-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2024-05-09
2024-05-07
"The Midnight Club" to powieść Christophera Pike'a, która pod szyldem horroru sprzedaje egzystencjonalno-mistyczną powieść o umieraniu. Marketingowo promowana jako rasowy horror, stąd niedziwne są głosy zdumionych, którzy odkrywają zupełnie inną powieść niż była im oferowana. Nie jest tak głęboka, jak sądziłby autor, ale Pike'owi udało się do tematu podejść w miarę subtelnie i bez romantyzowania choroby. Całkowicie różna od adaptacji Flanagana, która skupia się na innych elementach.
"The Midnight Club" to powieść Christophera Pike'a, która pod szyldem horroru sprzedaje egzystencjonalno-mistyczną powieść o umieraniu. Marketingowo promowana jako rasowy horror, stąd niedziwne są głosy zdumionych, którzy odkrywają zupełnie inną powieść niż była im oferowana. Nie jest tak głęboka, jak sądziłby autor, ale Pike'owi udało się do tematu podejść w miarę...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-13
Powoli zaczynam tracić jakiekolwiek nadzieje, jakie mi jeszcze zostały dla tej serii. Bohaterowie są niemrawi, totalnie pozbawieni rozumu, a ich plan ma dziury jak szwajcarski ser. Jedna gwiazdka za Dianę, bo jej uporczywe działania, by ubrać swojego przyszłego męża w jak najbrzydsze ubrania, były zabawne.
Powoli zaczynam tracić jakiekolwiek nadzieje, jakie mi jeszcze zostały dla tej serii. Bohaterowie są niemrawi, totalnie pozbawieni rozumu, a ich plan ma dziury jak szwajcarski ser. Jedna gwiazdka za Dianę, bo jej uporczywe działania, by ubrać swojego przyszłego męża w jak najbrzydsze ubrania, były zabawne.
Pokaż mimo to2024-04-13
Jakim cudem to jest romans? Serio, dlaczego przyjęliśmy, że wystarczy stworzyć dwie postacie, które średnio się lubią, znaleźć jakiś pretekst, by te dwie postacie się pocałowały i nagle bam!, na tej podstawie mamy romans stulecia?
Wells i Gwyn się nie lubią, nie rozumieją, nawet nie próbują ze sobą rozmawiać. Te dwie ostatnie kwestie pozostają niezmienne do finału włącznie. Ich romans jest nielogiczny - brakuje tu jakiegoś momentu zrozumienia, jakiegoś momentu, zwrotnego. Niczego takiego w "The Kiss Curse" nie ma, po prostu w jednej chwili bohaterowie się nie znoszą, w drugiej nie mogą bez siebie żyć (mimo że totalnie nic się nie zmieniło). Dodatkowo oboje są nijacy, osobowość Gwyn wyparowała i został po niej tylko lekki ślad.
Byłabym w stanie nawet jakoś wybaczyć ten brak romansu w romansie, gdyby fabuła ciekawa. Tymczasem... no, cóż, w zasadzie to jej nie ma. Niby to Wells ma jakiś plan, niby jest jakaś zagadka i tajemnica, ale wszystko jest tak bez polotu, tak powyrywane z kontekstu, że czasem miałam wrażenie, że przysnęłam przy lekturze. Całość snuje się niczym flaki z olejem, kilka razy odżywa na finał, ale są to ożywienia niemrawe, wyrwane z kontekstu.
"The Kiss Curse" skutecznie zniechęciło mnie do sięgnięcia po kolejne tomy serii. Całość jest jedynie bublem i nie zmienia tego fakt, że ma kilka fajnych momentów.
Jakim cudem to jest romans? Serio, dlaczego przyjęliśmy, że wystarczy stworzyć dwie postacie, które średnio się lubią, znaleźć jakiś pretekst, by te dwie postacie się pocałowały i nagle bam!, na tej podstawie mamy romans stulecia?
Wells i Gwyn się nie lubią, nie rozumieją, nawet nie próbują ze sobą rozmawiać. Te dwie ostatnie kwestie pozostają niezmienne do finału...
