-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant5
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant970
Biblioteczka
2020-04-28
2020-04-22
Zakończenie części drugiej zostawiło czytelnika z dosyć mieszanymi uczuciami, a także z nieodpartą chęcią czytania dalej. Tak też zrobiłam. I oto moje wrażenia:
Alex po przeczytaniu listu uświadomiła sobie jak tak naprawdę niewiele wie o Lennoxie i że jeżeli szybko się to nie zmieni być może nie będzie dla nich przyszłości. Jednak po spędzeniu kilku chwil w samotności, a także na rozmowie ze swoim kuzynem Patrickiem wie, że ta historia nie może się tak skończyć, ufa Noxowi i jest przekonana, że nie zrobiłby krzywdy osobie którą kocha. Również Lennoxowi ta sytuacja otworzyła trochę oczy. Nie jest jeszcze gotowy, aby wtajemniczyć Alex w wydarzenia z przeszłości, ale też wie, że ją kocha i ma zamiar zrobić wszystko, żeby się im udało.
I to jest chyba jedna z tych rzeczy, która mnie tak ciągnie do tych książek, do tej historii. Fakt, że po skończeniu jednej od razu zaczynam następną. O czym mówię?
O ich uczuciu. Niejednokrotnie widzimy jak się kłócą, nie zgadzają w różnych kwestiach, ale ZAWSZE potrafią o tym porozmawiać. Czasami ma to miejsce dopiero po jakimś czasie, ale jednak. Cały czas widać, że chcą być ze sobą, że nie poddadzą się. To jest miłość.
Do takich historii właśnie mam słabość, nie ma tutaj zdrady czy jakiejś innej osoby, do której by coś czuli, są tylko oni i ich przeżycia z którymi jeszcze sobie nie poradzili, ale chcą zrobić to razem.
"Character wasn’t about perfection. It was about wisdom and the ability to learn and change."
W tej części bardziej widać, że stanowią drużynę, im bardziej się przed sobą otwierają i dowiadują o swojej przeszłości tym bardziej dostrzegają, że chcą być razem.
Alex zaczyna rozumieć dlaczego Lennox tak bardzo chce, aby była bezpieczna. Rozumie to i ona również chce tego samego dla niego. Wychodzi na jaw coraz więcej informacji, które pozwalają im oboju zrozumieć zachowanie drugiej osoby. I to właśnie zrozumienie, bezwzględna akceptacja pozwala im coraz bardziej się przed sobą otworzyć.
To, że Alex/Charli zawsze jest przy Noxie i go wspiera, dzieli się z nim wspomnieniami, tymi dobrymi i złymi, pozwoliło mu w końcu podzielić się swoimi. Zdał sobie sprawę, że nie może popełnić znowu tego samego błędu. Bał się, że to ich rozdzieli, był na to przygotowany, ale to tylko ich jeszcze bardziej zbliżyło.
Z każdą książką czytelnik coraz bardziej angażuje się w historię, nie tylko głównych bohaterów, ale też ich rodzin. W tej części, tak jak w poprzednich, są przedstawione retrospekcje – w tej są to wspomnienia Orena. Dzięki temu mamy szansę zrozumieć jego relacje ze zmarłą żoną, ale też z Lennoxem. Do jakich rzeczy był zmuszony, aby go chronić i nie doprowadzić, aby był tak samo zależy od innych jak on.
Wszystko się powoli wyjaśnia i okazuje, że więcej rzeczy jest ze sobą połączonych, niż można byłoby się tego na początku spodziewać.
Jestem wdzięczna za przedstawienie wydarzeń z punkt widzenia Orena, ponieważ dowiadujemy się więcej o nim samym i o motywach jego działania, zachowania. Wiem, że kochał swoją żonę, nie mam w stosunku do tego żadnych wątpliwości. Te wspomnienia, które ukazywały ich relacje naprawdę pokazywały, że była między nimi prawdziwa miłość, prawdziwe uczucie i że chciał żeby była szczęśliwa, chciał na nią zasłużyć i zapewnić jak najlepsze życie, dlatego dążył do coraz to większego sukcesu.
I przez to dążenie, przez chęć poszerzenia biznesu, ale też przez zobowiązania wobec rodziny Angeliny, miał coraz mniej czasu dla niej i Lennoxa. Zaczyna ją zaniedbywać, nie spędzają razem tyle czasu, ile by chciała. Dochodzi do rozwodu. I z tego powodu jest mi smutno, bo wiem że Oren kochał ją, a ona jego. Nie rozumiem dlaczego nie potrafili sobie poradzić z problemami. Kibicowałam im, mimo iż wiedziałam już jak to się skończyło. W pewnym momencie ich drogi się rozeszły, nie są razem, ale próbują być dobrymi rodzicami i cały czas darzą się uczuciem i szacunkiem.
Co prawda brakowało mi jeszcze jakiejś sceny między nimi. Tym bardziej, że Oren przyznał się że ją zdradzał – nie podobało mi się to. Później poznaje Adelaide i się w niej zakochuje? I tutaj znowu byłam trochę niezadowolona. Jakoś nie podobało mi się, że dla Angeliny nie miał czasu, ale potrafił go znaleźć dla Adelaide. Dlaczego musi być tak, że ta pierwsza zawsze „nie ta”? Rozumiem, że nie zawsze poznaje się prawdziwą miłość na początku, ale w tym konkretnym przypadku nie podobało mi się to, po prostu mi to nie pasowało. Chciałabym zobaczyć jakąś scenę z perspektywy Angeliny, jak ona to odbierała, jak ona się czuła.
Nie zrozumcie mnie źle, cieszę się, że Laide i Oren odnaleźli w sobie jakiegoś rodzaju szczęście, orzeźwienie, otuchę. W szczególności Adelaide - mimo wielu rzeczy, które robiła, a z którymi ja się nie zgadzałam, uważam że zasługuje na szczęście. To raczej fakt, że Oren tak łatwo odnalazł "drugą miłość" mnie zasmuca. Może dlatego że w tych krótkich chwilach przedstawiających Angelinę polubiłam ją. Wydawała się taka ciepła, rodzinna.
Zaskakujące jest też połączenie Orena z Russellem Collinsem. Wyjaśnia to wiele, ale też niesamowicie komplikuje. Czytelnik sobie myśli: Ależ ten świat mały, ale dlaczego akurat on? Wiem, że jest to na potrzeby książki, ale wydaje mi się, że w tę sprawę mógł już nie być mieszany.
Adelaide też odgrywa znaczną rolę. Zaczyna dowiadywać się o rzeczach, które były przed nią latami ukrywane. Już nie chce być tylko posłuszną żoną, ale chce wziąć sprawy w swoje ręce.
W całą sprawę również zostaje zamieszana Chelsea, przyjaciółka Charli.
Także wiele się tutaj dzieje, tak jak każda część do tej pory, tak i ta ma niespodziewane zwroty akcji i oczywiście…zakończenie trzymające w napięciu.
