-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać192
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
2023-12
Adresowana niby dla dzieci, ale wybrane aluzje polityczne - przepiękne :)
Adresowana niby dla dzieci, ale wybrane aluzje polityczne - przepiękne :)
Pokaż mimo to2015-07-18
Romans? Dobre żarty. I niestety okrutne, bo przez tę łatkę omijałem to szerokim łukiem. I wielu innych potencjalnych czytelników pewnie podobnie, zważając na ckliwe ekranizacje. A szkoda, bo od czasu Frankensteina nic mnie aż tak nie wciągnęło. Całkowicie wypadłem na parę godzin.
Przywołanie Frankensteina z resztą nieprzypadkowe: ta sama epoka, ten sam kraj powstania, nietypowa narracja oraz - tak, tak - ta sama tematyka. (I ekranizacje niewiele oddające oryginał).
Bo tematyką nie jest miłość, broń Boże. Tematyką jest duma rodząca poniżenie, upokorzenie wywołujące zemstę, miłość przekształcająca się w nienawiść, powinność udająca miłość, kat zmieniający się w ofiarę, ofiara w kata, pycha będąca narzędziem nieświadomych zbrodni. Tak jak we Frankensteinie w utworze przede wszystkim chodzi o ciemne zakątki duszy ożywione zewnętrznym okrucieństwem.
Dla mnie Wichrowe Wzgórza to klasyczny horror (klasyczny = nie taki, w którym chodzi o rozwieszane bebechy) z wszystkimi jego niezbędnymi elementami, a więc także światem (nazwijmy go) równoległym.
W moim prywatnym rankingu zdecydowanie czołówka i bez wątpienia będę powracał tak jak do Draculi i Frankensteina.
Gorąco polecam, tym bardziej, że to już domena publiczna, więc dostępne za darmo.
Romans? Dobre żarty. I niestety okrutne, bo przez tę łatkę omijałem to szerokim łukiem. I wielu innych potencjalnych czytelników pewnie podobnie, zważając na ckliwe ekranizacje. A szkoda, bo od czasu Frankensteina nic mnie aż tak nie wciągnęło. Całkowicie wypadłem na parę godzin.
Przywołanie Frankensteina z resztą nieprzypadkowe: ta sama epoka, ten sam kraj powstania,...
Jedna z tych powieści, do której wracam co 2-3 lata. I za każdym razem odbieram ją zupełnie inaczej. Za każdym razem często sprzeczne, ale wciąż nowe wrażenia. I mimo sprzeczności, każda interpreatcja wydaje się właściwa.
Absolutnie genialne.
PS.
Konia z rzędem temu, kto jednoznacznie odpowie, czy Wiktor stworzył potwora, czy potwór stworzył (nowego) Wiktora. Bo to, że rzekome dzieło potrafi wytworzyć sobie stwórcę wiadomo od dawna.
Jedna z tych powieści, do której wracam co 2-3 lata. I za każdym razem odbieram ją zupełnie inaczej. Za każdym razem często sprzeczne, ale wciąż nowe wrażenia. I mimo sprzeczności, każda interpreatcja wydaje się właściwa.
Absolutnie genialne.
PS.
Konia z rzędem temu, kto jednoznacznie odpowie, czy Wiktor stworzył potwora, czy potwór stworzył (nowego) Wiktora. Bo to, że...
Na szczęście miałem przyjemność sięgnąć po tę powieść przed filmem, który wg mnie zepsuł wszystko, co można było. Ale nie o filmie tu, a o powieści. A ta jest absolutnie genialna. Lekkie rozczarowanie końcówką powstrzymuje mnie od dodania dziesiątej gwiazdki.
Nie zmienia to w niczym faktu, że to najlepsza powieść z pogranicza historii sztuki, kryminału i przygody, jaką znam. O galaktyki wyprzedza wszystkie Dany Browny, a nawet sam Klub Dantego.
(Panów Samochodzików w te porównania nie włączam, bo to już ciut insza bajka).
Właśnie czytam po raz n-ty, bo już 3 lata minęły od ostatniego razu :)
Na szczęście miałem przyjemność sięgnąć po tę powieść przed filmem, który wg mnie zepsuł wszystko, co można było. Ale nie o filmie tu, a o powieści. A ta jest absolutnie genialna. Lekkie rozczarowanie końcówką powstrzymuje mnie od dodania dziesiątej gwiazdki.
