Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nie porwała mnie. Nie jest zła. Ale bym nie polecił.
No i nie dokończyłem...

Nie porwała mnie. Nie jest zła. Ale bym nie polecił.
No i nie dokończyłem...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Cudna i staszna...

Cudna i staszna...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię Zimbardo. Zwłaszcza za Psychologię i życie z 1994roku, naisaną z Flydem Ruchem. To super książka, trochę stara, fakt, ale świetnie zrobiona.
Następne wydania tego podręcznika są coraz słabsze.

No i Efekt Lucyfera mnie rozczarował mocno. Ta książka wynika z jakiejś traumy związanej z obroną oskarżonego sierżanta.

Eksperyment Standfordzki, tak zwany eksperyment standfordzki jest jednak też w ogóle czymś słabo naukowym. Nie lubię go. To takie badanie na sterydach. Sławne, rozsławione, moim zdaniem bezzasadnie, przede wszystkim słaby naukowo.

Otoczka i rózne dywagacje na temat ludzkiego zła - tu nic odkrywczego niestety. Powtarzanie dobrze znanych zjawisk. Epatujące przykłady, szokujące, ale też powszechnie znane.

Tak więc jako leczenie traumy i sprzeciwu wobec świata, w którym przyszło nam żyć - rozumiem tę książkę. Ale jako kompendium wiedzy - nie.

Myśl, którą uważam za wartą zapamiętania, choć oczywistą, ale nie powtarzaną wystarczająco często - nie pozostawaj biernym, gdy rozum ci mówi, że coś złego się dzieje. Ludzie zbyt często rezygnują ze słuchania swojego dobrego rozumu.

Generalnie nie polecam.

Lubię Zimbardo. Zwłaszcza za Psychologię i życie z 1994roku, naisaną z Flydem Ruchem. To super książka, trochę stara, fakt, ale świetnie zrobiona.
Następne wydania tego podręcznika są coraz słabsze.

No i Efekt Lucyfera mnie rozczarował mocno. Ta książka wynika z jakiejś traumy związanej z obroną oskarżonego sierżanta.

Eksperyment Standfordzki, tak zwany eksperyment...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wkurza mnie ta książka. Niby ma coś wyjaśniać. I czasem wyjaśnia. Ale autor pisze tak nieinteligentnie! Na przykład opisuje jakieś zaburzenie i twierdzi, że "z listy objawów koniecznych dla zdiagnozowania tego zaburzenia odhaczyliśmy A C i D". Szukasz po całek książce tej "listy objawów od A do D (czy dalej) - i tego nie ma.

W sumie to wiele opisów badziej zaciemnia obraz "jak diagnozować konkretnego pacjenta" niż go rozjaśnia.

Dla mnie to świadczy o chaosie w głowie autora.

Wkurza mnie ta książka. Niby ma coś wyjaśniać. I czasem wyjaśnia. Ale autor pisze tak nieinteligentnie! Na przykład opisuje jakieś zaburzenie i twierdzi, że "z listy objawów koniecznych dla zdiagnozowania tego zaburzenia odhaczyliśmy A C i D". Szukasz po całek książce tej "listy objawów od A do D (czy dalej) - i tego nie ma.

W sumie to wiele opisów badziej zaciemnia obraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mało inteligentna, napisana bez talentu, kompletnie niewiarygodna psychologicznie. Pisana przez nastolatka głupawa historia.

Mało inteligentna, napisana bez talentu, kompletnie niewiarygodna psychologicznie. Pisana przez nastolatka głupawa historia.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobry warsztat. Czyta się łatwo, z ciekawością i do końca. Szybko.

Ale.
Z biegiem stron zauważasz program. Książka ma swój szkielet, jest bardzo czytelnie zaplanowana. I ten plan, w którym się człowiek szybko orientuje, odbiera książce autentyczność.
Troszkę jakby sztuczna inteligencja to pisała. Zdarzenia są zaplanowane z góry i zapowiedziane przez odpowiednie zwiastuny (to cecha książek pisanych na komputerze - kiedy to możesz wrócić do dowolnego, już napisanego fragmentu i go poprawić, wzmocnić lub wzbogacić, aby kolejne zdarzenie wyglądało na bardziej zrozumiałe i aby przewijała się taka złota nić przez całą książkę), napięcia narastają, z każdym szczęściem wiąże się nieszczęście i zdarzenia sią dwuznaczne - wszystko to znane literackie chwyty.


Niestety troszkę brakuje tej AI inteligencji, więc w kluczowych momentach coś szwankuje i ten prosty program się załamuje.
Na przykład psychopata Assaf (czy jak on się nazywał), każe swoim podwładnym wypuścić "zwycięzcę". Gwałcony od kilku dni chłopiec ciągle ma przy sobie procę. Wszechpotężny Baba nigdy się nie żeni drugi raz, choć uwodzi swoją służącą, a żyje w kraju czterech żon.
Przez zasłonę słów przebija się to, że książka została na chłodno zaplanowana i wykonana zgodnie z planem. Nie wszystko zagrało, ale daje się niedoskonałości przykryć wzruszeniem, więc jest OK.
Mnóstwo zdarzeń jest tak nieprawdopodobnych, że czyta się to bez niesmaku tylko ze względu na dobry warsztat pisarski.

