-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać311
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Biblioteczka
2022-01-02
2022-02-15
Muszę chyba skończyć ze słabymi romansidłami słuchanymi do sprzątania, bo nic dobrego z tego nie wychodzi. Tym razem dałam szansę Magdalenie Szwedzie i jej książce o tytule “Król Midas”. Zaciekawił mnie tytuł, ponieważ znam historię, która zainspirowała autorkę powieści do tego tytułu.
Emily i Leonardo to całkowicie przeciwieństwa. Obracają się w kompletnie innych środowiskach, a przemoc, która ich łączy to nie jest dobry początek żadnej znajomości. Dziewczyna przez lata żyła w pełnym przemocy i strachu związku, który zakończył się z pomocą szefa gangu. Tych dwoje nie miało prawa się spotkać, a co najważniejsze, nikt nie dał im prawa do miłości…
Głównym i największym minusem tej książki jest bałagan i brak konsekwencji w budowaniu postaci, jeśli mogę mówić tutaj o budowaniu postaci. Bohaterom brakuje jakiegokolwiek charakteru i głębi,dzięki której czytelnik odczuwałaby ich ból, radość czy smutek. Leonardo początkowo został przedstawiony, jako niebezpieczny i groźny szef mafii, który nie odczuwa żadnych uczuć wyższych. Kreowany jest również na samca alfa, który nikomu nie da tknąć “swojej kobiety”. Później mamy nieoczekiwany zwrot, cały charakter bohatera zostaje zapomniany i mężczyzna zamienia się w czułego i kochającego faceta. Nic nie mam do takich przemian, ale zachowanie realności i stopniowa zmiana postaci to coś, czego w książkach wymagam.
Emily za to w ogóle nie ma nawet małego zalążka charakteru i tylko drażni wszystkich wokół siebie. Jej zachowanie przez większą część książki nie ma żadnego sensu.
Niestety, podczas czytania jest odczuwalne, że to debiut autorki. Nie każdy debiut musi być zły, jednak tutaj naprawdę ciężko jest doszukać się pozytywów.
Muszę chyba skończyć ze słabymi romansidłami słuchanymi do sprzątania, bo nic dobrego z tego nie wychodzi. Tym razem dałam szansę Magdalenie Szwedzie i jej książce o tytule “Król Midas”. Zaciekawił mnie tytuł, ponieważ znam historię, która zainspirowała autorkę powieści do tego tytułu.
Emily i Leonardo to całkowicie przeciwieństwa. Obracają się w kompletnie innych...
2022-06-22
2022-08-27
2022-10-20
2022-11-14
2022-05-30
Muszę nauczyć się, że nie wszystkie książki polecane na tik toku są interesujące i dobrze napisane. Nie jestem wybredna i czytam tak naprawdę tylko to, co mnie zainteresuje, a od romansu lub erotyka oczekuję dobrej zabawy i oderwania się od rzeczywistości. Jeśli książka ma dodatkowo jakieś przesłanie, tym lepiej dla mnie. Tutaj niestety zabrakło wszystkiego po trochu, co sprawiło, że wyjątkowo długo męczyłam się z “Korepetytorem” Joanny Balickiej.
Dziewiętnastoletnia Isabella jest córką policjanta, a marzeniem obojga jej rodziców jest to, by dziewczyna została szanowanym prawnikiem. Studiuje, a przez nadopiekuńczość jej rodziców niestety nie imprezuje tyle, co jej rówieśnicy. Przypadkowo jednak zostaje wplątana w sprawę, którą zajmuje się jej ojciec razem z Jasonem Hoganem; wziętym prokuratorem, który często zajmuje się sprawami związanymi z narkotykami.
Niestety, książka dłużyła mi się niemiłosiernie. Styl pisania autorki jest całkiem w porządku, jednak same rozplanowanie akcji pozostawia wiele do życzenia. Czytając, miałam wrażenie, że cała książka dzieje się w przeciągu tygodnia, maksymalnie dwóch. Dodatkowo, czytając odniosłam wrażenie, że Joanna Balicka mocno inspirowała się “Pięćdziesięcioma twarzami Greya” i to mocno widać przy scenach erotycznych.
Również kwestia zwrotów akcji pozostawia wiele do życzenia, ponieważ książka jest mocno schematyczna i przez to niesamowicie się na niej wynudziłam. Ostatnie sto stron było najgorsze, ponieważ moje zainteresowanie książką zmalało, a sceny były jeszcze bardziej do przewidzenia.
Rozumiem, że “Prokurator” mógł spodobać się wielu osobom , jednak niestety nie trafił w moje preferencje czytelnicze. Zbyt wiele schematów i za szybko przesuwająca się akcja to ogromne minusy, których niestety nie równoważą bohaterowie, zbyt słabo i płasko wykreowani, przez co nie można się z nimi utożsamiać.
Muszę nauczyć się, że nie wszystkie książki polecane na tik toku są interesujące i dobrze napisane. Nie jestem wybredna i czytam tak naprawdę tylko to, co mnie zainteresuje, a od romansu lub erotyka oczekuję dobrej zabawy i oderwania się od rzeczywistości. Jeśli książka ma dodatkowo jakieś przesłanie, tym lepiej dla mnie. Tutaj niestety zabrakło wszystkiego po trochu, co...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-09
“Nagle zapragnąłem, żeby zima się nie kończyła. Nie chciałem, żeby nadeszła wiosna. Chciałem tylko pozostać tu z nią na zawsze.
Dla mnie i dla niej nie było jednak żadnego zawsze.”
