Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Apostata" to moje drugie spotkanie z Wojciechem Dutką. Po naprawdę udanym "Śnie o Glajwic" podeszłam do tej pozycji ze sporą ekscytacją. Okazało się, że dostałam powieść pełną paradoksów - ciekawą, ale dłużącą się, opowiadającą o historyku, ale równocześnie przedstawiającą tę historię bardzo tendencyjnie.

Całość skupia się wokół Ammiana Marcellinusa, rzymskiego historyka. Tytułowy "Apostata", czyli rzymski cesarz Julian Apostata jest postacią bardzo poboczną i istotną tylko dla pewnej części książki, więc trudno zrozumieć, dlaczego autor nazwał książkę akurat w taki sposób. Główny bohater to typowy Gary Stu (męska wersja Mary Sue) - najmądrzejszy, najwspanialszy, wszystko zawsze mu się udaje; niestety wszystko to sprawia, że bardzo trudno go polubić. Z jednej strony książka zachęca do zgłębienia pewnych aspektów (jak na przykład spór katolików z arianami), ale z drugiej przedstawia chrześcijan w bardzo złym świetle (z bardzo nielicznymi wyjątkami), często w sposób bardzo nieobiektywny i tendencyjny.

Trudno jest mi zająć jednoznaczne stanowisko w przypadku tej książki. Miała zarówno lepsze, jak i gorsze momenty, było trochę rzeczy, które mi się podobały, ale równocześnie sporo takich, które pozostawiły po sobie negatywne wrażenie. Na pewno warto nie podchodzić do niej bezrefleksyjnie i pamiętać, że to tylko powieść, która nie jest źródłem historycznym, a tylko podpartym fikcją literacką przedstawieniem pewnego okresu.

"Apostata" to moje drugie spotkanie z Wojciechem Dutką. Po naprawdę udanym "Śnie o Glajwic" podeszłam do tej pozycji ze sporą ekscytacją. Okazało się, że dostałam powieść pełną paradoksów - ciekawą, ale dłużącą się, opowiadającą o historyku, ale równocześnie przedstawiającą tę historię bardzo tendencyjnie.

Całość skupia się wokół Ammiana Marcellinusa, rzymskiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo przyjemna pozycja, która z pewnością przypadnie do gustu wielbicielom "Warszawianki" Idy Żmiejewskiej. Autorka ma z pewnością sporą wiedzę na temat życia Polaków i Rosjan w Królestwie Polskim i potrafi przekazać klimat tamtych czasów.

Książka zachwyca tym klimatem dużo bardziej niż fabułą. Akcja rozwija się niespiesznie, jest to z pewnością jedna z tych książek, które pomagają nam się wyciszyć, są bardziej spokojne niż ekscytujące. Powieść ukazuje zepsucie ówczesnego społeczeństwa, skoncentrowanego na przyjemnościach, plotkach i organizowaniu przyjęć. Autorka wprowadza szereg postaci (niestety jest ich zbyt dużo, więc bardzo trudno zorientować się w tym, kto jest kim).

Całość czyta się bardzo przyjemnie, polecam tę pozycję wszystkim miłośnikom powieści historycznych.

Bardzo przyjemna pozycja, która z pewnością przypadnie do gustu wielbicielom "Warszawianki" Idy Żmiejewskiej. Autorka ma z pewnością sporą wiedzę na temat życia Polaków i Rosjan w Królestwie Polskim i potrafi przekazać klimat tamtych czasów.

Książka zachwyca tym klimatem dużo bardziej niż fabułą. Akcja rozwija się niespiesznie, jest to z pewnością jedna z tych książek,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsza książka z serii, "Gwiazdy Oriona", była dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Jasne, miała sporo niedociągnięć, rozwiązania można było się domyśleć bardzo szybko, ale zachwyciła mnie dbałość o szczegóły, próba wplecenia języka śląskiego w wypowiedzi mieszkańców Śląska, przedstawienie przemian systemowych i przekształcania się milicji w policję w roku 1989 i na początku lat dziewięćdziesiątych.

Do "Wielkiego Psa" podeszłam z dużym entuzjazmem. Spodziewałam się wzrostu poziomu pisania, który można zauważyć wraz ze zdobywaniem doświadczenia przez autora. Niestety, okazało się, że tym razem spotkało mnie ogromne rozczarowanie.

Sama fabuła, inspirowana prawdziwą historią, wydaje się być makabrycznie wciągająca i nietypowa. Problem pojawia się jednak, gdy zagłębiamy się w treść i odkrywamy, że książka jest po prostu słabo napisana. Pojawia się wiele błędów stylistycznych, włączając to używanie różnych czasów narracyjnych w obrębie jednego rozdziału (!), co powinno zostać wyłapane nawet jeśli nie przez autora, to przynajmniej na etapie korekty/redakcji. Rozwiązanie sprawy jest, podobnie jak w przypadku części pierwszej, dość oczywiste, chociaż zwieńczenie tragedii głównego bohatera było dla mnie czymś dość niespodziewanym.

