-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1196
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać452
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2007-06-01
2024-05-30
2018-06-25
2019-06-06
2013-08-13
Baśń o cyborgu
Nie wierzyłam, że można napisać coś nowatorskiego opierając się na kanwie baśni o Kopciuszku. Od razu nasuwają mi się skojarzenia z prostymi romansami lub skrajnie nabuzowanymi erotyzmem książkami o Greyu i jego podwładnej. Kopciuszek to współcześnie stereotyp kobiety - męczennicy, która w końcu spotyka swojego księcia. Ona - biedna, osamotniona, dobra zostaje nagrodzona miłością wymarzonego, bogatego mężczyzny. Niby szczęśliwe zakończenie -Kopciuszek przechodzi metamorfozę i staje się prawdziwą superkobietą. Czego chcieć więcej... Takich powieści mamy na pęczki i myślałam, że naprawdę nic mnie już nie zaskoczy. Myliłam się i to grubo. Nikt jeszcze nie stworzył Kopciuszka - cyborga i do tego z ogromną charyzmą i mocnym charakterem. Saga księżycowa. Cinder autorstwa Marrisy Meyer to prawdziwa cyberbaśń o postapokaliptycznym świecie, która zaskakuje i kreuje całkowicie nowatorski obraz kobiety silnej - współczesnego Kopciuszka (a raczej z przyszłości).
Cinder to tytułowa bohaterka, a raczej cyborg - czyli połączenie człowieka i maszyny. Dziewczyna mieszka wraz z siostrami i macochą w Nowym Pekinie. Aby zarobić na utrzymanie przybranej rodziny, pracuje jako mechanik i jest w tym naprawdę dobra. Niestety jako cyborg nie może liczyć na szacunek i sympatię innych ludzi.
Cinder żyje w niespokojnych czasach - na Ziemi panuje epidemia nieznanej, śmiercionośnej choroby, na którą nie odnaleziono jeszcze antidotum. Niepewny jest także rozejm z potężnym państwem na Księżycu. Jego mieszkańcy - Lunarzy są bardzo niebezpieczni i dzięki swoim zdolnościom mogą manipulować ludzkimi umysłami.Tylko cesarz może zapobiec wojnie i uratować Ziemię. Kiedy przyszły władca - Kai prosi Cinder o naprawę swojego robota, fabuła nabiera rumieńców i porywa czytelnika w świat pełen niespodziewanych zwrotów akcji. Wszystko co wiedzieliśmy o Kopciuszku, wszystkie frazesy i slogany teraz należy zburzyć i dać się po porostu porwać powieści.
Autorka prowadzi nas przez swoja wyobraźnię bardzo krętymi drogami a jej główna bohaterka to silna osobowość - prawdziwa wojowniczka. Kluczem staje się jej przeszłość - też zaplątana i mroczna. Cinder to postać rozdarta, poszukująca własnej tożsamości i miejsca w świecie. Jest jednak gotowa do poświęceń, staje się bardziej ludzka niż jej macocha - człowiek z krwi i kości. Pomimo bycia cyborgiem ma uczucia i poczucie własnej wartości i godności. Cesarz Kai jest tylko cieniem głównej bohaterki, która być może nie jest idealna ale potrafi zaskoczyć czytelnika i rozbawić. Kai próbuje być herosem, władcą nieskazitelnym, kochającym swoich poddanych, jest zbyt niewinny, wyidealizowany. Ale jak to na księcia przystało jest niebiańsko przystojny i ceni sobie piękno wewnętrzne.
Saga księżycowa może przypominać wiele filmów i powieści fantasy czy science fiction jest jednak składanką wyjątkową - czerpiącą od japońskiej Sailor Moon po Star Wars a wszystko na szkielecie baśni o Kopciuszku.
Bal. Wiemy, że Cinder się na nim pojawi lecz nic tego nie zapowiada, wręcz wszystko wskazuje, że bohaterka wybierze ucieczkę niż królewski bal. A sukienka, karoca? Nie spodziewajmy się wróżki ani bajkowych fajerwerków ale walecznego cyborga, który nie jest popiołem ale żarem, wzniecającym płomienie buntu...
Baśń o cyborgu? Wszystko jest możliwe więc czemu nie... A wszelkie wasze wątpliwości rozwieje lektura.
Baśń o cyborgu
Nie wierzyłam, że można napisać coś nowatorskiego opierając się na kanwie baśni o Kopciuszku. Od razu nasuwają mi się skojarzenia z prostymi romansami lub skrajnie nabuzowanymi erotyzmem książkami o Greyu i jego podwładnej. Kopciuszek to współcześnie stereotyp kobiety - męczennicy, która w końcu spotyka swojego księcia. Ona - biedna, osamotniona, dobra...
2013-08-12
Lubię czytać mroczne książki, a co za tym idzie szukam mocnych wrażeń czających się w literaturze. Niemożliwe? A jednak niektóre książki potrafią produkować strach i koszmary w rzeczywistości. Jak to jest możliwe? Na moim przykładzie powieść Stefana Dardy "Czarny wygon. Słoneczna Dolina" przysporzyła mi wielu koszmarnych nocy i przedziwnych snów z marami w roli głównej. Przyznaję - bałam się przewracać kolejne strony, ale to wcale nie zmniejszyło mojej ciekawości. Wręcz przeciwnie pochłonął mnie Czarny Wygon i przestraszył...
