-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać61
Biblioteczka
2017-11-18
2017-11-13
Książka kupiona na Krakowskich Targach Książki, właściwie przez przypadek. Nie żałuję. Zdecydowanie powinnam czytać więcej literatury lingwistycznej.
Przede wszystkim bardzo ciekawy zbiór krótkiej formy na temat słów, które się zmieniają, bo i nasz język się zmienia. Można czytać w paczkach, pojedynczo, albo pochłonąć całość na raz. Każda forma jest dobra, a do tego, kiedyś w końcu się do niej wróci, żeby ją odkryć na nowo.
Książka kupiona na Krakowskich Targach Książki, właściwie przez przypadek. Nie żałuję. Zdecydowanie powinnam czytać więcej literatury lingwistycznej.
Przede wszystkim bardzo ciekawy zbiór krótkiej formy na temat słów, które się zmieniają, bo i nasz język się zmienia. Można czytać w paczkach, pojedynczo, albo pochłonąć całość na raz. Każda forma jest dobra, a do tego,...
2017-11-08
Możliwe spojlery (duh.)
Książka kupiona przez przypadek, bo słyszałam o niej kilkakrotnie, ale nie wiedziałam o czym jest, a tytuł brzmiał super. Zakochałam się po dziesięciu stronach, a po kolejnych dwudziestu byłam pewna, że to miłość na całe życie.
Przede wszystkim jest to powieść przygodowa, z wątuniem romantycznym, z głównym bohaterem, który jest niesamowity, wspaniały i głupi do bólu. Uśmiałam się na niej do łez, a przede wszystkim - nie mogłam jej odłożyć. Morty okazał się spełnieniem moich bohaterskich marzeń.
Generalnie uprzedzam, że to nie jest poważna lektura i jeśli ktoś zamierza się czepiać obyczajów, sytuacji politycznej, czy innych pierdół, które są licznie wspominane w tej książce, to nie warto. To nie ma być książka historyczna, tylko przede wszystkim rozrywkowa i to też jest ok.
Jednocześnie poruszane są fakty z życia Morty'ego, które nie są zabawne i może są zbyt poważne jak na samo dawanie motywacji bohaterowi. Nie są one jednak potraktowane w sposób zupełnie humorystyczny, widać, że zarówno Monty, jak i Felicity i Percy się nimi przejmują. Jednocześnie - ilu z nas żartuje na temat własnych nieszczęść, chcąc je w ten sposób umniejszyć?
Jakby ktoś się bał wersji angielskiej - to napisana jest bardzo łatwym i przyjemnym językiem. Czytało mi się ją równie przyjemnie, co w ojczystym języku. Jest to póki co jedyna pozycja anglojęzyczna, z którą mam takie odczucia.
Polecam całym sercem.
Możliwe spojlery (duh.)
Książka kupiona przez przypadek, bo słyszałam o niej kilkakrotnie, ale nie wiedziałam o czym jest, a tytuł brzmiał super. Zakochałam się po dziesięciu stronach, a po kolejnych dwudziestu byłam pewna, że to miłość na całe życie.
Przede wszystkim jest to powieść przygodowa, z wątuniem romantycznym, z głównym bohaterem, który jest niesamowity,...
2017-11-02
Możliwe spojlery (duh.)
O historii Yeonmi Park słyszałam już jakiś czas temu i wiedziałam, że w końcu kiedyś będę musiała sięgnąć po jej książkę, ale jakoś nigdy się nie natknęłam. Dopiero niedawno trafiłam na tę pozycję w taniej książce i postanowiłam zgarnąć. W końcu kto by nie wziął książki za DYCHĘ?!
Bardzo mnie ciągnęło do tej pozycji, więc mimo jakichś 100 książek na mojej półce, zabrałam się najpierw za tę książkę.
Historia jest napisana w formie wspomnień, więc niestety, znowu mamy tu narrację pierwszoosobową, ale w tym wypadku, sprawdza się ona bezbłędnie. Książka wciągnęła mnie niesamowicie i wręcz ją pożarłam w dwa wieczory. Realia, które opisuje są straszne, wstrząsające i fakt, że takie rzeczy się dzieją w tym momencie, współcześnie, a nie dotyczą jakichś starych czasów, naprawdę mnie dotknął. Z jednej strony mam teraz ochotę bardzo się zagłębić w temat Korei Północnej, z drugiej tęskno mi do czasów błogiej niewiedzy, bo wiedza jest zdecydowanie zbyt przerażająca i przytłaczająca.
Historia Yeonmi porusza do głębi, bo jest to prawdziwa, bo pokazuje nam obraz naszego współczesnego świata, który nie jest tak idealny, jak może nam się wydawać.
Naprawdę polecam tę pozycję, bo naprawdę warto. W tych wszystkich gównianych książkach o służących w pałacach arabskich, które poleca fakt, ta pozycja może zniknąć i nie wybić się, a są to książki zupełnie innego kalibru. Tak więc czytajcie. Dowiadujcie się. Wiedza to potęga wolnych umysłów.
Możliwe spojlery (duh.)
O historii Yeonmi Park słyszałam już jakiś czas temu i wiedziałam, że w końcu kiedyś będę musiała sięgnąć po jej książkę, ale jakoś nigdy się nie natknęłam. Dopiero niedawno trafiłam na tę pozycję w taniej książce i postanowiłam zgarnąć. W końcu kto by nie wziął książki za DYCHĘ?!
Bardzo mnie ciągnęło do tej pozycji, więc mimo jakichś 100 książek...
2017-10-31
Możliwe spojlery (duh.)
Ostatnio bardzo dziwacznie dobieram książki, które wpadają mi w ręce. Wiara pierwotnie miała być książką dla mojego dziadka na imieniny, ale podmieniłam mu ją na Mroza, bo miałam ochotę na kryminał i to ten konkretny. Także tego...
To dobra książka w kategorii tego, jak została napisana. Postaci zdecydowanie są wielowymiarowe, historia wciąga, klimat PRL-u wyczuwalny, ale nie narzucający się w każdym akapicie. Nie jestem jakąś wielką fanką tamtych czasów, bo jestem z tego pokolenia, co zna je już tylko z opowieści, ale miło było poczytać coś, gdzie autor na siłę nie wpychał nam klimatu, tylko wprowadził go dyskretnie. Z drugiej strony - można było trochę zapomnieć kiedy akcja się toczy, a tak chyba być nie powinno.
Nie porwała mnie jednak fabuła, jeśli chodzi o to, jakim jest kryminałem. Było okej, ale bez szału. Chociaż jestem fanką takich kryminałów, w których zaskakuje mnie, kto okazuje się mordercą, to jednak tu byłam trochę zawiedziona, bo wydawało mi się, że zakończenie jest oderwane od reszty. Wszystko było zagmatwane, dostawaliśmy strzępki informacji i chyba nawet bardzo domyślny czytelnik nie byłby w stanie tego skleić w jedną całość. Ale może to ja po prostu za mało kryminałów czytam, nie wiem.
Z postaci w sumie nikogo nie polubiłam jakoś szczególnie mocno, nawet jeśli uważam, że były to ciekawe osoby. Ot po prostu do żadnej się nie przywiązałam.
Książkę mogę polecić, bo była bardzo dobrą rozrywką, chociaż do zakończenia wiele osób może się przyczepić. Ja w każdym razie będę miło wspominać tę autorkę i na pewno jeszcze po nią sięgnę.
Możliwe spojlery (duh.)
