-
ArtykułyCzternaście książek na nowy tydzień. Silne emocje gwarantowane!LubimyCzytać2
-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant6
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński45
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać426
Biblioteczka
Debiut, który mnie rzucił na kolana
Jak wiecie recenzuję książki już kilkanaście lat, przeczytałam ich setki i dzięki temu stałam się bardzo wymagającym czytelnikiem. Bo szukam teraz w lekturach przede wszystkim świeżości, czegoś pionierskiego, czegoś, czego jeszcze nie doznałam. Lubię kiedy fabuła mnie emocjonalnie targa, rzuca na kolana i jest w stanie poturbować bez litości i doszczętnie. Nauczyłam się też tego, że to dobrze jak książki są różne, że mogą one być lepsze lub gorsze, mogą mieć wady i zalety. Nawet te najlepsze nie muszą być idealne, perfekcyjnie skrojone, ale koniecznie muszą coś wnieść w życie ich czytelnika, pozostawić jakiś ślad w jego umyśle.
Sięgając po debiut Julii Maj miałam świadomość, że jego opis przykuł moją uwagę i ta lektura będzie nietuzinkowa. I się nie pomyliłam, a książka otuliła mnie i znieczuliła na świat wokół mnie na o wiele dłużej niż zajęło jej przeczytanie. Nie jest to gruba lektura, ot taka powieść niby na jeden wieczór czy popołudnie, ale drogie czytelniczki, a zwłaszcza mężatki, to tytuł który może być niczym głębokie spojrzenie w lustro, niczym wędrówka do wewnątrz siebie, niczym spowiedź samej sobie, która jest czasem bardzo potrzebna. Bo ileż z nas po przeżyciu jakiegoś czasu z obrączką na ręku nie zastanawia się czy jest we właściwym miejscu u boku właściwej osoby?
No właśnie: zaręczyny, ślub, podróż poślubna, miesiąc miodowy, zachłyśnięcie się życiem we dwoje i czy chcemy czy nie, dopada nas rutyna. Wszystko powszednieje, spadają magiczne różowe okulary i pojawia się pytanie czemu to on jest moim mężem? Nagle facet z obrączką z pary tej co nasza staje się obcy, ma coraz więcej wad, nasze drogi się rozchodzą i po głowie chodzi nam myśl, że to nie tak miało być oraz co ja z nim robię?! Dopada nas samotność i bardziej lub mniej świadomie szukamy kogoś nowego. Dokładnie tak jak bohaterka powieści Julii Maj, która przypadkiem poznaje kogoś, kto przewraca jej życie do góry nogami. Hania żyje niczym w szarej bajce. Ma męża, który zarabia, nie pije, nie bije, ale na jego widok serce żony nie bije tak jak kiedyś. Motyle odleciały z brzucha i jest szaro i buro w jego towarzystwie. Hania wraz z pasją jeżdżenia jednośladem poznaje kogoś, kto sprawia, że świat odzyskuje kolory i ma tysiące barw. Jej na nowo chce się żyć i kochać. Kochać i być zarazem kochaną. Są randki i szalony seks, są ukradkowe schadzki i nagle w życiu kobiety pojawia się lustrzana rzeczywistość. Dom i dzieci schodzą na dalszy plan. Hania zjada ciastko i ma ciastko, ale tak się nie da i trzeba kogoś wybrać. Bo co dwóch facetów to za dużo ...
To bardzo wciągający debiut, poruszający ważny temat, dający mnóstwo emocji, który czyta się bardzo dobrze. W tej fabule rządzi samo życie, takie zwyczajne i pełne konieczności wyborów. Hania musi wybrać nie mając żadnych gwarancji pomiędzy mężem a facetem po przejściach, pomiędzy tym co już zna, a tym nieznanym. Jej dylematy, jej rozterki, jej miotanie się pomiędzy jednym a drugim mężczyzną nie czynią ją szczęśliwą. Czytelnik żyje życiem tej bohaterki, utożsamia się z nią, żyje jej problemami i troskami.
Ta powieść to nie klasyka, tu nie wprawia w podziw idealny warsztat, tu rządzą emocje w nielimitowanej dawce. Tu nie ma ideałów, to wszystko jest realne i namacalne, prawdziwe do bólu. Czekam z ogromną niecierpliwością na ciąg dalszy perypetii bohaterów, którzy słodko w życiu nie mają. Gorąco polecam lekturę. To potrzebna powieść.
Debiut, który mnie rzucił na kolana
Jak wiecie recenzuję książki już kilkanaście lat, przeczytałam ich setki i dzięki temu stałam się bardzo wymagającym czytelnikiem. Bo szukam teraz w lekturach przede wszystkim świeżości, czegoś pionierskiego, czegoś, czego jeszcze nie doznałam. Lubię kiedy fabuła mnie emocjonalnie targa, rzuca na kolana i jest w stanie poturbować bez...
Powieść kojąca duszę
Co miesiąc na półki księgarni trafia wiele nowości. Niektóre z nich są wręcz lustrzanym odbiciem książek wydanych już wcześniej i czyta się je z uczuciem deja vu. Osobiście nie przepadam za takimi lekturami, staram się ich unikać by przy czytaniu nie mieć klimatu ogrzewanego w nieskończoność kotleta. Niczym lwica poluję na oryginalne fabuły w których można się zatracić i przy czytaniu których ciekawość sięga zenitu. Dziś chcę Wam polecić właśnie taką powieść, która wniosła w moją duszę wiele pozytywnych emocji i która skupiła moją uwagę na całego. To styczniowa premiera od Wydawnictwa Otwartego, tytuł amerykańskiej Autorki piszącej romanse i literaturę obyczajową.
"Witaj piękna" to książka bezsprzecznie o miłości, ale uprzedzam, że nie jest to słodki romans pełny czułych scen czy idealnego cukierkowego życia i infantylnego uczucia. W tej lekturze wszystko jest bardzo życiowe, pełne sprzeczności, prozy życia i zwyczajności. Takie właśnie powieści czyta mi się najprzyjemniej.
Życie Williama Watersa można podzielić na dwa etapy. Ten pierwszy, który trwał bardzo krótko i ten drugi, w którym czuł się niczym piąte koło u wozu. Granicą obu była tragedia, która dotknęła rodzinę Williama zaledwie sześć dni po jego narodzinach. Tylko tyle dane mu było być młodszym bratem swojej starszej siostrzyczki. Caroline zgasła nagle i bez uprzedzenia, a jej rodzice nigdy nie pogodzili się z utratą pierworodnej córki. Skutkiem ich żałoby była oziębłość wobec młodszego dziecka. Mały chłopiec, nastolatek, a potem dorosły mężczyzna nigdy nie zaznał rodzinnego ciepła i bliskości rodziny. Mimo, że wychowywał się w dostatku jego dom był pełen wiecznego chłodu i obojętności wobec jego osoby. Will czuł się przez to gorszy, odrzucony i przekonany, że jest kimś niewartym miłości, a rodzice jakby nieświadomie aczkolwiek skutecznie i bezpodstawnie oskarżali go o odejście siostry. Jego życie odmieniła koszykówka i pewna młoda kobieta, którą poznał gdy wyjechał na studia.
Julia pojawiła się w życiu zdolnego studenta niczym dobra wróżka. Pokazała mu ile jest warty, pokazała mu czym jest życie pełne uczucia i ciepła. William zaczął odkrywać swoje wnętrze, swoje wartości i pasje. Nabrał wiatru w żagle, uwierzył w siebie, stanął mocno na nogach. W głowach młodych zakochanych ludzi zaczęły wizualizować się plany przyszłości - ślubu, założenia rodziny i kariery zawodowej. Wraz z Julią Waters dostał w pakiecie obraz rodziny i możliwość bycia częścią wspólnoty. I choć rodzina włoskich emigrantów nie była majętna poczuł się w niej całkiem nieźle. I tu czytelnikowi może się wydawać, że zaczęła się idylla i szczęśliwa strona życia, a parę czeka sielanka. Nic bardziej mylnego. Zaczęło się zwyczajne życie, które niesie ze sobą przeróżne niespodzianki. Jeśli jesteście ciekawi jakie sięgnijcie po lekturę, która nie raz Was zaskoczy.
