysł. Szczerze przyznam, że martwiłam się zasiadając do tej powieści, co z tego wyjdzie. Obawiałam się, że powieść nie będzie takim rodzajem fantastyki, który preferuje. Zasiadłam do czytania i szczerze się zaskoczyłam. Książka gruba jak cegła, a czyta się w oka mgnieniu. Nawet nie zauważamy, kiedy jesteśmy w środku, a kiedy na ostatnim rozdziale.
"Nie wstydź się nawet przez chwilę robienia tego, co przynosi ci radość."
Feyra to dziewiętnastoletnia dziewczyna, która nie zważając na swój młody wiek, musi zajmować się i wykarmiać jej rodzinę. Nie jest to łatwe zadanie, siostry to francuskie pieski, które mażą o klejnotach i ciągle narzekają, a ojciec nie jest w stanie ruszać się z domu. Dziewczyna jest zdana tylko na siebie. Kiedy zwierzyny zaczyna brakować, dziewczyna zapuszcza się coraz bliżej muru oddzielającego ludzki świat od Prythianu. Tak też natrafia na niesamowicie wielkiego wilka, którego zabija. Nie wie jeszcze wtedy, że to zmieni jej życie nieodwracalnie. Z czasem do jej domu przybywa bestia, która żąda, aby dziewczyna zadośćuczyniła za zabicie wilka. Śmierć, lub mieszkanie do końca swoich dni na ziemiach Prythianu. Dziewczyna staje w kozim rogu, z którego jest tylko jedno wyjście, postanawia pójść za bestią. Z czasem dziewczyna przekonuje się, że to, co wydawało jej się straszne, wcale takie nie jest, a to, co dobre, potrafi skrzywdzić, nawet prawdziwego wojownika.
"Lepiej umrzeć z uniesioną głową, niż płaszcząc się niczym nędzny robak."
"Dwór cierni i róż" został napisany z narracji pierwszoosobowej, więc dogłębnie poznajemy myśli, pragnienia i charakter Feyar. Szczerze powiedziawszy obawiałam się, że autorka zrobi z bohaterki ciepłą kluchę, jednak tak się nie stało. Bohaterka jest pewna siebie, odważna i można powiedzieć nieustraszona. Bardzo często jest tak, że w powieściach, gdzie potrzebny jest bohater pewny swoich decyzji, dostajemy osobę, która tak naprawdę nie wie, gdzie jest, co robi, i po co to robi. Tak więc zdecydowanie ucieszył mnie charyzmatyczny charakter dziewczyny. Denerwowała mnie tylko jej pewność siebie, rozumiem, że można mieć o sobie wysokie mniemanie, jednak u niej to była już lekka przesada. Do tego dziewczyna była ciągle niezadowolona, sprawy wyglądały, jak wyglądały głównie z jej winy. A ona nie widziała, ani swojej winy w tym wszystkim, a tym bardziej nie próbowała jej dostrzec. Mimo to zapałałam sympatią do bohaterki, mimo, że zdarzały się sytuacje kiedy chciałam wejść do książki, i potrząsnąć nią porządnie.
"Wszystko, co kocham, zawsze w końcu tracę."
Książka posiada ciekawą fabułę i dopracowanych bohaterów. Akcja biegnie i prowadzi nas bardzo szybko przez kolejne strony. Osobiście czytałam i nie potrafiłam się oderwać choćby na chwilę. Nieustannie coś się dzieje, co niekiedy doprowadza do tego, że czytelnik nie ma czasu zaciągnąć tchu. Spektakularne i nieprzewidywalne zwroty akcji towarzyszą nam podczas czytania prawie przez cały czas. Nie ma czasu na oddychanie. Maas serwuje nam niesamowicie podrasowaną historię "Piękna i Bestia”, która wciąga i skutecznie spędza sen z powiek.
Daj się zaskoczyć i wejdź do świata Prythianu!
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
"Piękna i bestia" to bajka, którą kojarzyć powinien w tych czasach już każdy. Ona piękna, on bestia. Miłość zmienia wszystko. To scenariusz, na którym swoją powieść pod tytułem "Dwór cierni i róż" oparła Sarah J. Maas. Widać to jak na dłoni, skąd czerpała pomysł. Szczerze przyznam, że martwiłam się zasiadając do tej powieści, co z...
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
Macie czasami tak, że chcecie kupić kalendarz, jednak nie macie pojęcia, za jaki chwycić? Bo wiadomo nie jest to łatwy wybór.