Witek jest dziennikarzem, który coraz bardziej nienawidzi swojej pracy. Mając młodzieńcze lata już dawno za sobą poszukuje ciekawego tematu a raczej zagadki do rozwiązania. Trafia niespodziewanie na Roztocze, które nie jest takie piękne i niewinne jak się wydaje. Z dziwnych opowieści nieznajomego oraz tajemniczych notatek, Witek dowiaduje się o dziwnym miejscu. Wieś widmo- Starzyzna jest tak naprawdę piekłem,do którego trafiają ludzie, mający coś na sumieniu. Czas tak naprawdę nie istnieje a śmierć staje się przekleństwem. Dziennikarz odkrywa, że niektórym potępieńcom udało się przedostać do teraźniejszości. Oczywiście nic dobrego to nie wróży, szczególnie dla mieszkańców Roztocza...
Słoneczna Dolina to pierwsza część opowieści o Czarnym Wygonie - próżni, z której nie ma ucieczki. Przeklęte miejsce jest więzieniem dla ludzi, którzy muszą odpokutować swoje winy. Niestety mieszkańców Starzyzny ogarnia powolne i okrutne szaleństwo, zmuszając ich do odbierania sobie życia. Śmierć jednak nie jest ucieczką a raczej kolejnym przejściem w strefę mroku...
Klimat powieści jest tak skonstruowany, że przepełnia nasz całkowicie strach głównego bohatera. Witold jest człowiekiem z krwi i kości i nie ukrywa swoich emocji a przede wszystkim całego wachlarza strachu, niepokoju, zdezorientowania. I to całe Roztocze... Mi osobiście kojarzy się z przyrodą, rodzinnymi stronami i dziecięcymi wspomnieniami a tutaj autor tworzy świat przesiąknięty mrokiem, wzbogacony o legendy i dziwne historie o przeklętej przeszłości. Po wioskach hasają beztrosko zjawy, upiory i mordercy... Stefan Darda jest pisarzem, który potrafi budować napięcie, a jego historie są pożywką dla nocnych koszmarów. Lepiej nie czytać jego książek w nocy... Żeby nie było, że nie uprzedzałam.
Krótko pisząc - książka Czarny Wygon. Słoneczna Dolina to jedna z lepszych pozycji powieści grozy - do tego polskiej! Ja jeszcze nie natknęłam się na polskiego autora, który pisałby tak niepokojąco i przerażająco jak King czy Masterton.
Planując wakacje będę trochę inaczej spoglądać na beztroskie krajobrazy Roztocza, w których może kryć się coś naprawdę groźnego... Literatura karmi naszą wyobraźnię - ale przecież kto z nas nie lubi tego dreszczyku, podniesionej adrenaliny? No właśnie, lubimy się bać i Pan Darda o tym dobrze wie...
Lubię czytać mroczne książki, a co za tym idzie szukam mocnych wrażeń czających się w literaturze. Niemożliwe? A jednak niektóre książki potrafią produkować strach i koszmary w rzeczywistości. Jak to jest możliwe? Na moim przykładzie powieść Stefana Dardy "Czarny wygon. Słoneczna Dolina" przysporzyła mi wielu koszmarnych nocy i przedziwnych snów z marami w roli głównej....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-11-16
Magia baśni drzemie w ponadczasowych historiach, które formułują proste, życiowe prawdy. Prawdziwa baśń niesie również ze sobą garść niepokoju, dreszcz grozy, mrok, który potęguje oniryczność opowiadanej historii, jej nietypowy klimat. Baśń ma cierpki smak przyciągający, zachwycający, uzależniający. Dlatego tak intensywnie działa na nasza wyobraźnię, przenika do naszej świadomości. Wydaje się nam, że baśń jest schematyczna, banalnie czytelna i jednowymiarowa, a paleta barw wartości jest podzielona na biel i czerń. Świat baśni jest jednak bardzo głęboki, konteksty i sensy rozrastają się jak korzeń drzewa, splatają się jak gałęzie. Chyba właśnie ta metafora obrazująca baśń jako drzewo, wydaje mi się idealnie objaśniać wielowymiarowość tych „dziecięcych” opowieści. Magia baśni zupełnie inaczej dotyka młodego czytelnika, a inaczej odczytuje ją dorosły.
Nietypową i nieco mroczną reinterpretacją baśni o Czerwonym Kapturku jest „Czerwone wilczątko” – zilustrowane i opowiedziane przez francuską autorkę Amélie Fléchais. Książka jest unikatową i oryginalną perełką ze względu na urzekające ilustracje, które same w sobie stanowią coś naprawdę wyjątkowego, nie można od nich oderwać oczu i na pewno nie dają o sobie zapomnieć. Dzięki nim historia Czerwonego wilczątka nabiera wiele dodatkowych, barwnych kontekstów. Autorka nie boi się zestawiać ze sobą obrazów pełnych dziecięcej tkliwości z motywami makabrycznymi. Również kompozycja, wybór barw ma odwzorować dwa, kontrastowe sposoby patrzenia na świat.
Świat wilczątka, który wyrusza w las aby zanieść wilczej babci tłustego zająca, kipi od soczystych, intensywnych barw, natomiast las martwych drzew, gdzie mieszkają okrutni ludzie wypełniają kolory czerni, szarości, brązu. W tej baśni, to ludzie są źli, to oni polują na wilki. Małe wilczątko wpada w pułapkę, kiedy gubi drogę w lesie i spotyka niewinną dziewczynkę, ofiarowującą mu pomoc. Łatwowiernie podąża za dzieckiem i daje się schwytać córce, mściwego i zaślepionego zemstą myśliwego. Dziewczynka śpiewa tragiczną historię swojej matki, której winę za śmierć ponoszą wilki. Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawia czerwonemu wilczątku ojciec wilk.