W mojej głowie po przeczytaniu tej powieści krąży wiele refleksji. Jej lektura była czymś bardzo nostalgicznym i wzruszającym. Autorka wyraźnie skupia się na pokazaniu zwyczajnego życia i wskazania co jest w nim ważne i wiele warte, a co bezwartościowe. Z treści bije słuszny morał, że nic w życiu nie jest nam dane na zawsze i wszystko nieustannie się zmienia, a przeszłość potrafi bezlitośnie wracać i nieźle namieszać w teraźniejszości. Tę powieść czyta się przyjemnie i nieśpiesznie. Tempo jej akcji nie jest szalone i dynamiczne, a bardzo spokojne. Przez jej karty przewija się temat miłości, a czytelnik ma okazję poznać jej przeróżne odbicia, które diametralnie różnią się od siebie. Ann Napolitano podkreśla jak ważnym etapem jest najwcześniejszy okres życia czyli dzieciństwo. Cudownie nakreśla jak ten czas potrafi położyć się cieniem na późniejszej przeszłości. Z kart książki bije też gloryfikacja rodziny, własnej tożsamości i korzeni, które mają ogromny wpływ na to, jacy jesteśmy.
W tym tytule rozkochają się ci, którzy lubią w książkach odkrywać drugie dno, którzy cenią rozbudowaną stronę psychologiczną powieści oraz ci, którzy lubią lektury mające medytacyjny wydźwięk. To idealna książka dla tych, którzy cenią powieści z przekazem. Bardzo polecam na zimowe wieczory.
Powieść kojąca duszę
Co miesiąc na półki księgarni trafia wiele nowości. Niektóre z nich są wręcz lustrzanym odbiciem książek wydanych już wcześniej i czyta się je z uczuciem deja vu. Osobiście nie przepadam za takimi lekturami, staram się ich unikać by przy czytaniu nie mieć klimatu ogrzewanego w nieskończoność kotleta. Niczym lwica poluję na oryginalne fabuły w których...
Dlaczego została usunięta moja opinia? Była negatywna, ale konkretna. To nie fair w ten sposób tak traktować czyjeś obiektywne zdanie.
Dlaczego została usunięta moja opinia? Była negatywna, ale konkretna. To nie fair w ten sposób tak traktować czyjeś obiektywne zdanie.
Pokaż mimo to
Piękna poezja z historią w tle
Z poezją ostatnio nie spotykam się dość często. A to wielki błąd. Systematycznie czytałam tego typu utwory w liceum. I bardzo lubiłam analizę wierszy. Teraz czytam prawie wyłącznie prozę, ale tęskni mi się za nostalgią poezji. Za jej kruchością i eterycznością. Z tych powodów z przyjemnością i ciekawością sięgnęłam po tomik "Wilki" wydany przez Wydawnictwo Znak.
I to była doskonała decyzja, a ja przepadłam w nurtach wierszy w tle których jest bolesna historia. Czego dotyczą zebrane w niewielkim, aczkolwiek bardzo treściwym tomiku wiersze? W ich wnętrzu drzemie bardzo wiele mocnych treści - wojna, tułaczka, migracje, utrata rodzinnych gniazd, konieczność wygnania, tęsknota, przemijanie, sens życia, który znaczy coś więcej niż tylko dobra materialne. Zebrane utwory gloryfikują nas jako istoty mające przede wszystkim tożsamość i korzenie. Świat przyrody koegzystuje z nami. Zwierzęta też odbywają tułaczki i migracje, a Autorka pokazuje ich związek ze światem ludzi, analogie i różnice. Natura została obecnie pogoniona i ujarzmiona przez technikę i postęp. W zebranych wierszach jest dużo bliżej, bywa niespokojna i podobna ludziom.
Opisany świat nie jest stabilny. Podobnie jak przyroda zmienia się i ewoluuje. Bywa groźny i trudny do oswojenia. Ludzie są wobec niego mali i bezbronni, muszą zrozumieć swoje miejsce w szeregu, muszą podporządkować się mocy wyższej, która miota jednostkami jak ocean małą łódką.
Historia jest niczym natura. Za nic ma los poszczególnych osób. Żywiołem są wojny, które wywołane przez szalone jednostki przesuwają na szachownicy życia całe masy bezradnych pionków ludzkich wystawionych na ciosy bolesne i srogie, zdolne zabijać. Zebrane utwory skupiają się na czasie po drugiej wojnie światowej, które były okresem największych migracji w ostatnich dekadach. Zmieniały się granice, zmieniały się ludzkie adresy, a powojenna zawierucha żonglowała nacjami bez litości. Wygnańcy musieli porzucić swoje małe ojczyzny, musieli iść pod prąd i wiatr wiejący im mocno w oczy. Byli zranieni, zmęczeni i przerażenia. Musieli budować swój mały świat od nowa. To im poświęcone są nostalgiczne wiersze, to im oddana jest cześć i hołd. To oni są niemymi, heroicznymi bohaterami. Wschodnie granice obecnej Polski to bardzo ciekawy etnicznie zakątek. Tu wiele się zmieniło po 1945 roku. Tu drzemie serce utworów Marzanny Kielar, która pisze pięknie, nostalgicznie i wrażliwie. Doskonale wie z jak delikatną materią ma do czynienia. Genialnie operuje słowem, emocjami i swoim talentem. Wiersze dotykają dna duszy, wywołują przeróżne obrazy, szokują, plastycznie pokazują historyczną prawdę i tragizm chwili.
Z serca polecam lekturę tego zbioru poezji. Jest idealna na jesień, bo fenomenalnie współgra swoim klimatem nostalgii i przemijania. Życzę wielu wzruszeń i emocji.
Piękna poezja z historią w tle
Z poezją ostatnio nie spotykam się dość często. A to wielki błąd. Systematycznie czytałam tego typu utwory w liceum. I bardzo lubiłam analizę wierszy. Teraz czytam prawie wyłącznie prozę, ale tęskni mi się za nostalgią poezji. Za jej kruchością i eterycznością. Z tych powodów z przyjemnością i ciekawością sięgnęłam po tomik "Wilki"...
Książka - życiowy drogowskaz
Niesamowitą powieść Małgorzaty Lebdy przyszło mi czytać w ogromnie trudnym życiowym momencie. Byłam na dnie rozpaczy, byłam zraniona, zszokowana i wiedziałam, że muszę przejść terapię by wrócić do normalności. I tak podjęłam książkoterapię, którą nie raz komuś i samej sobie polecałam. Tym razem trzeba mi było naprawdę wyjątkowej lektury by ukoić nerwy, ból i stanąć na nogi. Miałam szczęście i los okazał się bardzo łaskawy, bo niczym dobra wróżka włożył mi do rąk książkę genialną i kipiącą od życiowych mądrości. Pełną dobrych rad i wskazówek. Jednym słowem książkę - drogowskaz, którą przeczytałam w ciągu jednego dnia. Nie mogłam się od niej oderwać. Syciłam się jej treścią, czytanie było jak balsam, a ja sama znów się przekonałam, że w paskudnym momencie życia najlepiej sprawdzają mi się tytuły nie lekkie, łatwe i przyjemne, a smutne, nostalgiczne i wzruszające.
Maj to malutka osada położna gdzieś na krańcu świata. Tam mieszka w starym domu dwoje ludzi w podeszłym wieku. Łączy ich przysięga małżeńska złożona wiele lat temu. On ma jeszcze siły i jako takie zdrowie. Ona cierpi na nieuleczalną chorobę. Rak zabiera jej siły i wydał wyrok na jej życie. Jej przyjaciółką jest morfina, która przynosi ulgę w cierpieniu. W ich domu mieszkają jeszcze dwie młode kobiety, które przyjechały z wielkiego świata by pomóc w opiece nad Różą. I tak życie w Maju toczy się w biegu ku śmierci. Ta ze swoją kosą dotyka też innych w tej miejscowości. Łączy koniec wraz z nowym początkiem...