Podsumowując: temat ciekawy, wykonanie dość rozczarowujące.

Pierwsza książka z serii, "Gwiazdy Oriona", była dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Jasne, miała sporo niedociągnięć, rozwiązania można było się domyśleć bardzo szybko, ale zachwyciła mnie dbałość o szczegóły, próba wplecenia języka śląskiego w wypowiedzi mieszkańców Śląska, przedstawienie przemian systemowych i przekształcania się milicji w policję w roku 1989 i na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Napisana ciętym językiem, momentami zbyt rozwleczona, ale bardzo klimatyczna opowieść o grupie ludzi, która dla ratowania ukochanej Manufaktury postanowi dokonać niemożliwego. Grzegorz Kalinowski potrafi wykreować bardzo zapadających w pamięć i wyróżniających się bohaterów, obok których nie sposób przejść obojętnie, i umieścić ich w klimatycznym settingu, który otacza czytelnika niczym kokon.

Wiele można o tej książce powiedzieć, zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Chociaż sama kreacja bohaterów jest fantastyczna, autor rozpisuje się niepotrzebnie o ich życiu, co sprawia, że bardzo łatwo jest się zniechęcić i odłożyć tę książkę zaledwie po kilkudziesięciu stronach. Dziwnie czyta się też o młodych kobietach, które zakochują się w sporo starszych od siebie mężczyznach, alkoholu, który leje się strumieniami i narkotykach. Sam aspekt kryminalno-sensacyjny jest w zasadzie poboczny, mam wrażenie, że stanowi tło potrzebne do opowiedzenia historii bohaterów i ma dużo mniejsze znaczenie, niż powinien.

Podsumowując - szału nie ma, tragedii też nie, powieść raczej przeciętna. A szkoda, bo niektóre elementy miały naprawdę duży potencjał.

Napisana ciętym językiem, momentami zbyt rozwleczona, ale bardzo klimatyczna opowieść o grupie ludzi, która dla ratowania ukochanej Manufaktury postanowi dokonać niemożliwego. Grzegorz Kalinowski potrafi wykreować bardzo zapadających w pamięć i wyróżniających się bohaterów, obok których nie sposób przejść obojętnie, i umieścić ich w klimatycznym settingu, który otacza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo klimatyczna opowieść o Frani i jej barwnych, nietuzinkowych przyjaciołach. Przepełniona miłością do sztuki i międzywojennej Warszawy, lekka i wciągająca - zdecydowanie warto po nią sięgnąć! Polecam każdemu miłośnikowi powieści retro :)

Bardzo klimatyczna opowieść o Frani i jej barwnych, nietuzinkowych przyjaciołach. Przepełniona miłością do sztuki i międzywojennej Warszawy, lekka i wciągająca - zdecydowanie warto po nią sięgnąć! Polecam każdemu miłośnikowi powieści retro :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaczynam tę recenzję już któryś raz i znowu nie wiem, co powinnam napisać. Jeśli mam być szczera, to to określenie - "nie wiem" - bardzo dobrze oddaje zarówno fabułę, jak i moje wrażenia z lektury. Nie wiem, kim tak naprawdę była pani K., a już tym bardziej nie wiem, kim był pan K., nie wiem, ile z opisanych wydarzeń miało miejsce naprawdę, a ile z nich było jedynie snem czy owocem wyobraźni bohaterki. Nie wiem, nie wiem, nie wiem...
Jest tylko jedna rzecz, którą wiem - to, że pani K. jest bardzo dobrą książką. Główna bohaterka ma niezwykle barwną osobowość, która zachęca nas, byśmy razem z nią zagłębili się w otchłani jej pamięci. Główny bohater za fasadą opiekuńczości i poukładania skrywa więcej, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Autorka potrafi nie tylko kreować wyjątkowych bohaterów, ale również opisywać swoje historie pięknym, naturalnym językiem.

Jak to zwykle bywa w przypadku literatury pięknej, fabuła jest tylko tłem dla przeżyć postaci. Wydarzenia w książce płyną powoli, czytelnicy delektują się nimi, dużo więcej uwagi poświęcając temu, co ukazuje im wyobraźnia i wspomnienia Kaliny. Razem z nią wracamy do czasów jej dzieciństwa, przytulamy babcię Różę, chowamy laleczki w ważnych miejscach. Wspólnie obserwujemy upływ czasu, nie zauważamy nawet, jak kolejne lata przepływają nam przez palce.
Co zostaje nam na koniec? Myślę, że tu każdy z nas będzie miał swoją odpowiedź. Autorka nie wyjaśnia swojego zamysłu, pozostawia nas wśród stosu niedopowiedzeń i pozwala na własną interpretację wydarzeń. Nie narzuca, nie ocenia. Czy pani K. to tylko Kalina, kobieta, która próbuje znaleźć trochę sensu w otaczającym ją szarym świecie? A może to fonetyczna "panika", która ogarnia czasem główną bohaterkę? Czy może jednak jest to nawiązanie do piosenki zespołu Happysad?
A może każda z tych odpowiedzi jest poprawna?

