Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Krótka i przyjemna historia. Może nie powaliła mnie na kolana ale była ciekawą odskocznią od poważniejszych lektur.

Krótka i przyjemna historia. Może nie powaliła mnie na kolana ale była ciekawą odskocznią od poważniejszych lektur.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Po wojnie totalnej nadeszła ‘era mobilizmu’. Miasta już nie są miejscem na mapie, to mobilne miasta, które polują na te mniejsze. Zawsze w ruchu, zawsze głodne, zawsze spragnione nowej, taniej siły roboczej. W tym nowym świecie istnieje tylko jedna zasada. Aby żyć, nie wolno się zatrzymać, nigdy.

Tom od urodzenia mieszka w Londynie, stolicy, która nigdy nie odpoczywa, codziennie pokonuje setki kilometrów aby pożreć kolejną ofiarę, rozebrać kolejną ofiarę, jej części wykorzystać, jeńców wykorzystać jako tanią siłę roboczą. Tom jest podrzędnym pracownikiem Cechu Historyków. Jego miasto właśnie dogoniło i wchłonęło małe miasteczko, a młody Tom otrzymał szansę poznania Wielkiego Mistrza Cechu Historyków i jego pięknej córki Kate. Podczas oprowadzania gości dochodzi do incydentu. Od grupy jeńców z połkniętego przez Londyn miasteczka odrywa się zamaskowana dziewczyna i atakuje Wielkiego Mistrza. W ostatniej chwili Tom ratuje mu życie i rusza w pogoń za niedoszłą morderczynią. Prawie udaje mu się ją złapać, jednak w ostatniej chwili wyślizguje mu się z rąk i ucieka przez zsyp na powierzchnię. Mistrz Cechu zamiast podziękować chłopakowi wyrzuca go w ślad za dziewczyną. Od tego momentu losy Toma i tajemniczej Hester łączą się. Razem będą musieli powstrzymać pewnych rządnych władzy ludzi, którzy chcą podporządkować sobie cały świat.
Z twórczością Philipa Reeve nie spotkałabym się nigdy, gdyby nie informacja o ekranizacji pierwszej powieści z cyklu “Żywe maszyny”. Zgodnie z zasadą ‘najpierw książka, potem film’ zabrałam się za słowo pisane. Akcja nabiera tempa już od pierwszych stron. Gdy tylko nieporadny Tom zostaje wypchnięty za Hester z Londynu przemierzamy z nimi setki kilometrów, nie tylko podróżując po ziemi czy to mobilnymi miastami czy na własnych nogach ale również tniemy niebo podniebnymi maszynami. Między Hester a Tomem, mimo początkowej niechęci, powoli kiełkuje przyjaźń i zaufanie. Walczą nie tylko ze swoimi słabościami. Ciągle są ścigani przez ludzi, którzy zrobią wszystko, aby tajemnica pewnej szalenie skutecznej i niebezpiecznej broni nie wyszła na światło dzienne. Jest również Shan Guo, niedostępne dla wszystkich miasto stacjonarne, pełne dobrobytu i pól uprawnych, prawdziwy relikt zamierzchłych czasów. To ono staje się ostatecznym celem w walce o władzę i terytorium. Najpiękniejsze symbole wolności i nadziei trzeba wszak całkowicie zniszczyć.
Chociaż tło powieści i jej historia są nakreślone na przyzwoitym poziomie, to jednak kreacja niektórych postaci i dialogi wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że jestem już odrobinę za stara na takie powieści i nie działają na mnie te czasami zbyt infantylne przemyślenia rozdartych nastolatków, którzy przeżywają niejaki szok kulturowy po wyjściu z ciemnej jaskini jakim było ich dotychczasowe życie. Taki właśnie był Tom. Tymczasem to Hester brała sprawy w swoje ręce, od początku wiedziała czego chce, a jej ogromna desperacja jeszcze bardziej popychała ją naprzód. Prosty język, pełna akcji historia sprawia, że pomimo tych drobnych dialogowych minusów przewraca się stronę za stroną. Nie do końca jednak jestem usatysfakcjonowana. Autor miał naprawdę świetny pomysł na stworzenie niesamowitej epopei, w której aż prosi się o jeszcze szersze przedstawienie wykreowanego przez niego świata, stworzenie dopracowanych, pełnokrwistych bohaterów. Wydaje mi się, że powieść jest napisana zbyt szybko, za dużo ważnych wydarzeń zostało skompresowanych do pojedynczych zdań i na pewno zyskałaby sporo, gdyby została odpowiednio dopracowana.
Przyznaję, jest to pozycja dla odrobinę starszej młodzieży ze względu na czasami drastyczne sceny i sporo krwi ale miłośnicy gatunku też nie powinni być zawiedzeni. Ostatecznie dobrze bawiłam się przy lekturze. Sam pomysł i historia w niej opowiedziana jest naprawdę ciekawa i kto wie, czy w niedalekiej przyszłości nie sięgnę po kontynuację. Film, przynajmniej z pierwszych trailerów wydaje się być widowiskowy. Tym bardziej, że reżyserem jest nie kto inny, jak Peter Jackson.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Po wojnie totalnej nadeszła ‘era mobilizmu’. Miasta już nie są miejscem na mapie, to mobilne miasta, które polują na te mniejsze. Zawsze w ruchu, zawsze głodne, zawsze spragnione nowej, taniej siły roboczej. W tym nowym świecie istnieje tylko jedna zasada. Aby żyć, nie wolno się zatrzymać, nigdy.

Tom od urodzenia mieszka w Londynie, stolicy, która nigdy nie odpoczywa,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Carl Rand, naukowiec i odkrywca kilka lat temu zaginął wraz ze swoją żoną i oddziałem ochraniających ich żołnierzy w amazońskiej dżungli. Po kilku latach do wioski misyjnej przybywa skrajnie wycieńczony uczestnik wyprawy, który po kilku godzinach umiera. Jednak najbardziej zdumiewa fakt, że człowiek ten jeszcze przed wyprawą stracił rękę, a z dżungli wyszedł z dwoma sprawnymi kończynami. Na jego ciele widnieją dziwne tatuaże sporządzone prawdopodobnie przez tajemnicze plemię Krwawych Jaguarów. Syn Carla, Nathan postanawia dołączyć do wyprawy, która ma na celu wyjaśnienie tajemniczego zjawiska ale również znalezienie leku na chorobę, która od momentu przewiezienia ciała żołnierza dziesiątkuje mieszkańców USA. Krwawe Jaguary to mit, tabu o którym najlepiej nie wypowiadać się na głos. Trwa walka z czasem. Jak odnaleźć legendę o której nikt nie chce mówić i do tego na tak rozległym obszarze? Kto podąża śladami ekipy Nathana Randa?


Czytałam już kilka książek Jamesa Rollinsa, pierwsze tomy cyklu Sigma Force. Autor w swoich powieściach łączy elementy thrillera medycznego z sensacją i przygodówką. Tematyką krąży wokół ciekawych, czasami nawet niesamowitych i niewiarygodnych odkryć, zatem wiedziałam, czego mniej więcej się spodziewać. Autor jak zwykle nie oszczędza swoich bohaterów i serwuje im podróż przez najniebezpieczniejsze miejsca na świecie. Tym razem podróżujemy przez dziki i jak dotąd nieodkryty całkowicie amazoński las deszczowy.

“-Cały czas trwa tu wojna. Właśnie dlatego dżungla jest takim wielkim magazynem leków. Pomysłowość, z jaką rośliny tworzą swoje narzędzia walki, sprawia, że ich różnorodność znacznie przekracza wszystko, cokolwiek naukowcy mogą wyprodukować w swoich laboratoriach.”

Gorący, wilgotny klimat i pełna niebezpieczeństw wyprawa. Niesamowita sceneria, która wciąga, działa na wyobraźnię i nie pozwala się oderwać. Na każdym kroku czyha zagrożenie w postaci trujących roślin, groźnych zwierząt oraz agresywnych plemion Indian. Coś jeszcze czai się w gęstwinie, coś czego kompletnie się nie spodziewali, co jest zdecydowanie o wiele groźniejsze z czym do tej pory mieli styczność. Gdzieś tam jednak ukrywa się plemię, które prawdopodobnie ma lek na śmiertelną chorobę. Chociaż James Rollins ma lekkie pióro i w odpowiednich momentach zaskakuje nas zwrotami akcji, powieść sama w sobie jest odrobinę schematyczna. Walka dobra ze złem, bohater, który wywinie się z każdej opresji i oczywiście nienachalny romans. Dodatkowo ciekawa, chociaż odrobinę niewiarygodna fabuła. Sam pomysł jest całkiem interesujący, chociaż przedstawiony bez wnikania w szczegóły i analizowania faktów. Z drugiej strony zaskakuje mnie jak ciekawie i wciągająco zostało przedstawione tło wydarzeń. Pełna niebezpieczeństw dżungla, zagrażająca życiu na każdym kroku. To walka z czasem, własnymi lękami aby uratować cały świat przed zarazą. Nie zabrakło ciekawostek ze świata flory i fauny Amazonii czy opisów plemion zamieszkujących te obszary i ich rytuałów.
“Amazonia” to ciekawa i wciągająca powieść przygodowa na dwa, góra trzy popołudnia. Świetnie przedstawiony klimat i wartka akcja. Dodatkowo autor miał naprawdę ciekawy pomysł na fabułę i chociaż powieść jest odrobinę szablonowa to nie odbiera nam to przyjemności czytania. Polecam również inne książki autora jak wspomniany przeze mnie cykl Sigma.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Carl Rand, naukowiec i odkrywca kilka lat temu zaginął wraz ze swoją żoną i oddziałem ochraniających ich żołnierzy w amazońskiej dżungli. Po kilku latach do wioski misyjnej przybywa skrajnie wycieńczony uczestnik wyprawy, który po kilku godzinach umiera. Jednak najbardziej zdumiewa fakt, że człowiek ten jeszcze przed wyprawą stracił rękę, a z dżungli wyszedł z dwoma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“Mitologia. Wierzenia i podania Greków i Rzymian” Jana Parandowskiego była jedną z moich ulubionych lektur. O wiele ciekawsze było dla mnie czytanie o przygodach bohaterów, bitwy pod Troją, podróży Odyseusza do Troi, czy o geniuszu Dedala niż analizowanie poezji w stylu co-autor-miał-na-myśli. Z tego co pamiętam cała mitologia była opisana w jednym rytmie, sztywna, momentami nużąca ale zarazem ekscytująca. W każdym razie do dzisiaj jest bazą i punktem wyjściowym dla wszystkich zainteresowanych antycznymi historiami. Madeline Miller pokusiła się o przedstawienie historii Kirke i cóż, według mnie wyszło to bardzo ciekawie.

Wszyscy czytaliśmy o Kirke, córce Heliosa i podrzędnej nimfy Perseidy. To ta zła, która zamieniła towarzyszy Odyseusza w świnie, która zakochała się w królu Itaki i przetrzymywała go na swojej wyspie. Tym razem poznajemy postać Kirke od momentu jej narodzin. Od początku uznawana jest za ‘inną’. Jest niedostatecznie ładna jak na nimfę, nie interesują jej uczty i biesiadowanie, a co gorsza, posiada ludzki głos, który dla bogów jest jedynie piskliwym skrzekiem. Niefortunnie zakochuje się w śmiertelniku, jednak ten jest bardziej zainteresowany jedną z jej licznych kuzynek. Kirke w rozpaczy rzuca straszliwą klątwę na jego wybrankę przez co zostaje na wieczność wygnana na wyspę Ajaja. To z tego miejsca Kirke będzie cierpliwie obserwować jak zmienia się świat, będzie walczyła o swoje szczęście i możliwość wyrwania się z ciasnych więzów bogiń losu.

“Do tej pory wydawało mi się, że tylko nie mogę znaleźć sobie miejsca. Że tylko nie mogę znaleźć sobie miejsca i że jestem trochę smutna. Ale ona pozbawiła mnie złudzeń i zobaczyłam w jej oczach siebie: zgorzkniałą, porzuconą staruchę snującą intrygę, jak pająk swoją sieć, dzięki której wysysa życie młódki.”