Więc żadną miarą nie jest to książka genialna. Jest po prostu dobrze napisaną powieścią, którą czyta się z ciekawością.

Bardzo dobry warsztat. Czyta się łatwo, z ciekawością i do końca. Szybko.

Ale.
Z biegiem stron zauważasz program. Książka ma swój szkielet, jest bardzo czytelnie zaplanowana. I ten plan, w którym się człowiek szybko orientuje, odbiera książce autentyczność.
Troszkę jakby sztuczna inteligencja to pisała. Zdarzenia są zaplanowane z góry i zapowiedziane przez odpowiednie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Minusy: nieautentyczna historia, napięcia między bohaterami związane z ich dziwacznymi charakterami, a nie z autentycznym konfliktem pomiędzy nimi. Te same chwyty literackie powtarzane wielokrotnie (np. opisy jak to Myszkin zauważył coś kontem oka, ale sam sobie wmówił, ze nie zauważył, albo jak coś tam chce się przebić do jego świadomości, ale się nie przebija, tylko zamienia się w niepokój ruchowy itp.). Szaleństwo, ale jakieś takie wydumane. No i powtarzające się te same sceny - kilka spotkań dużego grona, w których dzieje się właściwie ciągle to samo.
Dramatycznie głupie (zdaję sobie sprawę z wagi tego słowa przyklejonego do Dostojewskiego) wywody na temat tego dlaczego prawosławie "zachowało prawdziwego Chrystusa", a rzymskokatolicyzm nie.

Plusy: Są fragmenty genialne. Na przykład opis przyjjęcia u Jepaczynów gdy miało dojść do ogłoszenia zaręczyn Ałgai iz Myszkinem. Analiza przeżyć bohaterów na tym przyjęciu, ich motywacji i przenikliwość tej psychologii jest niesamowita. Jest kilka takich miejśc w całej książce.

Minusy przeważają nad plusami. Choć te genialne fragmenty - nigdzie indziej ich nie znajdziesz... Dla nich warto.
Dostojewski ma dobry, choć nie genialny warsztat pisarski, więc mnie czytało się bez męki. Dla mnie to plus, bo coraz mniej książek czytam "bez męki"...

Minusy: nieautentyczna historia, napięcia między bohaterami związane z ich dziwacznymi charakterami, a nie z autentycznym konfliktem pomiędzy nimi. Te same chwyty literackie powtarzane wielokrotnie (np. opisy jak to Myszkin zauważył coś kontem oka, ale sam sobie wmówił, ze nie zauważył, albo jak coś tam chce się przebić do jego świadomości, ale się nie przebija, tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałem tę książkę, ponieważ Tim Roth umieścił ją ponoć na liście 10 książek, które zmieniły jego życie.

Boże! Co za rozczarowanie.

Ani fajny język, ani fajna historia, banalna psychologia. Kompletnie niewciągający bohaterzy.
Zwykłe, przeciętne, kompletnie nie wyróżniające się niczym czytadło na poziomie harlequina.

Myślałem może że to wina tłumacza.
Nie. To wina banalnej, słabo napisanej, niepotrzebnej książki.

Z czystym sumieniem odradzam.
W ogóle po jej przeczytaniu (do połowy, bo nie dałem rady z tym blablaniem) podejrzewam, że ta "lista książek Rotha" to jakiś fejk, w którym Zbrodnia i kara albo Buszujący w zbożu są tylko po to aby zachęcić kogoś do kupienia takiej szmiry jak "Cheri".

Strata czasu. Całkowita.
Już lepiej pograć w węża na komórce.

Przeczytałem tę książkę, ponieważ Tim Roth umieścił ją ponoć na liście 10 książek, które zmieniły jego życie.

Boże! Co za rozczarowanie.

Ani fajny język, ani fajna historia, banalna psychologia. Kompletnie niewciągający bohaterzy.
Zwykłe, przeciętne, kompletnie nie wyróżniające się niczym czytadło na poziomie harlequina.

Myślałem może że to wina tłumacza.
Nie. To wina...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawa, warta przeczytania pozycja.

Jest nieco niszowa. Ale jeśli kogoś interesuję człowiek, psychologia, ewolucja, antropologia, socjologia, relacje z ludźmi itp., to świetna pozycja.

Troszkę jest tu niszowych odkryć i spekulacji, ale generalnie bardzo rzetelna wiedza w moim odczuciu, czytelnie przedstawiona i nowa.

Polecam

Ciekawa, warta przeczytania pozycja.