"Alexandria? Alex? Or Charli…?
Perhaps it took all three — the scared little girl,
the independent young woman, and the woman ready to trust and love — to make me whole."
Alex dokonała ryzykownego i dosyć impulsywnego wyboru na końcu książki. Sama wizja jej i tych wszystkich ludzi w jednym pomieszczeniu sprawia, że się denerwuję. Jedno jest pewne, następna książka będzie prawdziwym testem na wytrzymałość i zachowanie spokoju.
Dodam tylko, że mimo iż czerpałam przyjemność z tej książki czegoś mi brakowało. Dlatego moja ocena to 6/10.
Zakończenie części drugiej zostawiło czytelnika z dosyć mieszanymi uczuciami, a także z nieodpartą chęcią czytania dalej. Tak też zrobiłam. I oto moje wrażenia:
Alex po przeczytaniu listu uświadomiła sobie jak tak naprawdę niewiele wie o Lennoxie i że jeżeli szybko się to nie zmieni być może nie będzie dla nich przyszłości. Jednak po spędzeniu kilku chwil w samotności, a...
2020-04-16
"New rules...my rules."
Od razu po skończeniu pierwszej części MUSIAŁAM zacząć tę. To się autorce udało, nie powiem, zakończyła w taki sposób, że nie mogłam się oprzeć i musiałam czytać dalej.
Tak samo jak pierwsza część ta również wciągnęła mnie od samego początku.
Ponowne spotkanie się Lennoxa i Alex, nie przebiegło w miłej, radosnej atmosferze. Wręcz przeciwnie. Oczywiście wyczuwalne było między nimi napięcie seksualne i tęsknota, ale Nox postanowił pokazać jej jakby wyglądało jej życie, a przede wszystkim najbliższy rok, gdyby nie trafiła akurat na niego. Traktuje ją na początku jak rzecz, którą „kupił”, dlatego oczekuje od niej bezwzględnego posłuszeństwa. Oczywiście kto przeczytał pierwszą część dobrze wie, że Alex taka nie jest. Nie, że nie potrafi być posłuszna, potrafi – całe życie to robiła. Nic tylko wykonywała polecania. Ale to się już skończyło. Teraz jest niezależną kobietą i nie pozwoli sobą pomiatać. I tak jak w pierwszej części i w tej Alex mnie nie rozczarowała.
Po pewnym czasie wszystko wraca do normalności, wyjaśniają sobie sprawy, które są kluczowe i wracają do dawnych relacji, z tym że teraz wiedzą o sobie więcej, już nie są anonimowi. Alex aka Charli wie, że wokół Lennoxa wręcz kłębią się tajemnice, a ona chciałaby wiedzieć o nim jak najwięcej, jednak on nie jest gotowy podzielić się mroczną przeszłością. Zresztą ona również nie wyjawia mu wszystkiego. Dochodzi między nimi do spięć, ale co mi się podobało to to, że zawsze potrafili je rozwiązać. Pokazywało to jak silne więzi ich łączyły mimo tak krótkiego czasu.
Również w tej części mamy dwie linie czasowe. Jedna przedstawia to co się dzieje na bieżąco, a druga historię matki Alex – Adelaine, co pomogło czytelnikowi zrozumieć bardzo dużo rzeczy związanych z Alex i dlaczego tak wiele od niej wymagają, co od niej zależy. Zrozumieć, ale nie zaakceptować, decyzje które podjął jej ojciec, a dziadek Alex są po prostu absurdalne. Cały czas czekałam na szczere rozmowy między nimi wszystkimi. Czekałam aż jej matka w końcu jej powie dlaczego tak jej zależy na jej małżeństwie z Edwardem. Apropo niego, jak ja go nie lubię. Za każdym razem jak się pojawiał, to miałam ochotę nim potrząsnąć! Alex to nie jest dziecko, nikt jej nie będzie rozkazywać co ma robić!
Mimo tych wszystkich konfliktów i tajemnic, Charli zaczęła się otwierać przed Noxem, powiedziała mu o swojej rodzinie i wszystko między nimi zaczęło się układać jak w bajce. Dlatego wiedziałam, czułam że zaraz tutaj jakaś bomba wybuchnie. Czułam takie tykanie po prostu. I tak. BUM! Ten list. Przeszłość Noxa puka do drzwi, tylko problem w tym, że on nadal nie jest gotowy się z tą przeszłością zmierzyć. Nadal czuje się winny śmierci żony, cokolwiek się z nią stało. A Charli ma dosyć niedopowiedzeń, chce znać wszystko.
No i tak, kolejna część za mną i co znowu jest zadziwiającego to to, że ja już ją czytałam, ale tak samo jak w przypadku pierwszej części, niewiele pamiętałam. Nie popsuło to jednak przyjemności z czytania, równie ciężko było mi się oderwać, jak przy pierwszej części.
Czy polecam?
Jak najbardziej, bardzo dużo się działo, akcja trzymała cały czas w napięciu. Czy jest lepsza od pierwszej części? Tutaj musiałabym się zastanowić, może błędem było przeczytanie jednej książki za drugą, bez większej przerwy. Na chwilę obecną pierwsza część jak dla mnie była lepsza.
"New rules...my rules."
Od razu po skończeniu pierwszej części MUSIAŁAM zacząć tę. To się autorce udało, nie powiem, zakończyła w taki sposób, że nie mogłam się oprzeć i musiałam czytać dalej.
Tak samo jak pierwsza część ta również wciągnęła mnie od samego początku.
Ponowne spotkanie się Lennoxa i Alex, nie przebiegło w miłej, radosnej atmosferze. Wręcz przeciwnie....
2020-04-17
Już jakiś czas temu czytałam tę książkę, ale postanowiłam, że odświeżę sobie pamięć. I tutaj takie zdziwienie, czytałam ale niewiele pamiętałam tylko jakieś tam prześwity. Nie sprawiło mi to jednak żadnego problemu, wręcz nie mogłam się oderwać! I tutaj moje zdziwnie dlaczego skoro tak mi się spodobała tak niewiele z niej pamiętałam? Skoro książka jest dobra powinna na dłużej zostać w pamięci prawda? Nie wiem może to jednak upływ czasu i wiele innych książek wyparły mi z głowy tę pozycję. No ale ok. Idziemy do recenzji.
Główna bohaterka Alexandria Charles Montague Collins pochodzi z bardzo poważanej rodziny i została wychowana jak na arystokratkę przystało, mimo tego nienawidzi takiego życia, od zawsze chciała opuścić dom rodzinny i toksyczne relacje. I dostała taką szansę, wyjechała na studia na Stanford na 4 lata i poczuła że żyje. Teraz jednak postanowiła spędzić czas ze swoją najlepszą przyjaciółką Chelsea na wakacjach, zanim będzie musiała pojechać do Nowego Jorku, ponieważ dostała się na Columbie na prawo, a Chelsea zostanie w Kalifornii.