Czerwony czy zielony?
Format A4 czy lepszy A5?
Osobiście nigdy nie potrafię się zdecydować.
Wiadomo zależy nam na tym, aby kalendarz był poręczny i wygodny w noszeniu. Żeby zmieścił się w każdej torebce bądź plecaku, i żeby dobrze się prezentował.
I właśnie, dlatego przybywam do was z recenzją kalendarza na rok 2018 rok! CzaroMarownik został stworzony z myślą o nas, kobietach!
Typowe kalendarze to kawałki białych kartek z datami miesiąca. Grube i byle, jakie. Zawsze mnie dziwiło, dlaczego w takich typowych kalendarzach jest tyle stron, a na nich nie ma, ani miejsca do zapisywana ważnych wydarzeń, ani nic konkretnego.
CzaroMarownik to coś kompletnie innego! Można powiedzieć, że coś magicznego ;)
Pewnie teraz myślicie:
kalendarz to kalendarz, czym może się różnić? Jest magiczny? Sam zapisuje ważne wydarzenia? Mówi do nas? A może wyświetla najnowsze wiadomości?
Otóż nie!
CzaroMarownik został stworzony przez kobiety i jest skierowany właśnie dla kobiet.
Każdy dzień został obdarzony cytatem, różnorodnymi radami, wskazówkami i poradami. Którą potrafią umilić nawet najpaskudniejszy dzień.
CzaroMarownik to zwykły zeszyt. Posiada kartki, rady i różne wskazówki, można rzec nic niezwykłego.
Jednak został dokładnie przemyślny, dopracowany i dopięty pod ostatni guzik. Rady potrafią nam ułatwić życie, a cytaty zmotywować do działania!
Dajcie się zakochać w tym kalendarzu! Dając mu szansę! Potrafi zaskoczyć, zmotywować i do tego rozkochać swoim pięknym wyglądem. Nie oszukujmy się! Przyciągnie uwagę każdej, nawet najbardziej wymagającej kobiety! ;)
Osobiście zakochałam się w nim i już nie mogę się doczekać, aż rozpocznę z nim swój nowy rok! Wiadomo, nowy rok, nowa ja.
Zachęcam do zapoznania się z tym wręcz magicznym kalendarzem, który mam nadzieję wraz z Wydawnictwem Kobiecym rozjaśni wasz przyszły rok! :)
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
Macie czasami tak, że chcecie kupić kalendarz, jednak nie macie pojęcia, za jaki chwycić? Bo wiadomo nie jest to łatwy wybór.
Czerwony czy zielony?
Format A4 czy lepszy A5?
Osobiście nigdy nie potrafię się zdecydować.
Wiadomo zależy nam na tym, aby kalendarz był poręczny i wygodny w noszeniu. Żeby zmieścił się w każdej torebce...
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
Druga część niesamowitego cyklu pod tytułem "First and Last" Laurelin Paige. Po zakończeniu pierwszej części byłam niesamowicie ciekawa tej powieści. Nie oszukujmy się, moje oczekiwania względem niej były wysokie i spodziewałam się czegoś zapierającego dech w piersi, czegoś "wow". Zasiadłam do czytania i ładnie mówiąc klapa. Moje oczekiwanie, które wznosiły się i wznosiły jak balonik pełen helu, nagle zostały przebite ostrą jak brzytwa igłą, a ja i mój przysłowiowy "balonik" zaczęliśmy opadać powolutku ku dnie. Czytałam i od samego początku byłam porządnie zirytowana i zła. Szłam jednak dalej z myślą "będzie lepiej". I było. Przez krótką chwilę, ale się liczy. Strasznie się zawiodłam na tej książce, były dobre fragmenty, jednak jak dla mnie to za mało.
"Kocham cię tak, jakbyś była częścią mojego DNA. Jakbyś była wpisana w mój kod genetyczny, bo nie ma we mnie takiej cząstki, która nie byłaby połączona z tobą."
Emily Wayborn wie czego chce. A chce jego. Reeve Sallis to mężczyzna który potafi zaspokoić każdego, jest pełen tajemnic, niebezpieczny i niesamowicie pociągający. Mimo niebezpiecznego i niezdrowego przywiązania Emily wie, że nie potrafi zapomnieć o mężczyźnie. Oraz nie chce, a on? Nie gra czysto i zdaje sobie z tego sprawę, jednak czy w grze o miłość istnieją jakieś zasady? Czy rozum potrafi wygrać z sercem?
