-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać362
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
Biblioteczka
2016-03-14
2016-03-16
Gorzej niż poprzednio, lecz wciąż znakomicie. Baśnie to jest właśnie to, czego w świecie komiksów trzeba więcej! Zero patosu, zero sentymentów, po prostu świetna zabawa, absurdalny momentami humor i cała masa luzu, niewykluczająca przy tym skomplikowanej fabuły i wydarzeń rangi epickiej. Tym razem - zgodnie z tytułem - rzecz dzieje się na położonej na północy Nowego Jorku farmie, gdzie grupa zwierząt i innych stworzeń nie-ludzko-podobnych ma już dość pasywności i siłą zamierza walczyć o wolność.
Nie będę ukrywał, że trochę się zawiodłem, bo zdecydowanie mniej tu trafnych żartów, a relacje między bohaterami zarysowane są kiepsko, ale wciąż jest całkiem kreatywnie i inteligentnie, a i sam pomysł i jego rozwinięcie zasługują na uznanie. Brakuje za to Bigby'ego :( No i jakichś zaskakujących odzwierciedleń bajkowych postaci. Wszystko wydaje się jakieś... za proste. Ale wciąż dobra zabawa, oby poziom tylko rósł.
Gorzej niż poprzednio, lecz wciąż znakomicie. Baśnie to jest właśnie to, czego w świecie komiksów trzeba więcej! Zero patosu, zero sentymentów, po prostu świetna zabawa, absurdalny momentami humor i cała masa luzu, niewykluczająca przy tym skomplikowanej fabuły i wydarzeń rangi epickiej. Tym razem - zgodnie z tytułem - rzecz dzieje się na położonej na północy Nowego Jorku...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-17
To dziwne, ale ten tom jest o wiele lepszy od poprzednika, choć brakuje w nim najważniejszego - ciągłości fabuły. To bardziej jak zbiór krótkich opowiastek z tego świata. Co prawda sporo ważnego się w nich dzieje, bo są i zdrady i zbrodnie i dużo krwi i brutalności, jest niebezpieczeństwo i szantaż, a nawet bardzo ważny i jeszcze porządniej napisany wątek romantyczny (a mnie w tej kwestii dość ciężko zadowolić, łatwo wpaść w schemat). Do tego wszystko okraszone delikatnie wtrącanym poczuciem humoru (pierwsza opowieść jest świetna!), choć wciąż nie na tak wysokim poziomie, jak bym chciał. Trochę gorzej jest z rysunkami Buckinghama, co on sobie myślał rysując twarz Wilka?! Szkoda, że Medina nie towarzyszy "Baśniom" przez cały czas :/ Ale i tak jest super, pomimo miejscowego chaosu tom ten zapowiada jeszcze lepszą zabawę w następnym!
To dziwne, ale ten tom jest o wiele lepszy od poprzednika, choć brakuje w nim najważniejszego - ciągłości fabuły. To bardziej jak zbiór krótkich opowiastek z tego świata. Co prawda sporo ważnego się w nich dzieje, bo są i zdrady i zbrodnie i dużo krwi i brutalności, jest niebezpieczeństwo i szantaż, a nawet bardzo ważny i jeszcze porządniej napisany wątek romantyczny (a...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-22
Dobra, można to już chyba powiedzieć głośno. Kocham "Baśnie". Tak naprawdę to zakochałem się już przy okazji pierwszego tomu, ale nie chciałem wyjść na kogoś kto zachwyca się już na wstępie. Ten tom to KOZAK! Nie tylko dzięki świetnemu (jak zwykle) humorowi - co dziwne, im poważniejsza sytuacja w Baśniach, tym więcej żartów przychodzi do głowy Willinghamowi - ani rozwojowi świetnych (jak zwykle) bohaterów. Ile się w tym tomie dzieje! Krótko streszczając - fabuła skupia się na starciu armii Adwersarza (pod dowództwem Czerwonego Kapturka) i Baśniogrodu (chwilowo pozbawionego Bigby'ego). I wciąga jak najlepsze superhero. Bitwa pełna dobrych pomysłów, napięcia i ofiar. Coś wspaniałego.
Serio, zróbcie sobie tą przyjemność i zacznijcie czytać "Baśnie".
Dobra, można to już chyba powiedzieć głośno. Kocham "Baśnie". Tak naprawdę to zakochałem się już przy okazji pierwszego tomu, ale nie chciałem wyjść na kogoś kto zachwyca się już na wstępie. Ten tom to KOZAK! Nie tylko dzięki świetnemu (jak zwykle) humorowi - co dziwne, im poważniejsza sytuacja w Baśniach, tym więcej żartów przychodzi do głowy Willinghamowi - ani rozwojowi...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04-07
Baśniogród powoli dochodzi do siebie po potężnej bitwie. Bohaterowie starają się z powrotem poskładać życia w całość, dochodzi do zmian na ważnych stanowiskach, Śnieżka rodzi wyjątkowe dzieci (i to cały miot), a Bigby znika. Jest o wiele spokojniej, delikatniej i ciszej, ale nie przeszkadza to autorowi budować napięcia pod nachodzącą bitwę, najpoważniejszą i najpotężniejszą ze wszystkich. Wśród tych wszystkich osobistych problemów czuć zbliżające się zagrożenie, okraszone typowym dla serii humorem i zaskoczeniami. Choć nie zgadzam się z niektórymi decyzjami i zmianami wprowadzanymi przez Buckinghama, przyznać muszę, że zapowiada się na naprawdę mocne emocje już niedługo. A to niedobrze, bo oficjalnie skończył mi się zasób zachwytów nad Baśniami...