Czerwone wilczątko, ubrane w jaskrawe, czerwone palto jest niemym obserwatorem i ofiarą konfliktu człowieka ze zwierzęciem. W oczach ludzi jest bestią, wcieleniem zła i nieszczęść. Baśniowa opowieść to również smutna historia o inności, braku akceptacji i drzemiącym w człowieku okrucieństwie, nienawiści, zaślepieniu, które jest przyczyną tragicznych decyzji. W historii Amélie Fléchais drzemie czający się mrok, szczególnie drobiazgowe ilustracje skrywają w sobie motywy kości, skór zwierzęcych.
Tajemniczą i posępną postacią jest sam myśliwy, nienawidzący wilków, owładnięty chęcią zemsty. To on uczy swoją córkę nienawiści, nieufności wobec wilków. Zilustrowana historia nie ma szczęśliwego finału, zakończenie jest otwarte, rodzi wiele pytań w czytelniku, ciekawych pomysłów na dalszy rozwój historii o córce okrutnego myśliwego i czerwonym wilczątku.
Pierwszy raz miałam okazję zapoznać się z publikacją wydawnictwa Kultura Gniewu. „Czerwone wilczątko” czaruje czytelnika ilustracjami i oryginalną reinterpretacją znanej baśni Charlesa Perraulta. Kreska Amélie Fléchais jest tak bardzo charakterystyczna, ciepła a równocześnie niepokojąca, melancholijna, pełna tajemniczej i misternej ornamentyki. Każdy kto pasjonuje się ilustracją dziecięcą powinien mieć „Czerwone wilczątko” na swojej półce. Jest to też idealna książka do kształtowania wrażliwości artystycznej u dziecka, ale starszego, gdyż niektóre ilustracje mogą budzić grozę. Dla mnie jest to książka idealna, baśniowość opowieści i przecudne ilustracje - to jest właśnie to, czego szukam we współczesnych opowieściach. „Czerwone wilczątko” ma w sobie magię, od razu uruchamia naszą wyobraźnię, jednocześnie kusząc aby przeglądać tą opowieść jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze… Nawet teraz, pisząc te słowa, przeglądam mimochodem ilustracje Amélie Fléchais i muszę ponownie przyznać, że są niesamowite, głębokie sensualnie i wizualnie. „Czerwone wilczątko” pokochacie od pierwszej strony i często będziecie chcieli zaglądać do tej książki, bo jest przyciągająca.
Magia baśni drzemie w ponadczasowych historiach, które formułują proste, życiowe prawdy. Prawdziwa baśń niesie również ze sobą garść niepokoju, dreszcz grozy, mrok, który potęguje oniryczność opowiadanej historii, jej nietypowy klimat. Baśń ma cierpki smak przyciągający, zachwycający, uzależniający. Dlatego tak intensywnie działa na nasza wyobraźnię, przenika do naszej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-10-15
Rozstania bywają niezwykle bolesne. Szczególnie gdy kończymy czytać książkę, pretendującą do najlepszego, najskuteczniejszego antydepresanta jesieni. Jeżeli nie znacie jeszcze Marty Kisiel i jej zadziornego pióra, to pora nadrobić zaległości. Lichotka zaprasza :)
"Dożywocie" składa się z pięciu opowiadań, tworzących spójną historię, która rozpoczyna się wraz z odziedziczeniem przez Konrada Romańczuka pewnej posiadłości. Wizja szybkiego zarobku jest niezwykle kusząca dla młodego pisarza, który pragnie na chwilę uciec z miasta, od nieudanego związku z niejaką Majką. Konrad oprócz domu odziedziczył także jego lokatorów, nie zdaje sobie jednak sprawy, kim są mieszkańcy Lichotki. Być może wtedy nie zdecydowałby się tu przyjechać...
Do rzeczy - dożywotniki lokatorami Lichotki są dość niezwykłe istoty. Anioł, o dość charakterystycznym imieniu - Licho, uczulone na własne pierze, z zamiłowaniem do pedantyzmu i mięciutkich, kiczowatych bamboszy. Krakers - prastary "stwór z głębin odwiecznego zła", rozmiłowany w gotowaniu, robieniu konfitur, przepysznych faworków i pieczeniu ciast. Mackowata istota porzuciła swoje destrukcyjne popędy aby osiąść na stałe w piwnicy gotyckiego domu, (czytaj: w Lichotce). Do pozostałej galerii dożywotników należą: cztery całkowicie zielone i wredne utopce, kot i wściekle różowy królik. Jednak najbardziej denerwującym i kłopotliwym lokatorem okazuje się
być widmo panicza Szczęsnego, raczącego wszystkich swoją, romantyczną poezją. Szalony "Werter" oprócz łkania, wzdychania i pisania, zajmuje się także dzierganiem szalików i czapek. Młodzieniec, który umarł śmiercią samobójczą, jest postacią dosłownie wyrwaną z epoki romantyzmu.
Pośród tych dziwnych i niezrównoważonych istot postanawia zamieszkać Konrad. Jeszcze nie wie na co się decyduje i ile nieprzespanych nocy będzie musiał znieść w Lichotce. Już opieka na dziecinnym aniołem to ogromne wyzwanie i odpowiedzialność...
