-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik249
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Im lepsza jest powieść, tym trudniej ująć ją w ramy krótkiej, syntetycznej opinii.
A co zrobić, gdy powieść jest genialna i jedyna w swym rodzaju?
Bzdury pan pleciesz, odpowiecie, "Tristram Shandy" powstał w XVIII wieku i z pewnością Sterne znalazł od tego czasu zdolnych naśladowców, którzy uniknęli ponadto powielenia jego wpadek.
Otóż wedle mojej wiedzy, jesteście w błędzie.
Wyobraźcie sobie bohatera, który usiłuje Wam opowiedzieć swój żywot. Zadanie to niełatwe, bo coś wciąż go od niego odciąga. W poczet przeszkód policzyć należy zarówno frapujące go kwestie filozoficzne, jak i sprawy maciupeńkie, tak bezpośrednio dotyczące człowieka, że wielcy twórcy uznają je za niegodne uwagi.
A teraz ponownie wysilcie wyobraźnię, bo trzeba Wam wiedzieć, że autor sobie z Was żartuje, czego bynajmniej nie kryje. Ciężko byłoby zresztą wskazać, z czego lub kogo autor sobie nie żartuje. Autobiografia jest fikcyjna, a jej forma służy Sterne'owi do wyrażenia swobody artystycznej, daleko wykraczającej poza obowiązujące reguły prozatorskie. Arsenał zastosowanych środków jest imponujący i obejmuje między innymi rysunki (a w jednym miejscu nawet ramy na portret skreślony ręką czytelnika), onomatopeje, zabawy z następstwem czasu, bezpośrednie zwracanie się do odbiorcy (i tytułowanie go różnymi mianami, a nawet naprzemienne zaliczanie w poczet obu płci) i pełen worek dygresji, stanowiących faktycznie podstawową materię powieści i dominujących objętościowo szczątkowy wątek fabularny.
Wspomniane dygresje dowodzą zresztą niezwykłej erudycji Sterne'a, który tka naukowe wywody na najbardziej błahe tematy, jawnie wyszydzając manierę scholastyczną. Powieść kipi ironią i humorem, a Sterne nie oszczędza nawet samego siebie. Obok dygresji, kolejnym podstawowym budulcem powieści są aluzje, kiedy to pisarz puszcza wodze dwuznaczności, uporczywie powracając do spraw płci, ani razu nie mówiąc o nich wprost.
Jak świadczy to o autorze, że jego niedokończone dzieło jest zarazem dziełem kompletnym, totalnym?
Niemożliwością jest oddać zalety tej powieści w niewielu słowach; nie udało się to też Witoldowi Chwalewikowi, autorowi niezłego przecież do niej posłowia. Choć jest "Tristram Shandy" istną kopalnią najcelniejszych cytatów, wyrwane z kontekstu powieści tracą one więcej niż połowę swej wartości. Mogę tylko napisać od siebie, że gdyby Sterne zgodnie z zapowiedzią zdołał rozdąć "Tristrama" do czterdziestu ksiąg, czytałbym go z nie mniejszą przyjemnością. Zdążył ukończyć dziewięć, do których, w ramach wyrwanej losowi z gardła rekompensaty, zamierzam powracać do końca swych dni; podobnie bowiem jak narratora, i mnie ściga już nieubłagany jeździec. Ufam jednak, iż niektóre z podpatrzonych u Tristrama trików zdołają wywieść pogoń w pole i kupić mi kilka bezcennych chwil więcej przy lekturze niepowtarzalnego dzieła Sterne'a.
Im lepsza jest powieść, tym trudniej ująć ją w ramy krótkiej, syntetycznej opinii.
A co zrobić, gdy powieść jest genialna i jedyna w swym rodzaju?
Bzdury pan pleciesz, odpowiecie, "Tristram Shandy" powstał w XVIII wieku i z pewnością Sterne znalazł od tego czasu zdolnych naśladowców, którzy uniknęli ponadto powielenia jego wpadek.
Otóż wedle mojej wiedzy, jesteście w...
Jak pisać, gdy świat się zawalił?
„Czarny potok” to jedna z możliwych odpowiedzi. Rwana, zapętlona, rozkrzaczona, podszyta strachem i beznadzieją, umieszczająca czytelnika w samym środku chaosu i grozy wojennej pożogi.
Bo bezpowrotny upadek porządku świata można oddać na przykład (albo wyłącznie) poprzez rozpad powieściowej struktury. A jeśli zabieg ten okrasi się fantastycznym językiem, łączącym gwarowe naleciałości z konsekwentnymi neologizmami, otrzymany rezultat nie musi się wcale plasować tak daleko od arcydzieła. Szczególnie jeśli jest zarazem traktatem moralnym.
Jak pisać, gdy świat się zawalił?