Baśniogród powoli dochodzi do siebie po potężnej bitwie. Bohaterowie starają się z powrotem poskładać życia w całość, dochodzi do zmian na ważnych stanowiskach, Śnieżka rodzi wyjątkowe dzieci (i to cały miot), a Bigby znika. Jest o wiele spokojniej, delikatniej i ciszej, ale nie przeszkadza to autorowi budować napięcia pod nachodzącą bitwę, najpoważniejszą i najpotężniejszą...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04-15
Ech, mocno wciągnąłem się w te Baśnie, a Willingham wcale nie ułatwia mi życia i czekania na kolejne porcje przygód Baśniowców wypuszczając tak świetne tomy jak ten.
W świetle nadchodzącej bitwy z Adwersarzem, Niebieski podejmuje się samotnej misji na terenie rządzonym przez wroga. Uzbrojony w potężne, magiczne akcesoria stara się wyciągnąć jak najwięcej informacji nie ginąc przy okazji. Bardzo dobry tom, który W KOŃCU udziela sporo odpowiedzi, nie tylko na temat samej tożsamości Adwersarza (która, nie ukrywajmy, po tomie 4 nie zaskakuje zbytnio, choć fakty dotyczące genezy czy prowadzenia władzy są porządne), ale i całego baśniowego świata. Dobrze nastraja przed nadchodzącym starciem, buduje napięcie, zmusza do braku sympatii dla wroga, a przede wszystkim daje pole do popisu Niebieskiemu, który od początku wydawał się spoko, ale nigdy nie dostawał wystarczająco dużo miejsca (a tu urasta do rangi superhero, jestem pod wrażeniem!).
Więcej Baśni proszę, natychmiast!
Ech, mocno wciągnąłem się w te Baśnie, a Willingham wcale nie ułatwia mi życia i czekania na kolejne porcje przygód Baśniowców wypuszczając tak świetne tomy jak ten.
W świetle nadchodzącej bitwy z Adwersarzem, Niebieski podejmuje się samotnej misji na terenie rządzonym przez wroga. Uzbrojony w potężne, magiczne akcesoria stara się wyciągnąć jak najwięcej informacji nie...
2016-04-20
Fakt, to jak na razie najgorszy tom "Baśni" ale czy przy tym tom zły? W żadnym wypadku, jego jedyną wadą jest niewykorzystanie do końca potencjału drzemiącego w świecie arabskich baśniowców. Bo o tym właśnie opowiada ta część - o odwiedzinach magicznych gości ze Wschodu, z Sindbadem na czele. Jakie mają zamiary? Co ukrywają? Czy będą pomocą w walce z Adwersarzem czy może raczej służą jako szpieg?
Zderzenie dwóch różnych kultur prowadzi do kilku ciekawych sytuacji i żartów na tle językowym, ale komiks opiera się w całości na jednym wątku i nawet nie próbuje go urozmaicić. Ot, stało się i tyle. Lecimy dalej. Jasne, świat arabskich baśni rozszerza uniwersum i daje nadzieję na ciekawsze rozwiązania w przyszłości, ale... mogłoby być lepiej, no. Poza tym nie da się ukryć, że aktualna ekipa przebywająca w Baśniogrodzie nie dorasta swoim poprzednikom do pięt. Lubię Uroczego i Niebieskiego, ale, kurde, Bigby wróc!
Ocena podwyższona dzięki końcowej, bardzo dobrze napisanej opowiastce o dwójce drewnianych osobników, którym z miłości zamarzyło się bycie prawdziwymi ludźmi. Całość prowadzi do zakończenia, którego kompletnie się nie spodziewałem i które mam nadzieję zobaczyć rozwinięte w następnych tomach.
Fakt, to jak na razie najgorszy tom "Baśni" ale czy przy tym tom zły? W żadnym wypadku, jego jedyną wadą jest niewykorzystanie do końca potencjału drzemiącego w świecie arabskich baśniowców. Bo o tym właśnie opowiada ta część - o odwiedzinach magicznych gości ze Wschodu, z Sindbadem na czele. Jakie mają zamiary? Co ukrywają? Czy będą pomocą w walce z Adwersarzem czy może...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04-21
Wilki. Już sam tytuł mówi, dlaczego ten tom po prostu musiał mi się spodobać. Bo wilki w świecie Baśni są kozackie: groźne, bezwzględne i żyjące z zasadami. Niestety ten największy i najlepszy z nich wszystkich, na którego już się sporo naczekałem, wypada z nich wszystkich jakimś cudem najgorzej.
Fabuła jest dość prosta - Baśniogród wie, że jeśli chcą z powodzeniem odgryźć się Adwersarzowi, jest tylko jedna osoba, która może coś tu zdziałać - szanowny pan Wilk. Ten jednak zniknął i wyraźnie nie chce być odnaleziony. Mowgli wyrusza więc z misją poszukiwawczą pewny, że rząd Baśniogrodu będzie w stanie nakłonić Bigby'ego do powrotu.
Wszystko wydaje się być w "Wilkach" na miejscu. Mowgli dobrze sprawdza się jako tropiciel, plan Uroczego dotyczący odwetu na Adwersarzu jest sprytnie przemyślany i jeszcze lepiej wykonany, obowiązkowa krótka historyjka - tym razem z Kopciuszkiem w roli głównej - jest prześmieszna. No i obyczajówka dotycząca Bigby'ego i Śnieżki to kozak. Bardzo naturalna, sympatyczna i nie siląca się na piękne słowa, a zachwycająca luzem i prostotą.