Marta Kisiel ma ogromną zaletę, potrafi czytelnika rozbawić do łez, wywołać niepohamowane parsknięcia śmiechu (niestety trzeba liczyć się z dziwnymi spojrzeniami w miejscach publicznych).
W "Dożywociu" można przepaść na długie godziny, pełne humoru, zabawnych dialogów, powiedzeń, które nieświadomie trafiają do naszego języka. Śmiejemy się i nawet nie wiemy kiedy stajemy się jednymi z lokatorów Lichotki, w której "normalność zachowań nigdy nie obowiązywała".
Jak tu nie kochać naiwnego i kichającego Licha, który wcale nie przypomina anioła stróża. Ale to dzięki Lichu, Konrad zmienia się i całkowicie zadomawia się w Lichotce. A jego życie przewraca się do góry nogami (dosłownie).
"Dożywocie" Marty Kisiel stało się moją ulubioną książką, o której dowiedziałam się po przeczytaniu wielu polecających recenzji na blogach. Wiem, że będę do niej wracać, szczególnie teraz w jesienne wieczory.
Was, też zachęcam do przeczytania, Wasz nastrój i samopoczucie tylko na tym skorzystają:)
Niestety z dostępnością tej książki jest duży problem, a ceny na allegro (jeżeli już jakaś książka się pojawi) sięgają nieraz niebotycznych sum. Szczęśliwi właściciele Dożywocia nie rozstają się z książką, co już świadczy o poziomie prozy Pani Marty Kisiel.
Pozostaje mi wierzyć, że autorka nie porzuci swoich bohaterów i zaplanuje dla nich kolejne przygody. Będę czekać na kontynuację "Dożywocia", na uśmiechnięte Licho, pomrukującego Krakersa i Konrada... i jak to mówi Licho : Alleluja! :)
Rozstania bywają niezwykle bolesne. Szczególnie gdy kończymy czytać książkę, pretendującą do najlepszego, najskuteczniejszego antydepresanta jesieni. Jeżeli nie znacie jeszcze Marty Kisiel i jej zadziornego pióra, to pora nadrobić zaległości. Lichotka zaprasza :)
"Dożywocie" składa się z pięciu opowiadań, tworzących spójną historię, która rozpoczyna się wraz z...
2022-10-26
2024-05-15
2018-09-03
2014-09-27
Odkryć historię Polski na nowo, czyli niezwykła Cherezińska
Historia Polski to gąszcz nazwisk, dat, bitew oraz całe dynastie władców, w których można się pogubić i znienawidzić. Nic więc dziwnego, że nie przyciąga to zwykłych śmiertelników. Przygoda z historią kończy się zazwyczaj wraz z ukończeniem szkoły. Nie ma się czym chwalić ale i ja byłam ignorantką jeżeli chodzi o historię. Wszystko zmieniło się dzięki książce Elżbiety Cherezińskiej "Korona śniegu i krwi", porównywanej do "Gry o tron" Martina. A ja powiedziałabym nawet więcej - to niezwykła historia Polski, która budzi w czytelniku uśpionego miłośnika średniowiecznej Polski. Delikatna fantastyczna osnowa jest tylko tłem dla "soczystych" portretów bohaterów. Cherezińska w niebywały sposób inspiruje się słowiańską mitologią, która okazuje się być intrygująca, magiczna i dodatkowo nasza.
"Korona śniegu i krwi" opowiada historię Przemysława II, księcia Starszej Polski, który dojrzewa do walki o polski tron. Obok głównego wątku autorka maluje losy ludzi z otoczenia księcia, jego kolejnych żon, przyjaciół i wrogów. O przyszłość państwa polskiego walczą nie tylko książęta i szlachta, ale i zapomniani czciciele pogańskich bogów. Kult Matki Ziemi współistnieje z wzrastającym chrześcijaństwem. Obok historycznych faktów, które zostają przedstawione wyjątkowo pociągająco, niczym powieść sensacyjna, pełna intryg, spisków i trucizn płynących w wielu kielichach, czytelnik poznaje świat baśni, dziwów i cudów. Cherezińska nie boi się powołać do życia strzygi, demony oraz wilkołaczyce. Nawet herby możnowładców żyją własnym życiem, niczym dusze ich władców. A jeżeli księżna Kinga, żona Bolesława V Wstydliwego, nazwana jest świętą to zostaje opisana w taki sposób, że nie mamy absolutnie żadnych wątpliwości, że tak jest.
Piastowie to ludzie, którymi targają silne emocje, pełne namiętności i pasji. Nic więc dziwnego, że płaczemy wraz z bohaterami na pogrzebach, cieszymy się na ucztach i turniejach. Nie brakuje także humoru i tego wyjątkowego kolorytu epoki średniowiecza. Autorka zręcznie żongluje postaciami, zmyślnie snuje opowieści połączone z legendami. Okazuje się, że kobiety uwiecznione przez historię jako cienie swych wielkich mężów, miały o wiele więcej do powiedzenia niż się nam wydaje. To prawdziwe intrygantki, waleczne lwice, oddane całkowicie swojej sprawie. Czy to niewinne księżne czy uwodzicielskie kurtyzany, pracowite gospodynie czy dwórki - autorka znajduje dla nich godne miejsce w swojej historii. Pisarka wyciąga najciekawsze, mroczne tajemnice Piastów, tym samym zarażając czytelników magią niedocenianego średniowiecza, czasów prawdziwych rycerzy, krwawych bitew i przedziwnych intryg.