„Czarny potok” to jedna z możliwych odpowiedzi. Rwana, zapętlona, rozkrzaczona, podszyta strachem i beznadzieją, umieszczająca czytelnika w samym środku chaosu i grozy wojennej pożogi.
Bo bezpowrotny upadek porządku świata można oddać na przykład (albo wyłącznie) poprzez rozpad powieściowej struktury. A jeśli zabieg ten okrasi się...
"Fikcje" to zbiór luźnych tekstów krążących swobodnie wokół zagadnień, które od wieków fascynowały człowieka.
Głównym tematem pozostaje wzajemna relacja rzeczywistości i literatury, ich przenikanie się, przy czym - mówi Borges - ciężko tak naprawdę stwierdzić, która z nich jest bardziej obiektywna. I tak jak w funkcjonowaniu wszechświata możemy się niekiedy doszukać nieścisłości czy niekonsekwencji, tak Borges włącza w swe nacechowaną erudycją opowieści zarówno zmyślenia oczywiste, jak i zamaskowane, zmuszając czytelnika do nieustannej czujności i napięcia intelektualnego.
Miejscami folguje autor swojemu zamiłowaniu do pięknie, nieco na modłę wschodnią opowiedzianych historii, któremu w bardziej bezpośredni sposób dali upust również Thomas Mann i Umberto Eco, odpowiednio w "Wybrańcu" i "Baudolino".
Imponująca jest maestria, z jaką bierze Borges na warsztat kwestie, które nurtują przedstawicieli rozmaitych gałęzi filozofii o mądrze brzmiących nazwach, i rozwodzi się nad nimi nie w formie naukowego dyskursu, a w swoistej prozatorsko-eseistycznej manierze, mocno nacechowanej poezją.
Buduje wielopiętrowe labirynty metafor i znaczeń, a wszystko to w pozornie lekkiej konwencji odwołującej się do rozmaitych gatunków popularnych.
Na szczęście dysponuję pierwszym polskim wydaniem, bez przypisów, co pozwoliło mi na interpretację zarówno swobodną, jak i bez wątpienia niepełną, dając w konsekwencji pretekst do dalszego wielokrotnego zgłębiania.
Tylko niektóre łamigłówki wydają mi się przesadnie łatwe do przeniknięcia; bardzo jednak możliwe, że Borges mnie sprytnie podpuszcza, a ja w swym zadufaniu daję się niczym na postronku wieść na manowce. Zapewne znalazłbym się tam w całkiem niezłym towarzystwie.
"Fikcje" to zbiór luźnych tekstów krążących swobodnie wokół zagadnień, które od wieków fascynowały człowieka.
Głównym tematem pozostaje wzajemna relacja rzeczywistości i literatury, ich przenikanie się, przy czym - mówi Borges - ciężko tak naprawdę stwierdzić, która z nich jest bardziej obiektywna. I tak jak w funkcjonowaniu wszechświata możemy się niekiedy doszukać...
Mój starszy nieco egzemplarz nosi akurat tytuł „Lampart”, uniemożliwiając mi wykorzystanie w niniejszej opinii dowcipu o ptaku geparda, przez co bardzom niekontent. Ale chmurne me oblicze wnet się rozjaśnia, bo też zapoznałem się z wizją Lampedusy w niecodziennej kolejności, która, tuszę, nie jest bynajmniej ostatnią spośród możliwych. Oczywiście, przypadkowość tej konfiguracji, jak i niemożność skonfrontowania jej z innymi, wykluczają całkowicie moją zasługę, ale wcale nie umniejszają mojej satysfakcji.
Cały już rok minął bowiem od momentu, wydłużonego cudownym sposobem do ponad trzech godzin, w którym ujrzałem na białym płótnie ekranizację tej powieści. Rok ten pozwolił utrwalić się wrażeniu, jakie ów obraz we mnie wywołał, a także rozkosznie zatrzeć się jego szczegółom. Obecna lektura odbywała się zatem w duchu bardzo przyjemnej anamnezy, a nawet harmonii, na jaką składają się w mym umyśle słowo Lampedusy i obraz Viscontiego. Zdawałoby się, że cierpi na tym wyobraźnia, pozbawiona pracy wobec narzucającej się wizji reżysera; ale moja wyobraźnia zawsze znajdzie sobie zatrudnienie, nawet jeśli jego przedmiot nie byłby tak wzniosły, jak można by sobie życzyć, a może i wymagać od kulturalnego młodzieńca, za jakiego zwykło się mnie uważać i za jakiego uważać mnie trzeba, skoro oddaję się takim właśnie wybitnym lekturom jak „Lampart”.