No tylko ten Bigby sam w sobie trochę marny. Gdzieś (chyba w opinii na LC) przeczytałem, że w pierwszych tomach przypominał swoim spokojem i wyrachowaniem Batmana, a w tym tomie całkowicie zamienił się w cienką podróbę Wolverine'a. I jest to bardzo dobre podsumowanie postaci w "Wilkach". Alkohol w ręku, papieros w ustach i ciągłe narzekanie. Nawet kiedy dostaje coś do roboty, nie przypomina siebie sprzed kilkunastu numerów. Sprawdza się tylko jako zwierzęca postać, ale to dlatego, że, jak pisałem, wilki są w tym świecie zajebiste.
Ale i tak tom ten jest bardzo dobry. Głównie dzięki obyczajówce i humorowi, także dzięki temu, że jako zemsta na Adwersarzu stanowi już ostateczny wstęp do wielkiej wojny. Także następne tomy na pewno będą już lepsze, a ja nie mogę się doczekać.
Wilki. Już sam tytuł mówi, dlaczego ten tom po prostu musiał mi się spodobać. Bo wilki w świecie Baśni są kozackie: groźne, bezwzględne i żyjące z zasadami. Niestety ten największy i najlepszy z nich wszystkich, na którego już się sporo naczekałem, wypada z nich wszystkich jakimś cudem najgorzej.
Fabuła jest dość prosta - Baśniogród wie, że jeśli chcą z powodzeniem...
2016-05-15
Billowi Willinghamowi widocznie nigdzie się nie spieszy. Choć tak naprawdę fakt wielkiej wojny między Baśniogrodem a Adwersarzem stał się oczywistością już ponad kilkanaście numerów temu, nie weszła ona jeszcze nawet poza pierwszą fazę. I prawdopodobnie w każdej innej historii zaczęłoby mnie to męczyć, ale tu? Ciągłe planowanie, spiskowanie, przygotowywanie armii i broni, zbieranie sprzymierzeńców -to wszystko świetnie działa na intrygę, pobudza oczekiwania, pogłębia nienawiść do tych złych... a poza tym klasycznie już pozwala świetnie rozwinąć się głównej grupie postaci, która jak nigdy zyskuje całą masę ludzkich emocji przepełniającą ją przed nadchodzącym starciem. Poza tym - oczywiście - przyjemnie niepokojąca historia Bigby'ego, Śnieżki i maluchów odwiedzających w Stronach Rodzinnych ojca Wilka, Pana Północnego. Krótko, zwięźle i na temat, a do tego pozwala nieco bardziej zagłębić się w charakter głównego bohatera serii.
Plus jeszcze spora dawka baśniowego humoru w kilku krótkich obrazkowych historyjkach, w których autor odpowiada na pytania czytelników. Kwintesencja "Baśni".
Billowi Willinghamowi widocznie nigdzie się nie spieszy. Choć tak naprawdę fakt wielkiej wojny między Baśniogrodem a Adwersarzem stał się oczywistością już ponad kilkanaście numerów temu, nie weszła ona jeszcze nawet poza pierwszą fazę. I prawdopodobnie w każdej innej historii zaczęłoby mnie to męczyć, ale tu? Ciągłe planowanie, spiskowanie, przygotowywanie armii i broni,...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-05-19
Jeśli miałbym wskazać jedną zaletę "Baśni" to oczywiście nie byłbym w stanie tego zrobić, bo lista pozytywów jest nieskończona. Ale jednym z nich na pewno byłoby to, jak Willingham radzi sobie z drugim planem. W pewnym momencie wybiera jednego z bohaterów z tła i czyni z niego główną postać, mocarną, wyjątkowo potrzebną dla fabuły i z kapitalną historią. Przykładem tego zagrania jest właśnie "Dobry Książe".
Tym razem padło na Muchołapa, prostego woźnego Baśniogrodu, który po odzyskaniu nieprzyjemnych wspomnień postanawia wyruszyć w ciężką, bolesną i wyczerpującą podróż ku wewnętrznej przemianie i zwycięstwu na terenie wroga. Co ciekawe, jest to pierwszy tom tej serii, który tak naprawdę przypomina klasyczną baśń. Typowy schemat - przeciętniak, który z pomocą magicznych wydarzeń i nowo poznanych kompanów odkrywa w sobie bohatera i drogę do "żył długo i szczęśliwie". To też prawdopodobnie powód, dla którego "Księcia" tak dziwnie mi się czytało. Wyjątkowo średniowieczny klimat, świat duchów czy też cała masa czarodziejskich incydentów, to przyjemny oddech świeżości, ale Willingham wie, co w "Baśniach" najlepsze, dlatego nie pozwala zapomnieć o coraz bliżej nadchodzącej wojnie i przypomina nam o świecie ludzi przynajmniej raz na numer. Czuć ten niepokój!
Historia Muchołapa choć czasem zalatuje spin-offem, okazuje się wyjątkowo potrzebna dla reszty historii, a poza tym jest też po prostu świetnie przemyślana i sprawnie napisana. Poszerza uniwersum i rozwija bohatera, który o ten rozwój od początku się prosił.
Mówiłem już, że "Baśnie" są super?
Jeśli miałbym wskazać jedną zaletę "Baśni" to oczywiście nie byłbym w stanie tego zrobić, bo lista pozytywów jest nieskończona. Ale jednym z nich na pewno byłoby to, jak Willingham radzi sobie z drugim planem. W pewnym momencie wybiera jednego z bohaterów z tła i czyni z niego główną postać, mocarną, wyjątkowo potrzebną dla fabuły i z kapitalną historią. Przykładem tego...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-06-01
Wielka konkluzja! Stało się, na równo połowę tej wybitnej serii Willingham nareszcie ujawnia wynik wojny, pod którą napięcie buduje od dobrych kilkudziesięciu numerów.
