rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nic tak nie potęguję wrażeń z czytania książki jak wybór odpowiedniego miejsca do tego. Powieść "Misery" zabrałem na obóz ornitologiczny umieszczony w środku lasu parę kilometrów od najbliższego miasteczka. Taka lokalizacja pomogła mi bardziej zrozumieć poczucie izolacji głównego bohatera mimo, że ja, w przeciwieństwie do niego, w swoim miejscu byłem dobrowolnie i z przyjemnością. Ale do rzeczy i bardziej na serio.

Powieść nie ma zbyt dynamicznej fabuły ale co może zrobić facet przykuty do łóżka. Obserwować swoją monotonną teraźniejszość, wspominać przeszłość i próbować walczyć o przyszłość. O przetrwanie oraz przede wszystkim o zachowanie zdrowia psychicznego. Jest to najcięższa walka i to ona udziela się czytelnikowi najbardziej. W tej walce emocje są dawkowane powoli i subtelnie. W sposób tak delikatny, że początkowo udzielają się w sposób niezauważalny. Niemniej ich konsekwencje są poważne i długotrwałe.

Dla samego Kinga "Misery" jest osobistą powieścią. Nie tylko dlatego, że opisuje prace pisarza od technicznej strony ale przede wszystkim dlatego, że główna bohaterka jest archetypem uzależnienia od narkotyków. Udaje czułość i troskę ale w rzeczywistości więzi i znęca się nad człowiekiem psychicznie i fizycznie. Opis codziennej walki głównego bohatera był dla autora kolejną formą odwyku oraz terapii.

Nic tak nie potęguję wrażeń z czytania książki jak wybór odpowiedniego miejsca do tego. Powieść "Misery" zabrałem na obóz ornitologiczny umieszczony w środku lasu parę kilometrów od najbliższego miasteczka. Taka lokalizacja pomogła mi bardziej zrozumieć poczucie izolacji głównego bohatera mimo, że ja, w przeciwieństwie do niego, w swoim miejscu byłem dobrowolnie i z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Z racji tego, że czytanie jest dla mnie jak podróżowanie, wziąłem się za książkę (przynajmniej jak sądziłem) podróżniczą i przygodową. Opowieść młodej kobiety, która zdecydowała się porzucić wszystko i wyruszyć w długą podróż z wielkim i ciężkim plecakiem przez amerykańską dzicz musiała mnie zainteresować. Musiałem odbyć te podróż.

Z wielką przyjemnością i podziwem czytałem przeżycia autorki, która miała niesamowitą odwagę podjąć się samotnej, pieszej wyprawy przez lasy i góry. Spać pod namiotem, słuchać kojotów w nocy i podziwiać krajobrazy. wyczyn autorki inspiruje i sam w tej chwili marzę o podobnych wyprawach jednak najwieksza odwaga autorki kryje sie jeszcze głębiej.

Cheryl Strayed poprzez długą pieszą wyprawę podjęła próbę poukładania swojego chaotycznego życia. Podróż jednak nie miała być ucieczką od problemów. To własnie na tej wyprawie autorka najwięcej wspomina swoja przeszłość. Motywy, które zachęciły ją do wedrówki. Śmierć ukochanej mamy, problemy małżeńskie oraz cała litania popełnianych błędów. Podziwiam ją za odważną szczerość ale zarazem dojrzałość przy opowiadaniu o nich. Będąc sama wśród skał i drzew Cheryl Strayed mogła na całe swoje życie spojrzeć z dystansu i ocenić je na nowo. Rozliczenie się z przeszłościa z pewnością było równie trudne co zmagania z trudami wędrówki.

W sumie jest to coś więcej niż tylko książka podróżnicza. Bo chodzi w niej o cos więcej niż tylko góry, lasy i jeziora, i o zmaganie się człowieka z surowymi warunkami przyrody. Chodzi o pojedynek człowieka ze sobą. Wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny ale także umiejętność wybaczenia sobie i innym. To był najtrudniejszy pojedynek i autorka podobnie jak z pieszej wyprawy wyszła z niego zwycięsko.

Z racji tego, że czytanie jest dla mnie jak podróżowanie, wziąłem się za książkę (przynajmniej jak sądziłem) podróżniczą i przygodową. Opowieść młodej kobiety, która zdecydowała się porzucić wszystko i wyruszyć w długą podróż z wielkim i ciężkim plecakiem przez amerykańską dzicz musiała mnie zainteresować. Musiałem odbyć te podróż.

Z wielką przyjemnością i podziwem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Michelle Paver w swojej "młodzieżowej" (daję cudzysłów bo nie lubię takich podziałów) serii "Kroniki Pradawnego Mroku" pokazała, że uwielbia umieszczać człowieka w trudnych warunkach klimatycznych i zmuszać go do ciężkiej walki o przetrwanie. W "Cieniach w mroku", powieści "dla dorosłych", pielęgnuje swoje upodobania w tej dziedzinie, robiąc to przy okazji na bardzo wysokim poziomie.

Dla głównego bohatera Jacka życie zawsze polegało na walce o przetrwanie. Pozbawiony pewności siebie, zahukany i lękliwy zdaje się słabo nadawać na odkrywczą wyprawę na dziki i zimny Spitsbergen. Ale właśnie, może z racji tego, że musiał wcześniej znosić niedogodności życiowe ma szansę sobie lepiej poradzić od pozostałych członków wyprawy, zbyt pewnych siebie i lekceważących trochę wyzwanie jakie przede nimi stoi. To właśnie zahukany Jack będzie musiał stawić czoło niebezpieczeństwu jakie czyha na niedostępnym terenie.

Powieść jest napisana w formie dziennika Jacka co jest genialnym zagraniem ze strony autorki bowiem pozwala znaleźć się bezpośrednio w umyśle głównego bohatera. Widzieć całą jego walkę z trudami wyprawy, oraz wszystkie towarzyszące temu emocje, wątpliwości oraz próby przezwyciężania ich. Jest także przy okazji zwyczajnym dziennikiem wyprawy odkrywczej zawierającym dużo opisów Spitsbergenu jak i codziennej krzątaniny na stacji badawczej.

Uwielbiam powieści, które pokazują, że prawdziwa odwaga i wytrwałość może kryć się w ludziach kompletnie niepozornych. Nieraz w tych, którzy sami nie zdają sobie z niej sprawy. Cechy jakie odkrywa w sobie Jack oraz cena jaką płaci za to odkrycie sprawiają, że powieść "Cienie w mroku" jest czymś w rodzaju bajki dla dorosłych. Bajki z dreszczykiem, którą się wyśmienicie czyta pomimo, że robi się od tego bardzo zimno, ciemno i strasznie. Jak na Spitsbergenie.

Michelle Paver w swojej "młodzieżowej" (daję cudzysłów bo nie lubię takich podziałów) serii "Kroniki Pradawnego Mroku" pokazała, że uwielbia umieszczać człowieka w trudnych warunkach klimatycznych i zmuszać go do ciężkiej walki o przetrwanie. W "Cieniach w mroku", powieści "dla dorosłych", pielęgnuje swoje upodobania w tej dziedzinie, robiąc to przy okazji na bardzo wysokim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O życiu i twórczości Johnny'ego Casha czytałem i oglądałem wiele. W końcu mogłem poznać jego własny punkt widzenia nie tylko za pośrednictwem jego piosenek.