I tak mamy dwie perspektywy czasowe, jedna opisuje właśnie wakacje dziewczyn, a druga co się dzieje obecnie, czyli odwiedziny Alex w domu.
Na wakacjach poznaje Lennoxa Demetri, pewnego siebie, dominującego, tajemniczego mężczyznę, z którym chce przetestować swoje „granice i limity”, ale ustalają że nie chcą wiedzieć o sobie nic prywatnego. Posługują się tylko swoimi przezwiskami/ksywkami: ona jest dla niego Charli, a on dla niej Nox. I tak spędzają ze sobą 5 dni, i co tu dużo mówić Charli się zakochała. Nox czarujący mężczyzna wywarł na niej ogromne wrażenie, w końcu poczuła się wolna, nie musi być już Alexandrią od której wymagają nieograniczonego posłuszeństwa, nawet nie jest Alex, czyli niezależną kobietą, ale jest Charli – kobietą, która sięga po to czego pragnie.
I to mi się w niej tak spodobało, chyba nie było chwili, w której czułabym do niej zniechęcenie, cały czas popierałam jej decyzje. A Nox? Czułam, że ten tydzień jest i dla niego w jakimś sensie wytchnieniem i ucieczką od codzienności. Dowiadujemy się niewiele z ich rozmów o jego prywatnym życiu, ale wiemy że niedawno zdecydował się ściągnąć obrączkę, był żonaty i prawdopodobnie został wdowcem. To co przeżywają razem jest niczym fantazja, dla nich obojga. Jedyne zasady, to aby nie dowiadywać się o sobie więcej, ale też nigdy nie kłamać. Miał to być tylko tydzień, ale Nox łamie zasady i daje jej swój numer.
Nie będę ukrywać bardzo przyjemnie mi się o nich czytało, podobało mi się, że tak swobodnie czuli się w swoim towarzystwie, bez skrępowania, mimo wszystko byli sobą. Te odniesienia do przeszłości, które opisywały ich wspólnie spędzone chwile przynosiły mi spokój, radość, równocześnie melancholię, może nawet ulgę od tego co doświadczałam, czytając to co spotykało ją obecnie, a mianowicie jak traktowała ją własna rodzina, którą odwiedziła po wakacjach a przed przeprowadzka do Nowego Jorku. Nie mogłam znieść tych chwil Alex w "domu" czułam się tak samo ograniczoną jak ona, miałam ochotę wejść do tej książki i przywalić mocno i jej matce i ojczymowi Antonowi.
No szczyt wszystkiego co też oni wymyślili. Traktowali ją jak własność, nie liczyli się z jej zdaniem. Tak jakbyśmy nagle znaleźli się w średniowieczu. Jak o tym myślę to mnie złość rozpiera. Myśleli, że wróci, wyjdzie za mąż i będzie posłuszną córeczką? Zabrali jej dostęp do jej pieniędzy i chcieli żeby wyszła za kogoś tylko dlatego że tak im się widziało? Agghh. Za każdym razem jak Alex im mówiła szczerze co o tym myśli, jak im się stawiała, to ja tylko w myślach ją dopingowałam: GO GIRL!!!! Takie postaci to ja lubię. Bałam się nawet, że ją gdzieś zamkną, dlatego poczułam ogromną ulgę jak opuściła to okropne miejsce.
Ogólnie bardzo przyjemnie mi się czytało o jej losach, taka pewna siebie, niezależna kobieta, dlatego tym bardziej współczułam jej, że aby zapewnić sobie przyszłość wybrała Infidelity jako rozwiązanie. Mogła skorzystać z numeru Noxa, ale rozumiem dlaczego tego nie zrobiła, chciała sobie sama z tym poradzić. I mimo, że zrobiła głupotę, zgłaszając się tam to dzięki temu mamy cudowne pojednanie. Chociaż czuję, że nie wszystko wróci od razu do sielankowego życia ala Del Mar.
Polubiłam również pobocznych bohaterów: przyjaciółkę Alex- Chelsea i przyjaciółkę Noxa – Deloris, którzy byli świetnym wsparciem i kibicowali im tak jak my – czytelnicy.
Cudownie mi się czytało, te tajemnice, które powoli są wyjawiane, ten dreszczyk emocji, ta niewiedza, to wszystko sprawiło, że ciężko było mi się oderwać chociaż na chwilę od czytania. Dlatego tym bardziej się dziwię, że czytałam to kiedyś, a tak mało pamiętałam.
Mimo tego, wszystkim serdecznie polecam, bohaterowie skomplikowani, chociaż to dopiero początek, nie wiemy jeszcze o nich wszystkiego, także sądzę, że z każdą książką w miarę ich poznawania będzie jeszcze lepiej.
POLECAM!
Już jakiś czas temu czytałam tę książkę, ale postanowiłam, że odświeżę sobie pamięć. I tutaj takie zdziwienie, czytałam ale niewiele pamiętałam tylko jakieś tam prześwity. Nie sprawiło mi to jednak żadnego problemu, wręcz nie mogłam się oderwać! I tutaj moje zdziwnie dlaczego skoro tak mi się spodobała tak niewiele z niej pamiętałam? Skoro książka jest dobra powinna na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-04-05
Light it up! Light it up!
Dawno nie pisałam żadnej recenzji, troszkę nie wiem jak się za to zabrać, ale do dzieła!
Na samym początku muszę powiedzieć, że naprawdę, naprawdę ciężko jest opisać i odnieść się do wszystkich wydarzeń z książki, tzn można ale zajęło by to o wiele więcej czasu i stron, a chciałam się tylko odnieść do sytuacji, które w szczególności zapadły mi w pamięć.
Update: Po napisaniu widzę że i tak wyszła obszerna opinia, ups 😊
Od razu tylko ostrzegam, że na pewno poniżej będzie duża dawka spojlerów, także jeżeli nie czytałaś/czytałeś książki to proszę nie psuj sobie przyjemności czytając spojlery! Nie ma niczego gorszego niż czytanie książki bez tego dreszczyku emocji i tej niewiedzy co będzie dalej, także tych którzy jeszcze książki nie czytali zapraszam później, może podzielicie moje zdanie 😊
No chyba, że lubicie sobie spojlerować, to proszę bardzo!
Już od dłuższej chwili nie przeczytałam książki od początku do końca, nie wiem dlaczego, zazwyczaj jak zaczynałam czytać to szybko się zniechęcałam i nudziłam albo po prostu nie miałam czasu. Wiedziałam jednak, że książkę Sarah J Maas pochłonę. To jedna z moich ulubionych autorek w tym momencie. Pisze tak barwnie, ze szczegółami kreuje światy i bohaterów, że czytelnik ma wrażenie jakby znał ich całe życie.
