rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Filmów o tej tematyce widziałem sporo i w sumie każdy był bardzo podobny. Istnieje prawdopodobieństwo, że jeżeli lubicie oglądać horrory to ta książka niczym Was nie zaskoczy. Sam podczas czytania miałem wrażenie, że skądś tę historię już znam. I nawet po skończeniu jej, nie byłem w żaden sposób zaskoczony, czy przestraszony.

Całość zaczyna się bardzo... kiczowato. Serio, elitarne szkoły, przystojniacy i walczące o chłopców dziewczyny się jeszcze nikomu nie przejadły? Poza tym, właśnie - elitarna szkoła kojarzy mi się też z opowiadaniami na blogspocie (które niekiedy są nawet lepsze od tej książki). Po fali sztuczności i wybujałej atmosferze mroku przyszedł czas na naprawdę tępych i bezpłciowych bohaterów, których znakiem rozpoznawczym były dla mnie imiona.

Serio, dużo o tej książce powiedzieć nie można. Miało wyjść strasznie, a tak nie było. Cóż, nie można się wiele spodziewać po czymś, co ma być horrorem dla młodzieży. Kurde, horror dla młodzieży mógłby przestraszyć tylko dzieci, bo wierzę, że nastolatkowie mają już lepszy gust i jeżeli sięgają po horror to chcą się wystraszyć. I wybaczyłbym to nawet, gdyby poza tym książka "Wypowiedz jej imię" miała trzymającą w napięciu fabułę. Cóż, mnie nie wciągnęła ani trochę. Ale ma za to bardzo ładną okładkę!

Podsumowując, do mnie ta historia nie trafiła. Flaki z olejem jedzone po raz setny. Ta jakże głęboka metafora pomoże Wam zrozumieć, co jest z tą książką nie tak. Ale może Wam się spodoba? Kto wie.

Filmów o tej tematyce widziałem sporo i w sumie każdy był bardzo podobny. Istnieje prawdopodobieństwo, że jeżeli lubicie oglądać horrory to ta książka niczym Was nie zaskoczy. Sam podczas czytania miałem wrażenie, że skądś tę historię już znam. I nawet po skończeniu jej, nie byłem w żaden sposób zaskoczony, czy przestraszony.

Całość zaczyna się bardzo... kiczowato. Serio,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powstało tak wiele książek o tematyce wojennej i będzie ich coraz więcej - bo wojna to temat, który żyje obok nas. Wraz z rozwojem człowieka, państw, świata, wraz z biegiem czasu. Wojna była zawsze i - niestety - jest i będzie zawsze. Dopóki nie wygryziemy się nawzajem. Bo człowiek już taki jest, że w spokoju długo żyć nie może. I najsmutniejsze jest to, że to wszystko jest prawdą. Nikt nie chce umierać, cierpieć ani patrzeć na śmierć. A mimo to powstają nowe konflikty, a stare rozrachunki są odświeżane. Ale w tych wszystkich sporach nie warto patrzeć na ludzi, którzy tymi konfliktami kierują - na uwadze mieć trzeba uczucia zwykłego człowieka, który żyje nikomu nie wadząc, a za chwilę musi brać udział w walce o śmierć i życie. I los takiego człowieka opisany jest w "Odłamkach".

"Odłamki" to zbiór scen z całego życia. Może nam się wydawać, że błahych, mało istotnych. Ale to właśnie takie proste momenty składają się na cały ciąg istnienia na ziemi i właśnie tak było w przypadku głównego bohatera. Przez jego pozornie proste życie przeplatają się konflikty - nie tylko te wojenne, ale często rodzinne. Poznajemy go od najwcześniejszych wspomnień, by potem poruszać się pomiędzy teraźniejszością a przeszłością. Krążymy wokół zapamiętanych chwil, które mają niewyobrażalne skutki w teraźniejszości. Tak jak w życiu. Ta książka to po prostu życie człowieka.

I wcale nie mówię, że to łatwa książka - po pierwsze mówi o naprawdę trudnym temacie. Po drugie - nie czyta się jej łatwo. Ba, zdziwiłbym się, gdyby czytało ją się szybko i ot tak. Nie, to nie jest typowa, komercyjna książka, ze schematycznymi bohaterami i przewidywalnym zakończeniem. "Odłamki" to powieść trudna i trzeba się na to przygotować. Może spędzicie przy niej więcej czasu niż oczekiwaliście, ale finalnie będziecie czuć, że było warto. Na pewno wyciągniecie jakieś wnioski, bo wiadomo, poprzez doświadczenie zbieramy ich najwięcej. Powieść ta jest na pewno zbiorem doświadczeń i tego odmówić jej nie można.

Jednak pomimo tego, że, tak jak napisałem wcześniej, książki nie czyta się łatwo, to jest ona napisana niezwykle prostym językiem. Z pewnością trafi on do każdego człowieka. To, co bardzo mi się podobało, to fakt, że wspomnienia z dzieciństwa są pisane językiem dziecka. Inteligentnego dziecka, ale nadal dziecka. Natomiast w późniejszych wspomnieniach, Ismet jest dorosły, lecz nadal jego język jest prosty. Widać, że jego język, sposób bycia jest przesiąknięty doświadczeniami z młodości. I powtórzę się jeszcze raz - właśnie to zachowanie mówi nam, że bohater to też człowiek. Możecie nie zrozumieć, co teraz próbuje przekazać, ale chodzi mi tylko o jedną rzecz. W tej książce, jako nielicznej, czuje się jakby bohater był tuż obok nas. Nie jest on schematyczny i przewidywalny. Ma charakter i to czuć.

Z trudem przychodzi mi podsumować tę powieść. Jest to niezwykle trudne, bo "Odłamki" to złożona i przepełniona życiowym doświadczeniem książka. Powieść ta to nic innego jak puzzle - chwile, momenty, zapamiętane wydarzenia z całego życia, które zebrane w jedno dają... życie. Popękane, pełne zniszczeń, wojny, ale gdy pozbieramy je w jedno to uzyskamy powieść o człowieku. Po prostu. I to jest chyba w tym najlepsze, że pomiędzy konfliktami i śmiercią odnajdziemy zwykłego, szarego człowieka, którego wnętrze przepełnia niezliczona ilość barw.

Powstało tak wiele książek o tematyce wojennej i będzie ich coraz więcej - bo wojna to temat, który żyje obok nas. Wraz z rozwojem człowieka, państw, świata, wraz z biegiem czasu. Wojna była zawsze i - niestety - jest i będzie zawsze. Dopóki nie wygryziemy się nawzajem. Bo człowiek już taki jest, że w spokoju długo żyć nie może. I najsmutniejsze jest to, że to wszystko jest...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Upadek Gubernatora. Część druga Jay Bonansinga, Robert Kirkman
Ocena 7,0
Upadek Guberna... Jay Bonansinga, Rob...