Kurde, Baśnie. Jakie to jest świetne. Nawet jeśli dostałem nie do końca to, czego oczekiwałem, to i tak bawiłem się przednio. Bo szczerze mówiąc, spodziewałem się raczej komiksu przepełnionego czystą walką, krzykami, krwią i armiami biegnącymi w swoją stronę. Oczywiście w pewnym momencie to dostałem, ale większość tego tomu to opowieść wyjątkowo strategiczna. Szczegółowe opisy działań wojennych, spisków i planów (choć momentami... uch, ledwo mi to przejdzie przez klawiaturę... nudne) bardzo dobrze sprawdzają się jako podbudowa napięcia i dają niezłe rozeznanie w tym, kto i jak dobrze przygotował się do starcia. A kiedy już do samego finału dochodzi, to następuje to, za co naprawdę kocham "Baśnie". Cała masa emocji, walka z Adwersarzem kapitalna, działania Uroczego satysfakcjonujące, a skutki konfliktu uderzają tam, gdzie powinny. Jest i smutek ( nic tak nie boli jak utrata ulubionego bohatera), i ciekawe rozwiązanie wątku Adwersarza, jest też humor, a ostatni panel faktycznie mógłby służyć jako doskonałe zakończenie serii... ale na szczęście nim nie jest.
Bardzo dobre zakończenie doskonałej historii. Wszyscy brawa dla pana Willinghama. Niektórzy twierdzą, że od tego momentu "Baśnie" to tylko równia pochyła, a to znaczy, że będą przynajmniej świetne. Jaram się!
Wielka konkluzja! Stało się, na równo połowę tej wybitnej serii Willingham nareszcie ujawnia wynik wojny, pod którą napięcie buduje od dobrych kilkudziesięciu numerów.
Kurde, Baśnie. Jakie to jest świetne. Nawet jeśli dostałem nie do końca to, czego oczekiwałem, to i tak bawiłem się przednio. Bo szczerze mówiąc, spodziewałem się raczej komiksu przepełnionego czystą walką,...
2016-06-01
Baśnie
Są
Zajebiste!
Przed tym tomem stało naprawdę spore wyzwanie. Być następcą kozackiej historii o Adwersarzu i do tego jeszcze oprócz prostego wymieniania skutków wojny wprowadzić nowe wątki do opowieści... ciężko! Całe szczęście Willingham nie jest podrzędnym scenarzystą i wie, co i jak robić, a co za tym idzie, "Czasy Mroku" jako prolog sprawdzają się niesamowicie.
Choć zgodzę się z zarzutem, że nowy główny zły pojawia się ot tak, po prostu, bo musiał, to sama jego kreacja to miód i maliny. Pan Mroczny jest o wiele bardziej... cóż, mroczny, ale też niebezpieczny, nieprzewidywalny i wyjątkowo tajemniczy. Niepokój związany z kompletną nieznajomością motywu i umiejętności przeciwnika wręcz wylewa się ze stron komiksu, mocno potęgując klimat. Bo ten właśnie klimat jest najlepszą cechą tego tomu. Jak na "Baśnie" robi się niezwykle mrocznie i depresyjnie, nie tylko za sprawą mrocznego wroga, ale też kolejnej utraty ważnego bohatera. Świetnie rozegrany wątek przez Willinghama, który bezlitośnie gra na uczuciach czytelnika, dając zalążki nadziei by ostatecznie okrutnie je odebrać.
Świetni bohaterowie, świetny autor, świetne dialogi i przefantastyczna seria. Baśnie to sens życia.
Baśnie
Są
Zajebiste!
Przed tym tomem stało naprawdę spore wyzwanie. Być następcą kozackiej historii o Adwersarzu i do tego jeszcze oprócz prostego wymieniania skutków wojny wprowadzić nowe wątki do opowieści... ciężko! Całe szczęście Willingham nie jest podrzędnym scenarzystą i wie, co i jak robić, a co za tym idzie, "Czasy Mroku" jako prolog sprawdzają się...
2016-06-03
Sporo złego się nasłuchałem na temat tego tomu "Baśni" - że nuda, że niepotrzebny, głupi i w ogóle "prawie odechciało się czytać". Nie ukrywam, trochę mnie tego typu opinie przerażały, biorąc pod uwagę, że każda, nawet najdoskonalsza historia musi kiedyś zaliczyć wpadkę.
Kevin Thorne, posiadacz magicznego pióra jest w stanie za jego pomocą swobodnie zmieniać rzeczywistość i tworzyć nowe światy. I w planach ma stworzenie jednego, na nowo, totalnie pozbawionego bohaterów baśniowych. Także trzeba działać. Na misję rusza Bigby ze Śnieżką, wspierani przez nowych znajomych, lepiej zaznajomionych z nowym przeciwnikiem.
To nie było wcale takie złe, jak się o tym mówi! Jest tak naprawdę jeden wielki minus tej historii - fakt, że pojawiła się akurat teraz, całkowicie oderwana od głównej linii fabularnej. Spin-off pełną parą, przypominający bardziej kinowy film nagrany po sukcesie serialu. Praktycznie sami nowi bohaterowie, nowe zagrożenie, cały świat Literałów pojawiający się kompletnie z czapy... doceniłbym to bardziej, gdyby zostało wydane po zakończeniu serii. Ponadto do pełnego zrozumienia "Crossovera" potrzebna jest znajomość pobocznych serii (które i tak kiedyś w końcu poznam). Brak tu konkretnego wyjaśnienia co i jak, czytelnik wrzucony jest w środek wydarzeń i pozostaje mu tylko zgadzać się z tym, co czyta.