Podobała mi się wizja bogów olimpijskich przedstawionych jako bezwzględni, bez cienia empatii kolosi z odrobiną szaleństwa i tak różnych od Kirke. Powieść nie jest literackim majstersztykiem, dialogi w pewnych momentach są trochę płaskie ale pasja z jaką została napisana i emocje przelane na papier nie pozwalają oderwać się od lektury. “Kirke” zdecydowanie jest pozycją, którą warto poznać. Szczególnie kreację głównej bohaterki. Kirke poszukuje własnej tożsamości, próbuje odnaleźć się w świecie pełnym bogów, do których przecież należy ale z wielu powodów jest wyszydzana i ignorowana. Gdy słyszy werdykt swojego ojca nie pogrąża się w rozpaczy, chociaż niweczy to jej pragnienie poznania świata. Wyspa uczy ją odwagi, pokory, cierpliwości. Uczy ją również ziołolecznictwa, a dokładając do tego wrodzoną magię, Kirke staje się potężną wiedźmą. Kirke jest otwarta na świat, pragnie chłonąć każdy szczegół, a najważniejsze, spotkać człowieka. Jednak ludzie bywają okrutni i bogini po wyrządzonych jej krzywdach zamyka się na świat. Wszystko zmienia się wraz z przybyciem na jej wyspę Odyseusza i urodzeniem dziecka. Kirke zostaje matką, która samotnie wychowuje syna. Pragnie za wszelką cenę uchronić go nie tylko przed zagrożeniami czającymi się na wyspie na niczego nieświadome małe dziecko ale również na to ze strony bogów, a szczególnie Ateny.
Pierwszą połowę czytałam z wypiekami na twarzy i dosłownie pochłaniałam stronę za stroną. Druga poszła zdecydowanie wolniej, akcja się uspokoiła ale to zakończenie było najbardziej zaskakujące. Autorka nie skupia się jedynie na samej postaci Kirke. W powieści pojawiają się również inni bogowie, wzmianki z życia Odyseusza, Dedala, historia Minotaura czy też nawiązania do wojny trojańskiej i Achillesa. Wszystko zgrabnie i sensownie ze sobą połączone.

“Ale w samotniczym życiu są rzadkie chwile, w których dusza innej istoty pojawia się blisko twojej, jak gwiazdy, które tylko raz w roku muskają niebo. Dedal był dla mnie taką konstelacją.”

Nie tak dawno Neil Gaiman pokusił się o napisanie własnymi słowami mitologii nordyckiej. “Przepisanie” byłoby właściwym słowem. Madeline Miller poszła o krok dalej i z mitu o Kirke stworzyła piękną powieść o bogini, która szuka swojej tożsamości, nie poddaje się w walce o godność i własne szczęście.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

“Mitologia. Wierzenia i podania Greków i Rzymian” Jana Parandowskiego była jedną z moich ulubionych lektur. O wiele ciekawsze było dla mnie czytanie o przygodach bohaterów, bitwy pod Troją, podróży Odyseusza do Troi, czy o geniuszu Dedala niż analizowanie poezji w stylu co-autor-miał-na-myśli. Z tego co pamiętam cała mitologia była opisana w jednym rytmie, sztywna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Życie młodego Ariona zmienia się diametralnie, gdy do ich domu przybywa z dawna nie widziany brat jego matki. Gwinto Gerk jest piratem, który ma w planach zdobycie największego skarbu w całej Crystalli. Potrzebna jest mu do tego tylko jedna osoba, ojciec Ariona, który ma magiczną moc i władzę nad wiatrami. Niestety, krótko po wizycie Gerka rodzina chłopca zostaje zamordowana, a on sam, ciężko ranny, zostaje zabrany na statek Gwinta. Od tego momentu Arion jest zdeterminowany, aby już nigdy nie zaufać swojemu wujowi. Uważa, że to przez niego został sierotą. Dziwny splot wydarzeń sprawia, że wyprawa Gwinta jednak dojdzie do skutku, a Arion widzi w niej szansę na zemstę.

“Zaklęcie na wiatr” od pierwszych stron mnie oczarowało. Autorka z niesamowitą precyzją opisuje nie tylko życie na statku, elementy ożaglowania ale również pływy, fale, pogodę. W szczegółach przedstawia otoczenie, zasady jakim podlega magia w tej krainie, otaczającą bohaterów przyrodę. Takie opisy mocno działają na wyobraźnię i sprawiają, że czytelnik czuje się jak prawdziwy uczestnik wydarzeń. Z drugiej strony powieść przez pierwszą połowę wydaje się odrobinę zbyt mocno przeciągać. W trakcie lektury zastanawiałam się czy to już? Czy to teraz coś się wydarzy? Bo napięcie rosło i spodziewałam się jakiejś akcji, jakiejś bomby czy plot twistu. Dodatkowo jest wiele wątków, które nie do końca zostały rozwinięte. Jak spisek przeciwko królowi. To on zabił swojego brata aby zasiąść na tronie. Pod rządami starszego z rodzeństwa miasto się rozwijało, teraz mieszkańcy są zastraszani. Księżniczka ponoć jest wybranką bogów. Czy to co zobaczyła podczas ceremonii coś wniosło w fabułę? Co się w końcu dzieje ze smokami? Co z ludźmi, którzy w ramach kary za drobne przewinienia pokutują w kopalniach kryształów?
Niektórzy mogą narzekać, że tematyka oklepana, że jak zwykle jakaś księżniczka i nieokrzesany mały pirat i to nieodmienne przeznaczenie, które ciągnie ich ku sobie. Gdzieś po drodze wpadamy na smoki, które są raczej symbolem pewnej niedoścignionej doskonałości i oczywiście próbujemy zdobyć legendarny skarb, który kusi. Miałam nadzieję na odrobinę więcej ‘powieści łotrzykowskiej’, takiej pełnokrwistej historii o piratach i morskich potworach z głębin, ratowania uciśnionych mieszkańców, przemiany młodego Ariona w bohatera. Może odrobinę się zawiodłam i wyczekiwałam zbyt wiele. W końcu "Zaklęcie na wiatr" to debiut autorski ale powieść zdecydowanie zyskała by wiele, gdyby ją odrobinę skrócić i rozwinąć do końca niektóre wątki.
Główny bohater, młody Arion wychowuje się w cieple i bezpieczeństwu jakie zapewnia mu jego rodzina. Od tragicznych wydarzeń na lądzie, wyrwany spod parasola bezpieczeństwa jakim była jego rodzina, relacje Gwinto i Ariona są coraz gorsze. Chłopiec obwinia wuja za śmierć matki, za napaść na jego rodzinę. Uważa, że kapitan kieruje się jedynie żądzą posiadania skarbu. Nie potrafi zauważyć, że Gwinto też cierpi. Kochał swoją siostrę, jej męża traktował jak brata. Ta nowa sytuacja jest dla chłopca kompletnie niezrozumiała i całkowicie nowa. W końcu załoga staje się dla Ariona nową rodziną i razem spróbują zdobyć skarb, który do tej pory był tylko legendą. Nie da się ukryć, że w pewnych momentach postawa młodego odrobinę irytuje. Zachowuje się jak dziecko, dąsa się nie wiadomo na co. Dopiero na ostatnich stronach zdobywa się na odwagę i stawia czoło mrocznemu magowi. Już bardziej przypadła mi do gustu załoga. Barwna, hałaśliwa, z bliznami na rękach i ciekawymi historiami.

“Wspomnienia kłamią, zwłaszcza gdy jesteś daleko. Rozczarowują, jeśli próbujesz się do nich zbliżyć. Pierzchają i straszą skrywaną prawdą, jak widma strzegące zbielałych kości zmarłych.”

Kończąc książkę odczuwałam pewien niedosyt. Chciałoby się tego więcej. Więcej smoków, więcej polityki, więcej wiedzy o krainie Crystallum, o tym, co dalej działo się z bohaterami, jak potoczyły się ich losy, czy król Skyelor został w końcu pokonany? Może zbyt negatywnie przedstawiłam w recenzji tę historię i więcej jest moich narzekań na niedoskonałości ale nie twierdzę, że “Zaklęcie na wiatr” jest słabą książką. Wręcz przeciwnie, uważam, że powieść pod względem pomysłu, tła wydarzeń i jego opisów jest naprawdę obiecującym debiutem. Sądzę, że autorka jeszcze pokaże nam na co ją stać. Trzymam kciuki.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Życie młodego Ariona zmienia się diametralnie, gdy do ich domu przybywa z dawna nie widziany brat jego matki. Gwinto Gerk jest piratem, który ma w planach zdobycie największego skarbu w całej Crystalli. Potrzebna jest mu do tego tylko jedna osoba, ojciec Ariona, który ma magiczną moc i władzę nad wiatrami. Niestety, krótko po wizycie Gerka rodzina chłopca zostaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Joanna Haslam, prosta dziennikarka, zostaje wysłana na pogrzeb znanego aktora Jamesa Harrisona aby zredagować krótkie sprawozdanie z tego wydarzenia. W trakcie ceremonii jedna z uczestniczek, starsza kobieta prosi ją o odwiezienie do domu ze względu na swój zły stan zdrowia. Joanna z niechęcią opuszcza pogrzeb. Jeszcze nie wie, że spotkanie z tajemniczą kobietą zmieni jej życie. Historia staje się jeszcze ciekawsza, gdy kilka dni później Joanna próbuje odnaleźć starszą kobietę, ale okazuje się, że zmarła, jej mieszkanie gruntownie wysprzątano, a ciało zniknęło. Dziennikarka podążając tropem tajemniczej wiadomości, którą jej podarowała jeszcze nie wie, w jakie może wpaść tarapaty. Od tej pory za Joanną podąży pewna grupa ludzi, która za wszelką cenę będzie chciała zniszczyć dokument aby prawda na temat rodziny królewskiej nigdy nie wyszła na jaw.
Lucindę Riley możecie znać za sprawą jej cyklu “Siedem sióstr”. Historii siedmiu adoptowanych sióstr, a każda z nich, aby dowiedzieć się czegoś o swoich korzeniach będzie musiała zmierzyć się z przeszłością. Tym razem nie jesteśmy bezpośrednimi uczestnikami wydarzeń z przeszłości, a jedynie obserwatorami odkrywania tytułowego sekretu listu, który mógłby wywołać spore zamieszanie w rodzinie królewskiej, gdyby prawda w nim zawarta wyszła na jaw. Przyznam szczerze, że zagadka listu wciągnęła mnie od samego początku. Autorka bardzo zręcznie manipulowała faktami co rusz podrzucając nam nowe fragmenty sekretu. Do ostatnich stron nie byłam pewna jakiego typu ‘bomby’ się spodziewać. Trzeba jedynie nie wnikać za bardzo w prawdopodobność zdarzeń, tylko dać się ponieść emocjom.

“-Większość nocy głowiła się nad tym, że może źle wybrałam sobie pracę, bo nie potrafię zapomnieć o kręgosłupie moralnym. Zdaje się, że mam tę paskudną, niedziennikarską cechę: potrafię dochować tajemnicy.”

Chociaż intryga i historia przedstawiona w powieści jest naprawdę wciągająca, poziom dialogów i emocje głównych bohaterów już trochę mniej. Niektórzy z nich są przedstawieni bardzo stereotypowo. Książę jest zaborczy, brak w nim empatii i szacunku do służby. Fragmentami płaskie dialogi i reakcje charakterów nie raz wzbudzały we mnie odruch wywracania oczami. Odrobinę irytujące są przewrażliwione i płaczliwe postacie kobiece, które z prostego problemu przewidują koniec świata. Z drugiej strony nie miałam odczucia ‘przesytu’ ilością bohaterów. Każdy z nich miał swoją intrygującą i ciekawą przeszłość. Jestem również zaskoczona ilością morderstw i tajemniczych zaginięć w tej powieści. Nie brakuje w niej tajnych agentów, a nawet ekscytujących pościgów. Do określeń w stosunku do tej książki dodałabym zdecydowanie 'thriller'. Powieść Lucindy Riley niesie również ze sobą piękne przesłanie. Warto walczyć o swoje szczęście i spełniać swoje marzenia. Sekrety i tajemnice to potężna broń ale zawsze prędzej czy później wyjdą na jaw.

“-Jak widzisz, miłość sprawia, że podejmujemy najbardziej pochopne i często niewłaściwe decyzje.”