Na półkach: ,

To chyba będzie najtrudniejsza recenzja, jaką przyjdzie mi napisać - wszystko bowiem, co miałem do powiedzenia o "Upadku Gubernatora" napisałem w poprzedniej recenzji i wychodzi na to, że teraz będę się tylko i wyłącznie powtarzać. Bo książka nie jest wcale gorsza niż swoja poprzedniczka. Także zapraszam do tej, trochę krótszej, recenzji.

Tym razem zaskoczony nie byłem. Wiedziałem, że mogę się spodziewać dobrego zakończenia serii (chociaż w planach wydawniczych jest następna część) i tak właśnie było. Książki z serii "Żywe Trupy mają to do siebie, że akcja jak i styl autorów ani trochę nie zwalnia. Zaczyna się mocno i powieści czyta się w zawrotnym tempie, a przy tym nie tracą ani trochę na jakości. To co już powiedziałem we wcześniejszej recenzji - prawdziwy i dosyć ostry język pozwala nam na zagłębienie się do świata The Walking Dead i poczucia (a nie daj Boże!) fabuły na własnej skórze.

Skoro także fabule i stylowi autorów nie można nic zarzucić to jakże śmiałbym powiedzieć coś na temat kreacji bohaterów. Jestem po prostu zachwycony i to właśnie postacie w tych książkach sprawiają, że tak bardzo mi się spodobały. A sam Gubernator to tylko dowód na to, że można być potworem w świecie opanowanym przez potwory. To tylko taka dygresja, gdyby ktoś myślał, że skoro zombie zaatakowali świat to wszyscy są dla siebie mili i och, ach.

Naprawdę nic więcej nie mogę powiedzieć o tej części, bo z kolejną czuję się tak, jakbym się powtarzał. Więc już teraz, tak na zakończenie powiem, że "Żywe trupy" to seria, na którą naprawdę warto zwrócić uwagę, jeżeli mamy ochotę na przeczytanie dobrego horroru, ze świetnymi postaciami i fabułą. Ja sam z niecierpliwością czekam na kolejną część!

To chyba będzie najtrudniejsza recenzja, jaką przyjdzie mi napisać - wszystko bowiem, co miałem do powiedzenia o "Upadku Gubernatora" napisałem w poprzedniej recenzji i wychodzi na to, że teraz będę się tylko i wyłącznie powtarzać. Bo książka nie jest wcale gorsza niż swoja poprzedniczka. Także zapraszam do tej, trochę krótszej, recenzji.

Tym razem zaskoczony nie byłem....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Upadek Gubernatora. Część pierwsza Jay Bonansinga, Robert Kirkman
Ocena 7,0
Upadek Guberna... Jay Bonansinga, Rob...

Na półkach: ,

Zapewne zastanawia Was dlaczego piszę dopiero o trzeciej części, a nie o dwóch poprzednich. Już pędzę z odpowiedzią - poprzednie dwa tomy wysłuchałem w formie audiobooków. I teraz już wyjawię wam kolejny intrygujący sekret. Nie umiałbym zrecenzować audiobooka. Naprawdę. Gdy słucham książki nie potrafię skupić się na tym, w jaki sposób książka jest napisana, jakim językiem posługuje się autor lub jak wykreowani są bohaterowie. Po prostu słucham. Więc nie mógłbym napisać recenzji tylko na podstawie fabuły, bo wiadomo, każdemu może spodobać się co innego. Więc jeżeli zastanawiacie się nad poprzednimi częściami to od razu mówię - cała seria trzyma jednakowy poziom. Moja przygoda z uniwersum Żywych Trupów rozpoczęła się od serialu, który był intrygujący i ciekawy, ale z racji tego, że ja seriale oglądam potwornie długo to nadal jestem pomiędzy pierwszym a drugim sezonem. Co ciekawe - serial, książki i komiksy to oddzielne historie, więc, przykładowo, to czego nie ma w serialu, możemy zobaczyć w książkach i odwrotnie. Wydaje mi się to być ciekawym zabiegiem, zwłaszcza dla fanów The Walking Dead, którzy chcieliby dowiedzieć się nowych rzeczy o całej historii.

Wracając jednak do książki - byłem bardzo zaskoczony. Audiobook słuchało się świetnie, ale jak już wcześniej powiedziałem, każdy słucha mi się dobrze. Dopiero przy książce zauważyłem, jak dobrze napisana jest ta historia i jak dobrym stylem operują autorzy. Całość czyta się niesamowicie szybko i czytelnik bez problemu wczuje się w sytuacje bohaterów, chociaż w tym przypadku, może lepiej nie wczuwać się zbyt dogłębnie. Nie brakuje tu ostrego języka, przekleństwa lecą jedno za drugim, ale to cały czas jest zaletą tych książek. Jest bowiem niesamowicie prawdziwa. Co do bohaterów - wow. Chyba tylko tyle można powiedzieć. O wszystkich mogę powiedzieć, że są niesamowicie dobrze skonstruowani, ale postać Gubernatora przyćmiewa wszystko i wszystkich. Jego okrucieństwo, dziwactwo i złożony charakter powalił mnie na kolana. I teraz sobie tak myślę, że właśnie bohaterów najbardziej lubię w tej całej historii.

Podsumowując, "Upadek Gubernatora, część pierwsza" to kolejna świetna część serii osadzonej w uniwersum The Walking Dead. Powinna spodobać się nie tylko osobom, które zaznajomione są z serialem, ale nie też tym, którzy chcą po prostu przeczytać serię o zombie. Bo te książki to oddzielna historia i bez problemu każdy ją zrozumie. Ja sam nie mogę się doczekać, gdy sięgnę po następną część.

Zapewne zastanawia Was dlaczego piszę dopiero o trzeciej części, a nie o dwóch poprzednich. Już pędzę z odpowiedzią - poprzednie dwa tomy wysłuchałem w formie audiobooków. I teraz już wyjawię wam kolejny intrygujący sekret. Nie umiałbym zrecenzować audiobooka. Naprawdę. Gdy słucham książki nie potrafię skupić się na tym, w jaki sposób książka jest napisana, jakim językiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po raz pierwszy spotkałem się z takim zjawiskiem, jak zmiana tytułu książki ze względu na promocję filmu i szczerze mówiąc bardzo mnie to do tej opowieści zdystansowało. Okej, rozumiem, że film ma zebrać jak najwięcej pieniędzy, a pod tytułem "Na końcu tęczy" tak by się nie stało, ale tak bardzo zajeżdża to komercją, że głowa mała. Ale pomińmy tytuł i przejdźmy do meritum. Czyli do samej opowieści.

