-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel11
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Książki autorki zawsze biorę w ciemno, jeżeli chodzi o zaspokojenie moich literackich kubków smakowych. Ruth Ware nawet dla doświadczonego czytelnika thrillerów jest w stanie przygotować coś świeżego, nieoczywistego i zaskakującego. Tak było i tym razem. "Dzień zero" traktuje o niebezpieczeństwie w sieci; wyprzedza myśl technologiczną, a jednocześnie kotwiczy w życiu zwykłej kobiety, szczęśliwej mężatki. Ta równowaga pozwala zachować nutę niepokoju, która trwa przez całą powieść, a jednocześnie autorka doskonale oddaje emocje, jakie targają człowiekiem po stracie krewnego.
Jack zajmuje się wraz z mężem testowaniem zabezpieczeń firmy. Kontroli podlegają alarmy, oprogramowania, sieci komputerowe, drzwi z kartami dostępu lub z kodem oraz tak przyziemne kwestie, jak postać ochroniarz. Ci dwoje udowadniają, że mimo najlepszych starań i zabezpieczeń, można wejść wszędzie i zrobić niemal wszystko, co wpadnie do głowy niepowołanym osobom. Po jednej z takich akcji kobieta zostaje wplątana w przestępstwo, w którym ginie jej mąż. Prócz żałoby Jack musi za wszelką cenę udowodnić swą niewinność? Kto zabił Gabe'a? Jakie sekrety nie powinny ujrzeć światła dziennego? Czy można zaufać każdemu?
"Dzień zero" uderza już w inne, nowoczesne tony gorszej strony nieustannie rozwijającej się technologii. Z drugiej strony książka ta zdaje się iść w kierunku gatunku sensacji, gdzie toczy się pościg za królikiem, a ten raz po raz wymyka się policji stosując uniki i zaskakujące chwyty. Wszak bohaterka jest specjalistką w dyskretnej robocie. Ware tonuje emocje, sączy niepokojące wydarzenia nieustannie, a z drugiej strony pięknie i bardzo realistycznie opisuje ból po stracie, z którym można się utożsamić. Zakończenie, oczywiście według mnie, jest nieco przereklamowane, winny nie zaskakuje (bo można to już zauważyć na dość wczesnym etapie) i trąci słabym chwytem, ale i tak spędziłam z książką dobre chwile. Z przyjemnością obejrzałabym ekranizację przedstawionych w "Dzień zero" wydarzeń.
Książki autorki zawsze biorę w ciemno, jeżeli chodzi o zaspokojenie moich literackich kubków smakowych. Ruth Ware nawet dla doświadczonego czytelnika thrillerów jest w stanie przygotować coś świeżego, nieoczywistego i zaskakującego. Tak było i tym razem. "Dzień zero" traktuje o niebezpieczeństwie w sieci; wyprzedza myśl technologiczną, a jednocześnie kotwiczy w życiu...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nieszablonowe poczucie humoru, jakim obdarzony jest autor, a jednocześnie z zamiłowania stand-uper dało doskonałe tło tej nieco przytłaczającej historii. Bowiem tak jak w tytule, każdy kogoś zabił. Czy zatem mówiąc o pozbawieniu życia może być zabawnie? Autor pokazuje, że jak najbardziej. Na początku przy okazji wprowadzenia czytelnik, jak na tacy ma podane poczucie humoru, by później zrobiło się nieco bardziej poważnie, a w efekcie niebezpiecznie. Jednocześnie pomysł na książkę, jaki serwuje Stevenson, wymaga nie lada skupienia, bo choć tło do historii (wysokogórski pensjonat) zdaje się być wąskie, wydarzeń jest mnóstwo, a jednocześnie są one ze sobą ściśle związane.
Ern szykuje się do rodzinnego zjazdu. Śmietanka towarzystwa, która ma się zjechać, bez wątpienia traktuje go jak zakałę rodziny po tym, co się wydarzyło przed trzema laty. Cumningham'owie nie zapominają i choć bohater raczej nie jawi się jako ten czarny charakter, najwięcej żalu wylewa się właśnie na jego postać. Matka, ojczym z córką, ciotka wraz z mężem, była żona, również była żona brata - wszyscy oczekują najważniejszego gościa, a pojawia się... trup, który skutecznie zaburzy to osobliwe spotkanie. Czy można czuć się bezpiecznie na odludziu, gdzie wszystko pokrywa płacz śniegu, a śnieżyca odcina wszelki kontakt ze światem? Czy wśród wyżej wymienionych kryje się morderca?
Jakie sekrety kryją poszczególni bohaterowie?
Pomysł odciętej od świata chaty na odludziu, szczególnie w górach i przy zamieci śnieżnej przewija się dość często w książkach, szczególnie w thrillerach. I dobrze, bo to wdzięczny, ciekawy kierunek. Natomiast w czymś na kształt komedii kryminalnej spotykam się pierwszy raz. Miejsce jednak robi atmosferę, podkręca ją sam autor nieco spojlerując i bawiąc się z czytelnikiem zdradziwszy raz za razem czego można spodziewać się w dalszej części. Uważam, że zastosowane chwyty (zarówno te humorystyczne, jak i te kryminalne) są wyważone, choć im dalej w powieść, tym robi się bardziej poważnie i zawile. Może nieco oszczędniej w opisach i wewnętrznych rozterkach autora dodając tym samym nieco pikanterii akcji, z drugiej jednak strony okazuje się, że każdy monolog autora jest istotny dla rozwiązania zagadki, która dla co uważniejszego czytelnika przebija już niemal od samego początku w zakresie sprawcy. Nieco trudniej jest z potencjalnym motywem.
Nieszablonowe poczucie humoru, jakim obdarzony jest autor, a jednocześnie z zamiłowania stand-uper dało doskonałe tło tej nieco przytłaczającej historii. Bowiem tak jak w tytule, każdy kogoś zabił. Czy zatem mówiąc o pozbawieniu życia może być zabawnie? Autor pokazuje, że jak najbardziej. Na początku przy okazji wprowadzenia czytelnik, jak na tacy ma podane poczucie humoru,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Starość to temat rzeka, temat dotyczący każdego z nas, a jednak podchodzimy do niego po macoszemu wierząc naiwnie, że w ogóle nas nie dotyczy. Nie chcemy myśleć o starości jako nieodłącznym elemencie życia każdego. Przez pryzmat starości patrzymy na własnych dziadków, może już rodziców. Żyjemy również w świecie skrajności: starość wydaje się nam być smutna, przykra, ale nie wahamy się przypiąć łatki ludziom starszym wytykając wtrącanie się w nie swoje sprawy, brak higieny czy wymóg ustąpienia pierwszeństwa chociażby w środkach komunikacji. Fakt jest taki, że starość prędzej czy później będzie dotyczyć każdego z nas, nie unikniemy tego. Biorąc pod uwagę lawinowo rosnący procent starzejącego się społeczeństwa, nadal można odnieść wrażenie, że zarówno jakość życia, jego styl, stan zdrowia fizycznego i psychicznego, życie s3ksualne ludzi geriatrycznych są spychane na margines. Nie warto przecież zajmować się tymi, którzy w założeniu nie wnoszą nic do funkcjonowania społeczeństwa. I w efekcie wyłania nam się obraz statystycznego człowieka starszego. Tak to wygląda w Polsce, o czym z ochotą rozprawiają autorki.
