-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać1
-
ArtykułyMoa Herngren, „Rozwód”: „Czy ten, który odchodzi i jest niewierny, zawsze jest tym złym?”BarbaraDorosz1
-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
Biblioteczka
2021-03-22
2021-02-09
“Rozgrywka” Allie Reynolds to świetny debiut literacki z gatunku thriller. Pomijając fakt, że otrzymałam książkę ze swoim imieniem na okładce, byłam bardzo ciekawa tej pozycji, zwłaszcza że podskórnie czułam, iż to będzie dokładnie to, co lubię. Okazało się, że silne przyciąganie nie było bezpodstawne. Otóż “Rozgrywka” zapewniła mi mrożącą krew w żyłach rozrywkę!
Cała akcja książki dzieje się w opuszczonym schronisku w Alpach. Pięciu niegdysiejszych przyjaciół spotyka się tam po latach. Każde z nich otrzymało zaproszenie. Jak się okaże, od dwóch osób z grupy, co już na samym początku wzbudza w głównej bohaterce podejrzliwość. Później to uczucie się pogłębia wraz z wychodzącymi na jaw tajemnicami z przeszłości.
Narracja książki jest w pierwszej osobie w czasie teraźniejszym, co dla mnie było strzałem w dziesiątkę. W dodatku rozdziały przeplatają się naprzemiennie, więc czytelnik dowiaduje się, co właściwie wydarzyło się dekadę wcześniej. Z rozdziału na rozdział poznaje on także piątkę znajomych a także inne postacie, które dziesięć lat wcześniej miały wpływ na wydarzenia, do których doszło.
W przypadku “Rozgrywki” polecajka na okładce: “Thriller, który porywa i mrozi krew w żyłach. REWELACYJNY” idealnie podsumowuje tę książkę.
Znajdziecie w niej mrok, sekrety, zauroczenie, miłość, żądzę zemsty i determinację, aby być najlepszym.
Dla mnie jak na razie to odkrycie roku. Dawno nie czytałam thrillera, który tak bardzo by mnie wciągnął, oczarował wydarzeniami i przede wszystkim miejscem, gdzie dzieje się akcja. Chętnie zobaczyłabym ekranizację. I po lekturze tej książki doszłam do wniosku, że jak czas pozwoli, usiądę i obejrzę filmiki z mistrzostw ze snowboardu.
Myślę, że książka jest takim “must read” dla fanów thrillera. Polecam przeczytać ją od razu po premierze (24.02.2021), ponieważ aktualna aura pogodowa pozwoli Wam przenieść się w Alpy do schroniska i przeżywać z mocą to, co tam się będzie działo!
“Rozgrywka” Allie Reynolds to świetny debiut literacki z gatunku thriller. Pomijając fakt, że otrzymałam książkę ze swoim imieniem na okładce, byłam bardzo ciekawa tej pozycji, zwłaszcza że podskórnie czułam, iż to będzie dokładnie to, co lubię. Okazało się, że silne przyciąganie nie było bezpodstawne. Otóż “Rozgrywka” zapewniła mi mrożącą krew w żyłach rozrywkę!
Cała...
2021-02-11
𝗦𝗰𝗵𝗿𝗼𝗻𝗶𝘀𝗸𝗼 opowiada o wybitnej nastoletniej szachistce, która w dzień turnieju zostaje uprowadzona. Ląduje w Lesie pamięci, w piwnicy starego domu. Dwunastoletni Elijah zna zakamarki lasu jak własną kieszeń i chce zaprzyjaźnić się z Elissą, lecz nie chce jej pomóc.
O tej książce mogłabym się rozpisać co najmniej jakbym pisała opowiadanie. Więc przejdę do konkretów.
Misternie zaplanowana fabuła, świetnie wykreowani bohaterowie, powodują istny zamęt w głowie. Główny wątek kręci się wokół Ellisy i Elijah, jednak jest też wątek poboczny dotyczący policjantki prowadzącej śledztwo w sprawie porwania dziewczyny.
Akcja z początku biegnie jednostajnym tempem, aby czytelnik zrozumiał wszystko to, czego stopniowo się dowiaduje. Potem całość nabiera tempa do tego stopnia, że czytałam z zapartym tchem, wytrzeszczałam oczy ze zdumienia i musiałam przez chwilę pomyśleć nad tym co właśnie przeczytałam.
Sam Lloyd napisała bezwątpienia mroczną opowieść, poruszającą tematy traumy, chorób psychicznych, zdeprawowania ludzi, siły i determinacji w chwili zagrożenia życia. Wodząc za nos czytelnika prowadzi przez najbardziej pokręcone umysły ludzkie, serwując jazdę bez trzymanki. To lektura zdecydowanie dla osób o mocnych nerwach.
“Schronisko” zostanie w mojej głowie na długo.
𝗦𝗰𝗵𝗿𝗼𝗻𝗶𝘀𝗸𝗼 opowiada o wybitnej nastoletniej szachistce, która w dzień turnieju zostaje uprowadzona. Ląduje w Lesie pamięci, w piwnicy starego domu. Dwunastoletni Elijah zna zakamarki lasu jak własną kieszeń i chce zaprzyjaźnić się z Elissą, lecz nie chce jej pomóc.
O tej książce mogłabym się rozpisać co najmniej jakbym pisała opowiadanie. Więc przejdę do konkretów....
2020-01-16
2019-11-16
Zacznę od okładki, bo mimo iż nie ocenia się książki po okładce, jesteśmy wzrokowcami i najczęściej sięgamy po to, co nam się podoba. Ponadto, ładna oraz estetyczna okładka w jakiś sposób jest zapowiedzią tego, co czeka na nas w środku. Jako autorka powieści, staram się wybierać okładki do swoich książek, które odwzorowują w jakimś stopniu historię przedstawianą na kartach. W przypadku "Anaid. Niezwykły zmysł" z całą pewnością stwierdzam, iż okładka jest odzwierciedleniem treści. Znalazło się na niej to, co ma kluczowe znaczenie. Poza tym front jest po prostu hipnotyzujący, tak jak i reszta.
Jeśli chodzi o treść, śmiało mogę napisać, że autorka stworzyła powieść barwną. Pióro Anny Fobii jest przyjemne i lekkie w odbiorze. Urzekła mnie niektórymi porównaniami, ukazując siebie. Czytając powieść, czułam w niej cząstkę Ani, odnosząc wrażenie, iż słowa utrwalone na kartach powieści, płynęły prosto z serca. Autorka zadbała o to, by nie zanudzić czytelnika, ale też nie pognała pędem z akcją do przodu. W książce fabuła posuwa się w jednostajnym tempie. Poznajemy głównych bohaterów, ich codzienność oraz poznajemy powoli ich nadprzyrodzone zdolności, które odkrywają stopniowo, tak jak i prawdę o sobie.
