Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Po przeczytaniu Cienia Cody’ego McFadyena od razu zabrałem się za drugą książkę jego autorstwa, po drugiej za trzecią, po trzeciej za czwartą, a po czwartej nie było już za co, bo piąta dostępna jest jedynie w wersji niemieckojęzycznej.

Maska Śmierci to druga książka o przygodach doświadczonej przez los agentki FBI Smoky Barrett i jej zgranego zespołu. McFadyena cenię za to, że z łatwością przychodzi mu tworzenie wyrazistych, zapadających w pamięć bohaterów drugoplanowych - obdarzonej rudymi włosami i ognistym temperamentem Calpurni Thorpe, antyspołecznego, ale błyskotliwego Jamesa, cierpliwego olbrzyma Alana Washingtona czy narwanej i śmiertelnie niebezpiecznej Kirby Mitchell. Co tu dużo mówić – zżyłem się ze wszystkimi.

Fabuła

Cody Mcfadyen pisze w charakterystyczny, wyjątkowo sugestywny i pobudzający wyobraźnię sposób. W gruncie rzeczy tło psychologiczne jest równie ważne, jak sama fabuła. A może nawet ważniejsze. W jednym z wywiadów McFadyen podkreślił, że chce, by czytelnik jego książek aktywnie uczestniczył w wydarzeniach. Udaje mu się to. Oczywiście fabuła i pościg za niebezpiecznym i diabelnie inteligentnym zabójcą są istotne, ale ważniejsza od nich jest specyficzna narracja, momentami poetyckie wręcz opisy emocji i wydarzeń. W rezultacie trudno o tych książkach i dramatach opisanych w nich postaci zapomnieć. To, co przeżywają jest przedstawiane w taki sposób, że czytelnik naprawdę zaczyna czuć gniew, radość, odrazę. Dla mnie to cenniejsze niż zawiła fabuła i niespodziewane zakończenie. No ale fabuła oczywiście jest, więc i o niej parę słów napiszę.

Smoky wciąż boryka się z bólem spowodowanym utratą bliskich, ale pomału, dzięki pomocy przyjaciół i coraz silniejszej więzi z adoptowaną córką Bonnie, dochodzi do siebie. Oczywiście, wciąż ma szereg problemów. Przykładowo – Bonnie nie mówi. Podobnie jak Smoky zrywa się czasami w nocy krzycząc. Nie bez powodu. Wyobraźcie sobie dziewięcioletnią dziewczynkę, która spędziła trzy dni przywiązana do rozkładającego się ciała swojej biologicznej matki, zanim policja dotarła na miejsce zbrodni i przewiozła ją do szpitala. To właśnie Bonnie.

Maska Śmierci zaczyna się parę miesięcy po wydarzeniach opisanych w Cieniu. Smoky ma urlop i z niego korzysta. Do czasu aż dostaje wezwanie na miejsce zbrodni. Jedyna ocalała trzyma siebie na muszce i chce rozmawiać tylko ze Smoky. Sarah - młoda dzeiwczyna, która przeżyła zabójstwo swojej rodziny zastępczej, czytała o koszmarze agentki w gazetach i wierzy, że Smoky będzie w stanie zrozumieć jej historię. Przygotowała specjalnie dla niej zbeletryzowany pamiętnik, w którym opisuje ostatnie dziesięć lat swojego życia - od dnia, kiedy „Obcy” po raz pierwszy pojawił się w jej szczęśliwym życiu i rozpoczął proces rzeźbienia duszy dziewczynki na swoje własne podobieństwo. Rzeźbę tę określa jako „Zrujnowane życie”. Pamiętnik Sary jest napisany lepiej niż sama książka. Jest wstrząsający. Postać Obcego - bezwzględnego mordercy, który w okrutny sposób zabija wszystkich, których Sara szczerze pokocha budzi niepokój. Jego motywy pozostają niejasne. Żeby je poznać, trzeba przeczytać tę książkę.

Podsumowanie

Polecam książki Codyego McFadyena miłośnikom thrillerów psychologicznych. W tym gatunku McFadyen ma niewielu konkurentów.

Po przeczytaniu Cienia Cody’ego McFadyena od razu zabrałem się za drugą książkę jego autorstwa, po drugiej za trzecią, po trzeciej za czwartą, a po czwartej nie było już za co, bo piąta dostępna jest jedynie w wersji niemieckojęzycznej.