Nie zmienia to w niczym faktu, że to najlepsza powieść z pogranicza historii sztuki, kryminału i przygody, jaką...
2018-01-06
2018-01-06
W przeciwieństwie do innych powieści AP-R razi jednowątkowością, ale czyta się wspaniale
W przeciwieństwie do innych powieści AP-R razi jednowątkowością, ale czyta się wspaniale
Pokaż mimo to2017-10-08
Co tu dużo mówić - czyta się gładko i szybko, tego daru autorce nie można odmówić. Wciąga również. Ale niestety dla mnie istotą kryminału jest możliwość samodzielnego zmierzenia się z zagadką - tu nie ma takiej szansy. Plus kilka niepotrzebnych rozdziałów (zakończenie!!!) Dla mnie ciut za mało, by po tej powieści nazywać autorkę królową kryminałów - spodziewałem się czegoś więcej i stąd zawód. Niemniej styl i siła "wciągania" narracji na tyle spora, że na pewno sięgnę po kolejne powieści cyklu.
Co tu dużo mówić - czyta się gładko i szybko, tego daru autorce nie można odmówić. Wciąga również. Ale niestety dla mnie istotą kryminału jest możliwość samodzielnego zmierzenia się z zagadką - tu nie ma takiej szansy. Plus kilka niepotrzebnych rozdziałów (zakończenie!!!) Dla mnie ciut za mało, by po tej powieści nazywać autorkę królową kryminałów - spodziewałem się czegoś...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-11
Kiedyś byłem fanem fantasy. Kiedyś, tzn. w czasach, gdy fantasy się pisało, a nie produkowało. Niestety popularność tego gatunku, która bardzo wzrosła na przestrzeni ostatnich lat, powoli, acz systematycznie, zabija wszystko to, co było w nim dobre. Powielane są bezustannie grzechy główne, głupota goni głupotę, wpadka wpadkę i w efekcie wychodzą drukiem takie kwiatki jak wstrzykiwanie adrenaliny dosercowo, uprawianie żyta na najżyźniejszych glebach królestwa i inne twory obnażające niewiedzę autorów w dziedzinach, o których zielonego pojęcia nie mają, a mimo to na temat postanowili się nie tylko wypowiedzieć, ale wręcz wpleść w fabułę powieści. Podobno fantasy może wybaczyć wszystko, ale mam swoje granice wytrzymałości, przez co przez ostatnie lata większość fantasy, które wpadło w moje łapy, kończyło współprace ze mną na etapie maksymalnie 1/3.
Przez powieść "Racja stanu" jednak przebrnąłem. Choć przebrnąłem to może złe słowo, bo okresami czytało się naprawdę przyjemnie. Choć nie zawsze, bo ma kilka poważnych wad, o których poniżej.
Zarzut podstawowy: kreacja świata. Po cóż tworzyć świat fantasy, skoro nie ma on absolutnie nic do zaoferowania? Czy tylko po to, by gdzieniegdzie wcisnąć magię? Ja tego absolutnie nie kupuję. Otóż bohaterowie Racji stanu obchodzą święta tożsame z naszymi, ubierają choinkę itd. Naprawdę? Czy tworząc świat fantasy naprawdę musimy aż tak iść na łatwiznę, zmieniając jedynie nazwy miesięcy (ha! na jakże podobne!) i bóstw? Hubert! Naprawdę myślę, że stać cię na więcej! Nawet "zaawansowane" militaria są jakby żywcem ściągnięte z naszego świata, jeśli nie nazwiemy czegoś "karabinem Gatlinga", to wcale nie oznacza, że ktoś nie zauważy analogii.
Zarzut kolejny – magia. OK, system magii całkowicie strawny, jednak wyraźnie magia działa jak wytrych, a nie element fabuły. Gdy potrzeba, by bohaterka dostała lokalną „manę”, nagle okazuje się, że można ją pozyskać nie tylko z minerałów, jak twierdzono dotychczas, ale także z drobnego stworka, o którym całkowicie przypadkiem wspomina się po raz pierwszy akurat w potrzebnym momencie. Z resztą świat zwierzęcy też kuleje, bo jeśli wplata się w świat ewolucję, to trzeba mieć świadomość, że manodajnych stworków powinno byc więcej gatunków, a rasę kotoludzi wyprowadza się z zupełnie innej gałęzi.