Jest nieco niszowa. Ale jeśli kogoś interesuję człowiek, psychologia, ewolucja, antropologia, socjologia, relacje z ludźmi itp., to świetna pozycja.

Troszkę jest tu niszowych odkryć i spekulacji, ale generalnie bardzo rzetelna wiedza w moim odczuciu, czytelnie przedstawiona i nowa.

Polecam

Pokaż mimo to


Na półkach:

Szkoda pieniędzy.
Książka przedstawia opis przypadków jako egzemplifikację konkretnego zaburzenia. Ten opis jest następnie krótko podsumowany, lapidarnie opisany. To opisanie i podsumowanie nie wnosi żadnej wiedzy na temat rozumienia przypadku, jego genezy lub mechanizmu powstawania takiego akurat a nie innego zaburzenia na podstawie takich akurat czynników początkowych.

Jest więc tylko opis przypadku i klasyfikacja, bez poziomu rozumienia. Prosta objawowa diagnoza.

Spodziewałem się czegoś zupełnie innego.
I moim zdaniem sensowna książka powinna zawierać coś innego - mianowicie przynajmniej próbę opisania mechanizmów psychologicznych, fizjologicznych, które są odpowiedzialne za pojawienie się objawów.
A nie tylko podsumowanie objawów, na podstawie których przypadek zakwalifikowany jest do takiego, a nie innego zaburzenia.

Więc słabe. Powierzchowne.

Szkoda pieniędzy.
Książka przedstawia opis przypadków jako egzemplifikację konkretnego zaburzenia. Ten opis jest następnie krótko podsumowany, lapidarnie opisany. To opisanie i podsumowanie nie wnosi żadnej wiedzy na temat rozumienia przypadku, jego genezy lub mechanizmu powstawania takiego akurat a nie innego zaburzenia na podstawie takich akurat czynników początkowych....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z czystym sumieniem daję dziesiątkę tej książce.
Uzasadnię:
1. Wallace jest wynaazcą. Przeczytałem wiele książek, wiele genialnych książek. ale nigdy takiej jak ta! Tu jest w ogóle jakiś nowy typ literetury. Oryginalnie stworzony, wynaleziony. Zaryzykuję twierdzenie, że to kwintesencja literatury, pisarstwa, przekazu słownego - nie da się tego przełożyć na scenariusz filmowy. Cała wartość tego dzieła jest w słowach. I czytając to rozumiesz jak wartościowy i niezastępowalny przez nic innego jest przekaz słowny.

2. Warsztat z najwyższej półki. Nie jest tu żadną przesadą słowo "geniusz" - mamy do czynienia z geniuszem języka. Myśli wyrażone są nie tylko w sposób oryginalny (punkt 1.) ale jednocześnie czytelny, bardzo płynny, a jednak również złożony i skomplikowany, Tak jakby ta literatura miała kilka warstw jednocześnie. Możesz obcować z jedną warstwą albo ze wszystkimi - i za każdym razem jest dobrze. Warsztat na najwyższej półce.

3. Poczucie humoru. Czytasz o rzeczach bardzo trudnych emocjonalnie, skomplikowanych relacyjnie, głębokich, złożonych, związanych z cierpieniem, a gęba się śmieje. Nie jakoś wybuchasz śmiechem, ale to cierpienie w nierozerwalny sposób splątane z ironią, z "komedią ludzką" - naprawdę jest tu mnóstwo poczucia humoru, pomimo w większości, opisywania zjawisk grubego kalibru, cierpień lub chorób. Niesamowite jest to połączenie. Patrzysz na ludzkie cierpienie, jednocześnie widząc i jego niezaprzeczalny ból i głębię i groteskowość zarazem. TO naprawdę jest genialne.

4. Oryginalność tematów. Naprawdę nigdy nie spotkałem się z takimi tematami do omówienia. Nie tylko są one przedstawiane w oryginalny, nowatorski sposób. Same tematy są oryginalne. Nienawiść rodzica do dziecka? Kto o tym tak pisał? Albo "osoba w depresji", "psychologia gwałtu przy drodze" - to naprawdę jest coś na wskroś oryginalnego i nie penetrowanego przez innych pisarzy. Ale nie chodzi o same przykłady. Chodzi raczej o zdolność wniknięcia w zakamarki ludzkiej duszy w sposób niebywały. Freud mógłby się uczyć.

5. Prawda. Mam wrażenie, że Autor patrzy prawdzie prosto w oczy. I to w dodatku takiej prawdzie o człowieku, od której inni by oślepli. Zauważanie tych subtelnych niuansów "Namawianie do związania i uległości" w którym to namawianiu Autor analizuje jeden ruch brwią narratora, jeden ruch, który może przekreślić, a raczej zmienić sens całego subtelnego przekazu słownego - tego NIGDZIE nie znalazłem. A od takich perełek skrzy się cała ta książka. Uważność Autora jest najwyższej próby.