Dlatego cieszyłam się na myśl o tej książce, na perspektywę poznania nowych bohaterów.... wyobraźcie sobie jednak moje zdziwienie kiedy po kilku rozdziałach miałam ochotę przestać czytać. Najpierw jednak szybciutko o czym to jest:
Główna bohaterka Bryce - pół człowiek pół Fae to typowa imprezowa dziewczyna, lubi się zabawić z przyjaciółmi, za dnia za to pracuje w sklepie z bardzo cennymi i magicznymi antykami. Życie wydaje jej się piękne, aż do momentu, w którym dochodzi do tragedii pozostawiającej ją w totalnej rozsypce…
Opis wydaje się zachęcający, świeży, przedstawia trochę inny świat niż do tej pory znany czytelnikom SJM.
Jednak już na samym początku Bryce irytowała mnie swoim zachowaniem, cała koncepcja książki straciła dla mnie sens. Nie chciało mi się dalej wgłębiać w tę historię, ale z drugiej strony nie chciałam przestawać, mimo tych dziwnych momentów cały czas czułam potencjał, chciałam sie dowiedzieć co się wydarzy. Męczyłam się jeszcze przez jakiś czas, ale później wszystko zaczęło nabierać większy sens, wolniutko, bo wolniutko, ale progres był.
Przyjaciółka Bryce – Danika Fendyr była wilkołakiem i przywódcą stada – Pack of Devils. Nie dość, że ona sama była jednym z najpotężniejszych wilkołaków, to jej paczka Connor Holstrom, Nathalie, Thorne, Bronson, Zach i Zelda byli równie silni. Jak mówiono, od dawna nie było zmiennokształtnych z takim potencjałem. Odnoszę się cały czas do nich w czasie przeszłym, ponieważ wszyscy zostali zabici przez istotę/ demona. Nawet jak o tym piszę to jakieś wzruszenie mnie ogarnia. Poznaliśmy ich na początku książki i chociaż nie było to dużo czasu to autorka zdążyła tak przedstawić te postaci, że nigdy nie pogodzę się z ich śmiercią. Bardzo ich polubiłam. Danika była pewną siebie, odważną, taką typową „badass”, ale też wrażliwą kobietą. Connor mimo, że sam był na tyle silny, że mógł być dowódcą, nie miał nic przeciwko, że to właśnie Danika była jego alfą. Robił wiele strasznych rzeczy, żeby miasto było bezpieczne i nigdy nie narzekał, nikt z nich zresztą nie narzekał. Poznał się z Daniką pięć lat wcześniej i od razu szybko się zaprzyjaźnili, tak samo z Bryce, w której wszyscy wiedzieli, że był zakochany. W szczególności jego młodszy brat Ithan, który notorycznie pytał Bryce kiedy się umówi z jego bratem. Ona też coś do niego czuła, ale nie chciała zniszczyć ich przyjaźni, którą bardzo ceniła. Jednak po tych pięciu latach w końcu zgodziła się pójść z nim na randkę, dać im szansę.
„- You wont regret this. I've had a long while to figure out all the ways I'm going to spoil you. All the fun we are going to have.
- Stalker. - But she smiled.
- Go enjoy yourself. I will see you in a few days. Message me when you're home safe.“
Tej nocy właśnie Bryce postanowiła trochę poszaleć, po zerwaniu z jakiś tam Reidem (nieważne) i wyszła na miasto z Juniper i Fury. Danika została z całą paczką w domu, to była jedna z tych nocy, kiedy wszyscy mieli czas, aby być razem, zacieśniać więzi. Bryce z dziewczynami świetnie się bawiła, jednak tak jak zawsze zażywały jakieś narkotyki, później wylądowała z jakimś obcym facetem w łazience, wszyscy wiemy po co, a kiedy wróciła w końcu do mieszkania…..znalazła swoich przyjaciół w strzępkach, krew wszędzie, totalna masakra.
I może wcześniej się źle wyraziłam, te rozdziały w których oni jeszcze byli - przez oni mam na myśli Pack of Devils - bardzo mi się podobały, polubiłam ich wszystkich natychmiast. I tak jak wspomniałam, do tej pory jak o nich myślę to coś mnie w sercu ściska.
Jednak dopiero w tym momencie akcja teoretycznie się zaczyna.
Rozpoczyna się śledztwo, zostaje oskarżony i skazany Phillip Briggs, którego wcześniej Danika wsadziła za kratki. W tym samym dniu w którym wyszedł na wolność, cała paczka została zamordowana, dlatego wszyscy byli pewni, że to on, że zrobił to w ramach zemsty. Jednak dwa lata później znowu zaczynają się morderstwa, a Phillip przecież odsiaduje wyrok. W takim razie kto za tym stoi? Sprawą zajmuje się archanioł Micah, który wysyła swojego najlepszego człowieka, od załatwiania brudnych spraw Hunta Athalara. Ma rozwiązać tę sprawę z pomocą Bryce Quinlan, ze względu na jej bliskie relacje z zamordowanymi.
Hunt Athalar to upadły anioł. Dawno temu był dowódcą armii Archanioła Shahar, a także jej kochankiem. Shahar nie chciała, żeby istniały podziały na lepszych i gorszych, nie chciała hierarchii, dlatego zapoczątkowała bunt. Jednak gdy zginęła z ręki swojej siostry bliźniaczki Sandriel, Hunt i pozostali zostali naznaczeni jako niewolnicy i musieli jej służyć. Później Hunt trafia do innego Archanioła, aż w końcu do Micah, który wydaje się z nich wszystkich najlepszy? Może niezbyt trafne, określenie, ale to on zaoferował mu wolność jeżeli odda „życie za życie” tzn. musi zabić tyle osób - które sam Micah wskaże, - ile Hunt i wszyscy którzy mu podlegali zabili tego dnia podczas powstania. Był zatem odpowiedzialny za 2217 śmierci i tyle musi osób dla niego zamordować, jako jego „personal assassin”, a zyska wolność. Micah jednak zaproponował mu jeszcze jeden układ: jeżeli znajdzie mordercę zmniejszy tę liczbę do 10 śmierci. Także Hunt ma motywację.
No i właśnie w tym momencie zaczęłam się nudzić. Bryce zachowywała się tak jakby ją nic nie interesowało i nie obchodziło, czyli tak jak wszyscy o niej myśleli, jak o głupiej imprezowej dziewczynie. Zaczęła śledztwo z Huntem, ale tak się czułam jakby cały czas stało w miejscu. I tak się dziwiłam jak to możliwe, że tak mozolnie im to idzie? Sam Hunt Athalar zajmuje się sprawą, a tutaj brak postępów? I jeszcze ten konflikt Bryce z jej przyrodnim bratem Ruhnem, nie miał dla mnie sensu. Ok rozumiem pokłócili się o jakąś głupotę kilka lat wcześniej, ale żeby dalej Quinlan go nienawidziła? Bez sensuuu. Tym bardziej, że on cały czas chciał ją przeprosić, a ona go do siebie nie dopuszczała.