2024-03-10
Kolejna fantastyczna książka Richarda Osmana. Miło, kiedy seria trzyma poziom - tu kolejne tomy są dobrze przemyślane, zaś bohaterowie rozwijają się jako postacie, nie pozbawiając przy tym całej historii humoru. Polecam w szczególności w formie audiobooka - oryginał czyta Fiona Shaw, która świetnie wydobywa z powieści i podkreśla wszystkie humorystyczne akcenty.
Kolejna fantastyczna książka Richarda Osmana. Miło, kiedy seria trzyma poziom - tu kolejne tomy są dobrze przemyślane, zaś bohaterowie rozwijają się jako postacie, nie pozbawiając przy tym całej historii humoru. Polecam w szczególności w formie audiobooka - oryginał czyta Fiona Shaw, która świetnie wydobywa z powieści i podkreśla wszystkie humorystyczne akcenty.
Pokaż mimo to2024-03-02
Ogromne rozczarowanie. Akcja wlecze się jak flaki z olejem, brak tu jakiejkolwiek energii, jakiejkolwiek ekscytacji. Całość brzmi jak kiepski mash-up fabuły "Parasite" z 10 najpopularniejszymi tropami w thrillerze. Może ja też jestem Niewłaściwym Czytelnikiem dla tej "Niewłaściwej rodziny" (jak to trafnie stwierdziła jedna z użytkowniczek na Goodreads), ale powieść czyta się jak niedopasowaną pierwszą wersję właściwej książki.
Ogromne rozczarowanie. Akcja wlecze się jak flaki z olejem, brak tu jakiejkolwiek energii, jakiejkolwiek ekscytacji. Całość brzmi jak kiepski mash-up fabuły "Parasite" z 10 najpopularniejszymi tropami w thrillerze. Może ja też jestem Niewłaściwym Czytelnikiem dla tej "Niewłaściwej rodziny" (jak to trafnie stwierdziła jedna z użytkowniczek na Goodreads), ale powieść czyta...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-28
Niestety wbrew zbieżności tytułów "The Importance of Getting Revenge" nie ma nic wspólnego ze słynną sztuką Wilde'a. Co gorsze - sama książka wypełniona jest nieprzyjemnymi, odpychającymi bohaterami (serio, czemu niby mam kibicować Lexi? Czemu mam lubić Trish oraz Jase'a?), a także pretekstową fabułą, której wszelkie zwroty akcji można z łatwością przewidzieć. Gdyby językowo powieść była lepsza, gdyby bohaterowie byli milsi, gdyby dało się tu komukolwiek kibicować - wtedy może polubiłabym tę książkę.
Niestety wbrew zbieżności tytułów "The Importance of Getting Revenge" nie ma nic wspólnego ze słynną sztuką Wilde'a. Co gorsze - sama książka wypełniona jest nieprzyjemnymi, odpychającymi bohaterami (serio, czemu niby mam kibicować Lexi? Czemu mam lubić Trish oraz Jase'a?), a także pretekstową fabułą, której wszelkie zwroty akcji można z łatwością przewidzieć. Gdyby...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-16
Zaczynam podejrzewać, że te wszystkie trylogie kryminalne młodzieżowe (i które często rozrastają się do całych serii), tak naprawdę potrzebują do opowiedzenia swojej historii jedynie tomów dwóch. Tak było w przypadku "Nieodgadnionego", tak jest w przypadku "Dziedzictwa Hawthorne'ów" (tym razem z polskim tytułem).
Otóż tom drugi niemal całkowicie wyhamowuje z akcją. Tzn., wciąż jest tu namnożenie piętrzących się na sobie zagadek, wciąż są próby rozszyfrowania tajemnicy przekazania spadku Avery, wciąż jest trudny do zniesienia (i uzasadnienia trójkąt). Ale to wszystko jest jakby na dalszym planie.
Wbrew temu co sugeruje okładka i opis książki - "Dziedzictwo Hawthorne'ów" nie ma w sobie ani błyskotliwej zagadki, ani zawrotnej stawki. Sekret jest na drugim planie, ważniejsze jest życia osobiste i emocjonalne Avery. Trudno właściwie zrozumieć, na czym miał się ten tom skupić. Na poszukiwaniu zaginionego, potencjalnego dziedzica? Na odkryciu tożsamości Avery? Na uporządkowaniu relacji Avery z braćmi Hawthorne'ów? Wszystkiego jest tu po trochu, na niczym się nie skupiamy, rozwiązania pojawiają się jakby przypadkowo.
