-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2019-11-25
2014-02-01
2014-12
2014-06
Zgodnie z tytułem, jest to „portret kobiety”. Dodajmy – portret malowany przez życzliwego modelce malarza. Massie drobiazgowo i barwnie opisuje niezbyt szczęśliwe, skromne dzieciństwo Zofii, jej trudne relacje z niekochającą jej matką, wreszcie – dar od losu, jakim był list cesarzowej Elżbiety wzywający ją do Rosji, żeby poślubiła jej następcę i została u jego boku cesarzową Rosji. Potem oglądamy stopniowy proces przemiany Zofii, bezposażnej córki prowincjonalnego niemieckiego książątka w Katarzynę – wszechwładną panią największego imperium na świecie, przyjaciółkę filozofów i kobietę, która odcisnęła niezatarte piętno na losach i kształcie swojej przybranej ojczyzny.
Książka – moim zdaniem – jest odrobinę nierówna. O ile w pierwszej części, obejmującej okres do objęcia przez Katarzynę władzy, możemy niejako z bliska śledzić jej losy na cesarskim dworze i stopniową katastrofę jej małżeństwa z Piotrem, to w części drugiej jakby trochę tracimy ją z oczu – zupełnie jakby autor, nie mając już wsparcia w pamiętnikach Katarzyny, nie bardzo potrafił wniknąć do duszy i umysłu tej wyjątkowej kobiety.
Bo bez wątpienia była wyjątkowa. Bez wielkiego ryzyka błędu można powiedzieć, że pomysł Elżbiety, aby sprowadzić ją do Rosji, był doprawdy opatrznościowy. Po wszystkich zawirowaniach, jakie dotknęły imperium po śmierci Piotra Wielkiego, jej rządy były najlepszym, co mogło się temu krajowi przytrafić. Ale czy ta praktycznie niczym nieograniczona władza i wszystkie sukcesy polityczne i militarne sprawiły, że umierała jako kobieta spełniona i szczęśliwa? Mam jednak wrażenie, że nie.....
Zgodnie z tytułem, jest to „portret kobiety”. Dodajmy – portret malowany przez życzliwego modelce malarza. Massie drobiazgowo i barwnie opisuje niezbyt szczęśliwe, skromne dzieciństwo Zofii, jej trudne relacje z niekochającą jej matką, wreszcie – dar od losu, jakim był list cesarzowej Elżbiety wzywający ją do Rosji, żeby poślubiła jej następcę i została u jego boku...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Przeczytałam biografię Dzierżyńskiego Sylwii Frołow... I zostałam z pewnym uczuciem niedosytu. I nie chodzi bynajmniej o wspomnianą w tytule książki miłość (bo ta – bez względu na to, jak gorąca – w życiu „esdeckiego Apolla” zawsze w końcu musiała ustąpić idei).
Sięgnęłam po tę książkę, bo chciałam się dowiedzieć nie „co”, ale raczej „jak” i „dlaczego”. I nie całkiem się dowiedziałam. Bo o ile w pierwszej części („polskiej”), autorka śledzi losy Feliksa dosyć dokładnie, opisując jego rodzinę, dzieciństwo, lata szkolne i pierwszy kontakt z organizacjami lewicowymi, aż po kolejne uwięzienia i zsyłki (swoją drogą, łatwość, z jaką Dzierżyński z tego zesłania raz po raz uciekał jest swego rodzaju świadectwem rozprzężenia i degeneracji państwa carów) to w części drugiej gubią się one gdzieś w natłoku wydarzeń, wojen, rewolucji itd, zupełnie jakby autorka trochę straciła kontrolę nad własnym dziełem. Człowiek, który się z tego wszystkiego wyłania, z pewnością nie jest ani zimnym, pozbawionym uczuć mordercą-psychopatą, ani też hamletyzującym idealistą schwytanym „w tryby historii”. Autorka porównuje go do bohaterów „Braci Karamazow” oraz do Marata, który – jak napisała czuje „ślepy obowiązek uszczęśliwienia ludzkości za pomocą ognia i miecza”. Ja po przeczytaniu tej książki mam dodatkowo skojarzenia z Torquemadą i Robespierrem. Nie kwestionując przewin swojego bohatera, ani nie próbując go wybielać, autorka próbuje pokazać tło. Mamy więc chaos i bezprawie lat wojny i rewolucji. Mamy terror – nie tylko czerwony, ale również (wcale nie mniej krwawy i bezwzględny) biały, a także zielony (chłopski). I mamy w tym wszystkim Żelaznego Feliksa, który otrzymując od Lenina zadanie zaprowadzenia porządku, przystępuje do jego realizacji z właściwą sobie żarliwością inkwizytora i talentem organizacyjnym i tworzy instytucję, która pod różnymi nazwami stanie się synonimem najgorszego zła komunizmu, a która – jak zwraca uwagę autorka – mimo wszystkich zbrodni, jakich się dopuściła, zdecydowanie nie była za czasów Feliksa tym, czym stała się wtedy, gdy na jej czele stanęli Jeżow i Beria. Mamy wreszcie opis kompletnej zapaści gospodarczej, w jakiej znalazła się Rosja na początku lat dwudziestych i działań, jakie Dzierżyński podejmował, by ją z tego wyprowadzić, najpierw jako szef resortu transportu, a potem – gospodarki (jak się okazuje, ten „rewolucjonista bez matury” był całkiem zdolnym ekonomistą i miał wyjątkowo trzeźwe spojrzenie na kwestie ekonomiczne).
I wreszcie ostateczna konkluzja – gdzie byłby Dzierżyński w 1937 roku, gdyby śmierć nie dopadła go wcześniej? Według autorki, najprawdopodobniej tam, gdzie reszta z jego polskich kolegów z KPP i WCzK – przed plutonem egzekucyjnym. Ze swoim polskim i szlacheckim pochodzeniem oraz rodzinnymi koneksjami (jeden z jego siostrzeńców był adiutantem Piłsudskiego, i mężem siostrzenicy Marszałka) stanowiłby aż nazbyt wiarygodny cel oskarżeń o „antysowiecką działalność”. On jednak od dziewięciu lat leżał już pod murem Kremla, u wezgłowia Lenina.
Przyznam, że trochę zabrakło mi w tej książce jakiegoś podsumowania, próby "zważenia" wszystkich czynników i okoliczności. Jako opowieść o życiu "świętego zabójcy" sprawdza się bardzo dobrze. Jako próba wniknięcia do jego psychiki i wytłumaczenia kierujących nim powodów - już odrobinę mniej.
Przeczytałam biografię Dzierżyńskiego Sylwii Frołow... I zostałam z pewnym uczuciem niedosytu. I nie chodzi bynajmniej o wspomnianą w tytule książki miłość (bo ta – bez względu na to, jak gorąca – w życiu „esdeckiego Apolla” zawsze w końcu musiała ustąpić idei).
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSięgnęłam po tę książkę, bo chciałam się dowiedzieć nie „co”, ale raczej „jak” i „dlaczego”. I nie całkiem się...