Książkę Faceta w Czerni jest napisana tak swobodnie, że czyta się ją tak jak gdyby siedziało się z nim na kanapie w jego salonie i słuchało jego wspomnień. Cash mówi przede wszystkim co go ukształtowało (mając na niego zarówno pozytywny jak i negatywny wpływ) zarówno jako mężczyznę, muzyka oraz chrześcijanina oraz pomagało mu trzymać te aspekty zwarte ze sobą. Cash bowiem nigdy nie oddzielił ich od siebie bez względu na głębokość bagna w jakie wpadał.

Pomimo swobodnego języka książka jest przeładowana informacjami i wspomnieniami na temat samego Casha oraz bliskich mu osób. Cash nie kryje szczegółów dotyczących jego narkotykowego nałogu oraz ale pisze o nich z emocjonalną powściągliwością. Zauważyłem jednak, że pomimo swojej szczerości nie wspomina niektórych swoich dawnych błędów ale wierzę, że zrobił to by nie pogłębiać ran u swoich bliskich.

Musze jednak przyznać, że książka niewiele wniosła mi nowych informacji na temat Faceta w Czerni. Cash niczym ani pozytywnym ani negatywnym mnie mnie zaskoczył. Po prostu potwierdził wszystko to co na jego temat już wiedziałem i umocnił mój szacunek jaki do niego mam. I właśnie tego spodziewałem się po jego książce. Że Cash przypomni mi jak wspaniałym był człowiekiem. Jak szczerym w swoim przesłaniu i jak inspirującym dla innych nie wyłączając.

O życiu i twórczości Johnny'ego Casha czytałem i oglądałem wiele. W końcu mogłem poznać jego własny punkt widzenia nie tylko za pośrednictwem jego piosenek.

Książkę Faceta w Czerni jest napisana tak swobodnie, że czyta się ją tak jak gdyby siedziało się z nim na kanapie w jego salonie i słuchało jego wspomnień. Cash mówi przede wszystkim co go ukształtowało (mając na niego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nic tak nie psuje nastroju Bożego Narodzenia jak brutalne ale dziwne morderstwo samotnego portiera dużego hotelu. Jednak dla detektywa Erlendura sprawa staje drogą ucieczki od niechcianego nastroju świąt.

Arnaldur Indridason napisał doskonały kryminał z niesamowitą atmosferą. Tworzy ją przede wszystkim miejsce akcji - ponury hotel z wąskimi korytarzami, ciemną piwnicą i obskurnym pokojem gdzie zatrzymał się Erlendur na czas rozwiązania sprawy. Ta klaustrofobiczna i mroczna atmosfera hotelu zdaje się doskonale pasować nie tylko do samego detektywa i jego ciężkiej osobowości ale też pozostałych bohaterów dramatu. Wszyscy pojawiający się w tej książce: pracownicy hotelu, świadkowie sprawy a nawet sama córka Erlendura zdają się być tylko mrocznymi duchami przemykającymi się korytarzami hotelu, pojawiającymi się na chwilę a potem znikającymi nie wiadomo gdzie.

Drobnym minusem powieści jest nadmierne przekombinowanie wątków oraz problemów psychologicznych. Irytujące jest także momentami zbyt wolne tempo fabuły, szczególnie pod koniec powieści.

Jednak największą "wadą" tej powieści jest to, że nie zachęca do odwiedzin Islandii. Po jej przeczytaniu raczej nie będzie się chciało korzystać z islandzkiego hotelu.

Nic tak nie psuje nastroju Bożego Narodzenia jak brutalne ale dziwne morderstwo samotnego portiera dużego hotelu. Jednak dla detektywa Erlendura sprawa staje drogą ucieczki od niechcianego nastroju świąt.

Arnaldur Indridason napisał doskonały kryminał z niesamowitą atmosferą. Tworzy ją przede wszystkim miejsce akcji - ponury hotel z wąskimi korytarzami, ciemną piwnicą i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od gwałtownych wydarzeń opisanych w powieści "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" minęło już trochę czasu i zarówno Mikael Bloomkvist jak i Lisbeth Salander zdążyli już prawie o nich zapomnieć. Czasopismo Mikaela "Millennium" szykuje się do opublikowania wielkiego artykułu na temat międzynarodowego handlu żywym towarem. Niespodziewanie autorzy artykułu, Dag i Mia zostają brutalnie zamordowani. Podejrzenia padają na Lisbeth Salander i policja szybko organizuje pościg za ekscentryczną hakerką. Jednak Mikael nie wierzy w jej winę i od razu rozpoczyna własne śledztwo.

Stieg Larsson znowu pokazał, że jest mistrzem długiej formy. Fabuła znowu przypomina wielki obrazek puzzle, składający się z bardzo małych elementów. Choć te elementy zdają się być rozsiane na chybił trafił, to każdy jest na swoim miejscu i spokojnie czeka na odkrycie i dopasowanie do innego. Autor niespiesznie prowadzi akcję a na kryminalną intrygę każe czekać czytelnikowi do połowy tej składającej się z siedmiuset stron powieści. Momentami wydaje się to nudnawe ale trudno odmówić Larssonowi rozmachu.

Pomimo to, "Dziewczyna, która igrała z ogniem" jest odrobinę słabsza od poprzedniego tomu Larssona. Przede wszystkim fabuła nie tworzy już takiej mrocznej i zagadkowej atmosfery. Niby też są tajemnice z przeszłości, pojawiają się sprawy rodzinne, odludne miejsca ale wszystko jest to podane w bardziej skąpej formie. Przede wszystkim brakuje centralnego miejsca akcji, jakim było ponure Hedestad. Przez to fabuła jest w ciągłym ruchu i zdaje się stale "uciekać" czytelnikowi niczym główna bohaterka Lisbeth Salander. Jednak wyrazistość pozostałych bohaterów jest bez zarzutu. Ponadto w drugim tomie Larsson znowu zabrał głoś w sprawach społecznych i przypomina, że największe zło może pochodzić ze strony tych, których umownie nazywamy "najbliższymi."

Stieg Larsson niestety już nie żyje, więc nie dowiem się na ile utożsamia się on ze swoją główną bohaterką. Trzeba jednak przyznać, że podobnie jak ona wie jak zrobić mocne zejście ze sceny, po którym czeka się na następny akt.

Od gwałtownych wydarzeń opisanych w powieści "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" minęło już trochę czasu i zarówno Mikael Bloomkvist jak i Lisbeth Salander zdążyli już prawie o nich zapomnieć. Czasopismo Mikaela "Millennium" szykuje się do opublikowania wielkiego artykułu na temat międzynarodowego handlu żywym towarem. Niespodziewanie autorzy artykułu, Dag i Mia zostają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kryminały Raymonda Chandlera mają bardzo podobny schemat. Philip Marlowe zostaje przez kogoś wynajęty i to co się wydaje z początku błahą sprawą zamienia się w skomplikowana intrygę pełną kłopotów dla głównego bohatera. "Głęboki sen" nie odbiega od utartego schematu (raczej jako pierwsza powieść z Marlowem ten schemat zapoczątkował) ale pomimo tego jest wyśmienitym kryminałem, mrocznym z jednej strony (autor nie oszczędza Los Angeles bezkompromisowo opisując jego ciemne strony), o wysublimowanym smaku z drugiej (eleganckie wnętrza, drogie samochody i piękne kobiety sprawiają, że ten świat pomimo swego mroku bardzo pociąga).