Zawieszając jednak logikę samej budowy zagadek (zakładających, że wszystkie wskazówki znajdzie się w odpowiedniej kolejności, odpowiednio przeczyta i odpowiednio poskłada), problemem pozostaje narracja. W tomie pierwszym przeszkadzały mi liczne powtórzenia przez bohaterkę tego, co się wcześniej wydarzyło - tu jest tego jeszcze więcej. Avery potrafi w kilku kolejnych wypowiedziach przytoczyć kontekst/nawiązanie, co by czytelnik przez przypadek się nie pogubił, ba!, potrafi przywołać wypowiedź, która pojawia się wcześniej na tej samej stronie. To nagromadzenie powtórzeń jest naprawdę denerwujące, tym bardziej przy tak rozwleczonej fabule.
Na szczęście pojawiają się plusy - w tym głównie groteskowy Xander, przerysowana Skye czy Oren zasługujący na lepszą robotę niż tę, która ma. Wszyscy są papierowi (żeby nie było, ten zarzut dotyczy także pozostałych bohaterów tej serii), wszyscy są przerysowani. Wspomniana trójka wyrywała nieco tę książkę z apatii, wnosiła w nią też więcej życia.
Dobry jest też audiobook - anglojęzyczna lektorka czyta całość z teksańskim akcentem, co idealnie pasuje do miejsca akcji i samych bohaterów. Trochę kiksów pojawia się, gdy trzeba przeczytać kwestie specjalistki od etykiety. Słuchanie jak ktoś, kto ma teksański akcent, próbuje nałożyć na to wszystko akcent brytyjski (i to typu królowej), jest doprawdy surrealistycznym doświadczeniem.
"Dziedzictwo Hawthorne'ów" jest gorsze od tomu pierwszego (ochrzczonego przeze mnie jako "Gry o spadek"). Dzieje się mniej, jeszcze mniej w tym wszystkim sensu, a najmniej uroku. Ponieważ jednak nie lubię porzucać serii w środku lektury, dokończę tę serię, choć z niższym, niż dotychczas, entuzjazmem.
Zaczynam podejrzewać, że te wszystkie trylogie kryminalne młodzieżowe (i które często rozrastają się do całych serii), tak naprawdę potrzebują do opowiedzenia swojej historii jedynie tomów dwóch. Tak było w przypadku "Nieodgadnionego", tak jest w przypadku "Dziedzictwa Hawthorne'ów" (tym razem z polskim tytułem).
Otóż tom drugi niemal całkowicie wyhamowuje z akcją. Tzn.,...
2024-01-13
Rodzina Duggarów przez lata gościła na ekranach telewizorów. Ich popularność rosła systematycznie, choć widzowie dzielili się na tych, którzy oglądali losy Duggarów z entuzjazmem i tych, którzy włączali odcinki, by powydziwiać i pośmiać się z codzienności tej licznej rodziny.
Właśnie ta liczebność była głównym źródłem zainteresowania widzów. Gdy po raz pierwszy zwrócono na nich uwagę, Duggarowie mieli 14 dzieci. TLC, znany z tego, że zamiast elementów edukacyjnych (na co wskazywałaby nazwa - TLC jest skrótem od The Learning Channel) skupia się na różnego rodzaju reality show, zwęszył okazję. Za pierwszym filmem poszły kolejne aż w końcu Duggarowie otrzymali swój serial - "17 Kids and Counting" (zmienione później na "18 Kids..." i wreszcie na "19 Kids...").
Choć serial pozostawał niezwykle popularny, to o Duggarach usłyszałam po raz pierwszy, gdy obejrzałam video essay poświęcony ich programowi. A że ich historia wydawała mi się pod wieloma względami sensacyjna (tyle plotek, tyle skandali, a to wszystko na oczach milionów widzów), to nie wahałam się ani przez chwilę, gdy dowiedziałam się, że Jill Duggar wydała swoje wspomnienia poświęcone programowi.
