-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać58
Biblioteczka
2023-10-01
2023-06-27
2023-12-02
2023-12-01
2023-12-28
Bardzo kiepska adaptacja komiksowa. Tłumaczenie jest słabe (słownictwo współczesne przeplatane ze słownictwem z epoki, pozostawione bez żadnej próby słowa), podejrzewam, że tłumacz nawet nie sięgnął do tłumaczenia książki.
Warstwa wizualna - tak istotna w komiksie - też nie zachwyca. Autor ilustracji się nie wysilił - cały scenariusz jest po prostu nudny, to zaskakujące, że autorom udało się tak bezbarwnie przełożyć niezwykle zabawny kryminał Christie. Wyróżnia się tu może pół kadru (ucieczka Tommy'ego), ale całość przekazywana jest tak nudno jak się tylko da. Statyczne są wszystkie sceny rozmów, gdzie twórcy po prostu dają jeden kadr na ulicę/park/gabinet i tuzin dymków z wypowiedziami bohaterów. Żadnych prób zdynamizowania opowieści, żadnych prób eksperymentowania z wyglądem.
Twórcy nie poradzili też sobie z ułożeniem wypowiedzi. Dymki z wypowiedziami ustawione są nieintuicyjnie i co chwila łapałam się, że czytam konwersację w nie takiej kolejności jak powinnam. Autorzy poprzycinali historię tak, by zmieściła się do 60-stronicowego komiksu, co oznacza, że automatycznie powycinali m.in. wszystkie żarty między bohaterami. Zaś to, co zostawili, zostało zamordowane przez tłumacza.
Póki co najgorsza adaptacja Christie ze wszystkich, które czytałam. Boli tym bardziej, że "Tajemniczy przeciwnik" to moja ulubiona powieść Christie.
Bardzo kiepska adaptacja komiksowa. Tłumaczenie jest słabe (słownictwo współczesne przeplatane ze słownictwem z epoki, pozostawione bez żadnej próby słowa), podejrzewam, że tłumacz nawet nie sięgnął do tłumaczenia książki.
Warstwa wizualna - tak istotna w komiksie - też nie zachwyca. Autor ilustracji się nie wysilił - cały scenariusz jest po prostu nudny, to zaskakujące,...
2023-12-30
Wśród komiksowych adaptacji powieści Christie póki co pozytywnie wyróżniają się adaptacje przygód Poirota - "A.B.C." było co prawda nudne, ale z kolei "Morderstwo w Orient Expressie" eksperymentowało z malarstwem. "Tajemnicza historia w Styles" nie stawia sobie wysokich wyzwań, ale przynajmniej nie idzie po najmniejszej linii oporu jak zrobił to duet odpowiedzialny za "Tajemniczego przeciwnika" (o przygodach Beresfordów).
Kreska nie jest specjalnie wyszukana - przypomina francuskie serie komiksowe Hergego (taki Tintin, ale w wersji uproszczonej). Jest - z braku lepszego określenia - wesoła, a momentami wręcz sięgająca po komizm. Widoczne jest to we wszystkich interakcjach między Hastingsem a Poirot. Miło także, że twórcy komiksu pokusili się o jakieś urozmaicenia - fajny jest kadr, gdy Poirot wymienia zgromadzone poszlaki, dobrze wypadają momenty, gdy Hastings biega zdezorientowany za Poirot, który... no jest Poirotem.
Trochę żałuję, że autorzy nie pokusili się o większe zróżnicowanie postaci - bohaterowie są podobnego wzrostu i postury, co trochę męci całą zagadkę, zaś opisywanie Poirot jako małego Belga mija się z celem, gdy detektyw na kartach komiksu dorównuje wzrostem pozostałym mieszkańcom Styles.
