-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus7
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
Biblioteczka
2019-11-05
2019-07
Trzeba mieć odwagę i tupet, by pokusić się o pastisz klasyki takiej jak „Dziwne losy Jane Eyre” Charlotte Brontë!
Od początku podeszłam do tego tytułu z przymrużeniem oka i od pierwszych stron polubiłam docherowską Jane – jej zadziorność, ironiczne poczucie humoru i trudny do okiełznięcia charakterek.
Autorka świetnie wyłuskała najbardziej charakterystyczne cechy poszczególnych bohaterów, uwydatniła i następnie ukazała je w całej krasie.
Udało się jej jednak uniknąć przedstawienia karykaturalnego postaci, a to sztuka, gdyż fanfic niesie z sobą ryzyko – balansuje na cienkiej linii oddzielającej pastisz od parodii. Wyszło zabawnie, z charakterem i absolutnie nie prześmiewczo!
O czym jest powieść, na której wzoruje się Augusta Docher? Pozwólcie, że przytoczę notę wydawcy:
„Historia młodej dziewczyny, która po stracie obojga rodziców, trafia do domu brata swojej matki. Nie potrafi jednak obudzić uczuć u ciotki, która – gdy tylko nadarza się okazja – pozbywa się dziewczynki, wysyłając ją do szkoły dla sierot, słynącej z surowego rygoru. Jane jednak udaje się przeżyć, zdobywa wykształcenie i wreszcie znajduje pracę jako guwernantka, w domu Edwarda Rochestera, samotnie wychowującego przysposobioną córkę. Wydawałoby się, że tu wreszcie znajdzie prawdziwe szczęście. Jednak los upomni się zadośćuczynienia za winy z przeszłości jej ukochanego pana. Jane nocą ucieka szukać swojej własnej drogi… „.
Augusta Docher omija jednak niektóre fragmenty, które mamy w oryginelnej powieści. ,,Rozdroża” rozpoczynają się w momencie starań Jane o pracę guwarnentki. Pominięty zostaje zatem pobyt dziewczyny u ciotki Sary Reed i okres nauki w Lockwood. Autorka skupiła się głównie na pobycie Jane w Thornfield Hall, gdzie pełniła rolę opiekunki Adele – córki pana Edwarda Rochestera.
Połączenie dawnych obyczajów, manier z współczesnością pachnie groteską, jednak nic bardziej mylnego! Autorce udało się zachować równowagę, bez jakichkolwiek wtrętów w postaci kpiących kontrastów, do tego stopnia, iż dysonans ten nawet za bardzo nie dziwi…. Mamy więc język współczesny, często nawet potoczny, zgrabnie połączony z wyrażeniemi wprost z arystokratycznego świata XIX w. Podobnie sprawy mają się z przedstawieniem miejsca akcji – w Thornfield Hall czas stanął w miejscu…
Wydaje się jednak, że wszyscy, na czele z samym Edwardem mają już dość skostniałych wnętrz i utartych tradycji… Wszak XIX wiek to historia, tu akcja dzieje się w teraźniejszości…
Powieść ta, podobnie jak całe życie Jane, niesie z sobą elementy komedii kryminalnej, powieści psychologicznej, dramatu i wreszcie romansu, który odgrywa tutaj największe znaczenie. Czytając historię Panny Eye (nie Eyre!) chyba najczęściej towarzyszył mi uśmiech. [...]
Cała recenzja --> https://miloscdoczytania.wordpress.com/2019/07/19/rozdroza-z-klasyka-w-lozku-augusta-docher-recenzja-przedpremierowa/
Trzeba mieć odwagę i tupet, by pokusić się o pastisz klasyki takiej jak „Dziwne losy Jane Eyre” Charlotte Brontë!
Od początku podeszłam do tego tytułu z przymrużeniem oka i od pierwszych stron polubiłam docherowską Jane – jej zadziorność, ironiczne poczucie humoru i trudny do okiełznięcia charakterek.
Autorka świetnie wyłuskała najbardziej charakterystyczne cechy...