Chyba pierwszy raz w życiu przeczytałem książkę, która była napisana takim stylem. Mamy tutaj jedynie listy, fragmenty rozmów przez internet i kartki pocztowe. A, właśnie sobie przypomniałem, że taką budowę ma także "Charlie", jednak w nim nie było to tak zauważalne, gdyż autor oprócz samych dialogów stosował też opisy i wcale nie zwracało się na to uwagi. Tutaj miałem z tym kłopot. Na początku podobał mi się taki sposób - no bo wiadomo, coś nowego, ciekawszego. Ale im dłużej książkę się czyta, tym trudniej przy niej wytrwać. Ma ledwo ponad pięćset stron i już przy trzystu odczuwałem zmęczenie tymi ciągłymi rozmowami. Wiecie, co jest najpiękniejsze w czytaniu? To, że możemy sobie wyobrazić świat przez to, jak opisuje go autor. Tutaj tego nie ma, bo są jedynie same dialogi. A resztę wyobraź sobie sam. Nawet to jak wyglądają bohaterowie.

I teraz dochodzę do wniosku, że romansów nie powinienem czytać, bo prawie każdy, na który trafię jest dla mnie denny i bardzo sztuczny. Ale skoro takie książki powstają i trafiają do serc czytelników, to dlaczego miałbym je omijać? Każdego gatunku trzeba próbować. I taką mam teraz bitwę myśli. Bo pewnie wyjdzie na to, że to, że książka mi się nie podobała jest moją winą. Bo jestem chłopakiem i nie potrafię zrozumieć! (Już słyszę takie głosy). Ale tak już dwa dni po przeczytaniu i przemyśleniu, dochodzę do wniosku, że w tej książce podobał mi się jedynie humor, którym obdarzyła nas autorka. Sam wątek miłosny pomiędzy Rosie i Alexem był dla mnie tak wymuszony, że aż chciało mi się płakać. Już na samym początku zostają rozdzieleni, potem los zsyła im kłody pod nogi za każdym razem, gdy chcą się zejść, że po pewnym czasie myślałem, że gdy znów zapragną być parą, jedno z nich wpadnie pod samochód, czy wypadnie z balkonu (oj przesadzam, wiem), żeby w końcu nie byli razem.

I teraz zamiast recenzji wyszedł jeden duży hejt, jednak znów magicznie powrócę do swoich "umiejętności" recenzenckich i spróbuję wyjść z twarzą z tego wpisu. Więc chociaż to zakończenie będzie cechowało się namiastką profesjonalizmu. Więc tak - komu polecam tę książkę? Osobom, które są wytrwałe i naprawdę lubią czytać romanse. Także tym, którzy chcą sięgnąć po dużą dawkę humoru i sympatycznych bohaterów. A, i także tym, którzy nie boją się przewidywalności w książkach. Być może Wam spodoba się "Love, Rosie" i nie będziecie omijać połowy rozmów (znam takie osoby).

Po raz pierwszy spotkałem się z takim zjawiskiem, jak zmiana tytułu książki ze względu na promocję filmu i szczerze mówiąc bardzo mnie to do tej opowieści zdystansowało. Okej, rozumiem, że film ma zebrać jak najwięcej pieniędzy, a pod tytułem "Na końcu tęczy" tak by się nie stało, ale tak bardzo zajeżdża to komercją, że głowa mała. Ale pomińmy tytuł i przejdźmy do meritum....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zwrócę się na początku do osób, które piszą recenzję lub po prostu piszą - znacie ten moment, gdy siedzicie przed monitorem, widzicie migający kursor i nie wiecie co napisać, albo od czego zacząć? Właśnie tak się teraz czuję. Nawet nie wiem, co napisać o tej książce, gdyż absolutnie mnie oczarowała i wciągnęła do swojego okrutnego świata, który opisany był tak rzeczywiście, że nie mogłem się oderwać. Od razu powiem, że nie lubię takich ciężkich tematów w książkach. Chociaż, wyrażę się inaczej. Nie lubię czytywać takich książek za ciężko. A "Drzewo migdałowe" z pewnością książką lekką nie jest, chociaż napisana jest prostym językiem i szybko się ją czyta. Z pewnością mogę powiedzieć, że ta książka była dla mnie pewnego rodzaju tajemnicą, bo nie spodziewałem się tego, co zastanę w tej powieści. Sądziłem, że fabuła pójdzie raczej w stronę jakichś walk i tym podobnych, a tymczasem spotykamy się z głównym bohaterem - Ahmadem - który pragnie wyrwać się z tego strasznego świata dzięki swojemu matematycznemu talentowi.

I tak naprawdę ta książka nie jest o wojnie samej w sobie, bo walki tu nie jest zbyt wiele. Traktuje raczej o człowieku i jego stosunku do ciosów, które zadaje mu los. A główny bohater walczy dalej i dalej... Na pewno mylącą rzeczą jest okładka, bo spodziewałem się - wiem, że trochę powierzchownie - że skoro na okładce ukazane jest dziecko, to książka będzie skupiać się bardziej na dzieciństwie. Mamy tu jednak cały przekrój życia Ahmeda i tak naprawdę jest to ciągła walka z okrutną wojenną rzeczywistością.

Tym razem nie mogę nic powiedzieć o wykreowanych bohaterach, bo mam wrażenie, jakby te osoby istniały naprawdę i nie były wymyślone przez autorkę. Tutaj nie czułem tego, że czytam powieść, więc, przykładowo, nie mogę powiedzieć, że nie polubiłem matki Ahmeda (bo tak było), bo tak jak każdy człowiek - ma swoje wady i zalety. Moja niechęć powstała jedynie z powodu jej przekonań, ale z drugiej strony takie tradycje istnieją na świecie i mój głos w tej sprawie nic nie da.

I na tym skończę mój dzisiejszy wpis. Ta książka dała mi wiele do myślenia, z pewnością da także i Wam. Wojną nie można nic zdziałać - to chyba ten największy wniosek, który wyniosłem z tej lektury. Ahmed był jednym, który umiał się jej przeciwstawić i nie dać się złamać. A mi szkoda jest tych wszystkich ludzi, którzy okrucieństwu konfliktów stawić czoła nie umieją. Bo o nich się często zapomina. Książkę polecam absolutnie każdemu. To lektura, której nie zapomnicie i która będzie w Waszych myślach czyhać bardzo, bardzo długo. Opowiedziana w tej historii wojna toczy się daleko, ale to nadal ten sam świat, prawda?