Ta książka jest mądra, magnetyzująca, pełna refleksji nad życiem i śmiercią. Jej akcja dzieje się na przestrzeni kilku miesięcy w małej wiosce położonej wśród pól i lasów. Tu tylko pozornie nic się nie dzieje. Tu mają miejsce różne zmiany, a czas dotyka wszystko jak wszędzie indziej. "Łakome" to książka wyjątkowa, która wymaga skupienia i zamknięcia się w jej fabule. Tu natura rozdaje karty, tu człowiek jest wobec niej mały, tu przez jej treść przewija się życie i śmierć. Giną w ubojni zwierzęta, umierają ludzie, a świat kręci się nadal, a los rozdaje karty jak chce. To idealna lektura na trudne chwile, na czas próby, to takie swoiste literackie rekolekcje, to proza przez duże P.
Powieść Małgorzaty Lebdy jest napisana elegancko, prosto i z gracją. Choć to proza czuć w niej eteryczność właściwą poezji. Czuć w niej coś wyjątkowego, co trafia mocno i prosto w czytelnicze serce. Oszczędność słów i prostota idzie w parze z ogromem emocji, uczuć i przekazu. Lektura wymaga skupienia i odgradza od świata. Absorbuje całą sobą. Przytłacza, by uświadomić co w życiu jest tak naprawdę istotne. Pozornie tchnie od niej spokój, ale jego cieniem jest bezwzględne przemijanie i ograniczenie ramami czasu życia na ziemskim łez padole. Zakończenie książki jest wyjątkowe, dopasowane do jej treści i w pewnym sensie zaskakuje, a w pewnym wydaje się oczywiste i konsekwentne. Reasumując i pisząc krótko:
to literacki majstersztyk, który polecam gorąco. Czytajcie koniecznie.
Książka - życiowy drogowskaz
Niesamowitą powieść Małgorzaty Lebdy przyszło mi czytać w ogromnie trudnym życiowym momencie. Byłam na dnie rozpaczy, byłam zraniona, zszokowana i wiedziałam, że muszę przejść terapię by wrócić do normalności. I tak podjęłam książkoterapię, którą nie raz komuś i samej sobie polecałam. Tym razem trzeba mi było naprawdę wyjątkowej lektury by...
Książka o kobietach, dla kobiet i nie tylko dla nich
Moi Drodzy!
Mam dziś ogromną przyjemność zachęcić Was do przeczytania pewnej cudownej książki napisanej przez Panią Katarzynę Ryrych, która rozpoczyna wyjątkowy cykl o kobietach należących do familii Wierzbickich. Jeśli mam być szczera to rozpoczynając lekturę spodziewałam się doskonałej książki. I taką też dostałam do rąk dzięki uprzejmości Wydawcy, ale ona jest o sto razy lepsza niż zakładałam. Wniosek więc prosty - to lektura genialna, mistrzowska, po prostu arcydzieło! A taką powieść to zaszczyt i czysta przyjemność polecać innym.
"Psia gwiazda" to przepiękna saga rodzinna, której głównymi bohaterkami są kobiety noszące nazwisko Wierzbicka. To perypetie Malwiny, Dionizji i Urszuli, ale nie tylko. W fabule tego tytułu prym wiodą różne kobiety, a książka wręcz naładowana jest kobiecością, która tchnie z każdej zapisanej słowami strony. Przez powieść przewijają się przeróżne postacie kobiece, które różnią się od siebie, a zarazem mają wiele cech wspólnych.
Akcja książki dzieje się w ubiegłym stuleciu i rozpoczyna się tuż przed wybuchem I wojny światowej. Świat jest wtedy diametralnie inny od tego współczesnego, ale czy inne są kobiety, bohaterki lektury? Owszem żyją w innej, jakże różnej od współczesnej nam rzeczywistości, ale czy mają inne plany, marzenia i cele w życiu? Tak samo jak kobiety dziś chcą być szczęśliwe, chcą kochać i być kochane, chcą realizować własną wizję ich świata, chcą go zdobywać i wyprzedzają epokę w której żyją.
Urszula jako sierota musi pogodzić się z utratą matki. Drzemie w niej upór i otwartość na nowe. Chce poznawać świat, emigruje z prowincji do miasta i chce podbić świat, iść z czasem, płynąć do przodu choć to często niełatwe i wyczerpujące...
Malwina wychodzi za mąż by uciec z rodzinnego domu. Ma dość ciężkiej pracy, harówki od świtu do nocy i ojca despoty, który jest bardzo skąpy i bezwzględny. Proponuje Antoniemu małżeństwo czym łamie wszelkie konwenanse. A dalej jako żona jest żądna wiedzy, nauki i innego świata od tego jaki znała w dzieciństwie.
Dionizja jest mężatką, ale nie bywa wierna. Zmienia ją wojenna rzeczywistość i z beztroskiej kobiety staje się kimś zdecydowanie innym.
Wykreowane przez Autorkę kobiece postacie są dynamiczne, przechodzą metamorfozy, kierują się odważnymi wyborami i nie boją się nowego. Mają dość męskiej dominacji, wyrywają się z kurateli płci silnej i chcą kroczyć własną drogą. Wyprzedzają epokę w której żyją, są nieustraszone i silne. To one są motorem fabuły, której uroku dodaje klimat w jakim napisana jest ta lektura. Tu tło tworzy niesamowita, dzika i piękna przyroda, wiejska prowincja pełna uroków życia w zgodzie z naturą i porami roku. Atmosferę sekretów i tajemnic budują także idealnie wplecione wątki mistyczne - ludowe wierzenia, zielarstwo, astrologia i tradycje w które wierzy lokalna ludność. Całość tworzy niepowtarzalną mieszankę, która czaruje i otula niczym mgła. Dynamiczna akcja, jej nieoczekiwane zwroty, niespodzianki i sekrety sprawiają, że od czytania trudno się oderwać, a książka pochłania bez reszty.
To bardzo wyjątkowa lektura pełna subtelnej aury, w której nic nie jest oczywiste, a świat nie jawi się tylko w kolorach bieli i czerni. Tu wszystko zmienia barwy niczym kameleon, tu wszystko jest zarazem realne i przesiąknięte na wskroś tajemnicami. Tu kobiety mają determinację i siłę by burzyć mury dzielące świat męski od żeńskiego. Tu nic nie jest oczywiste i jednowymiarowe. I właśnie dlatego to moim zdaniem lektura godna rekomendacji i polecenia. Jeśli kochacie takie klimaty, jeśli tak jak ja kochacie sagi, jeśli macie nieposkromiony apetyt na książki niesztampowe to tytuł właśnie dla Was. Po prostu musicie go przeczytać, a jestem pewna, że gdy skończycie tom I będziecie chcieli jak najszybciej sięgnąć po kolejny. Bardzo z całego serca polecam!
Książka o kobietach, dla kobiet i nie tylko dla nich
Moi Drodzy!
Mam dziś ogromną przyjemność zachęcić Was do przeczytania pewnej cudownej książki napisanej przez Panią Katarzynę Ryrych, która rozpoczyna wyjątkowy cykl o kobietach należących do familii Wierzbickich. Jeśli mam być szczera to rozpoczynając lekturę spodziewałam się doskonałej książki. I taką też dostałam do...
Radiowa Góralka spod samiuśkich Tater
Lubię radio, góry i doceniam ludzi, którzy wykonują swoją pracę z oddaniem i sercem, dla których zawodowe zajęcie jest nie tylko sposobem na utrzymanie się, ale i pasją. Głos Autorki książki o której chcę Wam dziś napisać znam doskonale z Radio Zet. Cenię jej relacje, słucham ich z przyjemnością. Byłam ciekawa jaką osobą jest Pani Beata, jak pisze, jak się czuje w swojej zawodowej roli. Dlatego bez wahania sięgnęłam po jej najnowszą książkę, mając jeszcze w pamięci tą w której głos miała Ewa Berbeka. Przeczytałam i zaniemówiłam z zachwytu. To była lektura petarda, dzięki której poznałam niesamowitego radiowca, ale i kobietę, żonę, mamę, koleżankę z pracy, pisarkę i miłośniczkę gór w jednej osobie.