Ale cała reszta? Klasa. Typowe "Baśnie". Dawno nie było już tak przezabawnego i luźnego tomu, zwierzęcy wątek na Farmie skupiony na moim ulubieńcu Stinkym to kopalnia dobrego humoru. Podobnie jest i z głównym wątkiem, który pomimo nadchodzącego zagrożenia jest wyjątkowo pomysłowy, a Willingham świetnie bawi się swoim światem i pokazuje, jak ogromny dystans ma do swojej pracy.
Skąd te żale? Jasne, jest to prawdopodobnie najgorszy tom tej serii, ale przy takiej konkurencji to żaden wstyd. Przednia zabawa, którą każdy fan "Baśni" powinien docenić.
Sporo złego się nasłuchałem na temat tego tomu "Baśni" - że nuda, że niepotrzebny, głupi i w ogóle "prawie odechciało się czytać". Nie ukrywam, trochę mnie tego typu opinie przerażały, biorąc pod uwagę, że każda, nawet najdoskonalsza historia musi kiedyś zaliczyć wpadkę.
Kevin Thorne, posiadacz magicznego pióra jest w stanie za jego pomocą swobodnie zmieniać rzeczywistość...
2016-06-21
Z powrotem w głównej linii fabularnej, całe szczęście. Baśniowcy, pozbawieni wszelkiego rodzaju broni, za to pewni zbliżającego się zagrożenia, zmuszeni są do zwrócenia się o pomoc do najpotężniejszych członków - tytułowych Wiedźm. Nie wszystko wydaje się jednak tak oczywiste, skoro wśród tych wszystkich czarodziejów pełno jest konfliktów i spiskowania.
Naprawdę świetna historia. Jeśli ktoś czyta moje opinie na temat "Baśni", być może wie, że często chwalę Willinghama za to, jak dobrze radzi sobie z drugim planem. Tutaj też jest to największą zaletą. Postaci jest naprawdę mnóstwo, niemal każda dostaje od autora czas do popisu. Jest ciekawa geneza Mrocznego, jest też prześmieszna historia Bufkina, latającej, niebieskiej małpy broniącej biura przed złymi mocami, Frau Totenkinder mocno się rozwija, a nowe twarze dostają sporo interesujących intryg i motywów. Nawet Dżepetto przestaje być tym "po prostu złym" i dostaje własny wątek! Ponadto Willingham nie daje nam zapomnieć o najgłówniejszych z głównych, od czasu do czasu podrzucając wyjątkowo ważne sytuacje z ich życia. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że większość tych historii mocno się zazębia i współgra, ostatecznie tworząc mocną fabułę, która, mam nadzieję, dopiero się rozpoczyna. Jest sporo humoru, czuć niebezpieczeństwo, a świat "Baśni" konkretnie się rozwija. Są tajemnice z przeszłości, są zwroty akcji, są też spiski i knucia.
Wszystko to składa się być może nie na najlepszy, ale zdecydowanie mój ulubiony tom tej serii. Oby tak dalej!
Z powrotem w głównej linii fabularnej, całe szczęście. Baśniowcy, pozbawieni wszelkiego rodzaju broni, za to pewni zbliżającego się zagrożenia, zmuszeni są do zwrócenia się o pomoc do najpotężniejszych członków - tytułowych Wiedźm. Nie wszystko wydaje się jednak tak oczywiste, skoro wśród tych wszystkich czarodziejów pełno jest konfliktów i spiskowania.
Naprawdę świetna...
2016-06-28
Ech... nudzi mi się już te ciągłe zachwycanie, no bo ile można? Ile można pisać tak świetne historie, panie Willingham? Co ja niby mam teraz zrobić, przecież nic odkrywczego nie napiszę, powtarzając się już po raz piętnasty, prawda?
Róża, tytułowa bohaterka, siostra Śnieżki a także zarządczyni Farmy, nie jest ostatnio w najlepszej formie. Po śmierci Niebieskiego Chłopca popadła w delikatnie powiedziawszy depresję i od wielu dni nie podnosi się z łóżka, nie je i nie rozmawia z innymi. Ale Farmie, powoli niszczonej przez strach przed nadchodzącym zagrożeniem i wewnętrzne konflikty jak nigdy przyda się przywódca. Czego będzie trzeba, żeby Róża się ogarnęła? I czy zdąży na czas?
<tu wstaw wszystkie zalety Baśni wypisane przeze mnie w poprzednich opiniach>. A co poza tym? Bardzo zręcznie przedstawiona historia Róży i Śnieżki, ogółem szanująca oryginalną genezę, ale od czasu do czasu podrzucająca coś nowego, co nie tylko "unormalnia" i "wydorośla" historię, ale również bardzo dobrze pozwala poznać motywy obu sióstr i umacnia ich więź i relację. Konkretnie dobry jest też drugi wątek dotyczący starcia Totenkinder z panem Mrocznym. Jest naprawdę efektownie, pomysłowo i emocjonalnie, ale czy aby na pewno skutecznie? Rezultaty finałowego starcia są nie tylko zaskakujące, ale też ekscytujące i, jak zwykle zresztą, dające mnóstwo pola do popisu scenarzyście w następnych numerach. Całość tomu mocno wciąga, fabuła nabiera rozpędu, wszystko wciąż się rozwija, podrzucając wątki w różnych miejscach i nadając im ważność, następnie łącząc je w potężnej kulminacji. Komiksowa klasa.