2019-05
Po książkę autorstawa T.M.Logana sięgnęłam z polecenia czytelników bloga. Notka wydawcy zaintrygowała mnie na tyle, że nie zaczęłam od ,,Kłamstw” – bestsellerowego debiutu autora, a od jego drugiej ksiażki – „29 sekund”.
Pierwszy plus ode mnie za pomysł. Zrządzeniem losu Sarah ratuje przed uprowadzeniem kiluletnią dziewczynkę. Ojciec dziecka, kierując się swym bardzo specyficznym kodeksem honorowym proponuje kobiecie układ, który z założenia mógłby bardzo ułatwić jej życie…
Przed Sarah trudna decyzja – starcie z własnymi zasadami moralnymi. Jedna rozmowa może wykreślić z jej życia problem, w postaci bezwzględnego, pozbawionego wszelkich zasad etycznych szefa. Wystarczy 29-sekundowa rozmowa, dwa słowa, od których nie będzie już odwrotu…
Sarah musi zmierzyć się sytuacją, która być może zrujnuje jej kodeks moralny i poczucie przyzwoitości. Jednak zniknięcie szefa byłoby dla niej szansą, wyzwoleniem…
Autor tak sugestywnie i realistycznie oddał podłość Lovelocka, iż czytelnik zaczyna rozumieć, dlaczego kobieta w ogóle zastanawia się nad realizacją pomysłu Wołkowa – szefa rosyjskiej mafii. Jednocześnie zastanawia się, jak bardzo trzeba nienawidzić oraz jak wysoki poziom desperacji osiągnąć, by pójść na podobny układ…
Trzeba przyznać, że wszystkie znaczące postaci w tej powieści są nakreślone bardzo dobrze i mam wrażenie, że to głównie na nich skupił się autor.
Być może dlatego delikatnie ucierpiała na tym fabuła. Droga, którą w pewnym momencie przyjął autor, wydała mi się tą po linii najmniejszego oporu, wręcz niedorzeczną (żeby nie spojlerować powiem tylko, że chodzi o kontrolę drogową człowieka z blizną – kto czytał ten wie, kto nie czytał, ten w trakcie lektury z pewnością zauważy ten swoisty dysonans 😉 ).
Mimo wszystko książkę czyta się błyskawicznie! Napięcie i ciekawość tego co będzie dalej towarzyszyło mi przez cały czas.
Powieść jest thrillerem psychologicznym (choć zawiera również wątki kryminalne i sensacyjne), co objawia się głównie w rozterkach Sarah, która staje przed dramatycznym wyborem: rozum czy uczucie? Logika czy emocje? Niemal każda ścieżka, którą kobieta obierze jest naznaczona ryzykiem niepowodzenia – na tym właśnie polega sytuacja tragiczna bohaterki. Nawet gwarancja całkowitego braku konsekwencji otrzymana od uznanego w swym środowisku mafioza, nie może być dla niej poręczeniem faktycznego bezpieczeństwa…
Kolejny plus dla autora za poruszenie tematyki, która aktualnie jest bardzo na czasie. Logan dobrze ukazał często trudną sytuację kobiet w miejscu pracy, której nierzadko towarzyszy molestowanie, znęcanie psychiczne, szantaż, nierówne szanse na awans, ignorowanie, bądź przywłaszczanie pomysłów.
W historii tej wszystko to uosabia Allan Lovelock. Wydaje się wręcz nieprawdopodobne, by człowiek taki jak on, miał tak olbrzymie „plecy” i wszystkie czyny uchodziły mu płazem….
Mamy więc okazję poznać środowisko zawodowe Sarah, jej przyjaciół, ale też dom rodzinny. Wydaje się, iż kobieta wszystko co robi, czyni z myślą o dzieciach, pragnąć je chronić i zabezpieczyć ich przyszłość. T.M.Logan postarał się, by czytelnik mógł zrozumieć sposób postepowania kobiety, jej motywy i podejmowane przez nią decyzje.