Męczyłam się przez dłuższy czas nie tylko z tym, że akcja niepotrzebnie moim zdaniem została rozciągnięta, ale też dlatego że autorka zasypywała nas potrzebnymi informacjami i nowymi bohaterami co kilka stron.
I tak jeszcze poznajemy właśnie Ruhna, Księcia Fae, który ma moc przywoływania światła i cieni, ale nie tak potężną jak mieli inni „Starborn” , jest też Wybrańcem – Chosen One (kolejna dłuuuga historia), ale też jak później się dowiadujemy jest telepatą. Bardzo kocha Bryce i chce jej pomóc jak tylko może w rozwiązaniu sprawy i też dostrzegamy jak dzięki temu ich relacje się ocieplają i w końcu wracają do pierwotnego stanu, jak już wszystko sobie wyjaśniają. Ma przyjaciół Declana i Tristana Flynna. Jak o nich czytam to przypominają mi trochę Azriela, Rhysanda i Cassiana - nie narzekam 😊.
Poznajemy też Jesibe, szefową Bryce, Lehabah – pracuje z nią, mały ognisty duszek, Tharion Ketos – określany jako „mer”, ale to nic innego jak syrena? stary przyjaciel Hunta, też pomaga im w sprawie. I też mamy czarodziejkę/uzdrowicielkę Hypaxię, która później okazuje się być nową królową czarownic. Nie no, naprawdę dużo bohaterów, nie wszystkich wymieniłam, mogę mieć też problem z poprawnym opisaniem postaci, ponieważ nie wiem jak się zdecydują przetłumaczyć to wszystko w polskim wydaniu.
I tak akcja toczy się do przodu, bohaterowie odkrywają kolejne tajemnice Daniki, składają kolejne puzlle i są coraz bliżej odkrycia prawdy kto stoi za morderstwami.
Polubiłam Bryce i zaczęłam rozumieć i doceniać jej potrzebę niezależności, okazuje się że wcale nie jest taka głupiutka. Cały czas cierpi po stracie przyjaciół, często myśli o Danice i o Connorze. Wiadomości, które do siebie wysyłali tamtej nocy zostały upublicznione zaraz po ich śmierci i tak wszyscy się dowiedzieli że Bryce przespała się wtedy z jakimś nieznajomym, a wcześniej zgodziła się przecież na randkę z Connorem. Brat Connora Ithan nie może jej tego wybaczyć, z przyjaciół stają się wrogami. Ale też obcy ludzie zaczynają ją po prostu dręczyć. Bryce ciężko to przeżywała, ale miała na szczęście przy sobie Juniper.
Później okazuje się, że w morderstwa są zamieszane narkotyki, które dają super moc, po czym doprowadzają do utraty zmysłów. Bryce zacieśnia więzi z Huntem, stają się przyjaciółmi, ale cały czas wyczuwalne jest między nimi napięcie seksualne. Wszystko się między nimi zmienia, można by powiedzieć, że na dobre, ale ten moment, w którym Hunt zdradził Bryce? Takie WTFFF
Nie miało to dla mnie większego sensu, ale czułam już wcześniej, że coś jest nie tak. Bryce zaczęła się domyślać pewnych rzeczy, które nawet czytelnik zaczął zauważać, a tu Hunt zaczyna ją uspokajać! Yyyy CO?! To było takie dziwne i bez sensu, a cała ta scena zdrady…. Nie wiem, nie podobało mi się, że Hunt chciał się tak wybielić w oczach Bryce, że nie zważał na to, kto koło niego stoi i zaczął trochę zrzucać winę na swoich przyjaciół, pogrążając ich bardziej, a wiemy co się z nimi później stało… Trochę mnie to do niego zniechęcioło.
Całkowicie rozumiałam, że Bryce była zraniona i miała STUPROCENTOWE prawo się tak zachowywać, tym bardziej że sporo już razem przeszli, np. ta scena pod prysznicem jak go umyła i się nim zaopiekowała, prawda? Do tego doszło jakieś romantyczne uczucie, myślała że sobie ufają, a on nie dość że ją oszukał, to jeszcze ukrył przed nią, że już dawno temu się domyślił kto zamordował Danike. To już cios poniżej pasa. Także ja się spodziewałam złości i chciałam jej jak najwięcej, a co Bryce zrobiła?
Po kilku stronach całkowicie mu wybaczyła i chciała go uratować. No dobra, rozumiem, darzysz go uczuciem, no aleee żeby iść do Sandriel i się w zamian za niego ofiarować? (kolejna długa historia, w skrócie Micah żeby ukarać go za zdradę oddał go z powrotem do Sandriel, którą jak wiemy nienawidził całym sercem). Nie to już była przesada. Dobrze, że był tam Ruhn i w porę zainterweniował.
Przez całą książkę przewijało się planowanie spotkania, na którym pojawić się mieli przywódcy np. wilkołaków, Fae, Archaniołowie itp. i też Asterii, czyli ci do których władza tak naprawdę należała. Spotkanie samo w sobie trochę nudnawe, omawiali jakieś tam ważne sprawy, które miały albo też nie miały być wprowadzone. Takie trochę dla picu, raczej żeby pokazać swoją wyższość. Co jest ważne i dziwne to to , że na tym właśnie spotkaniu wszyscy obserwowali co Bryce robi w pracy – Jesiba udostępniła obraz z kamer, na prośbę Bryce – i wszyscy byli świadkami jak Micah przyznaje się do morderstw i później jak w zemście to ona zabija jego, wcześniej on „uruchamia” róg który jest na jej plecach, aby otworzyć portale (KOLEJNA długa historia – Bryce i Danika zrobiły sobie tatuaże, Bryce na plecach w nieznanym alfabecie – Poprzez miłość/ Dzięki miłości wszystko jest możliwe ~Through love, all is possible~, później się okazało że w tym tuszu był właśnie rozdrobniony? poszukiwany przez wszystkich róg, który miał magiczne zdolności użyte przez Chosen One/Starborn). No i właśnie wszyscy oglądają jak Bryce rozprawia z się z Micah, później dzięki kamerom ulicznym widzą, że otwarcie portali do innych wymiarów poskutkowało i nagle wylatują z nich demony z piekieł. I wszyscy patrzą jak Bryce z nimi walczy (dobrze, że przyszedł jej z pomocą Ithan, piękne pojednanie)….
I ja pytam: DLACZEGO nikt od razu nie zaczął interweniować? Robić coś żeby się do niej dostać i pomóc? Dopiero jak wszystko zobaczyli, że to właśnie ona jest tym całym Chosen One, do tego ma ten róg na plecach i zamyka jeden z portali.