"Nadal jednak wzbudzał we mnie pewien lęk, głównie dlatego, że był tak nieprzewidywalny. Potrafi być podły, co jednocześnie w jakiś sposób czyniło go urzekającym."
Zapowiadała się naprawdę ciekawa i godna poświęconego czasu książka, szkoda, że tylko "zapowiadała". Wszystko zniszczyło zachowanie głównej bohaterki, przynajmniej w moim odbiorze. Emily wydawała się w tej części pozbawiona możliwości decydowania o samej sobie. Słuchała każdego, jakby sama nie potrafiła nad sprawą pomyśleć, jakby nie potrafiła wyrazić własnego zdania. Ktoś mówił tak, ona powtarzała jak papuga. Na początku nie zwraca się na to uwagi, jednak, czym dalej tym coraz bardziej działa to na nerwy. Podejmowała same złe decyzje, zachowywała się po prostu głupio. Emily była kobietą uległą, zawsze wierzyła innym, zawsze robiła to, co oni chcieli, jednak dla czytelnika robi się to w końcu nudne. Ktoś mówi, ona biegnie żeby to zrobić. No błagam. Osobiście bardzo mnie to irytowało i odpychało. Akcja w książce jest naprawdę świetna, gna i gna, nie zwalniając. Powieść jest ciekawa i potrafi nas zaskoczyć zwrotami akcji, tajemnicami, oraz bardzo dokładnie przemyślaną fabułą. Mimo to, kiedy myślę o "Ostatnim pocałunku" pierwsze, co wywołuje w mojej głowie to gniew. Gniew na główną bohaterkę. Gniew na jej głupie decyzje. Czytając w pewnym momencie musiałam przerwać, bo miałam dość. Po prostu było to dla mnie za dużo.
"Nadal jednak wzbudzał we mnie pewien lęk, głównie dlatego, że był tak nieprzewidywalny. Potrafi być podły, co jednocześnie w jakiś sposób czyniło go urzekającym."
"Pierwszy pocałunek" to ciekawa, intrygująca i wciągająca książka. Jej następczyni "Ostatni pocałunek" również wydawała mi się na początku taka. Gdyby autorka nie zrobiła z głównej bohaterki za przeproszeniem idiotki, może inaczej odebrałabym całość, jednak w chwili obecnej inaczej nie mogę. Laurelin Paige to zdolna autorka. Powieści jej cenie i czytam każdą, która wyjdzie spod jej pióra. Ma przyjemny warsztat, co sprawia, że strony lecą jak za mrugnięciem. Bohaterowie zapadają w pamięć, a fabuła wciąga. W tym tomie autorka troszeczkę przesadziła, i tu pies został pogrzebany. Główna bohaterka tak mnie zniechęcała, że nie raz musiałam wziąć głęboki wdech, żeby nie zacząć krzyczeć na środku ulicy. "Ostatni pocałunek" to bardzo intrygujący finał pierwszego tomu, bardzo ciekawie pisarka rozwinęła wątki, wyjaśniła tajemnicze zdarzenia i to, chociaż trochę złagodziło mój upadek, z tą powieścią na dno. Mnie książka zawiodła na całej linii, przeczytajcie i oceńcie może wy inaczej ją odbierzecie?
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
Druga część niesamowitego cyklu pod tytułem "First and Last" Laurelin Paige. Po zakończeniu pierwszej części byłam niesamowicie ciekawa tej powieści. Nie oszukujmy się, moje oczekiwania względem niej były wysokie i spodziewałam się czegoś zapierającego dech w piersi, czegoś "wow". Zasiadłam do czytania i ładnie mówiąc klapa. Moje...
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
Nora Roberts to pisarka, którą znam, mimo że nie przeczytałam wcześniej ani jednej jej powieści. Jej nazwisko jest znane, powieści lubiane i doceniane. Więc dlaczego ja nie miałam z nią wcześniej do czynienia? Nie miałam czasu, a zawsze, kiedy już miałam jej powieść w rękach, odkładałam ją na bok. Poznałam "Kłamcę" i sama nie wiem za bardzo, co o niej powiedzieć. Nie będę wychwalać tej książki pod niebiosa, bo nie oszukujmy się, są lepsze. Jednak zjechać, jej nie zjadę, ponieważ ma w sobie urok, który od samego początku roztacza i tym samym wciąga czytelnika. Myślę, że każda osoba może tą powieść inaczej odebrać. Zależy od gustu, ale również od samego czytelnika. Zapytaj sam siebie: Czego szukasz w książce, po którą sięgasz?