“Sekret listu” na pewno spodoba się miłośnikom twórczości autorki. Opisana historia jest naprawdę ciekawa i wciągająca. Chociaż momentami aż niewiarygodna i przesłodzona to nie czuję, jakbym miała zmarnować czas przy tej lekturze. Taki jest urok tego typu książek. Ni to romans, powieść obyczajowa ani thriller ale ma w sobie to coś, może to jest za zagadka, może atmosfera tajemnicy, że nie sposób się od niej oderwać. Zachęcam również do sięgnięcia po inne książki Lucindy Riley. "Sekret listu" był jedną z pierwszych jej powieści i szczerze, widać niesamowity progres w stosunku do cyklu "Siedem sióstr". Chociaż jestem dopiero w połowie pierwszego tomu to już teraz mocno go polecam.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Joanna Haslam, prosta dziennikarka, zostaje wysłana na pogrzeb znanego aktora Jamesa Harrisona aby zredagować krótkie sprawozdanie z tego wydarzenia. W trakcie ceremonii jedna z uczestniczek, starsza kobieta prosi ją o odwiezienie do domu ze względu na swój zły stan zdrowia. Joanna z niechęcią opuszcza pogrzeb. Jeszcze nie wie, że spotkanie z tajemniczą kobietą zmieni jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z okna starego zamku należącego od wieków do rodziny Bremont wypada jego dziedzic Étienne de Bremont. Początkowo jego śmierć uważana jest za samobójstwo ale Antoine Verlaque, przypisany do sprawy sędzia szybko dochodzi do wniosku, że mężczyzna został celowo wypchnięty. Dodatkowo na półce w salonie widzi zdjęcie osoby, której się nie spodziewał. Okazuje się, że to Marine Bonnet, profesor prawa. Ona i Antoine mają za sobą wspólny, odrobinę nieudany związek, jednak teraz będą musieli odłożyć na bok przeszłość i razem postarać się rozwiązać sprawę morderstwa Étienne. Na jaw powoli wychodzą rodzinne tajemnice i dawne zatargi, a nawet powiązania mafijne. Komu najbardziej zależało na śmierci dziedzica?
Akcja powieści rozgrywa się w małym, urokliwym miasteczku w Prowansji. Autorka postarała się oddać malowniczy klimat i niespieszne życie jego mieszkańców serwując nam sporą porcję ciekawostek i opisów. Jak wiadomo, Francuzi uwielbiają dobre jedzenie popite jeszcze lepszym winem, więc oprócz rozgryzania kolejnych elementów układanki możemy się dowiedzieć co nieco o zwyczajach mieszkańców Prowansji, ulubionych szczepach win czy nawet odpowiednim przyrządzaniu mięsa. Zdecydowanie można odczuć klimat powieści. Warto wspomnieć, że “Śmierć w Chateau Bremont” to debiut. Pani Longworth, na co dzień dziennikarka stworzyła naprawdę ciekawą i wielowątkową powieść. Trzeba napisać, że tempo akcji nie jest zbyt pospieszne, więc nie spodziewajcie się nagłej lawiny w postaci strzelanin, pościgów czy niekonwencjonalnych metod śledczych. Akcja rozwija się powoli, co może niektórym nie przypaść do gustu ale z czasem fabuła zaczyna się rozkręcać. W każdym razie przy lekturze powieści na pewno nie będziecie się nudzić. Jest intryga, zwroty akcji i dobry klimat.

“Siwa kobieta siedziała sama przy sąsiednim stoliku i z apetytem jadła ostrygi. Uśmiechnęła się do Marine, a ona odpowiedziała jej tym samym. Uwielbiała patrzeć na ludzi, którzy jedli samotnie, nie okazując przy tym zakłopotania czy wstydu.”

Antoine jest dość charakterystyczną postacią. Dokładny, wręcz irytująco przewrażliwiony na punkcie etykiety i przestrzeganiu zasad przy jedzeniu, czy też doborze wina do dań. Jeździ drogim ale starym samochodem i absolutnie kocha swój przestronny apartament. Nie robi to z niego kiepskiego sędziego. Wręcz przeciwnie. Potrafi logicznie myśleć i wyciągać odpowiednie wnioski. Towarzyszy mu Marie Bonnet, jego dawna miłość, która w przeszłości przyjaźniła się z rodziną Bremont. Z początku wydała mi się dość płaską postacią, która nie do końca potrafiła zapanować nad emocjami ale wraz z rozwojem fabuły pokazała na co ją stać. W pewnych momentach sama przejęła inicjatywę co popchnęło śledztwo do przodu. Jestem wdzięczna autorce, że wątek miłosny między Antoine, a Marie nie przesłonił zagadki morderstwa. Wątek obyczajowy i tak jest dość mocno rozwinięty, a infantylne westchnienia i spojrzenia pomiędzy bohaterami mogłyby być już lekką przesadą.

“-Gdyby monica Belluci usiadła obok mnie w jakimś ciemnym barze w paryżu i zaczęła ze mną flirtować, a potem by mi powiedziała, że tak naprawdę jedzenie jej nie interesuje i że nie pija wina, natychmiast przeszłaby mi na nią ochota.”

Gdybym miała jednym słowem podsumować “Śmierć w Chateau Bremont” napisałabym: uroczy. Ten lekki i sympatyczny kryminał z pewnością spodoba się miłośnikom tego gatunku. Jest w nim odrobinę z niespiesznej prozy Agathy Christie. Z niecierpliwością czekam na kolejną część przygód charyzmatycznej pary ‘detektywów’, a kontynuacja już w czerwcu.
Bises!

Z okna starego zamku należącego od wieków do rodziny Bremont wypada jego dziedzic Étienne de Bremont. Początkowo jego śmierć uważana jest za samobójstwo ale Antoine Verlaque, przypisany do sprawy sędzia szybko dochodzi do wniosku, że mężczyzna został celowo wypchnięty. Dodatkowo na półce w salonie widzi zdjęcie osoby, której się nie spodziewał. Okazuje się, że to Marine...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Roberta Harrisa poznałam przy okazji “Konklawe”. Powieść okazała się niesamowicie ciekawa, a zakończenie było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Brytyjski pisarz i dziennikarz w swoich thrillerach często nawiązuje do wydarzeń z przeszłości. Tym razem cofamy się do roku 1964, a dokładniej do alternatywnej wersji świata, w którym Niemcy wygrali wojnę.
Jest rok 1964. Wojska niemieckie nie zostały zatrzymane. Teraz z sukcesami podbijają Azję i Rosję. Jest to rok szczególny nie tylko dla Niemiec ale również reszty świata. Przywódca Adolf Hitler kończy 75 lat. Za tydzień kraj ma rozpocząć fetę, która ma trwać kilka dni. Swój przyjazd do Berlina zadeklarował sam J.F. Kennedy, aby poprawić stosunki z Rzeszą. Tymczasem stolicą wstrząsa seria tajemniczych morderstw. Do sprawy zostaje oddelegowany Xavier March, detektyw w oddziałach Kripo. Szybko zdaje sobie sprawę, że zbrodnie są ze sobą powiązane, a ktoś na najwyższych szczeblach władzy pragnie jak najszybciej zamieść sprawę pod dywan. Czy Xavier podporządkuje się zaleceniom i zostawi zagadkę nierozwiązaną czy może sprzeciwi się rządowi i na własną rękę będzie szukał prawdy?
Myślę, że niektórzy mogą być zawiedzeni, że tło historyczne nie jest przedstawione z większymi szczegółami. Wydaje się, że autor może nie do końca potrafił znaleźć równowagę pomiędzy wątkiem kryminalnym, a historią, dlatego ani jedna, ani druga warstwa nie jest dopracowana. Ta pierwsza, poprowadzona odrobinę szablonowo kojarzy mi się mocno z amerykańskimi filmami w stylu noir. Czytelnicy raczej nie będą zaskoczeni jak potoczy się ta historia. To co się dzieje za murami Rzeszy jest dla nas zagadką. Oprócz kilku suchych faktów (jak w cytacie poniżej) nie dostajemy niestety nic więcej. Forteca jaką stała się Wielka Rzesza jest przerażająca. Kto wie, czy właśnie tak nie wyglądałby dzisiaj świat. Fałszowanie historii, zatajanie informacji ze świata, cenzura mediów, inwigilacja, czystość rasowa.

“Niemiecki był drugim oficjalnym językiem we wszystkich szkołach. Ludzie jeździli niemieckimi samochodami, kupowali niemieckie radia i telewizory, pracowali w należących do Niemców fabrykach i narzekali na hałaśliwe zachowanie niemieckich turystów w zdominowanych przez Niemców kurortach. Niemcy wygrywali wszystkie międzynarodowe zawody sportowe z wyjątkiem krykieta, w którego grali tylko Anglicy.”

Xavier March to trochę odstający od społeczeństwa detektyw. Rozwiedziony, na szczęście bez większych, niszczących nałogów, jedno dziecko, nie zadeklarowany do żadnych Partii jak reszta jego kolegów. Przyglądając się pracy policji w Wielkiej Rzeszy wydaje się, że nikt nie przejmuje się tak przyziemnymi morderstwami czy kradzieżami. Standardem jest niekontrolowanie wysoko postawionych polityków czy ministrów. Wszak wiadomo, że chcą dla kraju jak najlepiej. Nie można się zbuntować, wyjść przed szereg i powiedzieć: nie zgadzam się! Stryczek murowany. Zasada jest jedna: nie zadawaj zbędnych pytań. Nie przejmują się tym studenci, którzy masowo zaczynają wychodzić na ulice, prawa i obowiązki obywateli powoli zaczynają im ciążyć. Wydaje się, że ten poukładany ustrój powoli chyli się ku upadkowi.

“Czy tak łatwo zmienia się historię? Nie był tego taki pewien. Wiedział co prawda z własnego doświadczenia, że tajemnice są jak kwas - raz rozlane, potrafią przeżreć wszystko: jeśli udało im się rozbić małżeństwo, dlaczego nie mają zniszczyć prezydentury albo całego państwa?”

W tym szarym, odrobinę nijakim ale pracującym jak najlepsza maszyna kraju nie zabrakło femme fatale. Pojawia się Charlotte Maguire, młoda amerykańska dziennikarka. Głośna, kolorowa, piękna i fascynująca. Kobieta jest częściowo powiązana z jednym z zamordowanych urzędników i wydaje się jedynym sprzymierzeńcem Xaviera w tej nierównej walce.
Powieść czyta się całkiem sprawnie. Bohaterowie krążą po ulicach Berlina, niebezpieczne wypełnionych policjantami ze względu na zbliżające się urodziny Hitlera. Meandrują bocznymi uliczkami, włamują się do hoteli i spektakularnie z nich uciekają. Na brak akcji nie ma co narzekać. “Vaterland” to wstrząsająca wizja kraju ogarniętego totalitaryzmem. Jestem odrobinę rozczarowana tą całą kryminalną zagadką i hollywoodzkim zakończeniem ale jako całość powieść wypada całkiem nieźle. Jeśli ktoś poszukuje niezbyt nachalnego kryminału z ciekawym tłem to polecam.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Roberta Harrisa poznałam przy okazji “Konklawe”. Powieść okazała się niesamowicie ciekawa, a zakończenie było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Brytyjski pisarz i dziennikarz w swoich thrillerach często nawiązuje do wydarzeń z przeszłości. Tym razem cofamy się do roku 1964, a dokładniej do alternatywnej wersji świata, w którym Niemcy wygrali wojnę.
Jest rok 1964. Wojska...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Eve jest dziennikarką śledczą. Prawie każde mrożące w żyłach historie potrafi ubrać w słowa tak, że widz ma ciarki na plecach. Zdarza jej się wymiotować na widok krwi ale to szczegół. Eve ma również sekret, którego nie potrafi nikomu wyjawić. Opiekuje się chorym na Alzheimera ojcem. Wszystko zmienia się wraz z morderstwem młodej dziewczyny w jednym z londyńskich biurowców. To Eve robi relację z tego wydarzenia, by później, przez pewien zbieg okoliczności, stać się celem niebezpiecznego mordercy. Ten, aby żyć, musi mordować, Eve aby zarobić pieniądze musi kręcić jeszcze lepsze relacje, a przecież aby utrzymać się na stanowisku, musi trafiać pierwsza na miejsce akcji. Ich cele są podobne, tylko czy dziennikarka pozwoli na kolejne zbrodnie? Czy może weźmie sprawy w swoje ręce i zdemaskuje sprawcę.
Praca dziennikarki kryminalnej nie należy do najłatwiejszych. Abstrahując od tego, że trzeba być dostępnym przez całą dobę, to na dodatek ważna jest umiejętność ‘sprzedania’ sensacji i zainteresowania widzów. Eve niektóre rzeczy przychodzą z łatwością jak odpowiedni dobór kadru, działanie pod presją czasu czy szybki wybór tekstu do relacji. Prywatnie kobieta nie ma lekko. Opiekuje się ojcem chorym na Alzheimera u którego z każdym dniem widać postęp choroby, jej życie towarzyskie praktycznie nie istnieje, ma jedną przyjaciółkę i chomika. Chociaż wie, że jej sytuacja nie będzie trwała wiecznie, z drugiej strony nie ma planu na zmianę swojego życia, albo raczej ma ale nie wie z której strony zacząć.
Z drugiej strony obserwujemy historię oczami mordercy. Dopiero gdy morduje, dosłownie czuje, że żyje. Uważa siebie za artystę, a dzięki dziennikarce i jej relacjom sprawia, że jego ofiary nigdy nie zostaną zapomniane. I znów, kolejny problem jaki porusza autorka, a którego kompletnie nie byłam świadoma, to przeszczepy narządów. Nie wszyscy potrafią się ‘czuć dobrze’ z obcym organem wewnątrz swojego ciała. Czują się niedopasowani jak źle złożona maszyna.