Może to i szczegóły, ale gryzą w oczy. Mniej jednak niż nad wyraz szczegółowa batalistyka, niewspółmierna do rozmiarów powieści. Fascynacja serią „tygrysów” aż nadto widoczna. Może niektórym przypadnie to do gustu – mnie zdecydowanie nie.
Mimo wszystko powieść ma gigantyczną zaletę: piszę tę recenzję z perspektywy kilku miesięcy, a wciąż pamiętam, co się w niej działo. A tego chyba oczekujemy od książek, nieprawdaż? By zapadały w pamięć. A Rację stanu się pamięta. Czy ze względu na akcję, czy ze względu na niedosyt jaki pozostawia. W każdym razie apetyt rozbudzony, bo nie ulega wątpliwości, że prawdziwa historia dopiero zacznie się toczyć.
Pomimo wad, polecam.
Kiedyś byłem fanem fantasy. Kiedyś, tzn. w czasach, gdy fantasy się pisało, a nie produkowało. Niestety popularność tego gatunku, która bardzo wzrosła na przestrzeni ostatnich lat, powoli, acz systematycznie, zabija wszystko to, co było w nim dobre. Powielane są bezustannie grzechy główne, głupota goni głupotę, wpadka wpadkę i w efekcie wychodzą drukiem takie kwiatki jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-01-13
Rozwleczone do granic mozliwości, ba, granice te nawet przekracza. Pół tysiąca stron obiecanej dry o władzę i intryg, a obietnica ta niespełniona. Intryg zero, dworskich gier zero. Niby są tych gier efekty, ale samych intryg najzwyczajniej w świecie nie ma. W efekcie historyczna literatura kobieca, która w mojej opinii kobiety równiez na śmierć znużyć może, 500 stron utyskiwań bezustannnie powtarzającej się narratorki.
Nie polecam
Rozwleczone do granic mozliwości, ba, granice te nawet przekracza. Pół tysiąca stron obiecanej dry o władzę i intryg, a obietnica ta niespełniona. Intryg zero, dworskich gier zero. Niby są tych gier efekty, ale samych intryg najzwyczajniej w świecie nie ma. W efekcie historyczna literatura kobieca, która w mojej opinii kobiety równiez na śmierć znużyć może, 500 stron...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-08
Najsłabsza pozycja AP-R, z która miałem do czynienia (a miałem do czynienia sporo). Brak tego, co kocham u niego najbardziej: kilku historii splatających się w jedną. Także mafie, narkotyki i pranie pieniędzy to niezbyt moja literacka bajka.
Na plus rekonstrukcja życia Teresy okiem reportera. Dalece to iekawsze niż tradycyjna narracja, szkoda, że stanowi to mniejszą objętość powieści. A gdyby całość przedstawiono jako dziennikarkie śledztwo, to byłbym bardzo zadowolony.
Najsłabsza pozycja AP-R, z która miałem do czynienia (a miałem do czynienia sporo). Brak tego, co kocham u niego najbardziej: kilku historii splatających się w jedną. Także mafie, narkotyki i pranie pieniędzy to niezbyt moja literacka bajka.
Na plus rekonstrukcja życia Teresy okiem reportera. Dalece to iekawsze niż tradycyjna narracja, szkoda, że stanowi to mniejszą...
2016-08-30
Zdecydowanie spodziewałem się czegoś lepszego po tylu dobrych opiniach. Nistety zawód.
Nie podoba mi się przede wszystkim maniera łopatologicznego interpretowania poszlak, tłumaczenia jak dziecięciu w przedszkolu, co to może oznaczać (Świadek mówi: X wyszedł z pokoju, Morawski interpretuje: Aha! Więc X nie mógł być w pokoju!). Nie podoba mi się próba zawarcia wszystkiego w kryminale, a więc przygody, dworskiej komedii. Warstwa kryminalna - poniekąd moim zdaniem nie najlepsza - ginie w nadmiarze bogactwa. Czytelnik nie ma szansy zmierzyć się samodzielnie z zagadką, czy to właśnie przez "interpretacje", czy to przez odwracanie uwagi.
Wielki plus za pewne historyczne aspekty, ale nie wyniesie to pozycji ponad przeciętność.
Gdyby odjąć warstwę komediową, byłby słaby kryminał. na szczeście warstwa komediowa ratuje tę powieść. Ale jednak wolę dworskie komedie w formie dramatu
Zdecydowanie spodziewałem się czegoś lepszego po tylu dobrych opiniach. Nistety zawód.
