-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać140
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2024-04-19
2024-04-11
Pierwsze trzy tomy serii „Millenium” uważam, za jedne z najlepszych książek sensacyjno-kryminalnych jakie miałem okazję czytać. Dlatego miałem wątpliwości co do kontynuacji po śmierci Stiega Larssona. I lektura kolejnych trzech części w dużej mierze je potwierdziła. Dlatego zastanawiałem się czy jest sens czytać tom numer siedem. Jednak przeczytałem i w sumie nie żałuję. „Krzyk orła” to dość solidna powieść sensacyjno-kryminalna. Plusem jest tło fabuły, czyli kwestie związane z szeroko rozumianą ekologią i inwestycjami w tym obszarze. Minus – jak dla mnie większość postaci występujących w książce. W moje ocenie mało oryginalnych, żeby nie powiedzieć, że sztampowych. Nieco rozczarowuje też wątek głównych bohaterów serii, czyli Lisbet Salander i Mikaela Blomkvista.
Wydaje mi się, że książka Karin Smirnoff najbardziej ucieszy zagorzałych fanów „Millenium”. Inni sami muszą rozważyć czy po nią sięgnąć, czy też nie.
Pierwsze trzy tomy serii „Millenium” uważam, za jedne z najlepszych książek sensacyjno-kryminalnych jakie miałem okazję czytać. Dlatego miałem wątpliwości co do kontynuacji po śmierci Stiega Larssona. I lektura kolejnych trzech części w dużej mierze je potwierdziła. Dlatego zastanawiałem się czy jest sens czytać tom numer siedem. Jednak przeczytałem i w sumie nie żałuję....
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-23
Już chyba o tym pisałem, więc się powtórzę. Od jakiegoś czasu część książek Johna Grishama okazuje się w jakimś stopniu rozczarowaniem. Niby pisarz ma pomysł, ale w trakcie lektury okazuje się, iż nie zmienił się on w ciekawą fabułę. W przypadku „Dnia rozrachunku” jest na szczęście inaczej. Przynajmniej w mojej ocenie. Dla mnie książka jest całkiem ciekawą powieścią obyczajowo-kryminalną, której fabuła ma odpowiedzieć na pytanie dlaczego główny bohater zrobił to, co zrobił. Poza tym, po raz kolejny mamy okazję się przekonać, że J. Grisham, jak mało kto zna procedury sądowe. I jednocześnie – co też nie powinno dziwić – świetnie opisuje życie na amerykańskim południu. Tym razem w drugiej połowie lat 40-tych ubiegłego wieku.
Jeśli mam się do czegoś przyczepić, to do wątku opisującego wojenne losy głównego bohatera. Bo moim zdaniem niezbyt wiele wnosi.
„Dzień rozrachunku” ustępuję takim powieściom jak np. „Firma”, czy też „Raport pelikana. Trzeba mieć jednak na uwadze, że J. Grisham napisał gorsze książki. I dlatego polecam ją nie tylko miłośnikom pisarza.
Już chyba o tym pisałem, więc się powtórzę. Od jakiegoś czasu część książek Johna Grishama okazuje się w jakimś stopniu rozczarowaniem. Niby pisarz ma pomysł, ale w trakcie lektury okazuje się, iż nie zmienił się on w ciekawą fabułę. W przypadku „Dnia rozrachunku” jest na szczęście inaczej. Przynajmniej w mojej ocenie. Dla mnie książka jest całkiem ciekawą powieścią...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-07
Mimo, że jestem fanem muzyki, to niezbyt często sięgam po biografie (bądź autobiografie) artystów związanych z tą dziedziną sztuki. Przynajmniej ostatnio. Jednak biografię Kory musiałem przeczytać. Od razu trzeba zaznaczyć, iż książka Katarzyny Kubisiowskiej nie jest standardową biografią, ponieważ autorka nie opisuje po kolei losów wokalistki Maanamu. Owszem jest zachowana pewna chronologia, ale opisywanie poszczególnych etapów życia służy przede wszystkim pokazaniu Kory jako takiej. Dzięki temu wiemy kogo i co lubiła, kogo i czego nie lubiła, jak wyglądało jej życie prywatne i artystyczne (choć ten aspekt wypada moim zdaniem najsłabiej). Dla mnie najważniejsze jest to, że „Kora, się żyje” nie jest biografią pisaną „na kolanach”. Katarzyna Kubisiowska nie boi się pisać o tym co w artystce było niedobre. Stara się przedstawić Korę jak najbardziej uczciwie.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do tego że autorce nie zawsze udaje się zachować proporcje. O jednych kwestiach pisze niezwykle dokładnie (czasami aż za bardzo), a o innych pobieżnie.
Mimo pewnych wad „Kora, się żyje” warto przeczytać. Nawet jeśli nie się fanem muzyki rozrywkowej.