Po raz kolejny spotkałem się z detektywem Philipem Marlowem i po raz kolejny pożałowałem, że jest on postacią fikcyjną. Nie będzie mi dane zaprzyjaźnić się z nim w realnym życiu lub choć raz napić się razem whisky, którą obydwaj uwielbiamy. I przyznam, że postawiłbym mu niejedna szklankę. Za cyniczny punkt widzenia, za odwagę, za zimną krew szczególnie wobec kobiet (za swoje zachowanie wobec córek generała Sternwooda dostałby ode mnie całą butelkę whisky) oraz za uczciwość i dobre serce, które tak mocno ukrywa.

Kryminały Raymonda Chandlera mają bardzo podobny schemat. Philip Marlowe zostaje przez kogoś wynajęty i to co się wydaje z początku błahą sprawą zamienia się w skomplikowana intrygę pełną kłopotów dla głównego bohatera. "Głęboki sen" nie odbiega od utartego schematu (raczej jako pierwsza powieść z Marlowem ten schemat zapoczątkował) ale pomimo tego jest wyśmienitym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wśród znanych osób, które namiętnie biegają nazwisko dziennikarki Beaty Sadowskiej wielokrotnie przewijało mi się przed oczami więc niespecjalnie mnie zdziwiło, że napisała ona w końcu książkę o swojej pasji.

Niby jest to standardowa książka o bieganiu. Autorka wspomina swoje początki, starty w maratonach w różnych częściach świata oraz okresy kontuzji. Przy okazji samemu (albo za pośrednictwem trenera Kuby Wiśniewskiego z którym przeprowadza zamieszczone w książce wywiady) udzielając porad dotyczących treningów, zawodów oraz diety. Jednak tym co czyni tą książkę wyjątkową jest sposób jaki Beata Sadowska traktuje swoją pasję. Dla niej bieganie jest przede wszystkim przygodą, środkiem do czerpania radości. Swoje maratony autorka opisuje tak jakby w ogóle nie obchodziły ją osiągane na mecie czasy, łamanie jakiś tam rekordów. Liczy się sama frajda, atmosfera, poznawanie nowych ludzi i kolekcjonowanie wspomnień (bardziej niż kolekcjonowanie medali).

Beata Sadowska wyraża swoja radość z pasji poprzez niesamowite ciepło jakim emanuje jej książka. Autorka dzieli się swoim wewnętrznym ciepłem zarówno poprzez swoje wspomnienia jak i liczne zdjęcia na których pokazuje swój szczery i sympatyczny uśmiech. Zdaje się traktować swojego czytelnika jak najlepszego kumpla czy dobra koleżankę zupełnie jak traktuje swojego narzeczonego oraz swoich przyjaciół, z którymi biega i których opisuje w książce. Nawet wobec trenera Kuby Wiśniewskiego z którym przeprowadza wywiady nie szczędzi ciepłych uczuć i miłych słów.

Właśnie to pogodne nastawienie jest największą siłą tej książki i każdy biegacz (i nie tylko, naturalnie) powinien po nią sięgnąć by dać się uwieść tej atmosferze i odłożyć na później chęć łamania rekordów.

Wśród znanych osób, które namiętnie biegają nazwisko dziennikarki Beaty Sadowskiej wielokrotnie przewijało mi się przed oczami więc niespecjalnie mnie zdziwiło, że napisała ona w końcu książkę o swojej pasji.

Niby jest to standardowa książka o bieganiu. Autorka wspomina swoje początki, starty w maratonach w różnych częściach świata oraz okresy kontuzji. Przy okazji samemu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po raz kolejny spotkałem się z islandzką prawniczką Thorą (oszczędzę sobie mozolnego wpisywania jej nazwiska). Tym razem dostaje ona zlecenie aż na Grenlandii gdzie doszło do zaginięcia trzech pracowników firmy wiertniczej. Thora wraz z mającą jej pomóc ekipą jedzie na pokryte śniegiem i lodem odludzie. Klaustrofobiczna atmosfera pogłębia się kiedy okazuje się, że baza została odcięta od świata a mieszkańcy pobliskiej wioski nie patrzą przychylnie na przyjezdnych.

Pomimo zastosowania przez autorkę tych samych chwytów literackich, powieść "Lód w żyłach" różni się znacznie od poprzedniej pozycji Yrsy "Weź moją duszę". Nie chcę mówić, że jest słabsza tylko raczej oszczędniejsza w formie. Niewielka ilość bohaterów powoduje małą ilość wątków pobocznych, którymi autorka zawsze przeplata główną fabułę. Ona sama toczy się niespiesznie i jakby z mozołem. Przypomina wspomnianego w powieści myśliwego, który musi cierpliwie czekać w tej samej pozycji przez długi czas aż pojawi się zwierzyna. Natomiast zakończenie nie wydaje się być szczególnie zaskakujące.

Jednak powtórzę: to wszystko nie umniejsza wartości powieści. Ponadto autorka świetnie przedstawiła świat rdzennych mieszkańców Grenlandii, Innuitów. Ich stosunek do rozwijającej się cywilizacji, która z jednej strony niszczy ich kulturę ale z drugiej daje nadzieję na nowe perspektywy. Pokazała złożony i dość przygnębiający świat (co kontrastuje z pięknym otaczającym krajobrazem) ludzi gdzie alkohol zastąpił większość dawnych zwyczajów i stał się nową tradycja przekazywaną na następne pokolenia. Świat gdzie tylko nieliczni próbują desperacko ratować dawne zwyczaje (myśliwy Igimaq został jednym z moich ulubionych bohaterów literackich).

Ogólnie warto było się wybrać z Thorą i reszta na Grenlandię. Musze jednak przyznać, że podzielałem radość bohaterów powieści kiedy stamtąd wyjeżdżali.

Po raz kolejny spotkałem się z islandzką prawniczką Thorą (oszczędzę sobie mozolnego wpisywania jej nazwiska). Tym razem dostaje ona zlecenie aż na Grenlandii gdzie doszło do zaginięcia trzech pracowników firmy wiertniczej. Thora wraz z mającą jej pomóc ekipą jedzie na pokryte śniegiem i lodem odludzie. Klaustrofobiczna atmosfera pogłębia się kiedy okazuje się, że baza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niniejszy tom zawiera cztery opowiadania Josepha Conrada.

TAJFUN
Dowódca załogi parowca na Morzu Południowochińskim kapitan McWhirr sprawia wrażenie osoby kompletnie nijakiej. Wydaje się być pozbawiony charakteru a momentami denerwuje swoją nadmierną rzeczowością. Zresztą nie tylko czytelnika ale także członków swojej załogi. Jednak kiedy nadejdzie huragan pokaże on ile jest wart. W tym opowiadaniu Conrad jak zwykle stawia ludzi w sytuacji ekstremalnej. Pokazuje, że prawdziwe męstwo nie musi głośno dawać znać o swoim istnieniu. Może być ciche, rzeczowe i pozbawione jakiejkolwiek charyzmy. Jednak przez to pozostaje niezauważone i w efekcie niedocenione.