Olimp i rządzący nim Bogowie dawno mnie tak nie zaciekawili, a to wszystko za sprawą “Neon Gods”, czyli książki, która została określona definitywnym hitem tiktoka.
Hades żyje w cieniu, ale choć pokonany i zraniony, nie jest w stanie zapomnieć o krzywdzie, jaką wyrządził jego rodzinie Zeus. Okazja do zemsty jest nieoczekiwana; piękna Persefona przekracza granice Styksu i okazuje się, że idealna córka Demeter pragnie zemsty na równi z nim.
Ostatnio więcej czytam lekkich i przyjemnych książek, które pozwalają mi na dłuższe chwile relaksu wieczorami. Zachęcona pozytywnymi opiniami na temat twórczości Katee Robert postanowiłam sięgnąć po pierwszy tom serii “Dark Olympus”, która nie okazała się być dziełem literackim na poziomie “Tajemnej historii”, jednak idealnie spełniła swoją rolę, jako narzędzie do spędzenia przyjemnego wieczoru przy niewymagającej lekturze.
Fabuła nie jest specjalnie zawiła i sądzę, że autorka tutaj wykorzystała dobrze znany wszystkim czytelnikom motyw “pięknej i bestii”, choć tutaj uroda Persefony i Hadesa jest raczej ponadprzeciętna.
Dziewczyna przekracza rzekę, gdy jej matka stawia się w bardzo nieciekawej sytuacji; Persefona ma zostać nową Herą, a wszyscy na Olimpie wiedzą, że wszystkie poprzednie żony Zeusa kończyły swój żywot w bardzo tajemniczych okolicznościach. Akcja leci na łeb na szyję, ale z drugiej strony jest na tyle przewidywalna, że zdarzało mi się odczuwać znudzenie. Szczególnie zawiodłam się na głównych bohaterach, którym brakowało charakteru. Hades jest stworzony na wzór każdego niby złego, ale tak naprawdę uczuciowego i dobrego faceta. Nie ma w nim niestety iskry, która spaja całość. Inaczej sprawy mają się z bohaterami pobocznymi; trudno mi jest ocenić, czy ich kreacja jest na tyle dobry, czy po prostu ich epizodyczne role nie budzą takiej irytacji, jak główny duet.
Ogólnie powieść i spędzony przy niej czas nie był tragiczny, jednak spodziewałam się o wiele mroczniejszej historii, która wciągnie mnie bez reszty, a odnoszę wrażenie, że autorka zaserwowała czytelnikowi letnią herbatę bez wyrazu.
“Nagle zapragnąłem, żeby zima się nie kończyła. Nie chciałem, żeby nadeszła wiosna. Chciałem tylko pozostać tu z nią na zawsze.
Dla mnie i dla niej nie było jednak żadnego zawsze.”
Olimp i rządzący nim Bogowie dawno mnie tak nie zaciekawili, a to wszystko za sprawą “Neon Gods”, czyli książki, która została określona definitywnym hitem tiktoka.
Hades żyje w cieniu, ale...
2022-03-09
2022-12-29
“Daisy Jones & The Six” to ostatnia książka, jaką przeczytałam w 2022 roku i automatycznie wskoczyła na ulubieńca tego roku. Co prawda, załapała się rzutem na taśmę, jednak zdetronizowała konkurencję i wskoczyła na podium. Ilośc znaczników, które zostawiłam w tej powieści to jedno, jednak tęsknota za zespołem, który nigdy nie istniał, to zupełnie coś innego.
Taylor Jenkins Reid napisała zmyśloną autobiografię zespołu z lat 70., a cała książka jest wywiadem z członkami zespołu, ich menadżerami i rodzina i przyjaciółmi, którzy tłumaczą nam, dlaczego zespół, który miał rzeszę fanów na całym świecie daje ostatni koncert w lutym 1979 roku i nigdy potem nie wraca na scenę. Co doprowadziło do rozłamu w grupie?
Klimat tej książki zachwyci niejednego czytelnika; wraz z zespołem przenosimy się do lat 70., gdzie królowała wolność, narkotyki i rock&roll. Reid stworzyła fikcyjny zespół, ich teksty piosenek, osobowości i charaktery, a potem pokazała ich wszystkie wzloty i upadki.
“Nie jestem muzą.
Jestem kimś.
I koniec, kurwa.”
W książce dzieje się wiele; widzimy, co dzieje się przed koncertami, w trakcie i po, ale również to, co działo się podczas pisania piosenek, tworzenia płyt, podczas przerw od grania i zespołu. Poznajemy cienie sławy i zażywania ogromnej ilości narkotyków. Bohaterowie codziennie zmagają się z pokusami i czasami nawet wspomnienia najbliższych nie są w stanie uchronić nas przed zgubą. Uzależnienie to potworna rzecz, a autorka nie wygładza rzeczywistości. Podaje ją nagą i bez ubarwień; czytamy historię ludzi, którzy mieli wszystko, a chcieli jeszcze i jeszcze.
Ciężko być fanem kogoś, kto nie istnieje, ale Daisy Jones to wokalistka, którą bardzo chciałabym usłyszeć na żywo. Jej postać jest wielobarwna, jednak dopiero później czytelnik zauważa wiele ciemnych plam w życiu dziewczyny. Trudna sytuacja w dzieciństwie, potrzeba akceptacji i brak zahamowań doprowadziły, że ciężko jest czytać o życiu Daisy, a czytelnik współczuje jej całym sercem.