Maska Śmierci to druga książka o przygodach doświadczonej przez los agentki FBI Smoky Barrett i jej zgranego zespołu. McFadyena cenię za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jako miłośnik thrillerów psychologicznych, chętnie sięgam po nowe pozycje z tego gatunku. O Codym McFadyenie usłyszałem po raz pierwszy na portalu www.goodreads.com, gdzie przedstawiono go jako twórcę niemal kultowego, który po błyskotliwym debiucie i jego równie udanej kontynuacji, zniknął z rynku. Zaniepokojeni fani czekający niecierpliwie na dalszą część przygód agentki Smoky Barrett wszczęli dochodzenie i starali się dociec, co stało się z cenionym przez nich autorem. Wszystko wskazuje na to, że Cody McFadyen przez ostatnie lata zmagał się z nowotworem i był bliski śmierci. Pokrywałoby się to z lakoniczną informacją, zamieszczoną przez wydawnictwo na fan page’u autora na facebooku. Na jednym z forów udało mi się znaleźć optymistyczną wiadomość, która daje nadzieje na to, że układ odpornościowy Cody’ego McFadyena stanął na wysokości zadania i wywiązał się ze swojej roli. Jest szansa na kolejne książki. Kiedy? Nie wiem. Najważniejsze, żeby autor wrócił do zdrowia.

Po Shadow Mana sięgnąłem świeżo po lekturze książki I Am Death Chrisa Cartera i Żniwiarza Gai Grzegorzewskiej. Reprezentantka Polski wypadła najsłabiej. Chrisa Cartera lubię, ale mam wrażenie, że pomału traci impet i od trzech książek powtarza sprawdzony schemat na powieść mrożącą krew w żyłach. Było dużo flaków, krew lejąca się strumieniami i wsiąkająca w dywan, ale zabrakło pewnej głębi, której oczekuję po dobrym thrillerze - swoistego wglądu w mroczne zakamarki ludzkiej duszy. Było dużo okrucieństwa i niewiele ponadto.

Po skończeniu I am Death otworzyłem spis treści swojego Kindle’a i otworzyłem chyba z dziesięć książek. Postanowiłem zabrać się za tę, która wciągnie mnie od pierwszej strony. Okazało się, że Shadow Man wciągnął mnie i ani na chwilę nie popuścił. To nie jest łatwa lektura. Historia opowiedziana jest z perspektywy agentki FBI Smoky Barrett. Poznajemy ją sześć miesięcy po traumie – ścigany przez nią morderca Joseph Sands wtargnął do jej domu i zniszczył jej życie. Zabił jej męża i dziecko a ją zgwałcił i okaleczył. Smoky budzą w nocy koszmary, myśli o tym, żeby ze sobą skończyć. Oczywiście w końcu się podnosi, prawdę mówiąc – nie ma wyjścia. Niby banał, znamy wiele takich historii, ale ta opowiedziana jest w bardzo sugestywny sposób, który sprawia, że czytelnik sam zaczyna odczuwać emocje: gniewu, odrazy, wzruszenia. Tak, to nie jest łatwa książka dla osób, które mają wrażliwą duszę i bogatą, obrazową wyobraźnię.

Fabuła

Nie chcę zdradzać zbyt wiele, by nie psuć wam lektury. No ale parę słów napisać wypada. Zacznijmy od tytułu polskiego wydania – nie jest najlepszy. Shadow Man w języku angielskim kojarzy się dość jednoznacznie z Kubą Rozpruwaczem. Tytuł nie został wybrany przypadkowo. Czy słowo Cien budzi u was takie same skojarzenie? U mnie nie.



Autor stara się spleść sprawę morderstw współczesnych kobiet sprzedających swoje wdzięki w internecie z brutalnymi poczynaniami zabójcy sprzed wieków. Głównym antagonistą jest Jack Junior, który uważa się za duchowego spadkobiorcę Kuby Rozpruwacza i kontynuuje jego krwawe dzieło. Jack Junior wie o Smoky i jej zespole niemal wszystko, wykorzystuje to w bezwzględny sposób. Czytelnik szybko zaczyna postrzegać go jako literackie uosobienie zła.



W gruncie rzeczy łatwo się domyślić, kto stoi za morderstwami, ale nie ma to znaczenia, bo narracja bardziej skupia się na tym, co dzieje się w psychice bohaterów a nie na epatowaniu okrucieństwem (choć nie brak mocnych, przerażających scen).

Podsumowanie

Jest to jedna z niewielu książek, która przerosła moje oczekiwania. Cody’emu McFadyenowi udało się stworzyć wyrazistych i zapadających w pamięć bohaterów oraz zachować równowagę pomiędzy opisami okrutnych morderstw a wciągającą fabułą. Wykreowane przez niego postaci okazały się wyraziste i zacząłem myśleć o nich, jak o starych znajomych. To już coś.

Naturalnie możnaby się do wielu rzeczy przyczepić, rozwodzić nad prawdą psychologiczną, ale dla mnie nie ma to znaczenia. Liczy się fakt, że autor zainteresował mnie swoim światem i sprawił, że na chwile w nim „zamieszkałem”.



Ze Smoky spotkam się jeszcze trzy razy – dzisiaj zaczynam lekturę drugiej książki z cyklu.