Anna Fobia zabrała mnie w niezwykłą podróż pod wieloma względami. Prostym językiem opisała niezwykłą historię młodych ludzi, którzy poczuli do siebie wyjątkową więź już przy pierwszym spotkaniu. Miłość, bo ona także gra tutaj jedne z pierwszych skrzypiec, między postaciami rodzi się nagle, jak za sprawą strzały amora i ma kluczowe znaczenie. Podobało mi się to z jaką finezją autorka ją przedstawiła. Jak skrupulatnie i z fantazją na pełnym gwizdku skupiła się na najważniejszych faktach i scenach, nie zapychając stron innymi, niemającymi znaczenia wątkami. Postacie drugoplanowe także mają swoje pięć minut i brawo dla autorki za to, że nie poszła na skróty i przedstawiła perspektywę dwóch równie ważnych bohaterów: ojca Anaid oraz siostry. Bardzo ciekawą postacią jest także tajemniczy chłopak - Kaiden. Na jego temat nie będę się rozpisywać, bo nie należę do osób, które spoilerują książki. Jednak zapewnić mogę, że ta postać, choć pojawia się w gruncie rzeczy tak naprawdę pod koniec, sporo namiesza w kolejnej części, czuję to.
Gatunek fantasy nie jest moją mocną stroną, nie zaczytuję się specjalnie w tej literaturze, ale czasem lubię oderwać się od schematycznych romansideł, ciężkich i mocnych thrillerów, więc chętnie przyjmuję propozycję zrecenzowania powieści fantasy. Wiele razy w recenzjach, czy na social media, wspominałam o tym, że we współpracy z wydawnictwami najpiękniejsze jest to, że podejmuję się recenzji książek, po które sama z siebie bym nie sięgnęła, a one okazują się prawdziwymi perełkami. W przypadku "Anaid. Niezwykły zmysł" tak właśnie jest. Niejednokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy byłabym w stanie napisać powieść fantasy, i doszłam do wniosku, że raczej nie, ponieważ do tego trzeba mieć niezwykły umysł. Anna Fobia bez wątpienia go ma!
W powieści poznacie oczywiście najważniejsze z postaci, czyli Anaid i Caluma. Mię - siostrę Anaid, Mikiego - przyjaciela Caluma. Ojca Anaid, który niejedno ma za uszami, Matkę Caluma, równie intrygującą postać, co ojciec Anaid. Kaidena - chłopaka, który oczywiście namiesza i będzie pałał gniewem do Caluma. Staniecie nad klifem, poczujecie morską bryzę na twarzy, wiatr będzie bawił się Waszymi włosami, a do serca wtargną słowa: ZOBACZ! POCZUJ! ZAUFAJ!
Miałam przyjemność czytać powieść, gdy była jeszcze w przygotowaniu do publikacji, dlatego na pierwszym skrzydełku znajdziecie moją polecajkę:
"Anaid. Niezwykły zmysł" to tętniąca emocjami przygoda do fascynującego świata fantazji, gdzie wszystko jest możliwe. Tajemnicze klify, magiczne mocne, skrywane sekrety, to tylko ułamek tego, co czeka na kartach powieści. Anna Fobia swoim piórem i wyobraźnią porwie Cię do świata, z którego nie zechcesz wrócić. Ja już przepadłam i czekam na Ciebie.
Serdecznie gratuluję autorce wspaniałego debiutu literackiego!
Samanta Louis, autorka powieści "Zła miłość" oraz "Breaking rules. Gra rozpoczęta"
Zacznę od okładki, bo mimo iż nie ocenia się książki po okładce, jesteśmy wzrokowcami i najczęściej sięgamy po to, co nam się podoba. Ponadto, ładna oraz estetyczna okładka w jakiś sposób jest zapowiedzią tego, co czeka na nas w środku. Jako autorka powieści, staram się wybierać okładki do swoich książek, które odwzorowują w jakimś stopniu historię przedstawianą na kartach....
więcej mniej Pokaż mimo to
"Witajcie w "Domu zbrodni"."
Zacznę od tego, że ostatnio bardzo lubuję się w thrillerach. Dość szybko potrafię rozpracować, czy dana książka będzie ciekawa, czy niestety zawieje nudą. W przypadku "Kobieta w mroku" niemal od początku przygody wiedziałam, że ta książka to istny sztos. Nie pomyliłam się. Kiedy powieść wciąga mnie na swoje karty i nie chce wypuścić, to znaczy, że to prawdziwa petarda pod każdy względem. Wspomnę jeszcze, iż jestem bardzo wybredna, nie zadowalam się byle historią, analizuje książkę nazbyt dokładnie, bo sama je piszę i szukam w nich czegoś wyjątkowego, czegoś co powali mnie na kolana i pozostawi w szoku na długi czas. Thriller bądź kryminał musi mieć jaja, jeżeli ich nie ma, to książka według mnie jest słaba. Te gatunki rządzą się swoimi prawami, i autor powinien według tych praw je tworzyć, by dać czytelnikowi prawdziwą jazdę bez trzymanki, jak na rollercoasterze. "Kobieta w mroku" mi to dała, przejechałam się z rozdziawioną buzią na kolejce górskiej i wysiadłem z niej w osłupieniu, z walącym serce w piersi, stanęłam na galaretowatych nogach i łapałam oddech, który wstrzymywałam, bo bałam się oddychać.
Tak właśnie się czułam podczas czytania "Kobieta w mroku" spod pióra Vanessy Savage.
" Nim zdążę pobiec za nim, drzwi się zamykają i słuchać zgrzyt klucza w zamku. Zostawił mnie w ciemności. Jestem sama, ale mogę przysiąc, że wokół słyszę złowrogie szmery, szelesty i szepty. Zamykam oczy, zatykam uszy i zwijam się w kłębek. To nie był sen. To nigdy nie był sen."
Bohaterowie, miejsca, akcja, tajemnice i wiele innych elementów powieści tworzą spójną całość. Autorka skupiła się na najważniejszych wydarzeniach, nie zapychając stron nieistotnymi wątkami, dzięki temu przez książkę się leci jak strzała.
Powieść została podzielona na cztery części, występuję jedna perspektywa, gościnnie pojawia się druga, która jeży włosy na karku, a po ciele przechodzi dreszcz strachu. Bardzo podoba mi się zastosowanie pierwszej osoby w czasie teraźniejszym, czyli Sarah opowiada nam to, co się aktualnie dzieje, co według mnie lepiej wpływa na odbiór książki, wywołuje większe emocje.
" Tracę równowagę i spadam ze schodów. Głowa uderza o podłogę, eksplodując bólem. Robi mi się ciemno przed oczami. Staram się trzymać, ale coraz bardziej odpływam. W resztkach świadomości majaczy jedna myśl: "Nie rób mu krzywdy. Nie krzywdź mojego syna.."
Vanessa Savage wodzi czytelnika za nos niemal do samego końca. Kilkakrotnie zmieniałam swoje typy odnośnie do osoby, która gościnnie przemawia i za każdym razem byłam w błędzie, choć wcześniej podejrzewałam, kto to może być, ale takiego finału książki się nie spodziewałam. Miałam swoje podejrzenia, ale okazały się one błędne.
"Kobieta w mroku" to powieść opowiadająca o relacjach rodzinny, o tym jak zatajane kłamstwa i sekrety zjadają człowieka od środa czyniąc go obłąkanym. O wychowaniu wpływającym na ukształtowanie dziecka i jego przyszłość, o zdradzie, problemach, strachu przed samotnością i dążeniu do zrealizowania marzeń o idealnym życiu.
Jeżeli macie za sobą już lekturę "Szeptacz" Alexa Northa bądź "Coraz większy mrok" Colleen Hoover, "Kobieta w mroku" równie mocno Was zszokuje jednocześnie zachwycając.