Twórczość Taylor Jenkins Reid po raz kolejny wznosi czytelnika na emocjonalne wyżyny; “Daisy Jones & The Six” to opowieść o sławie, sukcesach i upadku wielkich gwiazd, którym przyszło zapłacić ogromną cenę za życie w ciągłej trasie i pod tak wielką presją ze strony wytwórni i fanów. To się czuję i przeżywa wszystko razem z bohaterami książki. W końcu, kto nie chciałby być gwiazdą rocka…
“Daisy Jones & The Six” to ostatnia książka, jaką przeczytałam w 2022 roku i automatycznie wskoczyła na ulubieńca tego roku. Co prawda, załapała się rzutem na taśmę, jednak zdetronizowała konkurencję i wskoczyła na podium. Ilośc znaczników, które zostawiłam w tej powieści to jedno, jednak tęsknota za zespołem, który nigdy nie istniał, to zupełnie coś innego.
Taylor Jenkins...
2022-12-23
To bardzo dziwne, ale do tej pory skutecznie omijałam twórczość Pauliny Hendel; trochę przez przypadek, ale też dlatego, że nadal “odkrywam” polskich autorów i niestety podchodzę do nich z wielką rozwagą. W końcu jednak różowa oprawa i opis z tyłu kusiły mnie tak długo, że i na nią przyszedł czas.
Akcja “Wisielczej góry” rozgrywa się w Grobowicach, do których trafia trójka rodzeństwa. Antek, Anka i Nastka zostali przywiezieni do małej, zapomnianej przez ludzi miejscowości przez ojca, który wyjeżdża na zagraniczny kontrakt, a swoje dzieci zostawia pod opieką dwóch ciotek. Najmłodsza z rodzeństwa, Nastka szybko przyzwyczaja się do nowych okoliczności, ale jej starszy brat i siostra nie potrafią znaleźć sobie zajęcia w miejscowości, w której na próżno szukać centrum handlowego, kina czy innych rozrywek odpowiednich dla ludzi w ich wieku. Niestety, również mieszkańcy Grobowic nie są przyjaźnie nastawieni do nowoprzybyłych; wrogie spojrzenia ścigają ich każdego dnia, w ludzie mniej lub bardziej jawnie okazują niezadowolenie z ich obecności.
W Grobowicach nagle dochodzi do tajemniczych śmierci, a dodatkowo nastolatkowie zaczynają widzieć demony, o których nigdy nawet im się nie śniło. Toksyczna matka okazuje się być ich najmniejszym problemem.
Bardzo się cieszę, że dotarłam do takiego momentu, w którym rodzimi autorzy mocno czerpią z wierzeń słowiańskich. I mam świadomość, że mamy już swojego “Wiedźmina” i inne powieści, jednak nasz dorobek do tej pory był mocno ograniczony i dosyć specyficzny.
Paulina Hendel stworzyła powieść, która łączy w sobie wątki obyczajowe, kryminalne i fantastyczne, a do tego jest idealna dla młodzieży 12+. Oprócz demonów i zjawisk nadprzyrodzonych bohaterowie mierzą się jeszcze z problemami rodzinnymi, akceptacją przez rówieśników i rozłąką z ojcem. Antek i Anka opiekują się młodszą siostrą i dodatkowo martwią się, że miejsce ich pobytu odkryje ich matka, która z wielką ochotą zabrałaby małą Nastkę ze sobą za granicę.
Bardzo podobała mi się kreacja ciotek dzieci; ich dom i zachowanie od razu skojarzyło mi się z innymi magicznymi ciotkami, które dla swojej podopiecznej zrobiłby wszystko. Antek i Anka idealnie oddają klimat typowego rodzeństwa. Czasami nienawidzą spędzać ze sobą czasu, jednak gdy dzieje się coś poważnego będą chronić się mimo wszystko.
Czy mogę już stwierdzić, że polscy autorzy piszą równie dobre książki fantastyczne co ich zagraniczni koledzy? Oczywiście! Szczególnie, gdy sięgają po “naszą” kulturę, a mowa tutaj o słowiańskich demonach i zjawach. Paulina Hendel pełną garścią czerpie z ludowych podań i słowiańskich bestiariuszy, tworząc własny i niepowtarzalny klimat, którego mam nadzieję nie traci w swoich innych książkach.
Jak pisałam powyżej “Wisielcza góra” jest idealna dla nastolatków od dwunastu lat w górę, jednak nawet starsi będą bawić się świetnie podczas czytanie, szczególnie jeśli dopiero rozpoczynają swoją przygodę z tą autorką.
To bardzo dziwne, ale do tej pory skutecznie omijałam twórczość Pauliny Hendel; trochę przez przypadek, ale też dlatego, że nadal “odkrywam” polskich autorów i niestety podchodzę do nich z wielką rozwagą. W końcu jednak różowa oprawa i opis z tyłu kusiły mnie tak długo, że i na nią przyszedł czas.
Akcja “Wisielczej góry” rozgrywa się w Grobowicach, do których trafia trójka...
2022-12-08
Czy warto wracać do książek, które czytaliśmy kilka lat wcześniej? Chodzi mi oczywiście o książki, które kiedyś czytaliśmy, bardzo nam się podobały i postanawiamy wrócić do nich po dłuższym czasie z nadzieją, że wzbudzą w nas pozytywne odczucia.