Początek zapowiadał się obiecująco. Shelby zostaje młodą wdową, po tym jak jej mąż ginie w tragicznym wypadku. Ciała nie odnaleziono. Kobieta zostaje sama z małym dzieckiem, wielkim domem oraz milionami długów. Po śmierci męża, Shelby odkrywa coraz to gorsze sekrety męża, oraz uświadamia sobie, że ona również była najprawdopodobniej tylko jego przykrywką. Poznaje sekrety i odkrywa kłamstwa, którymi była karmiona. Kobieta wyrusza z córką do swojego rodzinnego miasteczka, kierowana samotnością i dobrem dziecka. I od tego momentu akcja zwalnia, a thriller zmienia się w zwykłą obyczajówkę. Nie mówię, że książka jest zła, bo nie jest. Jednak jak dla mnie za mało było w niej tego obiecanego thrillera. Początek mnie zaciekawił, wciągnął i czytałam strona za stroną ciekawa ciągu dalszego, jednak z czasem akcja zwolniła i z obiecującego thrillera wyszła delikatna i w niektórych momentach ciągnąca się obyczajówka. Moim zdaniem w momencie, kiedy akcja przenosi się do rodzinnego miasta kobiety, powieść zaczyna się robić ckliwa i nudzić odbiorcę.
Wątek sensacji bardzo mi się podobał: kłamstwa, intryga, sekrety i zbrodnie, czyli to, co sprawia, że thriller jest jeszcze ciekawszy. Mimo to, że powieść posiadała po troszeczku z każdej z tych cech, jakoś i tak wygrał wątek romantyczny w powieści. Nie oszukujmy się "Kłamca" jest thrillerem przez pierwsze trzy rozdziały, potem zaczyna się obyczajówka, niekiedy jeszcze zostaje wpleciona akcja z thrillera, jednak jak na mój gust to za mało. Powieść byłaby ciekawsza gdyby nie liczyła ona pięciuset sześćdziesięciu stron, gdzie połowa to opisy zwykłych dni bohaterki w miasteczku. Brakowało mi tępa w powieści, tych obiecanych tajemnic, kłamstw i intryg. Zdecydowanie spodziewałam się czegoś innego siadając do tej powieści. Podobał mi się wątek romantyczny, zrobił na mnie wrażenie początkowy thriller, potem ciekawiły mnie niektóre momenty, przyciągały uwagę, jednak tak z ręką na sercu, książkę czytałam przez pół godziny, odkładałam na bok, i tak w kółko. Kiedy dotarłam do końca autorka, bardzo mile mnie zaskoczyła, i trochę podniosła poprzeczkę, która podczas czytania, według mnie, opadała coraz niżej.
O akcji powiedziałam, co chciałam, przejdę do postaci występujących w powieści. Shelby mnie szczerze irytowała. Zachowywała się trochę tak, jakby urodzona została wczoraj, nic nie widziała o życiu. Cały czas zachowywała się jakby nie wiedziała za bardzo, co ze sobą zrobić, mogę zrozumieć okoliczności, w jakich została postawiona, jednak ile można? Cały czas była taka sama, podczas powieści się nie rozwijała, w ogóle się nie zmieniała. Szczerze mogę przyznać, że jej córka wydała mi się bardziej dorosła, a była naprawdę małym dzieckiem. Shelby robiła z siebie ciągle ofiarę. Miałam ochotę w wielu momentach wpaść do powieści, potrząsnąć nią porządnie i obudzić, bo moja irytacja sięgała zenitu.
"Kłamca" to thriller tylko z nazwy, zdecydowanie góruje tutaj obyczajówka. A szkoda. Czytało się przyjemnie, jednak niektóre momenty były nie do przebrnięcia. Brakło mi zwrotów akcji, adrenaliny, bardziej ogarniętej głównej bohaterki. Książka mnie zawiodła. I to bardzo. Muszę jednak przyznać, że nie mogę się nacieszyć jej okładką. Ona chyba ma mi wynagrodzić czas, jaki poświęciłam powieści. Jest pięknie dopracowana, mieniąca się i przyciągająca uwagę. Podobno nie powinno się oceniać książki po okładce i właśnie w takich chwilach ten tekst trafia do mnie najbardziej. Treść książki niesie ze sobą wiele do życzenia, a okładka przyciąga uwagę i nie można nie zwrócić na nią uwagi. Mnie osobiście książka zmęczyła i zawiodła, jednak jak mówię. Każdy ją odbierze inaczej, dlatego sami oceńcie.