"Jak złodziej przyszła" zawiera rozmowy z ludźmi w podeszłym wieku, gdzie czytelnik poznaje ich wyjątkowy, pełen doświadczeń życiowych punkt widzenia oraz wywiady z opiekunami, ze specjalistami z zakresu dietetyki, psychologii. Rozmowa z geriatrą uświadamia, jak bardzo niski jest odsetek lekarzy tej specjalizacji, choć pacjentów będzie coraz więcej, a placówki szpitalne nie obfitują w tak niezbędne oddziały geriatryczne wyręczając się interną. Pracownicy hospicjum, małżonkowie i dzieci osób starszych kreślą obraz przemęczonego opiekuna bez szans na opiekę wytchnieniową, a prócz tego wyłania się obraz nędzy i rozpaczy w zakresie opieki społecznej, izolacji starszych ludzi od społeczeństwa, niedostosowania warunków lokalowych do stanu zdrowia, w tym do poziomu sprawności. To także obraz oszustw uderzających w starszych tak poddatnych na techniki manipulacji czy nie znających swoich praw jako konsumenci.
Ta propozycja literacka przygnębia kreśląc wizję życia nas wszystkich, gdzie w przeciwieństwie do tej starszej części społeczeństwa z innych krajów Europy (na wzór można postawić chociażby kraje skandynawskie) zostajemy sami, bezradni, opuszczeni i bez żadnego celu w życiu, czekamy jedynie na śmierć. Nikt z nas nie chce takiego końca, a jednak niemal każdemu z nas przyjdzie się z nim zmierzyć.
Starość to temat rzeka, temat dotyczący każdego z nas, a jednak podchodzimy do niego po macoszemu wierząc naiwnie, że w ogóle nas nie dotyczy. Nie chcemy myśleć o starości jako nieodłącznym elemencie życia każdego. Przez pryzmat starości patrzymy na własnych dziadków, może już rodziców. Żyjemy również w świecie skrajności: starość wydaje się nam być smutna, przykra, ale nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Za takie książki uwielbiam czytanie, bo "Złe dziecko" to historia z rodzaju tych, które bardzo lubię. To nuta niepokoju, dwa na pozór niepowiązane ze sobą zdarzenia, dwie linie czasowe, każda na pozór inna i finał, który wszystko pięknie odsłania. Jest wątek trudnego rodzicielstwa, porwania, tajemnic skrzętnie skrywanych przez lata, które okazują się być przyczyną wszystkich współczesnych wydarzeń przyprawiających o szybsze bicie serca.
Zaczyna się niewinnie - partner głównej bohaterki nie wraca do domu. Może to wynik mocno zakrapianego wieczoru, może skok w bok. Jednak gdy mężczyzna nie zjawia się na ważnym spotkaniu, bohaterka czuje, że dzieje się coś złego. Prywatne śledztwo Clary odsłania sekrety mężczyzny i ludzi z jego kręgu. Jednocześnie czytelnik zostaje przeniesiony do przeszłości i rodziny, która boryka się z niezwykle trudnym w wychowaniu dzieckiem, przechodzącym w efekcie w wyrachowaną nastolatkę. Co łączy poszczególne postaci i wydarzenia? Gdzie jest Luke i czy jeszcze żyje? Jakie znaczenie dla jego zniknięcia mają problemy przedstawionej w książce rodziny?
"Złe dziecko" to bardzo niepozorna wizualnie książka. Natomiast wnętrze to interesujący majstersztyk, który powinien usatysfakcjonować każdego czytelnika tegoż gatunku. Propozycja Camilli Way to studium zła, zepsucia, braku kompasu moralnego, powielania tych samych błędów przez następne pokolenia, to także konsekwencja błędnych decyzji i prób ignorowania ich skutków. Autorka stosuje satysfakcjonujące, zaskakujące zwroty akcji, cliffhangery sprawiające, że trudno oderwać się od książki oraz nietuzinkowe rozwiązanie zagadki. Najbardziej w całej historii uderza skalany obraz rodziny, rodzicielstwa, zaufania partnerów do siebie naprzeciw nienawiści, która z upływem lat nie mija.
Za takie książki uwielbiam czytanie, bo "Złe dziecko" to historia z rodzaju tych, które bardzo lubię. To nuta niepokoju, dwa na pozór niepowiązane ze sobą zdarzenia, dwie linie czasowe, każda na pozór inna i finał, który wszystko pięknie odsłania. Jest wątek trudnego rodzicielstwa, porwania, tajemnic skrzętnie skrywanych przez lata, które okazują się być przyczyną...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Czas ucieczki" to kontynuacja "Sekretnego domu" z cyklu "Matki rzeszy". Dalsze losy bohaterki, Ruth, która zaślepiona wiarą w swój kraj, we włodarza była skłonna podporządkować swoje życie jedynej, słusznej idei, jaką było oddanie się woli narodu. Niemiecka kobieta przesiąknięta ideałami tradycyjnej rodziny, gdzie rolą kobiety jest trwanie przy mężu oraz rodzenie dzieci, które staną się w przyszłości idealnymi materiałem na kolejnych walczących za kraj. W kontynuacji nadchodzi czas rozliczeń. Niemcy przegrywają, Hitler umiera, a wszyscy ci, którzy ulegli propagandzie albo w końcu przejrzeli na oczy, albo jeszcze żyją mrzonkami o nadrzędnej, wyjątkowej, trudnej do podbicia rasie. Ruth ucieka pozostawiając za sobą marzenia, plany, ale celem jest ocalenie dziecka. "Czas ucieczki" ponownie na wokandę prosi matki, dzieci i nieporównywalną do niczego rodzicielską miłość, nie wspominając o tej tradycyjnej, do partnera, a może żyjącego jeszcze gdzieś męża "z obowiązku"?
Myślę, że "Czas ucieczki" utrzymał zaoferowany w pierwszym tomie poziom. Autorka nadal postaciami kobiet tworzy wyjątkową, wzruszającą historię, gdzie te niesione zawieruchą wojny są rzucane z kąta w kąt. W niestabilnym czasie ucieczki z Lebensborn matki podejmują trudne, czasami niezrozumiałe decyzję, stają przed wyborem ocalenia dzieci kosztem poświęcenia siebie, ale stają również między młotem (naiwna solidarność z owładniętym żądzą władzy Hitlerem) a kowadłem (wkraczające wojska sowieckie). To czas nie tylko ucieczki, to czas trudnych wyborów, analizy i akceptacji tego, że wcześniejsze życie już nie istnieje oraz czas dostosowania się do nowej rzeczywistości.
Jest niezwykle cienka granica pomiędzy romantyzowaniem tamtejszego okresu czasu (wojna, śmierć, bezwzględna nazistowska polityka) a ciekawie przedstawiona obiektywna historia kobiet niezależnie od ich narodowości. Myślę, że autorka podołała tematowi i umiejętnie z tego wybrnęła. Czekam na dalsze losy bohaterów.