Zaczynam tę recenzję już któryś raz i znowu nie wiem, co powinnam napisać. Jeśli mam być szczera, to to określenie - "nie wiem" - bardzo dobrze oddaje zarówno fabułę, jak i moje wrażenia z lektury. Nie wiem, kim tak naprawdę była pani K., a już tym bardziej nie wiem, kim był pan K., nie wiem, ile z opisanych wydarzeń miało miejsce naprawdę, a ile z nich było jedynie snem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Towarzyskie przypały Lottie Brooks" to fantastyczna kontynuacja "Żenującego życia Lottie Brooks" - książki o (nie)zwykłej nastolatce, która mierzy się ze swoimi (nie)zwykłymi problemami. Główna bohaterka przeżywa to, co na pewnym etapie życia spotkało bądź spotka większość z nas - pierwsze miłości, szkolne przyjaźnie, problemy rodzinne... Katie Kirby fantastycznie oddaje świat nastolatków i dzięki jej książce mogłam po raz kolejny cofnąć się w przeszłość, by przeżyć rzeczy, które, zdawałoby się, zostawiłam już dawno za sobą. Autorka naprawdę zna się na dziecięcych problemach - w książce znajdziemy barwnych i ciekawych bohaterów, nastoletnie dramaty i solidną dawkę humoru. Polecam nie tylko tym, którzy dopiero wchodzą w okres dojrzewania, ale także ich rodzicom i wszystkim, którzy chcieliby przypomnieć sobie, jak to było, kiedy musieli chodzić do szkoły :)

"Towarzyskie przypały Lottie Brooks" to fantastyczna kontynuacja "Żenującego życia Lottie Brooks" - książki o (nie)zwykłej nastolatce, która mierzy się ze swoimi (nie)zwykłymi problemami. Główna bohaterka przeżywa to, co na pewnym etapie życia spotkało bądź spotka większość z nas - pierwsze miłości, szkolne przyjaźnie, problemy rodzinne... Katie Kirby fantastycznie oddaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnio bardzo często wychodzę ze swojej czytelniczej strefy komfortu. Mimo że powieści historyczne nie są moim domyślnym wyborem, potrafię docenić te, które naprawdę warto przeczytać.

Jedną z nich jest właśnie "Żona alchemika" Pauliny Kuzawińskiej - opowieść o Weronice, żonie słynnego alchemika, która dowiaduje się o śmierci męża. Posłańcem przynoszącym ponure wieści okazuje się być Michael Sendivogius (zapamiętajcie to nazwisko!). Wkrótce mężczyzna zajmuje w życiu bohaterki ważne miejsce i oboje decydują się na wspólną podróż do Pragi, aby poprosić cesarza o błogosławieństwo. Weronika ma nadzieję, że wyjazd do stolicy pomoże jej odkryć okoliczności śmierci Alexandra, jej poprzedniego męża.

W tej książce znalazłam to, co cenię w innych gatunkach - zawiłe zwroty akcji, ciekawych bohaterów, dobry warsztat, harmonijne tło, porządny research i małe easter eggi. Tym, co zachwyciło mnie najbardziej, jest sam zamek Krawarz, który miałam okazję odwiedzić w lipcu. Ponieważ byłam już po lekturze tej powieści, koniecznie chciałam zrobić kilka zdjęć i kupić pamiątkowe pocztówki. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że zamek był siedzibą... alchemika Michała Sędziwoja. Jak zapewne się domyślacie, Michał Sędziwój to po łacinie Michael Sendivogius, czyli jeden z głównych bohaterów. W tym miejscu muszę pogratulować autorce świetnego wykorzystania tego faktu - mimo że "Żona alchemika" jest fikcją, to wykorzystanie rzeczywistej postaci uważam za bardzo udane i niebanalne puszczenie oka do czytelnika.

Bardzo polecam! :)

Ostatnio bardzo często wychodzę ze swojej czytelniczej strefy komfortu. Mimo że powieści historyczne nie są moim domyślnym wyborem, potrafię docenić te, które naprawdę warto przeczytać.

Jedną z nich jest właśnie "Żona alchemika" Pauliny Kuzawińskiej - opowieść o Weronice, żonie słynnego alchemika, która dowiaduje się o śmierci męża. Posłańcem przynoszącym ponure wieści...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czasami zastanawiam się, co by było, gdybym musiała nakręcić film na podstawie jakiejś książki. Które sceny odwzorowałabym możliwie jak najbliżej oryginału, a które pominęła? Jak wyglądaliby bohaterowie?