Jako miłośnik thrillerów psychologicznych, chętnie sięgam po nowe pozycje z tego gatunku. O Codym McFadyenie usłyszałem po raz pierwszy na portalu www.goodreads.com, gdzie przedstawiono go jako twórcę niemal kultowego, który po błyskotliwym debiucie i jego równie udanej kontynuacji, zniknął z rynku. Zaniepokojeni fani czekający niecierpliwie na dalszą część przygód agentki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książek czytam dużo. Do pracy dojeżdżam pociągiem, więc mam czas. Pomijając książki anatomiczne, czytam sporo fikcji.

Mimo słabości do kryminałów, praktycznie nie znam polskich twórców tego gatunku. Oczywiście słyszałem o Marku Krajewskim, ale póki co nic jego pióra nie czytałem. „Żniwiarz” Gai Grzegorzewskiej jest chyba moim pierwszym polskim kryminałem.

Zacznijmy od okładki.

Gdybym zobaczył tę książkę na półce, nie sięgnąłbym po nią. Spojrzałbym z odrazą na okładkę i poszedł dalej. Okładka „Żniwiarza” kojarzy się raczej z kiczowatym romansidłem a nie z solidną powieścią kryminalną (mam pierwsze wydanie, teraz okładkę zmieniono). Jest krzykliwą antyreklamą tej książki. Nie wiem kto i dlaczego postanowił skrzywdzić Gaję Grzegorzewską i dlaczego ona tę okładkę zaakceptowała.

Wrażenia po lekturze?

Mieszane.

Żniwiarz to pierwsza część cyklu książek o dochodzeniach detektyw Julii Dąbrowskiej. Bohaterka jest kobietą młodą, pewną siebie i niegłupią. Jej policzek przecina tajemnicza blizna, której historia pozostaje w tym tomie niewyjaśniona. Przypuszczam, że blizna ta ma czynić bohaterkę tajemniczą i sugerować intrygujące, może niebezpieczne wydarzenia z przeszłości, które ukształtowały jej osobowość i zaważyły na życiowych wyborach. Julia jest wysportowana (mamy wszystko – wieczorną sekwencję ćwiczeń z Capoeiry - po wódeczce, solidny trening siłowy na siłowni, i elementy jogi. A, no i jeszcze dość dokładnie opisane sceny łóżkowe i zagajnikowe). Mnie bohaterka nie oczarowała ani nie zaciekawiła – brakuje jej charyzmy i wyrazistej osobowości, które charakteryzują moich ulubionych bohaterów literackich: Aloysiusa Pendergasta, Repairman Jacka, Roberta Huntera czy chociażby – ostatnio – Harry’ego Dresdena. Julii Dąbrowskiej nie polubiłem, ale też się do niej nie zniechęciłem.

Fabuła

Zaczyna się ostro – na pierwszych dwóch stronach poznajemy Agnieszkę, której tajemnicza postać ucina kosą głowę. Na polu. Na obrzeżach prowincjonalnego i spokojnego miasteczka. Matka ofiary za pośrednictwem Mecenasa Romańskiego powierza sprawę Julii. Julia rusza na miejsce, gdzie we współpracy z lokalną policją i dziennikarzem śledczym rozwikłuje zagadkę.

Zakończenie jest zupełnie niespodziewane i trochę z kosmosu. Scena, w której detektyw Dąbrowska objaśnia zebranym swój tok rozumowania i odkrywa przed czytelnikami wszystkie karty jest ukłonem w stronę fanów Agathy Christie.

Książkę czyta się przyjemnie, atmosfera prowincji została oddana w wiarygodny sposób a dialogi brzmią autentycznie. Pojawiające się w książce postaci nie są może wybitnie zajmujące, ale zaciekawiły mnie na tyle, że chciałem tę książkę skończyć. Oprócz wątku kryminalnego jest kilka wątków erotycznych. Czy potrzebnych? Nie wiem.





Wartka akcja i trzymanie się konkretów czynią ze Żniwiarza niezłą książkę do „połknięcia” w środkach komunikacji miejskiej. Jeszcze nie wiem, czy sięgnę po kolejne części. Zobaczymy, ile będę z tej książki pamiętał za kilka dni. Wówczas podejmę decyzję.



Cierpliwym gratuluję, że doczytali do końca. Muszę popracować nad zwięzłością wypowie

Książek czytam dużo. Do pracy dojeżdżam pociągiem, więc mam czas. Pomijając książki anatomiczne, czytam sporo fikcji.

Mimo słabości do kryminałów, praktycznie nie znam polskich twórców tego gatunku. Oczywiście słyszałem o Marku Krajewskim, ale póki co nic jego pióra nie czytałem. „Żniwiarz” Gai Grzegorzewskiej jest chyba moim pierwszym polskim kryminałem.

Zacznijmy od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mimo regularnie ponawianych prób, nie mogę przekonać się do horrorów. Część z nich szybko mnie nudzi, część umiejętnie tworzy niepokojącą atmosferę, ale traci z oczu bohaterów. Demon Łukasza Henela miło mnie zaskoczył. Jest to pierwszy od dłuższego czasu horror, który wciągnął mnie na dobre.