"Czas ucieczki" to kontynuacja "Sekretnego domu" z cyklu "Matki rzeszy". Dalsze losy bohaterki, Ruth, która zaślepiona wiarą w swój kraj, we włodarza była skłonna podporządkować swoje życie jedynej, słusznej idei, jaką było oddanie się woli narodu. Niemiecka kobieta przesiąknięta ideałami tradycyjnej rodziny, gdzie rolą kobiety jest trwanie przy mężu oraz rodzenie dzieci,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przepiękna okładka z motywem roślinnym to tylko jeden z pozytywnych aspektów, który przywiódł mnie do tej książki. Kolejna kwestia to tytułowy zawód. Powstało wiele książek o dawnych akuszerkach, niedyplomowanych położnych, o tych kobietach, które postawiły sobie za cel niesienie pomocy, ulgi, wsparcia kobietom w trakcie porodu.
"Tajemnica położnej" nie traktuje jednak w całości o wspomnianym zawodzie, ale jest punktem wyjściowym dla wszystkich wątków poruszonych w książce. Trzy odrębne historie, trzy różne pokolenia, poszczególni wspólni bohaterowie. Ci, którzy przez lata trzymali głęboko skrywane tajemnice i ci, którzy pragną je odkryć, by zaspokoić ciekawość lub pozyskać tak upragniony od dziesięcioleci spokój ducha. Najbardziej poruszyła mnie historia Tess, położnej wspierającej kobiety, która poświęciła swoją wolność dla innych, kosztem rodziny. Druga odsłona tej historii to przeniesienie w czasie, gdy jednym z głównych bohaterów jest wnuk kobiety, natomiast trzecia odsłona to czasy współczesne, gdzie aż dotąd kolejne pokolenie ciągnie za sobą traumy i sekrety swych rodzin. Wszystko to spaja tajemicza plebania, walka o wpływy, majątek i ojcowskie uznanie, tragiczny wypadek i zaginięcie dwóch dziewczynek w odstępie kilkudziesięciu lat. Co wydarzyło się przed laty z małą Alice? Czy jej matka zazna w końcu spokoju poznając los jedynej córki? Czy można żyć normalnie kryjąc w sobie bolesną tajemnicę?
Poprowadzona trzema różnymi liniami czasowymi historia przypadła mi do gustu. Każde z wydarzeń było interesujące, ale też ukazywało spory poziom poczucia niesprawiedliwości w stosunku do danych bohaterów, który w łatwy sposób mógł udzielić się czytelnikowi. W książce dominują mocne, kobiecie postaci, motyw bezwarunkowej miłości rodzica do dziecka oraz konflikt międzypokoleniowy, ale czuć też rozdźwięk między wpływowymi, majętnymi ludźmi, a tymi pozbawionymi lepszych perspektyw. Nie jest to thriller, a raczej obyczajówka z elementami thrillera, z nutą rodzinnej tajemicy w tle. Niestety jak cała książka jest napisana w fascynującym stylu, tak zakończenie w mojej opinii jest delikatnym niewypałem niepasującym do wcześniej zaoferowanego dobrego poziomu, jaki serwowała czytelnikom autorka. Szkoda, ale i tak uważam czas z "Tajemnicą położnej" za udany.
Przepiękna okładka z motywem roślinnym to tylko jeden z pozytywnych aspektów, który przywiódł mnie do tej książki. Kolejna kwestia to tytułowy zawód. Powstało wiele książek o dawnych akuszerkach, niedyplomowanych położnych, o tych kobietach, które postawiły sobie za cel niesienie pomocy, ulgi, wsparcia kobietom w trakcie porodu.
"Tajemnica położnej" nie traktuje jednak w...
"W gąszczu kłamstw" to książka, wobec której miałam sporo oczekiwań. Wynikały one z zapowiedzi, jak i opisu książki. Niestety nie jestem usatysfakcjonowana po tej literackiej przygodzie, a wręcz czuję się zawiedziona.
Autorka na świeczniku kładzie motyw przyjaźni z dzieciństwa, której nieodłącznym elementem staje się tajemnica z przeszłości. Obecnie dorosłe dziś bohaterki, których drogi ponownie się przecinają, to kobiety skrajnie różne. Każda prowadzi inne życie, jedne mniej drugie bardziej udane. Każda z współczesnych dziś kobiet dźwiga jednak na swoich barkach sekret, który sprawił, że wiele lat temu skazano człowieka, a jednocześnie trzymany w tajemnicy dyktował drogę, jaką miała iść poczególna z postaci. Jakie sekrety miały nastoletnie dziewczyny? Czy skazano właściwego człowieka? Jak silna jest dziecięca przyjaźń? Czy równie łatwo jest przedkładać dziecięce przywiązanie na relacje dorosłych obecnie bohaterek? Oraz ile trupów w szafie kryje jeszcze autorka?
Odpowiedzi na te pytania z ochotą pragnie udzielić Marshall. Klimat mrocznego, wilgotnego lasu jest skutecznym do wywoływania atmosfery niepokoju tłem dla wydarzeń z przeszłości i obecnie. Jednak książka niepozbawiona jest wad. W moim odczuciu autorka postawiła na dość specyficzną, niebudzącą sympatii bohaterkę, z której emocjami trudno się utożsamić. Pewne schematy i plottwisty są dość przewidywalne dla dobrze znającego gatunek czytelnika. Można odczuć atmosferę niepokoju, ale brakło tu mocniejszych emocji, tąpnięcia, którego tak upatruję w thrillerach. Pierwsza połowa książki jest przegadana, wprowadzenie w arkana sprawy zajmuje autorce za dużo czasu, a czytelnik może lekko się niecierpliwić oczekując mocniejszych wrażeń. Książkę czyta się bardzo opornie ze względu na specyficzne opisy, skomplikowane, podniosłe metafory, jak i męczą zbyt filozoficzne wycieczki personalne w umysł poszczególnych postaci. Autorka niestety studzi emocje skupiając się na wątkach psychologicznych (pisząc innym doborem słów ten sam wątek), zamiast dodać pikanterii kluczowym wydarzeniom. Zakończenie rzeczywiście nieco może zaskakiwać, ale to niestety za mało by dźwignąć tę książkę.
"W gąszczu kłamstw" to książka, wobec której miałam sporo oczekiwań. Wynikały one z zapowiedzi, jak i opisu książki. Niestety nie jestem usatysfakcjonowana po tej literackiej przygodzie, a wręcz czuję się zawiedziona.
Autorka na świeczniku kładzie motyw przyjaźni z dzieciństwa, której nieodłącznym elementem staje się tajemnica z przeszłości. Obecnie dorosłe dziś bohaterki,...
Niemiecką autorkę można kojarzyć głównie z serii 'Save', młodzieżowej trylogii. Tym razem również Kasten celuje w grupę młodych odbiorców, ale wypływa na inne wody serwując literaturę z gatunku fantastyki. Dla mnie również to nieznane wody, ponieważ poza pojedynczymi, dość popularnymi książkami niewiele czytam w tym gatunku. Jak zatem można ocenić "Fallen princess"?