Podczas czytania "Gwiazd Oriona" bardzo łatwo było mi wyobrazić sobie ekranizację tej powieści, przede wszystkim dlatego, że dialogi w książce były bardzo naturalne, nie sztuczne, ale też nie prostackie, z dobrze zbalansowanymi opisami wplecionymi pomiędzy wypowiedzi bohaterów. Lubię czytać autorów, którzy mają dobry warsztat - a panu Aleksandrowi Sowie nie mogę w tej kwestii niczego zarzucić. Muszę przyznać, że ta powieść to kawał dobrego kryminału. No i akcja dzieje się na Śląsku, co w moim przypadku jest ogromnym plusem ❤️ Bardzo doceniam to, z jaką dbałością została przygotowana warstwa językowa - część postaci mówi po śląsku (wydaje mi się, że z małymi błędami, ale mogę się mylić), część po polsku, a jeszcze inni mieszają te dwa języki. Mamy też bohatera-ważniaka, który chce brzmieć mądrze, ale przekręca frazeologizmy - bardzo ciekawy zabieg, chociaż momentami lekko przesadzony.

Bardzo dopracowana jest również warstwa psychologiczna, zwłaszcza jeśli chodzi o głównego antagonistę. Część rozdziałów jest pisana z jego perspektywy, co pozwala nam całościowo spojrzeć na tę postać. Co prawda jakieś 150 stron przed końcem udało mi się odkryć, kto jest seryjnym mordercą, ale mimo wszystko książka dalej wydała mi się bardzo ciekawa.

Jeśli chodzi o fabułę - mamy w tej książce seryjnego mordercę kobiet, mamy policję i wgląd w jej struktury, mamy też przemiany systemowe na przełomie lat 80/90. Każdy z tych aspektów został pogłębiony, mam wrażenie, że autor zadbał o wszystkie szczegóły. Nie mogę się doczekać, aż uda mi się przeczytać kolejne tomy!

Czasami zastanawiam się, co by było, gdybym musiała nakręcić film na podstawie jakiejś książki. Które sceny odwzorowałabym możliwie jak najbliżej oryginału, a które pominęła? Jak wyglądaliby bohaterowie?

Podczas czytania "Gwiazd Oriona" bardzo łatwo było mi wyobrazić sobie ekranizację tej powieści, przede wszystkim dlatego, że dialogi w książce były bardzo naturalne, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Nad rzekę, której nie ma" to reportaż, jakiego jeszcze nie czytałam. Autor zaraża swoją pasją do podróży, imponuje nieustępliwością i sprawia, że każdy z nas chciałby udać się w taką podróż - przemierzyć Amerykę Południową... w poprzek. Grzegorz Kapla jest fantastycznym obserwatorem, a przy opisywaniu skupia się często na własnych odczuciach, dzięki czemu mamy wrażenie, że cały czas jesteśmy tuż obok. Jest tylko jedno "ale", które zgrzyta mi podczas czytania jak piasek między zębami (a kto jadł kiedyś na plaży, wie, jak bardzo jest to uciążliwe). Otóż po raz pierwszy w życiu spotkałam się z tak bardzo przedmiotowym podejściem do kobiet. Ta jest ładna, ta średnia, a tutaj autor musi siedzieć w pociągu koło brzydkiej, chociaż wolałby koło ładnej. I takie powierzchowne spojrzenie na płeć przeciwną przewija się w zasadzie przez całą książkę. Gdyby wyciąć te zdania, całość byłaby fenomenalna. Autor ma świetny styl, w swoją opowieść wplata sporo historycznych faktów, dzieli się swoimi (bardzo ciekawymi!) spostrzeżeniami i zaraża ludzi swoją ciekawością świata. I nie ukrywam, że trochę trudno jest mi oddzielić tę warstwę, która mnie zachwyciła, od tego, co mi się nie spodobało. Jeśli jesteście w stanie przymknąć oko na pewne rzeczy, to mogę tę książkę polecić. Z pewnością przeżyjecie niesamowite przygody i zapragniecie na własne oczy zobaczyć opisane cuda natury i ludzkich rąk. Ja z pewnością nie skreślam tego autora i liczę na to, że w przyszłych książkach pewne rzeczy po prostu się nie pojawią ☺️