Złożyło się na to kilka czynników. Z jednej strony autor umiejętnie łączy konwencje sensacji i grozy. Intrygująca fabuła opiera się zarówno na ciekawych charakterach i na historii łączącej elementy teorii spiskowych, tajnych organizacji, zabronionej wiedzy. Dodatkowo historia dzieje się w Górach Sowich, które szalenie lubię.

Jan Piołun, chirurg, którego życie dobiega końca wskutek nieuleczalnej i rzadkiej choroby, podejmuje pracę jako opiekun schroniska Wilczyca w Górach Sowich. Szybko okazuje się, że schronisko to cieszy się złą sławą a dzieją się w nim rzeczy dziwne. W piwnicy schroniska znajduje zapiski należącego do grupy Abneherbe SS-mana, który przed laty prowadził w Wilczycy okrutne eksperymenty na ludziach. Sprawy przybierają niespodziewany obrót. Piołun ma szansę żyć, być może nawet wiecznie. Cena za to jest jednak wysoka.

Drugim bohaterem powieści jest policjant Dominik Lamberg, który w kapitalnym prologu traci najbliższych. Lamberg ma wyczuloną intuicję. Jest wierzący. Jego wiara odegra pewna rolę w książce. Mimo że Lamberg jest bez dwóch zdań ciekawym bohaterem, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że brak mu złożoności Piołuna. Momentami wydaje się trochę bezbarwny.

Fabułę tej książki najlepiej odkrywać samemu. Kolejne elementy układanki sprawnie budują poczucie grozy i tajemnicy. Co więcej sama fabuła jest ciekawa i książkę pochłonąłem w ciągu dwóch dni.

Nie mam większych zastrzeżeń. Jest natomiast kilka rzeczy, które nie do końca mi odpowiadały. Dialogi były pisane literackim językiem – w moim odczuciu wypadała to trochej nienaturalnie, szczególnie w chwilach kiedy prosty góral używał wyszukanych słów albo matka zwracała się do córki – w dość emocjonalnym i niepokojącym momencie – całkiem wyszukaną polszczyzną. No, ale to akurat drobiazg.
Większe zastrzeżenia mam co do finału, który trochę mnie zawiódł. Wszystko dzieje się szybko, część wątków pozostaje nie wyjaśniona ( z powodu spoilerów ich nie wymienię), epilog wydaje się mocno naciągany.

Mimo wszystko, uważam, że jest to bardzo dobra powieść grozy. Jedna z niewielu w tym gatunku, która wciągnęła mnie na dobre i sprawiła, że strony przewracałem z niepokojem i ciekawością. Gdyby tylko zakończenie było bardziej finezyjne a część wątków poodmykana dałbym tej książce wyższą ocenę.

Mimo regularnie ponawianych prób, nie mogę przekonać się do horrorów. Część z nich szybko mnie nudzi, część umiejętnie tworzy niepokojącą atmosferę, ale traci z oczu bohaterów. Demon Łukasza Henela miło mnie zaskoczył. Jest to pierwszy od dłuższego czasu horror, który wciągnął mnie na dobre.

Złożyło się na to kilka czynników. Z jednej strony autor umiejętnie łączy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jako miłośnik thrillerów psychologicznych, chętnie sięgam po nowe pozycje z tego gatunku. O Codym McFadyenie usłyszałem po raz pierwszy na portalu www.goodreads.com, gdzie przedstawiono go jako twórcę niemal kultowego, który po błyskotliwym debiucie i jego równie udanej kontynuacji, zniknął z rynku. Zaniepokojeni fani czekający niecierpliwie na dalszą część przygód agentki Smoky Barrett wszczęli dochodzenie i starali się dociec, co stało się z cenionym przez nich autorem. Wszystko wskazuje na to, że Cody McFadyen przez ostatnie lata zmagał się z nowotworem i był bliski śmierci. Pokrywałoby się to z lakoniczną informacją, zamieszczoną przez wydawnictwo na fan page’u autora na facebooku. Na jednym z forów udało mi się znaleźć optymistyczną wiadomość, która daje nadzieje na to, że układ odpornościowy Cody’ego McFadyena stanął na wysokości zadania i wywiązał się ze swojej roli. Jest szansa na kolejne książki. Kiedy? Nie wiem. Najważniejsze, żeby autor wrócił do zdrowia.


Po Shadow Mana sięgnąłem świeżo po lekturze książki I Am Death Chrisa Cartera i Żniwiarza Gai Grzegorzewskiej. Reprezentantka Polski wypadła najsłabiej. Chrisa Cartera lubię, ale mam wrażenie, że pomału traci impet i od trzech książek powtarza sprawdzony schemat na powieść mrożącą krew w żyłach. Było dużo flaków, krew lejąca się strumieniami i wsiąkająca w dywan, ale zabrakło pewnej głębi, której oczekuję po dobrym thrillerze - swoistego wglądu w mroczne zakamarki ludzkiej duszy. Było dużo okrucieństwa i niewiele ponadto.