Tytuł to kulisy działania dla popularnej stacji radiowej, to opis pracy szalonej i bez limitu godzin. To pamiętnik amatorki, która trafiła do radio i dzięki pracy oraz talentowi osiągnęła szczyty profesjonalizmu i zawodowstwa. Oczywiście łatwo nie było, ale gdy swoje działania doprawia się sercem i całkowitym oddaniem źle być nie może. Droga kariery w radio jest niełatwa, trzeba być cierpliwym i błyskotliwym, trzeba błyskawicznie podejmować decyzje, polegać na intuicji i mieć non stop rękę na pulsie, a zwłaszcza gdy pracuje się w takim miejscu jak Zakopane i okolice. To zakątek, gdzie z jednej strony ciągle coś się dzieje, a z drugiej wszystko powtarza się cyklicznie. Stare jako nowe trzeba podać w świeżej odsłonie, by nie smakowało jak odgrzewany kotlet, a jak wiosenna nowalijka.
Beata Sabała-Zielińska robi to wyśmienicie, a dodatkowo rewelacyjnie potrafi to opisać w książce, którą czyta się niezwykle przyjemnie i szybko. Strony dosłownie przewracają się same. Wrażeń nie brakuje, a wszystko oprószone jest, niczym szczyty Tatr śniegiem, dozą celnego komentarza i humoru. I jak się słusznie domyślacie mieszanka jest piorunująca i wybornie smakuje. Autorka odważnie pisze o różnych sprawach. Trudnych i smutnych, zabawnych i codziennych. Jej relacje są żywe, prawdziwe i szczere. Tekst książki brzmi jak spowiedź, jak podsumowanie, jak cenna relacja.
Zdania tej książki żyją i wyraziście przemawiają do czytelnika. Tworzą plastyczny obraz i ciekawą scenerię pracy. Góry, górale i turyści mają wady oraz zalety. Nic nie jest wybielone, ani oczernione. Zabawne sytuacje mieszają się z szarą rzeczywistością.
Jeśli jesteście ciekawi jak pracuje się w radio, jak wyglądają od kulis wizyty polityków i zawody na skoczni, jak pracują Toprowcy, jak przebiegają akcje ratunkowe i co myślą o różnych rzeczach prawdziwi górale sięgnijcie po tytuł, który jest lekturą doskonałą.
Z pełną odpowiedzialnością polecam Wam przeczytanie tej książki. W mojej ocenie 11/10.
Radiowa Góralka spod samiuśkich Tater
Lubię radio, góry i doceniam ludzi, którzy wykonują swoją pracę z oddaniem i sercem, dla których zawodowe zajęcie jest nie tylko sposobem na utrzymanie się, ale i pasją. Głos Autorki książki o której chcę Wam dziś napisać znam doskonale z Radio Zet. Cenię jej relacje, słucham ich z przyjemnością. Byłam ciekawa jaką osobą jest Pani...
My kobiety nie jesteśmy gorsze!
Z wielką przyjemnością zagłębiłam się w czwarty tom rewelacyjnej sagi rodzinnej pióra Ewy Bauer. Ten cykl opowiada o losach rodziny Neubinerów, która w ramach kolonizacji józefińskiej osiadła w Galicji. Los rzucając pruskich kolonizatorów na ziemie zaboru austriackiego nie skąpił im doświadczeń i trudności. Na świat przychodziły kolejne dzieci, a starsi umierali. Ich życie były naznaczone ciężką pracą. Ich życiowe ścieżki były poplątane, dotknęło ich wiele dramatów i prób, a siłę dodawały im rodzinne więzi i poczucie siły we wspólnocie.
Akcja czwartego tomu cyklu rozgrywa się w latach 1871 - 1886. Książka podzielona jest na cztery części. Dwie z nich, pierwsza i ostatnia, rozgrywają się w Łanach - galicyjskiej wiosce, która jest siedzibą klanu. Tłem drugiej jest Kraków, a trzeciej Paryż - ośrodek polskiej emigracji i środowisko artystycznej bohemy.
Pierwszoplanowymi bohaterami tego tomu są Michał Liniewski i jego młodsza o wiele lat kuzynka Zuzanna, córka Marianny Neubiner. Ich losy są kanwą drugiej i trzeciej części książki.
Michał po śmierci rodziców czuje się samotny. Zuzia marzy o edukacji artystycznej, zaś jej brat Piotr chce zostać księdzem. Oboje wyjeżdżają z Łanów do Krakowa. Chłopak zamieszkuje w seminarium na Stradomiu, a jego siostrą opiekuje się majętny kuzyn. Zuzia toruje sobie drogę dostępną przede wszystkim dla mężczyzn. Stereotypy karzą jej inaczej. Powinna poszukać sobie męża, założyć rodzinę i zostać westalką domowego ogniska. Otoczenie jej pęd do wiedzy, jej chęć pogłębiania talentu i edukacji traktuje jako fanaberię. Nawet jej rodzice nie są zbyt szczęśliwi i niezbyt akceptują wybory córki. A ona sama nie zamierza się poddawać. Pomaga jej w tym krewny, dzięki któremu rozpoczyna kursy w krkowskiej Baranówce i potem kontynuuje edukację za granicą. Mimo różnicy wieku Michał i jego kuzynka świetnie się rozumieją, stają się przyjaciółmi. On wspiera ją i motywuje w tworzeniu, poznaje ją z mistrzem Matejką. Ona czuje w nim bratnią duszę i kogoś, komu może zaufać. Na fundamencie przyjaźni rodzi się coś więcej, co zaskakuje oboje ...
To była niezwykła i wyjątkowa lektura dla której zarwałam większość nocy. Nie mogłam jej odłożyć, dopóki nie dowiedziałam się co miało miejsce w zakończeniu. Losy familii Neubiner pochłonęły mnie bez reszty. Postać Zuzanny zaintrygowała i zafascynowała. Podziwiałam ją za jej wybory, odwagę i przekonania. W owych czasach kobiety nie mogły tego co dziś. Nie liczono się z ich zdaniem, nie pozwalano im podejmować samodzielnych wyborów co do przyszłości. Młode dziewczyny miały się bezszelestnie i bez szemrania wpisać w panujący wzorzec, dostosować do wymogów i nie wychylać się z obowiązujących ram. Zuzię było na to stać, by powiedzieć głośno czego chce i oczekuje.
Ten tom cyklu Tułacze życie jest bardzo kobiecy. Kobiety wybijają się w nim na pierwszy plan, a Autorka pokazuje ich losy i nakreśla ich problemy oraz bolączki. Fabuła wskazuje ich rolę w rodzinie, ich uzależnienie od mężczyzn, ich ścieżkę w której nie ma miejsca na marzenia czy samodzielność.
Wielkim atutem książki jest to, że zabiera nas ona w trzy wyjątkowe miejsca. Po pierwsze odkrywa uroki galicyjskiej wsi w której rytm życia wyznaczają pory roku. Tu wszystko toczy się niezmiennym i monotonnym rytmem, a nowinki nie docierają. Tu wszystko jest jak przed laty, a nowe nie chce się przyjmować na tradycyjnym gruncie. Przeciwstawny do prowincji jest Kraków, w którym już żyje się zdecydowanie bardziej nowocześnie, a to miasto bije na głowę Paryż w którym rodzi się nowe, kiełkuje emancypacja. Pomiędzy kobietami z prowincji, a tymi z dużych miast jest przepaść. Pokonuje ją Zuzanna, która odnajduje się wśród artystów, kroczy nową drogą, żyje innym życiem niż jej matka i krewne.