“Zadziwiające, jak łatwo nasze zmysły rezygnują z rejestrowania tego, co wydaje się nie mieć znaczenia. Rzeczy stają się nagle niewidoczne, a dźwięki niesłyszalne.”

Autorka bazując na własnym doświadczeniu przedstawia nam pracę dziennikarzy, gdzie króluje wyścig szczurów, a ostatni co najwyżej mogą zbierać resztki, próbując stworzyć relację na czymś co już zostało dawno powiedziane. Potrzebny jest odpowiedni wygląd, dostępność 24 godziny na dobę i doskonała siatka informatorów i konsultantów. Słupki oglądalności muszą piąć się w górę. Jeśli nie jesteś na bieżąco, nie masz ciekawych tematów sorry, odpadasz. Przez setki lat nic się nie zmieniło, ludzie pragną chleba i igrzysk. Najlepiej odpowiednio krwawych. Króluje wszechobecna znieczulica i podkładanie sobie kłód pod nóg. Im bardziej skutecznie, tym lepiej dla kariery.

“-(...) Nikt z nas nie ma absolutnej pewności. Każdego ranka wstajemy z łóżka, zakładając, że wieczorem położymy się spokojnie spać. Niektórzy z nas się mylą. Ale większość ma rację.”


“Martwa jesteś piękna” to naprawdę wciągająca powieść na jedno, góra dwa popołudnia. Zakończenie jak dla mnie jest odrobinę absurdalne i przerysowane ale w ostateczności da się to przeżyć. Nietypowo mordercę znamy już od pierwszych stron, co wcale nie zabiera nam przyjemności czytania. Prosty język, rozbudowane portrety psychologiczne głównych bohaterów. Dylemat przed którym autorka stawia Eve. Mocny thriller, bez zbędnych udziwnień.

Zapraszam -> blog.projektksiazka.blogspot.com

Eve jest dziennikarką śledczą. Prawie każde mrożące w żyłach historie potrafi ubrać w słowa tak, że widz ma ciarki na plecach. Zdarza jej się wymiotować na widok krwi ale to szczegół. Eve ma również sekret, którego nie potrafi nikomu wyjawić. Opiekuje się chorym na Alzheimera ojcem. Wszystko zmienia się wraz z morderstwem młodej dziewczyny w jednym z londyńskich biurowców....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Małe miasteczka zawsze budzą we mnie grozę. Są jak wszystko-widzące-oko, które nigdy nie śpi, zawsze czuwa i absolutnie nigdy niczego nie wyjawi. Ponieważ wszyscy się znają, bo niemożliwe, że pani Kasia to zrobiła, bo to przecież taka wspaniała osoba, a ten dzieciak w domu za lasem to wcale nie ma cmentarza martwych zwierzaków pod grządką z warzywami. Bawią mnie takie historie ale również przerażają. Z zewnątrz ciche i niepozorne, a w środku aż się kotłuje. Zatem, w małym alpejskim miasteczku...
W małym alpejskim miasteczku Avechot zaginęła młoda dziewczyna Anna Lou Kastner. Do śledztwa zostaje oddelegowany agent specjalny Vogel, który uważany jest za jednego z najlepszych śledczych, jednak w jego karierze nie brakuje kilku skandali. Od razu stawia hipotezę, że dziewczyna została uprowadzona, a nie, jak z początku sądzono, uciekła z domu. Vogel jest specyficznym agentem. Zamiast wykorzystywać informacje pozyskane z analizy dowodów, wykorzystuje media, aby nagłośnić pewne niuanse, bądź też zasiać niepewność wśród mieszkańców. Głównym podejrzanym zostaje profesor Martini, nauczyciel ze szkoły w której uczyła się Anna Lou. Czy brak dowodów powstrzyma agenta specjalnego przed wymierzeniem sprawiedliwości? Czy to na pewno Martini stoi za zaginięciem dziewczyny?
Główny bohater, agent specjalny Vogel to postać nietypowa. W swoich drogich butach i jeszcze droższych garniturach przemierza, a raczej jest wożony po malutkim miasteczku Avechot. Nie trzyma mediów z dala od siebie, wręcz przeciwnie, co rusz wchodzi z nimi w dziwne układy. Nie interesują go zeznania świadków, dopóki nie powiedzą dokładnie tego, na czym mu zależy. Jest odrobinę zarozumiały, wszystkich traktuje z góry i wydaje się, że tak zostanie już do końca książki. Jednak nie bezpodstawnie Vogel uznawany jest za doskonałego śledczego. Niejednokrotnie zaskoczył mnie swoim podejściem do sprawy i nie chodzi mi o to wykorzystywanie mediów ale nietypowe zagrania, które wydawały mi się nielogiczne, przyniosły korzyści i popchnęły sprawy do przodu.

“Pogardzał kolegami, którzy chodzili zaniedbani. Nie była to tylko sprawa wyglądu czy zwykłej próżności. Traktował te ubrania niczym rycerską zbroję. Wyrażały siłę, dyscyplinę i pewność siebie.”

Obok agenta specjalnego pojawia się równie ciekawa postać nauczyciela Anny Lou, Martiniego. Niejasna przeszłość mężczyzny wraz z jego dziwnym zachowaniem zapala światełko podejrzliwości. Jednak tak naprawdę nie tylko on ma coś na sumieniu. W powieści Carrisiego praktycznie każda postać wzbudza w nas niepokój, wydaje się, że to ona mogła porwać Annę Lou. Sam Vogel mimo świetnej opinii ma na sumieniu bardzo poważne przewinienia. Nikt nie jest bez winy, wszyscy mają swoją mroczną stronę.
“W akademii policyjnej nauczył się jednej rzeczy. Że ofiary również potrafią mówić. Zbyt prędko godzono się z tym, że nie mogą już przedstawić swojej wersji. A jednak mogły. Zazwyczaj wyręczała je w tym ich przeszłość. Jednak potrzebny był ktoś, kto zechciałby wysłuchać tego głosu.”

Niestety, powieść jest odrobinę nierówna. Gdy początek nas mocno zachwyci, środek już nas znuży, aby w końcówce nabrać niesamowitego tempa. Zabrakło mi napięcia w niektórych momentach, odrobiny strachu czającego się w tym małym mrocznym miasteczku. Książkę czyta się dość szybko dzięki krótkim rozdziałom i niezbyt rozbudowanym dialogom. Samo miasteczko Avechot jest ledwie zarysowanym tłem, by na front wyciągnąć portrety bohaterów ich motywację i ludzką psychikę. Donato Carrisi dość dosadnie przedstawił nam wpływ mediów na społeczeństwo. Gdy wystarczy jedna iskra, jedna niekorzystna wzmianka czy sucho rzucona uwaga, a nasze uczucia zmieniają się diametralnie. Jak bardzo jesteśmy manipulowani, zarzucani informacjami niekoniecznie prawdziwymi i jak ślepi jesteśmy na prawdę.
Chociaż w niektóre momenty były niepotrzebnie rozciągnięte, zakończenie wbije was w fotel. Kompletnie niespodziewane i zaskakujące, zostawiło mnie w stanie kompletnego oszołomienia. Brak krwi, pościgów czy strzelanin również nie powinien was zniechęcić. Czy powieść jest mroczna? Z tym mogłabym dyskutować, jednak z pewnością ma w sobie coś... niepokojącego. Teraz nie pozostaje nam nic innego jak poczekać na film. Szczerze wątpię, czy będzie różnił się od książki skoro reżyserem był sam pisarz ale z samej ciekawości wybiorę się do kina.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Małe miasteczka zawsze budzą we mnie grozę. Są jak wszystko-widzące-oko, które nigdy nie śpi, zawsze czuwa i absolutnie nigdy niczego nie wyjawi. Ponieważ wszyscy się znają, bo niemożliwe, że pani Kasia to zrobiła, bo to przecież taka wspaniała osoba, a ten dzieciak w domu za lasem to wcale nie ma cmentarza martwych zwierzaków pod grządką z warzywami. Bawią mnie takie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Thriller psychologiczny to jeden z moich ulubionych gatunków. Wydaje mi się, że jest również jednym z najtrudniejszych do napisania. Należy odpowiednio zainteresować czytelnika, przedstawić wnikliwy obraz psychologiczny głównych bohaterów, nie mówiąc już o ciekawym czy problematycznym temacie, który chcemy poruszyć. Nieśmiało mamy nadzieję, że w żadnym momencie nas nie znuży. Cóż, “Dziecko” Fiony Barton zdecydowanie należy do tych powieści, które raz przeczytanie, nie dadzą o sobie zapomnieć.
Na placu budowy zostają odnalezione zwłoki dziecka. Okazuje się, że mogły leżeć w tym miejscu wiele lat. Z początku sprawa jest numerem jeden w czołówkach gazet, jednak dość szybko traci na zainteresowaniu, gdy nikt nie potrafi znaleźć rozwiązania. Nie wszyscy potrafią odpuścić sobie ten temat. Trzy kobiety nie mogą zapomnieć. Pewna dziennikarka postanawia dowiedzieć się prawdy, dla drugiej z nich jest to powrót do bolesnej przeszłości. Trzecia skrywa mroczną tajemnicę, która wraz z pojawieniem się zwłok noworodka może wyjść na jaw. Czy historia zmarłego dziecka zostanie wyjaśniona?
Dla Angeli odnalezienie zwłok dziecka wiąże się z tragicznymi wydarzeniami sprzed lat. To wtedy ze szpitala uprowadzono jej nowo narodzoną córeczkę. Życie płynie dalej, ale niepewność pozostała. Ma nadzieję, że w końcu dowie się, co się z nią stało. Od przeczytania artykułu w gazecie do Emmy powracają dawne koszmary. Poznajemy jej trudne dzieciństwo, wychowywanie przez egoistyczną matkę. Dla Kate temat martwego noworodka to szansa na odbudowanie swojej kariery. Usilnie dąży więc do odkrycia prawdy, jakakolwiek by ona nie była.

“Kiedy tak wszystko w sobie kisimy, w końcu tajemnice zaczynają nas zatruwać.”
Fiona Barton, na co dzień dziennikarka śledcza, od pierwszych stron potrafi wciągnąć nas w treść swojej powieści. Można wyczuć to specyficzne napięcie, co będzie dalej, co takiego wydarzyło się kilkadziesiąt lat temu. Trzy bohaterki, których praktycznie nic nie łączy. Wraz z rozwojem powieści powoli dowiadujemy się o ich życiu, a w szczególności o wydarzeniach sprzed wielu lat, które z każdym rozdziałem odkrywają kolejne puzzle prowadzące do prawdy. W życiu tych kobiet wydarzyło się wiele, a punkt widzenia poznajemy z perspektywy każdej z nich. “Dziecko” to bardzo ciekawa historia. Porusza wiele współczesnych problemów młodych ludzi jak egoistyczna i toksyczna matka. Brak akceptacji, brak przyjaciół. Problemy, z którymi nie wiemy do kogo się zwrócić, ponieważ nikt nie traktuje ich poważnie. Autorka bardzo zręcznie meandruje pomiędzy rozdziałami pozwalając wypowiedzieć się każdej z nich, dyskretnie podrzucając nam nowe tropy i sprawia, że praktycznie utożsamiamy się z bohaterkami. Chociaż nie wszystkie ich wybory były trafne to potrafimy zrozumieć ich motywację.
Odrobinę nierealne wydaje mi się śledztwo, które zostało otwarte po odnalezieniu zwłok. Tak podstawowe informacje jak zbadanie DNA czy nawet rozmowa z każdym podejrzanym, dążenie do odkrycia prawdy wydaje się podstawowym działaniem, a tu zostaje zredukowane do minimum. Nie wiem jak to wygląda w Anglii, ale szczerze, autorka zrobiła z policjantów małe, nieporadne ofiary. Nie do końca potrafię też zrozumieć z jaką łatwością Kate uzyskuje od nich informacje. Czy nikt się nie martwi, że dziennikarka opublikuje coś, czego nie powinna? Czy nie zaszkodzi śledztwu?
Mimo odrobinę niewiarygodnych poczynań policji w tej powieści uważam “Dziecko” za świetny thriller, który wciąga już od pierwszych stron. Przypominam dla spragnionych twórczości Barton, autorka w swoim dorobku ma jeszcze “Wdowę”. Rozbudowane portrety psychologiczne, prosty język i wielowątkowa akcja to zdecydowanie ogromne plusy tej powieści. Wnikliwy miłośnik takiej literatury jest w stanie domyślić się zakończenia, ale to i tak nie zabierze nam przyjemności czytania.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Thriller psychologiczny to jeden z moich ulubionych gatunków. Wydaje mi się, że jest również jednym z najtrudniejszych do napisania. Należy odpowiednio zainteresować czytelnika, przedstawić wnikliwy obraz psychologiczny głównych bohaterów, nie mówiąc już o ciekawym czy problematycznym temacie, który chcemy poruszyć. Nieśmiało mamy nadzieję, że w żadnym momencie nas nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“-Osobista pokojówka to dobre zajęcie, moje dziecko - stwierdziła słabym głosem. -Ale szczęście… Szczęście rośnie na naszych własnych poletkach - dodała - nie zrywa się go w ogrodach obcych ludzi.”