Zwrócę się na początku do osób, które piszą recenzję lub po prostu piszą - znacie ten moment, gdy siedzicie przed monitorem, widzicie migający kursor i nie wiecie co napisać, albo od czego zacząć? Właśnie tak się teraz czuję. Nawet nie wiem, co napisać o tej książce, gdyż absolutnie mnie oczarowała i wciągnęła do swojego okrutnego świata, który opisany był tak rzeczywiście,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zacznę od rzeczy, która chyba najbardziej rzuca się w oczy. Ta książka może przypominać "Gwiazd naszych wina", bo nawet tak jest reklamowana przez wydawcę, ale według mnie mało tutaj takich nawiązań. No chyba, że od teraz każdą książkę o nowotworze będziemy porównywać do powieści Greena. Jaka jest największa różnica pomiędzy nimi? Greena cechuje to, że jego bohaterowie i fabuła jest często wyidealizowana. Tutaj wszystko ma swoje wady i zalety, a świat jest bardziej rzeczywisty. Więc jeśli komuś ten fakt przeszkadza w książkach Johna to może z pewnością sięgnąć po powieść pani Betts. Taka mała zależność.

Od razu rzuciła mi się w oczy okładka. Wypada naprawdę słabo, gdy porównany ją z zagranicznymi. Teraz komunikat specjalny: Książka nie jest taka typowa, schematyczna i infantylna na jaką wygląda. Uwierzcie mi. I nie jest przeznaczona tylko dla nastolatek, bo też takie niektórzy mają skojarzenia. To mi się nie podobało, ale wiadomo - liczy się wnętrze. A na wnętrze nie można narzekać.

Chyba najlepszym aspektem tej książki są bohaterowie. Polubiłem ich od razu, bo są takimi nastolatkami z krwi i kości. Mądrymi, ale nie idealnymi. I przede wszystkim realnymi. Poza tym bardzo spodobała mi się narracja. Książka podzielona jest na trzy części - narracja Zaka, mieszana, a na koniec wydarzenia przedstawione są z perspektywy Mii. Trochę da się odczuć, że gdy rozdziały Zaka się kończą to jakość narracji spada, bo jego część jest dużo bardziej optymistyczna, więc czyta się łatwiej, natomiast Mia już taka nie jest.

Mnie osobiście książka zaskoczyła. Nie spodziewałem się, że tak zawładnie moim sercem, bo uwierzcie mi - zwracam dużą uwagę na okładkę i chociaż wiadomo, że nie ocenia się książki po okładce, to prawie każdy z nas robi inaczej. Ta książka jest mądra i wzruszająca. I koniec końców muszę jednak porównać ją do "Gwiazd naszych wina", ale tylko jednym aspektem - jest tak samo dobra.

Podsumowując, bardzo polecam Wam tę książkę, jeżeli macie ochotę na dobrą, ale mądrą młodzieżówkę, w stylu wcześniej wspomnianego Greena albo Quicka. Nie będziecie zawiedzeni, daję Wam moje słowo.

ksiazkowy-chaos.blogspot.com

Zacznę od rzeczy, która chyba najbardziej rzuca się w oczy. Ta książka może przypominać "Gwiazd naszych wina", bo nawet tak jest reklamowana przez wydawcę, ale według mnie mało tutaj takich nawiązań. No chyba, że od teraz każdą książkę o nowotworze będziemy porównywać do powieści Greena. Jaka jest największa różnica pomiędzy nimi? Greena cechuje to, że jego bohaterowie i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka zapowiadała się obiecująco. Okładka jest niczego sobie, ba, wygląda na całkiem niezły kryminał. Oczywiście jak każdy młodzieniec w dobie internetu pochwaliłem się książką na portalach społecznościowych i kilku znajomych odezwało się do mnie z prośbą o pożyczenie tej książki, gdy tylko ją przeczytam. Widzicie jak działa magia okładki? Podziałała też i na mnie, bo gdy zaczynałem czytać byłem bardzo optymistycznie do niej nastawiony, jednak z każdą stroną i każdym rozdziałem szło mi coraz gorzej i oporniej.

Co uderza od samego początku? Wielkie zamieszanie. Nie wiedziałem, co się dzieje. Nic nie rozumiałem i jeszcze wtedy było to całkiem do przyjęcia. No bo wiadomo, może się jeszcze wszystko wyjaśni, a rzut na głęboką wodę to tylko taki zabieg zastosowany przez autora. Ale nie, wszystko szło jakoś tak dziwnie szybko, zagmatwanie i niezrozumiale jak na początku. I ani się obejrzałem (tak naprawdę się obejrzałem, bo strasznie mi się to dłużyło), byłem już w połowie tej powieści, nie będąc w żaden sposób związany z tym co się w niej dzieje.

Absolutnie nie przekonał mnie do siebie jej klimat, ani też bohaterowie. Postacie chyba były najgorszą częścią tej książki, naprawdę. Główny bohater, który miał udawać Sherlocka i który, na dowód swojej spostrzegawczości, odróżnia które meble pasują do kompletu, a które nie, był przez większość czytania powieści po prostu irytujący. Na początku książki jest takie zdanie, że główny bohater miał partnera, który zginął i że to właśnie on był tym, który zyskiwał sobie sympatię innych ludzi. I chyba tak właśnie było, bo John Tallow wcale mnie do siebie nie przekonał.

Może jedynym aspektem, który był ciekawy, jest fakt podzielenia książki na dwie strony zbrodni - winnego i ścigającego. Rozdziały z różnej perspektywy wydała mi się całkiem interesującą sprawą, bo w taki sposób ta powolna i niezbyt ciekawa akcja, jakoś się rozpędzała. Ale to chyba jedyna zaleta, jaką mogę wskazać po przeczytaniu "Wzorca Zbrodni".

Ach, teraz mi się jeszcze przypomniała jedna rzecz, o której miałem napomknąć. Dobra, rozumiem, że wykreowany w powieści świat jest mroczny, brudny i bardzo rzeczywisty, bo tak właśnie wynika z opisów, ale, na miłość boską, wsadzanie przekleństw jako przecinków nie jest fajne. Chyba, że jest się typkiem z osiedla w dresie. To mi chyba najbardziej przeszkadzało. A tak naprawdę to nie jest dla mnie ważne, czy są przekleństwa, czy nie. Bo wiadomo, ludźmi jesteśmy, każdemu się zdarzy. Ktoś robi to częściej, ktoś mniej. Ale żeby tak co drugie słowo? No, chyba, że tak właśnie zachowują się prawdziwi detektywi. To ok. Nie jestem detektywem, więc nie wiem.