AMY FOSTER
Dla mieszkańców angielskiej wioski wyrzucony na brzeg młody rozbitek jest niczym więcej jak tylko intruzem. Wywołuje strach, momentami wręcz panikę a co za tym idzie wrogość. Zostaje w końcu udzielona mu pomoc, pochodzący ze środkowej Europy chłopak zamieszkuje w obcej społeczności jednak różnice kulturowe nie przestają być głównym wyznacznikiem stosunków między przybyszem a mieszkańcami wioski. To na wpół autobiograficzne opowiadanie Conrada pokazywało problem samotności jednostki wśród obcego społeczeństwa. Było także odzwierciedleniem alienacji samego autora, który pomimo przyjęcia angielskiego obywatelstwa oraz pisania w języku angielskim nie zapomniał o własnych korzeniach i nie do końca zasymilował się z angielskim społeczeństwem.

FALK
Wspomnienie kapitana barki o perypetiach jakie go spotkały kiedy po raz pierwszy w pewnym wschodnioazjatyckim porcie objął dowództwo na statku. We wspomnieniach tych poza brzmiącymi komicznie problemami z załogą pojawia się postać tajemniczego Falka, kapitana jedynego w porcie statku holowniczego. Okazuje się być on szaleńczo zakochany w siostrzenicy kapitana jednego z parowców. Kiedy idzie do niego ubiegać się o jej rękę wyznaje ponurą prawdę o sobie, która zmienia nie tylko sposób postrzegania Falka przez pozostałych bohaterów ale także sposób narracji dzieła. W opowiadaniu, które zaczęło się jako opowiastka humorystyczna zaczynają się pojawiać charakterystyczne dla Conrada motywy: postawienie człowieka w sytuacji skrajnej, sposób radzenia sobie z nią oraz pytanie: do czego jest zdolny człowiek by przetrwać.

JUTRO
"Jutro możemy być szczęśliwi" jak śpiewał zespół Raz Dwa Trzy. Każdy z nas nieraz pewnie wierzył w magiczną moc jutrzejszego dnia. Jutro będzie lepiej, jutro los się odmieni, od jutra będę lepszym człowiekiem. Dla starego kapitana Hegberda to słowo też ma szczególne znaczenie. Oczekuje on bowiem powrotu swojego syna z morza. Nie ma o nim żadnych informacji ale wie dokładnie kiedy on przyjedzie: jutro. W końcu syn przyjeżdża odwiedzić ojca, ten jednak go nie poznaje. Ostatnie opowiadanie jest świetnym studium zdziwaczenia, które wynika z braku chęci pogodzenia się z rzeczywistością oraz izolacji od społeczeństwa. Pokazuje stan człowieka, który wykreował sobie ułudne "jutro" by uciec od gorzkiego "dziś".

We wszystkich opowiadaniach Joseph Conrad pokazuje swój geniusz w pokazywaniu ludzkich charakterów co jest najbardziej widoczne w opowiadaniu "Falk". W żadnej innym dziele nie przeczytałem takiej wspaniałej charakterystyki postaci głównego bohatera. Pozostałe opowiadania choć pozbawione są tak spektakularnych opisów to nie są pozbawione prawdziwych krwistych bohaterów. W każdym opowiadaniu mamy do czynienia z konfliktem charakterów: opanowanego z nerwowym, otwartego i żywiołowego z powściągliwym czy szalonego z rozsądnym. Konflikty te determinują postępowania głównych bohaterów i dają im szansę na zmianę swojej osobowości. Jednak czy z tej szansy skorzystali (bądź poradzili sobie), to Conrad pozostawia tę kwestię otwartą.

Niniejszy tom zawiera cztery opowiadania Josepha Conrada.

TAJFUN
Dowódca załogi parowca na Morzu Południowochińskim kapitan McWhirr sprawia wrażenie osoby kompletnie nijakiej. Wydaje się być pozbawiony charakteru a momentami denerwuje swoją nadmierną rzeczowością. Zresztą nie tylko czytelnika ale także członków swojej załogi. Jednak kiedy nadejdzie huragan pokaże on ile...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam jesień nie tylko ze względu na kolory ale także z powodu stad gawronów, których pełne są ulice oraz parki o tej porze roku. Pomimo tego traktowałem do tej pory te ptaki co najwyżej jak niewyrośnięte imitacje kruków. Fascynacja tymi drugimi zachęciła mnie do sięgnięcia po książkę "Corvus. Życie wśród ptaków".

Autorka szczegółowo opisuje w jaki sposób ptaki pojawiły się w jej życiu oraz jak zmieniły postrzeganie nie tylko gołębi, gawronów, srok, wron itp. ale także całego otaczającego świata. Swoje osobiste doświadczenia i refleksje przeplata z naukowymi informacjami, mitami na temat krukowatych (które zresztą burzy) oraz odniesieniami do literatury i muzyki. Fakt, że autorka nie jest ornitologiem zdaje się działać na jej korzyść oraz jej książki. Dla niej bowiem ptaki nie są bezosobowym obiektem badań naukowych ale istotami, które tak jak ludzie posiadają osobowość, inteligencję (czasem większą od naszej) oraz uczucia, którymi potrafią dzielić się z człowiekiem. Ptaki przypominają jej, że jako człowiek nie jest panem przyrody tylko jej częścią i to wcale nie tą najwspanialszą.

Książka "Corvus. Życie wśród ptaków" zmieniła moje postrzeganie gawronów i nie tylko ich. Jednak poza poznaniem ptasiego świata warto sięgnąć po tę książkę także z innego powodu. By skosztować chwil relaksu. Bowiem dzięki tej lekkiej i napisanej ciepłym językiem książce można na chwilę odetchnąć i oderwać się od codziennych trosk.

Uwielbiam jesień nie tylko ze względu na kolory ale także z powodu stad gawronów, których pełne są ulice oraz parki o tej porze roku. Pomimo tego traktowałem do tej pory te ptaki co najwyżej jak niewyrośnięte imitacje kruków. Fascynacja tymi drugimi zachęciła mnie do sięgnięcia po książkę "Corvus. Życie wśród ptaków".

Autorka szczegółowo opisuje w jaki sposób ptaki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W swoich utworach opisywał biedę i surowe życie sam jednak uwielbiał luksus oraz kontakty towarzyskie z ważnymi ludźmi. Kapitalistyczny i burżuazyjny tryb życia z kolei nie przeszkadzał mu w działalności socjalistycznego aktywisty. Z kolei poglądy socjalistyczne nie przeszkadzały mu w wyznawaniu rasizmu i przekonaniu o wyższości białej anglosaskiej rasy.

Muszę przyznać, że przez pierwsze kilka rozdziałów autor "Białego Kła" odpychał mnie swoja osobowością, poglądami i trybem życia. Jak widać można uwielbiać czyjąś twórczość i równie mocno nie darzyć sympatia jej autora. W miarę jednak dalszego czytania moja antypatia ustępowała i zastąpił ją cichy podziw.