Po skończeniu I am Death otworzyłem spis treści swojego Kindle’a i otworzyłem chyba z dziesięć książek. Postanowiłem zabrać się za tę, która wciągnie mnie od pierwszej strony. Okazało się, że Shadow Man wciągnął mnie i ani na chwilę nie popuścił. To nie jest łatwa lektura. Historia opowiedziana jest z perspektywy agentki FBI Smoky Barrett. Poznajemy ją sześć miesięcy po traumie – ścigany przez nią morderca Joseph Sands wtargnął do jej domu i zniszczył jej życie. Zabił jej męża i dziecko a ją zgwałcił i okaleczył. Smoky budzą w nocy koszmary, myśli o tym, żeby ze sobą skończyć. Oczywiście w końcu się podnosi, prawdę mówiąc – nie ma wyjścia. Niby banał, znamy wiele takich historii, ale ta opowiedziana jest w bardzo sugestywny sposób, który sprawia, że czytelnik sam zaczyna odczuwać emocje: gniewu, odrazy, wzruszenia. Tak, to nie jest łatwa książka dla osób, które mają wrażliwą duszę i bogatą, obrazową wyobraźnię.

Fabuła

Nie chcę zdradzać zbyt wiele, by nie psuć wam lektury. No ale parę słów napisać wypada. Zacznijmy od tytułu polskiego wydania – nie jest najlepszy. Shadow Man w języku angielskim kojarzy się dość jednoznacznie z Kubą Rozpruwaczem. Tytuł nie został wybrany przypadkowo. Czy słowo Cien budzi u was takie same skojarzenie? U mnie nie.

Autor stara się spleść sprawę morderstw współczesnych kobiet sprzedających swoje wdzięki w internecie z brutalnymi poczynaniami zabójcy sprzed wieków. Głównym antagonistą jest Jack Junior, który uważa się za duchowego spadkobiorcę Kuby Rozpruwacza i kontynuuje jego krwawe dzieło. Jack Junior wie o Smoky i jej zespole niemal wszystko, wykorzystuje to w bezwzględny sposób. Czytelnik szybko zaczyna postrzegać go jako literackie uosobienie zła.


W gruncie rzeczy łatwo się domyślić, kto stoi za morderstwami, ale nie ma to znaczenia, bo narracja bardziej skupia się na tym, co dzieje się w psychice bohaterów a nie na epatowaniu okrucieństwem (choć nie brak mocnych, przerażających scen).

Podsumowanie

Jest to jedna z niewielu książek, która przerosła moje oczekiwania. Cody’emu McFadyenowi udało się stworzyć wyrazistych i zapadających w pamięć bohaterów oraz zachować równowagę pomiędzy opisami okrutnych morderstw a wciągającą fabułą. Wykreowane przez niego postaci okazały się wyraziste i zacząłem myśleć o nich, jak o starych znajomych. To już coś.
Naturalnie możnaby się do wielu rzeczy przyczepić, rozwodzić nad prawdą psychologiczną, ale dla mnie nie ma to znaczenia. Liczy się fakt, że autor zainteresował mnie swoim światem i sprawił, że na chwile w nim „zamieszkałem”.

Ze Smoky spotkam się jeszcze trzy razy – dzisiaj zaczynam lekturę drugiej książki z cyklu.

Jako miłośnik thrillerów psychologicznych, chętnie sięgam po nowe pozycje z tego gatunku. O Codym McFadyenie usłyszałem po raz pierwszy na portalu www.goodreads.com, gdzie przedstawiono go jako twórcę niemal kultowego, który po błyskotliwym debiucie i jego równie udanej kontynuacji, zniknął z rynku. Zaniepokojeni fani czekający niecierpliwie na dalszą część przygód agentki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mimo słabości do kryminałów, praktycznie nie znam polskich twórców tego gatunku. Oczywiście słyszałem o Marku Krajewskim, ale póki co nic jego pióra nie czytałem. „Żniwiarz” Gai Grzegorzewskiej jest chyba moim pierwszym polskim kryminałem.

Zacznijmy od okładki.

Gdybym zobaczył tę książkę na półce, nie sięgnąłbym po nią. Spojrzałbym z odrazą na okładkę i poszedł dalej. Okładka „Żniwiarza” kojarzy się raczej z kiczowatym romansidłem a nie z solidną powieścią kryminalną. Jest krzykliwą antyreklamą tej książki. Nie wiem kto i dlaczego postanowił skrzywdzić Gaję Grzegorzewską i dlaczego ona tę okładkę zaakceptowała. Na szczęście książkę mam w wersji elektronicznej a okładkę zobaczyłem dopiero teraz, przygotowując tę recenzję.