Ostatnio bardzo dziwacznie dobieram książki, które wpadają mi w ręce. Wiara pierwotnie miała być książką dla mojego dziadka na imieniny, ale podmieniłam mu ją na Mroza, bo miałam ochotę na kryminał i to ten konkretny. Także tego...
To dobra książka w kategorii tego, jak została napisana. Postaci zdecydowanie są wielowymiarowe, historia wciąga,...
2017-10-22
Bardzo przyjemna lektura. Humorystyczna, pełna pełnokrwistych i różnorodnych postaci, ze świetną akcją i wątkami pobocznymi. Mogłabym na jej cześć pisać peany, ale mi się nie chce, bo z natury jestem leniwa. Ale uśmiałam się jak głupia.
Bardzo mnie bawiło, że mamy wątki z Wrocławia, bo teraz mieszkam w tym mieście i go nie lubię, ale przyjemność mi sprawiało odnajdywanie jego autentycznych fragmentów w powieści. I no bohaterom ono sprawia ból, więc właściwie trochę się czułam, jakbyśmy cierpieli wspólnie.
Generalnie mam wrażenie, że wiedziałam czego się spodziewać, bo poznałam autorkę i jej charakter bardzo odpowiada temu, co w książce się znajduje. Polecam, chyba nie jestem w stanie opisać tej książki jakoś bardziej, bo boję się, że komuś za dużo zdradzę i zabiorę mu część zabawy.
Bardzo przyjemna lektura. Humorystyczna, pełna pełnokrwistych i różnorodnych postaci, ze świetną akcją i wątkami pobocznymi. Mogłabym na jej cześć pisać peany, ale mi się nie chce, bo z natury jestem leniwa. Ale uśmiałam się jak głupia.
Bardzo mnie bawiło, że mamy wątki z Wrocławia, bo teraz mieszkam w tym mieście i go nie lubię, ale przyjemność mi sprawiało odnajdywanie...
2017-10-18
Możliwe spojlery (duh.)
Kupiłam sobie tę książkę na jakiejś wyprzedaży w dronce, bo tanio, ludzie cierpią, brzmi sympatycznie, lubię takie klimaty. Nie spodziewałam się rewelacji, więc nie miałam też zbyt wygórowanych oczekiwań, ale i tak się zawiodłam.
Moje podsumowanie tej książki można określić jednym słowem - meh. Całość była obiecująca i ludzie cierpieli, ale zakończenie zepsuło wszystko. W sensie póki było jeszcze psychopatycznie i dziwnie, to wszystkie grzeszki tej książki trochę niknęły, ale niestety, nie dało się ich zignorować.
Generalnie ja jestem fanką tego, jak ludzie w książkach i na filmach cierpią, bo katharsis i w ogóle mnie to odpręża, że jednak nie mam aż tak ciężko w życiu. Więc póki książka na tym się skupiała, to starałam się nie zwracać uwagi na to, że ta książka praktycznie zrzyna z Kolekcjonera, tylko zmienia częściowo perspektywę na ofiarę. Później jednak w powieści dochodzą jednak perspektywy innych osób, w tym i oprawcy, i no cóż, zdarzayło się, że nie wyszło aż tak spójnie jak mogłoby być.
Poza tym to bardzo stereotypowa książka, zwłaszcza jeśli chodzi o psychopatów. Ja rozumiem, że taki jest obraz popkulturowy, ale można by się wykazać jakąś inicjatywą twórczą, bo ten psychopata jest bardzo smutnym psychopatą, pewnie głównie dlatego, że jest stereotypowy. Pojawiają się tu: a) zła relacja z matką, b) nazywanie swoich ofiar cudownie, c) konieczność utrzymywania pedantycznego porządku, d) nazywanie Clovera vel Collina świrem w ramach buntu przeciwko temu, co zrobił, e) piwnica urządzona jak domek dla lalek, f) koleżanki-porwane, które zachowują się jak po praniu mózgu, g) identyczne ubranka, jak z horroru. Polecam jakieś zajęcia z oryginalności.
Generalnie nie dziwi mnie ten super poziom książki, bo była ona tworzona najpierw na wattpadzie, ma polecenie Bravo (chi chi), a na dodatek ten tytuł, który obiecywał naprawdę... No niezapomniane przeżycie. Chyba tylko "Byłam służącą w arabskich pałacach" ofiarowało lepsze doznania estetyczne... Jednak nie bawiłam się na niej jakoś tragicznie, dość miło wspominam mordy, jak przymruży się oczy, to nie boli aż tak bardzo po oczach brakiem polotu.
Generalnie jak ktoś chce książkę do przeczytania na raz, z takim lekkim dreszczykiem psychopatyzmu, to polecam. Trzeba karmić swoją mroczną stronę, prawda?
Możliwe spojlery (duh.)
Kupiłam sobie tę książkę na jakiejś wyprzedaży w dronce, bo tanio, ludzie cierpią, brzmi sympatycznie, lubię takie klimaty. Nie spodziewałam się rewelacji, więc nie miałam też zbyt wygórowanych oczekiwań, ale i tak się zawiodłam.
Moje podsumowanie tej książki można określić jednym słowem - meh. Całość była obiecująca i ludzie cierpieli, ale...
2017-10-29
Możliwe spojlery (duh.)
Komiks kupiony na Krakowskich Targach Książki. Jako że postanowiłam ostatnio więcej czytać komiksów (mój portfel już płacze na zapas), to gdy wpadłam na Nonstop Comics pomyślałam "czemu nie"? Pozycję tę polecała kiedyś Zwierz, mi się podobała kolorystyka, mamy młode bohaterki, co nie zdarza się często, a poza tym była tańsza.
Historia zaczyna się 1 listopada 1988 w Cleveland, gdy główne bohaterki, tytułowe paper girls, ruszają z porannym rozwożeniem gazety. A później zaczynają się dziać rzeczy. Bardzo dziwne, trochę kosmiczne, rzeczy. Generalnie nie tego się spodziewałam. Zostałam bardzo zaskoczona, nie wiem jeszcze czy pozytywnie, czy negatywnie, bo wprawdzie minęło kilka dni odkąd skończyłam komiks, ale nie potrafię się zdecydować. Chyba zadecyduje drugi tom, którego premiera, niestety, dopiero w styczniu. Część mnie ma ochotę sięgnąć po wersję pdf, żeby wiedzieć co dalej, ale i tak będę musiała kupić komiks, bo mój tato też będzie czytał, więc już poczekam.
Polecam, ale uprzedzam, żeby się przygotować na dziwność. Albo przeczytać jakąś lepszą recenzję.
Możliwe spojlery (duh.)
Komiks kupiony na Krakowskich Targach Książki. Jako że postanowiłam ostatnio więcej czytać komiksów (mój portfel już płacze na zapas), to gdy wpadłam na Nonstop Comics pomyślałam "czemu nie"? Pozycję tę polecała kiedyś Zwierz, mi się podobała kolorystyka, mamy młode bohaterki, co nie zdarza się często, a poza tym była tańsza.
Historia zaczyna się 1...
2017-10-15
Możliwe spojlery (duh.)
Czas się wyrwać z tego marazmu nieczytania!
Millenium jest serią, którą u mnie czyta się rodzinnie i w krótkim czasie, bo kolejka jest spora, dlatego uznałam, że to świetna pozycja, żeby zacząć coś czytać, skoro ostatnio miałam zastój. No i przyznam - odniosłam sukces, bo wystarczył mi weekend, dość zajęty zresztą, żeby te czterysta-parę stron łyknąć.