Juliette jako kilkunastoletnia dziewczynka została odseparowana od społeczeństwa i własnej rodziny; teraz siedemnastoletnia już bohaterka od kilku lat widzi jedynie ściany swojej celi w zakładzie i kawałek nieba zza krat. W utrzymaniu względnej świadomości pomaga jej dziennik, na którego kartki Juliette przelewa swoje niepoukładane myśli za pomocą krótkich zdań i liczb, które towarzyszą jej na co dzień. Wraz z pojawieniem się intruza w jej celi, dla dziewczyny nadchodzą nieoczekiwane zmiany. Otrzymuje wolność, ale w zamian ma wykorzystać swoje niecodzienne umiejętności do krzywdzenia ludzi, by pomóc w utrzymaniu nowego reżimu, który ma pomóc uratować upadającą cywilizację.
Pierwszy raz z “Dotknij mnie” miałam do czynienia, gdy jeszcze ta książka była wydana w Polsce pod logiem innego wydawnictwa i dodatkowo miała całkiem inny tytuł. Jeszcze kilka lat temu byłam zachwycona całokształtem powieści, bohaterami i historią, w którą wprowadza nas autorka. Teraz niestety jestem w stanie dostrzec więcej minusów, choć moja ocena i tak nie będzie w pełni obiektywna ze względu na sentyment, jakim darzę tę historię.
Niestety, ale sama kreacja świata pozostaje wiele do życzenia; Mafi może przybliża nam, w jaki sposób działa Przywrócenie, ale wszystko pozostaje w bardzo płytkiej fazie; czytelnik nie dowiaduje się, z jakiego powodu doszło do upadku społeczeństwa, nie znamy ogółu sytuacji, a nasza wiedza ogranicza się tylko do jednego sektora, w którym zwykli ludzie żyją w nędzy, część jest szkolonymi do walki żołnierzami, a wszystkim zarządza bardzo mroczny i nieprzewidywalny siedemnastolatek, który jest synem głównego dowódcy całego Przywrócenia.
Nasi bohaterowie to też osobny, bardzo trudny temat, ponieważ zbudowanie tych postaci zostało mocno oparte na schematach, które były w większości książek z okresu 2010-2015. Mamy główną bohaterkę, która pomimo swojego wieku, dopiero odkrywa, kim jest. Oczywiście jest również jej pierwsze zauroczenie z dzieciństwa, w tym wypadku Adam to chłopak, który bronił Juliette w szkole przed innymi dziećmi, które były bardzo okrutne i najlepszy przyjaciel Adama, który wymienia złośliwości z Juliette, ale tak naprawdę niedługo będą best buddy. I na sam koniec wisienka na torcie, czyli czarny charakter, który jak się okazuje ma uczucia i nie jest tak zimny, jak wszyscy sądzą. Jako trzynastolatka byłam zachwycona, teraz ewidentnie przestało to na mnie działać. Reszta bohaterów to taki klasyczny “No name” i to dosłownie, ponieważ imiona dostają w większości tylko ci bohaterowie, którzy później będą autorce do czegoś potrzebni.
Ogólnie bardzo podoba mi się zabieg z wykreślonymi zdaniami w książce, ale niestety później gdzieś to się gubi i pisarka odchodzi od tego pomysłu. Ktoś może stwierdzić, że to idealny dowód na to, iż psychika zamkniętej w psychiatryku Juliette ewidentnie uległa poprawie, jednak jestem już dorosła i naprawdę ciężko jest mi uwierzyć, że bez dobrego teraputy ludzie są w stanie poradzić sobie z tak wielkimi traumami, jak zabicie człowieka czy to, że teraz chcą zabić ciebie.
Myślę, że dla młodych osób, które zaczynają swoją przygodę z czytaniem, ta książka będzie okej, jednak dla starszych książkowych “wyjadaczy” będzie to jedynie zbiór wszystkiego, co już kiedyś czytali.
Czy warto wracać do książek, które czytaliśmy kilka lat wcześniej? Chodzi mi oczywiście o książki, które kiedyś czytaliśmy, bardzo nam się podobały i postanawiamy wrócić do nich po dłuższym czasie z nadzieją, że wzbudzą w nas pozytywne odczucia.
Juliette jako kilkunastoletnia dziewczynka została odseparowana od społeczeństwa i własnej rodziny; teraz siedemnastoletnia już...
2022-12-01
Remigiusz Mróz to autor, który książki wydaje wręcz taśmowo; doszedł do takiej wprawy, że spod jego ręki corocznie wychodzi od kilku do kilkunastu pozycji. Jego twórczość zbiera skrajne opinie. Dla niektórych jest najlepszym polskim twórcą kryminałów, a inni nie znoszą powieści, które pisze. Osobiście należę do grona fanów Mroza, choć też może nie jestem dosyć wiarygodna, ponieważ przeczytałam jedynie trzy książki autora, co w przypadku jego ogromnego dorobku jest znikome.
Kaja Burzyńska to policjantka z twardym charakterem, która żyje z mężem i synem w małym, polskim miasteczku. Jej życie nie różni się specjalnie od życia innych kobiet w jej wieku; zajmuje się domem i synem, pracuje, a wolny czas spędza z mężem, który jest burmistrzem. Jedyną rzeczą, która niszczy spokój Kaji są listy, które rok w rok dostaje od swojego tragicznie zmarłego ojca. Przychodzą zawsze tego samego dnia i sprawiają, że przeszłość łączy się z teraźniejszością i przyszłością kobiety. Po tylu latach jednak Burzyńska traktuje to jedynie jako tradycję i łączność ze zmarłym ojcem. Wszystko zmienia się jednak, gdy do miasteczka wraca dawny przyjaciel z dzieciństwa i ginie pierwsza osoba…
Ciężko mi nazwać się znawczynią książek Remigiusza Mroza, jednak nie będę ukrywała, że po tych trzech przeczytanych pozycjach nadal jestem fanką jego twórczości. Pierwszym plusem jest to, że są to książki kryminalne, z domieszką sensacyjną. Czytelnik spędza naprawdę ciekawe kilka godzin przy dosyć obszernych książkach, które jednak zostały napisane w taki sposób, że czyta się je naprawdę błyskawicznie. Jeśli ktoś od swojej kolejnej lektury oczekuje dobrej zabawy, to sądzę, że “Listy zza grobu” są jak najbardziej dla niego.
