-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2023-12
2023-10-17
2023-10-12
2023-09-23
2023-09-17
2023-09-11
2023-08
"Pieśń o Achillesie" tej autorki czytałam 2 lata temu. Bardzo miło ją wspominam, jej styl i język zrobiły wtedy na mnie niemałe wrażenie.
Nie wiem czy w tamtej książce tego nie było, czy wtedy po prostu nie zwróciłam na to uwagi, ale w "Kirke" rzucały mi się w oczy liczne nietrafne metafory. "Miał skórę jak świeżo wyciśnięta oliwa" - świeżo wyciśnięta oliwa ma jaskrawo zielony kolor. I inne tego typu. Zwłaszcza na początku porównań tego typu było okropnie dużo, czasami miałam wręcz wrażenie, że były nachalne, na siłę. Wszystko wyglądało jak oliwa/miód/wino/okręt/morze itp. Domyślam się, że autorka chciała w ten sposób zbudować klimat, ale nie znając umiaru łatwo zrobić z tego coś tandetnego.
Rozpisałam się, ale ostatecznie "Kirke" mi się podobała. Może nie zapadnie w mojej pamięci na długo, ale czytanie jej było przyjemnym zajęciem.
"Pieśń o Achillesie" tej autorki czytałam 2 lata temu. Bardzo miło ją wspominam, jej styl i język zrobiły wtedy na mnie niemałe wrażenie.
Nie wiem czy w tamtej książce tego nie było, czy wtedy po prostu nie zwróciłam na to uwagi, ale w "Kirke" rzucały mi się w oczy liczne nietrafne metafory. "Miał skórę jak świeżo wyciśnięta oliwa" - świeżo wyciśnięta oliwa ma jaskrawo...
2023-08
2023-07-22
2023-07-24
Mam już kilka kryminałów Agathy Christie za sobą i dziwi mnie, że akurat ten jest tak popularny... Zaskoczenie zaskakujące, owszem, ale nie z gatunku tych, które powodują, że łapiemy się za głowę i myślimy "jak mogłam/em być tak ślepy!". Po drodze nie było żadnych wskazówek, nic, co mogłoby później uzasadnić takie, a nie inne rozwiązanie. Jest szokujące dla samego faktu bycia szokującym.
Czyta się łatwo i szybko - spokojnie w 1 dzień da radę zmierzyć się z tą książką. Nie jest ona zła (Christie to wciąż Christie), ale nie rozumiem jej fenomenu na tle innych historii tej autorki...
Mam już kilka kryminałów Agathy Christie za sobą i dziwi mnie, że akurat ten jest tak popularny... Zaskoczenie zaskakujące, owszem, ale nie z gatunku tych, które powodują, że łapiemy się za głowę i myślimy "jak mogłam/em być tak ślepy!". Po drodze nie było żadnych wskazówek, nic, co mogłoby później uzasadnić takie, a nie inne rozwiązanie. Jest szokujące dla samego faktu...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-23
2023-07-22
2023-04
2023-02-26
2023-02-19
2023-01
Na początek świetna! Najważniejsze idee pokrótce przedstawione (chociaż niektóre naprawdę były zbyt krótko opisane, tak że nie wiadomo było o co w nich chodzi chociaż w najmniejszym stopniu. Ale to pojedyncze tematy na szczęście).
Na początek świetna! Najważniejsze idee pokrótce przedstawione (chociaż niektóre naprawdę były zbyt krótko opisane, tak że nie wiadomo było o co w nich chodzi chociaż w najmniejszym stopniu. Ale to pojedyncze tematy na szczęście).
Pokaż mimo to2023-01-06
humor > fabuła. Tak to się prezentuje w tej książce. Dawno nie czytałam czegoś tak "rozrywkowego". Fabuła może i jakaś jest, ale to nie ona mnie wciągnęła (szczerze mówiąc, to jest ona wręcz chaotycznie prowadzona, przez co ciężko się w nią wczuć). Natomiast wszystko nadrabia główna bohaterka i jej poczucie humoru.