Wiem, że różne są opinie na temat zmiany autora. Mi ona szczerze wisi, książki nadal są spójne, nadal mają ciekawą fabułę, może te postaci są trochę mniej opisane i akcja jest bardziej wartka, ale no nikt pisać identycznie jak druga osoba nie będzie. Mi się nadal podoba, chociaż nie jest to już to samo, co było przy pierwszych trzech tomach. I tak, jednym z aspektów jest to, że książki są krótsze, wydane większym pismem, więc tej zawartości jest mniej.
Premiery tej części nie przegapiłam chyba tylko dlatego, że wisiała chyba na każdym przystanku, który mijam tramwajem w drodze do pracy, ale nie powiem, żebym jakoś niewiarygodnie się nią ekscytowała. Ja chyba generalnie nie bardzo czekam na premiery książek, głównie dlatego, że nie mam czasu, mam pełen regał nieprzeczytanych pozycji i w ogóle to czekać to się czeka na Harry Pottera i tylko, moje serce pozostanie na inne pozycje zamknięte.
Co mogę powiedzieć o tym tomie - bo przecież by wypadało - znacznie bardziej mi się podobał niż poprzedni pod względem zagadki kryminalnej i tego, co się działo. Mam wrażenie, że był bardziej przemyślany i nie był aż tak zcybernetyzowany jak poprzedni. Natomiast nie do końca podoba mi się fakt dokładania kolejnych cegiełek do historii Lisbeth, bo jej losy i tak są już wystarczająco skomplikowane i dokoksane i pokręcone, że naprawdę, zostawmy ją już w spokoju, bo zrobi nam się z tego epopeja tragizmu. Dostajemy tu kolejnych złych, wszyscy ścigają Lisbeth, wszyscy są albo przeciwko niej, albo skoczyliby za nią w ogień - no nie róbmy takich rzeczy. Mimo całej mojej sympatii do tej bohaterki - bardzo proszę o część, która bardziej by przypominała tom pierwszy i miała bardzo dobrze i ciekawie napisaną historię śledztwa, w której bohaterowie uczestniczą, a nie polegała na dokładaniu kolejnych cegiełek do przeszłości Mikaela lub Lisbeth. Z jakiegoś powodu, jest ona tą najlepszą częścią w końcu.
Nie bardzo też mi się podoba kierunek, w którym zmierza relacja relacja Mikaela z Lisbeth, bo trochę zaczął jej tatusiować. W sensie jasne, jest jego przyjaciółką, martwi się o nią, chce jej pokazać, że o nią dba, ale kurczę, byli kiedyś kochankami i takie matkowanie na zasadzie "gdzie jesteś, co robisz, dlaczego do mnie nie piszesz" zupełnie mi do nich nie pasuje. Tym bardziej, że no w końcu się znają, Bloomkvist wie jaka jest jego przyjaciółka, powinien więc nie dziwić się, że no cóż... jest sobą.
Dobrze się bawiłam przy tej lekturze, podobała mi się, więc nie chcę wyjść na zbytniego hejtera, ale tak to już jest, że łatwiej się pisze o tym, czego się nie lubi.
Możliwe spojlery (duh.)
Czas się wyrwać z tego marazmu nieczytania!
Millenium jest serią, którą u mnie czyta się rodzinnie i w krótkim czasie, bo kolejka jest spora, dlatego uznałam, że to świetna pozycja, żeby zacząć coś czytać, skoro ostatnio miałam zastój. No i przyznam - odniosłam sukces, bo wystarczył mi weekend, dość zajęty zresztą, żeby te czterysta-parę stron...
2017-09-14
Kto nie zna Hamiltona, pewnie nie będzie w stanie zrozumieć mojej miłości do tej książki. Edukujcie się.
Pięknie wydana, świetne zdjęcia, dużo ciekawostek, historii i pierdół, które nie zainteresują nikogo, poza psychofanami (dzień dobry, Stefan, miło mi).
Kto nie zna Hamiltona, pewnie nie będzie w stanie zrozumieć mojej miłości do tej książki. Edukujcie się.
Pięknie wydana, świetne zdjęcia, dużo ciekawostek, historii i pierdół, które nie zainteresują nikogo, poza psychofanami (dzień dobry, Stefan, miło mi).
2017-08-16
Możliwe spojlery (duh. ale niekoniecznie)
Jesienna Republika to powieść, o której brałam się raczej niechętnie, mimo że uwielbiam tę trylogię oraz autora. Jest to jednak ostatni tom trylogii, a kolejne książki jeszcze się nie ukazały w Polsce. Za niedługo wychodzą jednak opowiadania, więc zdecydowałam się skończyć trylogię.
Jeśli kotoś nie czytał moich racenzji do poprzednich książek, to musi wiedzieć, że UWIELBIAM tę trylogię. Poza imionami, z którymi miałam problem, bo nie umiałam ich zapamiętać, wszystko mi grało i śpiewało i było cudowne. Absolutnie lubiłam wszystkich bohaterów i, co u mnie jest niespotykane, kibicowałam wątkom miłosnym. Niestety, to co dobra za szybko się kończy.
Trzeci tom nadszedł jednocześnie za szybko i za wolno. Chciałabym zdecydowanie spędzić z tym światem więcej czasu, niż było mi dane. Dobrze, że autor tworzy sequel. Oczywiście od pierwszych stron zostałam porwana w wir akcji i wielkich bitew. W końcu cała fabuła dzieje się w jednym miejscu, wszyscy bohaterowie się spotykają i wszelkie konflikty zostają rozwiązane. No prawie. Powiedzmy. W każdym razie dużo się dzieje.
Bardzo dużo było momentów, które mnie zachwyciły i właściwie można śmiało stwierdzić, że historia się nie skończyła, tylko osiągnęła kolejny etap. Tym bardziej niecierpliwie czekam na kolejne tomy, bo ten skończył się w takim momencie, że mi się serce z żalu ścisnęło. Bez spojlerów, ale wolałabym, żeby zginął ktoś inny. Bo to nie fair.
W każdym razie kompozycja otwarta wskazuje na to, że mam na co czekać, więc jak nie przeczytaliście, to macie jeszcze czas nadrobić. Ja polecam z całego serduszka.
Możliwe spojlery (duh. ale niekoniecznie)
Jesienna Republika to powieść, o której brałam się raczej niechętnie, mimo że uwielbiam tę trylogię oraz autora. Jest to jednak ostatni tom trylogii, a kolejne książki jeszcze się nie ukazały w Polsce. Za niedługo wychodzą jednak opowiadania, więc zdecydowałam się skończyć trylogię.
Jeśli kotoś nie czytał moich racenzji do...
2017-08-19
Możliwe spojlery (duh.)
Czas, by zabrać się za zaległości w recenzjach, które dałam, bo jestem leniem! Wstyd!
Na Słowika trafiłam całkiem przypadkowo w Świecie Książki, bo widząc promocję nie mogłam się powstrzymać i musiałam coś kupić. Więc wróciłam do domu z książką, której opisu nie znałam, ale hej! była tańsza i miała ładną okładkę. Opis mnie nie zraził, chociaż czułam, że to nie będą moje klimaty, jako że nie czytam raczej literatury kobiecej. Ale no nic, podobno trzeba rozszerzać horyzonty.
Książka opowiada historię dwóch sióstr, które w trakcie II Wojny Światowej walczą o przetrwanie w okupowanej Francji. Ich postawy są jednak diametralnie od siebie różne - w trakcie gdy Vianne podporządkowuje się nowej władzy i robi wszystko, żeby zapewnić przetrwanie sobie i córce, Isabelle dołącza do ruchu oporu, nie bacząc na konsekwencje.