Grace ma ponad dziewięćdziesiąt lat. Wie, że koniec jest już bliski. Pod wpływem młodej reżyserki, która tworzy film na podstawie tragicznych wydarzeń jakie miały miejsce w Riverdale, Grace przypomina sobie lata, jakie spędziła w tym domu. Szczęśliwe ale również dramatyczne. Wszystko zaczęło się od dwóch sióstr, Hannah i Emmeline, którym służyła. Dziewczynki oraz ich brat David długie lata spędzili na beztroskim życiu w przestronnym dworze. Do czasu. W kraju wybucha wojna, a jej skutki dotykają również mieszkańców domu. Latem 1924 nad jeziorem w Riverton popełnia samobójstwo znany poeta, przyjaciel sióstr Ashbury. Od tej pory Hannah i Emmeline nie odezwały się do siebie aż do końca. Co takiego wydarzyło się w życiu sióstr i jaką rolę pełniła w ich życiu Grace?

“Milknie, więc ja również się nie odzywam, czekając, aż coś powie. Już dawno temu nauczyłam się, że milczenie budzi zaufanie.”

Całą narrację w powieści przejmuje Grace. To z jej perspektywy obserwujemy powolne życie w Riverton. Kobieta ma jedynie kilkanaście lat kiedy zaczyna służbę na dworze. Luźno rzucone uwagi rozmówczyń Grace czy urywki jej wspomnień w trakcie lektury splatają się w jeden wątek i powoli odsłaniają nam wydarzenia, które doprowadziły do tej tragicznej nocy nad jeziorem w Riverton. Pod wpływem dwóch listów kobieta stara się rozliczyć z przeszłością, uporządkować swoje sprawy. Wspomina swoją pracę na dworze w Riverton ale również opowiada jak potoczyło się jej życie po opuszczeniu Hannah i Emmeline. Przez całą historię nie opuszcza nas świadomość, niecierpliwe wyczekiwanie. Co takiego wydarzyło się nad jeziorem?

“Odwrócił się do mnie, lecz nic nie powiedział i przez chwilę ujrzałam siebie jego oczami. Zobaczyłam wielką przepaść dzielącą nasze doświadczenia. I już wiedziałam, że nie opowie mi o tym, co widzi. W jakiś sposób zrozumiałam, że pewnymi obrazami, pewnymi dźwiękami nie można się z nikim dzielić i nie można się ich pozbyć. Będą ukazywać się w czyimś umyśle, aż w końcu powoli zaszyją się w głębszych zakamarkach pamięci i na jakiś czas będzie można o nich zapomnieć.”

Ciężko jest uwierzyć, że jest to debiut literacki. Świetnie poprowadzona fabuła i bardzo realistycznie opisane tło wydarzeń sprawiają, że miałam spore problemy z oderwaniem się od lektury. Nie ma w niej ckliwych scenek, słabo wykreowanych bohaterów czy nużących momentów. Autorka wprowadza nas w świat arystokracji ale również ludzi, którzy dla nich pracują. Służący, którzy na początku XX wieku wiernie trwali przy boku swoich panów. Lojalni wobec pracodawcy, czasami wyrzekali się własnego życia, a nawet miłości. Podróżujemy z nimi przez pełne przepychu sale balowe, wystawne kolacje, cerujemy odzież, usługujemy przy stole. Jest to ciągle czas, w którym nie wypadało aby młode kobiety prowadziły samochód, przebywały bez przyzwoitki w towarzystwie mężczyzn czy też dyskutowały na tematy polityczne. Autorka świetnie przedstawia mentalność ‘wyższych warstw społecznych’, pewną niefrasobliwość w obliczu zbliżającej się wojny. Arystokracja uważa, że to tylko odrobina sportu, która dobrze zrobi młodym mężczyznom. Niestety, ta ‘odrobina sportu’ sprawiła, że z pola walki nie wróciło kilku mieszkańców domu w Riverton.
Autorka porusza wiele trudnych tematów i przedstawia przełomowe wydarzenia jak emancypacja kobiet, pierwsza i druga wojna światowa. Jest to czas w którym w domach służący byli na porządku dziennym. Jednak jest to przede wszystkim opowieść o miłości zakazanej. Takiej, dzięki której wydaje się, że każda rzecz jest na wyciągnięcie ręki i praktycznie wszystko jest możliwe. Jednak prawda ma to do siebie, że wychodzi na jaw i nawet lojalni służący nie są w stanie nam pomóc.
Szczerze przyznaję, że Kate Morton dołączyła do grona moich ulubionych pisarek. Za tak dobry debiut należą się ogromne brawa. Piękna, przejmująca powieść przez którą, przyznaję, w pewnych momentach pociekły mi łzy z oczu, a nie jestem osobą, która łatwo się wzrusza. Kate Morton w swojej książce nie raz was zaskoczy. Nie nagłym zwrotem akcji, a raczej subtelnym, ciepłym i pełnym nadziei słowem, które sprawi, że uwierzymy, iż każdy z nas zasługuje na szczęście.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

“-Osobista pokojówka to dobre zajęcie, moje dziecko - stwierdziła słabym głosem. -Ale szczęście… Szczęście rośnie na naszych własnych poletkach - dodała - nie zrywa się go w ogrodach obcych ludzi.”

Grace ma ponad dziewięćdziesiąt lat. Wie, że koniec jest już bliski. Pod wpływem młodej reżyserki, która tworzy film na podstawie tragicznych wydarzeń jakie miały miejsce w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Grupa najemników dowodzona przez tajemniczego Czerwonego Rycerza zostaje wynajęta przez przeoryszę żeńskiego zakonu w Lissen Carak do odnalezienia i zabicia stworzenia Dziczy, które zamordowało mieszkańców dworu oraz zastępczynię siostry zakonnej. Nie spodziewają się jednak, że to, co początkowo miało być zwykłym polowaniem przerodzi się w przerażającą bitwę. Na szali znajdzie się nie tylko życie mieszkańców Lissen Carak ale również całe królestwo Alby. O ataku na klasztor dowiaduje się król i niezwłocznie rusza na pomoc. Obrońcy i mieszkańcy Lissen Carak mają nadzieję, że dotrze na czas, ponieważ potęga Dziczy jest niewyobrażalna...
Przez pierwsze kilkadziesiąt stron nie mogłam się zorientować, o co tak naprawdę chodzi. Co rusz pojawiają się nowi bohaterowie, akcja dzieje się w całkowicie różnych miejscach. Nie raz musiałam się cofać i sprawdzić, czy dana postać już się pojawiła czy mi się tylko zdawało. Wydaje się, że niektóre wątki nie mają kompletnie sensu jednak niosą ze sobą informacje, które są istotne dla zrozumienia kolejnych wydarzeń. Później już było zdecydowanie lepiej, więc nie zrażajcie się i czytajcie dalej. Prawdziwą pasją autora jest historia i widać to w każdym detalu. Czy to w opisach poszczególnych elementów zbroi, świata pełnego magii, czy w pełnych brutalności i krwi walkach i potyczkach. Bardzo ciekawie wygląda również Dzicz. Nie znamy jej genezy ale z opowieści bohaterów wynika, że jest to swoisty matecznik, pełen dziwnych, niespotykanych zwierząt, demonów, wiwern. Przez lata trwała w zawieszeniu jednak gdy człowiek zaczął kawałek po kawałku wydzierać kolejne fragmenty lasu pod pola uprawne, Dzicz pod dowództwem tajemniczego Głoga postanawia odzyskać swoje ziemie.
W powieści pojawia się bardzo wielu bohaterów. Niektórzy niebanalni, niejednoznaczni, zaskakujący i zmieniający strony. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że motywacja niektórych postaci, nawet tych złych będzie dla mnie do przyjęcia. Głównym bohaterem pozostaje jednak tytułowy Czerwony Rycerz. Z początku nie wiemy o nim wiele ale jego postać jest intrygująca. Jest bardzo młodym, w porównaniu do swojej kompanii, żołnierzem, a mimo wszystko jest szanowany, a jego rozkazy są wykonywane bez szemrania. O jego przeszłości wiemy niewiele, podaje nam jedynie skrawki informacji, jednak nawet te znikome ilości pozwalają sądzić, że Czerwony Rycerz jest kimś naprawdę potężnym. Nie tylko pod względem urodzenia ale również mocy jaką posiada. Niektórzy powiadają, że jest wybrańcem, który uratuje Dzicz.

“-Chłopcze, czy nie zauważyłeś, że wszystkim się pogorszyło? Świat staje na głowie. Dzicz wygrywa, nie dzięki wielkim zwycięstwom, ale za sprawą prostej entropii. Mamy mniej farm i mniej ludzi. Widziałem, jadąc tutaj. Alba upada. I ta walka, ta drobna walka w obronie mało znanego zamku, który strzeże przeprawy ważnej dla jarmarku rolnego, przemienia się w bitwę o losy twojego pokolenia. Nasze szanse zawsze były niewielkie. Nigdy nie postępujemy mądrze. Kiedy jesteśmy bogaci, trwonimy nasze bogactwa, walcząc jeden z drugim i budując kościoły. Kiedy jesteśmy biedni, walczymy między sobą o ochłapy, a Dzicz zawsze czyha, żeby zająć leżące odłogiem pola.”

Tutaj mam mały apel do Wydawnictwa. Porządna korekta to podstawa. Nic nie irytuje tak mocno jak nielogiczne zdania czy zmieniające się zaimki osobowe. Odpuściłabym, gdyby był to pojedynczy błąd ale przy ponad ośmiuset stronach jest tego typu drzazg kilkanaście. Mam nadzieję, że kolejna część jest już lepiej przygotowana.
Powieść byłaby dla mnie wprost idealna, gdyby w książce pojawiła się mapa, która chociaż orientacyjnie mogłaby przedstawiać poszczególne lokacje. Ciekawie też byłoby poznać losy kompanów Czerwonego Rycerza, jakie historie, czy chociaż śmieszne anegdoty wiążą się z ich dołączeniem do drużyny. Chociaż, gdyby wszystkie moje życzenia uwzględnić w powieści, to pewnie wyszłaby prawdziwa epopeja.

“Przyzwyczajenie rodzi lekceważenie.”

Jeśli macie ochotę na kawał porządnego fantasy, gdzie krew leje się strumieniami, a morze potworów wydaje się nie mieć końca to polecam “Czerwonego rycerza”. Opis zdecydowanie nie oddaje całej grozy, ogromu i brutalności jaka dzieje się na kartach powieści. To dopracowana do ostatniego wątku, obfitująca w ciekawe detale i pełna zwrotów akcji lektura. Ja nie mogłam się od niej oderwać.