Skończę typowo dla siebie - Baśnie najlepszą rzeczą stworzoną ludzkimi rękami.
Ech... nudzi mi się już te ciągłe zachwycanie, no bo ile można? Ile można pisać tak świetne historie, panie Willingham? Co ja niby mam teraz zrobić, przecież nic odkrywczego nie napiszę, powtarzając się już po raz piętnasty, prawda?
Róża, tytułowa bohaterka, siostra Śnieżki a także zarządczyni Farmy, nie jest ostatnio w najlepszej formie. Po śmierci Niebieskiego Chłopca...
2016-07-01
Usłyszałem ostatnio dobry dowcip <śmiech> Brzmiał mniej więcej tak... "Im dalej w 'Baśnie' tym gorzej". Haha! Nie wiem, kim jesteś autorze, ale dzięki za ten świetny żart, bo naprawdę mocno się uśmiałem!
Nadszedł czas ostatecznej konfrontacji z Panem Mrocznym. Baśniowcy ukrywający się w królestwie Muchołapa przygotowują się jak mogą, łapiąc się tak słabej nadziei, jak bohaterowie komiksowi. Na czele z ekspertem Pinokiem i nową wiedźmą #1 Ozmą, tworzą swoją własną SUPERDRUŻYNĘ.
Jest wiele powodów, dla których uważam ten tom "Baśni" za jeden z najlepszych. Największym z plusów jest jednak humor. "Superdrużyna" jest bowiem fantastyczną parodią klasycznego superhero. Już sama ich nazwa "B-men" o tym mówi. A oprócz tego jest jeszcze śmigający na wózku przywódca Pinokio, obowiązkowy zmniejszający się członek drużyny, oczywiście mamy też swoistą inspirację Wolverinem w postaci Wilka. Wszyscy dostają swoje kostiumy i pseudonimy, przewidują też, że z początku będą przegrywać, by ostatecznie pokonawszy swoje słabości i odkrywszy znaczenie pracy zespołowej zwyciężyć. Willingham bezlitośnie obnaża wszystkie najsłabsze schematy świata superbohaterów, bawiąc się nawiązaniami i ostatecznie kończąc przygody SUPERDRUŻYNY w najmniej spodziewany sposób. Nie wiem do końca, czy głównym założeniem tej historii była dobra zabawa czy może złośliwa parodia, ale dla czytelnika oznacza to masę czystego śmiechu.
Oczywiście plusów jest o wiele więcej. Jak na ostateczny pojedynek przystało, nie może obejść się bez ofiar i wątek poświęcony tej właśnie ofierze jest przez autora rozegrany po mistrzowsku. Jak zwykle zresztą, kiedy do poważnych pożegnań dochodzi. Choć sama finałowa rozgrywka może zawieść szybkością, to pozostawia mnóstwo satysfakcji i radości. Postacie mocno ewoluują, ich relacje się rozwijają, a poboczne wątki ciekawią prawie tak samo, jak ten główny. Krótko mówiąc, Willingham rozkręca się coraz bardziej, z każdym tomem udowadniając mi, że świat "Baśni" to kraina nieskończonych możliwości, w której nawet najgorzej zapowiadająca się historia może okazać się arcydziełem.
Jestem uzależniony.
I nie chcę pomocy.
Usłyszałem ostatnio dobry dowcip <śmiech> Brzmiał mniej więcej tak... "Im dalej w 'Baśnie' tym gorzej". Haha! Nie wiem, kim jesteś autorze, ale dzięki za ten świetny żart, bo naprawdę mocno się uśmiałem!
Nadszedł czas ostatecznej konfrontacji z Panem Mrocznym. Baśniowcy ukrywający się w królestwie Muchołapa przygotowują się jak mogą, łapiąc się tak słabej nadziei, jak...
2016-07-08
Tak, to znów ja i Baśnie! Choć bez aż tak mocnych zachwytów jak zwykle.
Po pokonaniu Pana Mrocznego wszystko zdaje się wracać do normy. Farma funkcjonuje, Baśniowcy się cieszą, a Bufkin walczy o wolność krainy Oz. Jasne, gdzieś tam są wrogowie, ale na razie trzeba się cieszyć. Jest tylko jeden problem - jako że Wiatrowi Północnemu trochę się zmarło, a jego syn Bigby zrzekł się tronu, nowego władcę wybierać więc trzeba spośród wnuków. Szóstka dzieciaków pełnych energii staje przed całą masą trudnych zadań, które pomogą w wyborze.
Zamiast po raz kolejny zachwalać to samo, przyczepię się do jednej rzeczy, przez którą "Dziedzictwo Wiatru" straciło gwiazdkę. Gdzie się Willinghamowi spieszyło? Przecież to był temat, który spokojnie można było rozciągnąć, kurde, SZÓSTKA dzieci uczy się tu bycia królem, a ten to upchnął na kilkunastu stronach. Nawet sama decyzja, kto zostanie władcą, zostaje podjęta w kilka sekund. No i przez ten pośpiech, zero tu jakichkolwiek podstaw fabularnych. Coś się dzieje, bo tak, bo akurat tutaj pasowało, zero wytłumaczeń. Ot tak "jesteśmy w świecie Baśni, tu wszystko możliwe" i już. Nieładnie!
Ale poza tym, porządnie. Pomijając wątek główny, jest tu jeszcze baśniowe podejście do "Opowieści Wigilijnej" z Różą w roli głównej i jest to kawał naprawdę dobrej roboty. Rzuca nowe światło na świat Baśni i przy tej całej wesołej atmosferze, mocno nastraja niepokojem i zadaje pytania dające nadzieję na jeszcze lepsze wątki w przyszłości. No a Bufkin jako przywódca powstania w Oz... niesamowite. Świetnie Willingham rozwinął prostą małpę z tła.