Jeeeeej ciężko mi opisać to, co w tym momencie czuję, ale dobra. To jeszcze jakoś można zaakceptować, nasza Bryce jest potężna okej , ale to że zrobiła „Drop” prawie bez Anchora, tzn wiem że był nim duch Daniki, i naprawdę była to wzruszająca scena i podobała mi się, ale chodzi mi o to, że ona wyszła przecież z większą mocą niż miał jej prawdziwy ojciec – Król!
………(wdech/wydech) Zastanawia mnie tylko dlaczego z pół człowieka pół Fae nagle Bryce stała się czym tylko mogła? Róg, Chosen One, może przywoływać światło (tzn zawsze to miała w sobie tylko ukrywała) później zdobywa taką moc. DLACZEGO? Dlaczego musi być najpotężniejsza? Wcześniej była taka badass kobieta, ale ciągle normalna, a tutaj taka akcja. Nie wiem jak to opisać, po prostu przyznam szczerze, że kocham SJM, ale tutaj jak dla mnie trochę przesadziła. Każda jej główna bohaterka musi mieć moc niezmierzoną, nieograniczoną, musi być najlepsza i wgl. I jak chociaż Aelin dowiadywała się o tym i uczyła z książki na książkę, robiła się coraz potężniejsza stopniowo, co było akceptowalne, Feyre zdobyła moc i uczyła się jej cały czas, i to też było stopniowe, tak BUM Bryce jest potężna. Nie wiem po prostu nie umiem tego opisać na chwilę obecną, ale chyba właśnie ten moment z całej książki najbardziej nie przypadł mi do gustu.
Ale może wszystko się zmieni w następnej części, zobaczymy jak będzie sobie z tym radzić.
I jeszcze ta scena, kiedy Bryce z Huntem wrócili do domu i zaczynają się do siebie dobierać. Rozumiem ALE zważywszy na to co przed chwilą przeżyli wydawało mi się do bardzo sztuczne i nie na miejscu, nie czułam tego.
Za to ten moment kiedy Bryce widziała Connora i resztę paczki i sobie pomachali na pożegnanie?
I jak mu wysłała wiadomość, że już jest w domu? Myślę, że nie tylko ja potrzebowałam tego momentu. Nie pogodziłam się jeszcze z tym co ich spotkało (to jak naprawę zginęli jest tragiczne), cały czas miałam nadzieję, że jakoś wrócą, ale mimo wszystko cieszę się, że tak zamknęła ten rozdział, bo wiem że jakaś część niej go kochała.
Co myślę ogólnie o akcji w książce?
Na początku jest nudnawo, niektóre sprawy mogły zostać szybciej załatwione i książka byłaby krótsza, a nie straciłaby na wartości. Akcja zyskuje tempo dopiero w ¾ książki, wtedy tyle się dzieje, że aż szok.
Co myślę o bohaterach?
- Bryce na początku nie przypadła mi do gustu, ale później coraz bardziej ją lubiłam. Końcówka trochę mnie poirytowała, ale nie zmienia to faktu, że nie mogę się doczekać co z nią dalej będzie.
- Hunt, całkiem przyjemna postać, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że trochę bez wyrazu. Znamy jego historię, wiemy o jego miłości do Shahar, do matki, o tym, że nienawidził mordować dla Micah, ale co więcej? Nie mogę się wyprzeć ostatnio wrażenia, że to trochę taki Tamlin tej historii. Lubię go, naprawdę lubię, ale mam wrażenie że bardziej pasuje mi tutaj na najlepszego przyjaciela, który pomógł Bryce na nowo żyć, w jakimś stopniu ją uratował. I może przez to Bryce myśli, że go kocha? Nie wiem, szczerze, dużo wskazuje na to, że to właśnie oni będą razem, np. jest trochę taką postacią jaką wybrałaby SJM; to właśnie, że pomógł jej stanąć na nogi; zaprzyjaźnili się najpierw; ta wiadomość, którą Bryce wysłała na końcu Connorowi. To wszystko moim zdaniem wskazuje na to, że mogą być razem.
Zauważyłam gdzieś porównanie Hunta do Rhysanda. Z czym nie mogę się zgodzić. Nie ma takiej opcji. Rhysand, prawdopodobnie jedna z moich ulubionych i jedna z najlepiej wykreowanych postaci, z taką głębią i stopniowym odkrywaniem każdej jednej warstwy, z taką historią? Nie wiem, jak ktoś może ich porównywać, na ten moment tego nie widzę. Fizycznie być może są podobni, ale reszta? Oboje dużo przeszli, ale w moich oczach są po prostu inni i nie powinni być porównywani, a przynajmniej nie na tym etapie.
ALE coś jeszcze mnie rozczarowało. Hunt opisywany jest jako Anioł Śmierci, jako morderca bez skrupułów, wszyscy się go boją, schodzą mu z drogi. No właśnie. Cały czas są takie opisy jego osoby. A kogo my widzimy? Milutkiego, pokornego. Nie zrozumcie mnie źle, podoba mi się to jaki jest wobec Bryce, że się nią opiekuje, robi jej śniadanka i wgl. Ale brakowało mi momentów z takim NIM. Pojawiały się przebłyski od czasu do czasu, np. jak rozprawił się z Amelią, ale wydaje mi się, że skoro już został przedstawiony w ten sposób to powinniśmy mieć szansę przeczytać o tym. A nie tylko wspomniane od czasu do czasu, że był tam zrobił to.
- Ruhn bardzo mi przypadł do gustu, zdecydowanie jedna z moich ulubionych postaci w tej książce.
- Lehabah ohhh Lehabah tak ją lubiłam.
- Tharion ciekawy, ciekawy zobaczymy.
- Pack of Devils – dużo wcześniej pisałam, to nie będę się powtarzać, bardzo ich polubiłam, szczególnie Connora i Danikę, ale pewnie dlatego, że o nich najwięcej wiemy, ale też takie informacje jak, to że Thorne był zauroczony Daniką, Nathalie podobała się Ithanowi sprawiają takie słodko – gorzkie uczucie. Chciałoby się ich lepiej poznać po prostu.
- Connor hmmm ciężko mi to wytłumaczyć, ale skradł moje serce i na pewno jeszcze długo będę żałowała, że tak się skończyła jego historia i że nie miał okazji spróbować z Bryce. Smutno mi bo jest moim typem bohatera, smutno, co tu więcej mówić.
- Danika? Cudowna przyjaciółka, po prostu cudowna. Light it up!
- AIDAS… jego sobie specjalnie zostawiłam na koniec. Taka wisienka na torcie. Chociaż pojawił się może dwa czy trzy razy w całej książce to kupiłam go w całości. Nie wspominałam o nim wcześniej, bo nie wiedziałam w sumie kiedy, dlatego teraz sobie o nim chwilkę popiszę. Wpadł mi w oko już od pierwszej chwili jak Bryce go przywołała w swoim mieszkaniu. To jak się do siebie zwracali, zainteresowało moją uwagę, od razu wskazywało na to, że już się kiedyś musieli spotkać. Cała ta rozmowa, mimo że krótka taka intensywna, czułam jakieś napięcie między nimi, kurczę nie wiem, mogłabym cały czas czytać o tym jak rozmawiają, naprawdę. I jego sposób bycia, nonszalanckie obracanie głowy, dłonie wkładane do kieszeni (nie brzmi znajomo?😊) lekka ironia w głosie i ta pewność siebie, jak lubię Hunta tak tego właśnie mi w nim brakowało.