W Akademii Everfall uczniowie poznają tajniki magii. Każdy uczeń z niepokojem, ale i z niecierpliwością czeka na ten dzień, gdy w zależności od ujawnionych mocy pojawi się jego wyjątkowy talent świadczący też o przyporządkowaniu do danej dziedziny. Być może będziesz strażnikiem czy żniwiarzem, może będziesz posiadać uzdrawiające moce, a może będziesz w stanie przejść transformację z człowieka na zwierzę. Główna bohaterka nadal czeka na swój dar, spodziewając się, że pójdzie śladem matki - jednej z czołowych postaci w społeczeństwie. Jednak los zaskakuje dziewczynę dając jej dar, który ta traktuje jak przekleństwo, a w którego efekcie wszyscy się od niej odwracają. Początkiem powieści jest rzucona przez autorkę tajemicza śmierć jednego z uczniów. Moment ten pokrywając się z ujawnionym darem staje się centrum wydarzeń. Życie Zoey uzupełnia towarzystwo szkolnego żniwiarza, który ma pełnić pieczę nad wychowanką nowego wydziału.
Mona Kasten porusza wątek paranormalnych umiejętności, magii w strukturach dark academia, wąskiej, skłonnej do pobieżnej oceny społeczności uczniów, którzy w jednym momencie kochają, by za chwilę odwrócić się plecami do obiektu sympatii. Historia wydaje się być skonstruowana w interesujący sposób; w momencie, gdy czytelnik sądzi, że nic go już nie zaskoczy, autorka oferuje kolejne niespodziewane wydarzenia. Postać głównej bohaterki przedstawiona jest w wyważony sposób, a jej los wydaje się być przesądzony. Wątek kryminalny jest ciekawy, jego rozwiązanie dość zaskakujące, ale jednak uczciwie należy przyznać, że autorka nadal dba o warstwę obyczajową powieści, a elementy fantastyczne nie graja tutaj pierwszych skrzypiec.
Przyjaźń, miłość, zakazany pojedynek, tajemnicza zbrodnia i magia - ja po latach posuchy od takich książek jestem bardzo pozytywnie zaskoczona "Fallen princess" i z chęcią sięgnę po kolejną część.
Niemiecką autorkę można kojarzyć głównie z serii 'Save', młodzieżowej trylogii. Tym razem również Kasten celuje w grupę młodych odbiorców, ale wypływa na inne wody serwując literaturę z gatunku fantastyki. Dla mnie również to nieznane wody, ponieważ poza pojedynczymi, dość popularnymi książkami niewiele czytam w tym gatunku. Jak zatem można ocenić "Fallen princess"?
W...
Pani Agnieszka jak dla mnie jest w czołówce polskich autorów pod względem napisanych thrillerów psychologicznych. Śmiało mogę powiedzieć, że wielu polskich pisarzy serwujących ten gatunek mogłoby dopieszczać swój warsztat właśnie na twórczości pani Agnieszki. Moja sympatia do autorki rozpoczęła się po "Zostań w domu", której fabułę pamiętam do dziś, a to rzadkość przy czytaniu ponad setki książek rocznie, w tym w większości właśnie thrillerów. Później utkwiło mi w głowie "Terytorium", a kolejną dobrą pozycją w wykonaniu Pietrzyk jest właśnie "Ostatnie słowo", z którego wydarzenia na długo zagoszczą w mojej pamięci. Jednym z powodów jest obranie za sedno książki trudnego tematu, tematu zaginięcia dziecka, czyli dramatu każdego doświadczającego takiej tragedii rodzica. Niepewność, strach, obawa, miłość, która łamie serce i mając dzieci nie potrafię wyobrazić sobie tego obezwładniającego strachu i niepokoju, który już nigdy nie opuszcza rodzica.
William para się niecodziennym zajęciem. Zaszyty w niewielkiej wsi, prócz pielęgnowania ogrodu dochodowo zajmuje się pisaniem początków powieści. Jego spokój burzy uparta klientka, która nalega, by przygotowana książka nie zawierała wyłącznie pomysłu, lecz by Kriger opowiedział od A do Z całą historię. Fikcyjna opowieść nabiera tempa, gra pierwsze skrzypce w "Ostatnim słowie" poruszając temat zaginięcia dziecka, buzujących wyrzutów sumienia, tłumaczonego w imię pokrętnej logiki zła, p3dofilii, zacierania śladów czy dokonywania sprawiedliwości na własną rękę.
Autorka poruszyła wiele istotnych tematów popartych ludzkimi przywarami. Posłużyła się również specyfiką małej, zamkniętej społeczności, która jako tło napędza wydarzenia i podkręcą emocje.
W efekcie fabuła przeplatana jest wydarzeniami wokół procesu tworzenia książki na zamówienie oraz dramatem w przygotowywanym utworze. O ile fikcja literacka Krigera pozostawiła mnie tylko z moralnym niedosytem, o tyle w życiorysie autora oraz w rozgrywających się wokół niego wydarzeniach brakło mi większego rozwinięcia, zostało to potraktowane niemal po macoszemu. Podejrzewam, że taka właśnie miała być intencja autorki do czytelnika, zatem nie narzekam, tylko z niecierpliwością czekam na kolejne książki Pietrzyk.
Ja przy "Ostatnim słowie" bawiłam się wyśmienicie, choć poruszony temat jest niepozbawiony bagażu emocjonalnego.
Pani Agnieszka jak dla mnie jest w czołówce polskich autorów pod względem napisanych thrillerów psychologicznych. Śmiało mogę powiedzieć, że wielu polskich pisarzy serwujących ten gatunek mogłoby dopieszczać swój warsztat właśnie na twórczości pani Agnieszki. Moja sympatia do autorki rozpoczęła się po "Zostań w domu", której fabułę pamiętam do dziś, a to rzadkość przy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Autorki słynnego "Za zamkniętymi drzwiami" nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Paris po drodze popełniła jeszcze kilka dobrych thrillerów i zdaje się być już książkowym pewniakiem dla fanów tego gatunku. Najnowsza propozycja, czyli "Przyjaciółka" tylko to potwierdza. Co najzabawniejsze, mam wrażenie, że książki autorki szybko się czyta i również szybko zapomina, o czym są. Mnie to jednak nie przeszkadza, bo lubię sięgnąć po treściwy, konkretny thriller, który da mi satysfakcję zarówno w trakcie, jak i przy finale.
Mianem przyjaciela nie określa się pierwszej z brzegu osoby. Znajomość musi być intensywna, wsparcie musi iść z obu stron, jak i relacja winna być trwała i szczera. "Przyjaciółka" porusza temat przyjaźni pomiędzy dwoma małżeństwami, a jednak w obu pojawiają się rysy, które kaleczą związek. Laure wprowadza się do Iris i Gabriela pomstując na nieuczciwego męża. Gabriela trawią trudne doświadczenia z przeszłości. Pierre nie chce nawiązywać z nikim kontaktu, a Iris miota się w tych wszystkich rewelacjach. Pogmatwanie z poplątaniem, a czytelnik nie wie, którego wątku się trzymać, tyle ich tutaj dookoła bohaterów wyrasta, gwarantując jednocześnie trzymające się jednego poziomu emocje. Nie ma co wątpić w talent autorki do umiejętnego połączenia wszystkich wydarzeń, spajając je jednym stabilnym równaniem, a wynik jest bardzo trudny do przewidzenia i przyznaję - mocno mnie zaskoczył.