Jill Duggar nie odkrywa Ameryki w swoich wspomnieniach. Pod wieloma względami jest to książka niezwykle zachowawcza. Widać, że autorka nie chce iść na wojnę z rodzicami (o czym zresztą pisze w posłowiu). Nie ma być to też książka sensacyjna - stąd Jill Duggar niemal prześlizguje się po wątku przemocy ze strony swojego starszego brata, Josha Duggara. Całość opisuje za pomocą pojedynczych eufemizmów.
W "Counting the Cost" skupia się na opowiedzeniu swojej historii, swojego rozpadu z rodziną. Są zatem kulisy wydarzeń, które były sensacją w telewizji (pierwsze spotkanie z Derickiem, ich ślub, narodziny najstarszego syna, wyprawa do Salwadoru), są początki programu, a przede wszystkim - jest konflikt z rodziną. Jill Duggar ukazuje go głównie poprzez aspekt finansowy - a zatem przez batalie o możliwość odejścia z programu, uzależnienie finansowe od ojca. Tu przypadkowo przyznaje się, że jej tata dopuścił się oszustw finansowych.
Ale w "Counting the Cost" jest też sporo o przemocy psychicznej, o toksycznych związkach z rodzicami i o tym, jak trudno te relacje zerwać, jak trudno tę przemoc w ogóle zauważyć. Zresztą sama Jill Duggar podkreśla, że szuka pomostu i porozumienia, że mimo całej tej krzywdy nie chce zrywać kontaktu z rodzicami. Rozpaczliwie szuka zgody, choć już na własnych warunkach (mimo to wciąż płaci wysoką cenę za kompromis).
Choć widać, że relacje Jill Duggar z religią się zmieniły (szczególnie jej podejście do IBLP), to nie jest to książka o przejściu duchowej przemiany. Wszelkie zmiany w podejściu do kościoła opisane są w sposób zwięzły i niemal mimochodem (w pewnym momencie pojawia się zdanie w stylu "zrozumiałam, że IBLP jest sektą" i to zamyka temat). Podejrzewam, że ponownie jest to cena kompromisu z rodzicami, a także pewnie pewnego kompromisu, jaki Jill Duggar ma sama ze sobą.
"The Counting the Cost" jest ciekawą pozycją. Nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak wspomnienia McCurdy, ale też chyba nie takie było założenie. Z pewnością pokazuje trudność formowania i negocjowania relacji z rodziną, szczególnie gdy ta rodzina krzywdzi lub krzywdziła. Nie wyczerpuje tematu, ale stanowi dobre wprowadzenie do rozmowy o toksycznych relacjach z rodzcicami.
Rodzina Duggarów przez lata gościła na ekranach telewizorów. Ich popularność rosła systematycznie, choć widzowie dzielili się na tych, którzy oglądali losy Duggarów z entuzjazmem i tych, którzy włączali odcinki, by powydziwiać i pośmiać się z codzienności tej licznej rodziny.
Właśnie ta liczebność była głównym źródłem zainteresowania widzów. Gdy po raz pierwszy zwrócono...
2024-01-10
Nareszcie jakaś dobra powieść Elle Kennedy? Kto by pomyślał? Na pewno nie ja, bowiem pogodziłam się już dawno, że sięgam po jej książki jedynie z masochistycznego przyzwyczajenia.
Tymczasem "The Graham Effect" pozytywnie mnie zaskoczył. Powieść była lekka, miła, zabawna (!), miała ręce i nogi. Nawet mizoginii było w tym mniej niż zwykle, co zawsze liczę u Kennedy na plus. Cieszę się, że bohaterów dało się polubić, bo to było miłą odmianą po ostatnich kilku tomach - gdzie Kennedy pisała w taki sposób, że nienawidziłam wszystkich dookoła.
Czy podejrzewam, że ten trend się utrzyma w kolejnych tomach i nowa seria Kennedy będzie przynosiła mi więcej radości niż cierpienia/wściekłości? Nie, nie oszukuję się zbytnio. Ale cieszę się, że wreszcie czerpałam radość, czytając jakąś książkę Kennedy.
Nareszcie jakaś dobra powieść Elle Kennedy? Kto by pomyślał? Na pewno nie ja, bowiem pogodziłam się już dawno, że sięgam po jej książki jedynie z masochistycznego przyzwyczajenia.