Czytając notkę wydawcy można pomyśleć, iż w zasadzie trudno będzie tutaj o materiał na dobrą, kilkuwątkową powieść z dreszczykiem, wszak sytuacja jest prosta: albo będzie układ, albo nie. Nic bardziej mylnego! Wprawdzie kobieta podejmuje decyzję, jednak nie wszystko układa się tak, jakby tego sobie życzyła. Samo zakończenie – zaskakujące!
Książkę polecam! Jeśli szukacie powieści, która będzie trzymała was w napięciu i pozwoli oderwać się od przyziemnych spraw, myślę, że ta pozycja, mimo małego mankamentu, spełni Wasze oczekiwania. Mój egzemplarz powędrował już w kolejne ręce. 🙂
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2019/05/21/29-sekund-t-m-logan-recenzja/
Po książkę autorstawa T.M.Logana sięgnęłam z polecenia czytelników bloga. Notka wydawcy zaintrygowała mnie na tyle, że nie zaczęłam od ,,Kłamstw” – bestsellerowego debiutu autora, a od jego drugiej ksiażki – „29 sekund”.
Pierwszy plus ode mnie za pomysł. Zrządzeniem losu Sarah ratuje przed uprowadzeniem kiluletnią dziewczynkę. Ojciec dziecka, kierując się swym bardzo...
2019-06
Powieść dla młodzieży z elementami fantasy?
Przyznam, że nie do końca byłam przekonana, jednak opis wydawcy zaintrygował mnie na tyle, iż postanowiłam dać ,,Samobójcy” szansę.
Flora to zwyczajna, zamknięta w sobie dziewczyna, z bagażem doświadczeń przerastającym jej siły… Po śmierci ukochanego brata jej rodzina rozpada się, a ona sama nie potrafi poradzić sobie z wyrzutami sumienia.
Na dodatek, rodzice zapisują ją do prywatnej szkoły, pełnej bogatych, pewnych siebie dzieciaków, do których pasuje jak pięść do nosa..
Na swej drodze spotyka jednak Felisa, atrakcyjnego chłopaka, który z niewiadomych dla niej przyczyn właśnie na nią zwraca uwagę.
Felis nie jest człowiekiem, należy do posiadających niezwykłą moc Niezmiennych. Ma jeden z czterech wyjątkowych talentów – jest Opiekunem. Zna przyszłość Flory i postanawia ją zmienić, na szali ryzyka stawiając to co dla długowiecznych Niezmiennych najcenniejsze…
Pod postacią niewidzialnego dla oczu śmiertelników chowańca – kota, towarzyszy dziewczynie w życiu codziennym. Nie spodziewa się jednak, że Flora zauważy jego kocią postać, i co ważniejsze, że spotka swoją podopieczną w rzeczywistości.
Jak to możliwe? Na domiar złego, to zakazane…
Jak potoczą się losy tej dwójki młodych ludzi?
Historia Flory i Feliksa wciągnęła mnie od samego początku. Każdy jej wątek został tutaj dobrze przemyślany i z wartką akcją oraz dynamiczną narracją przeniesiony na papier. Sam motyw paranormalny jest na tyle magicznie intrygujący i zaskakujący, iż nie zaznałam uczucia znudzenia, które dość często towarzyszy mi przy książkach fantastycznych. Został on świetnie zrównoważony zwykłą codziennością Flory i jej, trzeba przyznać, sporymi problemami, którym musi stawić czoła.
Brak wsparcia ze strony rodziny sprawia, iż swe uczucia i emocje przelewa na Felisa. Chłopak natomiast, znajomość z Florą musi przed najbliższymi ukrywać, gdyż jest ona ostatnią osobą, z którą powinien mieć w rzeczywistości kontakt…
Autorka historii – Agnieszka Ziętarska zadbała również o wątki poboczne. Dość szczegółowo poznajemy relacje głównych bohaterów z rodziną, oraz przyjaciółmi, dzięki czemu mamy do czynienia nie tylko z powieścią z elementami fantastyki, ale również z wątkami dramatycznymi (motyw prześladowania w szkole, ból po stracie najbliższych, trudne relacje z rodzicami) oraz romansem (relacja Flory i Felisa).