Świat "Korony śniegu i krwi" przyciąga, pochłania naszą całą uwagę, nie pozwala oderwać się nawet na chwilę. Powrót do współczesności jest wyjątkowo bolesny, bo chciałoby się jak najbardziej odwlec w czasie lekturę. Tym bardziej, że zakończenie powieści pozostawia czytelnika z pustką, niedosytem.
Książkę Elżbiety Cherezińskiej można polecić nawet tym, którzy omijają historię szerokim łukiem. Niezwykłość snucia opowieści przez Cherezińską uwiedzie każdego i otworzy oczy na wiele spraw związanych z naszą przeszłością. A mamy być z czego dumni. Nasza historia dzięki tej książce nabiera żywych kolorów, czerwonych jak krew, białych jak skrzydła orła i zielonych jak dziewicze lasy, pełne kapłanek Matki Ziemi.
Elżbieta Cherezińska potrafi ożywić zakurzony świat polskich Piastów i robi to z niebywałą lekkością, zmysłowością i pasją, niespotykaną wśród polskich pisarzy. Dla takich książek warto poświęcić kilka nocy i polecać każdemu kto lubi czytać. Dla takich książek warto czytać :)
Odkryć historię Polski na nowo, czyli niezwykła Cherezińska
Historia Polski to gąszcz nazwisk, dat, bitew oraz całe dynastie władców, w których można się pogubić i znienawidzić. Nic więc dziwnego, że nie przyciąga to zwykłych śmiertelników. Przygoda z historią kończy się zazwyczaj wraz z ukończeniem szkoły. Nie ma się czym chwalić ale i ja byłam ignorantką jeżeli chodzi o...
2024-05-27
2019-03-30
2014-07-21
Powieść, która uzależnia czytelnika, karmiąc go słowem, bezczelnym, ociekającym sarkazmem, strachem, cynizmem. Powieść, która pyta Ciebie człowieku kim naprawdę jesteś. Powieść, która rozdrapuje polskie rany, stara się odbrązowić polski heroizm. Szczepan Twardoch otwiera drzwi do świata, którym włada mrok, przyszłość, grzech i MORFINA.
Książka "Morfina" jest jedną z takich powieści, którą trzeba przeczytać, aby poczuć jej klimat i kunszt słowa oraz stylu. Autor zabiera nas w wędrówkę po zniszczonej, wojennej Warszawie 1939 roku. Naszym przewodnikiem jest Konstanty Willemann, uzależniony od morfiny i kobiet, przystojny, elegancki - typowy drań, który kieruje się swoimi żądzami. Jest też ojcem oraz mężem, przybiera różne maski w zależności od sytuacji. Nienawidzi zniszczonego, "zgwałconego" miasta i swojego życia. Kim tak naprawdę jest? Czy Polakiem, który walczył w pierwszych dniach wojny tak jak większość? Czy może Niemcem tak jak jego młody ojciec, niemiecki oficer? Konstanty zostaje zwerbowany do tajnego wywiadu gdzie będzie musiał zmierzyć się z nową tożsamością. Porzuci swoje polskie obywatelstwo stając się rodowitym Niemcem. Znienawidzony przez Polaków, teścia, żonę będzie musiał pokazać drugą twarz, grając rolę niemieckiego żołnierza.
Konstanty Willemann to skomplikowany bohater, a raczej antybohater - zagubiony, wyzuty z patriotycznych ideałów, egoista przez duże "e". Opętany przez matkę - kobietę uzależnioną od uciech cielesnych, władczą i wpływową. Uciekający przed rodziną, odpowiedzialnością, samym sobą, miastem. Drań, morfista, uwodziciel, stał się wierną kopią matki. Konstanty nie ma ideałów, nie kieruje się wartościami, doznając ciągłych zawodów i samotności. Wraz z nim jak cień wędruje kobiecy głos, który całkowicie osacza bohatera. Opowiada czytelnikowi o losach ludzi, których spotyka Willemann, zna ich przyszłość i przeszłość, kreśląc makabryczne obrazy śmierci. Kim jest ta wszechwiedząca postać? Czy nie jest aniołem śmierci, a może jest samą śmiercią... Życie każdej z napotkanych postaci wydaje się nijakie, pełne rozczarowań, a koniec jest brutalny, nagły, śmierć przychodzi obojętnie, zacierając wszelkie ślady człowieka. Wiele w tym pesymizmu, ale i pokory, że życie zawsze ma swój koniec...
O "Morfinie" Szczepana Twardocha można napisać naprawdę wiele, bo jest to powieść poruszająca wiele problemów dręczących człowieka, Polaka, mężczyznę. Fabuła jest tak naprawdę wstępem do głębszych poziomów powieści, do konstrukcji samego bohatera, który jest tak bardzo ludzki, a z drugiej strony ma tak wiele w sobie kontrastów, goryczy. Myślę, że warto przeczytać "Morfinę" i samemu odnaleźć to, co wydaje się dla nas najbardziej przyciągające.
Nie będę zdradzać zakończenia, które jest bulwersujące, ale czytelnik jednak przeczuwa, że innego wyjścia z takiej sytuacji w jakiej znalazł się bohater, nie ma.