Mróz naprawdę popłynął z fantazją w tej powieści i choć brakuje tutaj magii i elfów, to teorie spiskowe, za którymi pędzą Burzyńska i Zaorski są na tym samym poziomie fantastyki. Główni bohaterowie podążają za tajemnicami i okruchami wiadomości, jak para pełnowymiarowych detektywów z prawdziwego zdarzenia. Autor stworzył wspaniałych bohaterów, a czarny humor Zaorskiego zasługuje na osobną nagrodę. Patomorfolog jest postacią przerysowaną, ale idealnie wpasowuje się w klimat książki.
Książki jednak nie można odłożyć na dłużej i się nad nią zbytnio zastanawiać, ponieważ to niestety psuje klimat. Im dłużej myślałam nad pewnymi zabiegami, które zastosował autor, tym mniej miały one dla mnie sensu. Finał, który nam zafundował również nie był, aż tak zaskakujący jak się spodziewałam i niestety przewidziałam go kilkadziesiąt stron wcześniej.
Myślę, że “Listy zza grobu” to nie jest lektura wysokich lotów, jednak zasługuje na pewne uznanie. Idealnie przypomina nam, że książki to również idealna rozrywka i nie zawsze muszą wzbudzać w nas całą głębię emocji.
Remigiusz Mróz to autor, który książki wydaje wręcz taśmowo; doszedł do takiej wprawy, że spod jego ręki corocznie wychodzi od kilku do kilkunastu pozycji. Jego twórczość zbiera skrajne opinie. Dla niektórych jest najlepszym polskim twórcą kryminałów, a inni nie znoszą powieści, które pisze. Osobiście należę do grona fanów Mroza, choć też może nie jestem dosyć wiarygodna,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-25
Każdy z nas ma dziwny sentyment do baśni. Lubimy stare historie o tym, jak Kopciuszek zgubił szklany pantofelek lub Bestia sprowadza Belle do swojego zamku.
Retelling to właśnie interpretacja dawnych baśni, mitów czy legend i pokazanie ich w całkiem nowej odsłonie. Do pisarek tego gatunku dołączyła Sarah J. Maas z nową odsłoną "Pięknej i Bestii". Wcześniej z takimi książkami spotkałam się dzięki Marrisie Meyer i jej "Sadze księżycowej", która mówi o robo-Kopciuszku.
Freya ma na głowie wykarmienie trzech członków rodziny, a nie pomaga w tym fakt, że jest środek zimy i ciągle szaleją zamiecie. W trakcie jednego z polowań dziewiętnastolatka zabija ogromnego wilka. Kilka dnia później na progu jej domu staje Bestia z zamiarem ukarania dziewczyny za zabicie przyjaciela. By uniknąć śmierci Freya zgadza się na przeprowadzkę do magicznej, niebezpiecznej krainy, którą zna tylko z legend i plotek ludzi z wioski. Na miejscu okazuje się, że jej porywacz nie jest zwierzęciem, tylko należy do rasy nieśmiertelnych fae- wróżek, które niegdyś rządziły ziemią. No i Bestia nazywa się Tamlin.
Podczas pobytu na Dworze Wiosny uczucia dziewczyny, do krainy i zamieszkujących ją istot, zmieniają się: na początku czuje nienawiść do istot i całej krainy, stopniowo zaczyna coraz bardziej zatracać się w tym świecie i Tamlinie. Przestają mieć znaczenie wszystkie ostrzeżenia i rady, które kiedyś usłyszała. Jest też Plaga, która rozprzestrzenia się po całej krainie, zagrażając jej mieszkańcom, a także ludziom.
Sama historia rozpoczyna się standardowo dla powieści fantasy- młoda dziewczyna z wioski jest podporą swojej rodziny, o wielkim świecie dowiaduje się od przejezdnych. Życie ją omija, nie oczekuje niczego więcej. Wystarczy jedno wydarzenie, by odmienić jej los.
Książka dzieli się na dwie części: pierwsza to ta, w której akcja toczy się powoli, nie ma zbyt dużo zwrotów akcji. Magia powoli wyłania się spomiędzy lasów i wkracza na teren Dworu Wiosny. Cały świat poznajemy z perspektywy dziewczyny, która nienawidzi wróżek i większość jej czynów jest motywowana właśnie tą nienawiścią.
Czas upływa, ale każdy dzień podobny jest do poprzedniego. Freya podsłuchuje, wypytuje i stara się jak najbardziej wypełnić luki w wiadomościach, które wie na temat świata Fae. Stopniowo cała uwaga powieści przestaje skupiać się na Tamlinie i Freyi- pojawiają się nowe wątki, postacie i zaczyna dziać się dużo więcej, niż na wcześniejszych stronach. Druga część to bardziej mroczna i straszna wersja- z Dworu Wiosny przechodzimy na Dwór pod Górą. Potyczki ze złem są niebezpieczne i wszędzie czai się śmierć.
Obie części są świetne i ta pierwsza, która jest raczej spokojna i zrównoważona ukazuje jak Maas potrafi zauroczyć czytelnika nawet, gdy akcja nie pędzi cały czas do przodu. Autorka idealnie wyważyła historię, wiedziała, kiedy zmienić tempo akcji i gdzie wprowadzić nowe faktu.