Podsumowując, książka "Wzorzec Zbrodni" to powieść, która nie zachęciła mnie do siebie, jednakże to nie oznacza, że nie zachęci Was. Styl pisania autora jest całkiem niezły, a w moim przypadku problem leży w bohaterach i fabule. Więc jeżeli naprawdę lubicie kryminały i to takie naprawdę mroczne to spróbujcie. Tym, którzy chcą dopiero zacząć przygodę z kryminałami lub mało o nich wiedzą - nie polecam. Sparzycie się, a nie warto, bo kryminały to całkiem fajny gatunek.

Książka zapowiadała się obiecująco. Okładka jest niczego sobie, ba, wygląda na całkiem niezły kryminał. Oczywiście jak każdy młodzieniec w dobie internetu pochwaliłem się książką na portalach społecznościowych i kilku znajomych odezwało się do mnie z prośbą o pożyczenie tej książki, gdy tylko ją przeczytam. Widzicie jak działa magia okładki? Podziałała też i na mnie, bo gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakub Ćwiek bardzo zainteresował mnie swoją twórczością, więc długo nie rozmyślałem, czy przeczytać trzecią cześć "Chłopców". Z czym kojarzy mi się ta seria? Z niesamowitym humorem, rozróbą i niezwykłym zamieszaniem. Gdy czytałem "Zgubę" czekałem i czekałem aż nadejdzie jakiś moment charakterystyczny dla poprzednich części. I niestety trochę się rozczarowałem.
Od razu muszę nadmienić jedną rzecz - ta część bardzo różni się od swoich poprzedniczek, gdyż taka zmiana w świecie naszych bohaterów - Dzwoneczka i Wiecznych Chłopców - spowodowana jest śmiercią w świecie prawdziwym, tym, w którym żyjemy. Robin Williams w 1991 roku zagrał Piotrusia Pana w filmie "Hook". Ten znamienity aktor już nie żyje, więc dlaczego świat wykreowany przez Ćwieka, opierający się na przygodach właśnie Piotrusia Pana miałby być wesoły? Ta część "Chłopców" jest właśnie napisana w hołdzie prawdziwemu Piotrusiowi.
I właśnie dlatego czuję się zakłopotany. Bardzo podobała mi się pierwsza część "Chłopców", ta natomiast jest dla mnie średnia. Wiem, wiem, ta część miała być inna, cały czas mam to na uwadze, ale strasznie brakowało mi tego świata, którego można było zaczerpnąć we wcześniejszych książkach. Cała ich magia i cały urok zostały nam brutalnie odebrane. Cóż, w pewnym sensie tak działa świat i tak samo szczęście i radość zostają odebrane z nadejściem śmierci.
Jeżeli chodzi o styl autora to nic się nie zmienia. Nadal jest świetny i książkę czyta się naprawdę łatwo. Pod tym względem Ćwiek nie zawodzi. Być może nie do końca byłem uważny, ale brakowało mi Dzwoneczka, która zapowiadała się główną bohaterką tej części - była na początku, potem gdzieś zniknęła, by wreszcie wrócić pod koniec.
Podsumowując, "Zguba" na pewno zainteresuje tych, którzy czytali poprzednie części i będą chcieli wiedzieć, co wyrabia się z ich bohaterami. Jeżeli ktoś chce przeczytać te książkę, a nie czytał poprzednich - nie polecam. Zdecydowanie lepiej zacząć od pierwszej części, z której magia Wiecznych Chłopców wręcz kipi, natomiast w trzeciej ledwo się gotuje. Mi natomiast nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na część czwartą, która została już zapowiedziana.

Jakub Ćwiek bardzo zainteresował mnie swoją twórczością, więc długo nie rozmyślałem, czy przeczytać trzecią cześć "Chłopców". Z czym kojarzy mi się ta seria? Z niesamowitym humorem, rozróbą i niezwykłym zamieszaniem. Gdy czytałem "Zgubę" czekałem i czekałem aż nadejdzie jakiś moment charakterystyczny dla poprzednich części. I niestety trochę się rozczarowałem.
Od razu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uff, ta książka jest tak niebywałym zjawiskiem, że gdy ją czytałem, czułem na sobie ciążącą na mnie presję. Przeczucie, że nie jest to zwykła książka, ale rzeczywistość - wezwanie dla każdego z nas do podjęcia trudu rozszyfrowania zagadki, której nagroda jest wielka! Bałem się, że nastawienie na promowanie konkursu może zaszkodzić powieści samej w sobie. Wiecie, że tak naprawdę będzie czytało ją się okropnie i moje obawy w małej części się sprawdziły...

Zacznijmy jednak od początku. Przy pierwszych stronach lektury towarzyszyła mi tak przerażająca ciekawość tego, co ona w sobie skrywa, tego świata, bohaterów, że nie mogłem się oderwać. Jednak z każdą stroną, mniej więcej do połowy, było coraz nudniej i nudniej. Akcja zaczyna się dosyć mocnym akcentem, który niebywale zaciekawia, jednak miałem wrażenie, że akcja w książce nie jest rozstawiona równomiernie. Raz mamy dużo emocji, a zaraz nudę przez kilkadziesiąt stron.

Nie zrozumcie mnie źle - Endgame czyta się dobrze, ale trudno. Podobne wrażenie miałem w trakcie czytania Czasu Żniw. Tak jakby powieść nie mogła udźwignąć bogactwa stworzonego przez autorów świata, a trzeba przyznać - wszystko stworzone jest idealnie. I tego skutkiem było właśnie to, że powieść, która z początku mnie interesowała, czytałem przez niecały miesiąc.

Na pewno nie pomagali w tym bohaterowie, którzy moim zdaniem są najgorszym aspektem tej książki. Z całej lektury zapamiętałem i zainteresowały mnie w sumie trzy osoby, no może cztery. To trochę słaby wynik jak na dwanaście ludów. A liczba dwanaście i walka nie kojarzy Wam się z inną powieścią? Te przemyślenia już zostawiam Wam, ja nie zamierzam się w nie wgłębiać.

