-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik230
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2017
2023-04-18
Może moja opinia będzie lakoniczna i nie w moim stylu (nie lubię hurraoptymistycznych recenzji) ale dawno nie czytałam czegoś tak dobrego. Tego mi było trzeba. Nietoksyczna relacja, amant nie będący samcem alfa buchającym testosteronem, zabawne i realistyczne sytuacje podszyte dozą komedii romantycznej, a do tego po prostu wciągająca. Zapomnijcie o Rhysandach, Cardanach, Greyach czy innych Massimach - to Michael jest ideałem nie do prześcignięcia.
Serdecznie polecam, BlueSugar®
Może moja opinia będzie lakoniczna i nie w moim stylu (nie lubię hurraoptymistycznych recenzji) ale dawno nie czytałam czegoś tak dobrego. Tego mi było trzeba. Nietoksyczna relacja, amant nie będący samcem alfa buchającym testosteronem, zabawne i realistyczne sytuacje podszyte dozą komedii romantycznej, a do tego po prostu wciągająca. Zapomnijcie o Rhysandach, Cardanach,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11
2022-11
2022-09
2022-08
2022-07
2022-07
2022-06
2022-06
2022-06
2022-05
2022-05-07
2021-06-15
"Ja, ocalona" było trochę jak spotkanie ze starym przyjacielem, którego nie widziało się od dawna, z tą różnicą że to ja się zmieniłam, zaś przyjaciel, mimo zmiany stylu, już niekoniecznie. Dla mnie K. B. Miszczuk to taka młodsza Katarzyna Michalak, a jej skakanie pomiędzy gatunkami, bohaterki nie różniące się niczym poza power-upami dostosowanymi do cech gatunkowych powieści oraz tabun obowiązkowych amantów potęgowały to uczucie. Do cyklu o Wiktorii miałam jednak słabość, a nawet kilka słabości, jeśli licząc czarującego diabła Beletha, a także sentyment z nastoletnich lat, dlatego też zawiedziona ostatnią częścią trylogii, sięgnęłam po "Ja, ocaloną". I jak dla mnie ta powieść w zasadzie powinna zastąpić poprzedniczkę.
W "Ja, potępionej" strasznie irytowało mnie lenistwo autorki - zrobiła sobie z Tartaru śmietnik, tylko dlatego, bo Hitler nie pasował jej do wizji imprezowego Piekła, czy też Niższej Arkadii. W "Ja, ocalonej" widać, że autorka się starała, nawet tworząc opisy rodem z Wikipedii, ale zawsze to progres. Widać, że jest to powieść dla fanów serii, gdyż autorka co chwilę krzyczy do czytelnika "A pamiętasz to? A pamiętasz tamto?", przywołując nawet pewną akcję z mocnym likierem, która - jak się okazuje - nawiązuje do opowiadania z antologii "Świąteczne opowieści" (wielbicielom kolejności chronologicznej radzę się zapoznać z tym opowiadaniem przed lekturą). Wiki nic a nic się nie zmieniła - nadal roztacza wokół siebie urok Mary Sue, a także jest niedojrzała i nierozsądna, natomiast postacie wokół niej zbudowały właściwą dynamikę tej powieści. Na plus wyróżnia się zdecydowanie anioł Uzjel, który dostał więcej czasu antenowego i jest to taki character development o który nic nie robiłam. Rozwinęła się także postać Lucyfera, a także Azazela, na którego mogłam spojrzeć w końcu pod innym kątem. Plus pomysł na fabułę to cud, miód i orzeszki, gdyby zamiast buntu w pustym Tartarze dać antagonistów i motyw przewodni z tej książki, cała trylogia (tetralogia? Cykl?) na pewno dostałaby wyższą notę. Również perypetie miłosne są ciekawsze - jak dla mnie Wiki powinna dać sobie spokój z Piotrusiem już w drugiej części, trójkąt z Uzjelem jest o wiele, wiele ciekawszy. Książka ma otwarte zakończenie, co pozwala mi wywnioskować, że K. B. Miszczuk nieprędko zabije tę kurę znoszącą złote jajka, ja jednak będę kontynuować Modę na Beletha, bo lubię tę serię i już.