I, jako że jest to na razie ostatni tom wydany przez Egmont, czas złożyć pokłon i wyrazy szacunku tłumaczom pracującym przy Baśniach. Zdarzyło mi się przeczytać kilka numerów w oryginale i... nie to samo. Połowa dobrego humoru to zasługa tłumaczy. Trafne żarty, spolszczanie imion (tak, mnie to bawi; pisane po polsku Dżepetto totalnie odziera tę postać z godności i zamiast groźnym Adwersarzem prezentuje go jak niewinnego dziadka), ostry język - same kozackie sprawy. Będzie brakowało!
Tak, to znów ja i Baśnie! Choć bez aż tak mocnych zachwytów jak zwykle.
Po pokonaniu Pana Mrocznego wszystko zdaje się wracać do normy. Farma funkcjonuje, Baśniowcy się cieszą, a Bufkin walczy o wolność krainy Oz. Jasne, gdzieś tam są wrogowie, ale na razie trzeba się cieszyć. Jest tylko jeden problem - jako że Wiatrowi Północnemu trochę się zmarło, a jego syn Bigby zrzekł...
2016-07-09
Już tylko dwa tomy... Ech... <ociera łzy rozpaczy>
Róża nareszcie zaakceptowała fakt bycia jedną z podwładnych Nadziei. Aby udowodnić, że jest tego miana godna, wpada na pomysł uformowania nowego Okrągłego Stołu, skupiającego rycerzy dbających o drugie życiowe szanse (no bo trochę ich sama Róża dostała). Rozpoczyna się długi proces wyboru tych, którzy dostąpią tego zaszczytu, zapadają też kontrowersyjne decyzje, dość negatywnie wpływające na kontakty między niektórymi Baśniowcami.
Wyjątkowo spokojny tom. Działający raczej bardziej jako fundament pod ostateczny konflikt w tym świecie. Wszystko bowiem zmierza ku kozackiej konkluzji. Obie siostry bowiem (w sensie że Róża i Śnieżka) poróżnione przez jedną decyzję, stają po różnych stronach barykady, zaczynają przekonywać ludzi do swoich racji... pachnie wojną. W tej kwestii jest porządnie. Zresztą ogólnie bardzo dużo się w tym tomie dzieje. Nic w tym dziwnego, skoro postaci trochę się namnożyło, a numerów do końca niewiele. Willingham jednak z pisarską wprawą kończy jeden wątek za drugim, łączy je lub też rzuca zwrotami akcji, jak zwykle łącząc cały świat Baśniowców w jedną, logiczną i spójną całość. Także jak mówiłem, jest porządnie. Ciekawe spojrzenie na historię Camelotu i Okrągłego Stołu, dobry wstęp do wielkiego finału.
Ktoś mógłby sobie teraz zadać pytanie "No ale zaraz, skoro jest tylko dobrze, no to czemu aż 8?!". Ano dlatego, że jedna z pobocznych historii (bo ogólnie jest ich aż 4, chyba rekord) jest prawdopodobnie najlepszym numerem Baśni. Tak, mówię oczywiście o historii spotkania Bigby'ego i Niebieskiego w Zaświatach. Kawał naprawdę szczerego i mocnego komiksu. Ciepła i inteligentna opowieść, zagłębiająca się w dwie najlepsze postacie serii. Totalny popis talentu autora, brawo.
Także ten... nie wierzę, że to mówię, ale chyba wolałbym jakąś wpadkę w tej serii, może łatwiej byłoby się rozstać, a tak to... No cóż, jest doskonała. Nic więcej dodać nie potrafię.
Już tylko dwa tomy... Ech... <ociera łzy rozpaczy>
Róża nareszcie zaakceptowała fakt bycia jedną z podwładnych Nadziei. Aby udowodnić, że jest tego miana godna, wpada na pomysł uformowania nowego Okrągłego Stołu, skupiającego rycerzy dbających o drugie życiowe szanse (no bo trochę ich sama Róża dostała). Rozpoczyna się długi proces wyboru tych, którzy dostąpią tego...
2016-07-09
Ponieważ Baśnie nie schodzą poniżej pewnego poziomu, a ja nie potrafię przestać, spodziewajcie się jeszcze ze dwóch opinii dziś (a może i więcej!).
Podczas gdy Bigby wyrusza na poszukiwania zaginionych dzieciaków, w Mrocznym Zamku (zwanym również Nowym Baśniogrodem) dochodzi do ujawnienia tajemnicy z przeszłości. Otóż okazuje się, że jeden z rezydentów Zamku to nie kto inny jak pierwsza miłość Śnieżki, uważająca się legalnie za jej pierwszego męża. I ponieważ tak uważa, zamyka ją w wieży i siłą zmusza do przyznania mu racji. Także kłopotów początek.
Będzie krótko i na temat - klasycznie dobry tom. Śnieżce to w ogóle się trochę oberwało od Willinghama przez ostatnie kilkadziesiąt numerów. Z głównej postaci do roli matki i żony, występującej tylko po to, żeby krzyczeć na dzieci i zgadzać się z innymi. Tak się nie robi! Dobrze, że sam autor to zaważył i postanowił z powrotem dać tej kobiecie "jaja". Śnieżka, choć z początku wyglądająca na przytłoczoną i przerażoną damę w opałach, jest zwycięzcą tej historii. Wszystkie najlepsze one-linery, przemowy, finałowy pojedynek - należą do niej. I chwała, bo to naprawdę porządna postać i bolało patrzenie, jak się marnuje na czwartym planie. Ale żeby nie było, że za samą Śnieżkę dałem 7, zakończenie jest mocne. Te z serii "ŻE CO?!", bo bądźmy szczerzy, to jak na razie najbardziej nieprzewidywalne wydarzenie w historii Baśni.