Wśród komiksowych adaptacji powieści Christie póki co pozytywnie wyróżniają się adaptacje przygód Poirota - "A.B.C." było co prawda nudne, ale z kolei "Morderstwo w Orient Expressie" eksperymentowało z malarstwem. "Tajemnicza historia w Styles" nie stawia sobie wysokich wyzwań, ale przynajmniej nie idzie po najmniejszej linii oporu jak zrobił to duet odpowiedzialny za...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-31
Jest poprawnie, bez żadnych fajerwerków. Kreska nie irytuje, są drobne błędy w tłumaczeniu (widoczne w pierwszym akcie toczącym się u państwa Bantry), jednak duet podchodzi do swojego zadania bez szczególnego entuzjazmu. Wprowadzenie panny Marple aż się prosi o większą dawkę komizmu (coś, co częściowo udało się autorom odpowiedzialnym za komiksową "Tajemniczą historię w Styles"), tutaj ten potencjał został zmarnowany. Lepiej niż przy przygodach Beresfordów, ale trzeba przyznać, że poprzeczka została zawieszona wyjątkowo nisko. Poprawnie, ale nic ponadto.
Jest poprawnie, bez żadnych fajerwerków. Kreska nie irytuje, są drobne błędy w tłumaczeniu (widoczne w pierwszym akcie toczącym się u państwa Bantry), jednak duet podchodzi do swojego zadania bez szczególnego entuzjazmu. Wprowadzenie panny Marple aż się prosi o większą dawkę komizmu (coś, co częściowo udało się autorom odpowiedzialnym za komiksową "Tajemniczą historię w...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-31
Odbiłam się od niej (co dziwne, bo taką samą strukturę ma tom pierwszy "Jesień"), ale doceniam alegoryczną opowieść, w którą sprawnie wpleciona została polityczna debata. Niezależnie od moich uczuć względem samej historii, pozostaję pod wrażeniem poetyckiego języka, którym Smith tworzy opowieść o rozpadzie rodziny.
Odbiłam się od niej (co dziwne, bo taką samą strukturę ma tom pierwszy "Jesień"), ale doceniam alegoryczną opowieść, w którą sprawnie wpleciona została polityczna debata. Niezależnie od moich uczuć względem samej historii, pozostaję pod wrażeniem poetyckiego języka, którym Smith tworzy opowieść o rozpadzie rodziny.
Pokaż mimo to2023-11-25
2023-08-10
2023-12-31
Uwielbiam mój klub książki za to, że często sięgam dzięki niemu po książki, na które nigdy w życiu nie zwróciłabym uwagi. Taką powieścią jest "Murder in the Family". Tytuł jest przeciętny, okładka także nie przykuwa uwagi, nie na tyle, bym w ogóle pomyślała o przeczytaniu opisu z tyłu książki.
Tymczasem za tym niepozornym tytułem i okładką kryje się fantastyczny kryminał. Świetna jest sama formuła, budowa książki - całość składa się z transkrypcji serialu dokumentalnego typu true crime, a także wszystkich powiązanych z tym rzeczy (artykuły z gazet, drzewa genealogiczne, plany domów/okolicy, CV pracowników, zapisy smsów czy wiadomości głosowych).
Taki misz-masz początkowo jest trudny przy lekturze. Za dużo informacji, zbyt wielu bohaterów, można się pogubić wśród tych wszystkich dokumentów, danych, którymi Hunter zarzuca czytelników od pierwszych stron. Na szczęście mniej więcej po pierwszym odcinku (powieść podzielona jest na odcinki na wzór serialu) robi się łatwiej i czytelnik "wchodzi" do świata wykreowanego przez autorkę.
Niestety z powodu ogromnej liczby bohaterów (samych ekspertów, badających dla serialu sprawę, jest sześciu) wszyscy się zlewają w jedno. Wątków i osób jest tu dużo, część z nich niczym się nie wyróżnia (eksperci przez większość książki pozostają jedną bezładną masą). Szkoda, że Hunter nie udało się bardziej ich zróżnicować, sprawić, by można było ich łatwo rozpoznać.