Jack był żeglarzem, poszukiwaczem złota, kochankiem, oprychem, mężem, ojcem, pisarzem, dziennikarzem, rancherem. Nie ważne jednak co robił, robił to zawsze intensywnie. Był tytanem pracy: zarówno jako pisarz jak i posiadacz ziemski. Pomimo tego zawsze znajdował czas dla rodziny i przyjaciół, choć nie zawsze potrafił się nimi dogadać. Był pisarzem "komercyjnym", pisał tak by spełnić niewyszukane gusta prostych ludzi. Jednak w prostocie jego dzieł kryło się przesłanie o wartościach, w które wierzył a które częściej go niszczyły niż wzmacniały.

Któregoś dnia Jack powiedział do swojej ukochanej (drugiej) żony Charmian: "Zamierzam żyć sto lat! -Tak? A dlaczego? - zapytała Charmian -Ponieważ tego chcę." Choć przeżył zaledwie czterdzieści to swoimi przeżyciami mógłby obdarzyć wiele osób. Mając już osiemnaście lat miał na koncie znacznie więcej doświadczeń niż sporo starszych od niego osób. Dlatego jego biografię czyta się jak jedną z jego dobrych powieści. Jack wiedział, że przepisem na dobra powieść jest dużo akcji. Tak i w jego życiu było dużo akcji.

W swoich utworach opisywał biedę i surowe życie sam jednak uwielbiał luksus oraz kontakty towarzyskie z ważnymi ludźmi. Kapitalistyczny i burżuazyjny tryb życia z kolei nie przeszkadzał mu w działalności socjalistycznego aktywisty. Z kolei poglądy socjalistyczne nie przeszkadzały mu w wyznawaniu rasizmu i przekonaniu o wyższości białej anglosaskiej rasy.

Muszę przyznać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Byłem ogromnie zdziwiony jakim cudem udało się zdobyć tej powieści pozycję bestsellera i to jeszcze wśród młodzieży. Autorka stworzyła szary i apatyczny świat, w którym dominuje bieda, głód i stan kompletnej beznadziei. Jakby było tego mało pojawia się w tym świecie przemoc i śmierć. Takie miejsce powinno odpychać a nie masowo przyciągać uwagę. Jednak "Igrzyska śmierci" porwały czytelników. Mnie nie do końca.

Główną wadą tej książki jest jej narracja. Powieść w której tyle dramatu się dzieje wydawała mi się kompletnie pozbawiona emocji. Może wynikać to głownie z faktu, że główna bohaterka i narratorka Katniss jest osoba chłodną i analityczną a sytuacja w jakiej się znalazła jeszcze bardziej zmusza ją do duszenia w sobie uczuć. Nie usprawiedliwia to jednak faktu, że cała akcja sprawia wrażenie jakby była opowiedziana przez obojętnego obserwatora Igrzysk a nie osobę, która walczy o swoje życie.

Z drugiej strony może to jest właśnie powód dla którego książka stała się tak popularna. Nie czuje się głodu jaki panuje w dystryktach ani panującej tam apatii. Natomiast o śmierci, z racji, że jest wszechobecna mówi się bez emocji jak o pogodzie. Choć książka opisuje koszmar czyta się o nim jak o przygodzie dla nastolatków. Zapewne dlatego "Igrzyska śmierci" stały się bestsellerem głównie wśród młodych ludzi.

Drugim minusem tej powieści wydawała mi się jej bezrefleksyjność. Choć książka była przez niektórych odczytywana jako krytyka współczesnych mediów, programów reality show oraz współczesnego blichtru, tak naprawdę głębszych refleksji jest tutaj niewiele. Nie twierdzę, że książka jest wydmuszką. Raczej prostą powieścią przygodową mającą za zadanie bardziej dostarczenie rozrywki niż zachęcenie do jakiś refleksji.

Nie jest to w żadnym wypadku zła powieść. Pomimo oschłej narracji czyta ją się przyjemnie. Główna bohaterka Katniss przyciąga swoją silną osobowością i czytelnik przez cały czas jej wiernie kibicuje. Zakończenie powieści natomiast bardzo zaskakuje i zachęca do sięgnięcia po kolejne tomy. Suzanne Collins wiedziała jak napisać dobry bestseller.

Byłem ogromnie zdziwiony jakim cudem udało się zdobyć tej powieści pozycję bestsellera i to jeszcze wśród młodzieży. Autorka stworzyła szary i apatyczny świat, w którym dominuje bieda, głód i stan kompletnej beznadziei. Jakby było tego mało pojawia się w tym świecie przemoc i śmierć. Takie miejsce powinno odpychać a nie masowo przyciągać uwagę. Jednak "Igrzyska...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po przeczytaniu książki "Urodzeni biegacze" Christophera McDougalla ultramaratończycy stali się dla mnie wzorem biegaczy, nosicielami tych wszystkich idei za które kocham ten sport. Sięgnąłem więc po autobiografię czołowego zawodnika biegów na dystansie 100 km lub więcej, Scotta Jurka.

Droga, którą opisuje Scott jest przede wszystkim drogą wewnętrzną. Naturalnie jest dużo mowy o technicznej stronie biegania i ultramaratonów ale przede wszystkim jest to książka o dojrzewaniu do tego ekstremalnego sportu. Scott powoli uczy się własnego ciała, jego potrzeb, możliwości oraz ograniczeń. Przechodzi na weganizm nie z powodów ideologicznych ale dlatego, że jego ciało, oraz co za tym dobre samopoczucie, zaczyna tego wymagać.

Z napisaniem tej recenzji wstrzymywałem się do momentu ukończenia swojego pierwszego maratonu. Teraz kiedy mam za sobą debiut na koronnym dystansie wiem jak ważna podczas takiego wysiłku jest psychika, oraz że to ona właśnie wymaga największego wytrenowania. To głowa a nie ciało ma za zadanie znosić wysiłek oraz ból. Scott napisał coś co mnie bardzo dotknęło: "Ale teraz kiedy poznałem satysfakcję, jaką daje ból, pragnąłem go czuć więcej. Zamierzałem go użyć jak narzędzia by wyważyć drzwi do własnego wnętrza." Żadne inne zdanie, w jakiejkolwiek książce nie trafiło do mnie jak to. Bo to ból pokazuje jacy jesteśmy naprawdę, w sytuacjach ekstremalnych pokazujemy nasze prawdziwe oblicze.

W obecnych czasach ludzie robimy się coraz bardziej rozpieszczeni. Oczekujemy, że życie będzie łatwe, lekkie i przyjemne. Obrażamy się kiedy takie nie jest. Od problemów wolimy uciekać zamiast je rozwiązywać. Za wszelką cenę staramy się uniknąć bólu. Scott wybrał przeciwny kierunek. Wybrał jeden z najbardziej ekstremalnych sportów. Zamiast uciekać od bólu biegł ku niemu. Wiedział, że bez zaakceptowania go nie rozwinie w sobie drzemiących w nim możliwości. Pomogło mu to znosić wysiłek nie tylko podczas ultramaratonów ale także ten znacznie trudniejszy, w osobistym życiu.

Nie wiem czy kiedyś będę biegał w ultramaratonach. Pomimo zawartych w książce obfitych rad oraz przepisów umieszczonych na końcu każdego rozdziału, nie mam zamiaru przechodzić na wegetarianizm, nie mówiąc już o weganizmie (nie mógł bym zrezygnować z ryb i serów). Nie mniej jednak do książki Jurkera zajrzę nieraz.