"Aidas laughed softly. „No tears from you this time.”
Bryce smiled slightly. „You told me not to let them see me cry. I took the advice to heart.”"
I ten fakt, że był dla niej wtedy gdy go potrzebowała jako jeszcze nastolatka, też jest w jakimś stopniu interesujący, dlaczego tam był? To nie jest przypadek. W tych krótkich chwilach poczułam w nich taki potencjał, być może nawet większy niż między nią a Huntem. Obawiam się tylko, że SJM nie pójdzie tym śladem, może Książę Piekieł to za dużo? Albo nie będzie chciała zmieniać swojej bohaterce partnera, tak jak w innych książkach - byłoby to dla niektórych zbyt oczywiste i nudne? Ale szczerze byłabym zawiedziona, gdyby nie było romantycznego połączenia między nimi.
„Aidas,” she blurted, stepping right to the edge of their circle. Hunt fought the urge to tuck her to his side. Especially as darkness frayed the edges of Aidas’s body. „Thank you. For that day.“
The Prince of the Chasm paused, as if clinging to this world. „Make the Drop, Bryce Quinlan.“ He flickered. „And find me when you are done.“
Aidas had nearly vanished into nothing when he added, the words a ghost slithering through the room, "The Oracle did not see. But I did.“
I jestem ciekawa czy mimo wszystko odszuka go, żeby się dowiedzieć o co mu chodziło, bo wydaje mi się że chyba wiemy jaka była przepowiednia, ale może widział coś jeszcze? Cała ta sytuacja jest meeega interesująca. Wydaje mi się, że on coś wie nie tylko o tym, ale ogólnie, dlatego czekałam na jego ponowne pojawienie się w książce, ale dopiero w epilogu dowiadujemy się więcej. I jeszcze ta sprawa z ojcem Hunta. Aidas i Jesiba go znali, a z ich rozmowy wnioskuję, że nie żyje. Tylko kim on był? Wnioskuję, że ktoś potężny, zważywszy na jego zdolności, może Asteri?
Czy książka jest warta polecenia?
Zdecydowanie tak. Jak już przebrnęłam przez początek nie mogłam przestać czytać. Gdzieniegdzie nie mogłam się zgodzić z czynami bohaterów - ale to dobrze, wywierają na nas czytelnikach jakieś emocje, inaczej nie byłoby warto czytać.
Czego mi brakowało?/ Minusy
Na pewno sceny sam na sam Hunta z Sandriel. Cały czas Hunt wspominał jak jej nienawidzi, ale unikał jej jak tylko może. Co prawda była tam scena między nimi jak pokazywała mu zdjęcia z jego telefonu, ale co on wtedy robił? Nic siedział i oglądał. Nie było tam żadnej konfrontacji, a ja oczekiwałam takiej szczerej rozmowy, podczas której on jej wszystko wygranie co mu na sercu leży, poleje się krew i jego i jej. Nie dostaliśmy tego. Co prawda Hunt zabił ją na końcu, ale co to w ogóle było? Podszedł do niej, ona taka potężna nagle się go boi i...tyle, koniec. Brakowało mi po prostu konfrontacji, rozmowy! Wydaje mi się że trochę zmarnowany potencjał na dobrą scenę.
Zniechęciło mnie też trochę to, że Sarah nie zdecydowała się w tej serii na bohaterkę zaradną, ale bez ogromu mocy, jaką była Bryce prawie przez cały czas. Szkoda, że nie zdecydowała się pozostawić ją właśnie taką. Jednakże jak wiemy teraz jest jedną z najpotężniejszych postaci. To zagranie było według mnie zbyt doskonałe, takie bajkowe i nie spodobało mi się za bardzo, ale mam nadzieję że zostanie to w ciekawy sposób przedstawione w następnej części.
Wątek romantyczny też nie był przekonujący. Podobała mi się ich relacja, ale jako przyjaciół. Jeżeli będą razem, takie endgame, to okej, ale jeżeli będzie z kimś innym *Aidas* to też nie będę załamana. Może w następnej części bardziej to poczuję.
Z czego jestem zadowolona?/ Plusy
Z przyjaźni jaką mieliśmy okazję dostrzec między Bryce a Daniką.
Z tego jak Hunt pomógł Bryce pogodzić się z przeszłością.
A wszystko to co mi nie przypadło do gustu nadrobiły te krótkie chwile z Aidasem w roli głównej!
Czego oczekuję od następnej części?
- Chciałabym żeby Bryce usiadła z Huntem i przedyskutowała kilka spraw, których nie mieli okazji w tej części.
- Na pewno więcej Aidasa, mam nadzieję że dowiemy się jaka jest jego rola w całej tej sytuacji i jeżeli chodzi o mnie, tak jak wspomniałam wcześniej to nie miałabym żadnych obiekcji gdyby połączyło go romantyczne uczucie z Bryce. Chciałabym się więcej o nim dowiedzieć, jaka jest jego historia, zobaczyć jak to jest być księciem piekieł. I czy piekło to naprawdę inna planeta?
- I właśnie co do piekła. SJM pisała cały czas Hel, a nie Hell. Nie wydaje mi się, żeby to było tak po prostu, przeoczenie. To na pewno ma duże znaczenie i mam nadzieję, że tego też się dowiemy.
- Więcej Ruhna i Królowej Hypaxi.
- Chętnie jeszcze zobaczyłabym jakieś flashbacki z Danika i całą paczką.
- I więcej informacji o Asteri.
- Juniper i Fury? Tego się nie spodziewałam. Zobaczymy co między nimi będzie.
- Ale tak zdecydowanie chce się dowiedzieć o co chodzi z Aidasem i Jesibą, czego dotyczyła ich rozmowa z epilogu i kim jest ojciec Hunta?
Tak - więcej, więcej, więcej!
Troszkę tego wyszło, jeżeli ktoś dotarł do tego momentu mojego wywodu to bardzo dziękuję! 😊
POLECAM!
Light it up! Light it up!
Dawno nie pisałam żadnej recenzji, troszkę nie wiem jak się za to zabrać, ale do dzieła!
Na samym początku muszę powiedzieć, że naprawdę, naprawdę ciężko jest opisać i odnieść się do wszystkich wydarzeń z książki, tzn można ale zajęło by to o wiele więcej czasu i stron, a chciałam się tylko odnieść do sytuacji, które w szczególności zapadły mi w...
