-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2016-12-29
2016-06-01
Od kilku lat nosiłam się z zamiarem przeczytania tej książki i zawsze znajdowałam sobie jakąś inną lekturę.
Wreszcie się udało.
Niewiele prozy Hemingwaya przeczytałam, nie umiem więc odnieść książki do reszty jego twórczości (ocenić, jak wypada na tej reszty tle).
Nie wiem, czy na rynku funkcjonują jakieś inne tłumaczenia od "mojego" - ja czytałam powieść w przekładzie Zielińskiego.
I była to chyba jedna z niewielu książek, które wydawały mi się napisane niesamowicie anachronicznie.
A wiele starszych pozycji czytałam, pisanych dużo bardziej skomplikowanym stylem również.
Szczególnie dialogi (zwłaszcza te między parą głównych bohaterów) wypadły tu jakoś bardzo pretensjonalnie. Pomimo swojej skrótowości.
Nie operuję angielskim na tyle dobrze, żeby porównać powieść z jej oryginałem, sądzę jednak, że on jest jakiś mniej toporny. Tak podejrzewam.
Do rzeczy - nie czytałam żadnych recenzji książki przed lekturą, nie chciałam zdradzać sobie fabuły.
Spodziewałam się książki bliskiej "Na Zachodzie bez zmian", dostałam romans.
Nie taki czysty, bo wojna tu pobrzmiewa.
Z typowymi dla pisania o niej realistycznymi opisami.
Nie jest to jednak ten typ literatury. Kto chce szukać w "Pożegnaniu z bronią" tego, co znalazł u Remarque'a, ten się rozczaruje.
To jest bardzo dobra książka o wpływie wojny na psychikę i działania młodej jednostki, która znalazła się w miejscu zupełnie dla niej nieodpowiednim i ponosi (znaczne) konsekwencje takich a nie innych swoich wyborów.
To jest całkiem zgrabny manifest antywojenny, pokazujący to, jak bardzo młodość nie pasuje do wszystkiego, co z wojną i śmiercią związane i jak bardzo chęć przetrwania zwycięża wszystkie idee na których działania zbrojne zwykle się buduje (właściwie to tylko zerwanie z wszelkimi próbami postępowania zgodnie z nimi ratuje człowiekowi życie).
Ale nie znajdziemy tu rozwlekłych analiz i głębokich przemyśleń narratora - bohatera.
Narracja toczy się wartko, jest jednak oszczędna w słowa.
Wielkie tragedie (te wspólne dla większych zbiorowości i prywatne, osobiste) narrator opisuje beznamiętnie.
W tym mówieniu w prostych słowach o największych dramatach jest jakiś urok.
I może to szokować.
Mnie jednak nie szokowało.
Przypuszczam, że dlatego trochę się tą książką rozczarowałam.
Ale polecam ją - i fanom prostych historii o miłości na tle wojennej zawieruchy i tym, którzy na punkcie pierwszej wojny światowej w literaturze są zafiksowani.
To pozycja, którą znać trzeba.
Po prostu.
Od kilku lat nosiłam się z zamiarem przeczytania tej książki i zawsze znajdowałam sobie jakąś inną lekturę.
Wreszcie się udało.
Niewiele prozy Hemingwaya przeczytałam, nie umiem więc odnieść książki do reszty jego twórczości (ocenić, jak wypada na tej reszty tle).
Nie wiem, czy na rynku funkcjonują jakieś inne tłumaczenia od "mojego" - ja czytałam powieść w przekładzie...
Jak dla mnie - wspaniały dramat. Nie tylko tu, ale w ogóle zachwycam się językiem Gombrowicza, jego giętkością stylistyczną i składniową. W "Iwonie..." oprócz tego mamy jeszcze doskonałe przenicowanie stosunków międzyludzkich.
"Iwona..." boli. Szkoda, że tylko inne Iwony, a nie ich oprawców....
Jak dla mnie - wspaniały dramat. Nie tylko tu, ale w ogóle zachwycam się językiem Gombrowicza, jego giętkością stylistyczną i składniową. W "Iwonie..." oprócz tego mamy jeszcze doskonałe przenicowanie stosunków międzyludzkich.
"Iwona..." boli. Szkoda, że tylko inne Iwony, a nie ich oprawców....
Lekcja historii. Obowiązkowa. I styl wcale nie gorszy od Joyce'a.