Wrażenia po lekturze?

Mieszane.

Żniwiarz to pierwsza część cyklu książek o dochodzeniach detektyw Julii Dąbrowskiej. Bohaterka jest kobietą młodą, pewną siebie i niegłupią. Jej policzek przecina tajemnicza blizna, której historia pozostaje w tym tomie niewyjaśniona. Przypuszczam, że blizna ta ma czynić bohaterkę tajemniczą i sugerować intrygujące, może niebezpieczne wydarzenia z przeszłości, które ukształtowały jej osobowość i zaważyły na życiowych wyborach. Julia jest wysportowana (mamy wszystko – wieczorną sekwencję ćwiczeń z Capoeiry - po wódeczce, solidny trening siłowy na siłowni, i elementy jogi. A, no i jeszcze dość dokładnie opisane sceny łóżkowe i zagajnikowe). Mnie bohaterka nie oczarowała ani nie zaciekawiła – brakuje jej charyzmy i wyrazistej osobowości, które charakteryzują moich ulubionych bohaterów literackich: Aloysiusa Pendergasta, Repairman Jacka, Roberta Huntera czy chociażby – ostatnio – Harry’ego Dresdena. Julii Dąbrowskiej nie polubiłem, ale też się do niej nie zniechęciłem.

Fabuła

Zaczyna się ostro – na pierwszych dwóch stronach poznajemy Agnieszkę, której tajemnicza postać ucina kosą głowę. Na polu. Na obrzeżach prowincjonalnego i spokojnego miasteczka. Matka ofiary za pośrednictwem Mecenasa Romańskiego powierza sprawę Julii. Julia rusza na miejsce, gdzie we współpracy z lokalną policją i dziennikarzem śledczym rozwikłuje zagadkę.
Zakończenie jest zupełnie niespodziewane i trochę z kosmosu. Scena, w której detektyw Dąbrowska objaśnia zebranym swój tok rozumowania i odkrywa przed czytelnikami wszystkie karty jest ukłonem w stronę fanów Agathy Christie.

Książkę czyta się przyjemnie, atmosfera prowincji została oddana w wiarygodny sposób a dialogi brzmią autentycznie. Pojawiające się w książce postaci nie są może wybitnie zajmujące, ale zaciekawiły mnie na tyle, że chciałem tę książkę skończyć. Oprócz wątku kryminalnego jest kilka wątków erotycznych. Czy potrzebnych? Nie wiem.

Wartka akcja i trzymanie się konkretów czynią ze Żniwiarza niezłą książkę do „połknięcia” w środkach komunikacji miejskiej. Jeszcze nie wiem, czy sięgnę po kolejne części. Zobaczymy, ile będę z tej książki pamiętał za kilka dni. Wówczas podejmę decyzję.

Mimo słabości do kryminałów, praktycznie nie znam polskich twórców tego gatunku. Oczywiście słyszałem o Marku Krajewskim, ale póki co nic jego pióra nie czytałem. „Żniwiarz” Gai Grzegorzewskiej jest chyba moim pierwszym polskim kryminałem.

Zacznijmy od okładki.

Gdybym zobaczył tę książkę na półce, nie sięgnąłbym po nią. Spojrzałbym z odrazą na okładkę i poszedł dalej....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Relikwiarz Lincoln Child, Douglas Preston
Ocena 7,1
Relikwiarz Lincoln Child, Doug...

Na półkach:

Przednia lektura. trochę żałuję, że przygodę z Pendergastem rozpocząłem od części drugiej a nie chronologicznie,ale i tak intryga okazała się ciekawa i wciągająca. Dzięki opisom wydarzeń z reliktu, nie czułem się zagubiony i wiedziałem, o co chodzi. Postaci są dość wyraziste i ciekawe a fabuła ma odpowiednią dynamikę. Czasami zwalnia, ale nie na tyle, żeby uśpić.

Na pewno sięgną po kolejne części cyklu.

Przednia lektura. trochę żałuję, że przygodę z Pendergastem rozpocząłem od części drugiej a nie chronologicznie,ale i tak intryga okazała się ciekawa i wciągająca. Dzięki opisom wydarzeń z reliktu, nie czułem się zagubiony i wiedziałem, o co chodzi. Postaci są dość wyraziste i ciekawe a fabuła ma odpowiednią dynamikę. Czasami zwalnia, ale nie na tyle, żeby uśpić.

Na pewno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobra książka. Czyta się ją lekko i przyjemnie, mimo to skłania do przemyśleń swoich relacji z otoczeniem. Domyślam się, że osoby z wykształceniem kierunkowym, mogą patrzeć na przedstawione w książce zjawiska z przymrużeniem oka, ale mnie wydźwięk książki przekonuje. Z drugiej strony nie brak w niej miejscami irytującej naiwności.