Nie podoba mi się przede wszystkim maniera łopatologicznego interpretowania poszlak, tłumaczenia jak dziecięciu w przedszkolu, co to może oznaczać (Świadek mówi: X wyszedł z pokoju, Morawski interpretuje: Aha! Więc X nie mógł być w pokoju!). Nie podoba mi się próba zawarcia wszystkiego w...
2016-06-25
To powinna być lektura obowiązkowa w podstawówce. Niestety nierealne :(
Niestety męczy ciagłe powtarzanie tego samego, ale widocznie nie da się inaczej, by dotarlo do nieprzekonanych. Mnie przekonywać nie trzeba było, więc w pewnych punktach irytowało.
To powinna być lektura obowiązkowa w podstawówce. Niestety nierealne :(
Niestety męczy ciagłe powtarzanie tego samego, ale widocznie nie da się inaczej, by dotarlo do nieprzekonanych. Mnie przekonywać nie trzeba było, więc w pewnych punktach irytowało.
2016-07-25
Obrazek z jednej kampanii wojennej. Wspaniały głos wobec gloryfikacji bohaterstwa. Okrutne, ale przez to pacyfistyczny manifest.
Największy sprzeciw wobec wojny wypływa z utworów pokazujących kontrast pomiedzy wyobrażeniem a realiami wojny. Tak było w jednym z najlepszych filmów, jakie dane było mi obejrzeć (Grobowiec swietlików, goraco polecam), tak jest i w Huzarze.
Niestety za czesto ulegamy obrazowi wojny jako drogi do chwały, bohaterstwa, czy wyrażenia patriotycznej postawy, w czym od najmłodszych lat pomaga faszerowanie Sienkiewiczami i innymi bzdurami. W opisie wojennej otoczki ja jednak wolę zaufać osobie bezpośrednio bezstronnie zaangażowanej, czyli wieloletniemu korespondentowi wojennemu, perez-Reverte'owi.
Nieziernie udany debiut.
A "honor" to jedynie słowo wytrych mające ukryć głupotę.
Obrazek z jednej kampanii wojennej. Wspaniały głos wobec gloryfikacji bohaterstwa. Okrutne, ale przez to pacyfistyczny manifest.
Największy sprzeciw wobec wojny wypływa z utworów pokazujących kontrast pomiedzy wyobrażeniem a realiami wojny. Tak było w jednym z najlepszych filmów, jakie dane było mi obejrzeć (Grobowiec swietlików, goraco polecam), tak jest i w...
2016-07-20
Cieżkostrawne przez przeintelektualizowany język. W bonusie masa badań i teorii, o ktorych 99,9% czytelników nie ma pojęcia. Może i dobre, ale zdecydowanie Francuz nie zostanie moim idolem.
Cieżkostrawne przez przeintelektualizowany język. W bonusie masa badań i teorii, o ktorych 99,9% czytelników nie ma pojęcia. Może i dobre, ale zdecydowanie Francuz nie zostanie moim idolem.
Pokaż mimo to2016-04-24
Krótkie i mocne. Ale zabrakło wielowątkowości, snucia wielu historii naraz. Te dwie obecne w powieści nie dorównują tym, do których kartageńczyk nas przyzwyczaił.
Bardzo dobra warstwa "podwątkowa". Pozwala inaczej spojrzeć na sztukę miejską, a końcówka to majstersztyk dotyczący relacji pomiędzy inteligencją, sztuką a snobizmem. Trzy wartości wzajemnie na siebie oddziałujące, powiązane sprzężeniami zwrotnymi.
Ale jednak lekki zawód. Za mało Artura w Arturze. Dolny poziom AP-R to wciąż mimo wszystko górne loty wielu wielu innych.
Polecam wyznawcom grafitti, wiernym fanom AP-R oraz osobom, którzy jeszcze nie wiedzą, czy i jak powiązać życie z tzw. "sztuką".
Krótkie i mocne. Ale zabrakło wielowątkowości, snucia wielu historii naraz. Te dwie obecne w powieści nie dorównują tym, do których kartageńczyk nas przyzwyczaił.
Bardzo dobra warstwa "podwątkowa". Pozwala inaczej spojrzeć na sztukę miejską, a końcówka to majstersztyk dotyczący relacji pomiędzy inteligencją, sztuką a snobizmem. Trzy wartości wzajemnie na siebie...