Lekcja historii. Obowiązkowa. I styl wcale nie gorszy od Joyce'a.
Pokaż mimo to
Świetna panorama ówczesnego społeczeństwa, dobre studium stosunków międzyludzkich i wnikliwy portret psychologiczny karierowicza, który ma w sobie coś z Judyma - tu mu źle, tam niedobrze, a nawet ideały jakieś jeszcze się uchowały, tylko realia każą o nich zapomnieć.
A za miłością odrzuconą to się tęskni, oj tęskni...
warto - zwłaszcza, jeśli jest się z Łodzi, żeby móc sprawdzić, ile z dawnej Łodzi w tej nowej zostało.
Świetna panorama ówczesnego społeczeństwa, dobre studium stosunków międzyludzkich i wnikliwy portret psychologiczny karierowicza, który ma w sobie coś z Judyma - tu mu źle, tam niedobrze, a nawet ideały jakieś jeszcze się uchowały, tylko realia każą o nich zapomnieć.
A za miłością odrzuconą to się tęskni, oj tęskni...
warto - zwłaszcza, jeśli jest się z Łodzi, żeby móc...
dla wszystkich, którzy wierzą, że prawdziwa miłość istnieje :)
i dla tych, którzy lubują się w ironii - nie do końca wyrażonej wprost, acz czasami bardzo wyraźnej ;)
dla wszystkich, którzy wierzą, że prawdziwa miłość istnieje :)
i dla tych, którzy lubują się w ironii - nie do końca wyrażonej wprost, acz czasami bardzo wyraźnej ;)
Czytałam trzy razy. I przeczytałabym jeszcze kilka, gdyby czasu wystarczyło.
Czytałam trzy razy. I przeczytałabym jeszcze kilka, gdyby czasu wystarczyło.
Pokaż mimo to
Jeśli komuś spodobały się przygody Szwejka lub zna klimat pierwszej wojny tylko z Remarque'a, to musi przeczytać - w pierwszym wypadku domyśli się, dlaczego, a w drugim uderzy go odmienność poetyki zastosowanej przez autora.
Na pewno dla wszystkich, którzy lubią historię :)
czyta się jednym tchem i nie można się oderwać.
Jeśli komuś spodobały się przygody Szwejka lub zna klimat pierwszej wojny tylko z Remarque'a, to musi przeczytać - w pierwszym wypadku domyśli się, dlaczego, a w drugim uderzy go odmienność poetyki zastosowanej przez autora.
Na pewno dla wszystkich, którzy lubią historię :)
czyta się jednym tchem i nie można się oderwać.
Zoli zdarzały się lepsze książki.
"Nana" jest tendencyjna, narrator nie kryje swojej niechęci do głównej bohaterki, momentami akcja rozwija się zbyt wolno, żeby u końca książki galopować zupełnie bez powodu....
Historia frapuje, ale sposób podania denerwuje.
Zoli zdarzały się lepsze książki.
"Nana" jest tendencyjna, narrator nie kryje swojej niechęci do głównej bohaterki, momentami akcja rozwija się zbyt wolno, żeby u końca książki galopować zupełnie bez powodu....
Historia frapuje, ale sposób podania denerwuje.
2007-01-01
2008-01-01
Nie spodziewałam się, że ta książka zrobi ze mną to, co zrobiła - przeżuje, wypluje i zostawi w szoku, w jakim zostaje się zwykle po rozstaniu albo jakiejś innej utracie. Że uświadomi tak wiele bolesnych prawd i wstrząśnie.
A zrobiła to.
Gdybym nie dostała jej w prezencie gwiazdkowym od bliskiej osoby, to pewnie bym po nią nie sięgnęła - recenzenci zadbali o to, żeby chcieć widzieć ją jako książkę uwikłaną politycznie, przeintelektualizowaną i napisaną przez autora, który dba wyłącznie o własną autokreację.
Takie opinie pojawiły się w mojej głowie po jej premierze - strzępki zdań, jakieś skojarzenia jedynie.
Od czasu skończenia studiów filologicznych bardzo niechętnie sięgam po nowości z gatunku polskiej literatury pięknej, zniechęcona całym tym zakodowanym mi w głowie grzebaniem się w jej warstwie technicznej, które na dobre odebrało mi zwykłą radość czytania - fabuły zwłaszcza.
Na szczęście, jak wspomniałam, "Króla" znalazłam pod choinką.