Podsumowując, Endgame. Wezwanie nie jest lekturą złą, ani nie jest taką, wobec której mogę przejść obojętnie. Myślę, że bogactwo tej powieści zasługuje na pochwałę, ale wyróżnić trzeba także to, że jest to pierwsza taka książka, która ma rzeczywiste odwołanie w rzeczywistości. Która zaciekawia swoją zagadką i nagrodą. Komu polecam książkę? Na pewno fanom fantastyki i sci-fi. Mam mieszane uczucia do tej książki, bo z jednej strony zawiodłem się na niej, a z drugiej wiem, że ciężko byłoby stworzyć tak wielkie i idealne uniwersum, więc autorzy Endgame mają mój szacunek.

Uff, ta książka jest tak niebywałym zjawiskiem, że gdy ją czytałem, czułem na sobie ciążącą na mnie presję. Przeczucie, że nie jest to zwykła książka, ale rzeczywistość - wezwanie dla każdego z nas do podjęcia trudu rozszyfrowania zagadki, której nagroda jest wielka! Bałem się, że nastawienie na promowanie konkursu może zaszkodzić powieści samej w sobie. Wiecie, że tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wstyd się przyznać, ale nieco stronię od powieści polskich autorów. Jakoś im nie ufam - być może spowodowane jest to tym, że już wiele razy się zawiodłem. Bałem się tego, że "Chłopcy" nie przypadną mi do gustu i będzie to kolejny raz, gdy polska literatura traci w moich oczach. Ale tak nie było.

Pierwsze, co muszę powiedzieć o książce Jakuba Ćwieka to to, że nigdy bym nie pomyślał, że książka o takiej tematyce przypadnie mi do gustu. Gang motocyklowy i Piotruś Pan - wyobrażacie to sobie? Zastanawiałem się nawet, na jaki pomysł wpadnie autor, żeby to wszystko ze sobą zgrabnie połączyć, bo naprawdę, nijak mi to grało ze sobą. A wyszło świetnie. Ogólnie książka zaczyna się dosyć mocnym akcentem, bo mamy i prostytutki i zjadanie człowieka żywcem - do końca nie wiedziałem, dla jakiego przedziału wiekowego zadedykowana jest książka.

Na pewno jedno trzeba "Chłopcom" przyznać - ich historia jest naprawdę wciągająca. Była to moja pierwsza książka tego autora, ale już po pierwszym spotkaniu mogę powiedzieć, że Jakub Ćwiek ma dar opowiadania historii. Nawet nie zdałem sobie sprawy, kiedy przebrnąłem przez połowę książki, a potem, gdy ją skończyłem. Czytałem, nawet nie czując, że to książka, ale tak. jakbym naprawdę był w tej historii. (Chociaż to nie do końca byłby dobry pomysł, bo nie umiałbym się obronić przed zombie tak dobrze jak na przykład Milczek.)

Bardzo polubiłem bohaterów tej powieści. I od dzisiaj będę inaczej patrzyć na motocyklistów - tych groźnych, skrytych pod skórzanymi kurtkami i łańcuchami. Każdy z Zagubionych Chłopców, a także ich matka, Dzwoneczek, mieli w sobie to coś, co sprawiało, że nie dało się ich nie polubić, ani przejść obojętnie. Chyba najbardziej polubiłem właśnie tego wyżej wspomnianego Milczka, który posługuje się językiem migowym, potrafi odpędzić się od wściekłych zombie i zamiast zerwać z dziewczyną, oświadcza się jej.

"Chłopcy" nie są spójną, jednolitą powieścią fabularną. Książkę tworzy kilka historii, w której biorą udział Zagubieni Chłopcy i zwykli zjadacze chleba, którzy zazwyczaj nie pamiętają nawet tego, że motocyklistów spotkali, a dzieje się tak za pomocą lekko magicznych umiejętności Zagubionych Chłopców. Chyba najbardziej spodobała mi się historia z udziałem małego Kubusia i Kędziora. Nie będę Wam zdradzać dlaczego, ani co mnie zaciekawiło i zaskoczyło, musicie sprawdzić sami.

Tematem, który chciałbym jeszcze poruszyć jest oprawa graficzna książki. Tak, wiem, że nie ocenia się książki po okładce, ale w tym przypadku zasługuje to na pochwałę. Począwszy od świetnych ilustracji na okładce i w środku, a skończywszy na niecodziennym sposobie wykonania tej właśnie okładki. Nie umiem tego do końca opisać, trzeba po prostu wziąć książkę w rękę i zobaczyć, jak to wygląda. Ponadto mamy do dyspozycji sznureczek, którym możemy zaznaczyć sobie stronę, zamiast zaginać rogi, czy posługiwać się zakładką - jednym słowem: cudo.

Podsumowując - "Chłopcy" naprawdę zasługują na chwilę uwagi z Waszej strony. Opowieść, której nie spotkacie nigdzie indziej. Komu polecam najbardziej? Fanatykom pokręconych historii (zombie, motocykliści, Piotruś Pan w jednym) i tym, którzy nie wierzą w polską literaturę - zaufajcie mi, nie jest z nią aż tak źle. A ja sam chętnie zapoznam się z drugą częścią tej książki.

Wstyd się przyznać, ale nieco stronię od powieści polskich autorów. Jakoś im nie ufam - być może spowodowane jest to tym, że już wiele razy się zawiodłem. Bałem się tego, że "Chłopcy" nie przypadną mi do gustu i będzie to kolejny raz, gdy polska literatura traci w moich oczach. Ale tak nie było.

Pierwsze, co muszę powiedzieć o książce Jakuba Ćwieka to to, że nigdy bym nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Czas Żniw" to debiut Samanthy Shannon i gdybym tego nie wiedział, nigdy bym na to nie wpadł. Autorka, chociaż bardzo młoda, ma świetny styl pisania, który trzyma w napięciu i którego nie powstydziłby się żaden zaawansowany autor. Powieść jest pierwszą częścią siedmioczęściowego cyklu, na który już czekam. Jestem pewien, że będzie warto.

Świat, wykreowany w "Czasie Żniw", jest bardzo niebanalny. Mamy tu do czynienia z jasnowidzami, którzy podzieleni są na siedem kategorii. Sądzę, że to właśnie czyni tą powieść inną do dotychczasowych. Jasnowidze mają wgląd do zaświatów, mają swoje aury, swoje moce. To mi się bardzo spodobało.

Fabuła opowiadana jest z punktu widzenia młodej Paige, której dar jest bardzo niespotykany. Pierwszoosobowa narracja zapewniła tej książce sukces, podobnie jak w przypadku "Igrzysk Śmierci". Wszystko jest tak realistycznie, że czytelnik ma wrażenie, że znajduje się w świecie wykreowanym przez Samanthę Shannon naprawdę. O samej autorce mogę pisać długo - podziwiam jej talent i to, że jest tak młodą osobą. Rozwinę to, co wcześniej napisałem - jeżeli sześć następnych części będzie tak samo dobra, lub (bardziej prawdopodobne) jeszcze lepsza to ma szanse wzbić się obok takich autorów jak J.K Rowling, czy wyżej wspomnianej autorki "Igrzysk Śmierci" - Suzanne Collins.