2016-02-15
W czasie, gdy atakowani jesteśmy propagandą, że wszelkie zło i okrucieństwo to wina uchodźców, warto sięgnąć po to swoiste studium narodzin zła. Studium, które w jednoznaczny sposób określa, że to nie mityczni uchodźcy (wcześniej masoni, Żydzi itp.) są źródłem wszelkiej zbrodni, a sztucznie kreowane podziały. Te do których sami przykładami rękę kategoryzując nasze otoczenie. Wiedział to Fowles dziesiątki lat temu, my dzisiaj o tym zapominamy. To sztucznie wykreowane podziały spowodowały obsesję Ferdynanda ("nie te same klasy), nawet jeśli nie były one rzeczywiste, to wychowywał się w przeświadczeniu, że one istnieją.
Z drugiej strony mamy Mirandę, która chłonie lewicowe idee równości do tego stopnia, że nie jest w stanie się im przeciwstawić nawet w obliczu zagrożenia życia. Z tej konfrontacji Miranda wychodzi moralnie zwycięsko, ale cena jest zbyt wysoka.
Nużące są fragmenty wspomnień Mirandy z Georgem Pastonem, ale być może były one konieczne, by konfrontacja postaw Ferdynand-Miranda na poziomie idei była bardziej wyrazista.
Oto w powieści pojawia się tez kolejna relacja: Bóg - człowiek. I autorowi udało się ją przenieść na płaszczyznę stosunków Ferdynand-Miranda. Kto ostatecznie był Bogiem? Ferdynand, w którego wszechmocy trwała Miranda, mamiona obietnicą ujrzenia Królestwa Bożego (=światła dziennego)? A może jednak Miranda? Pozostająca w mesjańskim niemal obowiązku głoszenia i prób wprowadzania w życie idei, w które wierzyła, wybaczająca, a w końcu ofiarująca szansę na "odkupienie"?
Należy docenić Fowlesa za wielopłaszczyznowość powieści mimo kameralnej akcji. Za to, że można tę powieść odczytać na tak wiele sposobów (!!! niemal każda opinia o książce to inna interpretacja! nacisk położony na inny aspekt!!). Za to, że jest swoistym manifestem nowoczesnej, postępowej lewicy ideowej, mimo że powstała lat dziesiąt temu.
Jak na chyba debiut Fowlesa- wybitnie udany.
Powieść, której nie zapomni sie nigdy.
W czasie, gdy atakowani jesteśmy propagandą, że wszelkie zło i okrucieństwo to wina uchodźców, warto sięgnąć po to swoiste studium narodzin zła. Studium, które w jednoznaczny sposób określa, że to nie mityczni uchodźcy (wcześniej masoni, Żydzi itp.) są źródłem wszelkiej zbrodni, a sztucznie kreowane podziały. Te do których sami przykładami rękę kategoryzując nasze...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mój mistrz pokusił się o elementy humorystyczne w postaci Trójki Don Ibrahima. Wolałbym, żeby robił to rzadziej, bo odejmuje mu to gwiazdki w ocenie. Choć Dzidzię Dolores pokochałem niemal tak mocno jak sam Don Ibrahim.
A co poza tym? Jak zwykle świetny pierwszoplanowy wątek, który ustepuje miejsca opowieściom drugoplanowym, niemniej rozbudowanym. Tym razem jesteśmy świadkami cudownej historii pereł Carloty Bruner, niby opowieść drugoplanowa, ale jednak wybija się ponad wątek główny. Na koniec rewelacyjne splecenie wszystkich watków, zaskakujace rozwiązanie. Do tego tradycyjnie wiele rozważań o naturze człowieka i sensie zycia. Polecam, choć zdecydowanie nie jest to moja ulubiona powieść autora.
PS nie wiem czy to przypadke, ale zdecydowanie łatwiej czyta mi się te utwory, które tłumaczył Łobodziński... może tego tu zabrakło?
Mój mistrz pokusił się o elementy humorystyczne w postaci Trójki Don Ibrahima. Wolałbym, żeby robił to rzadziej, bo odejmuje mu to gwiazdki w ocenie. Choć Dzidzię Dolores pokochałem niemal tak mocno jak sam Don Ibrahim.