Oczywiście polecam, to must read dla fanów thrillerów!
Za egzemplarz do recenzji, dziękuję Wydawnictwu Sonia Draga.
"Witajcie w "Domu zbrodni"."
Zacznę od tego, że ostatnio bardzo lubuję się w thrillerach. Dość szybko potrafię rozpracować, czy dana książka będzie ciekawa, czy niestety zawieje nudą. W przypadku "Kobieta w mroku" niemal od początku przygody wiedziałam, że ta książka to istny sztos. Nie pomyliłam się. Kiedy powieść wciąga mnie na swoje karty i nie chce wypuścić, to...
2019-10-02
31 października 1989 roku dochodzi do makabrycznej zbrodni. Jedynymi ocalałymi jest chłopiec i dziewczynka, których znaleziono w piwnicy pełnej kasztanowych ludzików.
Gdy minister spraw społecznych wraca do pracy po długiej przerwie, ginie kobieta, a dokładniej samotna matka. Na miejscu zbrodni śledczy znajdują... kasztanowego ludzika. Po zbadaniu odcisków palców z kasztanów okazuje się, że odcisk należy do zaginionej przed rokiem córki pani minister. I to nie zbieg okoliczności bowiem, ginie kolejna kobieta i kolejny kasztanowy ludzik nosi odcisk palca małej Kristine. Rozpoczyna się gra, w której nikt nie jest bezpieczny, ponadto zło czai się bliżej, niż wszyscy sądzą. Czy zaginiona dziewczynka de facto żyje?
Takie książki uwielbiam! "Kasztanowy ludzik" to kryminał najwyższej klasy i ogrom przyjemności z czytania, ponieważ liczy 556 stron, i mimo iż niektórych ta liczba może przytłoczyć, zważywszy na niestandardowy rozmiar książki i więcej tekstu, strony przewracają się w szybkim tempie, a tekst się wręcz pochłania. Pierwszy kryminał duński, jaki czytałam, to seria Oxen. Już podczas jej lektury Dania na kartach powieści mnie oczarowała, więc gdy przeczytałam, że "Kasztanowy ludzik" jest autorstwa duńskiego pisarza, wiedziałam, że to będzie sztos i... miałam rację. Brawo ja :D.
Książka zawiera wiele wątków, ale ostatecznie te wątki zostają wyjaśnione i wiążą się ze sobą, co powodowało, że w trakcie lektury podejrzewała co rusz inną osobę i nie udało mi się dobrze wytypować sprawcy. A gdy już wyjaśniło się, kto nim jest, papcie spadły mi ze stóp ;).
Autor niewątpliwie ma głowę do dobrze skonstruowanych, ciekawych i trzymających w napięciu fabuł, jeśli serial "The Killing” jest tak samo dobry, jak "Kasztanowy ludzik", przebije kiedyś najlepszych kryminalnych pisarzy. Liczę na to, że książka doczeka się ekranizacji, bo według mnie grzechem byłoby, gdyby nie powstał film na podstawie książki.
"Najniższe konary jabłoni to nie gałęzie, tylko nagie nogi Jessie Kvium. Jej ciało zostało umieszczone w pozycji siedzącej w miejscu, gdzie pień rozgałęzia się na trzy odnogi. Wciśnięto ją okrakiem na najgrubszą gałąź, tak że jej nogi sterczą nienaturalnie wygięte w różnych kierunkach. Ma przechyloną głowę, a martwe ramiona wspierają się na gałęziach i celują w niebo."
Wracając do fabuły, jednym z elementów, jakie uwielbiam w kryminałach, to duża dawka adrenaliny, zawiłe śledztwo, intrygi, zwroty akcji i szokujące momenty. "Kasztanowy ludzik" ma te elementy, dodatkowo dobrze wyprofilowanych bohaterów, o których opowiada narrator i co jest plusem, ponieważ Autor nie poszedł na skróty. Nawet w pewnym momencie akcja zwalnia, może wydać się, że jest nudno, ale wcale tak nie jest. Następujące po sobie zwroty akcji, szokujące fakty i dochodzenie, które przerasta bohaterów, to mieszanka wybuchowa, do ostatniej strony książki nie będziesz miał ochoty jej odłożyć.
"Kasztanowy ludzik" to obowiązkowa lektura dla fanów kryminałów! Polecam!
Premiera 16.10.2019
31 października 1989 roku dochodzi do makabrycznej zbrodni. Jedynymi ocalałymi jest chłopiec i dziewczynka, których znaleziono w piwnicy pełnej kasztanowych ludzików.
Gdy minister spraw społecznych wraca do pracy po długiej przerwie, ginie kobieta, a dokładniej samotna matka. Na miejscu zbrodni śledczy znajdują... kasztanowego ludzika. Po zbadaniu odcisków palców z...
2019-09-25
“Gdybyś ty był” to moje drugie spotkanie z twórczością Autorki. Pamiętam, jak przy czytaniu “Zanim zostaliśmy nieznajomymi” byłam poruszona, wzruszona i miałam kaca. Przy “Gdybyś ty był” towarzyszyło mi jeszcze więcej emocji i łez. Dlaczego? Bo ta książka rozwala na łopatki i mniej więcej od połowy wyciska bezustannie łzy. Nawet teraz, gdy piszę tę recenzję, mam mokre oczy i wiem, że ta książka pozostanie ze mną na długo, ponieważ zapada w pamięć.
Autorka poraz kolejny skradła moje serce, złamała je i zmusiła mnie do refleksji. To, co czułam podczas czytania nie da opisać się słowami. To typ książki, którą się przeżywa całym sobą, odbiera zdolność racjonalnego myślenia i zadaje tak wiele bólu, że nie pozostaje nic innego, jak przełknąć łzy i czytać dalej, czekając na szczęśliwe zakończenie.
Charlotte to bohaterka, która ma niską samoocenę, nie znosi samotności, nie chce się angażować, bo uważa, że nikt nie mógłby jej pokochać. Zmienia pracę oraz facetów jak rękawiczki, szybko się nudzi i nie czerpie radości z życia, do czasu aż poznaje przystojnego, zabawnego i czarującego Adama. Jednak chłopak ma tajemnicę, Charlotte pozostaje z pytaniami bez odpowiedzi i jakoś idzie dalej, poznaje fajnego chłopaka Setha, ale nie potrafi zapomnieć o Adamie. Więź jaka między nimi się zrodziła, jest silna, do tego stopnia, że oboje mają poczucie iż są sobie przeznaczeni. Jednak Adam zniknął. Dlaczego? Co takiego stało się, że po wspólnie spędzonej nocy, chłopak nagle zmienił front i zachował się obcesowo wobec Charlotte i wyrzucił ją za drzwi swojego mieszkania? Tego dowiecie się, gdy przeczytacie książkę. Nie będę Wam zdradzać, jak dalej potoczyła się ich historia, ponieważ odebrałabym Wam przyjemność z czytania.
“Gdybyś tu był” to opowieść o czymś więcej, niż tylko o miłości. Piękna historia, która opowiada o docenieniu własnego życia, odnalezieniu siebie, zmianach, przyjaźni i podejmowaniu trudnych decyzji. Wzbudza wiele emocji, silnie wzrusza i uświadamia, że nie ma nic ważniejszego niż szczęście, miłość, rodzina i przyjaźń.