Mimo, że jestem fanem muzyki, to niezbyt często sięgam po biografie (bądź autobiografie) artystów związanych z tą dziedziną sztuki. Przynajmniej ostatnio. Jednak biografię Kory musiałem przeczytać. Od razu trzeba zaznaczyć, iż książka Katarzyny Kubisiowskiej nie jest standardową biografią, ponieważ autorka nie opisuje po kolei losów wokalistki Maanamu. Owszem jest zachowana...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-21
„Rytm Harlemu” nieco mnie rozczarował. I dlatego miałem wątpliwości czy sięgnąć po „Reguły gry”. Jednak zdecydowałem się na lekturę i w sumie nie żałuję. Druga część losów Raya Carneya okazała się całkiem ciekawa. Główny bohater ponownie musi zająć się nielegalną działalnością m. in. dlatego żeby spełnić prośbę swojej córki. Są jednak pewne różnice w porównaniu z pierwszą częścią. Są fragmenty kiedy wspomniany Ray usuwa się nieco w cień, a do głosu dochodzą inne postaci. Dotąd raczej drugoplanowe. I moim zdaniem nie jest to złe. Wręcz przeciwnie. Jest też element łączący obie książki. Czyli miejsce akcji. Trzeba przyznać, iż Colson Whitehead w sposób niezwykle ciekawy, ale przede wszystkim realistyczny opisuje Harlem. Tym razem w I połowie lat 70-tych ubiegłego wieku. To niewątpliwa zaleta „Reguł gry”.
Jeśli komuś podobała się część pierwsza, to drugą nie powinien być rozczarowany.
„Rytm Harlemu” nieco mnie rozczarował. I dlatego miałem wątpliwości czy sięgnąć po „Reguły gry”. Jednak zdecydowałem się na lekturę i w sumie nie żałuję. Druga część losów Raya Carneya okazała się całkiem ciekawa. Główny bohater ponownie musi zająć się nielegalną działalnością m. in. dlatego żeby spełnić prośbę swojej córki. Są jednak pewne różnice w porównaniu z pierwszą...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-29
Głównym powodem sięgnięcia po tę książkę był serial, który powstał na jej podstawie, i który właśnie ma premierę. Poza tym kiedyś interesowałem się lotnictwem (szczególnie z okresu II wojny światowej) i postanowiłem w jakimś stopniu wrócić do tych zainteresowań.
Jak już wspomniano „Władcy przestworzy” to historia amerykańskiej 8 Armii Powietrznej. Trzeba podkreślić, iż Donald L. Miller podszedł do tematu w sposób bardzo profesjonalny. Opisał nie tylko swoisty szlak bojowy wymienionej jednostki, ale także szereg innych aspektów jej dotyczących. Autor pisze o wielu kwestiach związanych z funkcjonowaniem ww. jednostki. W książce znajdziemy więc rozdziały poświęcone logistyce i … medycynie. Mamy okazję zajrzeć do gabinetów dowódców i poznać losy tych lotników, którzy trafili do niewoli. Jest też mało znany epizod o internowaniu amerykańskich pilotów w Szwajcarii. Poza tym Donald L. Miller podejmuje próbę analizy działań prowadzonych przez 8 Armię Powietrznej.
Można więc chyba śmiało powiedzieć, że lektura „Władcy przestworzy” dostarcza nam praktycznie kompletną wiedzę nt. ww. jednostki podczas II wojny światowej.
Na koniec dodam, że nieco zawyżam ocenę książki. Rewelacyjna jest bowiem ona tylko momentami. Chcę jednak docenić podejście Donalda L. Millera do tematu i jego zaangażowanie w jej napisanie.
Głównym powodem sięgnięcia po tę książkę był serial, który powstał na jej podstawie, i który właśnie ma premierę. Poza tym kiedyś interesowałem się lotnictwem (szczególnie z okresu II wojny światowej) i postanowiłem w jakimś stopniu wrócić do tych zainteresowań.
Jak już wspomniano „Władcy przestworzy” to historia amerykańskiej 8 Armii Powietrznej. Trzeba podkreślić, iż...
Kilka lat temu przeczytałem swoistą autobiografię Wojciecha Manna pt. „RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą”. Lektura okazała się pewnym rozczarowaniem, ponieważ autor pominął pewne kwestie (np. pracę w telewizji). Oczywiście miał do tego prawo, ale czegoś mi zabrakło.
I między innymi dlatego sięgnąłem po wywiad-rzekę Katarzyny Kubisiowskiej. Czy moja ciekawość została zaspokojona? I nie, i tak. Nie, ponieważ o ww. kwestii zbyt wiele miejsca w „Głosie” nie ma. Generalnie wydaje mi się, że na pewne zagadnienia, z którymi redaktor Wojciech Mann jest kojarzony (muzyka, media) nie są specjalnie poruszane. Z drugiej strony można sporo się dowiedzieć na temat życia prywatnego. W książce dość dużo miejsca poświecono takim aspektom jak dzieciństwo czy też relacje z synem (Marcinem). Co nieco też można przeczytać na temat ogólnych przemyśleń redaktora W. Manna na niektóre aspekty związane z życiem jako takim.
Przyznam się, że nie potrafię jednoznacznie ocenić „Głosu”. Z jednej strony dowiedziałem się czegoś nowego o jednym z moich ulubionych dziennikarzy. Z drugiej pewne „białe plamy” pozostają. Wydaje mi się, że książka najbardziej spodoba się osobom takim jak ja, którzy lubią redaktora Wojciecha. Choć może inni też po nią sięgną.
Kilka lat temu przeczytałem swoistą autobiografię Wojciecha Manna pt. „RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą”. Lektura okazała się pewnym rozczarowaniem, ponieważ autor pominął pewne kwestie (np. pracę w telewizji). Oczywiście miał do tego prawo, ale czegoś mi zabrakło.
więcej Pokaż mimo toI między innymi dlatego sięgnąłem po wywiad-rzekę Katarzyny Kubisiowskiej. Czy moja ciekawość...