Wstęp do książki nie jest w ogóle jednak spójny z opisem, dzieje się w zupełnie innym czasie, wyraźnie w Ameryce i wyraźnie po wojnie i powoduje konsternacje, ale jest krótki i właściwie naprawdę jest tylko wstępem do fabuły. Takich fragmentów "współczesnych" jest z 5 może w całej książce, więc pozwolę je sobie zignorować póki co.
Na samym początku już miałam zgrzyt z tą książką, ponieważ akcja jej zaczyna się jeszcze przed wojną i delikatnie mówiąc cukierkowa. Trwa to niby króciutko, tylko jeden czy tam dwa rozdziały, ale i tak raziło. Vianne spędza z mężem i córką idealny dzień, taki z piknikiem, bagietkami i zachodzącym słońcem w tle. Autorka wybitnie starała się chyba też udowodnić, że zna epokę, bo ilość szczegółów, które umieszcza na samym początku jest wręcz śmieszna i męcząca. Doceniam naprawdę informacje, które można wyłowić z książki, ale kolejność zakładania bielizny przez bohaterkę, albo materiał, z którego ma koc na piknik mnie średnio obchodzą. Jej rozważania na temat własnego życia wydawały mi się nudne, tak samo zresztą jak memłanie Isabelle, jaka to ona jest biedna, bo rodzina ją odtrąca i jest sama. Trudno się czyta historię, w której główni bohaterowie cię denerwują. Jednak o ile Vianne po prostu mnie nie obchodzi, o tyle Isabelle była irytująca. Jej bunt przeciwko szkołom, z których ciągle była wyrzucana, oraz przeciwko zasadom, wydawał mi się niezwykle dziecinny i bezsensowny. Mimo całego mojego braku entuzjazmu do Vianne, było mi do niej bliżej, niż do jej nierozgarniętej siostry.
Dopiero wraz z rozpoczęciem wojny zaczyna się właściwa akcja - i tu odpadł mój problem z nadmiarem opisów, bo zostały one ograniczone; nie brakowało informacji o tym co się działo, jednak wyrzucone zostały zbędne szczegóły. Z drugiej strony II Wojna Światowa jest tak okropna bez szczegółów, że może nie były one potrzebne?
Przyznam szczerze, że mnie ta historia nie urzekła. Była taka, jak zapowiadał opis - tragiczna, przejmująca, opowiadająca o walce kobiet, jednak nie wzruszyło mnie to aż tak. Łatwo jest bowiem napisać historię o tragedii, która dzieje się w trakcie II Wojny Światowej. Cała Wielka Wojna była wydarzeniem okropnym i pełnym ludzkich tragedii. Typowy podział perspektyw pomiędzy dwie osoby o różnych postawach też nie robi wrażenia, chociaż pewnie ułatwi wielu osobom lekturę, jako że każdy będzie miał się z kim utożsamić.
Zdecydowanie za to doceniam fakt, że bardzo wyraźnie zaznaczona jest obecność Żydów w historii, chociaż niestety żaden nie jest główną postacią. Jednak dobrze było przeczytać coś, co pokazuje, że to byli tacy sami ludzie jak my i nie ma bariery pomiędzy ludźmi żydowskiego pochodzenia, a innych wiar/nacji/cokolwiek. Vianne zresztą wielokrotnie podkreśla, że jej przyjaciółka Rachel jest taką samą Francuzką jak ona. Może wątek ten jest jedynie akcentem, ale ważnym i znaczącym. Przynajmniej dla mnie.
Podobał mi się też rozwój bohaterek - że jednak istnieje. W miarę trwania historii Isabelle z nieodpowiedzialnej smarkuli ze skłonnościami do buntu zmienia się w jedną z głównych przywódczyń ruchu oporu, odpowiedzialną za ratowanie zestrzelonych pilotów. Vianne, która na początku robiła wszystko, żeby przetrwać, w końcu zbiera się na odwagę, żeby zacząć działać. To, że ich światy i ideały są różne, pozwala nam też spojrzeć na samych Niemców z innych perspektyw. Ich charaktery wpływają też na to, jak przeżywają wojnę - dla Vianne jest to bardziej zmaganie się z okropną codziennością, w trakcie gdy dla Isabelle jest to prawdziwa walka z wrogiem.
Jeśli zaś chodzi o język, to był on przyjemny i łatwy, czytało się dość szybko. Jako, że akurat czytając tę książkę miałam wolne, zajęła mi ona jeden dzień, jeśli wierzyć goodreads.
Nie jest to jakaś wymagająca lektura, potrafi poruszyć i generalnie nawet jeśli nie wszystko mi zagrało, to mogę śmiało polecić tę książkę, jeśli ktoś lubi romans z nutką historii. Ja raczej od romansów stronię i obniżają mi ogólną ocenę książki, ale tu nawet wątków miłosnych nie nienawidziłam, więc to chyba dobrze.
Możliwe spojlery (duh.)
Czas, by zabrać się za zaległości w recenzjach, które dałam, bo jestem leniem! Wstyd!
Na Słowika trafiłam całkiem przypadkowo w Świecie Książki, bo widząc promocję nie mogłam się powstrzymać i musiałam coś kupić. Więc wróciłam do domu z książką, której opisu nie znałam, ale hej! była tańsza i miała ładną okładkę. Opis mnie nie zraził, chociaż...
2017-08-14
Możliwe spojlery (duh.)
Wróciłam z wolnego i zabieram się do oceniania tego stosu lektur, którymi się raczyłam na urlopie (serio, chyba powinnam założyć bloga). Na pierwszy ogień idzie Chudszy kochanego papy Kinga, bo w sumie najmniej mam do powiedzenia o tej książce.
Jak można się domyślić (albo i nie), po prostu była ona kolejną z kolekcji, która się obecnie ukazuje. Nie czytałam, staram się czytać na bieżąco, więc sięgnęłam.
Koncepcja fabuły jest prosta - gościu, który zrobił coś złego, zostaje przeklęty i w skutek owej klątwy chudnie. Nieustannie. Mimo, że je jak typowy Amerykanin, bohater Super Size Me. Jako, że nie bardzo mu leży idea śmierci głodowej w momencie, gdy je za 5 chłopów, to postanawia znaleźć sposób, żeby tej śmierci zapobiec. Oczywiście nie zadośćuczynić za swoje winy, na to nasz koleżka nie wpadł. Generalnie mamy dość prostą fabułę z motywem cygańskim w tle, ujętą w takie o Odynie, do bólu amerykańskie ramy, że brakuje tylko klauna z McDonalda machającego z okładki.
Historia ni to mnie mierzi ni grzeje, jest bardzo przeciętna, ale przyjemna. Taka do przeczytania na raz, ale bez żadnych dziwactw, jak Carrie. Trochę mi przeszkadzało, że jak coś złego, to na cygan zwalają, ale też nie było to aż tak rażące, żeby się nie dało czytać, a ja nie jestem, nie oszukujmy się, jakąś wielką anty-rasistką. Przynajmniej nie na tyle, żeby coś z tym zrobić. Ale uwagę zwróciłam.
Jakby komuś leżało na ambicji przeczytanie wszystkiego, co King naskrobał, to można się pokusić, ale nie jest to lektura obowiązkowa dla wszystkich. Niestrawności po tym nie będzie. Ale może być awersja do placka truskawkowego.
Możliwe spojlery (duh.)
Wróciłam z wolnego i zabieram się do oceniania tego stosu lektur, którymi się raczyłam na urlopie (serio, chyba powinnam założyć bloga). Na pierwszy ogień idzie Chudszy kochanego papy Kinga, bo w sumie najmniej mam do powiedzenia o tej książce.