Czytajcie tę książkę z pudełkiem chusteczek u boku, ponieważ będziecie ich potrzebować do samego końca. Ja ryczałam jak bóbr ;)
A na koniec napiszę, że to jedna z najlepszych, najpiękniejszych i najbardziej emocjonalnych książek tego roku! Wskakuje na moją listę pod numer 1 w kategorii książek miłosnych ;)
“Gdybyś ty był” to moje drugie spotkanie z twórczością Autorki. Pamiętam, jak przy czytaniu “Zanim zostaliśmy nieznajomymi” byłam poruszona, wzruszona i miałam kaca. Przy “Gdybyś ty był” towarzyszyło mi jeszcze więcej emocji i łez. Dlaczego? Bo ta książka rozwala na łopatki i mniej więcej od połowy wyciska bezustannie łzy. Nawet teraz, gdy piszę tę recenzję, mam mokre oczy...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-14
„Warta ryzyka” to bez wątpienia mój faworyt w tej serii. Dlaczego? Bo najbardziej przypadła mi do gustu, wzruszyła niejednokrotnie i opowiada o samotnym rodzicielstwie. Mężczyźnie, który boi zaufać się kobiecie, głęboko zranionym, który ma na uwadze przede wszystkim szczęście syna.
W tej części także spotkamy przelotnie bohaterów z dwóch poprzednich tomów. Będą słowne przepychanki między braćmi, nieco humoru, ale także trudne decyzje. Wiele emocji czeka na Was na kartach powieści, ale także zmian, jakie zajdą w bohaterach.
Pamiętacie uroczą mamę Malone’ów, Betsy? Będzie miała swoje pięć minut, tak samo, jak jej mąż, ojciec Graysona.
Książka przede wszystkim mówi o tym, że będąc samotnym rodzicem, głęboko zranionym, także zasługuje się na szczęście, a ryzyko czasem warto podjąć, bo są ludzie, dla których warto porzucić swoje lęki, oddać serce i sięgnąć po dobro, jakie serwuje los po trudnych przeżyciach. Mówi się, że po burzy zawsze wychodzi słońce, niekoniecznie tak jest, ale trzeba w to wierzyć, bo wiara czyni cuda.
Sięgając po „Warta ryzyka” nie zawiedziecie się. Serce szybciej zabije, być może uronicie łzę, albo będziecie płakać jak bóbr. W każdym razie ja i śmiałam się i płakałam, oderwać nie mogłam się od powieści, a jak już musiałam, to nie mogłam się doczekać, kiedy ponownie zanurzę się w świecie bohaterów.
Oczywiście polecam!
„Warta ryzyka” to bez wątpienia mój faworyt w tej serii. Dlaczego? Bo najbardziej przypadła mi do gustu, wzruszyła niejednokrotnie i opowiada o samotnym rodzicielstwie. Mężczyźnie, który boi zaufać się kobiecie, głęboko zranionym, który ma na uwadze przede wszystkim szczęście syna.
W tej części także spotkamy przelotnie bohaterów z dwóch poprzednich tomów. Będą słowne...
2019-09-02
Gia i Rush nie mieli w życiu łatwo, zanim się spotkali. Mogłoby się wydawać, że po perturbacjach, jakie zagościły w ich relacji, będzie już tylko lepiej. Rush zaakceptował świadomość, że jego ukochana nosi pod sercem dziecko innego mężczyzny i postanowił się zaopiekować Gią. Ale wtedy spadło na nich kolejne wiadro zimnej wody.
W drugiej części serii „Zbuntowane serce” Gia nie mogła uwierzyć, że los kpi z niej do tego stopnia. Dopóki nie stanęła twarzą w twarz z ojcem swojego nienarodzonego dziecka, kontemplowała, czy przypadkiem nie ma zwidów. Jednak okazało się, że Harlan, facet z baru, z którym zabawiła się jednej nocy, zanim poznała Rusha, jest bratem jej ukochanego. Gia walczyła z myślami, czy i kiedy powiedzieć Rushowi bolesną prawdą. Niestety, Elliott ją wyprzedził, nie mając pojęcia, że Gia jest w ciąży i to z nim.
Rush czuł się tak, jakby ktoś dał mu w twarz. Zdradzony, zraniony, z powracającymi wspomnieniami z trudnego dzieciństwa, nie może przeboleć druzgocących faktów. Co będzie dalej? Żeby się tego dowiedzieć, musicie przeczytać książkę.
Pierwsza część “Zbuntowany dziedzic” podobała mi się i miałam po niej niedosyt, ponieważ zakończyła się w najciekawszym momencie. W “Zbuntowane serce” akcja toczy się dalej. Gia bije się z myślami i walczy ze smutkiem, lecz rozumie postępowanie Rusha i dystans, jaki trzyma. Z kolei Rush, boryka się z przeszłością, bo historia zatacza koło. Nie może sobie poradzić ze świadomością, że ojcem dziecka Gii jest jego znienawidzony brat.
Autorki jak to mają w zwyczaju, czy też w naturze, dodały humor między wersami, mimo iż bohaterowie główni przechodzą ciężkie chwile. Dzięki temu zabiegowi, zachowaniu charakterów postaci powieść nie tylko wydusza łzy, ale także rozśmiesza, co przekłada się na sympatię i lekkość czytania.
“Zbuntowane serce” to ciepła, wzruszająca, zabawna opowieść o ludzkich problemach, konsekwencjach jednego niewłaściwego wyboru. O wybaczaniu, miłości mimo wszystko i dawaniu drugiej szansy.
To książka, z którą ciężko się rozstać ze względu na jej bohaterów. Ich po prostu nie da się nie lubić :). Polecam!
Gia i Rush nie mieli w życiu łatwo, zanim się spotkali. Mogłoby się wydawać, że po perturbacjach, jakie zagościły w ich relacji, będzie już tylko lepiej. Rush zaakceptował świadomość, że jego ukochana nosi pod sercem dziecko innego mężczyzny i postanowił się zaopiekować Gią. Ale wtedy spadło na nich kolejne wiadro zimnej wody.
W drugiej części serii „Zbuntowane serce” Gia...
PRZEDPREMIEROWA RECENZJA
Rachel, bohaterka główna książki, kipiąc ze złości, nawrzucała pewnemu mężczyźnie, że jest dupkiem. Jednak zanim to zrobiła, dokładnie go zlustrowała i wyciągnęła pochopne wnioski. Słów, które padły nie dało się cofnąć, a Rachel nie zdobyła się na to, by powiedzieć biednemu przystojniakowi, że zaszła pomyłka.
Los czasami lubi sobie z nas żartować, nazajutrz Rachel miała wykłady z nowym profesorem na uczelni. Profesorem okazał się... Dokładnie tak! Nasz tajemniczy dupek, który niesłusznie został posądzony przez Rachel o najgorsze.
Caine, bo tak na imię ma profesor nauk muzycznych, nie toleruje spóźnialstwa, a Rachel spóźniła się na zajęcia. Co za ironia, prawda? Caine de facto okazuje się surowym gburem, ale Rachel mimo tego w jego obecności czuje obezwładniające napięcie. Powodem jej spóźnienia, była przebita opona. Gdy skończyła tłumaczyć powód swojego spóźnienia, Caine zaproponował, że zmieni jej koło w samochodzie, a potem wspólnie pojadą do wulkanizatora.