Fajnie też, że Maas wykorzystuje elementy baśni ale nie jest im ślepo wierna.
"Dwór Cierni i Róż" jest troszeczkę przewidywalny, jak na powieść fantasy przystało, ale to nie umniejsza przyjemności czytania; wszelkie dworskie intrygi, problemy i magia wisząca w powietrzu są w stanie nas pochłonąć.
Oczywiście nie mogło zabraknąć trójkąta miłosnego; może w pierwszej części nie jest tak widoczny, ale mam nadzieję, że w kolejnych częściach będzie go jeszcze więcej.
Historię Feyry i Tamlina można by zamknąć w jednym tomie, lecz byłaby to wielka strata dla czytelników- cały świat wróżek nie został jeszcze odkryty. Sarah J. Maas nie zawiodła mnie. Bałam się tej powieści, miałam wysokie oczekiwania przez opinie czytane w internecie i wszystko było tak świetne, jak "obiecywano".
Każdy z nas ma dziwny sentyment do baśni. Lubimy stare historie o tym, jak Kopciuszek zgubił szklany pantofelek lub Bestia sprowadza Belle do swojego zamku.
Retelling to właśnie interpretacja dawnych baśni, mitów czy legend i pokazanie ich w całkiem nowej odsłonie. Do pisarek tego gatunku dołączyła Sarah J. Maas z nową odsłoną "Pięknej i Bestii". Wcześniej z takimi...
2022-11-20
“Ukochane dziecko” ma wszystko, czego oczekuję od dobrej książki; pełne tajemnic zaginięcie sprzed kilkunastu lat i nieoczekiwany powrót głównej bohaterki sprawiają, że thriller czytałam z zapartym tchem.
Młoda kobieta z ciężkimi obrażeniami trafia do szpitala to tym, jak została potrąconą przez auto. Na miejscu okazuje się, że to najprawdopodobniej zaginiona kilkanaście lat wcześniej studentka, na którą nadal z nadzieją w sercu czekają jej rodzice. “Lena” jednak okazuje się być kimś zupełnie innym, a cała sprawa jest jeszcze bardziej zagadkowa, niż ktokolwiek byłby w stanie przypuszczać.
Mam wrażenie, że czytelnicy przy tej konkretnej książce rozbili dwa obozy. Jedni ją kochają, a drudzy szczerze nienawidzą. Osobiście sama trafiłam do tej pierwszej grupy i choć powieści nie brak słabszych momentów, to ogólnie oceniam ją dosyć wysoko.
Fakt, pomysł na fabułę nie jest specjalnie skomplikowany, ponieważ mamy tutaj tajemnicę sprzed lat i nieoczekiwany powrót, jednak przedstawienie historii z trzech osobnych narracji sprawia, że czytelnik z zaangażowaniem śledzi każdą kolejną stronę.
Od pierwszych stron “Ukochane dziecko” trzyma w napięciu i zmusza osobę czytającą do pełnego skupienia, a poznanie tylu perspektyw przybliża nas do prawdy o tym, co tak naprawdę wydarzyło się w szałasie.
Minusem jest na pewno kreacja bohaterów, których nie mamy jak poznać bardziej przez pędzącą do przodu akcję, jednak łatwo jest ich dopasować do poszczególnych wydarzeń.
Myślę, że osoby, które czytają więcej książek z tego gatunku nie będą jakoś specjalnie zachwycone, jednak dla mnie jest to wystarczająca powieść do spędzenia z nią jednego bądź dwóch wolnych wieczorów.
“Ukochane dziecko” ma wszystko, czego oczekuję od dobrej książki; pełne tajemnic zaginięcie sprzed kilkunastu lat i nieoczekiwany powrót głównej bohaterki sprawiają, że thriller czytałam z zapartym tchem.
Młoda kobieta z ciężkimi obrażeniami trafia do szpitala to tym, jak została potrąconą przez auto. Na miejscu okazuje się, że to najprawdopodobniej zaginiona kilkanaście...
2022-10-10
Dzisiaj chciałabym przybliżyć Wam książkę “W pogoni za losem”, której autorką jest Angelika Gawerska.
Czy istnieje możliwość zmiany biegu historii, jeśli wszystkie wydarzenia już się wydarzyły? Co jest ważniejsze; powodzenie misji czy próba ratowania osób, które wraz z upływem czasu stają się nam coraz bliższe?
Ariel Kwiatkowski to zwyczajny, młody mężczyzna, który chce zmienić coś w swoim życiu. Poszukując nowych wyzwań, natyka się na ciekawe ogłoszenie pracy. Wkrótce chłopak rozpoczyna szkolenie, które ma go przygotować do roli szpiega. Nie będzie jednak pracować w XXI wieku; dzięki podróży w czasie przenosi się do lat, w których trwała II wojna światowa, a jego działania mają na celu pomoc polskiemu podziemiu w tych ciężkich czasach. Ariel musi przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, porzucić rodzinę i przyzwyczajenia do świata, który zna. Aklimatyzacja w nowym miejscu przebiega pomyślnie, a główny bohater zaczyna przywiązywać się do nowych czasów i ludzi…
Szczerze zaznaczę, że do debiutów pisarzy zawsze podchodzę z rezerwą, a książki polskich autorów czytam dopiero od niedawna i bardzo się cieszę, że w świecie książkowym ta reprezentacja polski się umacnia.