Jak można się domyślić (albo i nie), po prostu była ona kolejną z kolekcji, która się obecnie ukazuje....
2017-08-12
Możliwe spojlery (duh.)
O rany, jak dobrze, że już skoczyłam. Chyba jednak to nie jest książka dla mnie, bo trochę z nią walczyłam i w sumie średnio mi ta walka szła. Trochę narzekania było po drodze, na goodreads, a teraz mam ochotę wypluć z siebie cały ten jad w jednej spójnej opinii. Naprawdę, gdy zobaczyłam zbiórkę na fejsie, to nie myślałam, że książka mi się nie spodoba. Nie żałuję pieniędzy, bo zbieranie się na książki to szlachetny cel, ale nie mogę powiedzieć, żeby to, co przeczytałam, mi się podobało.
Przede wszystkim - zostajemy wrzuceni w sam środek fabuły i o co chodzi? Nie mamy normalnej historii z narracją, tylko zebrane pliki, które powoli zbierają się w całość, ale dopiero koło 70 strony, gdy pojawił się dziennik głównej bohaterki, poczułam że jakaś historia się dzieje. Wcześniej wszystko było bezosobowe, wczuć się było ciężko, bo nie wiadomo kogo lubić, a kogo nie. Poza tym to ja chyba jednak bym wolałam normalną narrację, albo połączenie plików z narracją - coś takiego było w Nocnym Filmie i wyszło genialnie. Tu wyszło tak sobie, bez szału, na dodatek nie mieliśmy żadnego wprowadzenia.
Po drugie - bohaterowie. Ja nie wiem, co jest z tą modą, żeby bohaterami robić osoby w wieku 17 lat. Czy to jakaś magiczna liczba? Walczący 25-Latkowo nie wzbudzają emocji? Trochę mnie denerwuje ta moda na super-uzdolnionych, niezawodnych nastolatków, bez których świat sobie nie poradzi. DLACZEGO? Tyle lat sobie radził. Uh. Poza tym pierwszą rzeczą, którą dowiadujemy się o bohaterach, jest fakt, że ze sobą zerwali - powinno mnie to obchodzić? Czy to ma budować jakieś napięcie, fabułę, czy co ma robić, bo głównie to mnie denerwowało, bo nie wprowadzało niczego. Skoro bohaterowie dość szybko się pogodzili i zaczęli sobie jeść z dzióbków. Nie są oni ani jakoś wybitnie sympatyczni, ani charakterystyczni. Ezra to typowy, prosty jak budowa cepa, chłopaczek, który ma promieniować ciepłem i ludzie powinni go lubić. Kady ma charakter odpychający, ale jest taka bardzo cool, że o boże klękajcie narody, powinno się oddawać nerki na jej cześć. Generalnie są bardzo stereotypowi, żadne z nich nie jest wybitne nieugięte, chyba że w swojej głupocie. Na dodatek część ich udanej współpracy, to promyk szczęścia od Odyna chyba - co zresztą było opisane w jednym z raportów, gdzie piszący skomentował, że mieli więcej szczęścia niż rozumu. Aha, i bohaterkę nazywają "gwiezdną księżniczką". Wieczna nienawiść - odhaczyć.
Po trzecie - serio, ta świrnięta maszyna, sorry sztuczna inteligencja, która w sumie nie jest aż taka świrnięta i dba o główną bohaterkę - klisza. Źle użyta dodatkowo. Miałam nadzieję, że jednak mylę się co do Aidena, że jednak będzie dobrym psychopatą, ale właściwie to chyba tylko starałam się okłamać samą siebie. Uh. Serio, można było tyle zrobić z tym wątkiem, a tak naprawdę został on użyty w najbardziej schematyczny i żałosny sposób, w jaki się dało. Nie wprowadzał właściwie NIC. No dobra, poza bajeranckimi stronami, których nie dało się przeczytać.
Po czwarte - bajerancki format. Rozumiem, że mamy czasy nowoczesne, że dążymy do czegoś nowego i oryginalnego, ale na litość Thora, od kiedy bajerancki wygląd książki powinien odbijać się na fabule? Jestem w stanie zrozumieć pliki, czaty, raporty, dzienniki etc. Jestem nawet w stanie zrozumieć te czarne strony, że niby wyciągnięte z AIDEN-A. Ale część tych stron, która zawierała szlaczki z tekstu, albo skumulowane dialogi kilku postaci na raz - tragedia. Tego się czytać nie dało, nie wyciągałam z tego żadnej treści, a moim jedynym uczuciem (przy czytaniu, nie przy przeglądaniu książki, kiedy było to super-ładne) była irytacja. Poza tym przepraszam. "AAAAAAA" napisane na papierze zawsze będzie dla mnie tylko "AAAAAAA" napisanym na papierze, nie krzykiem i ułożenie tego w biały szlaczek na czarnej kartce tego nie zmieni. Efektywność a efektowność to niestety dwie różne rzeczy (i w Illuminae żadna nie jest dobrze zagrana).
Z plusów, to naprawdę szybko się czytało (chociaż ciężko, żeby czytało się długo, skoro nie niosło to za sobą prawie żadnej treści), historia była ciekawa (a byłaby ciekawsza, jakby to była normalna powieść) i mnie wciągnęła (a ja nie znoszę space-story, bo mnie bardzo nudzą). Przy ilości hajtu i jadu, który z siebie wylałam, to w sumie mało wychodzi.
Mam baaaaaaardzo mieszane uczucia do tego dzieła, bo ciężko mi to nazwać książką. Jest niby okej, da się to wszystko przeżyć i przebrnąć i nawet jakąś przyjemność z tego czerpać. Ale z drugiej strony chyba będę staroświecka i chciałabym, żeby książki miały normalny tekst, a nie były zbiorem jakiś wyrwanych z dupy raportów. Od połowy książki fabuła zresztą denerwowała, bo nie trzymała się kupy.
UWAGA SPOJLERY, bo muszę to z siebie wylać, po prostu olejcie ten akapit jak coś. Oznaczę Caps Lockiem koniec spojlerów.
To, że Kady i Ezra przeżyli, jest bardzo kiepskim żartem. ONA OBERWAŁA ATOMÓWKĄ. Już kij z Ezrą, on jest w sumie mało ważny, kolejny żołnierzyk, który służy wielkiemu planowi, ale ona jako główna bohaterka nie powinna była przeżyć. Ale to oczywiście MŁODZIEŻÓWKA, więc musi. AGHR. Nawet jak dostaniesz śmiertelną falą promieniowania, które powinno z ciebie zrobić zbiór atomów. Bardzo niezintegrowanych atomów. Poza tym pozdro dla AIDAN-a, który się ocalił na TABLECIE, chyba tylko w celach resocjalizacji i dalszej miłości dla "gwiezdnej księżniczki". Jakie. To. Było. Głupie.
Poza tym, a propos zakończenia i wielkiego plot-twistu, że szef tej całej organizacji, co wywołał tę wojnę, jest matką Ezry - no naprawdę? W sensie nie znam się na związkach rodzinnych, moje są całkiem zakręcone, ale jak ostatnim razem sprawdzałam, to wysadzanie bomby na planecie, na której żyje twój syn, żeby odbudować wasze relacje, nie znajdowało się na liście "10 najlepszych sposobów na powiedzenie przepraszam". Naprawdę. Skąd autorzy wzięli ten durnowaty pomysł? Może oni to zakończenie pisali pod przymusem, bo ktoś im kazał?
KONIEC SPOJLERÓW.