Grupa najemników dowodzona przez tajemniczego Czerwonego Rycerza zostaje wynajęta przez przeoryszę żeńskiego zakonu w Lissen Carak do odnalezienia i zabicia stworzenia Dziczy, które zamordowało mieszkańców dworu oraz zastępczynię siostry zakonnej. Nie spodziewają się jednak, że to, co początkowo miało być zwykłym polowaniem przerodzi się w przerażającą bitwę. Na szali...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczęśliwa rodzina to skarb, a dobro dzieci stawiane jest ponad wszystko. Zastanówmy się, co zrobią rodzice, aby zapewnić bezpieczeństwo swoim pociechom? Co w przypadku, gdy dzieciaki zostają porwane, a my jesteśmy praktycznie bezradni?
Scott jest szczęśliwym ojcem bliźniąt, ma cudowną żonę i spokojną pracę sędziego. Jako rodzina mają swoje cotygodniowe rytuały, których lubią się trzymać. Na przykład, co środę Scott zabiera dzieci na basen. Jednak pewnego dnia żona burzy jego harmonogram pisząc krótką wiadomość, że to ona odbierze dzieci. Gdy Alice zjawia się w progu bez ich pociech Scott wie, że stało się coś strasznego. Po chwili dostają sms-a, że dzieci zostały porwane. Żądania są na razie krótkie. Nikt z najbliższego otoczenia nie może się dowiedzieć, że dzieci zniknęły. Żadnej policji, żadnych kontaktów z mediami. Jeden fałszywy ruch, a już nigdy więcej nie zobaczą swoich pociech.
Zawsze zastanawiało mnie jak to możliwe, że przerażeni rodzice nie dzwonią w takich sytuacjach na policję. Nie czarujmy się, nie raz w serialach kryminalnych takie sytuacje się zdarzały, a najgorzej wychodziły na tym dzieci. Trauma do końca życia. Podczas lektury możemy się o tym przekonać. Dowiadujemy się dokładnie na co stać porywaczy. Są bezwzględni i bezlitośni, a na dodatek śledzą każdy ruch Scotta i Alice. Możemy sobie tylko wyobrażać, jak przerażeni są rodzice. Znaleźć się w sytuacji praktycznie bez wyjścia. Ciężko jest odgrywać przed otoczeniem, że wszystko jest w porządku. Czy postąpilibyśmy podobnie? Podporządkować się całkowicie żądaniom porywaczy i mieć nadzieję, że oddadzą nasze dzieci?

“Pod wieloma względami relacje między siostrami należą do najsurowszych. Tak jak rodzice, siostry też doskonale znają wszystkie swoje słabostki i wady, ale nie mając bezgranicznych zasobów rodzicielskiej miłości i umiejętności wybaczania, traktują się wzajemnie z dużo mniejszą wyrozumiałością, niż czynili to oni.”
Powieść “Siedź cicho” czyta się, mimo objętości, bardzo szybko. Autor ma lekki styl, potrafi grać na emocjach i sprawić, że obgryzamy paznokcie z przejęcia lub wzruszamy się na tyle, że musimy sięgać po chusteczki. Fabularnie te trochę ponad pięćset stron w niektórych momentach odrobinę męczy. Szablonowe porwanie, nietypowe żądania porywaczy i co oczywiste: siedź cicho. Rozczarowuje odrobinę kreacja bohaterów. Nie mogę przyczepić się do tych pierwszoplanowych. Przedstawione relacje między Scottem i Alice są nad wyraz realistyczne. Zapewne też dlatego, że fabuła została przedstawiona z perspektywy Scotta. Drugoplanowe postacie przedstawione są skromniej. Wydają się sztywne, wręcz wyprane z uczuć. Dzięki temu dramat i emocje małżeństwa jest jeszcze bardziej wyolbrzymiony. Szczególnie dobrze to widać, gdy sprawa porwania bliźniaków nie posuwa się do przodu. Gdy kolejne żądania zostają spełnione, a dzieci nie ma w domu. Pojawia się frustracja i wzajemne oskarżenia. Scott zauważa dziwne zachowanie swojej żony, traci do niej zaufanie, a nawet przez chwilę uważa, że to ona stoi za porwaniem ich dzieci.

“Jeśli chcesz, żeby ktoś coś dla ciebie zrobił, nakarm jego próżność.”
Autor bardzo szczegółowo przedstawił nam pracę Scotta i wszelkie związane z nią obowiązki. Nie bójcie się słowa ‘szczegółowo’, to wcale nie znaczy, że zostajemy wręcz zalani ciężką do przełknięcia filozofią. Ważne jest jednak, aby zdać sobie sprawę, co mogą chcieć od Scotta porywacze, gdy ten jest uważany za najbardziej sprawiedliwego sędziego w okręgu. Co może stracić, gdy pójdzie z nimi na układ?
“Siedź cicho” to ciekawy thriller, który powinien spodobać się większości niewybrednych czytelników. Szkoda, że ostatnie karty powieści trącą nieco melodramatem. Ot, taki lekki zapychacz czasu. Ostrzegam, opisywanie emocji na kartach powieści to coś, w czym autor jest mistrzem, więc przyda się paczka chusteczek.

https://blog-projektksiazka.blogspot.com/

Szczęśliwa rodzina to skarb, a dobro dzieci stawiane jest ponad wszystko. Zastanówmy się, co zrobią rodzice, aby zapewnić bezpieczeństwo swoim pociechom? Co w przypadku, gdy dzieciaki zostają porwane, a my jesteśmy praktycznie bezradni?
Scott jest szczęśliwym ojcem bliźniąt, ma cudowną żonę i spokojną pracę sędziego. Jako rodzina mają swoje cotygodniowe rytuały, których...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Przyznam szczerze, nie sięgnęłabym po tę powieść gdyby nie wiadomość o wydaniu czwartej części i wzmianki o serialu. To kolejna seria kryminalna, którą zaczynam ale uwierzcie, zaczynać z takim przytupem to sama przyjemność.
Komendant Martin Servaz zostaje wezwany do miasteczka Saint-Martin, a dokładniej do elektrowni wodnej, gdzie w górnej stacji jej kolejki pracownicy odnajdują zawieszone na stalowej konstrukcji zwłoki konia. Na miejscu zostaje znalezione DNA mordercy, który od kilku lat jest zamknięty w pilnie strzeżonym szpitalu psychiatrycznym w tym samym mieście. To zdarzenie będzie dopiero początkiem morderstw, które wstrząsną spokojnym z pozoru miasteczkiem. Na jaw wypłyną nierozwiązane sprawy z przeszłości, a komendant nie jeden raz znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Czy mordercą rzeczywiście jest psychopatyczny Hirtmann, człowiek, który ma na swoim koncie kilkanaście zbrodni? Jaki motyw może kryć się za zabiciem konia? Zemsta? Wymuszenie? Czy może coś więcej?
“Bielszy odcień śmierci” to dopracowany pod każdym względem kryminał. Na pierwszy rzut oka zagadka nie wydaje się skomplikowana. Inscenizowane morderstwa wydają się wskazywać na zemstę, jednak nie wiadomo czego miałaby dotyczyć. W międzyczasie dochodzi sprawa tajemniczych samobójstw z przeszłości i rozwiązanie zagadki już nie jest takie proste. Ciężko nawet wytypować sprawcę, ponieważ autor umiejętnie podrzuca nam fałszywe tropy. Na szczęście w powieści nie panuje chaos, a każdy wątek zostaje wyjaśniony. Cóż, przynajmniej większość, bo końcówka sprawia, że z jeszcze większą chęcią chcemy sięgnąć po kolejną część.
Martin Servaz to specyficzny bohater. Nie potrafi za dobrze strzelać, boi się dużych wysokości i lotów samolotem. Jest jednak doskonałym śledczym, który nie boi się zadawać pytań i z uporem dąży do odkrycia prawdy. Stara się być przykładnym ojcem dla swojej córki mimo natłoku obowiązków. Oprócz Martina i jego wsparcia w postaci Esperandieu oraz kapitan Irene Ziegler poznajemy również Diane Berg, psycholog, która przybywa do Instytutu Wagnera w ten sam dzień co policjant. Będąc praktycznie zamkniętą w wielkim gmachu budynku trafia na praktyki wobec pacjentów z którymi nie do końca się zgadza oraz nieścisłości związane z dostawą leków. Czy ktoś z Instytutu miał motyw aby zabić konia najbogatszego mieszkańca miasta? Jeśli tak to jaki?

“Poza tym rodzice nie powinni próbować manipulować dziećmi, nawet jeśli uważają, że to, co mówią, jest słuszne. Powinni raczej uczyć dzieci samodzielnego myślenia. Nawet gdy dzieci miały myśleć inaczej niż oni…”
Znudziła mnie w niektórych momentach odrobinę za bardzo rozwleczona fabuła. Nie straszne mi są obszerne opisy przyrody ale przesyt też nie jest dobry. W powieści jest również kilka postaci jak na przykład Diane Berg z Instytutu czy pomocnik Servaza Esperandieu, których potencjał nie do końca został wykorzystany. Mam nadzieję, że chociaż ten drugi bohater będzie miał swoje pięć minut w kolejnych częściach. Pod koniec powieści pokazał na co go stać i wygląda to… intrygująco. Powieść ma kilka drobnych wad fabularnych, na przykład telefony komórkowe, które w cudowny sposób nagle mają pełną baterię i zasięg oraz niestety kilka nielogicznych zdań i literówek. Po pewnym czasie jesteśmy już tak wciągnięci w treść, że ich nawet nie zauważamy, ale lekki niesmak jednak pozostaje.
Malownicza sceneria małego miasteczka w Alpach, a z drugiej strony mroczny budynek Instytutu Wagnera w którym są zamknięci najgorsi psychopaci. Dzięki precyzyjnym opisom na każdym kroku odczuwamy pewien rodzaj niepokoju, który sprawia, że z niecierpliwością przekładamy kartkę za kartką. Dodatkowo dostajemy sporą porcję materiału dotyczącą psychologii oraz leczenia różnych schorzeń o podłożu psychologicznym. Autor przedstawia nam również luki w systemie sprawiedliwości, które przez lata nie radziły (i nadal nie radzą) sobie z doprowadzeniem do ostatecznego skazania sprawców tragedii sprzed lat. Nic nie przygnębia bardziej, niż świadomość, że dla niektórych najważniejsza jest niczym nie zachwiana opinia od wyjawienia prawdy.
“Bielszy odcień śmierci” to idealna lektura na tą bezśnieżną zimę. Jestem pewna, że gdy tylko poczujecie atmosferę tego mroźnego miasteczka poczujecie ciarki na plecach. Jeśli po przeczytaniu tej pozycji będziecie czuli niedosyt, zachęcam sięgnąć po serial. Warto wspomnieć, że to debiut. To taka dodatkowa zachęta.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Przyznam szczerze, nie sięgnęłabym po tę powieść gdyby nie wiadomość o wydaniu czwartej części i wzmianki o serialu. To kolejna seria kryminalna, którą zaczynam ale uwierzcie, zaczynać z takim przytupem to sama przyjemność.
Komendant Martin Servaz zostaje wezwany do miasteczka Saint-Martin, a dokładniej do elektrowni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Kto nie lubi smoków ręka do góry? Nikogo? Smoki zawsze miały powodzenie w literaturze. Czy się o nich śpiewało, pisało, mówiło, rysowało czy zaledwie wspominało budziły trwogę, działały na wyobraźnię. Niektórzy, jak lady Trent, postanowili te stworzenia badać. Poznajcie najwybitniejszą specjalistkę od smoków.
Izabela Trent od najmłodszych lat pragnęła czegoś więcej od życia niż bycie matką i żoną przy boku jakiegoś nudziarza. Nie chciała być zamknięta w sztywnych ramach społeczeństwa, które wymagało od niej jedynie odpowiedniej prezencji i uczestniczenia w cotygodniowych herbatkach. Słowem, nudnego życia. Pasjonowały ją smoki, ich fizjonomia, odkrywanie nowych gatunków, różnorodność. Miała szczęście, bowiem spotkała kogoś, kto podzielał z nią tę pasję. Swojego męża Jacoba. Dzięki swojemu uporowi i sprytowi udaje jej się nie tylko w spokoju studiować te wspaniałe stworzenia ale również wyjeżdża na wyprawę, która stanie się kamieniem milowym w życiu Izabel.
"Historia naturalna smoków" spisana w formie pamiętnika to raczej powieść przygodowa z elementami fantasy. Nie brakuje w niej skomplikowanej intrygi, pościgów za smokami czy przemytnikami, a nawet niebezpiecznej strzelaniny. Jednak przede wszystkim jest to historia młodej kobiety, która postanowiła zrealizować swoje największe marzenie. Zostać badaczką smoków. W powieści przeważa narracja pierwszoosobowa, zatem jeśli ktoś nie gustuje w takiej kompozycji to tylko niepotrzebnie się zmęczy.
Kto spodziewał się smoków w powieści będzie mocno rozczarowany. Pierwsze tak naprawdę pojawiają się dopiero gdzieś w połowie książki i to raczej sporadycznie. Smoki w świecie stworzonym przez Marie Brennan przybierają różne formy. Od najmniejszych iskrzyków podobnych do ważki po potężne i majestatyczne stworzenia, które lady Trent mogła oglądać jedynie w zamknięciu. Izabela to zdolna rysowniczka, więc w jej pamiętniku możemy podziwiać jej efekty pracy nad smokami.