Angelika Gawerska połączyła podróże w czasie z klimatem lat II wojny światowej i nawet jeśli początkowo byłam sceptycznie nastawiona, to po przeczytaniu całej książki muszę stwierdzić, że książka zajęła wyjątkowe miejsce w moim sercu. Zostałam wielką fanką “W pogoni za losem” i historii, która wciąga czytelnika od pierwszych stron. Jestem zachwycona plastycznością opisów poszczególnych wydarzeń; dzięki stylowi pisania autorki nie miałam problemu z wyobrażeniem sobie miejsc, w których bywali bohaterowie powieści i ich samych.
Bohaterowie również zasługują na pełen szacunku ukłon; Ariel, Aleksander i Hans to młodzi, charakterni mężczyźni, których łączy walka o lepsze jutro dla innych ludzi. Każdego z nich mobilizują inne rzeczy, jednak są w stanie ze sobą współpracować dla większego dobra. Z tej trójki moim ulubieńcem jest definitywnie Alek; lubię jego porywczość i to, w jaki sposób dba o najbliższe dla niego osoby. Jest nieprzewidywalny, ale z drugiej strony zawsze reaguje, gdy komuś dzieje się krzywda. Oczywiście, popełnia błędy, jednak wyciąga z nich wnioski i dzięki temu staje się lepszym człowiekiem.
Uważam również, że na wspomnienie zasługuje relacja Jonasa i Zosi, którzy dla mnie są inną wersją Romea i Julii. Ogólnie bardzo podoba mi się to, że autorka niektóre sceny wyjaśnia nam z dwóch perspektyw. Początkowo miałam wrażenie, że ten zabieg wprowadza pewne zamieszanie, jednak teraz wiem, że było to bardzo potrzebne.
Bardzo polecam “W pogoni za losem” dla wszystkich osób, które są zainteresowane tematyką wojenną i lubią czytać książki osadzone w tych latach. Uważam, że książka jest bardzo wartościowa, ponieważ zwraca uwagę również na nierówności, które nadal można zauważyć w społeczeństwie. A dla autorki wielkie brawa za poruszenie tak wielu trudnych tematów.
Dzisiaj chciałabym przybliżyć Wam książkę “W pogoni za losem”, której autorką jest Angelika Gawerska.
Czy istnieje możliwość zmiany biegu historii, jeśli wszystkie wydarzenia już się wydarzyły? Co jest ważniejsze; powodzenie misji czy próba ratowania osób, które wraz z upływem czasu stają się nam coraz bliższe?
Ariel Kwiatkowski to zwyczajny, młody mężczyzna, który chce...
2022-10-16
2022-09-26
Chyba każde małe dziecko poznaje historię Kopciuszka, Złej Macochy i Przyrodnich Sióstr. Sama należałam do tej grupy, której mamy czytały tą i inne bajki przed snem, więc powrót po tylu latach do retellingu jednej z nich był nieunikniony.
“Cinderella is dead” Kalynn Bayron nowocześnie opowiedziana bajka w postaci książki młodzieżowej, której vibe przypominał mi te powieści, które czytałam jako nastolatka.
Od czasów Kopciuszka minęło ponad dwieście lat i z romantycznej natury tej opowieści niewiele pozostało. Młode dziewczyny i kobiety zmuszane się do uczestniczenia w balach, gdzie kawalerowie wybierają je na swoje żony. Gdy jednak nikt ich nie zechce, znikają, a ich rodziny muszą pogodzić się ze stratą i lepiej przygotować kolejną córkę. Sophia nie chce podążać ścieżką, którą przygotowują dla niej rodzice i król. Od lat jest w sekretnym związku ze swoją przyjaciółką i namawia ją do ucieczki z kraju, gdzieś daleko, gdzie nie dosięgnie ich gniew króla. Nic jednak nie idzie po myśli dziewczyny i w przeciągu jednej nocy podejmuje decyzję, aby pozbyć się tyrana z tronu i zakończyć cierpienie kobiet w całym królestwie.
Muszę przyznać, że czytanie tej książki sprawiło mi wiele przyjemności; lekturę czyta się wyjątkowo szybko, a to za sprawą historii, która wciąga czytelnika od pierwszych stron. Autorka w swojej powieści porusza wiele ciężkich i trudnych tematów, takich jak przemoc domowa, rasizm, homofobia i seksizm, czyli problemy, z którymi mierzy się ogromna ilość ludzi na całym świecie. Brakuje mi oznaczeń tych tematów, ponieważ dla niektórych osób przeczytanie książki Kalynn Bayron może wiązać się z powrotem nieprzepracowanych traum.
Dużo osób zarzuca, że cała historia jest mocno przewidywalna i jest to jakaś prawda, jednak osobiście nie miałam z tym żadnego problemu. Podoba mi się zmiana opowieści i Kopciuszku i to, jak inaczej zabrała się do niej autorka. Bardzo polubiłam postać Aminy, ale jej relacja z jednym z bohaterów przypomina mi o innej książce i mam wrażenie, że tutaj autorka mogła się nią odrobinę zainspirować. Myślę, że wiele osób może wiedzieć, o kogo chodzi,
Bardzo polecam i wiem, że z wielką chęcią wrócę do twórczości Kalynn Bayron.
Chyba każde małe dziecko poznaje historię Kopciuszka, Złej Macochy i Przyrodnich Sióstr. Sama należałam do tej grupy, której mamy czytały tą i inne bajki przed snem, więc powrót po tylu latach do retellingu jednej z nich był nieunikniony.
“Cinderella is dead” Kalynn Bayron nowocześnie opowiedziana bajka w postaci książki młodzieżowej, której vibe przypominał mi te...
