-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-05-03
2024-05-02
2024-05-02
Świetnie się bawiłam. Humor nie zawodzi, do tego mamy porządną zagadkę kryminalną, a Marta Kisiel nie zapomina, że w komedii kryminalnej istotne są oba czynniki (piję do pani, pani Olgo Rudzko). Szkoda, że nie zorientowałam się wcześniej, że akcja tego tomu rozgrywa się w Boże Narodzenie - z pewnością odłożyłabym ją sobie do słuchania na przyszłe święta.
Świetnie się bawiłam. Humor nie zawodzi, do tego mamy porządną zagadkę kryminalną, a Marta Kisiel nie zapomina, że w komedii kryminalnej istotne są oba czynniki (piję do pani, pani Olgo Rudzko). Szkoda, że nie zorientowałam się wcześniej, że akcja tego tomu rozgrywa się w Boże Narodzenie - z pewnością odłożyłabym ją sobie do słuchania na przyszłe święta.
Pokaż mimo to2024-05-01
Chyba nie mam szczęścia do powieści Beth O'Leary. Jej najpopularniejsza książka mnie zdrowo zdenerwowała, a efekt świeżości i urokliwości bardzo szybko się wyczerpał. O'Leary korzysta z tych samych schematów i klisz, jednak uroku nie starcza, by za każdym razem urzekały tak samo.
Z tego powodu "Ostatni dzwonek" przede wszystkim brzmiał dla mnie strasznie wtórnie, a bohaterowie (będący kolejnymi kopiami z tej samej formy) irytujący i dziecinni. Fabuła do mnie nie trafiła, podobnie jak konflikt powieściowy. Całość jest kiczowata, wzięta jakby żywcem ze starych komedii romantycznych. Tych, które niestety fatalnie się zestarzały.
Szkoda, ale chyba nie jest mi po drodze z Beth O'Leary.
Chyba nie mam szczęścia do powieści Beth O'Leary. Jej najpopularniejsza książka mnie zdrowo zdenerwowała, a efekt świeżości i urokliwości bardzo szybko się wyczerpał. O'Leary korzysta z tych samych schematów i klisz, jednak uroku nie starcza, by za każdym razem urzekały tak samo.
Z tego powodu "Ostatni dzwonek" przede wszystkim brzmiał dla mnie strasznie wtórnie, a...
2024-04-26
Słabe zagranie ze strony wydawnictwa, by podzielić ostatni tom na dwie części - nic w książce nie usprawiedliwia takiego chwytu marketingowego. Tym gorzej dla całości, że "Arystokratka pod ostrzałem miłości" jest niesamowicie nudna - kolejne rozdziały to zbiór przypadkowych przemyśleń, wyglądających na skrawki pozostałe z poprzednich części. "Arystokratka..." jest idealnym przykładem serii, która nigdy nie powinna się rozrosnąć. Szkoda, że autor nie ograniczył się do jednego, góra, dwóch tomów.
Słabe zagranie ze strony wydawnictwa, by podzielić ostatni tom na dwie części - nic w książce nie usprawiedliwia takiego chwytu marketingowego. Tym gorzej dla całości, że "Arystokratka pod ostrzałem miłości" jest niesamowicie nudna - kolejne rozdziały to zbiór przypadkowych przemyśleń, wyglądających na skrawki pozostałe z poprzednich części. "Arystokratka..." jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-29
2024-04-28
Narracja jak zwykle cudowna, jednak ilość wstawek (szczególnie w pierwszej połowie), która była zwykłym kopiuj-wklej z tomu pierwszego nieco mnie przeraziła. Przydałaby się tu też zmiana gatunkowa, bo kryminału jest tu tyle co kot napłakał.
Narracja jak zwykle cudowna, jednak ilość wstawek (szczególnie w pierwszej połowie), która była zwykłym kopiuj-wklej z tomu pierwszego nieco mnie przeraziła. Przydałaby się tu też zmiana gatunkowa, bo kryminału jest tu tyle co kot napłakał.