“Smok. Coś więcej niż kiepsko narysowany kształt na kartce książki; więcej niż nagła groźba ataku z góry. Prawdziwe, leżące przede mną stworzenie, którego sekrety za chwilę zaczniemy poznawać.”

Ja osobiście liczyłam na oryginalnie wykreowany świat, który wniósłby pewien rodzaj świeżości, nowych elementów. Niestety, uważny czytelnik z pewnością szybko porówna czasy w których żyje lady Trent do XIX wiecznej Anglii, a Wystranę na przykład do Rumunii. Nie wiem, czy nie lepiej by było pisarce po prostu pozostać w znanym jej środowisku. Nie jestem też przekonana co do zakończenia, które wydało mi się niestety nazbyt banalne.
W Izabeli najbardziej podoba mi się jej upór. Bardzo się cieszę, że autorka nie stworzyła z głównej bohaterki łzawej i infantylnej dziewuchy. Nie pozwala postawić się pod ścianą ale potrafi również odpuścić, gdy wymaga tego sytuacja. Dąży do zrealizowania swoich marzeń, odkrywania nowych gatunków smoków, swobodnej nauki, a przede wszystkim podróży w najdalsze zakątki świata. Z drugiej strony Izabela ma kilka wad. Przykład. Mimo, że uważa niektórych arystokratów za odrobinę napuszonych to nie ma również problemów z krytykowaniem miejscowej ludności w Wystranie za ich pogańskie i zaściankowe wierzenia. Podróż Izabeli w poszukiwaniu smoków przynosi również pewne straty, które kobieta przyjmuje jak prawdziwy arystokrata. Zamiata je pod dywan i szybko o nich zapomina. Może niektórzy wyciągną inne wnioski z tej powieści. Ludzie zawsze muszą namieszać w przyrodzie, a ta często potrafi się odwdzięczyć. W najgorszy możliwy sposób.

“Wiem, że nie wypada tak mówić, ale wiem, że mogę osiągnąć więcej, niż pozwala mi na to życie w Scirlandii. Kobietom wolno studiować teologię albo literaturę, ale nie wolno zajmować się czymś tak prymitywnym, jak to, co robimy teraz. A ja właśnie tego pragnę, nawet jeśli jest ciężko i niebezpiecznie. Nie dbam o to. Muszę zobaczyć, dokąd mogę dolecieć na swoich skrzydłach.”

"Historia naturalna smoków" odrobinę mnie rozczarowała, a nawet w pewnym momencie znudziła. Dodaję małego plusa za ładną okładkę i kilka ciekawych, luźnych szkiców smoków. Cóż, to dopiero pierwszy tom, a czytelnicy, którzy mają już za sobą kolejne tomy uznali je za zdecydowanie lepsze. Sięgnę po kontynuację z czystej ciekawości.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Kto nie lubi smoków ręka do góry? Nikogo? Smoki zawsze miały powodzenie w literaturze. Czy się o nich śpiewało, pisało, mówiło, rysowało czy zaledwie wspominało budziły trwogę, działały na wyobraźnię. Niektórzy, jak lady Trent, postanowili te stworzenia badać. Poznajcie najwybitniejszą specjalistkę od smoków.
Izabela Trent...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Zawsze uważałam, że Anglia jest krajem wyjątkowym. W końcu gdzie, jak nie tam elfy, wróżki, skrzaty wydają się stałym elementem krajobrazu. Byliście kiedyś w angielskich ogrodach? Chodziliście nocą po tych brukowanych ulicach Londynu? Czy zauważyliście coś kątem oka? Coś takiego nieuchwytnego? Może... odrobinę magii?
Nadzór od lat sprawiał pieczę nad kontaktami między istotami magicznymi, a ludem pozbawionym tych zdolności. Nie pozwalał, aby jedni i drudzy wchodzili sobie w drogę. Stowarzyszenie od zawsze składało się z minimum pięciu osób zwanych Ręką, posiadających odrobinę magii we krwi. Pewnego dnia do londyńskiej siedziby Nadzoru zostaje dostarczony nietypowy pakunek. Z brudnego worka wyłania się dziewczyna, która przejawia rzadko spotykane zdolności magiczne. Sara Falk postanawia pomóc Lucy i wprowadzić ją do stowarzyszenia. Nie wie jednak, że prezent nie był tylko niespodzianką ale precyzyjną zagrywką, której skutki mogą być tragiczne nie tylko dla Nadzoru ale również dla całego świata.

“Istnieje pewne niezwykłe zjawisko, które staje się udziałem myśliwych polujących na niebezpieczną zwierzynę, gdy długo pozostają pod gołym niebem. Otóż w pewnej chwili ogarnia ich przeczucie - podsycane przez nieprzyjemne ciarki pomiędzy łopatkami i karkiem - że być może role się zmieniły, zwierzyna zatoczyła krąg i teraz to ona poluje na nich.”

Powieść Charliego Fletchera to cały wachlarz różnorodnych bohaterów. Ciężko jest wytypować tego głównego. Wydawać by się mogło, że to Lucy powinna grać pierwsze skrzypce ale o wiele ciekawiej prezentuje się teriernik Hodge czy nawet Kowal posiadający intrygującą przeszłość i nietypowe zdolności magiczne. Nie mówiąc już o Kucharce, poczciwej, sympatycznej kobiecinie, która w razie zagrożenia potrafi wyciągnąć z różnych zakamarków tuzin noży i to nie tych do krojenia chleba. Lucy niestety brakuje charakteru, zdecydowania w działaniu. Ma braki w pamięci i chciałoby się dowiedzieć chociaż trochę o jej przeszłości, ale niestety, praktycznie nie dowiemy się nic. Ludzie Nadzoru są honorowi, oddani sprawie. Mimo osłabienia i groźby rozbicia nie poddają się w działaniach przeciwko siłom, które chcą odebrać im Klucz, przedmiot, który pozwala wyśledzić osoby z magicznymi zdolnościami. Równie ciekawie prezentują się czarne charaktery. Źli bliźniacy, którzy łączą siły z przebiegłym wicehrabią Mountfellonem są komiczni ale pod tą maską kryją się niebezpieczni przeciwnicy z prawdziwie mrocznymi ambicjami.
Niestety, "Nadzór" ma kilka wad. Ciężko jest śledzić główny wątek powieści. Każdy rozdział opowiada historię z perspektywy innego bohatera, przeskakujemy z jednej lokacji do drugiej i chociaż prawie wszystkie drogi spotkają się w końcu w Londynie, to jednak gdzieś po drodze wkradł się lekki chaos. Jakby autor chciał koniecznie przedstawić wszystkich bohaterów i ich historie w jednym tomie.


“-Stare opowieści krążą, a przeszłość powraca w zmienionej formie. Tak powstają legendy, lokalne historie zlepione ze szczątków prawd i bajania starych bab. -Dziadek mawiał, że ludzie zazwyczaj oszukują się, wspominając własną przeszłość. Pewnie tak samo dzieje się z historiami powtarzanymi na mieście.”

Londyn epoki wiktoriańskiej to mroczne i niebezpieczne miejsce. Lepiej nie poruszać się po nim po zmroku. Nigdy nie wiadomo, kiedy wpadniesz na alpa poszukującego nowej ofiary lub nie napotkasz Sluagh w swoich wymyślnych, ozdobionych kośćmi kapeluszach. Charlie Fletcher ma niezwykły talent do plastycznych, wręcz realistycznych opisów. Co najlepsze, wplata w fabułę wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości jak dojście Napoleona do władzy (wiadomo, że pomogła mu w tym odrobina magii) lub wspomina historyczne postacie.
Gdyby ktoś kiedyś zdecydował się stworzyć film na podstawie "Nadzoru" to najbliżej byłoby mu do "Fantastycznych zwierząt i jak je znaleźć". Cóż, ekranizacja to byłoby coś, jednak szybciej dostaniemy kontynuację "Nadzoru" i to już w przyszłym roku. Mimo kilku wad mocno wciągnęłam się w lekturę. Jeśli ktoś ma ochotę na niezobowiązującą i lekką powieść fantasy to "Nadzór" będzie strzałem w dziesiątkę.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Zawsze uważałam, że Anglia jest krajem wyjątkowym. W końcu gdzie, jak nie tam elfy, wróżki, skrzaty wydają się stałym elementem krajobrazu. Byliście kiedyś w angielskich ogrodach? Chodziliście nocą po tych brukowanych ulicach Londynu? Czy zauważyliście coś kątem oka? Coś takiego nieuchwytnego? Może... odrobinę magii?
...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Niektórzy bohaterowie są jak nasi bliscy przyjaciele do których wraca się z prawdziwą radością. Taki dla większości fanów jest zapewne Jack Reacher. Ja osobiście znam go raczej z daleka, obserwując jego zmagania na srebrnym ekranie, niż z kart książki. Wiem, nie ma co porównywać tego chucherka Cruise’a z dwumetrowym i ważącym prawie sto kilo Reacherem, dlatego sięgam po zbiór opowiadań aby na własne oczy poznać jednego z najbardziej rozpoznawalnych agentów wojskowych.


“Ale jeśli już coś miało się dziać, zaczynało się od ludzi. Zazwyczaj od ludzi w barach czy restauracjach. Miejscach, gdzie się je i pije, gdzie przychodzi określona społeczność, gdzie przeżuwanie i popijanie pozwala ludziom spokojnie milczeć.”

Zdecydowanie inaczej wyobrażałam sobie te historie. Byłam pewna, że więcej w tych opowiadaniach będzie strzelanin czy pełnej napięcia wymiany zakładników z rąk bezwzględnych terrorystów, słowem, wszystko to, do czego przyzwyczaił nas Hollywood i filmy w stylu "Impossible". Lee Child w dwunastu opowiadaniach przedstawia nam krótkie historie z różnych etapów życia Reachera. Większość to epizody z jego wędrówek po Stanach. Nie przekonało mnie jedynie to opowiadanie w którym Jack ma kilkanaście lat i z powodzeniem rozwiązuje zagadkę zaginionej księgi szyfrów. Zdecydowanie jest w tym więcej szczęścia niż logiki, a sam bohater wydaje się nad wyraz dorosły czy to pod względem zachowania, analizowania sytuacji czy w ogóle myślenia (gdybym była w jego wieku plaża byłaby bezsprzecznym wyborem). W każdym razie każde z tych opowiadań dość mocno mnie zaskoczyło. Po pierwsze, nie spodziewałam się takiego poziomu. Zdecydowanie więcej jest w nich odrobinę filozoficznych rozważań, celnych uwag odnoszących się do zachowań ludzkich, niż akcji samej w sobie. Niektóre opowiadania są odrobinę gorsze, niektóre z powodzeniem mogłyby stać się kanwą kolejnej części przygód.

“Reacher postanowił uciec się do swojej ulubionej strategii, opartej na przekonaniu, że należy liczyć na najlepsze, ale przygotować się na najgorsze.”