"Przyjaciółkę" oceniam na bardzo udany, ciekawie poprowadzony, ale niezobowiązujący do głębszej refleksji thriller w sam raz na dwa dłuższe wieczory.
Autorki słynnego "Za zamkniętymi drzwiami" nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Paris po drodze popełniła jeszcze kilka dobrych thrillerów i zdaje się być już książkowym pewniakiem dla fanów tego gatunku. Najnowsza propozycja, czyli "Przyjaciółka" tylko to potwierdza. Co najzabawniejsze, mam wrażenie, że książki autorki szybko się czyta i również szybko zapomina, o czym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Bierzesz sobie, jako głodny emocji czytelnik książkę. Spodziewasz się fajnej historii w sam raz na jeden, dwa dłuższe wieczory. A tu takie coś?
Pachnie debiutem ze słabą analizą tekstu, choć podobno autorka bestsellerów ma około 170 książek na koncie. Pachnie mocno irytującą bohaterką. Pachnie powtarzającymi się informacjami (trzy razy czytam o tym, jak bohaterka pracowała na pół etatu w sklepie zoologicznym, dwa razy jedna postać przedstawia się bohaterce i inne tego typu fragmenty), jak w dniu świra. Pachnie również nieistotnymi szczegółami, które gaszą w zarodku jakiejkolwiek emocje. Czekając na rozwinięcie akcji przez wiele stron czytam o trudnej przeszłości bohaterki, no ale ileż można? Gdzie ta akcja, ja się pytam? Pierwszy raz od bardzo dawna w trakcie książki postanowiłam sprawdzić opinie innych o niej. Bo albo to ze mną jest coś nie tak, albo ta książka to totalna klapa. Opinie utwierdziły mnie w tym drugim przekonaniu i uspokoiły, jeśli chodzi o moją osobę.
"Bój się sąsiada swego" ma być z założenia thrillerem. Jak dla mnie to to nawet koło thrillera nie stało. Może ktoś, kto nigdy nie sięgał po ten gatunek, odnajdzie się na start w tak ujętej historii, natomiast dla rasowego czytelnika pochłaniającego thrillery jeden za drugim będzie to rozczarowanie roku. Drętwe, nienaturalne dialogi, kiepsko wykreowani bezpłciowi, w większości brązowoocy (a jeden mający najpierw zielone, później indygo oczy) bohaterowie, fabuła nietrzymająca się kupy, wydarzenia niemające żadnego logicznego sensu, dwubiegunowa bohaterka, która boi się własnego cienia, ale po jednym dniu znajomości nazywa już ludzi przyjaciółmi czy miłością życia, a mając trzydzieści lat na karku nie waha się wspominać (kilkukrotnie!) o byciu starą. Książka brzmiąca jak egzemplarz przed korektą tekstu (lub bez weryfikacji betareader'a), w której można znaleźć takie kwiatki, jak mężczyznę mierzącego dziewięćdziesiąt centymetrów (może cierpi na karłowatość, kto go tam wie), braki myślników przy kończeniu dialogu wprawiają w konsternację, a chwilami bohaterka zamienia się w mężczyznę i mówi w formie męskiej. Gdybym tę książkę kupiła, poczułabym się mocno rozczarowana jakością oferowanego mi tekstu za takie pieniądze. Żeby chociaż pomysł ratował ten życiorys bohaterki, ale nie. Jest kiepsko, bezpłciowo, nielogicznie, nienaturalnie, wiele kwestii nie jest wyjaśnionych, a tam gdzie mają być jakiekolwiek emocje po prostu wieje nudą. Czytając tę książkę czułam się potraktowana jak niemyślacy idiota. Fabuły zarysowywać nawet nie będę, bo i tak sporo czasu poświęciłam tej bardzo kiepskiej pozycji.
Bierzesz sobie, jako głodny emocji czytelnik książkę. Spodziewasz się fajnej historii w sam raz na jeden, dwa dłuższe wieczory. A tu takie coś?
Pachnie debiutem ze słabą analizą tekstu, choć podobno autorka bestsellerów ma około 170 książek na koncie. Pachnie mocno irytującą bohaterką. Pachnie powtarzającymi się informacjami (trzy razy czytam o tym, jak bohaterka pracowała...
Czy kusiły mnie opinie innych czytelników o tej książce? Tak. Czy tego typu książki są potrzebne? Jak najbardziej. Czy spędziłam dobrze czas z tą książką? Nie, a zaraz wytłumaczę Wam dlaczego.
Zacznijmy od tego, że "Symfonia potworów" to część cyklu, jaki zaserwował autor, a którego bohaterami jest grupa młodych, zdeterminowanych do walki z zagrożeniami XXI wieku w obrębie cyfryzacji ludzi. Uzdolnieni programiści są w stanie pozyskać tajne dane, znaleźć zagubionego człowieka czy ujawnić ściśle chronione tajemnice na najwyższych szczeblach władzy. W przypadku tej książki ludzie ci skupiają się na dziejącym się przecież dzisiaj na oczach całego świata konflikcie w Ukrainie. Operacja wojskowa jednak nie tylko obejmuje zagrabienie terytoriów, ale i deukrainizację dzieci czy nastolatków. Mnie to przypomina przekazywanie polskich dzieci niemieckim rodzinom, gdzie chociażby na podstawie "Brunatnej kołysanki" można było prześledzić proceder, motywy za nim stojące i dalsze tej nieludzkiej czynności efekty. XXI wiek, a my cofamy się w czasie i w setkach kilometrów, by na nowo przyglądać się tej samej sytuacji, gdzie cierpią przecież niczemu niewinne dzieci.
Nadając fabularny wydźwięk wątkom dokumentalnym autor ukazuje losy rodziny, gdzie przewija się konflikt wojenny, ranni, zniszczone miasta i wsie, porwanie dziecka, zaminowane pola czy punkty kontrolne. Obok tego tkwią wątki mocnej braterskiej miłości czy miłość i tęsknota za utraconym dzieckiem.
Dlaczego zatem nie spędziłam dobrego czasu z tą książką? Bo "reedukacja małych Ukraińców, by uczynić z nich dużych Rosjan" to nie fikcja, o której można zapomnieć po zakończeniu książki. To wydarzenia, które dzieją się tu i teraz i zasadniczo nic z tym nie można zrobić, poza echem niosących się informacji.
Przyglądając się natomiast warsztatowi pisarza, coś mnie w tej książce uwiera. Czy to spłycenie akcji? Niedostatecznie przedstawione emocje matki i siostry porwanego chłopca, z którymi trudno się utożsamić? Brak głębszego rozwinięcia pewnych elementów powieści? Trudno powiedzieć. Z drugiej strony, gdyby autor chciał rozwodzić się nad każdym wątkiem, być może wyszedłby z tego melancholijny gniot, zatem równowaga była tutaj wskazana. Ja czuję lekki niedosyt, ale na pewno doceniam to, że na warsztat wzięto bardzo trudny, współczesny temat, chociażby po to, by zostawić ślad po dziejącej się na naszych oczach historii świata.
Czy kusiły mnie opinie innych czytelników o tej książce? Tak. Czy tego typu książki są potrzebne? Jak najbardziej. Czy spędziłam dobrze czas z tą książką? Nie, a zaraz wytłumaczę Wam dlaczego.