Nie wiem, nie podobało mi się, nie polecam, ta książka prezentuje się bajerancko, jest ładnie wydana i w ogóle - ale lepiej już chyba spędzić czas czytając 52 raz Harry Pottera, niż pierwszy raz Illuminae. Lepiej się prezentuje na półce, niż w praktyce, wybaczcie.
Jeśli kiedykolwiek wyjdą kolejne części będę pewnie miała ból dupy i dylemat życia, bo z jednej strony ładnie będzie wyglądała na półce, a z drugiej bardzo nie chce marnować sobie kolejnych 10 godzin na taką kupę. Ale pewnie przeczytam, bo wtedy będę mogła z czystym sumieniem mówić, że mój hejt to konstruktywna krytyka, bo przecież przeczytałam.
Pozdrawiam z planety wiecznego hejtu.
Możliwe spojlery (duh.)
O rany, jak dobrze, że już skoczyłam. Chyba jednak to nie jest książka dla mnie, bo trochę z nią walczyłam i w sumie średnio mi ta walka szła. Trochę narzekania było po drodze, na goodreads, a teraz mam ochotę wypluć z siebie cały ten jad w jednej spójnej opinii. Naprawdę, gdy zobaczyłam zbiórkę na fejsie, to nie myślałam, że książka mi się nie...
2017-08-02
Możliwe spojlery (duh.), ale raczej dotyczące 1 części.
Mam traumę. Po kolejnej książce Briana mam traumę, bo się skończyła i jak to, ja nie chcę, dlaczego? Do tego ta książka tak bardzo niszczy mojego wewnętrznego hejtera, że nie mogę wyjść z podziwu, że tak się da. Autentycznie nie ma tu postaci, wątku, konfliktu, do których pałałabym nienawiścią, a ja zazwyczaj potrafię doczepić się do wszystkiego. O dziwo, nawet wątek romantyczny mi pasuje, a to w ogóle jest kosmos.
W każdym razie - w tym tomie już nie mamy krajobrazu typowo po rewolucji, trwa wojna z Kezem. Wiele z akcji dzieje się na froncie, na którym są zarówno Tamas, jak i Taniel. Adamat szlaja się nadal po Adopeście, starając się odnaleźć rodzinę i pokonać Vetasa. (O Odynie, pamiętam większość imion, gdzie moje nagrody i komplementy?) Generalnie tom jest pełen akcji, jak już do niego zasiadałam, to nie mogłam się oderwać i płakałam, gdy musiałam odłożyć książkę, bo niby jakaś praca, wstawanie rano i trzeba być odpowiedzialnym człowiekiem. Podobały mi się wszystkie wątki, kibicowałam Tanielowi jak się z wojskiem kłócił, kibicowałam żeby skończył z Pole w jakiejś miłej sercu pozycji (chociaż, spojler, się nie doczekałam). Cały czas miałam nadzieję, że Tamas wróci jak najszybciej i zrobi na tym froncie porządek i kilku osobom jesień średniowiecza z dupy, za to że zachowują się jak kretyni. Niestety on był zajęty w trochę innej części kraju, co zrobić, jak żyć?
Chyba najbardziej ze wszystkich wątków podobał mi się ten z Bo, którego znowu spotykamy, tym razem dzięki Adamatowi. Wprawdzie nie było narracji z jego punktu widzenia, ale mam nadzieję, że w trzecim tomie się takowa zdarzy, bo to całkiem zacny ziomek.
Moim największym bólem jest to, że został mi już tylko jeden tom, wprawdzie w sierpniu wychodzą chyba nowelki, ale no to nadal 2 tomy, a później będę musiała jakoś żyć, a chyba nie bardzo wiem jak. Naprawdę jest to jedna z tych książek, które są po prostu tak dobrze napisane, że mam ochotę się zakopać w jakiejś dziurze z nimi i czytać je w kółko i płakać.
Polecam bardzo mocno, bo, na Odyna, to świetna lektura jest.
Możliwe spojlery (duh.), ale raczej dotyczące 1 części.
Mam traumę. Po kolejnej książce Briana mam traumę, bo się skończyła i jak to, ja nie chcę, dlaczego? Do tego ta książka tak bardzo niszczy mojego wewnętrznego hejtera, że nie mogę wyjść z podziwu, że tak się da. Autentycznie nie ma tu postaci, wątku, konfliktu, do których pałałabym nienawiścią, a ja zazwyczaj potrafię...
2017-07-25
Możliwe spojlery! (duh.)
Zabrałam się za twórczość McClellana ponieważ poznałam go na tegorocznych Dniach Fantastyki i był tak przeuroczym człowiekiem, który mówił tak fascynująco o swoich książkach, że po prostu musiałam się w nie zaopatrzyć i przeczytać. Nawet, jak na mnie, zabrałam się do tego całkiem szybko. Byłam przygotowana na genialny świat, akcję, krew i flaki i dostałam wszystko to, co mi obiecano.
Zaczynając Prochowych Magów nie sądziłam, że będzie aż tak ciężko. W sensie znacie mnie, ja mam pamięć do imion i nazw wręcz ujemną, a bardzo nie chciałam się pogubić w fabule, więc w skupieniu pełnym przez 300 stron starałam się ogarnąć bohaterów, których jest sporo. Jednak to sprawiło, że w wręcz ślimaczym tempie brnęłam przez książkę. Później jednak, o Odynie, spłynęło na mnie oświecenie i zaczęłam ogarniać ludzi, więc cała fabuła wciągnęła mnie tak bardzo, że drugie pół książki przeczytałam w 2 dni. Wolno, jak na mnie, ale ostatnio staram się uskuteczniać czytanie więcej niż jednej lektury na raz, żeby nie niszczyć papierowych książek w plecaku.
Tak więc akcja! Akcji mamy tu sporo, cały świat jest bardzo wyraźnie utrzymany dla mnie w klimatach Rewolucji Francuskiej, jak zresztą miało być. Nie ma eksplikacji, przynajmniej nie takiej wprost, gdy bohaterowie gadają o oczywistościach. Trochę wytłumaczone mamy, ale raczej zostajemy wrzuceni w sam środek fabuły i to jest na swój sposób wspaniałe. Tak się tworzy dobre fantasy moi państwo.
McClellan w bardzo ciekawy sposób łączy wątki wojenne, batalistyczne, wielkie bitwy, śledztwa i starą, zapomnianą magię. Każdy może znaleźć sobie w tej książce coś dla siebie, gwarantuję wam to. Nawet ja, która generalnie na bitwach przysypia i przestaje rozumieć w którą stronę ruszył bohater i co właściwie zrobił ("zaraz ktoś umarł? Ale jeszcze zdanie temu żył, co przegapiłam?"), nie miałam problemów ze scenami walki. A to już coś, bo ja zawsze mam problem ze scenami walki. Oczywiście wszystkie magiczne, tajemne rytuały to ja, to moje ukochane wątki, które mnie przykuwają do książek, nawet jeśli są słabe (jak Szklany Tron np.). Tutaj miałam bardzo ładnie napisany wątek, który został rozwiązany, a właściwie rozwinięty dopiero na sam koniec i och, nie mogę się doczekać kolejnej części!
Jedyne do czego mogę się przyczepić, to fakt że dialogi są w niektórych miejscach nie do końca zrozumiałe. Nie jest to jednak oryginał, a tłumaczenie, więc mogę zrozumieć, że tłumacz tak się spieszył do zakończenia, że nie sprawdził wszystkich błędów. Albo to ja jestem głupia i nie rozumiem jak ludzie rozmawiają, co zresztą bardziej prawdopodobne.
Polecam każdemu, cudowna książka, czytajcie i szerzcie znajomość!
Możliwe spojlery! (duh.)