"Ja, ocalona" było trochę jak spotkanie ze starym przyjacielem, którego nie widziało się od dawna, z tą różnicą że to ja się zmieniłam, zaś przyjaciel, mimo zmiany stylu, już niekoniecznie. Dla mnie K. B. Miszczuk to taka młodsza Katarzyna Michalak, a jej skakanie pomiędzy gatunkami, bohaterki nie różniące się niczym poza power-upami dostosowanymi do cech gatunkowych...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-24
"Przeklęci święci" to niezwykle magiczna opowieść o dorastaniu, pragnieniach i obawach oraz wewnętrznej walce z samym sobą. To, co wyróżnia tę powieść jest zdecydowanie niezwykły klimat pustynnego Kolorado, który dzięki spójnym opisom przyrody i zjawisk jawił się równie niezwykle jak członkowie rodziny Soria. Powieść w pewien sposób skojarzyła mi się z krótkometrażówką z antologii Miłość, śmierć i roboty "Fish night" stworzoną przez polskie studio Platige Image i jeśli kiedyś ta powieść dostanie ekranizację, to chciałabym ją zobaczyć właśnie w tym klimacie. Nie rozumiem zarzutów odnośnie tego, że książka jest monotonna i nudna - dla mnie niespieszna, leniwa akcja wydaje się być raczej zaletą tej powieści i potęguje wrażenie niezwykłości. Bohaterów, co prawda, można scharakteryzować za pomocą kilku zdań, jednak autorka określiła ich w taki sposób, że nie wydają się jednowymiarowi. Mimo, że ród Soriów jest określany mianem Świętych, osoby ich otaczające są równie nietuzinkowi i utalentowani. To młodzieżówka inna niż wszystkie - lubię takie refleksyjne książki, a problematyka i morał, jakie ze sobą niesie ta książka pozwoliła mi przeżyć swego rodzaju katharsis. Na pewno poleciłabym te książkę każdemu, kto nie oczekuje pościgów i wybuchów, a bardziej refleksji nad tekstem, a do tego lubi "wtapiać się" w powieść, chłonąc jej klimat w całości. Polecam ją także dla osób, które poszukują rozwiązań trapiących ich problemów lub swojego celu w życiu.
"Przeklęci święci" to niezwykle magiczna opowieść o dorastaniu, pragnieniach i obawach oraz wewnętrznej walce z samym sobą. To, co wyróżnia tę powieść jest zdecydowanie niezwykły klimat pustynnego Kolorado, który dzięki spójnym opisom przyrody i zjawisk jawił się równie niezwykle jak członkowie rodziny Soria. Powieść w pewien sposób skojarzyła mi się z krótkometrażówką z...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Słowodzicielka" to ciekawy tytuł, ale z mocno zmarnowanym potencjałem. Pomysł meta-książki, zabawy formą i popkulturą wbrew pozorom nie jest niczym nowym - pierwszym z brzegu przykładem i to z polskiego poletka jest Jakub Ćwiek i "Kłamca", a szczególnie tom "Papież sztuk". Nie ułatwia sprawy też fakt, że jest to debiut autorki, a jak to z debiutami bywa, nie zawsze są wybitne.
Mamy trójkę bohaterów, w sumie nieprzypadkowo bardziej zajeżdżali mi tropami mangowymi niż typowymi postaciami z sesji RPG. Każdy z nich ma jedną cechę charakteru, co oczywiście dałoby się wybronić (na przykład w humorystycznej konwencji), historia też daje potencjał na "napisanie" im historii, motywacji i backstory z racji bycia meta-książką, niestety, zostało to potraktowane "po łebkach".
Poznajemy też autorkę tego fikcyjnego "uniwersum" - skojarzenia z Katarzyną Michalak jak najbardziej zamierzone - fankę m&a, prawdopodobnie milenialsa, która w powieści umieściła pięknych chłopców będących wasalami króla, którego nie ma. Bawienie się baśniowymi motywami są znane w polskiej fantasy, poczynając od Wiedźmina, poprzez Jakuba Wędrowycza po Wrota od Wójtowicz. Nie widziałam w tej powieści nic odkrywczego ani zaskakującego pod tym względem.
Kłuły mnie także w oczy niedociągnięcia związane z warsztatem. Mimo, że redaktorką była sama Ewa Białołęcka (i czuć jej rękę w powieści!), to czytanie tego bardzo bolało. W jednej chwili mamy rozbudowane opisy, brzmiące jednak jak z fanfika (i określenia typu "czerwonowłosy" i "niebieskooki"), a z drugiej język potoczny i walenie po oczach popkulturą. Nazwy postaci były subtelne jak ruski czołg (Imiona Agni i Hidra wcale nie sugerują, że władają żywiołami, wcale. Shuk-atch na pewno rozbawi czeskiego tłumacza, o ile dojdzie do międzynarodowej ekspansji powieści), nie trzymały się kupy i były pisane na kolanie (padłam jak zobaczyłam nazwę Resembool, ciekawe co na to Hiromu Arakawa).
Pierwszą połowę powieści czytało mi się nawet całkiem przyjemnie, trochę miałam flashbacki z Wietnamu związane z własnymi ambicjami pisarskimi i życiem fangirla, ale druga część to bieganie bez sensu od punktu do punktu, rzucanie nazw i postaci które nie mają znaczenia i trochę zgubienie pierwotnego zamysłu powieści.
Daję mocną szóstkę "na zachętę", Agni to mój typ bohatera, więc będę śledzić jego losy (choć do końca nie wiem czy jest on zamierzoną parodią Jaskra czy typowego anime zboczeńca) i zobaczymy, co Cyan z tego wyciągnie. Ale koło Pratchetta to to nie stało wcale.
"Słowodzicielka" to ciekawy tytuł, ale z mocno zmarnowanym potencjałem. Pomysł meta-książki, zabawy formą i popkulturą wbrew pozorom nie jest niczym nowym - pierwszym z brzegu przykładem i to z polskiego poletka jest Jakub Ćwiek i "Kłamca", a szczególnie tom "Papież sztuk". Nie ułatwia sprawy też fakt, że jest to debiut autorki, a jak to z debiutami bywa, nie zawsze są...
więcej Pokaż mimo to