Po przeczytaniu książki "Urodzeni biegacze" Christophera McDougalla ultramaratończycy stali się dla mnie wzorem biegaczy, nosicielami tych wszystkich idei za które kocham ten sport. Sięgnąłem więc po autobiografię czołowego zawodnika biegów na dystansie 100 km lub więcej, Scotta Jurka.

Droga, którą opisuje Scott jest przede wszystkim drogą wewnętrzną. Naturalnie jest dużo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Było nas trzech, w każdym z nas inna krew". Tymi znanymi słowami z utworu zespołu Perfect mogłby się rozpocząć ten pokręcony aczkolwiek genialny kryminał.

Trzech policjantów.
Bud White: facet, który nienawidzi tych zarówno tych co biją żony jak i tych co donoszą na swoich kolegów. Policjant, który najpierw bije (i to mocno) lub strzela (bez ostrzeżenia) a potem zadaje pytania. Niezbyt bystry by nie powiedzieć ograniczony, ale będzie musiał trochę popracować swoim wątłym intelektem.

Jack Vincennes: zmagający się z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków oraz z mroczną tajemnicą ze swojej przeszłości, policjant, który miota się między swoimi obowiązkami a desperackimi próbami zachowania twarzy oraz szacunku swojej żony.

Ed Exley: syn policjanta, z kompleksem wielkiego ojca, irytujący służbista, który doniesie na swoich kolegów i ściągnie na siebie nienawiść Buda White. Niemniej jednak wyjątkowo bystry i uparty detektyw, który podobnie zresztą jak cała reszta będzie musiał zmienić swoją hierarchię wartości.

Żaden z tej trójki nie jest do końca uczciwy. Żaden z nich nie jest silny i łatwo pada ofiarą swoich słabości. Żaden drugiemu nie ufa i drugiego nie szanuje. Więc kiedy dochodzi do wielokrotnego morderstwa w barze Nite Owl każdy z nich prowadzi indywidualne śledztwo w tej sprawie i nie ujawnia rezultatów śledztwa przed całą resztą. I każdy z tej trójki padnie ofiarą tej sprawy.

Jak napisałem jest to kryminał genialny. Tylko, że cechą każdego geniuszu jest także szaleństwo i książka Jamesa Ellroy jest tego najlepszym przykładem. I tak jak trudno obcować z genialnym szaleńcem tak trudno się czyta tą powieść. Przede wszystkim przygniata nadmiar faktów, watków, nazwisk, powiązań i wydarzeń. James Ellroy kluczowe dla akcji wydarzenie potrafi opisać tylko jednym krótkim zdaniem, które czasami umyka w tym wielkim huraganie wydarzeń.

Kolejna cechą, która przygniata jest skrajny pesymizm. W powieści nie ma bohatera, którego można lubić i któremu można kibicować. Nawet jeśli, któryś wzbudza sympatię lub współczucie to w pewnym momencie niszczy to z racji swoich czynów. Ponadto James Ellroy odmalował Miasto Aniołów jako wylęgarnię najbardziej wynaturzonych plugastw jakie mogą przyjść do głowy spaczonej osobie. Co prawda miasto tętni życiem, powstaje wielki park rozrywki, odbywają się przyjęcia i koncerty jazzowe. Wszystko to jednak okazuje się jednak budowane na niewinnej nieraz krwi a za fasadą radości i splendoru kryje się zbrodnia i szaleństwo w najgorszym wymiarze.

Powiem krótko: ja po książki Jamesa Ellroya już nie sięgnę. Jego styl pisania jest ponad moje siły a przesłanie jego książek mnie przygnębia. Muszę jednak przyznać, że ten kto nie czytał "Tajemnic Los Angeles", ten nie wie co to bardzo dobry kryminał.

"Było nas trzech, w każdym z nas inna krew". Tymi znanymi słowami z utworu zespołu Perfect mogłby się rozpocząć ten pokręcony aczkolwiek genialny kryminał.

Trzech policjantów.
Bud White: facet, który nienawidzi tych zarówno tych co biją żony jak i tych co donoszą na swoich kolegów. Policjant, który najpierw bije (i to mocno) lub strzela (bez ostrzeżenia) a potem zadaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Uwielbiam naturę, uwielbiam las. Mieszkam blisko lasu więc mam przyjemność regularnie w nim biegać. A ponieważ uwielbiam też odwiedzać las na kartkach powieści, z przyjemnością wróciłem na tereny dzikiej północy, do Toraka, jego towarzysza Wilka oraz jego przyjaciółki Renn.

Wydarzenia z tomu trzeciego "Pożeracze dusz" doprowadziły do tego, że Torak został uznany za wyrzutka i wygnany z Klanu Kruków. Musi się ukrywać przed wszystkimi, gdyż prawo klanowe mówi, że każdy kto spotka go w lesie ma obowiązek go zabić. Torak wielokrotnie musiał polegać na własnym sprycie i sile charakteru, niemniej jednak po raz pierwszy jest ścigany przez wszystkie klany jak zwierzyna łowna. Sytuacja ta doporowadza do tego, że Torak szybko zaczyna tracić zmysły, pamięc oraz wszystkie swoje umiejętności tropiciela. Jak tym razem sobie poradzi?

Po słabszym trzecim tomie zaczęły mnie ogarniać wątpliwości, że seria "Kroniki Pradawnego Mroku" zaczyna mnie nudzić. To wrażenie utrzymywało się na pierwszych stronach "Wyrzutka". Później jednak autorce udało się na nowo wzniecić we mnie miłość do tej sagi. Michelle Paver jak zwykle nie tylko pięknie odmalowała las ale także ukazała różne stany emocjonalne swoich bohaterów. W przeciewieństwie do beznamiętnego tomu trzeciego, "Wyrzutek" na nowo kipi emocjami: strachem, gniewem, rozpaczą, poczuciem osamotnienia oraz wszystkim co ludzie czują w skrajnych sytuacjach. Wielką zaletą (nie pierwszy raz oczywiście) jest umiejętność autorki wczucia sie w umysł zwierzęcy, gdyż częśc akcji widzimy z perspektywy Wilka. Mam teraz jeszcze więcej szacunku do tych wpaniałych stworzeń.

Tym razem Torak dowiedział się o swoim pochodzeniu wielu ważnych rzeczy. Jednak w głowie wciąż ma dużo znaków zapytania. Najważniejsze na pewno przed nim. Tym bardziej, że walka z wrogami Lasu nie została zakończona a sam Torak zaczyna patrzeć na swoja przyjaciółkę Renn wzrokiem innym niż dotychczas.

Uwielbiam naturę, uwielbiam las. Mieszkam blisko lasu więc mam przyjemność regularnie w nim biegać. A ponieważ uwielbiam też odwiedzać las na kartkach powieści, z przyjemnością wróciłem na tereny dzikiej północy, do Toraka, jego towarzysza Wilka oraz jego przyjaciółki Renn.

Wydarzenia z tomu trzeciego "Pożeracze dusz" doprowadziły do tego, że Torak został uznany za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kariera literacka Dashiella Hammetta nie trwała długo gdyż zaledwie pięć lat, jednak ten krótki okres wystarczył aby, przy pomocy pięciu powieści i kilku tomów opowiadań stworzyć nowy gatunek literacki zwany czarnym kryminałem. Gatunek, który rozwijało potem wielu następców Hammetta, m.in. Raymond Chandler. Fakt, że Dashiell Hammett był główną inspiracją dla mojego ulubionego pisarza kryminałów był powodem dla którego zdecydowałem się przeczytać "Sokoła maltańskiego" uważanego za najlepsze dzieło Hammetta. Pomimo tego, książka mojej miłości nie zdobyła. Przynajmniej nie od razu.