2022-08-18
“Chroni ich magia ich akcji, statusu oraz ochrony własności intelektualnej. Myślą, że nic im w życiu nie grozi - tak jak ja kiedyś myślałam. Tylko, że teraz to się zmieniło. Życie ma ich w garści. I nie wypuści.”
Ruth Ware to nazwisko, które w bardzo ekspresowym tempie podbija polski rynek książek. Autorka kryminałów wypuściła kilka książek, a polscy fani powieści kryminalnych przyjęli je bardzo dobre.
Miałam bardzo długą przerwę od czytania kryminałów, jednak ostatnio, korzystając z promocji w księgarni, zaopatrzyłam się w “Jedno po drugim” Ruth Ware i tak, jak niektóre z zakupionych przeze mnie książek czekają na swoją kolej latami, tak tutaj już nie mogłam się doczekać dobrej powieści i od razu zabrałam się do czytania.
Początkowo przeraziła mnie mnogość nazwisk i bohaterów, których poznajemy na początku powieści, jednak strona po stronie poznajemy ich charaktery i tutaj można stwierdzić, że pieniądze i sława bardzo często idą w parze ze śmiercią i zniszczeniem.
To miał być uroczy tydzień, który grupa współpracowników planowała spędzić na odpoczynku i szusowaniu na nartach wśród klimatycznego zimowego krajobrazu. Pogoda jednak szybko się psuje, tak samo jak nastrój większości osób w domku; coś wisi w powietrzu i nawet rozrywki zapewniane przez obsługę nie są w stanie przekonać wszystkich do wspólnej zabawy. Mimo niesprzyjających warunków atmosferycznych partnerzy biznesowi postanawiają wybrać się na narty, z których jednak nie wraca jedna osoba. Atmosfera robi się coraz bardziej napięta, aż w końcu wszyscy zostają zamknięci wśród czterech ścian przez lawinę, która odcina im drogę do świata zewnętrznego. Gdy dodatkowo znajdują ciało w pokoju, a pomoc nie nadchodzi wszystkich zaczynają dręczyć wątpliwości. Czy wśród nich jest morderca? Kim on jest i dlaczego zabija?
Uwielbiam motyw zamkniętej przestrzeni i grupy ludzi, z których nie wiadomo, kto jest mordercą. Tutaj dodatkowym plusem jest mroczny, zimowy klimat i zróżnicowane relacje między pracownikami i właścicielami aplikacji. Książce nie brakuje akcji i dobrze poprowadzonej fabuły, przez którą czytelników dosłownie przepływa. Nie byłam w stanie oderwać się na dłużej i ciągle myślałam o tym, jak Ware jeszcze mnie zaskoczy. Pomimo tego, że dosyć szybko zaczęłam podejrzewać, kto jest mordercą to i tak z zapartym tchem śledziłam dalszy rozwój sytuacji. Ostatnie rozdziały to prawdziwy rollercoaster emocji i nie byłam w stanie przestać czytać nawet na moment.
Szczerze polecam “Jedno po drugim” wszystkim fanom kryminałów, którzy uwielbiają, gdy książka trzyma ich w napięciu do ostatnich stron.
“Chroni ich magia ich akcji, statusu oraz ochrony własności intelektualnej. Myślą, że nic im w życiu nie grozi - tak jak ja kiedyś myślałam. Tylko, że teraz to się zmieniło. Życie ma ich w garści. I nie wypuści.”
Ruth Ware to nazwisko, które w bardzo ekspresowym tempie podbija polski rynek książek. Autorka kryminałów wypuściła kilka książek, a polscy fani powieści...
Rok należy dobrze zacząć, ale nie jestem pewna, czy mogę zaliczyć tę książkę do właśnie dobrych pozycji. Stwierdziłam, że skończę audiobook, który zaczęłam jeszcze w grudniu i korzystając z tego, że musiałam ogarnąć mieszkanie, zabrałam się za odsłuchanie kilku ostatnich rozdziałów “Mężczyzny bez uczuć”.
Nie powiem, że przesłuchanie tej powieści to był dramat, ale niestety widzę tutaj zbyt wiele podobieństw do Greya i twórczości Lipińskiej, bym mogła zaliczyć ten erotyk do swoich ulubieńców. Uważam, że motyw hate-love jest ciekawy, ale można wykorzystać go w lepszy sposób niż porwanie i przetrzymywanie kobiety bez jej zgody i upozorowanie jej śmierci w wypadku samochodowym. Zbyt dużo było tutaj absurdów w zachowaniu głównych bohaterów i byli zbyt przewidywalni żebym mogła powiedzieć, że ich polubiłam, ale też jakoś specjalnie mnie nie irytowali.
Jeśli ktoś ma ochotę na dosyć schematycznie napisany erotyk to może nawet odczuwać zadowolenie podczas czytania książki spod pióra pani Aaron, jednak liczyłam na trochę więcej emocji i zaskakujących wydarzeń, więc osobiście nie daję jej zbyt wysokiej oceny.
Rok należy dobrze zacząć, ale nie jestem pewna, czy mogę zaliczyć tę książkę do właśnie dobrych pozycji. Stwierdziłam, że skończę audiobook, który zaczęłam jeszcze w grudniu i korzystając z tego, że musiałam ogarnąć mieszkanie, zabrałam się za odsłuchanie kilku ostatnich rozdziałów “Mężczyzny bez uczuć”.
więcej Pokaż mimo toNie powiem, że przesłuchanie tej powieści to był dramat, ale niestety...