Jeżeli literatura to narkotyk to na pewno w takim wydaniu jak "Morfina" Szczepana Twardocha. Ta książka jest tak wielopoziomowa, stylistycznie i narracyjnie perfekcyjna, że żyje jeszcze długo w głowie odbiorcy. Ja ciągle czuję niedosyt, ale tylko dlatego, że to już koniec historii. Mogę śmiało zaliczyć się do grona uzależnionych od twórczości Szczepana Twardocha. Na pewno jeszcze o nim usłyszymy, bo to pisarz z prawdziwym potencjałem i świetnym piórem.
Powieść, która uzależnia czytelnika, karmiąc go słowem, bezczelnym, ociekającym sarkazmem, strachem, cynizmem. Powieść, która pyta Ciebie człowieku kim naprawdę jesteś. Powieść, która rozdrapuje polskie rany, stara się odbrązowić polski heroizm. Szczepan Twardoch otwiera drzwi do świata, którym włada mrok, przyszłość, grzech i MORFINA.
Książka "Morfina" jest jedną z...
2023-09-05
2023-12-16
2024-05-15
2017-07-12
2008-08-01
„Gdy się w końcu przebudził, zarzucił sobie skrzynię na grzbiet i przytaszczył ją do swojej gawry. Dopiero tu uroczyście dokonał ponownego jej otwarcia. Znalazł w niej książki cienkie i grube, mocno nadgryzione zębem czasu i pachnące nowością, opowieści o zwierzętach, ludziach i egzotycznych krainach przepełnionych tajemnicami. Najwięcej zaś było bogato ilustrowanych historii.” (s. 15)
Wrażliwej wyobraźni i zabawy formą nie można odmówić najnowszej książce pisarza Przemysława Wechterowicza i utalentowanej ilustratorki Gabrieli Cichowskiej, która ukazała się nakładem wydawnictwa Kinderkulka. Baśń, jak sugeruje czytelnikom tytuł, okazuje się być wielopoziomową historią, z przeplatającymi się emocjami i motywami. Ogromna wartość „Baśni o zaczytanym Niedźwiedziu i o Króliku, który spadł z nieba” drzemie zarówno w poetyckim, metaforycznym obrazowaniu rzeczywistości, jak i wplataniu w główny wątek kolejnych książek dla dzieci, zszywaniu ich fabularnym spoiwem, tak aby czytelnik mając odpowiednie tropy, mógł wyruszyć w kolejne literackie światy. Opowieść o niedźwiedziu, który nauczył się czytać, to takie metaforyczne drzwi, za którymi kryją się wielowymiarowe i ponadczasowe narracje i obrazy. To literackie schody do kolejnych pięter książkowych historii.
Główny bohater, wielki i melancholijny niedźwiedź jest obdarzony niezwykłym darem, potrafi czytać. Znaleziona książka „Tygrys o Złotym Sercu” rozbudza w niedźwiedziu ciekawość, kiełkuje w nim miłość do czytania. Nagle książka staje się drogocennym przedmiotem, niezwykłym, tajemniczym, ukochanym, dostarczającym wrażeń i intensywnych przeżyć. Niedźwiedź przegląda „Tygrysa o Złotym Sercu” z pietyzmem, z ogromnymi emocjami, chciałoby się rzec z wypiekami na policzkach. Pewnego dnia przyciąga go nietypowy zapach, pod ziemią znajduje skrzynię z książkami pełnymi ilustracji:
„Kopał wytrwale cały dzień, całą noc, aż pod koniec dnia następnego w świetle zachodzącego słońca dokopał się do skrzyni. Gdy ją wyciągnął i otworzył, oniemiał i upadł pełen zachwytu. Skrzynia bowiem po brzegi wypełniona była... książkami dla dzieci" (s. 12).
Zaczytany Niedźwiedź pragnie podzielić się swoim skarbem, chce inne, leśne zwierzęta zachęcić do słuchania i czytania. Pragnie po prostu podzielić się historiami, może i porozmawiać o książkach. Niestety zwierzęta nie podzielają pasji niedźwiedzia, skupieni na codzienności, na samych sobie, nie potrafią otworzyć serca, są głusi na wrażliwość czytającego niedźwiedzia, który czuje się coraz bardziej samotny i wyobcowany. Gdy nasz baśniowy bohater traci już nadzieję, w lesie pojawia się Królik, który zaczyna towarzyszyć misiowi w lekturze. Małe i ufne zwierzątko przypomina bohatera z ulubionej i pierwszej książki, którą przeczytał niedźwiedź. To właśnie „Tygrys o Złotym Sercu” otwiera w życiu niedźwiedzia nowy rozdział. Wspólne czytanie jest jak ziarno, z którego kiełkuje wyjątkowa przyjaźń…
Zamieszczone motto Umberto Eco, które znają wszyscy pasjonaci literatury- "Kto czyta książki, żyje podwójnie", podkreśla szkatułkowość baśni Przemysława Wechterowicza. Chciałoby się powiedzieć, że zaczytany Niedźwiedź żyje nawet nie podwójnie, ale każda przeczytana książka, pozwala mu na nieskończone wcielanie się w bohaterów i przeżywanie ich przygód.