Śmiem twierdzić, że jeśli ktoś daje tej książce niską ocenę, to jest tak samo jakby dawał niską ocenę płycie "Kind of Blue" - to oznacza po prostu, że nie rozumie na czym polega jazz,, albo nie nadaje się do odbioru takiej muzyki.
"Krótkie wywiady..." to jest genialna literatura. GENIALNA!!!
Najwyższa półka. Na wskroś oryginalna, wzbogacająca czytelnika, przecudowna lektura.
Polecam wszystkimi sposobami. Nie da się tej książki wyrzucić z myśli, zostanie w tobie i będzie pracować, zmieniając cię na lepszego człowieka - bardziej uważnego, mądrzejszego, widzącego to, co do tej pory mogło ci umknąć.

Z czystym sumieniem daję dziesiątkę tej książce.
Uzasadnię:
1. Wallace jest wynaazcą. Przeczytałem wiele książek, wiele genialnych książek. ale nigdy takiej jak ta! Tu jest w ogóle jakiś nowy typ literetury. Oryginalnie stworzony, wynaleziony. Zaryzykuję twierdzenie, że to kwintesencja literatury, pisarstwa, przekazu słownego - nie da się tego przełożyć na scenariusz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Słaba. Dobrze napisana, ale słaba.
Oto co mnie od niej odstręcza:
1. Jest nieprzyjemna - to nie jest wada. Są nieprzyjemne książki, które się chętnie czyta i są mądre. Jednak nie ta. Czytasz o ludziach "głupich" "płaskich" "banalnych" itp. Wszystkei te kategorie są ostateczne i raczej nieusprawiedliwione niczym innym prócz niechęci Autora
2. Kategoryczna. Wyraźnie widać tu, że Autor widzi świat w biało-czarnych odcieniach.
3. Statyczna. Ludzie w tej książce "są" a nie "stają się". Jestem pewny, że Autor nie lubi Heraklita. Dla Autora wszystko jest jasne, jednoznaczne, ostateczne. Błee
4. Przeżycia bohaterów przyjmują ekstremalne natężenie - zawsze się kogoś "zawsze nienawidziło" "całkowicie uwielbiało" itp. Banalne.

Plusem tej książki jest to, że się ją nieźle czyta. Ale te wady są do tego stopnia kwaśne, że ja nie jestem przetrwać więcej niż 10 stron.

Jeszcze jedna wada . Przeszkoczyłem 50 stron. Już są inni bohaterowie, inne wydarzenia. Ale klimat i styl prowadzenia narracji taki sam - znowu wszystko ostateczne, jednoznaczne itp.

Niby pisze się o Bernhardzie, że "bezlistośnie obnaża zakłamanie". Żałosne opisy. Bernhard sam jest zakłamany.

Odradzam

Słaba. Dobrze napisana, ale słaba.
Oto co mnie od niej odstręcza:
1. Jest nieprzyjemna - to nie jest wada. Są nieprzyjemne książki, które się chętnie czyta i są mądre. Jednak nie ta. Czytasz o ludziach "głupich" "płaskich" "banalnych" itp. Wszystkei te kategorie są ostateczne i raczej nieusprawiedliwione niczym innym prócz niechęci Autora
2. Kategoryczna. Wyraźnie widać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cóż, nie jest nudna.
To zaskakujące, zważywszy, że osią jest opis pracy listonosza w połowie XX wieku.
Kogo to obchodzi?
A jednak czyta się nieźle.
Niestety książka jest obarczona olbrzymim felerem: jest nieinteligentna.
Czytasz o zupełnie nieprawdopodobnych wydarzeniach, w dodatku przerysowanych niechcący, nie dla podkreślenia jakiegoś efektu, ale z nieprzemyślenia.
Na przykład ulewa rzęsista ulewa, oberwanie chmury, które sprawia, że listonosz musi brnąć po ulicy po łydki w wodzie (kuriozalne, prawda?), a za chwilę po biodra w wodzie (naprawdę?). I w tej ulewie, która wydaje się trwać dobę, listonosz musi wyjmować listy ze skrzynek.
Na szczęście ma zamontowane w aucie takie tekturowe pudło, przymocowane do deski rozdzielczej drutem (co?), w którym są informacje o rozmieszczeniu tych budek, które musi opróżniać. Tylko, że na jakimś zakręcie to pudło mu odlatuje, bo za mało drutu było i wpada w prąd wody. Listonosz (czyli niby Bukowski-Chinarski) biegnie, a raczej brnie za tym pudłem szukając go po omacku, (bo jest noc, a przynajmniej ciemno jak w nocy), i już się poddaje, ale zauważa je w oddali, dogania wbrew prądom wodnym i wraca do auta. Teraz już mocując na większą ilość drutu.
Tekturowe pudło. Acha.