"Nad rzekę, której nie ma" to reportaż, jakiego jeszcze nie czytałam. Autor zaraża swoją pasją do podróży, imponuje nieustępliwością i sprawia, że każdy z nas chciałby udać się w taką podróż - przemierzyć Amerykę Południową... w poprzek. Grzegorz Kapla jest fantastycznym obserwatorem, a przy opisywaniu skupia się często na własnych odczuciach, dzięki czemu mamy wrażenie, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię książki autorów, którzy piszą nie dla sławy czy pieniędzy, ale z pasji. I mam przeczucie, że tak właśnie jest w przypadku Łukasza Kaszkowiaka, który stworzył niezwykle spójny i dopracowany świat, a później przelał go na karty swojej powieści. W przypadku "Lupusa" czytelnik nie irytuje się ekspozycją czy dłuższymi opisami; zamiast tego wpada w fascynację tym, jak realistycznie wykreowane zostało Lormont, niemalże jest w stanie uwierzyć w to, że takie miejsce naprawdę istnieje. Z lektury płynie ogromny szacunek do czytającego - autor wyjaśnia wiele konceptów, dzieli się z nami swoimi przemyśleniami, wydaje się być kimś, z kim chętnie poszlibyśmy na kawę, aby przedyskutować część z przedstawionych w książce motywów i konceptów.
Warto wspomnieć również o bardzo dobrym stylu pisarza oraz o fenomenalnej kreacji bohaterów. Sam Lupus jest nie tylko wiarygodnym, ale też sympatycznym bohaterem - człowiekiem niepozbawionym wad, ale nieodpychającym w swej niedoskonałości. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy! Zagadka kryminalna jest ciekawa, nie jest zbyt łatwa ani zbyt nudna. Książkę czyta się szybko, akcja poprowadzona jest sprawnie, bez zbędnych przeskoków czy przedłużeń. Bardzo, bardzo polecam!

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Lira.

Lubię książki autorów, którzy piszą nie dla sławy czy pieniędzy, ale z pasji. I mam przeczucie, że tak właśnie jest w przypadku Łukasza Kaszkowiaka, który stworzył niezwykle spójny i dopracowany świat, a później przelał go na karty swojej powieści. W przypadku "Lupusa" czytelnik nie irytuje się ekspozycją czy dłuższymi opisami; zamiast tego wpada w fascynację tym, jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Bolek i Lolek w poszukiwaniu polskich skarbów" to bogato ilustrowana książka, w której bohaterowie znanej polskiej bajki zabierają nas w podróż szlakiem polskich skarbów. Całość podzielona jest na kilkanaście rozdziałów, z których każdy zajmuje cztery strony, dlatego nie ma problemu z dzieleniem jej na kilka mniejszych posiedzeń, a nawet wybraniem konkretnego rozdziału, który w danej chwili będzie najbardziej przydatny. Na okładce mamy ograniczenie wiekowe od lat 4, natomiast mój trzylatek był bardzo zainteresowany (najbardziej podobał mu się oczywiście złoty pociąg).

Uwaga: spora część opowieści jest fikcją, dlatego polecam czytać ją razem z dziećmi i dla pewności wyjaśniać im, co rzeczywiście jest historią czy ludowym przekazem, a co było tylko i wyłącznie wymyślonymi przez Autorkę przygodami bohaterów :)

"Bolek i Lolek w poszukiwaniu polskich skarbów" to bogato ilustrowana książka, w której bohaterowie znanej polskiej bajki zabierają nas w podróż szlakiem polskich skarbów. Całość podzielona jest na kilkanaście rozdziałów, z których każdy zajmuje cztery strony, dlatego nie ma problemu z dzieleniem jej na kilka mniejszych posiedzeń, a nawet wybraniem konkretnego rozdziału,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Laurowy pean" to wyjątkowo klimatyczna i bardzo ciekawa powieść, która od samego początku wciąga czytelnik w wir wydarzeń. Fabuła jest fantastyczna i wielowątkowa, a akcja zapiera dech w piersiach. Do tego całość okraszona jest sporą dawką wiedzy medycznej (oraz nierzadko drastycznych opisów procedur medycznych!) oraz opisów ówczesnych tradycji czy mody. Pojawiło się trochę minusów, takich jak lekko sztuczny język, zabiegi w stylu Deus ex czy magiczne odnajdowanie zaginionych członków rodziny, nie zmienia to jednak faktu, że podczas lektury tej powieści bawiłam się świetnie i z wielką chęcią sięgnę po pozostałe książki Julii Gambrot. Polecam wszystkim miłośnikom retro thrillerów!

"Laurowy pean" to wyjątkowo klimatyczna i bardzo ciekawa powieść, która od samego początku wciąga czytelnik w wir wydarzeń. Fabuła jest fantastyczna i wielowątkowa, a akcja zapiera dech w piersiach. Do tego całość okraszona jest sporą dawką wiedzy medycznej (oraz nierzadko drastycznych opisów procedur medycznych!) oraz opisów ówczesnych tradycji czy mody. Pojawiło się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Mnogość rzeczy" to pierwsza z przeczytanych przeze mnie książek Marcina Pilisa. Pierwsza - ale z pewnością nie ostatnia.