Zacznijmy od tego, że "Symfonia potworów" to część cyklu, jaki zaserwował autor, a którego bohaterami jest grupa młodych, zdeterminowanych do walki z zagrożeniami XXI wieku w obrębie...
Autorka książki "Nigdy cię nie opuszczę" (swoją drogą mam tę książkę na półce i nadal czeka na przeczytanie) serwuje czytelnikowi nową, interesującą historię. Tym razem bohaterka cierpiąca na "syndrom pustego gniazda", która ubolewa nad wyjazdem dorosłej już, jedynej córki na studia. Po latach przebywania w domu i pełnego skupienia na wychowywaniu dziecka kobieta pragnie, wręcz potrzebuje zmian. Dobrą okazją ku temu zdaje się być powrót do dawnej pracy. Obok jest również wspierający mąż, nieustannie w rozjazdach, a jednocześnie z tych, którzy płyną na fali zawodowych sukcesów, zachłystując się pieniędzmi i nie znając granicy umiaru. Rachel popełnia błąd. Po jednorazowej przygodzie, dręczą bohaterkę niepokojące listy, smsy, zdjęcia, a stalker zdaje się dopiero rozkręcać. Kto miesza w życiu bohaterki? Jak bardzo jeden błąd wpłynie ma dotychczasowe, spokojne życie Rachel? Kto jest przychylny kobiecie, a kto pragnie obrócić jej życie w ruinę?
"Niewierną" uważam za dość poprawny i udany thriller. Pomysł interesujący, wykonanie dość dobre, jeden mankament to chwilami irytująca bohaterka. Autorka wzięła na tapetę dość wdzięczny temat zdrady, skoku w bok, jednak nie do końca wykreowała radzącą sobie z tym bohaterkę. Historia przedstawiona w książce jest jednocześnie przykładem tego, do czego prowadzi w małżeństwie brak rozmów. Pod płaszczykiem udanego długoletniego związku kryją się brudy, które prędzej czy później ujrzą światło dzienne i nie byłoby pomysłu na tę książkę, gdyby bohaterowie postępowali jak należy, zarówno w kwestii zdrady, jak i w kwestii poprawnego małżeństwiego dialogu.
Autorka skutecznie buduje napięcie, podsyca co rusz fabułę zaskakującymi wydarzeniami, a jednocześnie próbuje wodzić czytelnika za nos. Zazwyczaj wychodzi jej to dobrze, co sprawia, że "Niewierna" ma prawo spodobać się wielu fanom intryg małżeńskich, perypetii rodzicielskich, a przede wszystkim sympatykom thriller domestic noir, ale nie ma co spodziewać się tu akcji goniącej na łeb, na szyję.
Autorka książki "Nigdy cię nie opuszczę" (swoją drogą mam tę książkę na półce i nadal czeka na przeczytanie) serwuje czytelnikowi nową, interesującą historię. Tym razem bohaterka cierpiąca na "syndrom pustego gniazda", która ubolewa nad wyjazdem dorosłej już, jedynej córki na studia. Po latach przebywania w domu i pełnego skupienia na wychowywaniu dziecka kobieta pragnie,...
więcej mniej Pokaż mimo to
O książce już wcześniej słyszałam dużo dobrego, jak i inne, poszczególne powieści autorki były mi dobrze znane. Dzięki wznowieniu przyszedł czas zapoznać się z osławionymi "Wielkimi kłamstewkami". I... jakie to było dobre!
Szczypta humoru, nieco kokieterii, perypetie małżonków przeplatane losami zaabsorbowanych rodziców, bogaci vs. ubożsi i tragedia, której okoliczności nie do końca są jasne.
"Wielkie kłamstewka" to opowieść o matkach z wyższych sfer i tych, których los pieniężne nie oszczędza. To także opowieść o udanych małżeństwach, byłych małżonkach, z którymi wypada utrzymać kontakt i tych małżeństwach, które dawno powinny skończyć się rozwodem lub nigdy nie istnieć. To także okraszona należytym, rodzicielskim humorem historia matek przedszkolaków przeżywających dobrze nam znane rozterki i dylematy na tle innych dzieci czy na tle organizacji placówki wychowawczej, jak i losy nieporozumień, konkurencji między matkami. Wisienką na torcie i spoiwem całej historii jest tajemnicza zbrodnia, jaka miała miejsce, a którą poprzedzają przytoczone przez autorkę wydarzenia. Retrospecja pozwala zrozumieć całokształt okoliczności, w jakich doszło do przestępstwa, a pomysłów przed poznaniem finału czytelnik ma bez liku, bo i autorka kluczy oraz podsyła rozbieżne, różne tropy oraz motywy.
Mam wrażenie, że ta książka idealnie trafiła w czas, w jakim znalazła się w moich rękach. Dziesięć lat temu, sprzed ery męża i dzieci nie interpretowałabym tej książki tak, jak odebrałam ją teraz. Podobało mi się poczucie humoru zafundowane w książce, dystans sytuacyjny, bardzo trafnie nakreślone realia z życia małżonków i realistyczne, tak namacalnie znane mi czy wielu innym matkom życie z dziećmi, z którym bardzo łatwo można się utożsamić. Żeby jednak nie było tak kolorowo, Moriarty porusza i te negatywne kwestie, w tym szeroko pojmowaną przemoc (bez większych spojlerów) i jej efekty. Super. Takiej książki obecnie potrzebowałam i mam ochotę nadrobić serial na jej podstawie.
O książce już wcześniej słyszałam dużo dobrego, jak i inne, poszczególne powieści autorki były mi dobrze znane. Dzięki wznowieniu przyszedł czas zapoznać się z osławionymi "Wielkimi kłamstewkami". I... jakie to było dobre!
Szczypta humoru, nieco kokieterii, perypetie małżonków przeplatane losami zaabsorbowanych rodziców, bogaci vs. ubożsi i tragedia, której okoliczności nie...
Nam, ludziom wydaje się, że mamy wszystko, jesteśmy szczęśliwi, prowadzimy beztroskie życie. Nie mamy świadomości własnego powodzenia, dobrobytu i dostatku, póki nie stracimy oczywistych dla nas rzeczy, póki nie zostaniemy pozbawieni pewnych przywilejów. Dzięki procesowi ewolucji nasze organizmy zostały wyposażone w komplet zmysłów, dzięki którym możemy dzisiaj żyć. Zmysły te na przestrzeni dziejów dostosowywały się do środowiska. Podobnie jak pod względem amatomii (przykład kości ogonowej czy wyrostek robaczkowy), tak i pod względem fizjologii nasze ciała zmieniały się przez tysiące lat, by mieć obecny kształt. Jedne organy zanikały, by inne mogły wyspecjalizować się jeszcze mocniej w swoich funkcjach. Co jednak jeśli nagle w wyniku wypadku, urazu, choroby jeden z naszych zmysłów zacznie szwankować, nie będzie w ogóle sprawny bądź w niewielkim ułamku będzie spełniał swoją funkcję? Nie wiemy tego, póki sami tego nie doświadczymy.