A co poza tym? Jak zwykle świetny pierwszoplanowy wątek, który ustepuje miejsca opowieściom drugoplanowym, niemniej rozbudowanym. Tym razem jesteśmy...
2016-04-10
Irytacja - to chyba dominujące uczucie, które towarzyszyło mi w lekturze.
Jeśli coś ma być niesamowite i niesłychane, to niech takie będzie ze względu na wydarzenia, fakty, powiązania, a nie ze względu na bezustanne powtarzanie fraz "to niesłychane", "to niesamowite", "oniemiałem", "trudno uwierzyć" itd. Odniosłem wrażenie, że bardzo usilnie nam się wmawia, że to niesamowite, a sugestia zazwyczaj idzie w użycie, gdy brak argumentów.
Kolejna rzecz: jeśli coś zowie się "śledztwem", to z faktów powinno dochodzić się do wniosków, a nie fakty dopasowywać do z góry uznanej za słuszną hipotezy.
A cała sprawa została ostatecznie nie rozwiązana, bo nie przedstawiono w efekcie najbardziej racjonalnego związku pomiędzy skazaniem zbrodniarzy a Księgą Estery, mimo że takie rozwiązanie nasuwa się na myśl w sposób oczywisty. Niestety tak się dzieje, gdy pod pozorem dokumentu "non-fiction" chce się stworzyć religijne fantasy.
Ogromną zaletą książki jest rozsądne dawkowanie wiedzy tak o narodzie żydowskim, jak i nazizmie, dzięki temu sporo wiedzy wchłania się w sposób wręcz naturalny i bezbolesny. Zdecydowany plus także dla warstwę wspomnieniową - opowieść o rodzinie B. Benyamina jest najciekawszym fragmentem.
Na tym niestety walory Kodu Estery się kończą. Niestety - rozczarowanie.
EDIT
Zapomniałbym o przekłamaniach. Wojna izraelsko-arabska z poczatku lat 70-tych wygrana przez Izreal, ponieważ "Izreal miał więcej do stracenia, więc walczył z większym poświęceniem". No cyc opada...
Irytacja - to chyba dominujące uczucie, które towarzyszyło mi w lekturze.
Jeśli coś ma być niesamowite i niesłychane, to niech takie będzie ze względu na wydarzenia, fakty, powiązania, a nie ze względu na bezustanne powtarzanie fraz "to niesłychane", "to niesamowite", "oniemiałem", "trudno uwierzyć" itd. Odniosłem wrażenie, że bardzo usilnie nam się wmawia, że to...
W zasadzie bardzo wiele, co można powiedzieć o tej książce, jest w jej oficjalnym opisie, co w zasadzie jest rzadkością. Pomieszanie gatunków, afera, true crime no i Dynastia.
Czego z kolei w opisie nie ma, to opowieści o tym, jak różnie wyglądają punkty widzenia w zależności od punktu siedzenia i jak płynna jest granica moralności w zależności od tego właśnie.
Nie ma również w opisie tego, że nawet czytelnik nierozmiłowany w okresie - czytaj ja - będzie w stanie połknąć to opasłe tomiszcze jednym ciągiem.
Niezapłacone przed końcem roku rachunki, naczynia walające się w zlewie, skarpetki przy łóżku, niewysłane maile w pracy - czuj się winny i odpowiedzialny, Dehnelu, bo rzeczywiście nie sposób się oderwać: czytałem w domu, w pracy w autobusie, w marszu, w zasadzie bez dłuższych przerw.
Jednocześnie gorące pozdrowienia dla tych, którzy nie czytali, a już się zdążyli przysrać do autora w opiniach, wy też w tej powieści jesteście, pod innymi personaliami, w Bajorze :P Bez urazy, Janino :P
A czy to opowieść o Łabędziach, o Bajorze, czy o Bajorze łabędzim - ocenę tego pozostawmy tym, którzy przeczytali.
Za niesamowity poziom przykuwalności uwagi i nieodklejalność od letury - 9/10
W zasadzie bardzo wiele, co można powiedzieć o tej książce, jest w jej oficjalnym opisie, co w zasadzie jest rzadkością. Pomieszanie gatunków, afera, true crime no i Dynastia.
więcej Pokaż mimo toCzego z kolei w opisie nie ma, to opowieści o tym, jak różnie wyglądają punkty widzenia w zależności od punktu siedzenia i jak płynna jest granica moralności w zależności od tego właśnie.
Nie ma...