Przeczytałam w życiu bardzo wiele książek. Niektóre mnie zachwyciły, inne zawiodły, jeszcze inne nie pozostawiły po sobie żadnych uczuć. Mało było jednak powieści, które zachwyciłyby mnie aż tak, jak ta. Mogłabym rozwodzić się w nieskończoność nad przepięknym stylem autora, nad niesamowitą kreacją postaci, nad bogactwem treści, które odkrywamy z każdą stroną... Mam wrażenie, że wszystko zostało tu dokładnie przemyślane, idealnie zbalansowane, nie ma żadnych niedociągnięć. Już na pierwszy rzut oka widać lata doświadczenia w rozwijaniu swojego warsztatu i ogromną pracę włożoną w pisanie powieści. Zawsze uważam, że tacy autorzy mają ogromny szacunek do czytelnika - co oczywiście działa również w drugą stronę.

Krwawą plamą na białym obrusie miłosnej opowieści jest mnogość przemocy, zwłaszcza tej zadawanej przez najbliższych. W zasadzie całe życie Marty naznaczone jest szlakiem brutalnych traum - a w momencie, w którym jej los splata się nierozerwalnie z losem Mariusza, część tego nieuchronnego fatum przechodzi również na niego.

Jak piękno może istnieć wśród takiej tyranii? W jaki sposób miłość zatriumfuje nad nienawiścią?

Oto jest prawdziwa zagadka tej powieści.

(Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Lira)

TW: W książce znajdują się opisy gwałtów!

"Mnogość rzeczy" to pierwsza z przeczytanych przeze mnie książek Marcina Pilisa. Pierwsza - ale z pewnością nie ostatnia.

Przeczytałam w życiu bardzo wiele książek. Niektóre mnie zachwyciły, inne zawiodły, jeszcze inne nie pozostawiły po sobie żadnych uczuć. Mało było jednak powieści, które zachwyciłyby mnie aż tak, jak ta. Mogłabym rozwodzić się w nieskończoność nad...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lottie to bohaterka, z którą utożsami się większość nastolatek. Sama dobrze pamiętam, jak te kilkanaście lat temu wchodziłam w okres dojrzewania i jak bardzo niezrozumiana się wtedy czułam. Tak samo jak główna bohaterka "Żenującego życia Lottie Brooks" miałam całą masę problemów, które momentami zupełnie mnie przytłaczały. Jestem pewna, że gdyby takie książki istniały już wtedy, byłoby mi dużo łatwiej.

Katie Kirby jak mało kto rozumie nastolatki. Przeczytałam w życiu całą masę książek, w których bohaterki i bohaterowie byli tak strasznie nierealistyczni, że zaczynałam się zastanawiać, czy autorzy mają w ogóle jakikolwiek kontakt z młodszymi pokoleniami. Lottie jest zupełnie inna, jest postacią, w którą po prostu uwierzyłam. Mówi jak dziecko, zachowuje się jak dziecko, jej problemy są problemami większości jedenasto- czy dwunastolatek. Jestem pewna, że gdyby nagle pojawiła się tuż obok mnie, nie odróżniłabym jej od rzeczywistego człowieka.

"Żenujące życie Lottie Brooks" to książka potrzebna nie tylko dzieciom, ale ich rodzicom. Dzięki niej ci starsi czytelnicy są w stanie zrozumieć, jak ważne jest to, żeby nie bagatelizować problemów młodszych pokoleń. Katie Kirby pokazuje, jak istotne jest wsparcie i zrozumienie ze strony rodziców. Mam nadzieję, że jak najwięcej osób zaprzyjaźni się z Lottie i powie o niej swoim znajomym!

Lottie to bohaterka, z którą utożsami się większość nastolatek. Sama dobrze pamiętam, jak te kilkanaście lat temu wchodziłam w okres dojrzewania i jak bardzo niezrozumiana się wtedy czułam. Tak samo jak główna bohaterka "Żenującego życia Lottie Brooks" miałam całą masę problemów, które momentami zupełnie mnie przytłaczały. Jestem pewna, że gdyby takie książki istniały już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po lekturze "Żołnierza królowej Zanzibaru" mam wrażenie, że Jacek Getner lubi sobie robić żarty ze wszystkiego i ze wszystkich. Czasem jego humor jest zaskakująco trafny, innym razem lekko prymitywny, bazujący na stereotypach i przekraczający pewne granice. Jak to z humorem bywa - jednym przypadnie do gustu bardziej, innym mniej.

Zupełnie inną sprawą są jednak same przypadki prowadzone przez detektywa (nomen omen) Jacka Przypadka. Tutaj poziom jest już wyrównany - każde z rozwiązań jest wybitnie ciekawe i każde z nich jest w stanie czymś zaskoczyć. Książka składa się z trzech opowiadań, z których każde zbudowane jest wokół osób w kryzysie bezdomności. Każde z tych opowiadań wciągnęło mnie bez reszty, mimo że nie czytałam żadnej z poprzednich części (swoją drogą, mam nadzieję, że kiedyś uda mi się je nadrobić!).