Na szczęście jest to jedyny mankament powieści. Całą resztę można zaliczyć na plus - strukturę zagadki, wszystkie mylące tropy, rozwiązanie, formułę. Co ważne, jeśli ma się tę możliwość, lepiej sięgnąć po papierową wersję kryminału - ciągłe powiększanie i zmniejszanie stron na Kindle'u było nieco irytujące.
"Murder in the Family" było dla mnie niezwykle pozytywnym zaskoczeniem. Z pewnością sięgnę po inne powieści Cary Hunter, a ten tytuł będę polecać wszystkim swoim znajomym - i każdemu, kto będzie mnie słuchać.
Uwielbiam mój klub książki za to, że często sięgam dzięki niemu po książki, na które nigdy w życiu nie zwróciłabym uwagi. Taką powieścią jest "Murder in the Family". Tytuł jest przeciętny, okładka także nie przykuwa uwagi, nie na tyle, bym w ogóle pomyślała o przeczytaniu opisu z tyłu książki.
Tymczasem za tym niepozornym tytułem i okładką kryje się fantastyczny...
2023-12-27
Gdy sięgam po lekturę kolejnej książki Hanny Greń, zawsze czuję naiwną nadzieję pomieszaną z przeczuciem gorzkiego rozczarowania. I niemal zawsze się rozczarowuję.
Dlaczego zatem sięgam jak głupia po jej powieści i tytuł za tytułem przeżywam zawód? Cóż, częściowo to wina wydawnictwa, które chyba uparło się, by mnie do autorki przekonać i wysyła mi kolejne jej książki. Częściowo zaś mój ośli upór, który każe mi non stop sprawdzać na własne oczy poczynania Greń.
Bo w zamyśle jej kryminały mają sens. Gdybym streściła komuś zagadkę jakiegokolwiek jej kryminału, z pewnością uznałby sam pomysł za interesujący. Niestety między pomysłem a wykonaniem jest przepaść. Greń zanudza bohaterów niepotrzebnymi wątkami obyczajowymi (naprawdę nie potrzebuję aż tylu rozdziałów poświęconych koleżance Zyty), nierówno prowadzi akcję, nie potrafi się także zdecydować na to, w jakim tonie opowiedzieć swoją historię.
W efekcie tworzy się taki misz-masz, bałagan, w którym momentami trudno się połapać. Czy to ma być historia Zyty? Śledztwo Izy? Igora? Dlaczego całość brzmi jakby ktoś zestawił cztery różne fabuły i połączył je w jedną powieść?
"Pięć i pół śmierci" jest takim misz-maszem. Mniej więcej w połowie powieści miałam jeszcze nadzieję, że autorka - po wstępie, który nie pasował do niczego, skupiła się na szczęście na śledczej robocie Izy, ale wtedy autorka zmieniła kierunek i poleciała w obyczajowe wątki. Co miałoby jeszcze jakiś sens, gdyby całość była wyważona i sygnalizowana wcześniej.
Ostatecznie "Pięć i pół śmierci" jest dla mnie kolejnym rozczarowaniem. Zdecydowanie jest lepsza od innych powieści Greń, ale daleko jej do pierwszych tomów o losach Dionizy. Bez żalu można pominąć.
Gdy sięgam po lekturę kolejnej książki Hanny Greń, zawsze czuję naiwną nadzieję pomieszaną z przeczuciem gorzkiego rozczarowania. I niemal zawsze się rozczarowuję.
Dlaczego zatem sięgam jak głupia po jej powieści i tytuł za tytułem przeżywam zawód? Cóż, częściowo to wina wydawnictwa, które chyba uparło się, by mnie do autorki przekonać i wysyła mi kolejne jej książki....