Pokaż mimo to2024-04-29
Rozumiem, co Clifford chciał poprzez tę powieść osiągnąć, nie zmienia to jednak faktu, że bardzo długo nie mogłam się przez nią przebić. Ospała fabuła i rozedrgani główni bohaterowie niezbyt całości pomagali.
Rozumiem, co Clifford chciał poprzez tę powieść osiągnąć, nie zmienia to jednak faktu, że bardzo długo nie mogłam się przez nią przebić. Ospała fabuła i rozedrgani główni bohaterowie niezbyt całości pomagali.
Pokaż mimo to2024-04-26
Ci, którzy znają mnie od dawna, wiedzą, że dawno temu czytywałam powieści duetu Chrisitina Lauren. Udało mi się przeżyć (to chyba najlepsze określenie) cykl "Piękny..." i nie postradać przy okazji zmysłów. Później na długo zapomniałam o tych autorkach (z korzyścią dla mojego zdrowia psychicznego), ale w ciągu ostatnich dwóch-trzech lat ich nowe romanse zaczęły zdobywać sporą popularność. Na tyle dużą, że postanowiłam się złamać i spróbować raz jeszcze.
Uczucia mam mieszane. Z pewnością autorki się nieco wyrobiły - bohaterowie mają większą osobowość (choć bez przesady, dostali po prostu o jedną cechę charakteru więcej niż wcześniej), momentami bywa zabawnie, a fabuła nawet ma sens. Jednakże widać, że w pewnym momencie kończą im się pomysły (czy to kwestia tego, że "Idealnie sparowani" są niemal dwa razy dłużsi od "Pięknych"?) i druga połowa ciągnie się jak flaki z olejem.
Za ten brak pomysłów obrywa się także bohaterom. Protagoniści kręcą się w kółko, nie rozwijają się, ich konflikty są przedziwne, a relacje idą w dziwnym kierunku. Dochodzi nawet do tego, że o ile wcześniej bohaterowie są nijacy, o tyle mniej więcej w połowie stają się denerwujący. A mimo stawki w ogóle nie czuć konfliktu, co sprawia, że pod koniec wzruszałam ramionami, dlaczego ma mnie w zasadzie obchodzić wynik tego reality show?
Ponoć "Wzór na miłość" jest tym lepszym tomem, z ciężkim sercem zatem spróbuję tej części. Aczkolwiek podejrzewam, że te zachwyty nad pisarskim duo zaprowadzą mnie znowu do króliczej nory i zgrzytania zębami.
Ci, którzy znają mnie od dawna, wiedzą, że dawno temu czytywałam powieści duetu Chrisitina Lauren. Udało mi się przeżyć (to chyba najlepsze określenie) cykl "Piękny..." i nie postradać przy okazji zmysłów. Później na długo zapomniałam o tych autorkach (z korzyścią dla mojego zdrowia psychicznego), ale w ciągu ostatnich dwóch-trzech lat ich nowe romanse zaczęły zdobywać...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-24
2024-04-23
Trzeba mieć niezły tupet, żeby wziąć "Autobiografię" Chmielewskiej, powyciągać z niej losowe fragmenty i sfabularyzować je według własnego uznania. Całość wzbogaca infantylna narracja i wnioski brane chyba z fusów. Gdyby nie to, że mnie wynudziła ta książka, to chyba by mi się ciśnienie podniosło.
Trzeba mieć niezły tupet, żeby wziąć "Autobiografię" Chmielewskiej, powyciągać z niej losowe fragmenty i sfabularyzować je według własnego uznania. Całość wzbogaca infantylna narracja i wnioski brane chyba z fusów. Gdyby nie to, że mnie wynudziła ta książka, to chyba by mi się ciśnienie podniosło.
Pokaż mimo to2024-04-19
2024-04-18
Ciekawa (fabularnie, ale też stylistycznie i językowo), ale niestety się od niej odbiłam. Momentami niespójność i ogólna degrengolada powoduje niepotrzebny chaos, ale na szczęście starsze pokolenie - tych, którzy budują Nową Hutę - broni historii. Nie rozumiem wszystkich decyzji Cieplak, ale niektórymi jestem zaintrygowana.