Teraz pora pomówić o bohaterach. Według mnie, to, jak odbieramy książkę zależy od głównych bohaterów, lub jak w przypadku "Czasu Żniw" od głównej bohaterki - Paige Mahoney, która jest niezwykle dobrze wykreowana. Inteligentna dziewczyna, którą można polubić od razu. Ponadto w książce występuje szereg niesamowitych osobowości.

Jednakże, jest pewno ale. Tak jakby mały minus czytania tej powieści był taki, że przez około sto pierwszych stron niezbyt orientowałem się, co jest grane. Być może jest to skutek uboczny wykreowania tak bogatego w szczegóły świata, co nie jest łatwe. Ale czytelnik od początku zasypywany jest masą informacji, pomimo tego, że jeszcze tak naprawdę nie wie, o czym będzie ta książka.

I tu z pomocą przychodzą dodatki, które zamieszczone są w książce. Według mnie - to świetna pomoc. Bardzo mi się to podoba.

Podsumowując - "Czas Żniw" to książka jakiej dotąd nie czytałem. Bogata w szczegóły, opanuje czytelnika nieziemską fabułą. Polecam każdemu, kto jeszcze nie jest jej pewny - na pewno się nie zawiedziecie. Tych, którzy chcą ją poznać, gratuluję wyboru.

[http://ksiazkowy-chaos.blogspot.com/]

"Czas Żniw" to debiut Samanthy Shannon i gdybym tego nie wiedział, nigdy bym na to nie wpadł. Autorka, chociaż bardzo młoda, ma świetny styl pisania, który trzyma w napięciu i którego nie powstydziłby się żaden zaawansowany autor. Powieść jest pierwszą częścią siedmioczęściowego cyklu, na który już czekam. Jestem pewien, że będzie warto.

Świat, wykreowany w "Czasie Żniw",...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kings of Leon: Sex on Fire Drew Heatley, Michael Heatley
Ocena 6,3
Kings of Leon:... Drew Heatley, Micha...

Na półkach:

Kings of Leon, pochodzący ze stanu Tennessee kwartet, podbił świat muzyki na własnych warunkach. Zaprezentował śmiałą mieszankę klasycznego rocka, grunge’u i nowoczesnego brzmienia. Rezultatem okazała się muzyka, która przemówiła do publiczności składającej się zarówno z piętnasto-, jak i pięćdziesięciolatków. W swojej drodze na szczyt Kings of Leon zasłużyli na szacunek Boba Dylana, U2 i wielu innych gwiazd pierwszej wielkości. Z kolei suto zakrapiane imprezy i piękne kobiety sprawiają, że ich nazwisko stale gości w mediach.

Była to pierwsza muzyczna autobiografia jaką przeczytałem w życiu. Lepiej późno niż wcale, ale mogę powiedzieć, że zacząłem dobrze. Książka autorstwa Michaela i Drewa Heatley'ów (ojciec i syn) to dobra książka zarówno dla fanów Kings of Leon, ale także dla początkujących słuchaczy tego zespołu.

Co podobało mi się najbardziej? Duża dawka informacji, dokładny opis życia członków zespołu, można powiedzieć, że od samego urodzenia aż do czasów dzisiejszych. Podobały mi się też dodatki, np. zdjęcia w środku, dokładna dyskografia i inspiracje zespołu, czyli osoby, na których się wzorowali, którzy byli ich autorytetami.

Cała książka podzielona jest na rozdziały, tak jak życie członków zespołu Kings of Leon - braci, którzy postanowili, że będą razem grać i stworzą coś wielkiego - podzielone było na najważniejsze momenty.

Momenty, w których jakby tajemnicza moc wnosiła ich do samej góry, aż na największe światowe sceny.

Autorzy o każdej płycie rozpisują się szczególnie dokładnie. Każda piosenka ma swoje miejsce w tej książce, by my, czytelnicy, moglibyśmy się dowiedzieć, jak powstał utwór, jak został przyjęty przez krytyków i co jest w nim charakterystycznego.

Ja sam od dawna wiedziałem, że ten zespół jest świetny. Dzięki tej książce dowiedziałem się, że jest tak unikatowy i oryginalny, że aż trudno uwierzyć w historię tej czwórki braci, których ojciec był Zielonoświatkowcem, a oni sami przy nagrywaniu swoich płyt stronili od programów komputerowych poprawiających dźwięk. Wystarczyło im pomieszczenie, w którym ktoś mógłby nagrać to jak grają. A chcieli brzmieć tak, jak na żywo.

Polecam tę książkę zarówno fanom, jak i tym osobom, które dopiero co usłyszą ich muzykę i stwierdzą, że całkiem nieźle wpada w ucho. Uwierzcie mi - ich historia jest równie dobra, co ich muzyka.

Kings of Leon, pochodzący ze stanu Tennessee kwartet, podbił świat muzyki na własnych warunkach. Zaprezentował śmiałą mieszankę klasycznego rocka, grunge’u i nowoczesnego brzmienia. Rezultatem okazała się muzyka, która przemówiła do publiczności składającej się zarówno z piętnasto-, jak i pięćdziesięciolatków. W swojej drodze na szczyt Kings of Leon zasłużyli na szacunek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsza rzecz. Nienawidzę reklamowania innej książki za pomocą innej. Jak mówi tylnia okładka: "Mroczne umysły" są najbardziej niepokojącą książką od czasu "Igrzysk Śmierci". Czy to prawda? Sam nie wiem. Tworzy obraz świata, w którym nikt nie jest bezpieczny, ale ten świat jakoś do mnie nie przemawia. Być może nie wczułem się aż tak bardzo w tę powieść, być może powinienem czytać ją bardziej dokładnie.

Spodziewałem się, że akcja w książce pójdzie w inną stronę i będzie wyglądać nieco inaczej. Nie zawiodłem się, bo taki obrót spraw też był dobry. Sam środek książki był lekko nużący, przeciągał się, ale ostatnie sto stron było tak nieprawdopodobnie emocjonujące, że zrekompensowało mi tę nudę.