Przede wszystkim ze względu na głównego bohatera, Sama Spade’a. Ten detektyw irytował mnie swoim trudnym, drażliwym charakterem. Natomiast akcja, według mojego wrażenia, zdawała się wlec bez jakiegokolwiek ciekawego punktu. Jednak po przeczytaniu „Sokoła maltańskiego” i spojrzeniu na niego z dystansu (a także, uczciwie przyznając, po przeczytaniu posłowia na końcu książki) zmieniłem na temat tej powieści zdanie.

Inaczej spojrzałem na detektywa Spade’a. Jasne, że jest wyjątkowo szorstki, często wobec osób, które na to nie zasługują. Jego wypowiedzi są dosadne i całkowicie pozbawione kwiecistego sarkazmu charakterystycznego dla detektywa Marlowe’a z opowiadań Chandlera. Niemniej jednak, choć metody jego pracy balansują na granicy uczciwości, Spade nie jest pozbawiony poczucia sprawiedliwości. Zdaje się, że ten świat w jakim żyje i zarabia na swoje utrzymanie zmusił go włożenia maski szorstkiego cynizmu. I choć ta maska mocno wrosła w jego twarz, Spade nie przestaje dążyć do sprawiedliwości, nawet kosztem własnych uczuć.

Jeśli chodzi natomiast o fabułę, to podtrzymuje, że nie jest łatwa w odbiorze. Większość akcji dzieje się w małych, niczym się nie wyróżniających pomieszczeniach: biurach i pokojach hotelowych. Zamiast malować miasto i jego mieszkańców autor stworzył pojedynek psychologiczny pomiędzy bohaterami. Akcja oparta jest głównie na długich dialogach, które stopniowo ukazują skomplikowany układ emocji i intryg. Chociaż, może nie? Może nie ukazują tylko coś ukrywają? Przecież nie można być pewnym niczyjej szczerości i nie można nikomu ufać. Dlatego właśnie ważna jest umiejętność patrzenia z dystansu oraz czytania między wierszami. Bo tam znajduje sie prawdziwa treść czego od razu nie zauważyłem.

W "Sokole maltańskim" każdy cos ukrywa. Zresztą, gwoli podsumowania, sama powieść ukrywa wielka literaturę pod pozorem nudnego czytadła.

Kariera literacka Dashiella Hammetta nie trwała długo gdyż zaledwie pięć lat, jednak ten krótki okres wystarczył aby, przy pomocy pięciu powieści i kilku tomów opowiadań stworzyć nowy gatunek literacki zwany czarnym kryminałem. Gatunek, który rozwijało potem wielu następców Hammetta, m.in. Raymond Chandler. Fakt, że Dashiell Hammett był główną inspiracją dla mojego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na jednej z Wysp Salomona, leżacych na północ od wybrzeża Australii i na wschód od Nowej Gwinei, mieszka sobie David Sheldon, angielski plantator palm kokosowych. Do pracy wykorzystuje tybylców z archipelagu okolicznych wysp. Nic poza epidemią dezynterii oraz niewielkimi buntami robotników, które tłumi przy pomocy bata, nie zakłuca porządku na plantacji. Do czasy pojawienia sie młodej kobiety, Joanny Lackland. Jej przybycie wprowadzi wiele zmian w uporządkowane życie Sheldona oraz jego plantacji.

Wbrew swojemu tytułowi większość tej skromnej objętościowo powieści stanowią rozmowy oraz dyskusje między głównymi bohaterami. Na małej wysepce Jack London umieścił dwójkę najbardziej odmiennych bohaterów pisząc przy okazji łagodną satyrę na różnice płciowe i narodościowe: dzika i nieokiełznana Amerykanka kontra powściągliwy i zdystansowany Anglik. Mogę śmiało wręcz powiedzieć, że choć fabuła nie jest pozbawiona akcji, przygód oraz walki z niebezpieczeństwami, to jej główną oś stanowi pojedynek dwóch charakterów, ich wzajemne poznawanie się, przenikanie a także reakcje w obliczu niebezpieczeństwa. Sheldon i Joanna prowadzą swoistą walkę płci, jedno w celu utrzymania tradycyjnego porządku rzeczy, drugie w celu jego obalenia. Które z nich wyjdzie zwycięsko z tego pojedynku? Które z nich coś dzięki temu zyska a które coś straci?

W swojej powieści autor zastanawia się nie tylko nad różnicami w podejściu do kwestii kobiecości oraz męskości. Próbuje odpowiedzieć także na pytanie o sens szukania przygody. Czy romantyczne gonienie za nią rzeczywiście świadczy o odwadze? A gdzie kończy się odwaga a zaczyna lekkomyślność czy wręcz głupota i szaleństwo? Nie wspominając o konsekwencjach pogoni za przygodą.

Początkowo powieść nie robiła na mnie dużego wrażenia. Jej fabuła, bohaterowie oraz ich dialogi wydawały mi się nieco pozbawione oryginalności. W miare czytania jednak zacząłem doceniać ich prostotę a dopiero potem zrozumiałem ile jest w tej prostocie głębi. Momentami dziełko Londona przynudza, ale na pewno warto sięgnąć po tą niezajmująca powieść.