Oboje mają za sobą burzliwą przeszłość i nie chcą do niej wracać. Muzyka jest dla nich rodzajem terapii i poniekąd czymś, co ich połączyło.
Co będzie dalej?
Tego zdradzić nie mogę, ale zapewniam Was, że to chyba najlepsza powieść autorki, jaką do tej pory czytałam. Niby sztampowa, oklepana, ale jednak wyjątkowa. Były momenty, gdzie serducho boleśnie mi się ściskało, a łzy prosiły się o uwolnienie. Zaczynając tę powieść, nie spodziewałam się, że wyruszę we wzruszającą podróż, a bohaterowie – wszyscy, bez wyjątku – okażą się sympatyczni, których nie da się nie lubić.
To, co autorka serwuje, czyli sedno, najważniejszą część fabuły, czytałam, mając łzy w oczach i ciężar w piersi. Bardzo podobało mi się, że użyła dwóch perspektyw i zastosowała retrospekcje sprzed piętnastu lat, które przeważnie są najciekawszą częścią fabuły. W tym przypadku tak było i miałam niedosyt, bo Vi Keeland dozuje stopniowo informacje, co nie znaczy, że nie da się przewidzieć dalszego przebiegu powieści. Już wcześniej poskładałam fakty, dlatego plus dla autorki za to, że skupiła się na tym, co najważniejsze i interesujące, na siłę nie przeciągając.
Długość rozdziałów jest dla mnie idealna, ponieważ nie lubię zbyt długich, przy których zasypiam, a zdarza mi się to często, gdy autor ma tendencję do słowotoku. „Kusząca pomyłka” jest wyważona, dramat nie ciągnie się sto stron, a happy end następuje szybko, z piękną puentą. Powieść wzrusza i jest w niej coś, co czyni ja inną, mimo sztampowych bohaterów.
„Kusząca pomyłka” opowiada przede wszystkim o tym, że wydarzenia, jakiekolwiek z dzieciństwa, czy też etapu dojrzewania, odbijają się czkawką, dopóki sami nie postanowimy zrobić porządku ze swoją przeszłością oraz przyszłością. To także lekcja o wybaczeniu samemu sobie i oczywiście zagubionych duszach, które spotkały się wiele lat wcześniej i odnalazły się ponownie za sprawą aniołów – w końcu Bóg jest ciągle zajęty ;).
Szczerze polecam Wam tę pozycję :)
PRZEDPREMIEROWA RECENZJA
Rachel, bohaterka główna książki, kipiąc ze złości, nawrzucała pewnemu mężczyźnie, że jest dupkiem. Jednak zanim to zrobiła, dokładnie go zlustrowała i wyciągnęła pochopne wnioski. Słów, które padły nie dało się cofnąć, a Rachel nie zdobyła się na to, by powiedzieć biednemu przystojniakowi, że zaszła pomyłka.
Los czasami lubi sobie z nas...
„Nowa laleczka” to kontynuacja losów psychopatycznego Benjamina, który w tej części powstaje z popiołów niczym feniks i pragnie odzyskać to, co stracił – Jade, swoją ukochaną niegrzeczną laleczkę.
Pani detektyw wiedzie teraz spokojnie życie u boku Dillona, oczekując kolejnego dziecka. Oboje żyją w przekonaniu, że Benny poległ bezpowrotnie. Zapewne tak by się stało, gdyby... Benjamin nie poznał tajemniczego faceta.
Zrozpaczony potwór nie może żyć bez swojej niegrzecznej lalki, więc rusza na polowanie, ale wtedy dzieje się coś, co całkowicie wytrąca go z równowagi. Śledząc Jade odkrywa coś niemożliwego, a raczej kogoś. Bethany! Pamiętacie siostrę Benjamina? Jeżeli nie kojarzycie o kim mowa albo nie pamiętacie dokładnie zakończenia poprzedniej części, nie musicie się martwić, ponieważ Autorki rozpoczęły trzecią część od małego wprowadzenia z perspektywy Benny’ego.
W tej części poznacie dalsze losy bohaterów i to również z trzech perspektyw. Benjamina, Dillona i... Elizabeth. Brzmi interesująco? Z pewnością. Pojawienie się nowej postaci wzbudzi w Was na pewno lekki szok i na jej temat powiem tylko tyle: niedaleko pada jabłko od jabłoni. Ach, teraz pewnie dałam Wam do myślenia ;)
Poznajemy więc Benny’ego dokładniej, zagłębiamy się w jego chorą psychikę i dowiadujemy się, że potwory także mają serce i potrafią kochać. Oczywiście miłość w ich pojęciu oraz wykonaniu wygląda zgoła inaczej, lecz jakby nie było, to miłość. W odcieniach mroku, szaleństwa i obsesji.
Czy ta część jest równie popieprzona, mocna i nieobliczalna? Oczywiście, że tak moi drodzy. Jeżeli liczycie na potężną dawkę dantejskich scen, potu, łez, krwi, akcji, tajemnic, to w „Nowej laleczce” otrzymacie to w pakiecie z innymi fetyszami i światem tak brutalnym, że nigdy poza kartami powieści nie chcielibyście mieć z nim do czynienia.
Co czułam, czytając?
Zacznę od tego, że wcześniej, zanim książka do mnie dotarła, miałam bodajże cztery rozdziały do udostępniania na swoich social media. Mimo to nie odważyłam się ich przeczytać. Wrzucałam na swoje strony, ale nie czytałam. Zapytacie dlaczego? Otóż zabrzmi to cholernie kiepsko, ale bałam się, ponieważ książki z serii Laleczki, to pozycje, do których muszę mieć nastrój, muszę się psychicznie przygotować, więc cierpliwie czekałam, czytając lekkie, miłosne książki. Kiedy wzięłam do rąk egzemplarz i spojrzałam na okładkę, przeszedł mnie dreszcz, bo doskonale wiedziałam, że jak zacznę czytać, to przepadnę i nieco sfiksuje... I tak też się stało... Czego dowodem są wierszyki udostępnione w postach na Instagramie i Facebooku. Nie wiem, jak Wy, ale ja mam tak, że gdy dana książka mi się podoba, jest dobrze poprowadzona, oddaję się jej cała i żyję tym, co mi serwuje. Tak też jest z każdą kolejną częścią laleczek.
Ostatnio do recenzji miałam książkę, której temat był dość ciężki, bo była o karze cielesnej wobec dzieci. Wspominałam w niej, że w każdym człowieku drzemie bestia i budzi się wtedy, gdy pobudza się ją do życia, że wpaja się nam, iż sadomasochistyczny seks doprowadzi nas do najlepszego orgazmu w życiu i da niewyobrażalną rozkosz... Trochę wstyd mi to przyznać, ale czytając „Nową laleczkę”, czułam także jakiegoś rodzaju podniecenie, co dowodzi, że Autorki umiejętnie manipulowały moim umysłem. Od razu sprostuje, cały akt chłosty, brutalnego seksu, zabijania, cięcia itp., nie powodował podniecenia jako takiego, wręcz przeciwnie, jednak były sceny mniej brutalne, bez rozlewu krwi, które przyprawiły mnie o szybsze bicie serca, wybuch gorąca i mrowienie na dole. Co więcej, sądzę, że wiele czytelników się do tego nie przyzna, iż także to czuli.