2023-12-26
Rozlazła, za nudna i z nieciekawą, oderwaną od rzeczywistości, bohaterką. Język całkowicie niepasujący do świata przedstawionego (dotyczy to zarówno wstawek ze wspomnień Emilii, jak i języka Julianny czy babci Nusi). Całość zanurzona jest w jakiejś alternatywnej, naiwnej rzeczywistości (która jednak nie jest do końca utrzymana, Sawicka momentami wyłamuje się ze swojej własnej konwencji). Strata czasu.
Rozlazła, za nudna i z nieciekawą, oderwaną od rzeczywistości, bohaterką. Język całkowicie niepasujący do świata przedstawionego (dotyczy to zarówno wstawek ze wspomnień Emilii, jak i języka Julianny czy babci Nusi). Całość zanurzona jest w jakiejś alternatywnej, naiwnej rzeczywistości (która jednak nie jest do końca utrzymana, Sawicka momentami wyłamuje się ze swojej...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-26
Lepszy od tomu pierwszego - tu Connelly nie nagina logiki fabuły, by uzyskać fajną scenę. Solidny warsztat, dobra zagadka, finalnie - dobrze się to czyta. Choć miałam wątpliwości związane z tą serią po tomie pierwszym, to teraz już z większym optymizmem spoglądam na kolejne tomy.
Lepszy od tomu pierwszego - tu Connelly nie nagina logiki fabuły, by uzyskać fajną scenę. Solidny warsztat, dobra zagadka, finalnie - dobrze się to czyta. Choć miałam wątpliwości związane z tą serią po tomie pierwszym, to teraz już z większym optymizmem spoglądam na kolejne tomy.
Pokaż mimo to2023-12-23
O reportażu Józefiaka po raz pierwszy usłyszałam, gdy obejrzałam mini esej "Pozabijamy się wszyscy, bo husaria lubi za***dalać", który dotyczył głównie śmiertelności na drogach i problemu szybkości kierowców.
Początkowo obawiałam się, że nieco sobie lekturę popsułam, bo pierwsze rozdziały stanowiły de facto powtórzenie tego, co już w eseju usłyszałam (plus nieco inne przykłady, ale krążące wokół tej samej tezy). Na szczęście Józefiak nie ograniczył się do tych dwóch problemów, lecz szeroko podszedł do kwestii bezpieczeństwa na drogach.
Wieloaspektowość polega na poruszeniu także kwestii budowy miast, kwestii komunikacji, betonizacji przestrzeni oraz pracy kurierów, kierowców ciężarówek czy taksówek. Nieco zabrakło - przywoływanych słusznie przez innych czytelników - motocyklistów czy korytarzy życia, ale nie da się ukryć, że jest to szeroka praca, która zasługuje na uwagę.
O reportażu Józefiaka po raz pierwszy usłyszałam, gdy obejrzałam mini esej "Pozabijamy się wszyscy, bo husaria lubi za***dalać", który dotyczył głównie śmiertelności na drogach i problemu szybkości kierowców.
Początkowo obawiałam się, że nieco sobie lekturę popsułam, bo pierwsze rozdziały stanowiły de facto powtórzenie tego, co już w eseju usłyszałam (plus nieco inne...
2023-12-22
Panie Rogoziński, to, że wstawi pan kilkukrotnie do tekstu uwagi typu "gdyby zamieściła taki wątek w swojej powieści, zostałaby zrugana za brak prawdopodobieństwa/za nielogiczność" (wygłaszane przez bohaterkę-pisarkę), nie oznacza, że może pan wrzucać jakiekolwiek głupoty do powieści. Samoświadomość i samokrytyka jest ważna, ale nie zwalnia z rozsądku (bo to sprawia, że cała fabuła książki rozwija się we wszystkie kierunki, namnażając niepotrzebnie wątki).