Autor ma całkiem przyjemny styl, da się wyczuć pewne doświadczenie w pisaniu, brak tu niefortunnych sformułowań czy słabszych stylistycznie momentów. Dla mnie to spory plus i w zasadzie jedyną rzeczą, która mnie zabolała, był błąd ortograficzny ("chojnie" zamiast "hojnie"), który musiał zostać pominięty gdzieś w trakcie korekty.

Koniec końców była to całkiem przyjemna lektura, myślę, że przypadnie do gustu miłośnikom tego specyficznego gatunku, jakim jest komedia kryminalna.

Po lekturze "Żołnierza królowej Zanzibaru" mam wrażenie, że Jacek Getner lubi sobie robić żarty ze wszystkiego i ze wszystkich. Czasem jego humor jest zaskakująco trafny, innym razem lekko prymitywny, bazujący na stereotypach i przekraczający pewne granice. Jak to z humorem bywa - jednym przypadnie do gustu bardziej, innym mniej.

Zupełnie inną sprawą są jednak same...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo trudno jest mi zebrać wszystkie refleksje, które tworzyły się we mnie podczas czytania tej książki. Mam wrażenie, że Wojciech Dutka zawarł na kartach swojej powieści tak wiele wątków, że aż trudno jest je wszystkie wymienić. Mamy tu portret miasta, mamy podróże w czasie, mamy rozliczne rozważania dotyczące polskiego szkolnictwa...

Początkowo czytanie szło mi dość wolno - "Sen o Glajwic" jest jedną z tych "trudniejszych" książek, przy których sporo czasu poświęcam na refleksje - natomiast samą końcówkę dosłownie połknęłam. Jestem pewna, że ta pozycja zostanie na dłużej w mojej pamięci; być może nawet za parę lat sięgnę po nią po raz kolejny.

Wiele z tych wątków dotknęło mnie osobiście. Urodziłam się i mieszkam w poniemieckim Wrocławiu, natomiast mój mąż jest historykiem i Ślązakiem. I niestety nie byłam w stanie określić stosunku autora do narodowości śląskiej - niejednokrotnie pojawia się sformułowanie w stylu "Była rodowitą Ślązaczką, cokolwiek to miało znaczyć". Czy myśleli tak tylko nie-Ślązacy, dla których śląska tożsamość jest jedynie tajemnicą, czy też może pogląd ten podziela sam pan Wojciech - tego nie wiem i brakuje mi troszkę wyklarowania tej kwestii. Z jednej strony jest mowa o uprzedzeniu Ślązaków do przyjezdnych, z drugiej - o PRL-owskim zakazie używania na lekcji języka śląskiego. Podejście to niestety dalej nie ulega zmianie, wiele osób uważa mieszkańców tamtych terenów za osoby gorszego sortu, mniej inteligentnych. Odbieranie komuś prawa do własnej tożsamości nigdy nie jest dobrym wyjściem.

Oczywiście nie byłabym obiektywna, gdybym nie wspomniała o kilku słabszych punktach tej książki. Styl autora jest troszkę nierówny, poetyckie, pełne metafor zdania przeplatane są niekiedy takimi, które sformułowane zostały dość niefortunnie. Młodzież przedstawiona jest bardzo nierealistycznie, język, którym się posługuje, wydaje się być zupełnie nieadekwatny. Postaci bywają dość schematyczne, bardzo podkreślane jest to, że Marcin Burdyga ma zespół Aspergera, a z kolei Tomek wydawał się być Garym Stu, brakowało mi wyraźniejszych wad, które sprawiłyby, że byłby bardziej "ludzki". Widać również niewielkie błędy, które zostały pominięte podczas redakcji - klasa Tomka jest "klasą maturalną" zarówno w roku 2016 (rozdział XI), jak i w 2018 (rozdział XIX). Później wspomniane jest, że Tomek urodził się 23.03.1999, czyli w takim razie poprawna będzie ta druga wersja. Podobna sytuacja jest z monetami znalezionymi w kieszeni Tomka - najpierw jest mowa o tym, że zostały wybite w 1937 i 1938, a później wspomniano o tym, że w 1939.
Najbardziej mierziły mnie jednak błędy interpunkcyjne, pojawiające się uparcie w analogicznych sytuacjach. Nie było ich jakoś wybitnie wiele, ale niestety jestem na tym punkcie bardzo wyczulona :/

Niemniej jednak "Sen o Glajwic" to fantastyczna książka i chciałabym, żeby jak najwięcej osób mogło się z nią zapoznać!

Bardzo trudno jest mi zebrać wszystkie refleksje, które tworzyły się we mnie podczas czytania tej książki. Mam wrażenie, że Wojciech Dutka zawarł na kartach swojej powieści tak wiele wątków, że aż trudno jest je wszystkie wymienić. Mamy tu portret miasta, mamy podróże w czasie, mamy rozliczne rozważania dotyczące polskiego szkolnictwa...