Kompozycja szkatułkowa, dość rzadko wybierana przez pisarzy – tym bardziej w literaturze dziecięcej (być może w obawie o chaos i utrudnienie odbioru), niewątpliwie wyróżnia „Baśń o zaczytanym Niedźwiedziu”. W jedną historię główną, centralną zostają wkomponowane poboczne, ale równie ważne opowieści „Baśń o sercu Pajacyka” oraz „Czerwona piłeczka”, a także cała mozaika pozostałych 17 tytułów (takich jak: „Miejsce na miotle” Julii Donaldson, „Przygody Sindbada Żeglarza” Bolesława Leśmiana czy „Gęś, śmierć i tulipan” Wolfa Erlbrucha). Muszę przyznać, że wplecenie melancholijnej i smutnej opowieści o małej Ricie i Królestwie Porzucanych Zabawek, a w nią, losów czerwonej piłeczki, wprowadza w całą baśń wiele napięcia, oczekiwania, potęgującego zaciekawienie odbiorcy. Historie, pomimo swojej różnorodności tematycznej, subtelnie łączą się, zazębiają, wprowadzając czytelnika w kolejne poziomy magicznego świata, w którym opowieść niczym klucz, otwiera następną opowieść i następną. Autor nie narzuca czytelnikowi jedynego słusznego sposobu czytania tej szkatułkowej baśni. Ma to być wyzwanie dla odbiorcy, ale i podróż z detektywistycznym pazurem, w którym mapą i kompasem są kolejne tytuły książek, czytane przez melancholijnego Niedźwiedzia.
Sam motyw szkatułki pojawia się kilkakrotnie. Szkatułką jest sama książka, w której kryją się mechanizmy zdolne poruszyć wyobraźnię, ale i równie jest nią skrzynia pełna książek, zakopana w ziemi, której wyjątkową woń wyczuwa niedźwiedź. Szkatułkowość widoczna jest również w treści, to właśnie z książki Czesława Janczarskiego „Tygrys o Złotym Sercu” (która opowiada o samotnym tygrysie, innym niż wszystkie dzikie koty, potulnym i łagodnym, poszukującym przyjaciela) wyłania się postać Króliczka, Który Wszystkiemu Wierzy. Opowieść zaczyna żyć własnym życiem, baśń ponownie ożywia bohatera.
„Baśń o zaczytanym Niedźwiedziu i o Króliku, który spadł z nieba” to przejmująca opowieść o wartości przyjaźni, która nadaje sens życiu. Z głównym bohaterem, samotnie celebrującym chwile z lekturą, utożsami się każdy pasjonat literatury, bez względu na wiek. Każdy z nas ma w sobie coś z Zaczytanego Niedźwiedzia, nieodpartą chęć opowiadania o przeczytanych książkach, dzielenia się emocjami podczas lektury. Na pewno pamiętacie, to uczucie nieziemskiej ekscytacji, kiedy po przeczytaniu dobrej książki chcecie komuś o niej opowiedzieć, przedyskutować treść, polecić i przepracować emocje jakie w nas zasiała. Samotność niedźwiedzia rodziła się nie tylko z jego wyjątkowości – inności, ale i braku dialogu, zrozumienia, współodczuwania. Czytanie jest przyjemne, ale najwięcej wartości i satysfakcji przynosi możliwość podzielnia się historią, która poruszyła nasze najczulsze struny emocji. Ta baśń mówi o niesamowitej mocy literatury, która wydobywa z czytającego, to co najpiękniejsze, pozwala mu marzyć, zmienia jego codzienność, wyzwala pokłady empatii, otwiera świat. Niedźwiedź dzięki przyjaźni i wspólnemu czytaniu z Królikiem, zobaczył coś więcej niż przestrzeń lasu, poczuł nietypowy i wyjątkowy zapach książki, zasmakował słów i emocji, jego natura uległa metamorfozie, zaczął więcej odczuwać, jego perspektywa doświadczania rzeczywistości również poszerzyła się, wzbogaciła. Jednak najpiękniejsze było uczucie więzi, porozumienie z przyjacielem, który nagle pojawił się w jego życiu.
Przemysław Wechterowicz wprowadza czytelnika w bardzo poetycki świat, wielopoziomowy, w którym nie brakuje szczypty magii, niezwykłości, ironii, specyficznego humoru, ale i trochę melancholii, zadumy i smutku. Zwróćmy uwagę jak bardzo baśń jest sensualna, pojawiają się zapachy lasu i urzekająca woń książek, która dla niedźwiedzia pachnie piękniej niż miód. W „Baśni o sercu Pajacyka” poznajemy zapach samotności, którą pachnie Wilk. To sprawia, że czytelnik może wyobrazić sobie przestrzeń, detale, wręcz sensorycznie odczytać baśniowy świat lasu czy Królestwo Porzuconych Zabawek. Sensualność ma ogromne znaczenie w tworzeniu przestrzeni, a także w uwrażliwianiu małego czytelnika na szczegóły, detale.