2017
Na wstępie muszę zaznaczyć,że możliwe są spoilery,przepraszam po prostu inaczej nie potrafię ;)
Główna bohaterka Ella Harper to siedemnastoletnia dziewczyna, która musi sama siebie utrzymywać,ponieważ jej mama nie żyje.
Posługując się jej dowodem osobistym pracuje w barze ze striptizem.
Dziewczyna chodzi do szkoły i udaje, że wszystko jest w porządku, nikt nie wie o śmierci jej matki.
Pewnego dnia w jej szkole pojawia się mężczyzna,który twierdzi że jest jej opiekunem i że był przyjacielem jej zmarłego ojca,którego dziewczyna nigdy nie poznała. I tak właśnie zaczyna się książka.
Na początku Ella nie chce uwierzyć Callumowi- jej opiekunowi- ale kiedy ten jej wszystko wyjaśnia i proponuje 10 tysięcy za każdy miesiąc spędzony w jego domu i uczęszczanie do szkoły, dziewczyna się zgadza.
Wie że już nie musiałaby się rozbierać za pieniądze, miałaby dach nad głową, jedzenie i pewniejszą przyszłość.
Ella wprowadza sie do Colluma , który ma pięciu niesamowicie intrygujących, gorących...synów: bliźniaków Sawyera i Sebastiana, Eastona, Reeda i najstarszego Gideona, który jest tylko w domu co drugi weekend, ponieważ studiuje.
Chłopaki od początku nie kryją swojej niechęci do Elli, traktują ją z jawną wrogością, co nie ułatwia jej życia również w szkole, ponieważ to Royalsi-a szczególnie Reed-nią rządzą i cokolwiek zadecydują tak się dzieje.
Bohaterowie są złożeni, intrygują czytelnika i ciekawią tak,że chce sie dowiedzieć o nich więcej i więcej. Nie wszystkiego jednak dowiadujemy się o nich w pierwszej części, raczej tylko tyle aby zaostrzyło to ciekawość i trzymało w napięciu, co mnie bardzo cieszy, ponieważ lubię jak bohaterowie zostają stopniowo "odkrywani" przed czytelnikiem.
Bardzo spodobała mi się dynamika między nimi, a szczególnie między braćmi,którzy stanowią zgrany zespół, każdy może liczyć
na wsparcie pozostałych, opiekują się sobą i kryją się nawzajem. Można się domyślić, że zżyli się ze sobą jeszcze bardziej po śmierci ich matki Marii,za którą obwiniają ojca. Określenie ich relacji z ojcem jako skomplikowanych to za mało powiedziane.
Widzimy jak stopniowo nienawiść braci do Elli przeradza się w opiekuńczość i przyjaźń, szczególnie widać to między Elą a Eastonem(ehh skradł moje serce..), który traktuje ją jak młodszą siostrę chociaż są w tym samym wieku. Jest to naprawdę urocze jak ich relacja się rozwinęła.
"- Nie możesz odejść - szepcze, jego oddech owiewa moją skórę. - Nie chcę, abyś od nas odeszła.
Całuje mnie w ramię, ale nie ma w tym żadnego podtekstu seksualnego. Ani niczego romantycznego w tym, jak zaciska palce mocniej na mojej dłoni.
- Należysz do nas. Jesteś najlepszym, co kiedykolwiek spotkało naszą rodzinę."
Oczywiście występuje tu też wątek miłosny, który też mi się spodobał, chociaż muszę szczerze przyznać, że byłabym bardziej zadowolona gdyby to uczucie wolniej postępowało, jeżeli wiecie o co mi chodzi.
Mówię tutaj o Reedzie i Elli.
Uwielbiam Reeda i to bez dwóch zdań, jest taki jak właśnie lubię.
Przystojny, pewny siebie, opiekuńczy względem braci, tajemniczy...
No właśnie tajemniczy, ma jakieś tajemnice, które z pewnością wyjdą niebawem na jaw..
I Ella..naprawę ją polubiłam,jest taka konkretna, wie czego chce, nie wstydzi się swojej przeszłości, to znaczy tak, wstydzi się tego,że rozbierała się za pieniądze, ale wie że musiała to robić aby opłacić rachunki za leczenie jej mamy.
Od początku ciągnie ją do Reeda, jednak nie traktują się nawzajem dobrze. Dopiero później dochodzą do porozumienia- do rozejmu. Ale mimo wszystko wolałabym żeby to jeszcze woniej postępowało,nie wiem..chyba po prostu lubiłam czytać o tym jak się "kłócą".
Nie obeszło się też bez "czarnych charakterów" jedni ujawniają się od razu, mam na myśli wdowę po Steavie(ojcu głównej bohaterki),ale są tacy po których nie spodziewalibyśmy się niczego złego.
Daniel, niby taki miły chłopak a jednak zdolny do takiego czynu... Ale dzięki temu widzimy jak rodzina Royalsów potrafi współpracować w obraonie Elli. Naprawdę uwielbiam ten moment!!!
Ogólnie rzecz biorąc książka jest godna polecenia. Mnie się bardzo spodobała, nie mogłam przestać czytać, akcja cały czas brnie do przodu, czytelnik nie ma czasu się nudzić, a zakończenie, no właśnie! Co za zakończenie! Trzyma w ogromnych napięciu, także jedynym wyjściem jest sięgnięcie po drugą część, tak jak właśnie ja zrobiłam, także nie przedłużając-ja idę czytać dalej i wam też radzę! Niby historia jakich wiele to jednak ma coś w sobie czym się wyróżnia. Naprawdę gorąco POLECAM! :)
Na wstępie muszę zaznaczyć,że możliwe są spoilery,przepraszam po prostu inaczej nie potrafię ;)
Główna bohaterka Ella Harper to siedemnastoletnia dziewczyna, która musi sama siebie utrzymywać,ponieważ jej mama nie żyje.
Posługując się jej dowodem osobistym pracuje w barze ze striptizem.
Dziewczyna chodzi do szkoły i udaje, że wszystko jest w porządku, nikt nie wie o...
2017-10
2017
2017
Wiem, że dużo osób jest zachwyconych tą książką, jednak niestety muszę przyznać, że ja się do nich nie zaliczam. Miałam kilka podejść do tej pozycji, ale zawsze koło połowy (?) traciłam zainteresowanie i chęć czytania.
Pamiętam, że na początku bardzo mnie zainteresowała i nie potrafię stwierdzić co finalnie mnie zniechęciło. Być może kiedyś spróbuję jeszcze raz, ale wątpię.
Wiem, że dużo osób jest zachwyconych tą książką, jednak niestety muszę przyznać, że ja się do nich nie zaliczam. Miałam kilka podejść do tej pozycji, ale zawsze koło połowy (?) traciłam zainteresowanie i chęć czytania.
więcej Pokaż mimo toPamiętam, że na początku bardzo mnie zainteresowała i nie potrafię stwierdzić co finalnie mnie zniechęciło. Być może kiedyś spróbuję jeszcze raz, ale wątpię.