Tymczasem "The Graham Effect" pozytywnie mnie zaskoczył. Powieść była lekka, miła, zabawna (!), miała ręce i nogi. Nawet mizoginii było w tym mniej niż zwykle, co zawsze liczę u Kennedy na plus....
2023-12-01
2024-01-02
"One of Us is Back" czyli długo wyczekiwane zakończenie przygód paczki z Bayview. I wreszcie z naszą morderczą paczką w rolach głównych.
Powiedzieć, że czekałam na tę książkę, to nie powiedzieć nic. Miałam ją na liście do przeczytania od chwili, gdy przeczytałam pierwszy tom i zakochałam się w postaciach Bronwyn i Nate'a (a wraz z nimi także w Addy i w Cooperze). A to mówi wiele, skoro książka (a po prawdzie cała trylogia) napisana jest w pierwszej osobie i z tego powodu podczas lektury cały czas zgrzytałam zębami.
Po nieco gorszym tomie drugim - który był zbyt oderwany od oryginalnej historii i oryginalnych bohaterów, przez co trudniej było mi się wgryźć w całość, ale którą ostatecznie pokochałam w równym stopniu - McManus postanowiła ściągnąć oryginalną Czwórkę z Bayview, połączyć ich z nowym pokoleniem i stworzyć idealne zakończenie historii.
W tomie trzecim po raz pierwszy nie irytowała mnie aż tak pierwszoosobowa narracja. Tu ważne jest zaznaczenie, że każdy tom poznawałam w innych warunkach - część pierwszą czytałam po polsku, część drugą po angielsku, zaś część trzecią postanowiłam wysłuchać po angielsku. Moja biblioteka oferowała audiobook i aż żal było nie spróbować.
I to był strzał w dziesiątkę. Polecam tę formę - książka jest czytana przez czterech aktorów, którzy świetnie wcielają się w swoje role. Dzięki temu nie ma problemu z pomyleniem Phoebe z Addy (a te mają tak podobne przeżycia, że inaczej pewnie by mi się obie mieszały), a aktor odgrywający rolę Nate'a fantastycznie moduluje swoje rozdziały (czytanie kwestii Vanessy przez tego lektora - coś cudownego). Taki podział wzmacnia też dynamizm powieści i sprawia, że człowiek się nie nudzi - pierwsze ćwierć książki to bardzo długie wprowadzenie, które fanów uraduje, zaś zwykłych czytelników może zanudzić.
Niestety bowiem książka bardzo długo się rozkręca. "One of Us is Back" jest dowodem na to, że McManus lubi swoich bohaterów i nie chce się z nimi rozstawać, przez co działa sobie i im na szkodę. McManus chce wszystkim napisać szczęśliwe zakończenia, więc wrzuca tu mnóstwo pobocznych wątków i rozmów, by swój cel osiągnąć. To rozpycha fabułę i sprawia, że ostatecznie zagadka kryminalna schodzi na dalszy plan. Rozumiem decyzję, rozumiem sentyment McManus, szkoda jednak, że nie poświęciliśmy więcej czasu na intrygi.
Żałuję tylko, że autorka nie wpadła na lepszy tytuł. "One of Us is Back" brzmi jak zapowiedź powrotu zespołu rockowego, a nie tytuł thrilleru młodzieżowego. Dlaczego nie "One of Us is Dead" czy "One of Us is Missing"? Wszystkie są w mniejszym lub większym stopniu powiązane z fabułą, a żadne nie zdradza czytelnikom za wiele.
W każdym razie "One of Us is Back" jest świetnym zakończeniem trylogii z Bayview. Jeśli lubiliście poprzednie tomy, z pewnością pokochacie trzeci tom. Nawet jeśli nie z powodu fabuły, to na pewno z powodu nostalgicznych.
"One of Us is Back" czyli długo wyczekiwane zakończenie przygód paczki z Bayview. I wreszcie z naszą morderczą paczką w rolach głównych.
Powiedzieć, że czekałam na tę książkę, to nie powiedzieć nic. Miałam ją na liście do przeczytania od chwili, gdy przeczytałam pierwszy tom i zakochałam się w postaciach Bronwyn i Nate'a (a wraz z nimi także w Addy i w Cooperze). A to mówi...