Znalazłam kilka małych baboli, mianowicie coś tam nie pokrywało się z logiką np. Benny rozbił telefon, w którym zapisany miał numer pewnej osoby, dostał nowy aparat, nie zapisał numeru i go również rozbił, a kilka chwil później Benny miał już kolejny telefon i dzwonił do wspomnianej osoby, biorąc numer chyba z powietrza ;)
Pomijając małe wpadki, wspomnę jeszcze o tym, że dwie poprzednie części w moim mniemaniu wywarły na mnie więcej emocji. Z pewnością dlatego, że główną rolę w nich grała Jade, postać, z którą nawiązałam więź. W „Nowej laleczce” nie brakuje emocji, zwrotów akcji, cały czas coś się dzieje, jednak na planie pojawiają się nowe postacie, z którymi nie byłam w stanie nawiązać kontaktu, dlaczego? Przekonacie się sami, sięgając po trzecią część serii. Jednak i ten tom nie jest zakończeniem historii. Ciąg dalszy losów Benny'ego i całej ekipy poznamy w "Zepsute laleczki".
Podsumowując: „Nową laleczkę” po prostu trzeba przeczytać, przeżyć na swój własny sposób i uważać, bo Benny może wciągnąć Cię do swojego świata i nie zechcieć już z niego wypuścić. Strzeż się potwora!
„Nowa laleczka” to kontynuacja losów psychopatycznego Benjamina, który w tej części powstaje z popiołów niczym feniks i pragnie odzyskać to, co stracił – Jade, swoją ukochaną niegrzeczną laleczkę.
Pani detektyw wiedzie teraz spokojnie życie u boku Dillona, oczekując kolejnego dziecka. Oboje żyją w przekonaniu, że Benny poległ bezpowrotnie. Zapewne tak by się stało,...
2019-08-19
Pochłonęłam ją w jeden dzień! Nie mogłam się oderwać, tak dobrze mi się czytało tę książkę. Uwielbiam klimat mafijny, ale nie każda Autorka potrafi umiejętnie połączyć romans z mafią, nie pomijając przy tym tematu mafii. Tutaj Autorka rozegrała to mistrzowsko, choć momentami, jak dla mnie, było nieco za słodko. Jednak całość jest fenomenalna. Ubolewam nad faktem, że muszę czekać na kolejne tomy. Polecam gorąco!
Pochłonęłam ją w jeden dzień! Nie mogłam się oderwać, tak dobrze mi się czytało tę książkę. Uwielbiam klimat mafijny, ale nie każda Autorka potrafi umiejętnie połączyć romans z mafią, nie pomijając przy tym tematu mafii. Tutaj Autorka rozegrała to mistrzowsko, choć momentami, jak dla mnie, było nieco za słodko. Jednak całość jest fenomenalna. Ubolewam nad faktem, że muszę...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-18
❗PRZEDPREMIEROWA RECENZJA❗
PREMIERA 14.08.2019 r. "Przelali krew Keiry i za to wszyscy zginą. Ulice Nowego Orleanu spłyną krwią." "Imperium grzechu" autorstwa Meghan March, to trzecia część serii Mount. Rozpoczyna się perspektywą Mounta dwadzieścia osiem lat wcześniej. Powieść przeplatana jest co jakiś czas powrotem do wspomnień Lahlana, wyjaśniając czytelnikowi, jak stał się królem imperium. "Niepokorna królowa" zakończyła się wypadkiem bohaterów, a dokładniej mówiąc, ktoś strzelał do Lahlana i Keiry. Kontynuacja ich losów następuje po pierwszym rozdziale, Lahlan odsłania swoją mroczną stronę przed kobietą swojego życia. I to jest niesamowicie fascynujące. Druga część, czyli "Niepokorna królowa" nie była tak dobra, jak "Król bez skrupułów", ale "Imperium grzechu" już tak. To, co dzieje się w ostatniej części, jest nie do przewidzenia. Trzyma w napięciu, momentami bawi i szokuje. Dawno nie czytałam już nic, co byłoby tak dobrze napisane, z zachowaniem klimatu. Kiedy wyszła pierwsza część, spotkałam się z opiniami, że każda kolejna nie dorównuje jej. Nie zgadzam się z tym, ponieważ "Imperium grzechu" jest ostrą jazdą, bez trzymanki. Nie mogłam się oderwać od książki, wciągnęła mnie do tego stopnia, że podczas czytania całkowicie wyłączyłam się na otoczenie i żyłam powieścią.
Postać Keiry jest fenomenalna, tak samo, jak Lahlana Mounta. Pokochałam ich oboje i aż żal mi było, że tak szybko skończyłam czytać. Z tego powodu nawet nie zaznaczyłam sobie cytatów, bo nie miały one dla mnie znaczenia. Przepadłam, nie raz zbierałam szczękę z podłogi. Gdybym chciała się do czegoś doczepić, to nawet nie mam do czego. Książka zawiera wszystko to, co tak bardzo lubię: miłość, zmianę bohaterów, poświęcenie, odwagę, śmieszne dialogi, droczenie się między postaciami, szokujące prawdy, akcja i klimat oraz silne emocje. Mogłabym tak jeszcze trochę zachwycać się nad "Imperium grzechu", lecz sądzę, że wystarczy to, co napisałam, byście wiedzieli, iż tę część koniecznie musicie przeczytać, bez dwóch zdań!
Polecam gorąco!
❗PRZEDPREMIEROWA RECENZJA❗
PREMIERA 14.08.2019 r. "Przelali krew Keiry i za to wszyscy zginą. Ulice Nowego Orleanu spłyną krwią." "Imperium grzechu" autorstwa Meghan March, to trzecia część serii Mount. Rozpoczyna się perspektywą Mounta dwadzieścia osiem lat wcześniej. Powieść przeplatana jest co jakiś czas powrotem do wspomnień Lahlana, wyjaśniając czytelnikowi, jak stał...
2019-08
Ostatnia części serii Oxen to ostateczne rozstrzygnięcie starcia Nielsa, Frank, Mossmana oraz Sonne z Danehofem. Dzieje się w tej części sporo i to mogę Wam zapewnić.
Pióro Autora nie tylko jest lekkie, przy takiej skomplikowanej fabule, ale także niezwykle dokładne. Jak sam Jansen napisał w posłowie, pisanie trylogii trwało sześć lat, co przełożyło się na doskonałość tego detektywistycznego kryminału. Fascynujący jest fakt, że Autor wykorzystał w powieści prawdziwe informacje o Danehofie, ulokował w niej wyspę, zamki, a nawet stworzył wzór pewnej rodziny na podstawie innej istniejącej w realu.
"Wiele razy, odkąd wszedł do lasu Rold i został wciągnięty w ten wir nieprawdopodobnych zdarzeń, doświadczał rzeczy nierealnych, które jednak były całkiem realne."