Panie Rogoziński, to, że wstawi pan kilkukrotnie do tekstu uwagi typu "gdyby zamieściła taki wątek w swojej powieści, zostałaby zrugana za brak prawdopodobieństwa/za nielogiczność" (wygłaszane przez bohaterkę-pisarkę), nie oznacza, że może pan wrzucać jakiekolwiek głupoty do powieści. Samoświadomość i samokrytyka jest ważna, ale nie zwalnia z rozsądku (bo to sprawia, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-18
O twórczości Lucindy Riley słyszałam wiele i zawsze w pochlebnych słowach. Choć odbiłam się od "Sekretnego listu" (zbyt wielka melodramatyczność) i "Tajemnic Fleat House" (za wiele pobocznych wątków, za mało tego głównego), to cały czas liczyłam, że z "Siedmioma siostrami" będzie inaczej. Wszak, jakby nie było, to jej sztandarowe dzieło, coś, co jest chwalone wszędzie. Powinno mi się spodobać, prawda? Nawet jeśli się w tej powieści nie zakocham, to przynajmniej docenię, prawda?
No więc nie. Oj - tak można w skrócie podsumować moje wrażenia z tej lektury. Nie znalazłam tu nic, co mogłoby mnie zachwycić, zdumieć, sprawić, że pokocham lub chociaż polubię Maję czy Izabelę. Tam, gdzie w poprzednich jej książkach mogłam przynajmniej docenić jakieś elementy (telenowelowość "Sekretnego listu" i dość wartką akcję "Tajemnicy..."), tu nie miałam nawet tego.
Rozumiem zamysł przerobienia to na baśń, szkoda jednak że ten zamysł pozostaje jakby niedokończony (i w sam środek wrzuca się melodramę). Szkoda, że fabuła się bardzo wolno rozwija (sam opis spotkania okołopogrzebowego był zbytnio przeciągnięty, biorąc pod uwagę, na czym skupia się historia tomu pierwszego), narracja jest infantylna i tragiczna (liczne powtórzenia, drewniane dialogi), a bohaterka nijaka.
Całość ciągnie się jak makaron i szczerze mówiąc, nie dziwię się, że autorka potrzebowała ośmiu (!) części, by opowiedzieć swoją historię, skoro czterysta stron opowiada coś, co mogłaby spokojnie zawrzeć w stu i nie byłoby w tym szkody dla fabuły (a może ożywiłoby to jakoś całość).
Możliwe, że sięgnę po tom drugi, ale będzie to wynikało czysto z mojej naiwnej nadziei, która każe mi wierzyć, że może, może nie do trzech, a do czterech razy sztuka. Póki co muszę się zacząć godzić z faktem, że Lucinda Riley po prostu nie jest autorką dla mnie.
O twórczości Lucindy Riley słyszałam wiele i zawsze w pochlebnych słowach. Choć odbiłam się od "Sekretnego listu" (zbyt wielka melodramatyczność) i "Tajemnic Fleat House" (za wiele pobocznych wątków, za mało tego głównego), to cały czas liczyłam, że z "Siedmioma siostrami" będzie inaczej. Wszak, jakby nie było, to jej sztandarowe dzieło, coś, co jest chwalone wszędzie....
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-17
Świetny kryminał - nieco powolny, ale z dobrą zagadką, która wynagradza niespieszne tempo powieści. Znacznie przystępniejszy dla polskiego czytelnika niż dla zagranicznego (moi znajomi z klubu książki z trudem przedzierali się przez fabułę i te wszystkie odnośniki kulturowe), ale wciąż przyjemny w lekturze. Z pewnością sięgnę po kolejne tomy, szczególnie dla humoru ukrytego między wierszami.
Świetny kryminał - nieco powolny, ale z dobrą zagadką, która wynagradza niespieszne tempo powieści. Znacznie przystępniejszy dla polskiego czytelnika niż dla zagranicznego (moi znajomi z klubu książki z trudem przedzierali się przez fabułę i te wszystkie odnośniki kulturowe), ale wciąż przyjemny w lekturze. Z pewnością sięgnę po kolejne tomy, szczególnie dla humoru...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-15
Całkiem przyjemny kocykowy kryminał. Bohaterowie są sympatyczni, zagadka całkiem sprawnie poprowadzona (choć czasem ginie wśród tych obyczajowych wątków), całość ma ręce i nogi. Takich kryminałów aż przyjemnie się słucha w trakcie zimowych porządków.