Jaki jest Jack Reacher? To z pewnością nietuzinkowy bohater, który z każdej opresji potrafi wyjść bez szwanku. Brzmi znajomo? Oczywiście, takich bohaterów znamy przynajmniej kilkunastu. Reacher to były żandarm wojskowy, który podróżuje po Stanach (i nie tylko). Dość często wpada w tarapaty ale zawsze wychodzi z nich cało. Ma niesamowity zmysł obserwacji i potrafi z tych danych wyciągnąć odpowiednie wnioski. Trochę jak Sherlock Holmes dostrzega najdrobniejsze szczegóły. Ma dobre serce i jest sprawiedliwy. Jednak nie jest samozwańczym mścicielem, który na własną rękę wymierza kary na ulicach miast. Czasami jednak, gdy sytuacja tego wymaga, potrafi porządnie przyłożyć. Raczej oddaje tych złych odpowiednim organom czy to policji czy wojska.
Lee Child świetnie oddaje klimat lat 70-tych i 80-tych, w których na ulicach dalej królowały budki telefoniczne, a żeby znaleźć cokolwiek w archiwach czy kartotekach trzeba było przekopywać się przez zakurzone, zatęchłe piwnice i skomplikowane systemy oznaczeń. Lee Child ma w swoim dorobku kilka z powodzeniem zrealizowanych scenariuszy seriali. Nie dziwi więc fakt, że powieści czyta się płynnie i z prawdziwą przyjemnością. Chociaż brak w tych historiach spektakularnych zwrotów akcji to jednak zakończenia potrafią mocno zaskoczyć, a niektóre sceny trzymają w napięciu.
Jeśli pragniecie zacząć przygodę z Jackiem Reacherem to polecam sięgnąć po zbiór opowiadań. Niektórzy mogą twierdzić, że nie da się poznać bohatera z opowiadań, że ta forma nie jest pełnoprawną powieścią ale uważam, że przynajmniej wiemy, czego się spodziewać. Jestem pewna, że to będzie prawdziwa jazda bez trzymanki. Czuję się zaintrygowana na tyle, aby zacząć przygodę z Jackiem Reacherem.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Niektórzy bohaterowie są jak nasi bliscy przyjaciele do których wraca się z prawdziwą radością. Taki dla większości fanów jest zapewne Jack Reacher. Ja osobiście znam go raczej z daleka, obserwując jego zmagania na srebrnym ekranie, niż z kart książki. Wiem, nie ma co porównywać tego chucherka Cruise’a z dwumetrowym i ważącym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Mama zawsze powtarzała, nie rozmawiaj z obcymi ludźmi, nie bierz od nich nic i nie daj im się kusić chociażby chcieli podarować ci najsłodszą czekoladę na świecie. Pamiętaj, mówiła, nie wszyscy mają dobre intencje. Jeśli ktoś cię porwie? Nigdy więcej cię nie zobaczę. Pamiętaj.

Agnieszka Polkowska, komisarz policji w Skarżysku-Kamiennej zostaje wezwana do lasu przy wsi Orzechówka. Na miejscu odnaleziono zwłoki bestialsko zamordowanej młodej kobiety. Polkowska ubiega się o możliwość rozwiązania tej sprawy. Jest bowiem pewna, że jest w stanie wniknąć w umysł mordercy i rozwiązać sprawę. Odkrywa w ułożeniu zwłok pewien schemat i przypuszcza, że to morderstwo nie będzie ostatnie. Komisarz zmierzy się nie tylko z bezwzględnym mordercą ale również ze swoją przeszłością, a czasu ma niewiele. Została już wybrana kolejna dziewczyna.

“Chyba to był ten moment. Mózg ludzki pracuje szybko, analizuje naraz dziesiątki informacji, asocjuje, łączy w logiczne ciągi, a przede wszystkim eliminuje. Rzeczy mało istotne przepuszcza bokiem, inne, które mogą w jakikolwiek sposób dotyczyć czegoś ważnego dla danego człowieka, wprowadza na dysk twardy pamięci, pilniejsze obrabia od razu, mniej pilne odkłada na później. Nie ma rzeczy ważniejszej i pilniejszej dla matki niż jej nastoletnia córka. “

Nietypowo od pierwszych stron wiemy, kto zabił. Jesteśmy zatem pozbawieni elementu zaskoczenia. Z drugiej strony możemy dokładnie przeanalizować jego każdy ruch i myśl. Gdy już wiemy, kto w tej rozgrywce jest kim możemy obserwować tą swoistą grę między Agnieszką i mordercą zastanawiając się, na którą stronę obróci się szala zwycięstwa. Kto popełni pierwszy błąd? Kto będzie katem, a kto ofiarą? A może role się odwrócą? Trzecia osoba z perspektywy której obserwujemy wydarzenia to młoda dziewczyna pochodząca z głęboko religijnej rodziny. Kolejna ofiara. Ewa jest pracowita, dobra, miła i uczciwa. Prawdziwy klejnot wśród pełnego zawiści społeczeństwa. Każdego z tych bohaterów poznajemy bardzo dokładnie. Tak abstrahując, czy nadanie ofierze imię Ewa, gdy jej oprawcą jest Adam nie wydaje Wam się pewnym biblijnym nawiązaniem? Że tym razem to nie kobieta skusiła się na jabłko tylko mężczyzna jest kuszony? A może jednak jest tak jak według Biblii, a Adam jest wężem?

“Tak zazwyczaj bywa, że gdy ludzie do czegoś nie przywykli, są pełni obaw i chowają się w sobie, w zanadrzu skrywają rzeczy, o jakich innym nawet się nie śniło. Wystarczy je uwolnić, a wtedy…”

Postać Agnieszki niestety nie uniknęła sztampowego wizerunku. Jest kobietą z niejasną przeszłością z której teraz zaczyna się rozliczać. Wszyscy unikają Polkowskiej i nie chcą z nią pracować. Jest indywidualistką, która ma własne podejście do rozwiązywania spraw przez co często podpada przełożonym. Dodatkowo jest inteligentna i stawia odpowiednie pytania.
Nie przekonało mnie jednak spotkanie po latach matki z córką. Osiemnaście lat to spory okres czasu. Jestem pewna, że zdecydowanie nie tak zachowałaby się nastolatka, a dodatkowo dochodzi niepewność co do motywów odejścia rodzicielki. Zbyt prosto, zbyt szybko i za mało dramatycznie. Nie da się nadrobić osiemnastu lat w jeden dzień. Kolejna rzecz. Trochę irytują rosyjskie dialogi dla których nie ma tłumaczenia. Ja rozumiem, że jakiś kontekst można wyciągnąć z tych wypowiedzi ale chyba nie o to chodzi.
Zawodowo Igor Brejdygant zajmuje się pisaniem scenariuszy. Widać to nawet w powieści. Krótkie, czasami jednostronne rozdziały i akapity przedstawiają powieść trochę jak film. Gdy tylko Agnieszka wpada na rozwiązanie zagadki kierunków świata według których morderca układa ręce ofiar akcja mocno przyspiesza. Od tego momentu już trudno się oderwać. Morderca jest piekielnie inteligentnym przeciwnikiem, który za cel obrał sobie nie tylko Ewę ale również Agnieszkę. W tle Polska i jej zwyczajowe prozaiczne konflikty polityczne. Jak zwykle odrobinę zaściankowa i zacofana.
Podobno prace nad kontynuacją “Szadzi” są w toku. Dla mnie jest to rewelacyjna wiadomość. Zdecydowanie polecam tą powieść na te zimne, jesienne wieczory, po których rankiem na liściach pojawia się szadź. Nietuzinkowa, ze świetnie przedstawioną bohaterką i morałem starym jak świat. Nie ufaj obcym. Na pewno na długo zapadnie w pamięć.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com

Mama zawsze powtarzała, nie rozmawiaj z obcymi ludźmi, nie bierz od nich nic i nie daj im się kusić chociażby chcieli podarować ci najsłodszą czekoladę na świecie. Pamiętaj, mówiła, nie wszyscy mają dobre intencje. Jeśli ktoś cię porwie? Nigdy więcej cię nie zobaczę. Pamiętaj.

Agnieszka Polkowska, komisarz policji w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com


Przeczytałam kiedyś powieść Marka Krajewskiego, a raczej wymęczyłam i stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie. Sięgnęłam po “Jedyne wyjście” i było fajnie z drobnymi ale. Teraz równolegle zaczytywałam się w “Pogromcy grzeszników” i “Czarnym manuskrypcie”. Uwielbiam kryminały i coraz bardziej podobają mi się właśnie te w klimacie retro ale jeśli miałabym wybierać, to szala zwycięstwa zdecydowanie przechyla się w stronę debiutu Krzysztofa Bochusa.

Kwidzynem wstrząsa makabryczna zbrodnia. W jednym z kościołów w bestialski sposób zostaje zamordowany ksiądz. Do sprawy zostaje przydzielony Christian Abell, radca kryminalny sprowadzony z pomorza. Z jego wstępnego śledztwa wynika, że duchowny nie był tak bogobojnym człowiekiem, za jakiego był uważany. Tymczasem morderca zabija kolejną osobę związaną z kościołem. Przed Christianem stoi niełatwe zadanie. Ślady zaprowadzą go w daleką przeszłość przez mroczne podziemia zamku malborskiego, żywoty świętych i kręte ulice Kwidzyna. Co lub kto będzie czekał na niego na końcu drogi?

“-Ludzkie myśli nie lubią wielkich przestrzeni, łatwo mogą się wtedy zagubić, wyrywają się na wolność i giną gdzieś hen, w przestworzach. Sam się o tym przekonałem. Najlepiej pracuje mi się w najmniejszej chyba celi malborskiego zamku. Ma dwa metry na dwa i malutkie okienko, dlatego moje myśli zawsze wracają do mojej głowy.”

Zauważyłam, że w większości kryminałów, których akcja dzieje się w latach międzywojennych czy też powojennych jest jeden, ewentualnie dwóch policjantów dla których logiczne myślenie i dociekanie prawdy nie jest tylko zbędnym wysiłkiem umysłowym ale prawdziwym wyzwaniem. Dla reszty, pierwszy lepszy wybrany oprych zamyka sprawę. Na szczęście Christian Abell taki nie jest. Zdeterminowany i uparty zbada każdy możliwy trop. To inteligentny, wytrwały i ambitny bohater, którego mogłabym określić tylko jednym słowem - intrygujący. Przybył do rodzinnego Kwidzyna z niejasnych dla nikogo powodów. Co takiego wydarzyło się w Gdańsku? Jaką mroczną tajemnicę kryje Christian?
Po powrocie okazuje się, że miasto już nie jest takie samo. Ugrupowanie NSDAP coraz śmielej działa w Kwidzynie, a wśród ludności panuje niepewność i bardzo napięta atmosfera. W powietrzu unosi się już widmo przyszłych zmian. Jego przełożonym nie podoba się ambitne dążenie Christiana do odkrycia prawdy. Dla niektórych ta prawda okazuje się bardzo niewygodna, ponieważ działania radcy kryminalnego uderzają również w wyższe partie władzy.

“W jednej sekundzie, najczęściej bez żadnego ostrzeżenia, los funduje nam sytuację à rebours. Stąpasz po twardym gruncie, aby za chwilę wylądować na cienkim lodzie. poruszasz się wśród swojskich znaków i sprzętów, aby za chwilę znaleźć się w śmiertelnej pułapce, w której zwykłe drzwi stają się gilotyną odcinającą znany ci świat i życie. Czasami taką zmianę poprzedzają nie zdarzenia, lecz słowa, niczym posłańcy złych wiadomości. Wydaje ci się, że życie układa się, jak należy, że nic się nigdy nie zmieni, a potem jedno słowo zmienia wszystko.”

“Czarny manuskrypt” to przede wszystkim kryminał ale nie brakuje w nim elementów historycznych. Jako architekt jestem zachwycona podejściem autora do opisów budowli, zamku krzyżackiego (nie raz przedstawiano na zajęciach zamek w Malborku jako przykład jednego z największych średniowiecznych fortec na świecie), który w powieści jest miejscem szczególnym, dziełami sztuki, o których opowiadają bohaterowie, a przede wszystkim klimatem, który świetnie oddaje lata trzydzieste XX wieku. Dodatkowo historia nie przyćmiewa samej zagadki i nie jest zapychaczem, który spowalnia akcję. Całość jest spójna, a powieść czyta się bardzo płynnie i przyjemnie. Zaskakują nagłe zwroty akcji, przerażają odrobinę makabryczne zbrodnie. Jeśli ktoś nie czyta przypisów w książkach napiszę jedno, warto, bo dowiecie się wielu różnych ciekawostek o historycznych postaciach, które pojawiają się w powieści czy o topografii miasta, a wtedy czeka nas już tylko wycieczka do Kwidzyna śladami naszego radcy kryminalnego. Wyraźnie widać, jak wiele pracy zostało włożone w napisanie tej książki. Zakończenie jest odrobinę przewidywalne ale w żaden sposób nie odbiera przyjemności czytania.
“Czarny manuskrypt” polecam każdemu miłośnikowi powieści retro. Ciekawa zagadka, świetnie oddane tło powieści, klimat i zagadkowy bohater. Prawdziwy majstersztyk od którego naprawdę nie mogłam się oderwać.

Zapraszam -> blog-projektksiazka.blogspot.com


Przeczytałam kiedyś powieść Marka Krajewskiego, a raczej wymęczyłam i stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie. Sięgnęłam po “Jedyne wyjście” i było fajnie z drobnymi ale. Teraz równolegle zaczytywałam się w “Pogromcy grzeszników” i “Czarnym manuskrypcie”. Uwielbiam kryminały i coraz bardziej podobają mi się właśnie te w...

więcej Pokaż mimo to