2023-12-31
Uwielbiam mój klub książki za to, że często sięgam dzięki niemu po książki, na które nigdy w życiu nie zwróciłabym uwagi. Taką powieścią jest "Murder in the Family". Tytuł jest przeciętny, okładka także nie przykuwa uwagi, nie na tyle, bym w ogóle pomyślała o przeczytaniu opisu z tyłu książki.
Tymczasem za tym niepozornym tytułem i okładką kryje się fantastyczny kryminał. Świetna jest sama formuła, budowa książki - całość składa się z transkrypcji serialu dokumentalnego typu true crime, a także wszystkich powiązanych z tym rzeczy (artykuły z gazet, drzewa genealogiczne, plany domów/okolicy, CV pracowników, zapisy smsów czy wiadomości głosowych).
Taki misz-masz początkowo jest trudny przy lekturze. Za dużo informacji, zbyt wielu bohaterów, można się pogubić wśród tych wszystkich dokumentów, danych, którymi Hunter zarzuca czytelników od pierwszych stron. Na szczęście mniej więcej po pierwszym odcinku (powieść podzielona jest na odcinki na wzór serialu) robi się łatwiej i czytelnik "wchodzi" do świata wykreowanego przez autorkę.
Niestety z powodu ogromnej liczby bohaterów (samych ekspertów, badających dla serialu sprawę, jest sześciu) wszyscy się zlewają w jedno. Wątków i osób jest tu dużo, część z nich niczym się nie wyróżnia (eksperci przez większość książki pozostają jedną bezładną masą). Szkoda, że Hunter nie udało się bardziej ich zróżnicować, sprawić, by można było ich łatwo rozpoznać.
Na szczęście jest to jedyny mankament powieści. Całą resztę można zaliczyć na plus - strukturę zagadki, wszystkie mylące tropy, rozwiązanie, formułę. Co ważne, jeśli ma się tę możliwość, lepiej sięgnąć po papierową wersję kryminału - ciągłe powiększanie i zmniejszanie stron na Kindle'u było nieco irytujące.
"Murder in the Family" było dla mnie niezwykle pozytywnym zaskoczeniem. Z pewnością sięgnę po inne powieści Cary Hunter, a ten tytuł będę polecać wszystkim swoim znajomym - i każdemu, kto będzie mnie słuchać.
Uwielbiam mój klub książki za to, że często sięgam dzięki niemu po książki, na które nigdy w życiu nie zwróciłabym uwagi. Taką powieścią jest "Murder in the Family". Tytuł jest przeciętny, okładka także nie przykuwa uwagi, nie na tyle, bym w ogóle pomyślała o przeczytaniu opisu z tyłu książki.
Tymczasem za tym niepozornym tytułem i okładką kryje się fantastyczny...
2023-11-26
Przyjemna rozrywka, jak zwykle nieco (choć tutaj trochę bardziej niż zazwyczaj) odklejona od rzeczywistości i wszelkiej logiki. Bohaterowie wydają się szablonowi, nieszczególnie pogłębieni - nawet o samym Davidzie i Rachel niewiele wiadomo (ktoś by pomyślał, że główni bohaterowie zostaną lepiej rozrysowani). Fabuła jest bezbolesna, miło i szybko się to czyta, choć nie powiem, by przekładało się to na moje przywiązanie do jakiegokolwiek bohatera. Zabawne są przekomarzania między agentami FBI, absurdalne jest spotkanie z mafiozem (prawdopodobnie mój ulubiony moment tej książki).
Przyjemna rozrywka, jak zwykle nieco (choć tutaj trochę bardziej niż zazwyczaj) odklejona od rzeczywistości i wszelkiej logiki. Bohaterowie wydają się szablonowi, nieszczególnie pogłębieni - nawet o samym Davidzie i Rachel niewiele wiadomo (ktoś by pomyślał, że główni bohaterowie zostaną lepiej rozrysowani). Fabuła jest bezbolesna, miło i szybko się to czyta, choć nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-18
"The Slumber Party" to jedna z tych powieści, których nie przeczytałabym gdyby nie klub książki. Opis brzmiał zbyt banalnie, oceny ma niezłe, ale raczej przeszła bez echa, nie było nic, co by przykuło moją uwagę.