Jest moc! Nadal bawi mnie gadanie, że Baśnie z każdym numerem robią się gorsze, bo od czasów "Wiedźm" to to jest komiks idealny i fakt, że zostało już tylko 21 (!!!) numerów fizycznie mnie boli.
Ponieważ Baśnie nie schodzą poniżej pewnego poziomu, a ja nie potrafię przestać, spodziewajcie się jeszcze ze dwóch opinii dziś (a może i więcej!).
Podczas gdy Bigby wyrusza na poszukiwania zaginionych dzieciaków, w Mrocznym Zamku (zwanym również Nowym Baśniogrodem) dochodzi do ujawnienia tajemnicy z przeszłości. Otóż okazuje się, że jeden z rezydentów Zamku to nie kto...
2016-07-09
Wow, po prostu wow. Znaczy się, są Baśnie i w ogóle, są super, jedne historie są kapitalne, inne po prostu dobre, ale to... nie mam słów, nowy kandydat do najlepszej historii w tej serii.
Therese, jedna z córek Bigby'ego, za pomocą swojej plastikowej łódeczki (to prawda) zostaje zabrana do ponurego, tajemniczego i odludnego miejsca, zamieszkanego przez wyniszczone i porzucone zabawki. Tam nazwana zostaje królową, która przybyła, by ratować i naprawiać. Nieważne, czy jej się to podoba czy nie. A że oczywiście jej się nie podoba, na ratunek rusza cała masa ludzi, w tym jeden z jej braci.
Dlaczego jest to najlepszy tom? Bo jest totalnie inny od pozostałych. Zero tu żartów, zero dobrej zabawy czy koloru. Historia (jak zresztą widać po okładce) jest wyjątkowo przygnębiająca, mroczna i smutna. Dominująca wszędzie szarość wprowadza sporo niepokoju, a fakt, że wszystko dotyczy dzieci i zepsutych zabawek jest po prostu... dziwnie przerażający. Bo tego, że zamiary mieszkańców Krainy Zabawek dobre nie są, domyślić się łatwo. I przez to właśnie, a także przez typowe dla serii okrucieństwo, sporo scen ociera się tu o horror (no weźcie, ta akcja z procesem...). A że Willingham to autor bezlitosny dla bohaterów i nie zważa na wiek ani wygląd, finał to eksplozja emocji i napięcia. Rozwiązania, których totalnie bym się nie spodziewał. Doskonale rozpisane, zmieniające moje nastawienie do niektórych postaci i wprowadzające mnie w uczucia, do których przy Baśniach przyzwyczajony nie jestem. I chyba tutaj właśnie znajduje się geniusz tego tomu, a w sumie to i całej serii.
Choć temat porzuconych zabawek dość oklepany, to autorowi udaje się urozmaicić go na tyle, że zapomina się o wtórności i cieszy genialną historią. Jest niepokojący, jest smutny, wprowadza lęk, a przy tym wszystkim niezwykle fascynuje.
Wow, po prostu wow. Znaczy się, są Baśnie i w ogóle, są super, jedne historie są kapitalne, inne po prostu dobre, ale to... nie mam słów, nowy kandydat do najlepszej historii w tej serii.
Therese, jedna z córek Bigby'ego, za pomocą swojej plastikowej łódeczki (to prawda) zostaje zabrana do ponurego, tajemniczego i odludnego miejsca, zamieszkanego przez wyniszczone i...
"Baśnie" Billa Willinghama to seria komiksowa, która ciekawiła mnie chyba najbardziej ze wszystkich, o jakich słyszałem. Nie sięgałem po nią wcześniej przerażony liczbą numerów, ale... Perspektywa przesłodzonych postaci w normalnym świecie, gdzie mają do czynienia z brutalnymi zabójstwami, uzależnieniami czy też chociażby przygodnym seksem wydawała mi się strzałem w dziesiątkę. I cóż, takim też się okazała.
Historia śledztwa prowadzonego przez przesympatycznego Bigby'ego Wilka (tak, od Big Bad Wolfa) w sprawie śmierci siostry Śnieżki to kawał kozackiego komiksu. Nie dość, że po prostu wciągająca i odrobinę zaskakująca (jak stary kryminał, nieważne kto, ważne jak), to jeszcze w nowatorski i przezabawny sposób bawiąca się całym tym światem. Willingham cechy każdej postaci przedstawia w karykaturalnym świetle zmuszając czytelnika do kompletnej zmiany ich postrzegania (w życiu nie pomyślałbym o Pinokiu tak jak zrobił to autor). Zaskakująco dojrzały humor najwyższych lotów. Poza tym przepiękne, szczegółowe rysunki; kolejna polecanka ode mnie!
Komiksowe odkrycie życia? Prawdopodobnie.
"Baśnie" Billa Willinghama to seria komiksowa, która ciekawiła mnie chyba najbardziej ze wszystkich, o jakich słyszałem. Nie sięgałem po nią wcześniej przerażony liczbą numerów, ale... Perspektywa przesłodzonych postaci w normalnym świecie, gdzie mają do czynienia z brutalnymi zabójstwami, uzależnieniami czy też chociażby przygodnym seksem wydawała mi się strzałem w...
więcej Pokaż mimo to