Na jednej z Wysp Salomona, leżacych na północ od wybrzeża Australii i na wschód od Nowej Gwinei, mieszka sobie David Sheldon, angielski plantator palm kokosowych. Do pracy wykorzystuje tybylców z archipelagu okolicznych wysp. Nic poza epidemią dezynterii oraz niewielkimi buntami robotników, które tłumi przy pomocy bata, nie zakłuca porządku na plantacji. Do czasy pojawienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Dziennikarz i wydawca magazynu "Millennium", Mikael Blomkvist dostaje dziwną propozycję od starego potentata finansowego, Henrika Vangera. Mikael ma za zadanie odszukać jego siostrzenicę, Harriet, która zagineła w tajemniczych okolicznościach czterdzieści lat temu, prawdopodobnie została zamordowana. W celu przyjrzenia się sprawie Mikael przeprowadza się do niewielkiej miejscowości na północy Szwecji, Hedestad. Choć nikt, z Mikaelem na czele, nie wierzy by po czterdziestu latach udało się znaleźć nowe ślady w tej sprawie, to jednak wraz ze z poznawaniem materiału dowodowego oraz zbliżaniem sie do rodziny Vangerów, Mikael odkrywa coraz bardziej mroczne sekrety klanu. Dodatkową jego pomocą w śledztwie jest Lisbeth Salander, aspołeczna ale genialna dziewczyna, która potrafi dotrzeć do najbardziej tajnej informacji.
Co tu dużo gadać: powieść genialna. To wyrażenie, które zwykle uważam za trywialne i górnolotne, w tym wypadku jak najbardziej pasuje. Larssonowi udało się stworzyć bardzo obszerną (ponad sześćset stron) ale niesamowitą historię, której najmocniejszym punktem są jej bohaterowie. Mikael to poczciwi dziennikarz, starający się nie wadzić nikomu co nie zawsze mu wychodzi. Choć początkowo jest sceptycznie nastawiony do sprawy, powoli coraz bardziej daje się uwodzić mrocznej rodzinie Vangerów i bładzi w sieci wzajemnych relacji jej członków niczym Tezeusz po labiryncie szukający minotaura. Tak na marginesie po raz kolejny się sprawdza oklepana teoria, że z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu i to zrobionym z dużej odległości.
Niewątpliwie najmocniejszym punktem tej powieści jest jej drugoplanowa (choć w zasadzie pierwszoplanowa żeńska) bohaterka, Lisbeth Salander. Dziewczyna, sprawiająca wrażenie upośledzonej psychicznie, nie potrafiąca żyć według reguł otoczenia ale mająca niesamowity zmysł w jego obserwacji. Przypomina zwierzę, które jest zbyt dzikie by się udomowić, ale jednocześnie dość bystre by sobie same poradzić w świecie, która wcale nie pomaga jej w oswojeniu. Sprawa Harriet Vanger będzie dla niej lekcją oraz kolejnym etapem jej powolnego ale burzliwego rozwoju.
Poza ciekawa historią oraz wyrazistymi bohaterami powieść Larssona ma jeszcze jeden niewątpliwy atut, który uwydatnia się już w tytule książki. Jest donośnym głosem w sprawie przemocy wobec kobiet. Larsson nie daje jej sprawcom żadnej taryfy ulgowej. W jego powieści przemoc nie ma najmniejszego źródła w męskich kompleksach czy nieszczęśliwym dzieciństwie. Jej źródłem jest po prostu czysta pogarda i nienawiść wobec kobiet. U Larssona objawia sie ona w różnych formach. Często bywa niezauważalna, ukrywana a nawet tolerowana. Jednak bez wzglęu na to zawsze wywołuje ona ogromny ból u kobiet, które padają jej ofiarą. I to ból pozostający na resztę życia. Larsson ostrzega także, że nienawiść może przenosić się z pokolenia na pokolenie co daje jej większe pole do niszczycielskiej działalności. Czy można się przed nią obronić i jaką cenę trzeba będzie zapłacić za szkody jakie powoduje?
Będzie to niełatwe i bolesne pytanie zarówno dla Mikaela jak i dla Lisbeth. Mnie natomiast jako czytelnika bardzo interesuje jak ta dwójka poradzi sobie z tym oraz z innymi problemami więc na pewno sięgnę po kolejne tomy trylogii Larssona.

Dziennikarz i wydawca magazynu "Millennium", Mikael Blomkvist dostaje dziwną propozycję od starego potentata finansowego, Henrika Vangera. Mikael ma za zadanie odszukać jego siostrzenicę, Harriet, która zagineła w tajemniczych okolicznościach czterdzieści lat temu, prawdopodobnie została zamordowana. W celu przyjrzenia się sprawie Mikael przeprowadza się do niewielkiej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Grupa marynarzy siedzi na jachcie zakotwiczonym w londyńskim nabrzeżu Tamizy. Jeden z nich, Charlie Marlowe zaczyna opowiadać historię swojej podróży do centralnej Afryki, gdzie miał pracować jako kapitan rzecznego parowca. Będąc tam szybko usłyszał o niejakim Kurtzu, agencie z odległej stacji handlowej, który rzekomo leżał trawiony ciężką chorobą. Podczas kolejnych dni i miesięcy swojego pobytu w Afryce oraz podróży do stacji Kurtza Marlowe obserwował prawdziwe oblicze kolonizacji polegającej głównie na niewolniczej pracy tubylców przy pozyskiwaniu kości słoniowej. I choć chciwość, okrucieństwo i pogarda, których Marlowe był świadkiem były niewyobrażalne, dopiero spotkanie z Kurtzem będzie dla niego bolesną lekcją jak przerażająco nisko może upaść człowiek.

Kurtz jest symbolem najgorszych instynktów tkwiących w człowieku, które doprowadzają go w najgłebsze otchłanie czegoś co można nazwać umownie szaleńtwem. Jednak to nie pragnienie bycia bogiem, tyrania i chciwość są w nim najgorsze. Kurtz posiada dwie cechy, które czynią go jeszcze bardziej przerażającą postacią.

Pierwszą z nich jest jego przyciagająca charyzma doprowadzająca do fascynacji jego osobą. Tej fascynacji ulegli wszyscy, którzy się z nim chociażby z samego słyszenia zetkneli. Pozostali agenci stacji handlowych, tubylcy traktujący go jak boga, Marlowe i wreszcie nawet ja sam. "Jadro ciemności" nie jest łatwą w czytaniu lekturą i wymaga bardzo dużego skupienia. Jednak z mozołem czytałem kolejne zdania tylko w jednym celu: chciałem poznać Kurtza. Byłem zaciekawiony zupełnie jak Marlowe podczas swojego rejsu zastanawiając się cały czas jaki on naprawdę jest. I nawet jego stan fizyczny do jakiego się doprowadził nie jest w stanie pozbawić go jego mrocznej charyzmy. Choć Conrad nie zdawał sobie z tego sprawy to postać Kurtza jest prototypem i jakby zapowiedzią Adolfa Hitlera oraz innych dyktatorów totalitarnych, czyniących siebie bogami i wprowadzającymi rządy terroru.

Drugą straszną cechą Kurtza jest jego człowieczeństwo. Choć Marlowe nazywa go szatanem to niestety Kurtz nie jest nim. Nie jest też potworem. Jest niestety człowiekiem. Gdyby był potworem albo szatanem ludzkość byłaby rozgrzeszona ze swojego okrucieństwa. Moglibyśmy spokojnie powiedzieć, że ludzie nie są zdolni do czynienia absolutnego zła bo ktoś taki jak Kurtz nie jest przecież człowiekiem, nie jest jednym z nas. Ale niestety tak powiedzieć nie możemy. Co gorsza Kurtz nie jest też szaleńcem. W swoich poczynaniach zachowuje jasny umysł dlatego to co robi można nazwać szaleństwem tylko umownie.

Choć opowiadanie "Jądro ciemności" jest krytyką kolonizacji z przełomu XIX i XX wieku to jego przesłanie może dotyczyć całej cywilizacji bez względu na miejsce czy okres historyczny. Charyzma oraz człowieczeństwo Kurtza dlatego czynią go bardziej przerażającą postacią, ponieważ pokazują jak łatwo znaleźć się pod uzależniającym i demoralizującym wpływem kogoś takiego jak on. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć gdzie powstanie kolejny Kurtz. Może pojawić się w każdym miejscu, w każdym czasie. A my nie jesteśmy w stanie przeciwstawić się temu. "Zgroza, zgroza!"

Grupa marynarzy siedzi na jachcie zakotwiczonym w londyńskim nabrzeżu Tamizy. Jeden z nich, Charlie Marlowe zaczyna opowiadać historię swojej podróży do centralnej Afryki, gdzie miał pracować jako kapitan rzecznego parowca. Będąc tam szybko usłyszał o niejakim Kurtzu, agencie z odległej stacji handlowej, który rzekomo leżał trawiony ciężką chorobą. Podczas kolejnych dni i...

więcej Pokaż mimo to