Początkowo czytanie szło mi dość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Gaz do dechy" to fantastyczna pozycja dla miłośników czterech kółek. Jako mama małego pasjonata samochodów nie mogłam przejść obok niej obojętnie i muszę przyznać, że sama dowiedziałam się wielu niespodziewanych faktów z historii motoryzacji! Mamy szczęście, że w dzisiejszych czasach dzieci mają dostęp do tak pięknie wydanych książek, które w ciekawy i przystępny sposób przekazują im konkretną dawkę wiedzy.

Wiedzieliście, że w Australii jeżdżą ciężarówki, które ciągną za sobą po kilka naczep i nazywane są pociągami drogowymi? Potraficie odróżnić kabriolet od targi? Zastanawialiście się, ile ważyło najmniejsze dopuszczone do ruchu autko? (Odpowiedź dla ciekawskich: 59 kilogramów)
Takie właśnie rzeczy można przeczytać w tej odjazdowej (he he) książce.

Swoją drogą - duży format i bogate ilustracje zachęcają do przeczytania tej pozycji razem z dzieckiem. To świetna okazja do kultywowania pięknej tradycji wspólnej lektury!

"Gaz do dechy" to fantastyczna pozycja dla miłośników czterech kółek. Jako mama małego pasjonata samochodów nie mogłam przejść obok niej obojętnie i muszę przyznać, że sama dowiedziałam się wielu niespodziewanych faktów z historii motoryzacji! Mamy szczęście, że w dzisiejszych czasach dzieci mają dostęp do tak pięknie wydanych książek, które w ciekawy i przystępny sposób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Powrót do Doliny Muminków" był dla mnie podróżą do krainy beztroskiego dzieciństwa. Cieszę się, że dane mi było przypomnieć sobie beztroskie dni, kiedy to siadałam jak zaczarowana na kanapie przed telewizorem i równo o 19 przenosiłam się do innego świata - świata, w którym królowały puszyste białe stworki i ich niecodzienni przyjaciele.
Jeszcze bardziej cieszę się jednak z tego, że mogłam z Doliną Muminków zapoznać kolejne już pokolenie. W tych przepięknie wydanych opowiadaniach autorka w przystępny dla najmłodszych czytelników sposób przedstawia dzieje rodziny Muminków. Polecam ją zwłaszcza tym, dla których oryginały Tove Jansson będą jeszcze troszkę zbyt długie i "poważne", zwłaszcza kilkulatkom. Jestem pewna, że ta książka stanie się fantastycznym dopełnieniem Waszych kolekcji!

"Powrót do Doliny Muminków" był dla mnie podróżą do krainy beztroskiego dzieciństwa. Cieszę się, że dane mi było przypomnieć sobie beztroskie dni, kiedy to siadałam jak zaczarowana na kanapie przed telewizorem i równo o 19 przenosiłam się do innego świata - świata, w którym królowały puszyste białe stworki i ich niecodzienni przyjaciele.
Jeszcze bardziej cieszę się jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Consilium" to słowo-klucz, które wspaniale oddaje tajemnicę tej książki. Z jednej strony skojarzy nam się ze zgromadzeniem, a zwłaszcza, jak nazwa wskazuje, konsylium lekarskim, z drugiej jednak może oznaczać jakąś decyzję, radę, intencję lub projekt. "Consilio" to pierwsza osoba liczby pojedynczej (radzę, doradzam), co nadaje tytułowi jeszcze silniejszy wydźwięk.
Książka pani Danuty Marć jest właśnie taka, jak jej tytuł - tajemnicza, wieloznaczna, przemyślana. Jest w niej miłość - ta łagodna i troskliwa, ale też ta, która gotowa jest zabić. Jest medycyna - ta, która leczy i ta, która dokonuje przerażających eksperymentów. Jest też w końcu śmierć - i to ta niezawiniona, zadawana z premedytacją w imię źle pojętej miłości.
"Consilio" to książka o początkach transplantacji - gałęzi medycyny, która dla nas jest czymś naturalnym, chociaż zaledwie sto lat temu mało kto spodziewał się tak znacznego skoku w rozwoju nauki. Jest to jednak również opowieść o ludziach i relacjach między nimi. Tych łatwiejszych i tych trudniejszych, tych pięknych i tych przerażających. Liczę na to, że w przyszłości pani Danuta pociągnie tę historię i będę mogła powrócić do wykreowanego przez nią świata.

"Consilium" to słowo-klucz, które wspaniale oddaje tajemnicę tej książki. Z jednej strony skojarzy nam się ze zgromadzeniem, a zwłaszcza, jak nazwa wskazuje, konsylium lekarskim, z drugiej jednak może oznaczać jakąś decyzję, radę, intencję lub projekt. "Consilio" to pierwsza osoba liczby pojedynczej (radzę, doradzam), co nadaje tytułowi jeszcze silniejszy wydźwięk.
Książka...

więcej Pokaż mimo to