A potem mój klub książki wybrał tę powieść, a nawet zaprosił autorkę na spotkanie - i już wiedziałam, że muszę spróbować choćby dla porządku.
"The Slumber Party" nie zachwyciło mnie, ale rozumiem entuzjazm moich klubowych koleżanek - jest tu zagadka, mnóstwo plot twistów (które mają sens i które można rozszyfrować, jeśli ktoś uważnie czyta), całe grono podejrzanych bohaterów i satysfakcjonujące zakończenie. Choć dla mnie nie kliknęło, to z pewnością sięgnę po kolejne powieści Shannon Hollinger - może będzie lepiej.
"The Slumber Party" to jedna z tych powieści, których nie przeczytałabym gdyby nie klub książki. Opis brzmiał zbyt banalnie, oceny ma niezłe, ale raczej przeszła bez echa, nie było nic, co by przykuło moją uwagę.
A potem mój klub książki wybrał tę powieść, a nawet zaprosił autorkę na spotkanie - i już wiedziałam, że muszę spróbować choćby dla porządku.
"The Slumber...
2023-10-20
Za każdym razem, gdy sięgam po powieść, na którą panuje jakiś hype (szczególnie, gdy panuje on w gronie moich znajomych), trochę się obawiam. Czy ja również ją polubię? A może się rozczaruję?
Zazwyczaj dzieje się to drugie, dlatego też z entuzjazmem odkryłam, że "Begin Again" zachwyca już od pierwszej strony. Coś jest w sposobie, w jaki Lord prowadzi narrację, co sprawia, że czytelnik od początku wsiąka w opowieść i nie może się oderwać.
A ta jest dość bogata. Na pierwszym planie jest Andie i jej plan na życie - przeniesienie się na wymarzoną uczelnię, ukończenie psychologii, rozwój związku ze swoim chłopakiem. Plan sypie się już na początku, gdy po przyjeździe Andie odkrywa, że jej chłopak właśnie przeniósł się do lokalnego college'u i trochę oczekuje, że Andie porzuci dla niego swoje marzenia. Do tego uwagę dziewczyny przykuwa Milo, jej R.A.
Ale na tym historia się nie kończy. Emma Lord wprowadza historię uczelnianego radia, skomplikowanych relacji rodzinnych zarówno Andie, jak i Milo, dylematów sercowych nowych znajomych Andie. Gdzieś tam majaczą się jeszcze różne wyzwania uczelniane, w których bohaterka uczestniczy oraz próba odkrycia samej siebie.
Świetnie opisana jest relacja Milo i Andie - nie idzie ona tokiem typowym dla romansów młodzieżowych. Zamiast tego dużo nacisku kładzione jest na zbudowanie między nimi jakiegoś połączenia, zrozumienia - dzięki temu można uwierzyć w uczucie, które zaczyna ich łączyć.
Co ważne, Lord nie ogranicza się jedynie do historii rozwoju relacji Andie i Milo, ale wrzuca bohaterów w bogatszy świat. Andie i Milo funkcjonują nie tylko w przestrzeni uczelnianej, ale również w pracy czy w rodzinie. Każda z tych relacji jest nieco inna, działa na innych zasadach, inne role przybierają bohaterowie. Lord świetnie to przedstawia, zwraca uwagę na to, ile czynników wpływa na wybory bohaterów.
"Begin Again" dołącza do grona powieści, które będę polecać gorąco wszystkim moim znajomym. Z radością sięgnę także po kolejne powieści Emmy Lord, mając nadzieję, że dorównają "Begin Again".
Za każdym razem, gdy sięgam po powieść, na którą panuje jakiś hype (szczególnie, gdy panuje on w gronie moich znajomych), trochę się obawiam. Czy ja również ją polubię? A może się rozczaruję?
Zazwyczaj dzieje się to drugie, dlatego też z entuzjazmem odkryłam, że "Begin Again" zachwyca już od pierwszej strony. Coś jest w sposobie, w jaki Lord prowadzi narrację, co sprawia,...
2023-11-05
O "None of This Is True" słyszałam od chwili, gdy została zapowiedziana. Wydawało się, że wszyscy moi znajomi i obserwowani oszaleli na punkcie tej powieści. Co oczywiście oznaczało jedynie, że w którymś momencie ją przeczytam.