Książka bardzo mi się spodobała, zachwyciłam się jej treścią, chłonęłam historię i podziwiałam oczami wyobraźni opisane miejsca. Autorka szczególnie dużo miejsca poświęciła Miastu Świateł, które opisała z gracją i niekłamaną atencją. To była wyborna i wyśmienita lektura, która zabrała mnie w całkiem inne czasy, a zarazem uświadomiła jak bardzo my kobiety dorównałyśmy płci silnej. Tytuł jest napisany przystępnym językiem, opisy są zgrabne i nie nudzą, a dialogi idealnie wpisują się w opisy. Jednym słowem Ewie Bauer należą się brawa za stworzenie tak ciekawej i genialnej sagi familijnej z historią w tle. Koniecznie zwróćcie uwagę na tę serię!
My kobiety nie jesteśmy gorsze!
Z wielką przyjemnością zagłębiłam się w czwarty tom rewelacyjnej sagi rodzinnej pióra Ewy Bauer. Ten cykl opowiada o losach rodziny Neubinerów, która w ramach kolonizacji józefińskiej osiadła w Galicji. Los rzucając pruskich kolonizatorów na ziemie zaboru austriackiego nie skąpił im doświadczeń i trudności. Na świat przychodziły kolejne...
W życiu trzeba mieć odwagę i być zawsze wyłącznie sobą!
Z wielką przyjemnością przychodzi mi jeszcze przed premierą polecić Wam pewną książkę. Jest to publikacja wyjątkowa i nieprzypadkowo pojawi się ona na księgarskich półkach w Dzień Kobiet. Jest to tytuł napisany przez kobietę, dedykowany kobietom i przede wszystkim dla kobiet. Oczywiście płeć silna może po nią sięgnąć głównie po to, by usłyszeć co kobietom w duszy gra.
A jak się okazuje kobiecość niejedno ma imię i jest bardzo różna! Ta refleksja płynie wyraźnie z książki, która składa się z kilkunastu wywiadów przeprowadzonych przez Autorkę z kobietami mającymi status osoby znanej i publicznej.
Zaproszone do rozmowy Panie są w różnym wieku, mają różne doświadczenia życiowe, pochodzą z różnych środowisk, zajmują się czym innym zawodowo, choć wszystkie są znane. Łączy jej jedno - kobiecość. A ona niejedno ma oblicze, różne problemy i jest niczym manekin, który na wystawie sklepowej może być ubrany w przeróżne stroje.
Tak właśnie różne są rozmówczynie Anny Tatarskiej z którymi przeprowadza ona bardzo ciekawe dialogi. Są one do granic możliwości szczere i intymne. Nie ma w nich tematów tabu. Nie ma ucieczki od trudnych tematów. Króluje bezpośredniość i brak murów obronnych skrywających jakieś sekrety.
I to jest czynnikiem, który sprawia, że pryskają bariery, które mogłyby być zbudowane z uprzedzeń, kontrowersji czy inności. Czytelnik ma wrażenie, że jest trzecim do brydża, że siedzi sobie z kubkiem kawy czy herbaty i przysłuchuje się interesującym rozmowom będąc ich naocznym świadkiem.
Rozmówczynie Autorki to m.in. Sylwia Chutnik, Magda Mołek, Maja Ostaszewska czy Danuta Stenka.
Każda z nich opowiada o sobie. Swoim dojrzewaniu, swojej życiowej ścieżce, swojej oryginalności, macierzyństwie, traumach, problemach i emocjach, które drzemią gdzieś w głębi ich duszy. Każda wskazuje swoją wizję siebie i porównuje ją z rzeczywistością, z tym jak naprawdę jej osoba jest odbierana i postrzegana przez otoczenie. W rozmowach jest miejsce i na sukcesy i na porażki. Jest margines na marzenia i oczekiwania. Na odkrycie swojego ja, na coś w rodzaju spowiedzi z przeszłości i na coś w rodzaju planera przyszłości.
Te zapisy rozmów są tak ciekawe, że czyta się je z wypiekami na twarzy niczym sensację w najlepszym gatunku. Przykuwa do nich ich autentyczność. Ta książka należy do grona lektur, które same pchają się w dłonie i nie dają się tak łatwo odłożyć. Ich lektura zlewa się w jedno ciekawe doświadczenie. Przeczytanie tego tytułu zmusza do wnikliwego zastanowienia się nad pojęciem kobiecości, roli kobiety w społeczeństwie i postrzeganiu jej przez otoczenie.
Ta książka to też petarda dostarczająca emocji, to akumulator w którym zmagazynowane są pokłady dobrej, pozytywnej energii, to tytuł dodający wiatru w żagle i skrzydeł, to lektura, która niczym najlepszy poradnik doradza jak cieszyć się kobiecością, jak przeskakiwać życiowe przeszkody, jak radzić sobie w podbramkowych sytuacjach.
Każda z rozmówczyń rysując swój intymny portret mówi, że kobiety zasługują na bycie sobą, że mają prawo do zrzucenia kajdan, które zostały im przez lata narzucone przez obyczaje, normy, mody i oczekiwania. Nie, nie musimy być takie jak nam przez lata kazano. Możemy być sobą, realizować się po swojemu i w zgodzie z naszym wewnętrznym ja. Mamy prawo iść w życiu taką ścieżką jaką chcemy. My kobiety nic nie musimy, my wiele możemy!
To była świetna lektura, to była podróż przez ocean kobiecości. W trakcie czytania otulił mnie niesamowity klimat kobiecej solidarności, siostrzanej miłości i ciepło bijące z zapisanych słów. Czytałam i odnajdywałam w poszczególnych rozmówczyniach samą siebie, swoje rozterki, problemy i dylematy. Każda z nich mówi - "nie jesteś sama"! To daje siłę do działania, aktywności, to buduje odwagę by śmiało iść, patrząc z dystansem na rzeczywistość, własną drogą nie oglądając się na to, co mówią inni. Tę lekturę przeczytałam w kilka godzin, nie potrafiłam odmówić sobie czytania jednym ciągiem. Czułam się jak na babskiej imprezie z przyjaciółkami, które dobrze znam od lat.
"Jak dziewczyna" to książka łamiąca stereotypy, wypuszczająca na wolność marzenia, dodająca kobiecej mocy. Można z niej czerpać wiele dobrych fluidów, dlatego też uważam, że powinno ją przeczytać jak najwięcej kobiet. Ze swoje strony ciepło ją rekomenduję i stanowczo polecam.
W życiu trzeba mieć odwagę i być zawsze wyłącznie sobą!
Z wielką przyjemnością przychodzi mi jeszcze przed premierą polecić Wam pewną książkę. Jest to publikacja wyjątkowa i nieprzypadkowo pojawi się ona na księgarskich półkach w Dzień Kobiet. Jest to tytuł napisany przez kobietę, dedykowany kobietom i przede wszystkim dla kobiet. Oczywiście płeć silna może po nią sięgnąć...
Wyjątkowe zaproszenie na Wawelskie Wzgórze
Uwielbiam czytać ciekawe biografie. Zwykle na cokole, na który skierowane są światła jupiterów stoi człowiek. Ciekawa osobistość, która zapisała się na kartach kronik historycznych jako wybitna jednostka. Znany artysta - malarz, pisarz, gwiazda kina czy muzyk. Nagrodzony tytułami i medalami sportowiec, polityk czy osoba będąca ikoną mody. Czytałam w życiu tak wiele biografii, ale jeszcze nigdy głównym bohaterem takiej książki nie był zamek. Oczywiście nie jest to jakiś zwykły zamek, jeden z wielu, ale budowla wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, będąca świadkiem wielu istotnych momentów z historii Polski. To na nim koronowano kolejnych królów, zawierano królewskie mariaże, rodzili się następcy tronu czy umierali koronowani władcy.