Niestety nie jest to pisane z przekąsem, albo jakoś z przerysowaniem, ale na serio.

Dlatego: mało inteligentne pisanie.

Takich kwiatków jest co krok. Bukowski nie ogarnia, że głupoty wypisuje. Dziecko podniosło dom. Pies grał na konsoli, a modrzew wszedł do sklepu i kupił olejek do rąk. Takiego typu zdarzenia.

Językowo niestety też jest zupełnie przeciętnie.

Tak, że odradzam.
Bukowski należy do takiej konstelacji pisarzy amerykańskich - buntowników, oryginałów, idących swoją drogą.
Może i prawda. Ale nie warto tych jego wypocin czytać.
Jeśli ktoś chce naprawdę dobrą literaturę z tej parafii buntu, wściekłości i kontestacji normalności, to polecam "Upadek Sombrera" Brautigana.
To o kilka klas lepsza lektura, a i bardziej odjechana i jednocześnie mądra.
Czego odmawiam Bukowskiemu.

Cóż, nie jest nudna.
To zaskakujące, zważywszy, że osią jest opis pracy listonosza w połowie XX wieku.
Kogo to obchodzi?
A jednak czyta się nieźle.
Niestety książka jest obarczona olbrzymim felerem: jest nieinteligentna.
Czytasz o zupełnie nieprawdopodobnych wydarzeniach, w dodatku przerysowanych niechcący, nie dla podkreślenia jakiegoś efektu, ale z nieprzemyślenia.
Na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trója. Słaba.
Chciałem się dowiedzieć cóż to takiego jest "szaleńśtwo władzy" - czyli przeczytać o szalonych czynach (tu autorka definiuje szaleństwo po swojemu), a następnie przeczytać wyjaśnienia - dlaczego do tych szalonych czynów doszło.

Tymczasem książka jest tylko pustym opisem szalonych czynów, które wyjaśnione są "tępogłowiem", "brakiem rozumu", "zaślepieniem" i inną mową-trawą.

Pusta wyliczanka głupich decyzji różnych decydentów, bez wnikania dlaczego podejmowali błędne decyzje, jest nudne i puste. Głupie. Bez sensu czytanie tej wyliczanki.
Fakty są po prostu nudne - w różnych okolicznościach i pod róznymi nazwiskami różni wodzowie robią podobne głupoty.
Dlaczego?
Bo są głupi.
Takie wyjaśnienie Autorki.
Czyli głupie wyjaśnienie. Puste słowo, które nic nie wyjaśnia.

Podsumowując - "Szalństwo władzy" to po prostu zbieranina błędnych i złych decyzji, pozbawiona tego, co najciekawsze - próby ich sensownej interpretacji.

"Dlaczego ten człowiek kradnie? Bo jest złodziejem".

Dziękuję za takie wyjaśnienia.
Serdecznie odradzam tę książkę, mimo, że pierwsze 30 stron przeczytałem z zainteresowaniem.

Trója. Słaba.
Chciałem się dowiedzieć cóż to takiego jest "szaleńśtwo władzy" - czyli przeczytać o szalonych czynach (tu autorka definiuje szaleństwo po swojemu), a następnie przeczytać wyjaśnienia - dlaczego do tych szalonych czynów doszło.

Tymczasem książka jest tylko pustym opisem szalonych czynów, które wyjaśnione są "tępogłowiem", "brakiem rozumu", "zaślepieniem"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wilsona lubię za Socjobiologię.
Ale tu jest słaaabo. Gościowi coś mówi, że wszystkie nauki mają u swojej podstawy te same zasady, zbiegają do wspólnego mianownika, wyrastają z jednego korzenia.
No takie przekonanie.
Niestety Autor robi z tego postulat i żąda abyśmy w tym kierunku rozwijali naukę.
Bez sensu. Tak jakby ktoś "kazał" ewolucji, albo rzece przebiegać w jakimś kierunku. To procesy samodzielne, rozwijają się tak jak się rozwijają i żadne normatywne nakazy nie mają na nie wpływu (albo jedynie hamujący i deformujący).
Wilson tego nie wie?

W dodatku wykonanie tego pomysłu jest też dobrą definicją męczydupstwa. Tę swoją tezę (wszystkie nauki są ze sobą powiązane itp) mógłby umieścić na 20 stronach, jak by się rozpisał. A tu jest 400 stron opowiadania, rozwieczonego do takiego rozmiaru, dlatego, że Wilson opisując jakąś swoją myśl, pisze co mu się podoba i do głowy wpadnie.
"Rewolucja francuska była początkiem integracji wiedzy. Ale straciła impet bo... Czego dobrym przykładem jest życie Concordeta (akurat jego, a nie kogoś innego?)... Hrabia de Concordet był... i tu następują opisy, czerpane z jakichś listów jakiejś markizy, która uważała, że Concordet był "miły, przemiły, bardzo miły" i w ogóle uczynny i łagodny, a jeszcze do tego miał "takie łagodne oczy".
Więc już wiemy z jakiego chrzanienia wzięły się te cztery setki stron, przedstawiającą myśl, którą zwięźle dałoby się przedstawić na jednej stronie.