Całkiem przyjemny kocykowy kryminał. Bohaterowie są sympatyczni, zagadka całkiem sprawnie poprowadzona (choć czasem ginie wśród tych obyczajowych wątków), całość ma ręce i nogi. Takich kryminałów aż przyjemnie się słucha w trakcie zimowych porządków.
Pokaż mimo to2023-12-14
Całkowita porażka. Zabrakło w tym wszystkim jakiejś werwy (Penelope Douglas w kółko powtarzała ten sam motyw), jakiejś energii oraz zrozumiałej fabuły. Czyta się to z rosnącym poczuciem zażenowania i znudzenia.
Irytujące jest jeżdżenie autorki po wszystkich kobietach, które nie są Jordan, a które są wolne i teoretycznie mogłyby być konkurencją dla dziewczyny. Wkurzające są powtarzające się wątki, przez co można dosłownie przewidzieć reakcje każdego na wszystko (najpierw między protagonistami jest w porządku, później mamy akt zazdrości/zaborczości ze strony Pike'a, dochodzi do kłótni, Jordan postanawia odejść, Pike kaja się, jednocześnie znowu zachowuje się zaborczo, dochodzi do pojednania i kółko się zatacza).
Wreszcie - problemem jest to, że tak naprawdę nic nie wiem o bohaterach. Wiem tylko, kim nie są. Ten przytyk dotyczy głównie Jordan (o Pike'u mamy tych kilka wstawek o posiadaniu firmy budowlanej czy wojsku), bowiem o niej dosłownie nic nie wiem oprócz tego, że nie jest taka jak inne dziewczyny. Rozumiem kwestię "wstawiania się przez czytelniczki do fabuły", ale Douglas mogłaby chociaż dać Jordan kierunek studiów. Albo jakieś hobby. Albo plany na przyszłość. Cokolwiek, bym mogła jej kibicować.
"Birthday Girl" jest nudną, ciągnącą się opowieścią, której nie wynagradzają nawet nieliczne sceny zbliżeń. Bohaterowie są nijacy, fabuła żadna, a całość jest stratą czasu.
Całkowita porażka. Zabrakło w tym wszystkim jakiejś werwy (Penelope Douglas w kółko powtarzała ten sam motyw), jakiejś energii oraz zrozumiałej fabuły. Czyta się to z rosnącym poczuciem zażenowania i znudzenia.
Irytujące jest jeżdżenie autorki po wszystkich kobietach, które nie są Jordan, a które są wolne i teoretycznie mogłyby być konkurencją dla dziewczyny. Wkurzające są...
Ładna kreska. Podoba mi się oprawa graficzna - momentami całość wygląda jakby wyjęta z obrazu, zaś przez pozostałą część jak zwykły komiks. Fajny jest też zabieg w finale - ciemne barwy, cienie i wątłe światło świetnie nastrajają ostatnie sceny. Tych elementów jest jednak zbyt mało - szkoda zmarnowanego morderstwa (nudno pokazano tę sekwencję, komiks dał pole do popisu, a tu szansę zmarnowano). Lepszy od komiksowej adaptacji ABC, ale wciąż to nie to, czego szukałam.
Ładna kreska. Podoba mi się oprawa graficzna - momentami całość wygląda jakby wyjęta z obrazu, zaś przez pozostałą część jak zwykły komiks. Fajny jest też zabieg w finale - ciemne barwy, cienie i wątłe światło świetnie nastrajają ostatnie sceny. Tych elementów jest jednak zbyt mało - szkoda zmarnowanego morderstwa (nudno pokazano tę sekwencję, komiks dał pole do popisu, a...
więcej Pokaż mimo to