Bohaterem najnowszej książki tak bardzo cenionego przeze mnie Kamila Janickiego, Autora wielu fenomenalnych książek historycznych, jest Wawel. Serce Polski, którego kształt budowli kojarzy każdy Polak. Miejsce odwiedzane przez miliony turystów, cel setek wycieczek szkolnych, plan wielu filmów historycznych, miejsce, które jest świadkiem potęgi Rzeczypospolitej w czasach, kiedy była ona mocarstwem z którym liczyli się wszyscy w Europie.
Tytuł Kamila Janickiego absolutnie nie jest przewodnikiem po tym przepięknym zamku. On opowiada jego dzieje, które były burzliwe i snuje przepiękną opowieść o zmianach na nim i jego metamorfozach. A wszystko zaczęło się od wapiennego wzniesienia, wzgórza na rzeką Wisłą i legendarnego króla Kraka oraz tajemniczego stwora okrzykniętego smokiem wawelskim. Ów potwór miał żądać ofiar w postaci młodych dziewic i pożerał je codziennie. Według legendy smok zginął w mękach po zjedzeniu napchanej siarką owcy, ale kto mu ją dał do końca nie wiadomo. Czy był to sam król Krak czy legendarny rzemieślnik Dratewka? Historia tego nie wyjaśnia.
Autor rozdział po rozdziale opisuje jak funkcjonował, rozrastał i piękniał Wawel by stać się Perłą Renesansu.
Swoją opowieść Autor kończy w 1945 roku, kiedy Wawel staje się wolny od nazistowskiej okupacji i znów przechodzi we właściwe ręce. Staje się jednym z najbardziej znanych polskich muzeów, a pobyt na nim jest cenną i wymowną lekcją historii. Trudno go zwiedzić w ciągu jednego dnia, bo jest tu tyle ciekawostek, drzemie tyle tajemnic i sekretów, że trudno objąć to umysłem, a publikacja Janickiego świetnie nam to uświadamia.
Czemu zatem ta genialna książka jest w moim mniemaniu tak wyjątkowa i nie ma żadnych minusów?
Kamil Janicki opowiedział o dziejach Wawelu w sposób żywy, plastyczny, szczegółowy i sięgnął po życie prywatne jego najważniejszych mieszkańców. Spojrzał na zamek królewski nie tylko jak na siedzibę rodu władcy, ale też jako na dom, w którym mieszkają ludzie z krwi i kośćmi. Tak, oni noszą korony, ale i są osobami, które mają swoje potrzeby, marzenia, pragnienia, wady i zalety. W tekście aż skrzy się od ciekawostek, a szereg wydarzeń historycznych jest podany w sposób przejrzysty i klarowny. I właśnie dlatego tytuł czyta się wyśmienicie i trudno się od tekstu oderwać. Z lektury dowiemy się o zwyczajach jego mieszkańców, o wyglądzie prywatnych apartamentów i skarbach drzemiących na tym zamku. Zaobserwujemy jego rozwój i trudne chwile - jedną z nich był tragiczny pożar. Spojrzymy uważniej na jego poszczególne części, a niektóre z nich nie rzucają się w oczy tak bardzo jak Kurza Stopka czy Smocza Jama. Przejdziemy krużgankami i spojrzymy na zaplecze tegoż kompleksu. Zwiedzimy wawelskie miasteczko i spojrzymy na zamek, w którym mieszkał król jak na kombinat, na machinę na której pracę składa się wiele trybików. Poznamy plotki z dworskiego życia i tajemnice monarszego dworu. Zerkniemy na fenomen królewskiej świątyni i miejsca pochówku władców Polski. Zajrzymy do skarbca i porównamy jak różniło się życie na tym zamku w poszczególnych wiekach.
Książka jest bardzo gruba i liczy ponad sześćset stron, ale czyta się ją szybko oraz zachłannie. To cudowna podróż w czasie, przez stulecia do miejsca, które wydaje się chwilami być niczym z bajki. Jestem pod wrażeniem, jak pięknie i ciekawie można napisać o czasach diametralnie innych niż te dzisiejsze, jak można rozbudzić za nimi tęsknotę. Wiele po lekturze tej publikacji bym dała by zobaczyć przez cudowne okulary tamten Wawel, podejrzeć jego codzienność i te wyjątkowe chwile. Jeśli jesteście ciekawi jak ten zamek przeżył rozbiory, co było z nim po przeniesieniu stolicy do Warszawy, jak wyglądała codzienność życia królewskiej rodziny za czasów Jagiellonów i jak Wawel przetrwał okres II wojny światowej poczytajcie. Daję głowę, że przepadniecie dla tego tytułu i zatopicie się w nim bez reszty. Gorąco polecam i rekomenduję!!!
Wyjątkowe zaproszenie na Wawelskie Wzgórze
Uwielbiam czytać ciekawe biografie. Zwykle na cokole, na który skierowane są światła jupiterów stoi człowiek. Ciekawa osobistość, która zapisała się na kartach kronik historycznych jako wybitna jednostka. Znany artysta - malarz, pisarz, gwiazda kina czy muzyk. Nagrodzony tytułami i medalami sportowiec, polityk czy osoba będąca...
Od każdego dna można się odbić i wypłynąć znów na powierzchnię
W ciągu ostatniej dekady przeczytałam naprawdę sporo książek, ale grzebiąc w odmętach pamięci nie przypominam sobie takiej lektury, która byłaby jednocześnie i bardzo smutna i wesoła zarazem. Czytając "Rów Mariański" byłam zdumiona, że wciąż na przemian na mojej twarzy gościł uśmiech lub płynęły łzy. Od razu dodam, że to nie była łatwa lektura ze względu na ładunek emocjonalny, który w sobie niesie, ale jestem wdzięczna, że mogłam ją przeczytać. Przeczytać, poznać i przeżyć. Dokładnie tak, przeżyć, jak własne życie, bo wobec takich książek dusza wrażliwego czytelnika nie przejdzie obojętnie. Coś w niej zostanie. Taka powieść wyryje w niej swój ślad na długo.
Niestety, rodzimy się by żyć, ale nasze życie ma swój kres. Jednym los daje więcej dni, innym mniej. Każdy z nas musi umrzeć, co jest dalej nie wiadomo, ale oczywiste jest, że śmierć najbardziej boli tych, którzy zostają na ziemi tracąc kogoś bliskiego. Żałoba to okres trudny, bolesny, stresujący i często wpędzający w depresję. Tęskniąc za kimś zmarłym możemy stracić radość życia, sens codzienności i apetyt na przyszłość. Oczywiście łatwiej nam zrozumieć, gdy odchodzi ktoś w podeszłym wieku, ale gdy umiera młoda osoba tym trudniej pogodzić się nam z wyrokiem losu.
Główna bohaterka powieści Jasmin Schreiber jest młodą kobietą pogrążoną od kilkudziesięciu miesięcy w żałobie po śmierci dziesięcioletniego brata, który utonął w czasie wakacji. Odszedł nagle i niespodziewanie, a świat Pauli momentalnie runął w posadach, nagle się zatrzymał. Paula czyni sobie wyrzuty, że owego feralnego dnia nie było jej przy chłopcu, że nie pomogła mu i nie ocaliła życia. Kobieta zmaga się z depresją i traumą. Nie chce odwiedzać grobu w ciągu dnia i z tego powodu wybiera się na cmentarz nocą. Tam, w totalnie dziwnych i niecodziennych okolicznościach, poznaje starszego mężczyznę, który również ma tej nocy coś do załatwienia na terenie nekropolii. Życiowe ścieżki tych dwojga zranionych przez czyjąś śmierć ludzi krzyżują się i nawiązuje się między nimi coraz bliższa relacja. Jak potoczy się ta znajomość? Czy Pauli uda się odzyskać spokój i radość życia?