I cóż, jest to niezła lektura. Momentami niestety zbyt przekombinowana - serio, można było sobie odpuścić jedną z warstw tej historii (tę Netflixową) i nie wpłynęłoby to negatywnie na fabułę. Nieco denerwującą decyzją Jewell jest to, że chce ona jednocześnie mieć ciasto i zjeść ciasto, co w tym przypadku oznacza, że Josie jednocześnie jest w pełni świadomym złolem i niewinną ofiarą zamienioną w mścicielkę (co jak wskazuje finał, jest trudne do wykonania).
Na niekorzyść lektury działa ostatnie 1/3 książki. O ile niemal 2/3 wciąga czytelnika bez reszty, każe mu kwestionować, na ile to, co mówi Josie, jest prawdą, na ile Alix wierzy w opowieść kobiety, a także ciągle buduje napięcie, o tyle to wszystko rozkracza się w finale. Nagle Jewell wyjaśnia elementy niczym krowie na rowie, całość wytraca energię, a ostatecznemu rozwiązaniu sprawy brakuje jakichkolwiek emocji. Do tego należy jeszcze doliczyć bardzo dziwne wnioski, które Alix zaczyna wysnuwać, co sprawiło, że kilkukrotnie przeczytałam ten fragment, by zrozumieć, co Jewell sugeruje tu czytelnikowi.
Mimo tych wszystkich moich zarzutów trudno nazwać "None of This Is True" złą powieścią. Z pewnością potrafi zaciekawić czytelnika, potrafi utrzymać jego uwagę, choć w finale rozczarowuje. Może z inną historią Jewell poradziła sobie lepiej, więc chętnie sięgnę po inne jej powieści.
O "None of This Is True" słyszałam od chwili, gdy została zapowiedziana. Wydawało się, że wszyscy moi znajomi i obserwowani oszaleli na punkcie tej powieści. Co oczywiście oznaczało jedynie, że w którymś momencie ją przeczytam.
I cóż, jest to niezła lektura. Momentami niestety zbyt przekombinowana - serio, można było sobie odpuścić jedną z warstw tej historii (tę...
2020-03-05
2023-11-03
Jakie to było nudne. Serio, momentami prawie przysypiałam podczas lektury, taka nudna i nijaka była fabuła. Historia brzmi jak fanfik, ale z gatunku tych gorszych - w których klisze uznawane są za fabułę, zaś nad całością wiszą absurdalne decyzje autorki i bohaterów. Konflikt między protagonistami jest tak na siłę wymyślony, że gorzej być nie może. Całkowita strata czasu.
Jakie to było nudne. Serio, momentami prawie przysypiałam podczas lektury, taka nudna i nijaka była fabuła. Historia brzmi jak fanfik, ale z gatunku tych gorszych - w których klisze uznawane są za fabułę, zaś nad całością wiszą absurdalne decyzje autorki i bohaterów. Konflikt między protagonistami jest tak na siłę wymyślony, że gorzej być nie może. Całkowita strata czasu.
Pokaż mimo to2023-10-19
Ciekawa pozycja, choć momentami mocno powierzchowna. Oczekiwałam bardziej pogłębionej analizy, tu wielokrotnie ogranicza się ona do emocjonalnych/sentymentalnych reakcji autorki. Wiele z wątków wymaga osobnych badań lub dalszych studiów - tu zabrakło na to miejsca (pewnie z chęci pozostania pozycją popularnonaukową, nie zaś literaturoznawczą). Ogromne plusy za warstwę wizualną - jest kolorowo, pojawia się mnóstwo okładek książek wraz z ich krótkimi komentarzami, całość wyszła estetycznie i nie zamieniło się to w chaos.
Ciekawa pozycja, choć momentami mocno powierzchowna. Oczekiwałam bardziej pogłębionej analizy, tu wielokrotnie ogranicza się ona do emocjonalnych/sentymentalnych reakcji autorki. Wiele z wątków wymaga osobnych badań lub dalszych studiów - tu zabrakło na to miejsca (pewnie z chęci pozostania pozycją popularnonaukową, nie zaś literaturoznawczą). Ogromne plusy za warstwę...
więcej Pokaż mimo to