Bo wiele bym straciła, gdybym go nie przeczytała.
Właściwie mogłabym napisać, że jest to coś w podobie "Pożegnania jesieni" Witkacego i "Początku" Szczypiorskiego i takie zdanie w pełni wystarczyłoby, żeby zachęcić do przeczytania "Króla" tego, kogo zachęcić powinno.
Ale szkoda na tym skończyć.
Tak, jest tu sporo z Witkacego-prozaika - zwłaszcza w konstrukcji bohaterów (Anna ma w sobie tak wiele z Heli Bertz, tak wiele! cały burdel Ryfki Kij zresztą jest taki niepokojąco witkacowski).
Do Szczypiorskiego zbliża zaś Twardocha sposób prowadzenia narracji.
Nie wiem, czy autor naprawdę miał w głowie te dwie pozycje, na pewno je znał, bo to już klasyka. Ciężko nie znać. Nie podejrzewam Twardocha o takie kanoniczne braki.
W gruncie rzeczy jest to bez znaczenia - "Król" jest i tak jedyny w swoim rodzaju.
O tym, czy książka jest dobra w moim prywatnym mniemaniu decydują dwie ważne rzeczy - czy jest nieprzezroczysta (zatem to, czy poza fabułą jest w niej jeszcze "coś" - ciekawa, nieprzypadkowa konstrukcja techniczna) i to, czy pomimo tej nieprzezroczystości po odrzuceniu jej, wyparciu, pominięciu fabuła jest strawna i wciągająca dla laika.
Dla kogoś, kto o teorii literatury nie ma i nie chce mieć zielonego pojęcia.
Dostojewski, Zola czy Sienkiewicz nie podbili serc dzięki swojej biegłości artystycznej a dzięki fabułom i krwistym, prawdziwym bohaterom i historiom, których nie sposób zapomnieć - krytyków i historyków literatury jest i było na świecie zawsze mniej, niż szarych czytelników.
Taki jest "Król".
Sprawnie napisana powieść, którą najlepiej chyba zaklasyfikować jako noir, osadzona w czasach, o których powieści nie napisano jeszcze zbyt wiele - trudnych, brudnych, w gruncie rzeczy paskudnych, choć w świadomości przeciętnego Polaka spokojnych i mlekiem z miodem płynących.
Z bohaterami, których nie powinno się lubić, a którym jednak się kibicuje, dla których chce się wszystkiego co najlepsze, którzy fascynują i zauraczają, magnetyzują.
Ze zwrotami akcji, których czytelnik nie spodziewa się i których spodziewać się nie chce.
Przecież od pierwszych stron, od tytułu nawet, nastawiony jest na powieść o sukcesie...
Sukces taki jakiego wypatruje nie nadchodzi.
Albo nadchodzi, bo w pewnych okolicznościach samo przetrwanie jest już sukcesem.
Zaszczytem dostępnym wyłącznie nielicznym.
A pomimo tego "Król" zostawia w głowie przede wszystkim myśl, że zawsze masz wybór.
Że tak naprawdę też jesteś "Królem" - to Twoje decyzje (czasami te podjęte w ułamku sekundy) mają wpływ na to, jak potoczy się Twoje życie, choć przez większą część tego życia nie jesteś tego świadomy.
Dlatego "Króla" się odczuwa - nawet, gdy nie jest się erudytą i nie widzi się jak sprawnie Twardoch operuje językiem, gdy nie chce się zobaczyć w odsądzonym od czci i wiary kaszalocie figury nie tak całkiem pozbawionej sensu (Szapiro jest przecież tragicznym przeciwieństwem Jonasza!), gdy nie dostrzega się nie tylko podobieństwa do powieści Witkacego i Szczypiorskiego, ale i przewijającego się przez "Króla" nawiązania do "Fugi Śmierci" Celana.
Warto - serio, serio.
Naprawdę warto.
Nie spodziewałam się, że ta książka zrobi ze mną to, co zrobiła - przeżuje, wypluje i zostawi w szoku, w jakim zostaje się zwykle po rozstaniu albo jakiejś innej utracie. Że uświadomi tak wiele bolesnych prawd i wstrząśnie.
więcej Pokaż mimo toA zrobiła to.
Gdybym nie dostała jej w prezencie gwiazdkowym od bliskiej osoby, to pewnie bym po nią nie sięgnęła - recenzenci zadbali o to, żeby...