To była wyjątkowa lektura, która mocno wbiła mnie w fotel i przeszyła moje serducho na wskroś. Nie spodziewałam się, że ogrom emocji zacznie mną tak mocno miotać, tak bardzo mną rządzić. Autorka "Rowu Mariańskiego" odważnie poruszyła trudne tematy i stanęła w prawdzie twarzą w twarz z rzeczami ostatecznymi na które nie mamy wpływu, a z którymi musimy się godzić. Żałoba nie jest łatwym czasem, dotyka każdego z nas inaczej. Wpędza nas niekiedy na dno rozpaczy, pogrąża w nicości, a jej moc powala nas na kolana. Może się wydawać, że nigdy nas nie opuści. Jasmin Schreiber swoją powieścią daje nam jednak nadzieję, że można sobie poradzić i odbić się od najgłębszego dna. Tytułowy Rów jest przenośnią, która pokazuje rozmiar rozpaczy. Książka dzieli się na części a'la rozdziały, które opatrzone są liczbami od 11 000 ku wartości zero. Symbolizują one wynurzanie się i powrót do życia.
Tytuł uczy by cieszyć się każdą chwilą, odkrywać zwykłe momenty niczym perły, radować się codziennością i odkrywać wyjątkowość każdej chwili, kiedy bije nasze serce. Książka pokazuje jak radzić sobie w trudnych chwilach, gloryfikuje przyjaźń, uczy tolerancji wobec sekretów innych osób. To bardzo mądra i dojrzała pozycja, która została napisana w sposób wyjątkowy i przemyślany. Drzemie w niej wiele dobrej energii i optymizmu. Autorka w fabule gloryfikuje wartość życia i każdej chwili, którą daruje nam los. To książka do śmiechu i do łez. Słodycz miesza się na jej kartach z goryczą, łzy z uśmiechem. Takie jest nasze życie i czasem warto się mu poddać, by poczuć się spełnionym i szczęśliwym.
Gorąco polecam i rekomenduję.
Od każdego dna można się odbić i wypłynąć znów na powierzchnię
W ciągu ostatniej dekady przeczytałam naprawdę sporo książek, ale grzebiąc w odmętach pamięci nie przypominam sobie takiej lektury, która byłaby jednocześnie i bardzo smutna i wesoła zarazem. Czytając "Rów Mariański" byłam zdumiona, że wciąż na przemian na mojej twarzy gościł uśmiech lub płynęły łzy. Od razu...
Mroczny sekret klasztoru, który mógł zmienić losy wojny
Każda epoka historyczna ma swoje tajemnice i sekrety. Niektóre z nich wychodzą na światło dzienne po wielu latach, inne na zawsze pozostają okryte całunem tajemnicy. Dziś chciałabym zachęcić Was do przeczytania pewnej wspaniałej książki, która wyjawia pewne fakty z czasu II wojny światowej. Nim wzięłam do ręki ten tytuł nie miałam zielonego pojęcia co działo się w małej wiosce niedaleko Poznania w latach 40-tych XX wieku. Gdy skończyłam lekturę w pełni dotarło do mnie co mogli dokonać naziści gdyby mieli więcej czasu.
Klęska w planach podboju i niepowodzenia na placu bitew były katalizatorem, który odpalił i uruchomił wszelkie bestialskie mechanizmy. Niemcy byli gotowi na wszystko, nie mieli żadnych skrupułów, a ich szaleństwu nie byłoby końca. I wojna, która opanowała cały świat w ubiegłym stuleciu mogłaby mieć całkiem inny przebieg. Na szczęście zabrakło czasu by powszechnie i na szeroką skalę fani Hitlera użyli broni biologicznej.
Pokrzywno niedaleko Poznania było w latach 20-tych XX wieku małą wioską w której znajdował się klasztor sióstr Urszulanek. Zakonnice żyły modląc się i pracując prowadząc gospodarstwo rolne. W okresie wojny Niemcy zaanektowali ich siedzibę i oficjalnie chcieli tu umiejscowić instytut badawczy do walki z rakiem. W rzeczywistości planowali tu stworzyć ośrodek medyczny, który pracowałby nad bronią biologiczną, która miałaby być użyta w czasie wojny oraz nad zabezpieczeniem przed skutkami tejże broni. Na terenie Pokrzywna miały mieć miejsce eksperymenty medyczne prowadzone na zwierzętach i ludziach, a także prace nad rozmnażaniem bakterii wąglika, tyfusu, dżumy oraz szczepionkami. To, co planowali wcielić w życie naziści budzi grozę i strach. Skutki ich działań mogły być tragiczne dla ludzkości i losów wojny.
Na czele placówki stał dr Blome, któremu podlegali świetni specjaliści w swojej dziedzinie. Niemcy nie żałowali pieniędzy na swój projekt i za wszelką cenę chcieli zrealizować swoje plany.
Ten tytuł to doskonała pozycja, którą czyta się z wypiekami na twarzy i gęsią skórką na ciele. Jej Autor w sposób dogłębny przedstawia fakty i szczegóły. W trakcie prac nad książką był zdeterminowany i z aptekarską precyzją zebrał materiał by zaznajomić Czytelnika z mrożącymi krew w żyłach faktami. Ta publikacja jest bardzo ciekawa, fascynuje i przeraża równocześnie. Czyta się ją niczym najlepszą sensację. Z jej kart bije szaleństwo naukowców i nazistów, które mogło mieć opłakane skutki.
Paweł Głuszek pokazuje genezę powstania i upadku projektu w Pokrzywnie, skupia się na życiorysach ludzi, którzy go tworzyli, pokazuje ich dalsze losy po skończeniu działań wojennych.
To, co miało miejsce po maju 1945 roku przeraża tak samo mocno. Pokazuje, że polityka jest bezwzględna, ale i jest w stanie przebaczyć w imię pewnych idei wiele. Bo to, że Amerykanie czy Rosjanie chcieli współpracować z kimś takim jak dr Blome szokuje, ale i pokazuje pewne mechanizmy.
To bardzo dobra książka w swoim gatunku. Tekst uzupełniają zdjęcia. Z tytułu bije groza, a lektura wyzwala szokujące wnioski. I najgorsze jest to, że historia wielokrotnie udowodniła, że lubi się powtarzać. Oby nigdzie na świecie nikt nie stworzył placówki na wzór tej, o której napisał Paweł Głuszek.
Mroczny sekret klasztoru, który mógł zmienić losy wojny
Każda epoka historyczna ma swoje tajemnice i sekrety. Niektóre z nich wychodzą na światło dzienne po wielu latach, inne na zawsze pozostają okryte całunem tajemnicy. Dziś chciałabym zachęcić Was do przeczytania pewnej wspaniałej książki, która wyjawia pewne fakty z czasu II wojny światowej. Nim wzięłam do ręki ten...
O pięknej i tragicznej miłości, którą zabiła wojna
Moi Drodzy!
Napisałam już w swoim życiu setki recenzji, ale chcąc Wam opowiedzieć o najnowszej książce Katarzyny Zyskowskiej czuję ogromną tremę. Nie jest mi łatwo, bo boję się, że nie będę w stanie słowami oddać w pełni jej geniuszu . A jest ona przepiękna, smutna i romantyczna, eteryczna, bardzo intymna i chwytająca za serce. Mało który Autor potrafiłby słowami tak cudownie opowiedzieć dzieje jednego z najbardziej utalentowanych polskich poetów, który oddał życie w obronie Ojczyzny.
"Szklane ptaki" to zbeletryzowana biografia Krzysztofa Kamila Baczyńskiego oraz jego żony i matki. Dwóch najbliższych mu kobiet, które niewątpliwie go kochały, ale jedna z tych miłości była niestety toksyczna. Obie były prawdziwe i nieudawane. Jednak nie mogły obok siebie w zgodzie ze sobą współistnieć i funkcjonować. Rywalizacja nie wychodziła im na zdrowie i utrudniała i tak paskudną rzeczywistość.