Bo o wybitności tej powieści nie wątpię i niech nikt inny wątpić nie śmie, jeśli chce istnieć na salonach i znajdować wrażliwe białogłowy zachwyconymi oraz, nieco później, uległymi. Cóż jednak pozostaje mnie, niegodnemu, kiedy LC pełne jest już opinii miejscowych luminarzy na temat „Lamparta”? Sama wypowiedź mojego czcigodnego kolegi PMata, kompletna i pochlebna, mogłaby zostać uznana za wyczerpującą przedmiot. Zaledwie ośmielę się wtrącić, pomijając fantastycznie plastyczne operowanie słowem przez autora, iż tak kusząco odmalował on śmierć, że z miejsca gotów byłbym rzucić się w jej ramiona.
Jedynym mankamentem tej doskonałej poza tym powieści są wstawki, w których narrator, najwyraźniej nieusatysfakcjonowany dostatecznie swą wszechwiedzą, ocenia dzieje bohaterów z perspektywy współczesnej, konfrontując je ze świeżymi, a wówczas niedosiężnymi zdobyczami techniki. Zaburza to dziewiętnastowieczny klimat, który z taką maestrią Lampedusa stworzył.
Tymczasem zaś zostałem sam z dylematem, w czyje ramiona rzucić się w zastępstwie śmierci.
Mój starszy nieco egzemplarz nosi akurat tytuł „Lampart”, uniemożliwiając mi wykorzystanie w niniejszej opinii dowcipu o ptaku geparda, przez co bardzom niekontent. Ale chmurne me oblicze wnet się rozjaśnia, bo też zapoznałem się z wizją Lampedusy w niecodziennej kolejności, która, tuszę, nie jest bynajmniej ostatnią spośród możliwych. Oczywiście, przypadkowość tej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ta powieść to chyba szczytowe osiągnięcie Le Guin, która umieszcza człowieka w egzotycznej scenerii, by przetestować jego możliwości i granice w warunkach przesuniętych w stosunku do tych, z jakimi jesteśmy obyci, i to przesuniętych na wielu płaszczyznach: społecznej, biologicznej, psychologicznej etc.
Nie sposób w pełni wyrazić wtórnie siły tego pisarstwa, jego zakorzenionych w warstwie językowej sugestywności i piękna. Co więcej, tych trzysta stron mieści treść, którą ktoś inny bez trudu zapełniłby kilka grubych tomów. Jest to powieść o harmonii, która charakteryzuje się niedoścignioną harmonią elementów literackich. Nie sposób się od niej oderwać, a jednocześnie nietrudno z niej wyłowić światopogląd autorki, podany jednak nienachalnie, subtelnie. Wszystko jest tu zresztą subtelne, i myśl, i jej opakowanie.
Jakkolwiek trywialnie to brzmi, podobnie zresztą jak w odniesieniu do twórczości France’a, powieść Le Guin przepełniona jest, dla braku (przynajmniej w mojej głowie) innych terminów, najgłębszym humanizmem.
Wyobrażam sobie rzecz jasna, iż pewni ludzie mogliby niniejszą powieść dyskredytować jako promocję ideologii gender, bo małe umysły zawsze próbują sprowadzić to, co dla nich niezrozumiałe, do pojmowalnych dla siebie, uproszczonych kategorii.
Zazdroszczę – i współczuję – Le Guin tej wyjątkowej wrażliwości. Kunsztu już tylko zazdroszczę, bo też żaden to powód do współczucia.
Ta powieść to chyba szczytowe osiągnięcie Le Guin, która umieszcza człowieka w egzotycznej scenerii, by przetestować jego możliwości i granice w warunkach przesuniętych w stosunku do tych, z jakimi jesteśmy obyci, i to przesuniętych na wielu płaszczyznach: społecznej, biologicznej, psychologicznej etc.
Nie sposób w pełni wyrazić wtórnie siły tego pisarstwa, jego...
Gruntowna i przewrotna krytyka człowieka i jego działalności, opartej na bezrefleksyjnie przyjętych "prawdach". France daje popis erudycji, poczucia humoru oraz przenikliwości, od czasu do czasu mrużąc do czytelnika oko, z pełną świadomością, że ledwie kilku innych twórców, a może i żaden, jest w stanie się z nim równać. Jedynym minusem lektury okazało się moje przekonanie, iż jeszcze nie w pełni jestem w stanie ją docenić i zrozumieć. Można to jednak również uznać za plus - za jakiś czas na pewno do niej wrócę.
Gruntowna i przewrotna krytyka człowieka i jego działalności, opartej na bezrefleksyjnie przyjętych "prawdach". France daje popis erudycji, poczucia humoru oraz przenikliwości, od czasu do czasu mrużąc do czytelnika oko, z pełną świadomością, że ledwie kilku innych twórców, a może i żaden, jest w stanie się z nim równać. Jedynym minusem lektury okazało się moje przekonanie,...
więcej Pokaż mimo to