Z pewnością mocną stroną tej książki są bohaterowie. O ile sama główna bohaterka czasami (przez większą część książki wcale, dopiero w relacjach z pewnym panem) mnie irytowała to pozostali bohaterowie są świetni. Mój ulubiony? Pulpet. Kto wymyślił to przezwisko dla chudego chłopaka?! Jest jeszcze Liam, z początku wydawało mi się, że będzie bardzo wyidealizowany, ale były momenty, w których ujawniały się jego wady.

W tej książce nie ma miejsca na miłość. O ile mi samemu odpowiada to, że nie ma rozwodzenia głównej bohaterki nad chłopcami, a jest bardzo wiele walk itp. to innym czytelnikom może to nie odpowiadać. Sądzę, że wątek miłosny, który pojawia się potem powinien zadowolić wszystkich, bo nawet mi się podobało.

"Najmroczniejsze umysły skrywają się za fasadą najzwyklejszych twarzy."

Szczerze? Po tej książce mam wielką pustkę w głowie. Dokładnie jakby główna bohaterka wymazała mi pamięć. Z jednej strony mi się podobała, z drugiej czułem niedosyt. W jednych chwilach się nudziłem, potem obgryzałem paznokcie z nerwów, czekając co wydarzy się za chwilę. Więc może dojdę do jednego - dla kogo jest ta książka? Dla osób, które lubią motyw tułaczki w książkach. Dla takich, którzy uwielbiają czytać o nieprawdopodobnych mocach i którzy nie lubią nadmiaru miłosnych rozterek bohaterów.

Skłonię się jednak ku pozytywach i polecę tę książkę wyżej wymienionym osobom. Reszta może czuć się nieusatysfakcjonowana. "Mroczne umysłu" są dla określonych osób i raczej nie trafią do wszystkich jak wielkie serie, ale nadal są świetną książką, a sama autorka zasługuje na pochwałę.

Pierwsza rzecz. Nienawidzę reklamowania innej książki za pomocą innej. Jak mówi tylnia okładka: "Mroczne umysły" są najbardziej niepokojącą książką od czasu "Igrzysk Śmierci". Czy to prawda? Sam nie wiem. Tworzy obraz świata, w którym nikt nie jest bezpieczny, ale ten świat jakoś do mnie nie przemawia. Być może nie wczułem się aż tak bardzo w tę powieść, być może powinienem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opis książki jest bardzo intrygujący i gdy po nią sięgałem, myślałem, że będzie to bardzo dynamiczna i pełna napięcia powieść. Tak nie jest. "Złodziejka książek" dostarcza nie tylko mocnej dawki nerwów przy czytaniu, ale jest też wypełniona po brzegi przemyśleniami nad życiem ludzi, nad ich mroczną stroną, nad tym, że życie jest piękne i że warto cieszyć się każdym promieniem słońca i czerpać z niego chęć do życia.

Ta książka jest dla mnie bardzo ważna, nie ukrywam tego. Między mną, a tytułową Złodziejką istnieje pewne podobieństwo. Kochamy słowa, uwielbiamy ich używać, napełniamy się radością na widok prostej chmury i czujemy, że powinniśmy przelać to na papier. Ale nie moim hobby, ani o mnie samym teraz mowa. "Złodziejka książek" pokazuje jak ważne dla każdego człowieka jest czytanie. I tak, wiem, że Polacy mało czytają, ale chodzi mi teraz o ludzi, którzy kochają to robić, czyli z pewnością każdą osobę, która teraz czyta ten wpis.

Tym, co również podobało mi się w tej książce było inne spojrzenie na rzeczywistość. Na to, że nie każdy Niemiec, który popierał Hitlera był potworem, rządnym wymordowania każdego Żyda. Istnieli bowiem ludzie, którzy byli zmuszani do tego, w trosce o własne życie. Piękne jest to, że niemiecka rodzina przygarnia do swojego domu Żyda, narażając siebie samych. To pokazuje, że nie trzeba wcale myśleć stereotypami, a człowiek jest człowiekiem - niezależnie od narodowości, koloru skóry itp.

"Złodziejka książek" to także inne spojrzenie na świat i zjawisko jakim jest śmierć. A warto zaznaczyć, że w tej książce narratorem jest sama Śmierć. I chociaż to dziwne, ona sama nie lubi zabijać, ale to nie ona za to odpowiada. To jej szef. Jej opowieści o duszach, które musi nosić na ramieniu i o tym, jaki kolor przyjmuje wtedy niebo są świetne. A sama Śmierć nigdy nie przywiązuje się do osób, oprócz jednej...

Jak widać skupiłem się na tym, co książka opowiada i co za sobą niesie, a nie o tym, czy jest dobrze napisana, czy bohaterowie są dobrze skonstruowani. Tak więc - wszystko w tej książce jest genialne, począwszy od niebanalnego stylu jej napisania, poprzez ciekawe ilustracje, bohaterów tak przyjaznych, że chciałoby się ich uściskać, skończywszy na kopalni pięknych cytatów.

Opis książki jest bardzo intrygujący i gdy po nią sięgałem, myślałem, że będzie to bardzo dynamiczna i pełna napięcia powieść. Tak nie jest. "Złodziejka książek" dostarcza nie tylko mocnej dawki nerwów przy czytaniu, ale jest też wypełniona po brzegi przemyśleniami nad życiem ludzi, nad ich mroczną stroną, nad tym, że życie jest piękne i że warto cieszyć się każdym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wciągająca, pouczająca, nie dająca o sobie zapomnieć! Każdy powinien ją przeczytać!

Wciągająca, pouczająca, nie dająca o sobie zapomnieć! Każdy powinien ją przeczytać!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nieprawdopodobna książka! Brak słów, by ją opisać. Polecam każdemu niezależnie od wieku.

Nieprawdopodobna książka! Brak słów, by ją opisać. Polecam każdemu niezależnie od wieku.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Baaaardzo mi się podobała! Każdy bohater jest niesamowicie dopracowany, wszystko w idealnym tempie, a koniec powala na kolana! Miałem szczęście, że trafiłem na tą książkę :)

Baaaardzo mi się podobała! Każdy bohater jest niesamowicie dopracowany, wszystko w idealnym tempie, a koniec powala na kolana! Miałem szczęście, że trafiłem na tą książkę :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

To raczej błąd tłumacza, ale jak można nazywać Duszki Nocy... Nocnikami? Książka mi się nie podobała i nie sięgnę po następne części. A szkoda, bo tak ładnie się prezentuje..

To raczej błąd tłumacza, ale jak można nazywać Duszki Nocy... Nocnikami? Książka mi się nie podobała i nie sięgnę po następne części. A szkoda, bo tak ładnie się prezentuje..

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedna z moich ulubionych :)

Jedna z moich ulubionych :)

Pokaż mimo to