Zabrałam się za twórczość McClellana ponieważ poznałam go na tegorocznych Dniach Fantastyki i był tak przeuroczym człowiekiem, który mówił tak fascynująco o swoich książkach, że po prostu musiałam się w nie zaopatrzyć i przeczytać. Nawet, jak na mnie, zabrałam się do tego całkiem szybko. Byłam przygotowana na genialny świat, akcję, krew i flaki i...
2017-07-05
Możliwe spojlery (duh.), ale chyba nie.
No dobra, czas na trochę ambitnej lektury. Byłam chora, nie mogłam wychodzić z łóżka, to sobie przeczytałam w 2 dni "Lód", bo czemu nie. Do recenzji trochę długo się zabierałam, bo chciałam sobie przemyśleć, na ile mi się w ogóle podobała ta książka.
Przede wszystkim - to moje drugie podejście do Dukaja. Pierwsze czytałam opowiadanie, na podstawie którego kręcono Katedrę i nie zrozumiałam chyba ani słowa, bo pamiętam, że klęłam na czym świat stoi i przewidywałam, że nigdy więcej nie tknę tego autora nawet trzymetrowym kijem. Ale jednak, nie wiem co mnie natchnęło, może jakaś szalona ambicja, może po prostu po tym jak bardzo zawiodła mnie Carrie, chciałam coś co będzie po prostu dobre. A Lód to obiecywał.
W każdym razie czytało mi się dobrze. Głównego bohatera bardzo polubiłam, szczególnie że był chyba jedynym bohaterem, który jest tak samo aspołeczny jak ja. Jego przemyślenia na temat nie ruszania się z przedziału w trakcie 2-tygodniowej podróży - to tak bardzo ja.
Problem jest trochę taki, że ja mogłam nie do końca zrozumieć tę książkę i jeśli miała jakieś filozoficzne znaczenie, to pewnie kompletnie je zignorowałam. Może za 20 lat do niej wrócę i wtedy ją zrozumiem, ale na tę chwilę, to dla mnie to była po prostu historia o podróży. Całkiem zresztą ciekawa, chociaż rozdział 8 mnie trochę dobił swoją długością.
Świetny był też klimat rodem z belle epoque, bardzo wyraźnie dało się go poczuć. Mrok wyziewał z każdego zakamarka, w powietrzu czuć było intrygi, zresztą nie tylko polityczne, a to wszystko zakrapiane było tajemniczym lodem, o którym ludzie niewiele wiedzieli, skąd i dlaczego się wziął.
Nie podobało mi się za to zakończenie, znaczy wątek miłosny, bo kurczę, czemu każda książka musi go mieć? Ja się pytam po co. Nie po to sięgam po sci-fi żeby czytać jakieś romanse. Ale jakby go wywalić, to by było spoko.
Generalnie ciężka książka i to nie tylko dlatego, że dużo waży.
Możliwe spojlery (duh.), ale chyba nie.
No dobra, czas na trochę ambitnej lektury. Byłam chora, nie mogłam wychodzić z łóżka, to sobie przeczytałam w 2 dni "Lód", bo czemu nie. Do recenzji trochę długo się zabierałam, bo chciałam sobie przemyśleć, na ile mi się w ogóle podobała ta książka.
Przede wszystkim - to moje drugie podejście do Dukaja. Pierwsze czytałam...
2017-07-15
Możliwe spojlery (duh.)
Zabrałam się za tę książkę, bo ktoś na zagranicznych booktubach polecał, a ja zawsze zazdroszczę innym książek, które przeczytali, więc się połasiłam. Poza tym naprawdę, dobry thriller jest wybawieniem po miesiącach czytania jakiś dziwnych rzeczy, które przez przypadek znalazły się na mojej liście książek.
Nocny film to historia dziennikarza śledczego, który ma obsesję na punkcie jakiegoś tam zakręconego reżysera, który w pewnych kręgach jest wręcz czczony jak Bóg mroku. Raz już nasz dziennikarz dostał bęcki od prawników reżysera, po tym, jak nieuważnie skomentował go przed laty. Ale ale ale, teraz samobójstwo popełnia córka reżysera, więc Scott postanawia odnowić swoje śledztwo, przekonany, że teraz coś znajdzie.
Tajemnica wyziewa wręcz z tej historii - bo do samiutkiego końca nie możemy być pewni czego właściwie szuka Scott, on zresztą chyba też gubi się w swoim śledztwie. Chce rozwikłać "tajemnicę", jaką widzi w śmierci Ashley, ale chyba też częściowo odegrać się na Cordovie za to, jak potoczyło się jego życie po sprawie w sądzie. Tak naprawdę poznajemy bardzo różne historie zarówno na temat Ashley, jak i samego Cordovy i to jest właśnie najlepsze - sami możemy zdecydować, która wersja odpowiada nam najbardziej.
Tak naprawdę to podobała mi się ta książka najbardziej dlatego, że nie mogłam się od niej oderwać. Gdyby nie fakt, że niestety czasami trzeba chodzić do pracy (tak od poniedziałku do piątku), to pewnie bym spędziła z dwa dni przyklejona do tej powieści i czytałabym ją z uporem maniaka zapiaszczonymi i przekrwionymi oczami. Była genialna, trzymająca w napięciu i bardzo, bardzo dziwna. Nie do końca podobało mi się zakończenie, ale jestem w stanie je zaakceptować.
Zdecydowanie polecam, bo naprawdę warto raz na jakiś czas przeczytać dobrą książkę.
Możliwe spojlery (duh.)
Zabrałam się za tę książkę, bo ktoś na zagranicznych booktubach polecał, a ja zawsze zazdroszczę innym książek, które przeczytali, więc się połasiłam. Poza tym naprawdę, dobry thriller jest wybawieniem po miesiącach czytania jakiś dziwnych rzeczy, które przez przypadek znalazły się na mojej liście książek.
Nocny film to historia dziennikarza...
2017-07-03
Możliwe spojlery (duh.)
Nie wiem, naprawdę jest mi przykro w tym momencie i pewnie będzie przez całą recenzję. Czekałam, żeby przeczytać Carrie, odkąd w wieku 12 lat po raz pierwszy sięgnęłam po Kinga. Naprawdę naczekałam się na tę książkę. I jest mi zwyczajnie przykro, że to taki kolejny gniot.
Przede wszystkim - spodziewałam się, że to będzie naprawdę dobry i naprawdę mocny dramat psychologiczny z elementami horroru, thrillera i generalnie sieczki. Chciałam, żeby to co było pokazane na filmach się rozwinęło, żeby ta bohaterka przestała być taka mało skomplikowana i szablonowa, a okazała się skomplikowanym bytem, w którego historię z radością się zagłębię. A niestety pod tym względem King zawiódł.
Ja nie mówię, że to książka zła i niegodziwa, ale o ile mogłaby być lepsza... Bohaterowie są przede wszystkim nudni, schematyczni, papierowi i szczerze żadne z nich nie wzbudza we mnie emocji - ani negatywnych, ani pozytywnych. Historia opowiedziana z różnych punktów widzenia przeplatana jest fragmentami jakiś artykułów i "książki" o wydarzeniach, do których doszło później w mieście. Niby fajny zabieg, ale z drugiej strony - wydawał mi się zupełnie zbędny, bo przez to te wszystkie fragmenty były bezosobowe, a to co się stało na końcu było przewidywalne. No przepraszam, ale jak się umieszcza artykuł o masakrze, to ciężko się tej masakry nie spodziewać... Pod tym względem film był dziesięć razy lepszy, bo chociaż przy pierwszym razie można było mieć niespodziankę.