Autor spotyka się z pacjentami, którzy doświadczyli utraty jednego ze zmysłów. Zaburzenia widzenia, omamy, zaburzenia węchu bądź jego całkowity brak, utrata słuchu, niezdolność odczuwania bólu sprawiająca, że nieświadomy niczego człowiek dewastuje organizm i naraża go na urazy, zaburzenia równowagi prowadzące do niekontrolowanego upadku - tym i innym schorzeniom przygląda się czytelnik wraz z autorem i jego rozmówcami. Pacjenci opisują dolegliwości, drogę do pierwszych diagnoz celem uzyskania pomocy medycznej, wpływ schorzenia na codzienność, życie zawodowe i rodzinne. Przytoczone przypadki są przedstawione w interesujący sposób, a autor dla uzupełnienia danych problemów dotyczących zmysłów raczy czytelnika anatomią i fizjologią w pigułce, jak i licznymi grafikami. Nieco skróciłabym wiadomości stricte naukowe na poczet interesujących przypadków medycznych i wyszłaby z tego książka niemal idealna.
Nam, ludziom wydaje się, że mamy wszystko, jesteśmy szczęśliwi, prowadzimy beztroskie życie. Nie mamy świadomości własnego powodzenia, dobrobytu i dostatku, póki nie stracimy oczywistych dla nas rzeczy, póki nie zostaniemy pozbawieni pewnych przywilejów. Dzięki procesowi ewolucji nasze organizmy zostały wyposażone w komplet zmysłów, dzięki którym możemy dzisiaj żyć. Zmysły...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po fenomenalnej w mojej opinii ubiegłorocznej "Bez tchu", której fabułę oraz towarzyszące mi podczas czytania emocje pamiętam do dziś, miałam spore oczekiwania względem nowej czytelniczej propozycji autorki. Niestety, nieco się rozczarowałam. I trudno mi jednoznacznie określić, czy to książka jest tak fatalna, czy może ja trafiłam na kryzys, w którym tak przedstawione, ujęte książki w ogóle do mnie nie przemawiają.
Zacznijmy od tego, iż pomysł na fabułę przypomina coś, co czytaliśmy już u Ruth Ware, ale to jeszcze jestem w stanie zrozumieć, gdyż dziś pobyt na jachcie czy na statku wycieczkowym staje się coraz popularniejszym sposobem spędzania wolnego czasu. A jednocześnie staje się nowym, wdzięcznym miejscem do realizacji planów o thrillerach. Zapewne też mniejsze możliwości ucieczki, hermetyczne środowisko innych pasażerów czy załogi oraz atmsfera wody, bujania, choroby morskiej mogą wróżyć sukces, jednak podstawą niekoniecznie jest tło, a pomysł.
Bohaterka przedstawia Olivię, główną bohaterkę, której intencje przebywania na statku pokrywają się zarówno z planami zawodowymi, jak i prywatnymi, gdzie spędzając czas z narzeczonym, jednocześnie wesprze swoją osobą aukcję cennych dzieł sztuki. Jednak lawina niepokojących zdarzeń zamienia rejs w koszmar.
Widać, że autorka mocno stara się przekonać do książki czytelnika przedstawiając swój pomysł na wyprawę na Antarktydę: cliffhangery po każdym rozdziale, dreszczyk emocji z nieprzewidzianych wydarzeń, gdzie pojawiają się niewinne ofiary, w końcu motywy przedstawionych przestępstw. Tylko niestety to nie wystarcza. A mam wrażenie, że im bardziej autorka się stara, tym słabiej to wychodzi. Jednocześnie pogrąża tę opowieść sama postać głównej bohaterki, bo sztuką jest przedstawić dobrego, mądrego bohatera, do którego czytelnik zapała sympatią, a nie zaburzoną, irytującą, niekonsekwentną kobietę, która nie wie, czego chce (i nie tłumaczą tego nawet traumy z życia Olivii).
Podsumowując, po rewelacyjnym "Bez tchu" o wysokogórskim klimacie, niestety ta książka jest nietrafiona. Autorka fantastycznie celuje w nieco inną scenerię dla swoich książek (kiedyś góry, dziś arktyczne lodowce), ale jak widać, nie zawsze wychodzi to dobrze.
Po fenomenalnej w mojej opinii ubiegłorocznej "Bez tchu", której fabułę oraz towarzyszące mi podczas czytania emocje pamiętam do dziś, miałam spore oczekiwania względem nowej czytelniczej propozycji autorki. Niestety, nieco się rozczarowałam. I trudno mi jednoznacznie określić, czy to książka jest tak fatalna, czy może ja trafiłam na kryzys, w którym tak przedstawione,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ta niepozorna książka z tajemniczą okładką zaprasza do brudnego, mrocznego Paryża początku XIX wieku. Paryż ukazany jako świat kontrastu: bieda naprzeciw blichtrowi, dwa skrajne obozy o różnych interesach, ci, którzy walczą, by przeżyć każdy dzień i ci, którzy nie wiedzą już, co zrobić z pieniędzmi. Ukazany tutaj ówczesny Paryż zdaje się być miejscem, które rządzi się własnymi prawami. To miasto, gdzie możesz dostać w mordę tylko dlatego, że pobłądziłeś w nieodpowiednim zaułku, gdzie możesz umrzeć z głodu, mimo że jesteś w gospodzie, gdzie prawo w pewnych zakątkach miasta nie istnieje. Właśnie w takich warunkach czytelnik poznaje Verne'a - młodego, bystrego, niezwykle ambitnego policjanta, który oddelegowany od spraw dotyczących sutenerstwa staje okoniem wobec układów, wyższych sfer, a wszystko za sprawą tajemniczego zgonu młodego mężczyzny, syna jednego z przedsiębiorców. Pierwotne podejrzenie targnięcia się na własne życie budzi jednak wątpliwości Valentina. Bohater drąży i to nie tylko tę sprawę, ale również prowadzi pościg za tajemniczym Wikarym. Duchowny ten natomiast przewija się w pamiętnikach innego bohatera, którego losy od czasu do czasu wplata w powieść autor.
Świat polityki, gdzie ścierają się ruchy bonapartystów, republikanów, orleanistów czy legitymistów, gdzie w kuluarach mnożą się pomysły spiskowe to tylko jeden z wątków wyjściowych, do których dołącza zaraz potem świat artystów teatralnych, a po nim kontrowersyjne medyczne terapie.
"Biuro do spraw tajemnych" to książka, po której nie spodziewałam się niczego odkrywczego, wręcz miałam obawy czy aby na pewno czytelnicza kryminalna podróż do XIX Paryża jest dla mnie. Kusił mnie jednak motyw ówczesnych odkryć medycyny wobec dokonywanych zbrodni i pod tym względem akurat się nie zawiodłam, choć spodziewałam się nieco bardziej dokładnego spojrzenia na interesujący mnie temat.
Autor umiejętnie oddał ducha tamtych czasów, jak i roztoczył bardzo rzeczywisty klimat francuskiego miasta dopieszczając go przekrojami społeczeństwa i nastrojami ludu. Postać bohatera intryguje, sprawa zbrodni jest zagadką, którą krok po kroku czytelnik odkrywa niczym warstwy cebuli, tylko zapłakać trudno nad losem Verne'a, a zdecydowanie łatwiej nad pamiętnikiem i postacią tajemniczego chłopca. Co kryje się za zagadkowymi zgonami? Jakie mroczne sekrety skrywa Paryż? Do czego są zdolni jego mieszkańcy i jakie tajemnice ukrywają? A przede wszystkim, co kryje w sobie bohater?