Ciekawa (fabularnie, ale też stylistycznie i językowo), ale niestety się od niej odbiłam. Momentami niespójność i ogólna degrengolada powoduje niepotrzebny chaos, ale na szczęście starsze pokolenie - tych, którzy budują Nową Hutę - broni historii. Nie rozumiem wszystkich decyzji Cieplak, ale niektórymi jestem zaintrygowana.
Pokaż mimo to2024-04-16
Dobrze się to czytało. Chociaż autorka zdecydowanie przesadziła, jeśli chodzi o nieszczęścia, które spotykają bohaterkę (jakby z wielką radością dorzucała jej kolejne kłody pod nogi), to bohaterowie ratowali całość. Efekt nieco psuje zakończenie - ostatnie 50 stron książki można byłoby wyrzucić do kosza i wyszłoby to "Ostatniemu listowi" na lepsze.
Dobrze się to czytało. Chociaż autorka zdecydowanie przesadziła, jeśli chodzi o nieszczęścia, które spotykają bohaterkę (jakby z wielką radością dorzucała jej kolejne kłody pod nogi), to bohaterowie ratowali całość. Efekt nieco psuje zakończenie - ostatnie 50 stron książki można byłoby wyrzucić do kosza i wyszłoby to "Ostatniemu listowi" na lepsze.
Pokaż mimo to2024-04-15
Bawiłam się przy tym dobrze, aczkolwiek liczyłam na coś więcej. Nieco wytraca prędkość w drugiej połowie, zaś sama zagadka jest dość prosta do odkrycia, ale jest to przyjemna historia. Całości wyszło by lepiej, gdyby "Dywan z wkładką" był opowiadaniem, a nie pełnoprawną powieścią.
Bawiłam się przy tym dobrze, aczkolwiek liczyłam na coś więcej. Nieco wytraca prędkość w drugiej połowie, zaś sama zagadka jest dość prosta do odkrycia, ale jest to przyjemna historia. Całości wyszło by lepiej, gdyby "Dywan z wkładką" był opowiadaniem, a nie pełnoprawną powieścią.
Pokaż mimo to2024-04-14
2024-04-13
Powoli zaczynam tracić jakiekolwiek nadzieje, jakie mi jeszcze zostały dla tej serii. Bohaterowie są niemrawi, totalnie pozbawieni rozumu, a ich plan ma dziury jak szwajcarski ser. Jedna gwiazdka za Dianę, bo jej uporczywe działania, by ubrać swojego przyszłego męża w jak najbrzydsze ubrania, były zabawne.
Powoli zaczynam tracić jakiekolwiek nadzieje, jakie mi jeszcze zostały dla tej serii. Bohaterowie są niemrawi, totalnie pozbawieni rozumu, a ich plan ma dziury jak szwajcarski ser. Jedna gwiazdka za Dianę, bo jej uporczywe działania, by ubrać swojego przyszłego męża w jak najbrzydsze ubrania, były zabawne.
Pokaż mimo to
Denise Hunter jest tak bardzo wtórna w swoich utworach (zarówno pod względem wątków, postaci, jak i samego doboru słownictwa), że przez 3/4 książki miałam poczucie deja vu. Niestety jednak nie okazało się, że wcześniej już "Kroplę błękitu" czytałam, tylko Denise Hunter z jednej formy odbija nie tylko całe wątki i bohaterów, ale całe książki.
Denise Hunter jest tak bardzo wtórna w swoich utworach (zarówno pod względem wątków, postaci, jak i samego doboru słownictwa), że przez 3/4 książki miałam poczucie deja vu. Niestety jednak nie okazało się, że wcześniej już "Kroplę błękitu" czytałam, tylko Denise Hunter z jednej formy odbija nie tylko całe wątki i bohaterów, ale całe książki.
Pokaż mimo to