Wyjątkowy wymiar ma w książce „Baśń o sercu Pajacyka” napisana w trochę innej tonacji, poważniejszej. Jest to finezyjna i bardzo baśniowa opowieść o dziewczynce Ricie, która przenosi się do Królestwa Porzuconych Zabawek, gdzie zaprzyjaźnia się z jej królem – Pajacykiem. Kolejne wizyty w magicznym świecie upływają na zabawie, aż do momentu gdy król Pajacyk budzi się bez serca. Wraz z chorobą władcy kraina zupełnie się zmienia, staje się wyblakła i powoli ulega destrukcji. Rita obiecuje przyjacielowi, że odnajdzie jego serce, i wyrusza w niebezpieczną podróż do mrocznego lasu… Podróż małej bohaterki jest lekko oniryczna, a i nie brakuje momentów grozy. Autor stopniowo buduje napięcie, tworzy barwne i niezwykłe postacie, operując zarówno humorem jak i melancholią. Nie ukrywam, że jest to trudna i pełna nieoczywistych emocji opowieść, ale opowiedziana z wyczuciem, z subtelną metaforyką baśniowości. Warto zwrócić jak pisarz operuje kolorem, w jaki sposób pokazuje zmieniające się i niszczejące Królestwo. Wraz z chorobą Pajacyka baśniowa rzeczywistość ulega deformacji, rozkładowi, rozpadają się i zamazują struktury i barwy, podobnie emocje zmieniają swoje natężenie i głębię. Bezradność miesza się z nadzieją, upór ze strachem, ale najbardziej wymowna i mocna jest końcowa sekwencja „Baśni o Sercu Pajacyka”, która wzrusza, ale i przynosi poczucie spokoju, nadziei, pogodzenia się z czymś nieuchronnym, tak bardzo bliskim, każdemu człowiekowi. Samo Królestwo Porzuconych Zabawek jest dość tajemniczym miejscem, nie mają do niego wstępu dorośli, a Rita jest pierwszym dzieckiem, które odwiedza świat niepotrzebnych i zniszczonych rzeczy, które kiedyś były najcenniejszymi przedmiotami wręcz przyjaciółmi dzieci. Wraz z dorastaniem właścicieli, zabawki stawały się bezużyteczne, aż trafiały do Królestwa. Być może mała Rita również dorasta, co powoduje, że baśniowa kraina Pajacyka przestaje dla niej istnieć… Z drugiej strony w baśni pojawia się motyw nieuleczalnej choroby, która wpływa na wszystkich bohaterów, zmienia barwny, beztroski świat w mroczną i zniszczoną, bolesnymi emocjami krainę. Dziewczynka mierzy się z czymś trudnym, doświadczeniem utraty, świadomością przemijania i kruchością życia. Rozsypują się fragmenty świata, którego była częścią, ale przecież pozostaje pamięć uczuć, przezwyciężająca strach i samotność.
„Baśń o zaczytanym Niedźwiedziu i o Króliku, który spadł z nieba” od strony wizualnej jest niewątpliwie dziełem sztuki. Ilustracje autorstwa Gabrieli Cichowskiej, wykonane różnorodnymi technikami, nadają głębszy i pełniejszy wymiar całej opowieści. Niezwykły realizm przedstawionych postaci komponuje się z drobiazgowymi i kunsztownymi, ołówkowymi szkicami w „Baśni o sercu Pajacyka”, choćby postać Rity, motywy roślinne, pióra i motyle, które wręcz ulatują z kart książki. Artystka wykorzystała również technikę monotypii i kolażu, obrazując zaczytanego Niedźwiedzia w wyjątkowy i niebanalny sposób (najbardziej ujęła mnie ilustracja niedźwiedzia w małych okularach, czytającego Królikowi). Wśród ilustracji wytropimy również okładki książek, czytanych przez Niedźwiedzia, co również wskazuje i akcentuje formę szkatułki. Otrzymujemy obraz w obrazie. Sztuka Gabrieli Cichowskiej nawiązuje do charakterystycznego stylu Józefa Wilkonia, twórcy wrażliwego na młodego odbiorcę, mistrza polskiej ilustracji, kształtującego gusta estetyczne wielu pokoleń.
„Baśń o zaczytanym Niedźwiedziu i o Króliku, który spadł nieba” Przemysława Wechterowicza i Gabrieli Cichowskiej to książka wielopokoleniowa, dopracowana i mistrzowsko skonstruowana fabularnie i kompozycyjnie, a także edytorsko. Ujęła mnie oryginalna forma współgrająca z niebanalnymi i misternymi ilustracjami Gabrieli Cichowskiej, która wydobyła liryczną głębię tekstu oraz nadała kształt i konkretny wizerunek bohaterom. Jest to szkatułka opowieści, emocji, motywów, inspiracji literackich i baśniowych przestrzeni, nakreślonych sensualnie, z dziecięcą wrażliwością, za która tęskni się, zamykając książkę. Baśń Przemysława Wechterowicza to zaproszenie do świata literatury, do podążania różnymi, czytelniczymi drogami, kształtującymi gust młodego czytelnika. Każdy chciałby mieć taką książkę, do której chciałby wracać i dyskutować o niej, myślę, że „Baśń o zaczytanym Niedźwiedziu i o Króliku, który spadł nieba” (wyd. Kinderkulka) może pretendować do takiej opowieści, która wypełni wyobraźnię dzieci i dorosłych. Moją wyobraźnią ta baśń zawładnęła, a jak będzie z Waszą?
Cyt.: Przemysław Wechterowicz, Baśń o zaczytanym Niedźwiedziu i o Króliku, który spadł nieba, il. Gabriela Cichowska, wyd. Kinderkulka, Warszawa 2019.
„Gdy się w końcu przebudził, zarzucił sobie skrzynię na grzbiet i przytaszczył ją do swojej gawry. Dopiero tu uroczyście dokonał ponownego jej otwarcia. Znalazł w niej książki cienkie i grube, mocno nadgryzione zębem czasu i pachnące nowością, opowieści o zwierzętach, ludziach i egzotycznych krainach przepełnionych tajemnicami. Najwięcej zaś było bogato ilustrowanych...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to