Dobra książka. Czyta się ją lekko i przyjemnie, mimo to skłania do przemyśleń swoich relacji z otoczeniem. Domyślam się, że osoby z wykształceniem kierunkowym, mogą patrzeć na przedstawione w książce zjawiska z przymrużeniem oka, ale mnie wydźwięk książki przekonuje. Z drugiej strony nie brak w niej miejscami irytującej naiwności.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetna książka, od której trudno się oderwać.

Świetna książka, od której trudno się oderwać.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobra książka, mnóstwo ciekawych pomysłów, zaskakujących zwrotów akcji. Z drugiej strony zmęczyła mnie. Podchodziłem do niej kilkakrotnie, wciągałem się a później zaczynały się dłużyzny i książkę odkładałem. Dziwne to, bo książki Gaimana pochłaniam a ta mnie zmęczyła.

Dobra książka, mnóstwo ciekawych pomysłów, zaskakujących zwrotów akcji. Z drugiej strony zmęczyła mnie. Podchodziłem do niej kilkakrotnie, wciągałem się a później zaczynały się dłużyzny i książkę odkładałem. Dziwne to, bo książki Gaimana pochłaniam a ta mnie zmęczyła.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Rewelacyjny thriller psychologiczny. Pomysł na książkę uważam za ciekawy, odpowiada mi sposób, w jaki autorka prowadzi intrygę i podpuszcza czytelnika. Główna bohaterka jest wyrazista, a jej problemy i rozterki są życiowe. Łatwo się z nią zżyć, polubić ją a momentami wkurzyć na nią za jej głupotę. Jest to jedna z tych książek, od których nie mogłem się oderwać.

Rewelacyjny thriller psychologiczny. Pomysł na książkę uważam za ciekawy, odpowiada mi sposób, w jaki autorka prowadzi intrygę i podpuszcza czytelnika. Główna bohaterka jest wyrazista, a jej problemy i rozterki są życiowe. Łatwo się z nią zżyć, polubić ją a momentami wkurzyć na nią za jej głupotę. Jest to jedna z tych książek, od których nie mogłem się oderwać.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie mogłem oderwać się od lektury. Podoba mi się sposób, w jaki Neil Gaiman prowadzi narrację, nie przeszkadzała mi przewidywalność niektórych scen czy zwrotów akcji. Momentami irytowało mnie poczucie humoru autora, ale to jest rzecz gustu i nie ma sensu się czepiać. Jednym się spodoba, innym nie.

Nie mogłem oderwać się od lektury. Podoba mi się sposób, w jaki Neil Gaiman prowadzi narrację, nie przeszkadzała mi przewidywalność niektórych scen czy zwrotów akcji. Momentami irytowało mnie poczucie humoru autora, ale to jest rzecz gustu i nie ma sensu się czepiać. Jednym się spodoba, innym nie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Porządna książka. Wciągnęła mnie od pierwszych stron, z zainteresowaniem przeczytałem 80 % książki. Niestety autorka nie miała chyba pomysłu na zakończenie. Jest chaotyczne, nieuporządkowane, nielogiczne.

Za to odejmuję dwie gwiazdki.

Co nie zmienia faktu, że polecam.

Porządna książka. Wciągnęła mnie od pierwszych stron, z zainteresowaniem przeczytałem 80 % książki. Niestety autorka nie miała chyba pomysłu na zakończenie. Jest chaotyczne, nieuporządkowane, nielogiczne.

Za to odejmuję dwie gwiazdki.

Co nie zmienia faktu, że polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jest źle, ale nie zachwyciła mnie ta książka. Dużo jest tu bezsensownej przemocy, wulgarnego języka i scen gwałtu. Rozumiem ich rolę w fabule, ale po przeczytaniu książki naszła mnie refleksja, że jest ona w gruncie rzeczy dość obrzydliwa.

Autor operuje słowem sprawnie i z lekkością, rozdziały są krótkie i trzymają w napięciu. Rzecz w tym, że bardzo łatwo przewidzieć jak to wszystko się skończy i co się wydarzy.

Książkę przeczytałem, ale mam wrażenie, że mógłbym wykorzystać ten czas w bardziej wartościowy sposób.

Nie jest źle, ale nie zachwyciła mnie ta książka. Dużo jest tu bezsensownej przemocy, wulgarnego języka i scen gwałtu. Rozumiem ich rolę w fabule, ale po przeczytaniu książki naszła mnie refleksja, że jest ona w gruncie rzeczy dość obrzydliwa.

Autor operuje słowem sprawnie i z lekkością, rozdziały są krótkie i trzymają w napięciu. Rzecz w tym, że bardzo łatwo przewidzieć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Terror to bardzo dobra książka, jednak momentami pojawiają się dłużyzny. Z drugiej strony język tłumaczenia jest piękny i Terror czyta się z przyjemnością.

Dan Simmons jest niewątpliwie jednym z najciekawszych, najinteligentniejszych i najbardziej utalentowanych współczesnych pisarzy. W intrygujący sposób łączy różne gatunki literackie, tworząc niezwykłe historie.