Ta niepozorna książka z tajemniczą okładką zaprasza do brudnego, mrocznego Paryża początku XIX wieku. Paryż ukazany jako świat kontrastu: bieda naprzeciw blichtrowi, dwa skrajne obozy o różnych interesach, ci, którzy walczą, by przeżyć każdy dzień i ci, którzy nie wiedzą już, co zrobić z pieniędzmi. Ukazany tutaj ówczesny Paryż zdaje się być miejscem, które rządzi się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Thrillery uwielbiam i nie przepuszczę niemal każdemu. O sympatii do konkretnych typów okładek również nie muszę już wspominać. Tym razem historia, w mojej opinii z pogranicza thrillera z kryminałem, ale za to połączona w mistrzowski sposób, jak i polecana przez czołowe nazwiska takie jak Child czy King.
Trudno jednoznaczne nakreślić fabułę, gdyż ta mocno się rozgałęzia. Mamy tutaj psychologa po przejściach, dość młodego człowieka, który wiedziony traumą z dzieciństwa nie bez przyczyny obrał tę ścieżkę zawodu. Jego postać umiejętnie przeplata się z nastolatką bez tożsamości, bez rodziny, bez określonego aktem urodzenia wieku. Jedyne co o dziewczynie wiadomo to to, że została odnaleziona kilka lat temu w domu ze zwłokami mężczyzny. Natomiast clou "Dobra dziewczyna, zła dziewczyna" jest sprawa gwałtu i morderstwa pewnej utalentowanej łyżwiarki.
Ktoś powie, że wyszło z tego masło maślane. Otóż nie. Historia jest umiejętnie połączona, a głównymi jej narratorami jest wspomniany wyżej psycholog i dziewczyna bez tożsamości. Bohaterowie ci dopuszczani na przemian do głosu tworzą warstwę fabularną dla toczącego się śledztwa. Każdy kolejny rozdział stawia wiele zagadek, ale też przybliża czytelnika do poznania tajemic z przeszłości głównych bohaterów, jak i ofiary. Zakończenie jest nieoczywiste i choć tropów było kilka, autor postawił na dość zaskakującego złego bohatera.
Co natomiast szczególnie wyróżnia tę książkę na tle innych to może skromne, ale jednak obecne sceny i dialogi (w tym metafory), które wywołują uśmiech na twarzy czytelnika. Tak, czytałam thriller i nie zabrakło mi fragmentów, w których świetnie się bawiłam nie tylko pod względem gatunku czy emocjonującej fabuły, ale pod kątem interesującego poczucia humoru autora (tudzież tłumacza). Te fragmenty świetnie rozładowywały ciężką atmosferę, jak i nastrajały mnie optymistycznie do dalszych wydarzeń w książce, choć kluczowe fakty względem morderstwa, jak i przeszłości bohaterów nie niosły ze sobą znamion optymizmu.
"Dobra dziewczyna, zła dziewczyna" to opowieść o tych, którzy doświadczyli zła i o tych, którzy zło musieli czynić. Ja przy tej książce bardzo dobrze się bawiłam, choć początek tego nie zapowiadał.
Thrillery uwielbiam i nie przepuszczę niemal każdemu. O sympatii do konkretnych typów okładek również nie muszę już wspominać. Tym razem historia, w mojej opinii z pogranicza thrillera z kryminałem, ale za to połączona w mistrzowski sposób, jak i polecana przez czołowe nazwiska takie jak Child czy King.
Trudno jednoznaczne nakreślić fabułę, gdyż ta mocno się rozgałęzia....
W przypadku klasyki mam ogromne braki, gdyż poza standardowymi lekturami raczej po nie nie sięgałam. Zatem gdy pojawiła się możliwość przeczytania "Szkarłatnej litery" potraktowałam to, jak odrobienie zaległej, istotnej lekcji, ponieważ dotychczas tytuł ten kojarzył mi się wyłącznie z ekranizacją w niedzielne dni, gdy byłam dzieckiem.
Do miasta przybywa brzemienna Hester. Jej występek jest o tyle niemoralny, że od lat nie widziano jej zaginionego męża. Cieniem jej hańby jest pewien starzec, który w powieści przybiera postać samego zła. Kobieta w ramach pokuty przybiera symbol tytułowej szkarłatnej litery, z którym chyłkiem przemierza miasto, a który zdobi jej szatę. W każdej drodze towarzyszy jej dziecko, nieposkromiona dziewczynka. Obie te postaci budzą niechęć, wyszydzanie, skrajne emocje mieszkańców, a każdy zadaje sobie pytanie, kto jest ojcem dziecka? Bohaterka jednak twardo obstaje przy swoim i nie zamierza, nawet kosztem kar i upokorzenia uchylać rąbka tajemnicy.
Dlaczego klasyka jest klasyką? Ponieważ dzisiaj już nikt w literaturze nie posługuje się tak charakterystycznym dla ówczesnych czasów językiem, jaki w "Szkarłatnej literze" zastosował autor. Niepodrabiany styl, plastyczne, wręcz patetyczne opisy przyrody, wyglądu postaci, cech charakteru, niejednokrotnie dłuższe niż kluczowe wydarzenia. Niespieszna narracja, która ma mocno osadzić czytelnika w tamtejszej epoce, a jednocześnie zainteresować go na tyle, by wręcz namacalnie odczuł wstyd na własnej skórze, jakby zamienił się z Hester rolami. O moralnej stronie "Szkarłatnej..." we współczesnych, o wiele bardziej elastycznych i tolerancyjnych czasach trudno dyskutować, jednak analiza tej propozycji może być doskonałym punktem wyjściowym do rozmów o rozwiązłości i jej rozliczaniu względem płci czy w efekcie o odwadze i tchórzostwie, które wpędza w efekcie w obłęd.
Na pewno należy docenić tę klasykę (chociażby dlatego, że jest klasyką), ale nie jest to historia dla każdego. Dłużący się wstęp zasadniczo nic nie wnosi do głównego pomysłu. Rozwlekłe opisy sprawiają, że powieść się ciągnie, a można wręcz odnieść wrażenie, że historia powstała dla samego napisania, a kluczowe wydarzenia można było spokojnie zmieścić na połowie oferowanych stron. Z drugiej jednak strony, czy w dobie szybkiego życia i każda książka musi być do "szybkiego czytania"? Czy o to dziś chodzi w literaturze? By czytać dla samego czytania, czy może czytać głębią, z jednoczesnym rachunkiem sumienia na własne poczynania?
W przypadku klasyki mam ogromne braki, gdyż poza standardowymi lekturami raczej po nie nie sięgałam. Zatem gdy pojawiła się możliwość przeczytania "Szkarłatnej litery" potraktowałam to, jak odrobienie zaległej, istotnej lekcji, ponieważ dotychczas tytuł ten kojarzył mi się wyłącznie z ekranizacją w niedzielne dni, gdy byłam dzieckiem.
więcej Pokaż mimo toDo miasta przybywa brzemienna Hester....