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com
Nora Roberts to pisarka, którą znam, mimo że nie przeczytałam wcześniej ani jednej jej powieści. Jej nazwisko jest znane, powieści lubiane i doceniane. Więc dlaczego ja nie miałam z nią wcześniej do czynienia? Nie miałam czasu, a zawsze, kiedy już miałam jej powieść w rękach, odkładałam ją na bok. Poznałam "Kłamcę" i sama nie...
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com/
Wiecie jak to jest, kiedy postanawiacie chwycić za gatunek książki jaki do tej pory was nie interesował? Wiecie dać jej szansę na zaciekawienie was. Zasiadacie z książką na kolanach i myślicie "będzie ciekawa, musi być". A wasze nadzieje umierają na dwudziestej stronie. Więc co może być jeszcze bardziej dołujące? Fakt, że jesteś na dwudziestej stronie, a zostało Ci jeszcze prawie dziewięćset, a do tego nie możesz odsunąć jej w cholerę, bo jest od wydawnictwa i musisz ją skończyć i jeszcze zrecenzować. Właśnie w takich momentach ma się ochotę rzucić wszystkim o ścianę, położyć się na łóżku, wsadzić słuchawki do uszu, puścić muzykę na maxa i mieć wszystko gdzieś. Szkoda tylko, że ta denna książka wisi nad tobą jak kat i przypomina Ci o tym, ile cierpienia Ci jeszcze swoją treścią zada.
"Ci tam, na górze siedzą se spokojnie i bezpiecznie w bogactwie, a my, żeby zarobić na chlebuś musimy się taplać w ich gównach, narażając na podupadnięcie zasranym gangom albo na coś jeszcze gorszego."
Wojna która wybuchła w XXI pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Chinami, nie tylko doprowadziła do upatku obu tych światowych mocarstw, ale również do ogromnych strat na reszcie globu. W słabo dotkniętej przez wojnę Europie podupada gospodarka. Panuje nędza, a w powietrzu czuć odór śmierci. Wychudzeni i prawie umierający ludzie uciekają się do najróżniejszych substancji by choć na chwilę zagłuszyć uczucie pustki i głodu. Przestępczość kwitnie, dawne poczucie bezpieczeństwa znika bez powrotnie i przeradza się w ciągły stres i walkę o życie. To nie ten świat, który znamy, to coś kompletnie innego. Świat bez zasad i nakazów. Właśnie w tym świecie, pozbawionym jakichkolwiek reguł zaczyna się walka o to co prawe, a słuszne. Człowiek staje przeciwko człowiekowi, matka staje przeciwko dziecku, żona przeciwko mężowi. Nie ma reguł, nie ma czegoś takiego jak "musisz"," możesz", a "chcesz". Tutaj linia się zaciera. Wszystko co kiedyś wynikało naturalnie zmienia się nie do poznania, ludzie zabijają zwierzęta, członków rodziny by przeżyć. Ich człowieczeństwo zostaje postawione pod znakiem zapytania. Czy kiedyś uda się odzyskać to co zostało przez wojnę utracone?
"Te kurewskie mutanty są groźniejsze, niż nam się wydawało".
"Rzeczpost - Apokaliptyczna Polska" to książka, która swoje grono wielbicieli i czytelników posiada. Nie ma co udawać, sama znam kilkoro. Ja się do nich nie zaliczam, bo mnie ona nie chwyciła za serce tak jak oczekiwałam, jednak nie mogę jej całkowicie i bezpowrotnie skreślić. Ma w sobie coś, takie maleńkie światełko na końcu tunelu. Właśnie to światełko dało mi siłę do dalszego poznania tej książki. I właśnie dzięki temu mam prawo i przyjemność przyznać, że w minimalnym stopniu mogę zdjąć szubienicę znad tej powieści. Książka według mnie jest nudna, monotonna i ciągnie się bez końca. Jednak autor w naprawdę niesamowity sposób przedstawił świat po wojnie. Nie ma koloryzowania, nie używa "delikatnych" przymiotników, opisuje szczerze i brutalnie, za co otrzymał ode mnie małego plusa. Powieść mnie nie urzekła, po zakończeniu czytania nie miałam nad czym myśleć, po prostu zamknęłam książkę, odłożyłam na półkę i o niej zapomniałam, aż do jakiejś tam niedzieli, kiedy spontanicznie postanowiłam uporządkować regał z książkami na którym była właśnie ona. Ta powieść nie spodobała mi się, nie wzbudziła we mnie żadnych uczuć, mimo to mogę zagwarantować, że miłośnikom takiej literatury na pewno przypadnie do gusty. Spróbuj, może to właśnie tobie wpadnie ona w oko?
