Biblioteczka
2024-04-14
2024-02-24
2024-02-19
2024-02-07
2024-02-06
2024-01-27
2023-12-19
2023-12-18
2023-10-09
2023-09-19
2023-09-04
"Babetta" Niny Wähä (przeł. Justyna Kwiatkowska) to książka wielowarstwowa, była dla mnie jak cukierek zapakowany w wiele papierków - po odwinięciu jednego, okazywało się, że czeka na mnie kolejny, a sam cukierek ostatecznie wcale nie smakuje tak słodko, jak można byłoby spodziewać się po uroczej, wakacyjnej okładce i pięknej francuskiej posiadłości, gdzie rozgrywa się akcja powieści. Za każdym razem, gdy już wydawało mi się, że wiem, o czym chce opowiedzieć Wähä, powieść odkrywała przede mną coś nowego. Czy to historia wieloletniej kobiecej przyjaźni czy raczej toksycznej, uzależniającej, wręcz kanibalistycznej relacji? ("Czasami miałam wrażenie, że nasza przyjaźń jest tylko rolą do odegrania, a Lou zaczyna wątpić w scenariusz" - przyznaje Katja, bohaterka i narratorka powieści). Czy to opowieść o magii kina i kulisach sławy czy raczej o władzy mężczyzn i tym, co w przemyśle filmowym brudne? I do tego to zaskakujące, wywracające wszystko do góry nogami, nietypowe zakończenie (warto przeczytać tę książkę chociażby dla tego doświadczenia)! A to wszystko na zaledwie trzystu kilkudziesięciu stronach, tę książkę można połknąć w jeden dzień.
Czytając "Babettę" i myśląc o relacjach między bohaterkami i bohaterami, myślałam także o powieściach Therese Bohman (zwłaszcza "Utonęła"), o serialu "Sukcesja" i "Personie" Ingmara Bergmana. Myślę, że to pozycja, o której wspaniale można byłoby dyskutować w klubach książki.
"Babetta" to książka na bardzo wielu poziomach zupełnie inna niż "Testament" tej samej autorki. Zupełnie inny klimat, inny sposób pisania, inaczej zbudowane postaci. By posłużyć się filmowym porównaniem - bo takich w nowej powieści nie brakuje - w "Testamencie" częściej widzimy long shot, a "Babetta" to przede wszystkim close up.
"Babetta" Niny Wähä (przeł. Justyna Kwiatkowska) to książka wielowarstwowa, była dla mnie jak cukierek zapakowany w wiele papierków - po odwinięciu jednego, okazywało się, że czeka na mnie kolejny, a sam cukierek ostatecznie wcale nie smakuje tak słodko, jak można byłoby spodziewać się po uroczej, wakacyjnej okładce i pięknej francuskiej posiadłości, gdzie rozgrywa się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niech Was nie zmyli format tej książki. Niech Was nie zmylą malownicze krajobrazy, które zobaczycie na zdjęciach, saamskie joiki na tle ośnieżonych gór. To nie jest jeden z albumów, który przegląda się przy kawie - to lektura pełna goryczy. Książka Elin Anny Labby "Panowie nas tu przesiedlili" opowiada o przymusowych przesiedleniach Saamów, o ograniczeniu migracji ludzi i reniferów, do którego doszło w pierwszej połowie XX wieku. O odbieraniu prawa do ziemi i dyskryminacji. A także o stopniowym wynaradawianiu.
Wydaje mi się, że to temat w Polsce mało znany, choć procesy, o których pisze autorka, niestety wcale nie są w historii niczym obcym. Labba sama przywołuje zresztą takie ciemne rozdziały z historii rdzennej ludności w innych państwach: ubezwłasnowalnianie dzieci Aborygenów w Australii, internowanie Inuitów w Kalaallit Nunaat, jak po grenlandzku nazywa się Grenlandia, Czerokezi i inne plemiona w Stanach Zjednoczonych. Okazuje się, że losy Saamów to temat nieprzepracowany, przemilczany także w Szwecji.
"Panowie nas tu przesiedlili" to debiutancka książka autorki, liryczny reportaż literacki. W 2020 otrzymała najbardziej prestiżowe szwedzkie literackie wyróżnienie - Nagrodę Augusta w kategorii Literatura faktu. W opisie jednego ze szwedzkich instagramowych postów ze zdjęciem tej książki znajduję myśl: "jak na książkę nagrodzoną jako literatura faktu jest tu zaskakująco mało faktów". Z telefonem w ręku zastanawiam się, czym są fakty. Czy fakty przestają nimi być, kiedy do głosu dochodzą też emocje? I czy wspomniane wyżej milczenie nie sprawia, że gdy fakty zostają przywołane, widać je wyraźniej?
Elin Anna Labba z początku wcale nie planowała pisania książki, próbę odtworzenia rodzinnej historii i zbieranie informacji o przesiedlonych traktowała jako pewnego rodzaju hobby, okazję do refleksji nad własną tożsamością. Ze starszego pokolenia, o którym opowiada ta książka, nie ma dziś niemal nikogo. Labba skomponowała więc kolaż, składający się ze wspomnień przekazywanych młodszym i wspomnień tych młodszych, zdjęć, listów, fragmentów joików, ale i dokumentów urzędowych, aktów prawnych, wycinków z gazet.
W książce natkniecie się nie raz na cytaty po saamsku. Pamiętam, jak czytałam książkę po raz pierwszy po szwedzku i frustrowało mnie, że ich nie rozumiem. Gdy czytam ją drugi raz, w polskim przekładzie, potykam się o fragment o tym, że konwencji, która zapoczątkowała przymusowe przesiedlenia, spisanej po norwesku i szwedzku, później przetłumaczonej na fiński - która później sprawiła, że niektórzy nigdy nie zdążyli się pożegnać z ziemią i z bliskimi - nigdy nie przetłumaczono na język Saamów. To w ten sposób autorka oddaje im teraz głos.
Niech Was nie zmyli format tej książki. Niech Was nie zmylą malownicze krajobrazy, które zobaczycie na zdjęciach, saamskie joiki na tle ośnieżonych gór. To nie jest jeden z albumów, który przegląda się przy kawie - to lektura pełna goryczy. Książka Elin Anny Labby "Panowie nas tu przesiedlili" opowiada o przymusowych przesiedleniach Saamów, o ograniczeniu migracji ludzi i...
więcej Pokaż mimo to