Po trzecie. Jakoś ubolewam, że naukowiec tej miary co Wilson myśli tak naiwnie, sądząc, że da się stworzyć jakieś "postulaty, w jaką stronę powinna kierować się nauka".

I ostatnie. Wilson opisuje jak w dzieciństwie był zafascynowany mrówkami w Alabamie (czy gdzieś tam) i chciał je wszystkie usystematyzować.
No i ta skłonność do systematyzacji mu pozostała. Stara się wziąć w karby systematyzacji naturalne procesy i zamiast je rozumieć i opisywać, to narzucić im jakąś powinność.
Nie tylko, że to się nigdy nie udaje. Ubolewania godne, że on próbuje w ogóle coś takiego zrobić. Nie ogarnia jak to naprawdę działa...

Mnie ta książka bardzo zniechęciła.
Ciepnąłem.

Wilsona lubię za Socjobiologię.
Ale tu jest słaaabo. Gościowi coś mówi, że wszystkie nauki mają u swojej podstawy te same zasady, zbiegają do wspólnego mianownika, wyrastają z jednego korzenia.
No takie przekonanie.
Niestety Autor robi z tego postulat i żąda abyśmy w tym kierunku rozwijali naukę.
Bez sensu. Tak jakby ktoś "kazał" ewolucji, albo rzece przebiegać w jakimś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niesamowita, piękna, cudowna... ale...

...ale zacznę od plusów.
Psychologia! To jest BOSKIE - gościu ma tak wnikliwe wejrzenie w psychologię postaci, o których pisze, że to graniczy z wiedzą boga! Ma po prostu włączoną lampę rentgenowską, wydaje się, że widzi wszystko.
A tych postaci przewija się przez powieść sporo. I tych charakterów Tołstoj przedstawia mnóstwo. Geniusz.

Druga, niesamowita po prostu rzecz, to jest umiejętność nazwania tego wszystkiego, co widzi. Życie wewnętrzne, przeżycia, przygody, zdarzenia - to wszystko pisane jest lekko, jakby piórem anioła. Zaledwie parę kresek, a wyłania się taka głębia postaci, do której normalnie dociera się po latach rozmyślań.
Genialny warsztat pisarski. Genialny!
To się czyta wszystko jak byś frunął, nie masz w ogóle poczucia, że coś czytasz - jesteś w tej historii, jakbyś w niej płynął, nie wiesz kiedy strony lecą.
Jestem zachwycony.

Trzecia fajna sprawa to jest prawda. Jak pisarz mija się z prawdą, nie rozumie ludzi, to choćby nie wiem jakim warsztatem dysponował, niewarte to czytania (z wybitnych pisarzy taki jest wg mnie np. Cormac McCarthy). A tu mamy spojrzenie na wskroś, prawda mówiona otwarcie. To Tołstoj podąża za tym, co się dzieje z jego bohaterami, a nie kreuje bohaterów, czy każe im coś robić - on tylko opisuje.
Jest taka metafora którą słyszałem od Stephena Kinga - on twierdził, że pisanie jest jak archeologia - pędzelkiem, delikatnie odkrywasz kości, które leżą pod tonami piachu. Odkrywasz to, co tam jest. Idziesz za historią.
No więc Tołstoj tak właśnie pisze - tu nie ma nic na siłę (no może coś jest, zaraz o tym napiszę) ludzie postępują i przeżywają świat tak, jak to naprawdę ludzie przeżywają.
Wiem, że cała ta historia jest zmyślona, a jednak nie ma w niej zmyśleń!

Jest coś takiego jak "trafność środowiskowa" - na przykład tworzysz zupełnie sztuczny eksperyment (powiedzmy eksperyment Ascha, albo Milgrama) - ale ta jego sztuczność ujawnia coś prawdziwego - wyjaskrawia jakąś prawdziwą ludzką właściwość, mimo że sam eksperyment jest sytuacją jawnie nienaturalną.
No wiec tak tak jest w Zmartwychwstaniu - historia jak historia - natomiast to, co ta historia w obnaża i sposób opisania tych prawd, to są rzeczy cudowne.

Czwarte. Ta książka jest wzruszająca. Jak widzisz tę biedną Katiuszę, która jest w ciąży, kiedy biegnie nocą, zimą, po peronie, za odjeżdżającym pociągiem, w którym Niechludow gra w karty i się śmieje z kumplami, w ogóle o niej nie pamiętając. I jak ona potem staje się z tego powodu złym człowiekiem, to płaczesz.
A jak widzisz tego szesnasotolatka, którego prowadzą na śmierć, a on nic nie rozumie i krzyczy, że nie zdążył wypić ziółek, które mu doktor zalecił, to normalnie zaciskasz pięści i chcesz rozpierdolić (przepraszam za słowo) ten jebany świat (ponownie przepraszam).
A znowu jak widzisz tego ławnika, który się wymądrza w sali obrad sądowych, a potem wkłada do ust jak najwięcej swoich wąsów i brody i potem je żuje, to się śmiejesz.
Ja pierdolę! Po prostu nie mam innego słowa.