W „Zamrożone płomienie” autor trzyma czytelnika w napięciu do samego końca, mami jego umysł i zmusza, by myślał inaczej, przez co otwierałam z szoku szeroko oczu i klęłam pod nosem, nie dowierzając, że Mossman może być aż tak wyrafinowany. Akcja toczy się wolno, ale nie brakuje w niej zaskakujących zwrotów akcji. Autor skrupulatnie zaplanował całą intrygę, wodząc czytelnika za nos.
Dla mnie „Zamrożone płomienie” oraz cała seria to majstersztyk. Polubiłam pióro autora i mimo że nie przepadam za książkami w takiej objętości, tu mi to nie przeszkadzało. Wszystko było tak, jak powinno. Dlatego z czystym sumieniem mogę Wam polecić tę powieść, całą serię i namawiam do zapoznania się z nią, jeśli jesteście fanami kryminałów.
Ostatnia części serii Oxen to ostateczne rozstrzygnięcie starcia Nielsa, Frank, Mossmana oraz Sonne z Danehofem. Dzieje się w tej części sporo i to mogę Wam zapewnić.
Pióro Autora nie tylko jest lekkie, przy takiej skomplikowanej fabule, ale także niezwykle dokładne. Jak sam Jansen napisał w posłowie, pisanie trylogii trwało sześć lat, co przełożyło się na doskonałość tego...
2019-07-26
Rzadko kiedy powieść wciąga mnie na karty i nie chce puścić do ostatniej strony. W ostatnim czasie bardzo często, gdy czytałam książki zasypiałam, czując znużenie. Przy "Proś o wybaczenie" nie było nawet sekundy, podczas której poczułabym się senna. Od pierwszych akapitów wiedziałam, że książka będzie rewelacyjna i nie zawiodłam się. "Proś o wybaczenie" to wielowątkowa powieść, która mami czytelniczy umysł, nie pozwala dojść do prawdy wcześniej niż zaplanowała to Autorka.
Dreszcz strachu, łzy, kołatanie serca, szok – to uczucia, jakie towarzyszyły mi podczas czytania. "Proś o wybaczenie" to kryminał dopracowany, dialogi między postaci są niemal wyjęte z filmu kryminalnego. Czytając miałam wrażenie, że oglądam dobry film. Co więcej, z wielką chęcią obejrzałabym ekranizację tej powieści i jestem pewna, że byłaby to ostra jazda, a po zakończeniu seansu miałabym kaca i prawdopodobnie niespokojny sen.
Autorka pomyślała o wszystkim. W narracji trzecioosobowej przedstawiła każdy aspekt śledztwa, wyjaśniła wszystkie wątki, wplotła romans i co najważniejsze – czytelnik poznaje także myśli sprawcy.
"Proś o wybaczenie" w moim mniemaniu jest cholernie dobrą książką, dla której zarwałam noc, i gdyby nie dwójka diabełków, czytałabym do świtu, aż do ostatniego zdania.
Jeśli lubicie kryminalne klimaty, rozwiązywanie zagadek, udowadnianie niewinności oraz wór sekretów, ta książka powinna znaleźć się na szczycie Waszej listy do przeczytania. Gorąco polecam!
Rzadko kiedy powieść wciąga mnie na karty i nie chce puścić do ostatniej strony. W ostatnim czasie bardzo często, gdy czytałam książki zasypiałam, czując znużenie. Przy "Proś o wybaczenie" nie było nawet sekundy, podczas której poczułabym się senna. Od pierwszych akapitów wiedziałam, że książka będzie rewelacyjna i nie zawiodłam się. "Proś o wybaczenie" to wielowątkowa...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-14
PRZEDPREMIEROWA RECENZJA
"Za każdym razem, gdy myślę o Annice, mój umysł powraca do tego, jak wszystko zakończyła i do powtarzającego się pytania bez odpowiedzi. To było dla mnie niczym kamień w bucie - niewygodne, ale do zniesienia."
Ach... Co to była za książka!
Nie spodziewałam się tego, co zastałam na kartach powieści. Pozytywnie zostałam zaskoczona, wciągnięta w świat inaczej postrzegany przez główną bohaterkę. Annika jest postacią, która postrzega otoczenie i ludzi inaczej niż my. Przeszkadzają jej głośne dźwięki, specyficzne zapachy, metki w ubraniach, a przede wszystkim nie rozumie myślenia ludzi, bynajmniej nie tak, jak od niej się tego oczekuje. Jest jak małe dziecko, które trzeba prowadzić za rękę i wskazać odpowiednią drogę. Ma za sobą trudną przeszłość, ponieważ w siódmej klasie doświadczyła przykrych wydarzeń, a mimo to nie zdaje sobie sprawy, że na każdym kroku czeka na nią niebezpieczeństwo. Trzyma ludzi na dystans i mówi to, co aktualnie myśli. Zapomina o prostych czynnościach, jak wyrzucenie śmieci, zrobienie zakupów, czy pożegnanie się z daną osobą. Obwinia się, że wszystko robi źle i nie wierzy w to, że ktoś mógłby ją kochać i trwać przy jej boku. Jest przekonana, że rani bliskie osoby. W tym Jonathana, z którym rozstała się przed laty, pomimo iż kochała go całym sercem.
W powieści Autorka przedstawiła wydarzenia z 1991 roku (z perspektywy obu bohaterów) z okresu, w którym Annika poznała Jonathana, dzięki czemu czytelnik może poznać wydarzenia przed aktualnym czasem powieści i być świadkiem rozwijającego się uczucia między bohaterami. W tych rozdziałach Tracey Garvis Graves, szczegółowo opisuje zachowania Anniki i odniesienie się do jej dziwactw społeczeństwa oraz oczywiście Jonathana. W ten sposób pozwala zrozumieć czytelnikowi osobowość Anniki i ludzi dotkniętych spektrum autyzmu. Jeśli mieliście okazję czytać książki, w których bohaterowie byli tacy jak Annika, od samego początku będziecie wiedzieć, z czym bohaterka musi mierzyć się każdego dnia.
Najbardziej w tej powieści urzekło mnie obszerne przedstawienie osoby autystycznej. Wcześniej czytałam książkę z podobną bohaterką, więc zdawałam sobie sprawę, dlaczego Annika jest inna, ale tak naprawdę dopiero podczas lektury "Dziewczyna, którą znał" miałam możliwość dowiedzieć się, jak tacy ludzie myślą, co dokładnie czują, i jak bardzo są wyjątkowi.
"Dziewczyna, którą znał" to powieść naszpikowana emocjami. Miłością niewyobrażalnie piękną oraz zrozumieniem, którego w dzisiejszych czasach tak bardzo brakuje. Nieraz zdarzyło mi się uronić łzę, a w piersi ściskało mnie ze smutku. Czułam całą sobą tę powieść, nie mogłam się oderwać, a co więcej, nawet nie chciałam jej odkładać. Kibicowałam bohaterom, trzymałam za Annikę kciuki i obawiałam się o nią. Podziwiałam ją, a także Jonathana. Autorka stworzyła historię nietuzinkową, poruszyła struny w moim sercu i zafundowała taki koniec, trzymając mnie w napięciu, że drżałam ze strachu. Dlatego też z czystym sumieniem mogę polecić Wam tę powieść.