Krzysztof zakochał się nagle i niespodziewanie, mocno i na poważnie. Z ukochaną Basią dość szybko zdecydowali o tym, że chcą wziąć ślub. Rodziny obu stron nie były zachwycone. Zwłaszcza matka przyszłego pana młodego. Zaborcza Stefania Baczyńska wpadła dosłownie w czarną rozpacz. I nie chodziło jej o argumenty, że wojna i ciężkie czasy. Dla niej ożenek syna równał się z jego utratą. Tragizowała jakby jej ukochany Krzyś miał być dla niej stracony bezpowrotnie. Basi przyszło mierzyć się z teściową z piekła rodem, tajnymi studiami, działalnością męża w konspiracji, ale i utratą bliskiej istoty, okropnościami wojny i śmiercią młodych ludzi, których znała. Jeśli jesteście ciekawi losów tego małżeństwa, jeśli chcecie odkryć osobę znanego poety jakiego do tej pory nie znaliście zapraszam do lektury powieści od której ja nie mogłam się oderwać.
Czytając chłonęłam wojenną rzeczywistość, ludzkie losy naznaczone śmiercią i tragedią. Nie będę ukrywać, że z moich oczu płynęły łzy. Dużo łez. Bo w tej historii jest tak wielka moc tragizmu, okrutności losu, a zarazem piękna i romantyzmu. Ci młodzi ludzi nie mieli czasu na szczęście, dlatego każdą chwilę życia wyszarpywali by poczuć to, co byłoby im dane bez pośpiechu w czasie pokoju.
Narracja tytułu jest trzyosobowa. Autorka oddaje głos każdej z trzech głównych postaci. Każdemu z trojga bohaterów pozwala przedstawić swoje myśli, pragnienia, marzenia. Wyżalić się, wyspowiadać z tego, co ich boli, co rani. Dzięki temu na całą rzeczywistość patrzymy z trzech stron, a każda z nich jest inna i odmienna.
Raz po raz przyrównywałam parę Baczyńskich do historii Romea i Julii, To byli dla mnie tacy wojenni Capuletti, którzy poczuli smak prawdziwego uczucia. Niestety los szybko im je zabrał, a parę złączyła dopiero śmierć i grób. W wielu momentach lektury zastanawiałam się jak Basia i Krzyś spędziliby ze sobą życie gdyby nie wojna, czy ich miłość by nie zgasła, czy nie pogubiliby się w wirze życia.
Ta książka nie ma minusów i wad. Jest niecodzienna i niesztampowa. Eteryczna, delikatna i brutalna zarazem, pełna uczuć i namiętności, ale i prozy życia, która ma to do siebie, że bywa okrutna. Czytałam ją z prawdziwą przyjemnością, a lekturze towarzyszył tak wielki ogrom emocji, że nie wygasały one do dziś. Myślę, że refleksje z lektury długo zostaną w mojej głowie, a ja tę publikację zapamiętam na zawsze. Z serca Wam ją polecam. To wyjątkowa książka po którą musicie sięgnąć. Koniecznie znajdźcie dla niej czas i zatopcie się w jej treści.
O pięknej i tragicznej miłości, którą zabiła wojna
Moi Drodzy!
Napisałam już w swoim życiu setki recenzji, ale chcąc Wam opowiedzieć o najnowszej książce Katarzyny Zyskowskiej czuję ogromną tremę. Nie jest mi łatwo, bo boję się, że nie będę w stanie słowami oddać w pełni jej geniuszu . A jest ona przepiękna, smutna i romantyczna, eteryczna, bardzo intymna i chwytająca za...
Wyobraź sobie, że jesteś stróżem prawa i masz rozwiązać pewną trudną zagadkę. Nie wiesz na początku czy to było morderstwo czy nieszczęśliwy wypadek. Gdy robisz krok w przód i masz pewność, że doszło do naruszenia kodeksu karnego prowadzisz śledztwo, a mimo to nie masz pomysłu kto jest winnym. Czy łatwo jest być prokuratorem gdy Twoje sumienie i intuicja podpowiada coś innego niż mówią Ci przełożeni?
Kryminały zaczęłam czytać w wieku 12 lat. To wtedy pokochałam ten gatunek dzięki piórom rodzimych polskich twórców. Potem zaczęłam go zaniedbywać, ba traktowałam po macoszemu i marginalnie. Sensację w moim planie czytelniczym stanowczo wyparła proza obyczajowa i tzw. literatura kobieca. Ale po lekturze książki Natalii Kruzer czuję, że obyczajówki pójdą w kąt, a ja znów zacznę zaczytywać się namiętnie w kryminałach w które wplecione są wątki obyczajowe. A takich nie brakuje w ofercie Wydawnictwa Filia, które zaproponowało mi recenzję "Confessio". Tytuł, który jest debiutem przeczytałam na jednym wdechu i oceniam go bardzo wysoko.
Autorką książki jest pisząca pod pseudonimem kobieta będąca prokuratorem z wieloletnim stażem zawodowym. I to w lekturze mocno czuć, i to wychodzi książce jak najbardziej na plus. Powieść ogromnie wciąga i intryguje. Tak, to doskonały złodziej czasu, to książka, którą trudno odłożyć w trakcie czytania. Przyciąga zarówno intryga kryminalna i kwestia kto jest winny, ale i osoba głównej bohaterki, której życie jest dość zagmatwane i niełatwe.
Paulina pracując jako prokurator samotnie wychowuje niepełnosprawnego, autystycznego syna gdyż ojca dziecka pokonała jego choroba. Dojrzała kobieta prowadzi życie podporządkowane leczeniu syna, kosztownym terapiom, kredytowi na mieszkanie, wyczerpującej i stresującej pracy, która dostarcza wielu zaskakujących niespodzianek. Paula ulgi szuka w lekach uspokajających i alkoholu, choć wie, że obie ścieżki to droga donikąd. Pewnego dnia na jej biurko trafia dość trudna sprawa dotycząca zgonu małego dziecka. Kubuś zmarł we własnym łóżeczku. Wychowywała go w trudnych warunkach samotna matka, która borykała się z problemami mieszkaniowymi, finansowymi i rodzinnymi. Ojciec dziecka okazał nieodpowiedzialnym narkomanem i miał zatargi z prawem. Paulina powinna więc zrozumieć zrozpaczoną matkę, która zostawiła dziecko pod kuratelą opiekunki, a zastała je martwym. Co sprawiło, że chłopczyk powiększył grono aniołków? Czy organom ścigania uda się ustalić winnego śmierci dziecka?
W tytule jest wszystko, co powinno znaleźć się w dobrej sensacji: jest ciekawa sprawa kryminalna, jest budząca uwagę prowadząca śledztwo, jest świetnie zmiksowany wątek obyczajowy z kryminalnym, jest też pokazany od podszewki zawód prokuratora - jego blaski, cienie i codzienność w jakiej anturażu toczą się prokuratorskie postępowania. Wszystko jest w niej takie realne i autentyczne, a czytelnik siłą wciągnięty jest do świata w którym panuje zło, ścierają się poważne życiowe problemy, a litość jest czymś egzotycznym. Autorka odważnie pokazuje trudne życiowe dylematy samotnych matek upośledzonych dzieci, które muszą ciągle być gotowe mierzyć się z chorobami, ostracyzmem, krytyką otoczenia, złośliwymi docinkami i niezrozumieniem. Los bywa wobec nich totalnie głuchy i bezlitosny, a one same nie mają prawa do niczego poza bezgranicznym oddaniem się swojemu dziecku.
Powieść ma wiele atutów, jest brutalna i przytłaczająca, ale i do bólu realistyczna. Autorka świetnie operuje piórem, pisze dojrzale i w sposób pełny emocji. Mam nadzieję, że wkrótce ukażą się jej kolejne tytuły Natalii Kruzer.
Wyobraź sobie, że jesteś stróżem prawa i masz rozwiązać pewną trudną zagadkę. Nie wiesz na początku czy to było morderstwo czy nieszczęśliwy wypadek. Gdy robisz krok w przód i masz pewność, że doszło do naruszenia kodeksu karnego prowadzisz śledztwo, a mimo to nie masz pomysłu kto jest winnym. Czy łatwo jest być prokuratorem gdy Twoje sumienie i intuicja podpowiada coś...
więcej Pokaż mimo to