Druga część była trochę "od czapy"? Można było bardziej rozwinąć wyprawę do Dogewy, nadać więcej sensu ostatecznej walce z potworem (coś za łatwo to poszło, nie odczułam żadnej satysfakcji. Tym bardziej, że Wolha będąc tam wcale nie oddawała się przygotowaniom do starcia, tylko zwiedzaniu z Lenem), zamiast zaczynać kolejną wyprawę. Ktoś niżej dobrze to skomentował: ta książka ma fabułę jak gra przygodowa: chodzisz, walczysz z czymś, idziesz w kolejne miejsce, znowu walczysz, a w międzyczasie gadasz o niczym w sumie z towarzyszami.
humor > fabuła. Tak to się prezentuje w tej książce. Dawno nie czytałam czegoś tak "rozrywkowego". Fabuła może i jakaś jest, ale to nie ona mnie wciągnęła (szczerze mówiąc, to jest ona wręcz chaotycznie prowadzona, przez co ciężko się w nią wczuć). Natomiast wszystko nadrabia główna bohaterka i jej poczucie humoru.
Druga część była trochę "od czapy"? Można było bardziej...
Jakże się zdziwiłam widząc tutaj tak niepochlebne opinie, bo spodziewałam się czegoś zgoła innego. Może to przez to, że sama nie miałam wcześniej doświadczenia z podobnymi książkami i dlatego "Babel" wywarło na mnie spore wrażenie.
Wstyd się przyznać, ale nigdy nie zagłębiałam się w problematykę kolonializmu. A ta książka całkiem płynnie mnie w nią wprowadziła. Całość była ubrana w ramy innego niż nasz świat, w którym istnieją magiczne sztabki. To też jest kwestia, której poruszenie bardzo mi się podobało. Mam wrażenie, że nikt tutaj nie zwrócił uwagi, ile spraw ta książka poruszyła:
- oczywiście kolonializm, to główny wątek
- język i to, że idealny przekład nie istnieje. Każdy naród stworzył język, który odzwierciedla ich rzeczywistość. Tłumacząc, zawsze tracimy pierwotny sens i nigdy nie odbierzemy przetłumaczonego oryginalu tak, jak rozumieją go ludzie mówiący w tym języku
- skupiając się na swoim problemie łatwo patrzeć na świat czarno-biało i myśleć że nasz problem jest jedyny i najważniejszy. I tutaj chce odnieść się do jednej z recenzji, którą tu widzialam: ktoś napisał, że biali to zawsze źli, a osoby o innym kolorze skóry zawsze dobrzy. A co z Letty? Robin i reszta skupiali się na tym, że zawsze przez kolor swojej skóry będą kimś obcym, nigdy nie będą brani na poważnie, będą wykorzystywani i mówili Letty, jak to ona tego nie rozumie, bo jest biała. A ona sama zmagała się przez większość życia z podobnym traktowaniem, ale nie przez skórę, a przez to, że jest kobietą. "Byłabym geniuszem, gdybym była mężczyzną". Albo sytuacja z robotnikami, wcześniej nikt nawet nie próbował ich zrozumieć, dopiero gdy mieli wspolny cel, studenci zobaczyli problemy, które robotnicy przecież nakreślali już dużo wcześniej. Tam nikt nie jest czarno-bialy, nikt nie jest nieomylny! Nie ma narracji, że tylko osoby inne niż białe są dobre i mają we wszystkim rację. Chyba nie czytaliśmy tej samej książki, jeśli ktoś tak myśli.
- feminizm, dostęp kobiet do edukacji, pracy, inne traktowanie kobiet i mężczyzn za te same zasługi
- kapitalizm i "the Rich get richer, the poot get poorer"
- niektórzy nie będą cię słuchać, dopóki nie mają nic do stracenia. Nawet jeśli masz rację, oni będą na nią ślepi.
I inne, na pewno, ale już nie mam siły i nie chcę pisać tutaj rozprawki.
Minus: płaskie postacie i ich relacje. Nie miałam w głowie żadnego obrazu Victoire i reszty, ani z charakteru, ani z wyglądu. Byli narzędziami w tej historii.
Podsumowując - polecam. Dla mnie "Babel" jest książką wyjątkową, wartościową, napisaną w przemyślany sposób po to, by coś przekazać. Czasem mi się nużyła, ale ostatnie 150 stron to była istna petarda, dla której warto było. Początek też jest przyjemny, z obrazem Oxfordu i studiów w XIX wieku oddaje trochę klimat dark academia. Będę ją długo pamiętać.
Jakże się zdziwiłam widząc tutaj tak niepochlebne opinie, bo spodziewałam się czegoś zgoła innego. Może to przez to, że sama nie miałam wcześniej doświadczenia z podobnymi książkami i dlatego "Babel" wywarło na mnie spore wrażenie.
więcej Pokaż mimo toWstyd się przyznać, ale nigdy nie zagłębiałam się w problematykę kolonializmu. A ta książka całkiem płynnie mnie w nią wprowadziła. Całość była...