Z drugiej strony książka jest dokładnie tym, czym jest film - horrorem z masakrą na końcu, w którym masakra jest dla samej masakry i satysfakcji patrzenia, jak ludzie umierają. A właściwie nie satysfakcji, bo wszystkim jest bardzo obojętnie, jako że nie da się sympatyzować z żadną z postaci. Może trochę z Carrie, ale w gruncie rzeczy to ja człowiek bez serca jestem i mam w nosie, że była biedną dziewczynką. Zdarza się. Lajf, jak to mówią.
Plusem tej pozycji jest to, że nie jest ona długa, ledwo 200-coś stron, da się przeczytać na upartego w jeden wieczór, chyba że, tak jak ja, stracicie cierpliwość i postanowicie ją odłożyć na chwilę lub milion, bo to nowa książka i smutno by było ją spalić, bo w sumie pieniążki za nią nie leżały na ulicy, a właściwie to pasuje do reszty kolekcji Kinga.
Generalnie, po Hannibalu, jest to kolejna pozycja popularna, która mnie zawiodła tak bardzo, że mam ochotę czytać od dzisiaj tylko literaturę powszechnie szanowaną.
Zauważyłam w ogóle, że King albo pisze coś super, albo pisze dobre stylowo gnioty, po których przestaję go chwilowo lubić. W każdym razie idę leczyć traumę po spotkaniu z tą pozycją, czytając "Lód" Dukaja. Może za 3 lata skończę i będę miała siły zmierzyć się z kolejną pozycją?
Możliwe spojlery (duh.)
Nie wiem, naprawdę jest mi przykro w tym momencie i pewnie będzie przez całą recenzję. Czekałam, żeby przeczytać Carrie, odkąd w wieku 12 lat po raz pierwszy sięgnęłam po Kinga. Naprawdę naczekałam się na tę książkę. I jest mi zwyczajnie przykro, że to taki kolejny gniot.
Przede wszystkim - spodziewałam się, że to będzie naprawdę dobry i naprawdę...
2017-07-01
Możliwe spojlery (duh.)
Okej, trochę zajęło mi zabranie się do tej książki, bo po pierwszym tomie byłam bardzo rozdarta pomiędzy faktem, że bardzo polubiłam świat, bohaterów (doszłam do tego.) i ogólne zdarzenia, a tym, że większość wątków mi się w ogóle nie podobała. I tak sobie załamywałam z półtora miesiąca ręce nad tym czy zacząć, czy nie, a co będzie z tymi wątkami romantycznymi, a w ogóle to bohaterowie to szczyle i jak żyć, mości panie, jak żyć.
W końcu jednak dwugłowy demon sesji przekonał mnie, że są rzeczy ważne, jak książki i mniej ważne, jak nauka na egzamin, więc zabrałam się do tomu drugiego.
Przede wszystkim chciałabym pochwalić autorkę, że chyba znalazła swój zdrowy rozsądek i naprawiła wątki romantyczne. Tj. zostawiła ten, co miał ręce i nogi, a resztę jakoś tam zniwelowała, przekręciła i zostawiła im dość otwarte zakończenie, więc sceptyczni czytelnicy, w tym ja, mogą sobie pewnie teraz wyobrażać, jak te wątki są pakowane w rakietę i wysyłane na drugi koniec galaktyki. I wpadają w czarną dziurę. Uh. Wątki romantyczne w fantasy. Brr! Zgroza!
W drugim tomie znacznie więcej się działo niż w pierwszym, bohaterowie nie mieli chwili przerwy, a jak mieli, to spędzali je jak na prawdziwych bandziorów przystało - w grobowcu. Bo musi być aura zła i mroku na poziomie gimnazjum. Tyle, że gimnazja już zlikwidowaliśmy, może teraz pora na stereotypy zła? W każdym razie mamy dużo knucia, planów Kazika, które w sumie są szalone i jakoś wychodzą, ale i tak człowiek się łapie za głowę, że skąd ten kolo spadł i dlaczego na głowę.
Nadal lubię głównych bohaterów, poza momentami, gdy ich nie lubię, bo akurat robią coś totalnie młodzieżowego, co nie pasuje mi do ich postaci. O ile byłoby łatwiej, gdyby oni mieli po 25+ lat, a nie po 17/18? Przede wszystkim ich zachowanie nie pasuje do 18-latków. Nikt mi nie wmówi, że w tym wieku da się być ponad wszystkimi, łącznie byciem ponad ludźmi, którzy są starsi, mądrzejsi i bardziej doświadczeni. Pod tym względem to taka bajka, że mnie aż skręca. A z drugiej strony ta książka to dla mnie tak bardzo guilty pleasure, że jestem w stanie na to przymknąć oko i tylko jeden akapit na ten temat narzekać.
Generalnie to mi się podobało, poza tym jak się zakończyło i ach, wiedziałam, że się rozstanie ekipa i każde w swój sposób ruszy dalej, ale nie wszystko przewidziałam, a to czego nie przewidziałam było przykre. (Przepraszam za chaos, ale naprawdę TEGO nie chcę spojlerować). Poza tym w sumie byłabym naprawdę wdzięczna, jakby tej ostatniej sceny z Inej i Kazikiem nie było w książce, tylko została w głowach napalonych na nich czytelników, bo zupełnie mi nie pasowała, a już nie po tym, jak niektóre kwestie zostały wytłumaczone. No z dupy była i podpadała pod fanficzek. Ale jak się przymknie oczy to można udawać, że to było takie ostatnie podrygiwanie zdychającej ryby, jaką był ten wątek i nigdy nic więcej się nie wydarzy. Chyba, że autorka napisze kontynuację.
Jak komuś się podobał poprzedni tom to mogę polecić, ja sobie ustawię ołtarzyk dla tego dzieła przy łóżku i będę na nim składać kwiatki, żeby wątki miłosne w fantasy obumarły, albo były pisane z głową. Ale podobało mi się, serio.
Możliwe spojlery (duh.)
Okej, trochę zajęło mi zabranie się do tej książki, bo po pierwszym tomie byłam bardzo rozdarta pomiędzy faktem, że bardzo polubiłam świat, bohaterów (doszłam do tego.) i ogólne zdarzenia, a tym, że większość wątków mi się w ogóle nie podobała. I tak sobie załamywałam z półtora miesiąca ręce nad tym czy zacząć, czy nie, a co będzie z tymi wątkami...
Cholernie ładne wydanie.
Oczywiście miałam z nim przejścia, bo co to za lektura bez przejść. W sensie w pierwszym kupionym komiksie miałam powielone strony. Ale na szczęście w kolejnej wersji już wszystko było okej.
Myślę, że to całkiem niezła pozycja, jeśli wie się kto to Daredevil, ale nigdy nie zaczęło się jego historii i nie wie gdzie zacząć. Chociaż ja zaczynałam go po 2 sezonach serialu z Netflixa i też się nie nudziłam.
Na uwagę zasługuje tu bardzo ładny styl rysunków, szczególnie w dwóch pierwszych komiksach.
Generalnie polecam mocno, tylko że portfel płacze po jego zakupie.
Cholernie ładne wydanie.
więcej Pokaż mimo toOczywiście miałam z nim przejścia, bo co to za lektura bez przejść. W sensie w pierwszym kupionym komiksie miałam powielone strony. Ale na szczęście w kolejnej wersji już wszystko było okej.
Myślę, że to całkiem niezła pozycja, jeśli wie się kto to Daredevil, ale nigdy nie zaczęło się jego historii i nie wie gdzie zacząć. Chociaż ja zaczynałam go...