Tyle zachwytów.
Acha jeszcze jedna dziwna sprawa.
Czytasz książkę, która stanowi szczyt doskonałej literatury, genialne arcydzieło, wiesz, że masz do czynienia z autorem - geniuszem najwyższej próby. Z geniuszem psychologii i z geniuszem literatury zarazem. No to jest najwyższa półka tego, co można w ogóle w literaturze stworzyć.
A potem patrzysz na zdjęcie Tołstoja - tego buraka ze zmierzwioną, zaniedbaną brodą, w zgrzebnej koszulinie przewiązanej sznurkiem, ulizanego na przygłupa, z brzydką twarzą i myślisz: Jak taki pańszczyźniany chłop może w ogóle coś takiego napisać?
Co jest grane do cholery??? To jakiś żart?

Teraz minusiki...
(Bo ja wiem czy to minusiki?)
1. Tołstoj pisze o cierpieniach. Jego protest społeczny, widzenie tych pokręconych urzędów, więzień, sądów itp., to jak produkują one bezsensowny ból i zmuszają ludzi do krzywdzenia siebie... Wszystko to skłania, motywuje do totalnego protestu, do zrobienia czegoś dobrego, naprawienia.
No i Tołstoj próbuje to uczynić. Chce zmian, pisze o nich.
No i to jest słabe.
Słabe dlatego, że Tołstoj nie miał wiedzy. Nie wiedział (nie było wtedy jeszcze odpowiednich badań), że to wcale nie jest tak, że więzienia - choćby okrutne i niesprawiedliwe - produkowały przestępczość. Jest odwrotnie, nawet jeśli te więzienia są naprawdę podłe i złe.
Nie mógł tego wiedzieć, bo nie było wtedy zaawansowanej nauki, która mogłaby przetestować, jaki jest świat bez kar instytucjonalnych, a jaki jest z tymi karami. Dzisiaj już to wiemy.
Więc jego pomysł, że chrystusowe "nie sądźcie" (na poziomie instytucji społecznych), byłby rozwiązaniem i drogą do zmniejszenia ludzkiego cierpienia jest po prostu błędny (Tołstoj się chwycił tego pomysłu moim zdaniem z rozpaczy. Nie umiał zamknąć oczu na ludzkie, niezasłużone, bezsensowne cierpienia, a jednocześnie nie umiał być nieczuły, a ponieważ brakowało sensownych sposobów na zredukowanie tych cierpień, to doprowadziło go ostatecznie do desperackiej bezsilności, która z kolei kazała na siłę uwierzyć w owo chrystusowe "nie sądźcie" i że ono będzie remedium na wszystko).

Drugi minus to jest hipokryzja.
Tołstoj jest hipokrytą!
I nie chodzi mi tylko o to, że ze swoją oceną moralną i poziomem moralnym (moim zdaniem najwyższej próby) miał kłopoty z przełożeniem swoich odczuć moralnych na czyny, na własne życie (biograficznie wiadomo, że próbował to zrobić. Ale było to na tydzień przed śmiercią. Okej, przedwczesną śmiercią. Ale trąci to trochę takim tekstem Augustyna: "Boże odbierz ode mnie te wszystkie pokusy. Ale jeszcze nie teraz".
Jeszcze jeden wtręt: w książce Tołstoj pisze, że są tacy ludzie, których umysły działają jak pracujący na najwyższych obrotach silnik, z którego zdjęto pas transmisyjny. Piękna metafora. Najpierw myślałem, że to po prostu trafne spostrzeżenie na temat innych ludzi. Ale teraz myślę, że to autorefleksja).

Z tą hipokryzją chodzi mi o to, że jego pisanie o sprawiedliwości jednocześnie jest obłożone godzeniem się na niesprawiedliwość i nierówności. Niechludow to pięknoduch. Facet, który nigdy nie pracował. Żyje z pracy innych ludzi. Ma lokaja, służącą.
Czyli próbuje "zmartwychwstać", rozdać ziemię chłopom, ale z usług lokaja korzysta. Buty mu pastują, chłopom każe stawić się na placu, aby im oznajmić swoją wolę. Traktuje więc ich jak poddanych.
To jest ładny przykład tego co Marks pisał: "Byt określa świadomość". Arystoteles też pisał o równości ludzi. Ale mówiąc "ludzi" miał na myśli: nie niewolników, nie kobiety, nie dzieci itp.
Taka ci to sprawiedliwość.
W porządku. Byt określa świadomość, a ryba nie wie, że pływa w wodzie. Gwoli sprawiedliwości - Tołstoj starał się być uczciwy wobec siebie - był wegetarianinem i bez wątpienia wystawał moralnie poza swoje czasy i poza przeciętny poziom ludzki. To bezdyskusyjne.
Ale jednak dbając tak bardzo o redukowanie cierpień, równość i sprawiedliwość, godził się jednocześnie na nierówność, która była dla niego wygodna (w końcu hrabia Tołstoj, zgadza się?) i której być może nawet nie zauważał.