Samanta Louis http://lawendowaczytelnia.blogspot.com
PRZEDPREMIEROWA RECENZJA
"Za każdym razem, gdy myślę o Annice, mój umysł powraca do tego, jak wszystko zakończyła i do powtarzającego się pytania bez odpowiedzi. To było dla mnie niczym kamień w bucie - niewygodne, ale do zniesienia."
Ach... Co to była za książka!
Nie spodziewałam się tego, co zastałam na kartach powieści. Pozytywnie zostałam zaskoczona, wciągnięta w...
2019-06-07
Poniżenie, pierwsza część trylogii The Kane Trilogy, zostawiła czytelników z rozdziawionymi buziami. Sanders odszedł z domu Jamesona i przestał dla niego pracować, Tatum upiła się, rozbiła autem i wylądowała w basenie, będąc w kiepskim stanie. Znalazł ją Ang, gdy było z nią naprawdę źle. W drugiej części w “Rozstaniu” na początku poznajemy bardziej Sandersa. Dowiadujemy się o nim istotnych rzeczy, później na plan wkracza Jameson i Tate.
Tate dzięki wypadkowi zrozumiała wiele rzeczy, między innymi to, że Jameson i to, co ich łączy jest dla niej toksyczne. Nie chce mieć z nim nic wspólnego, ale Kane oczywiście tak łatwo się nie podda. Rozpoczyna się prowizoryczna gra, która ma zakończyć poprzednie, lecz tym razem Tate obiecuje Jamesonowi, że nie przegra. Jednak coś się zmienia, lecz Tate nie chce uwierzyć w tę zmianę, powtarzając sobie wciąż, że to tylko gra, bo przecież Kane uwielbia gry.
“Rozstanie” to niemalże przeciwieństwo “Poniżenia”. Pierwsza część była popieprzona, mocna, brutalna, szokująca i ociekająca seksem. “Rozstanie” jest bardziej subtelnie, spokojne po prostu inne. Bohaterowie są inni, miałam wrażenie, jakby ich nie znała, ale gdy trafiła się scena na styl “Poniżenia” czułam, że jestem w domu, że to znam. Jameson w drugiej części stara się odzyskać Tate i pokazać jej, że potrafi być miłym gościem. Tatum też się zmienia, ale żeby wygrać grę, powoli wraca do dawnej siebie, co wywołuje wiele sprzeczek, kłótni i problemów. W dodatku na horyzoncie pojawia się znienawidzona przez Tate Petrushka, która nie szczędzi słów na jej temat i sieje jeszcze większy mętlik w głowie.
“Rozstanie”, mimo iż jest nieco inne i z pozoru spokojniejsze od poprzedniej części, naszpikowane jest zwrotami akcji i wybrykami Tate. Była to dla mnie zaskakująca i miła odmiana, niby spodziewałam się, że dalej będziemy świadkami brutalności i perwersyjności z pierwszej części, ale absolutnie się nie zawiodłam. Bardziej się ucieszyłam, bo Tate jakby nie było, nigdy nie była łatwą postacią, co widać w tej części szczególnie. Intencje Jamesona mnie kupiły, uwierzyłam mu, nawet zaufałam, przez co tak strasznie wkurzała mnie Tatum. A te ich wiecznie skakanie do gardeł strasznie irytowało, ale oni właśnie tacy są, więc plus dla Autorki za to, że nagle i diametralnie nie zmieniła ich powierzchowności, a zachowała ten znany nam dobrze pazur.
Podobał mi się początek “Rozstania”, który to Autorka postanowiła napisać o Sandersie. Zrobiła to dobrze, gdyż autentycznie czułam inność bohatera, tak jakbym miała do czynienia z nim w prawdziwym życiu. A potem, gdy Tate zrobiła coś złego, zdawałam sobie sprawę, czym to dla Sandersa jest i ścisnęło mi się serce.
W ogólnym rozrachunku “Rozstanie” wypada naprawdę dobrze, Autorka wprowadza czytelnika w postać Sandersa, odkrywa przed nami faktyczne uczucia Jamesona i serwuje pod postacią Tate ostrą jazdę.
W trakcie lektury doszłam do wniosku, że mogłam przypomnieć sobie pierwszą część, ponieważ czytałam ją tuż przed premierą i pewne wydarzenia oraz fakty zatarły mi się w pamięci, przez co, miałam wrażenie, że coś mnie ominęło. Lecz autorka wplata małe przypomnienia w wypowiedzi bohaterów bądź narratora, więc nic nie tracimy.
Jeśli zastanawiacie się, czy warto sięgnąć po “Rozstanie”, moja odpowiedź mi: oczywiście bowiem to jeszcze nie koniec perypetii Tate, Jamesona i Sandersa.
Za możliwość przeczytania książki, dziękuję wydawnictwu NieZwykłe.
Samanta Louis http://lawendowaczytelnia.blogspot.com
Poniżenie, pierwsza część trylogii The Kane Trilogy, zostawiła czytelników z rozdziawionymi buziami. Sanders odszedł z domu Jamesona i przestał dla niego pracować, Tatum upiła się, rozbiła autem i wylądowała w basenie, będąc w kiepskim stanie. Znalazł ją Ang, gdy było z nią naprawdę źle. W drugiej części w “Rozstaniu” na początku poznajemy bardziej Sandersa. Dowiadujemy się...
więcej mniej Pokaż mimo to
“𝗣𝗼́𝘇́𝗻𝗶𝗲𝗷“ autorstwa Stephen King, to moje pierwsze spotkanie z piórem pisarza. Na półce od jakiegoś czasu mam tytuł “Ręka mistrza”, ale do tej pory nie mogłam się przemóc, żeby ją przeczytać. Chyba dlatego, że okładka ma w sobie coś, co budzi we mnie strach. Jednak po przeczytaniu “Później” moje nastawienie się zmieniło. Być może dlatego, iż “Później” to dosyć spokojna i mało makabryczna powieść.
Przez ponad 300 stron nie dzieje się w powieści zbyt dużo. Bohater opowiada o wydarzeniach z dzieciństwa, kiedy widywał zmarłych i mógł z nimi rozmawiać. A oni na zadane przez niego pytanie, musieli powiedzieć tylko prawdę. Nie mogli kłamać.
Jednak pod koniec książki akcja trzyma w napięciu i czytałam z zapartym tchem. Mimo spokojnego tempa fabuły i zapewnień, że ta historia to horror, Stephen King swoim przyjemnym piórem oczarował mnie niczym magik, więc przez książkę wręcz płynęłam.
Sądzę, że “Później” to pozycja, od której warto zacząć czytać prozę pisarza, by stopniowo dawkować sobie poziom mocnych wrażeń. Natomiast czytelnicy, którzy spodziewają się rozlewu krwi niczym z książki “To”, będą zawiedzeni.
Oczywiście jak najbardziej polecam!
“𝗣𝗼́𝘇́𝗻𝗶𝗲𝗷“ autorstwa Stephen King, to moje pierwsze spotkanie z piórem pisarza. Na półce od jakiegoś czasu mam tytuł “Ręka mistrza”, ale do tej pory nie mogłam się przemóc, żeby ją przeczytać. Chyba dlatego, że okładka ma w sobie coś, co budzi we mnie strach. Jednak po przeczytaniu “Później” moje nastawienie się zmieniło. Być może dlatego, iż “Później” to dosyć spokojna i...
więcej Pokaż mimo to