Terror to zbeletryzowana historia wyprawy sir Johna Franklina w poszukiwaniu przejścia północno-zachodniego, drogi morskiej z Europy przez północną Kanadę na Daleki Wschód. Wątki fantastyczne przeplatają się z wątkami biograficznymi i tworzą wciągającą historię, nie pozbawioną jednak przydługich fragmentów. Mam wrażenie, że odchudzenie książki o 20-30 % nie zaszkodziłoby jej, ale to tylko moje odczucie.

Lekturę uważam za udaną, Terror potwierdza klasę Simmonsa.

Terror to bardzo dobra książka, jednak momentami pojawiają się dłużyzny. Z drugiej strony język tłumaczenia jest piękny i Terror czyta się z przyjemnością.

Dan Simmons jest niewątpliwie jednym z najciekawszych, najinteligentniejszych i najbardziej utalentowanych współczesnych pisarzy. W intrygujący sposób łączy różne gatunki literackie, tworząc niezwykłe historie.

Terror...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nele Neuhaus pisze niezwykłe książki. Niezwykłe własnie przez to, że nic w nich nie jest czarno-białe. Zbrodni dokonują zwykli ludzie, którymi kierują niskie pobudki, strach, troska o bliskich, pragnienie władzy. Brak tu archetypowych postaci, są za to postaci bardzo ludzkie, z którymi łatwo można się zidentyfikować. Wielki szacunek należy się również parze tłumaczy, którzy pięknie operują polskim językiem.

Zgodzę się, że akcja nie jest wartka, pojawiają się w tej książce dygresje, wydłużone opisy. Mnie to jednak zupełnie nie przeszkadza - nie mogłem się od niej oderwać.

Nele Neuhaus pisze niezwykłe książki. Niezwykłe własnie przez to, że nic w nich nie jest czarno-białe. Zbrodni dokonują zwykli ludzie, którymi kierują niskie pobudki, strach, troska o bliskich, pragnienie władzy. Brak tu archetypowych postaci, są za to postaci bardzo ludzkie, z którymi łatwo można się zidentyfikować. Wielki szacunek należy się również parze tłumaczy, którzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Hmmm. Mam z Carrisim problem. Niewątpliwie w jego książkach jest sporo zaskakujących zwrotów akcji i ciekawych pomysłów. Niestety nakreśleni przez niego bohaterowie wydaja mi się płascy, nie potrafię się z nimi zżyć ani zainteresować ich losami. Są mi obojętni. Dopiero co skończyłem książkę, a już ledwo pamiętam kim była Sandra Vega. Kobietą, policjantką. I tyle.

Druga rzecz to język - nie znam włoskiego, być może w oryginale powieść płynie elegancko. Czytając wersje polską mam jednak wrażenie, że jest napisana trochę niezgrabnie, momentami topornie. Przed Trybunałem Dusz przeczytałem "Kto Sieje Wiatr" Nele Neuhaus, teraz zacząłem "Terror" Dana Simmonsa. Język, jakim są napisane / przetłumaczone te książki jest dwie/trzy klasy powyżej języka polskiej wersji Trybunału Dusz.

Hmmm. Mam z Carrisim problem. Niewątpliwie w jego książkach jest sporo zaskakujących zwrotów akcji i ciekawych pomysłów. Niestety nakreśleni przez niego bohaterowie wydaja mi się płascy, nie potrafię się z nimi zżyć ani zainteresować ich losami. Są mi obojętni. Dopiero co skończyłem książkę, a już ledwo pamiętam kim była Sandra Vega. Kobietą, policjantką. I tyle.

Druga...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powiem tyle - książka jest rewelacyjna, wielopłaszczynowa, wciągająca. Nie mogłem się oderwać od lektury a dzisiaj rozpocznę Kto Sieje Wiatr.

Powiem tyle - książka jest rewelacyjna, wielopłaszczynowa, wciągająca. Nie mogłem się oderwać od lektury a dzisiaj rozpocznę Kto Sieje Wiatr.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nuda.

Nuda.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Początek niezły, tematyka ciężka i poważna. Mnie nie podszedł sposób, w jaki autor poprowadził fabułę. Książka zaczęła się obiecująco, później zwolniła i dopiero pod koniec nabrała tempa. Z wyjątkiem Daniele'a Barbo postaci są zarysowane płasko i nie udało mi się ich polubić. Nie ciekawi mnie ich dalsze losy.

Początek niezły, tematyka ciężka i poważna. Mnie nie podszedł sposób, w jaki autor poprowadził fabułę. Książka zaczęła się obiecująco, później zwolniła i dopiero pod koniec nabrała tempa. Z wyjątkiem Daniele'a Barbo postaci są zarysowane płasko i nie udało mi się ich polubić. Nie ciekawi mnie ich dalsze losy.

Pokaż mimo to