Podsumowując: Czytaj, czytaj, czytaj. Ta książka jest cudowna, jest mądra, wnikliwa, ciekawa. Jest dziurką od klucza przez którą możesz spojrzeć na ludzką duszę taką-jaka-jest.

Niesamowita, piękna, cudowna... ale...

...ale zacznę od plusów.
Psychologia! To jest BOSKIE - gościu ma tak wnikliwe wejrzenie w psychologię postaci, o których pisze, że to graniczy z wiedzą boga! Ma po prostu włączoną lampę rentgenowską, wydaje się, że widzi wszystko.
A tych postaci przewija się przez powieść sporo. I tych charakterów Tołstoj przedstawia mnóstwo....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Upadek sombrera" to książka genialna po całości.

"Łowienie pstrągów" ma ponoć status kultowy. I jest to niewątpliwie szalenie oryginalna literatura (a ostatnio właśnie za taką najbardziej tęsknię). Ale moim zdaniem nie umywa się do Sombrera.

Generalnie jednak polecam.
Zresztą książeczka jest króciutka, na jeden chapsik, choć jak jesteś refleksyjną osobą, to będziesz czytać dłużej. Bo chce się nad niektórymi frazami porozmyślać, a nie tylko je przeczytać.

"Upadek sombrera" to książka genialna po całości.

"Łowienie pstrągów" ma ponoć status kultowy. I jest to niewątpliwie szalenie oryginalna literatura (a ostatnio właśnie za taką najbardziej tęsknię). Ale moim zdaniem nie umywa się do Sombrera.

Generalnie jednak polecam.
Zresztą książeczka jest króciutka, na jeden chapsik, choć jak jesteś refleksyjną osobą, to będziesz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeciętne czytadło. Są tu lepsze momenty. A może nawet genialne, ale są też i słabsze.
King mówił, że lubi tę książkę, ale nic z niej nie pamięta, ponieważ podczas pisania jej był cały czas albo pijany albo naćpany.
Czy to widać w książce?
Cóż. Nie jest to jego najlepsza powieść.

Przeciętne czytadło. Są tu lepsze momenty. A może nawet genialne, ale są też i słabsze.
King mówił, że lubi tę książkę, ale nic z niej nie pamięta, ponieważ podczas pisania jej był cały czas albo pijany albo naćpany.
Czy to widać w książce?
Cóż. Nie jest to jego najlepsza powieść.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo smutna.
Właściwie alegoria życia. Jego początku, środka i końca. Smutna to wizja. Przerażająca i, niestety, w znaczącym stopniu prawdziwa.

Interesujące dla mnie osobiście jest to, że Autor z pewnością miał do czynienia z psychoanalizą i przetrawił jej wizję człowieka.
Sporo jest scen opartych o taki obraz kondycji ludzkiej. Moim zdaniem trafny obraz, inspirujący, głęboki i odpowiadający rzeczywistości.

Postawię nawet tezę, że twórcy, którzy nie mają kontaktu ze swoją nieświadomością i którzy w swoich dziełach nie zawierają tego elementu mroku (co nie znaczy "zła"), nie rozumieją tak naprawdę człowieka.
A ich dzieła są płytkie.

Dlatego - tu nadzieja - Sztuczna Inteligencja, która już dzisiaj jest jak kieszonkowy geniusz, który przerasta cię właściwie we wszystkim, nigdy tego bastionu ludzkości - irracjonalności - nie będzie w stanie zdobyć.
To jest coś po prostu obok inteligencji.
Coś niesamowicie inspirującego.

Bardzo smutna.
Właściwie alegoria życia. Jego początku, środka i końca. Smutna to wizja. Przerażająca i, niestety, w znaczącym stopniu prawdziwa.

Interesujące dla mnie osobiście jest to, że Autor z pewnością miał do czynienia z psychoanalizą i przetrawił jej wizję człowieka.
Sporo jest scen opartych o taki obraz kondycji ludzkiej. Moim zdaniem trafny obraz, inspirujący,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Typowy podręcznik z przeglądem zagadnień i omówieniem ich na tyle głęboki na ile pozwala ograniczone miejsce.

Typowy podręcznik z przeglądem zagadnień i omówieniem ich na tyle głęboki na ile pozwala ograniczone miejsce.

Pokaż mimo to