https://ksiazki-wiktorii2.blogspot.com/
Wiecie jak to jest, kiedy postanawiacie chwycić za gatunek książki jaki do tej pory was nie interesował? Wiecie dać jej szansę na zaciekawienie was. Zasiadacie z książką na kolanach i myślicie "będzie ciekawa, musi być". A wasze nadzieje umierają na dwudziestej stronie. Więc co może być jeszcze bardziej dołujące? Fakt, że jesteś na...
"The kissing booth" to książka zdecydowanie dla młodzieży, niewymagająca od czytelnika myślenia. Przyjemna w czytaniu, jednak niezapadająca na długo w pamięci. Nie powiem, poznawałam ją z radością, jednak zdecydowanie nie ma w niej czegoś, co pozwoliłoby jej zostać w mojej głowie na dłużej. Po obejrzeniu filmu spodziewałam się rewelacji, czegoś nowego, wciągającego. Skończyło się jednak na tym, że dostałam ciekawą historię, w niektórych momentach zabawną, jednak nic poza tym. Bardzo podoba mi się pomysł autorki na tę książkę. Tę powieścią przetarła ona nowe - nikomu wcześniej nieznane szlaki.
Usłyszałam już nie raz, że ta książka jest nudna, bo pokazuje coś, co zostało już napisane. Powiela pewien schemat tak mówi wiele osób, ja mam na ten temat trochę odmienne zdanie. Zgadzam się, historia z budką jest dosyć częstym wątkiem w filmach - w książkach jest on zdecydowanie rzadziej poruszany. Dlatego bardzo mnie cieszy, że pisarka napisała książkę opartą właśnie na nim. Mimo to mam bardzo dużo uwag. Irytowało mnie zachowanie głównej bohaterki, ponieważ zachowywała się jakby nie uczyła się na swoich błędach, cały czas robiła to samo. Z czasem robi się to nie do zniesienia. Do tego, bardzo przeszkadzało mi to, że postacie drugoplanowe nie zostały jakoś bardziej zarysowane, są ale tak jakby ich nie było. Dzień po skończeniu książki nie potrafiłam sobie przypomnieć żadnego imienia, oprócz głównych bohaterów (a ich pamiętam wydaje mi się, że tylko przez film). Podczas czytania (oraz oglądania filmu) bardzo polubiłam Noah. Niby niebezpieczny i niepotrafiący się kontrolować, ale zauważyłam w nim kogoś więcej niż niegrzecznego chłopca - kogoś zakochanego i gotowego do zmian. Irytował mnie jeszcze warsztat autorki. Niby ksiązka napisana jest w zrozumiałym języku, ale zdecydowanie coś mi w nim przeszkadzało. Czyta się szybko, ale coś mi cały czas doskwierało - jednak sama nie za bardzo umiem wskazać, co. Czy książka przypadnie komuś do gustu zależy już od gustu. Na mnie nie zrobiła wielkiego wrażenia, jednak bardzo miło spędziłam z nią czas. Jeżeli miałabym zdecydować, co według mnie jest lepsze to bez dwóch zdań postawiłabym na film. Netflix stworzył naprawdę dobry i zabawny film. Jest on kompletnie inną historią niż ta opisana w książce. I (moim zdaniem) bardzo dobrze, że został on stworzony tak, a nie innaczej, bo gdyby reżyser uparł się na ''zekranizowanie'' każdej sceny z książki - to wydaje mi się, że nie dałoby się tego oglądać.
"The kissing booth" to książka zdecydowanie dla młodzieży, niewymagająca od czytelnika myślenia. Przyjemna w czytaniu, jednak niezapadająca na długo w pamięci. Nie powiem, poznawałam ją z radością, jednak zdecydowanie nie ma w niej czegoś, co pozwoliłoby jej zostać w mojej głowie na dłużej. Po obejrzeniu filmu spodziewałam się rewelacji, czegoś nowego, wciągającego....
więcej Pokaż mimo to