Pewnie wielu z Was zastanawia się skąd tytuł powieści – ,,Samobójca”. Otóż podobnie jak dwutorowo prowadzona jest narracja (dzięki czemu tak dobrze poznajemy głównych bohaterów), również w dwójnasób rozpatrywałabym sam tytuł, mimo, iż brzmi on dość jednoznacznie. Ta powieść skrywa więcej niż jednego samobójcę… Brzmi tajemniczo? Więcej nie zdradzę. Przekonajcie się sami sięgając po tę ksiażkę. Koniecznie!
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2019/06/18/samobojca-cykl-niezmienni-tom-i-agnieszka-zietarska-recenzja/
Powieść dla młodzieży z elementami fantasy?
Przyznam, że nie do końca byłam przekonana, jednak opis wydawcy zaintrygował mnie na tyle, iż postanowiłam dać ,,Samobójcy” szansę.
Flora to zwyczajna, zamknięta w sobie dziewczyna, z bagażem doświadczeń przerastającym jej siły… Po śmierci ukochanego brata jej rodzina rozpada się, a ona sama nie potrafi poradzić sobie z wyrzutami...
2019-01
Czy związek starszej kobiety z młodszym mężczyzną ma szansę na powodzenie?
Wielu odpowie, że nie – jest on z góry skazany na porażkę, nie tylko ze względu na różnicę wieku, a co za tym idzie sposób postrzegania świata, ale i stereotypy nadal żywe w naszym społeczeństwie. Krytyczne spojrzenia i złośliwe uwagi, maskujące zazdrość ich nadawców, negują czystość intencji, szczególnie mniej zamożnej „połowy”, siejąc zwątpienie i nie pozwalając
na swobodny rozwój bliskiej relacji.
Okazuje się, że wejście w związek cechujący się różnicą wieku wymaga sporo odwagi, szczególnie, jak widzimy w opisanej przez Katarzynę Janus historii – od kobiety.
To ona mając u boku młodego, przystojnego mężczyznę, mimo swej atrakcyjności fizycznej i bardzo stabilnej sytuacji finansowej, nie czuje się dość dobrą, wystarczająco interesującą i wartościową „połówką”.
Powieść ,,Światło kryje się w mroku” udowadnia jednak, że dla prawdziwego uczucia nie ma granic nie do pokonania.
Warto dać sobie szansę i zaufać drugiej osobie wierząc w jej czyste intencje.
Historią opowiedzianą przez autorkę steruje los. Kieruje bohaterami i styka ich z sobą w najmniej spodziewanym momencie.
Lara i Igor spotykają się w trakcie wakacji na plaży. Ona odpoczywa i koi ból samotności. On przytłoczony bagażem doświadczeń, wypełnia swą coroczną, letnią misję, wcielając się na czas wakacji w ratownika WOPRu.
Przykry, nie mający nic wspólnego z romantyzmem, incydent – bójka na plaży łączy ich losy już na zawsze…
Wkrótce przeznaczenie styka ich z sobą ponownie – w Poznaniu. To właśnie stamtąd pochodzą bohaterowie i jak się okazuje również oprawca Igora – Benek.
Kiedy fakt ten wychodzi na jaw, wydarzenia nabierają tempa, czytelnik krok po kroku odkrywa, iż sytuacje, które z początku wydawały się czystymi zbiegami okoliczności, niekoniecznie nimi są…
Rozwiązania zaskakują, koligacje rodzinne zadziwiają, kto tak naprawdę i dlaczego mści się na Igorze?
Książka Katarzyny Janus jest nie tylko opowieścią o miłości, która postawiona zostaje przed bardzo wymagającą próbą.
To historia, w której sporo miejsca zajmuje wątek kryminalny. Igor znajduje się pod obstrzałem Benka i jego świty. Mężczyzna nie potrafi jednak zrozumieć dlaczego stał się celem ataku i prześladowania ze strony tej bandyckiej grupy. Robi więc wszystko, by chronić nie tylko siebie i swoją rodzinę, ale i Larę, na której tak bardzo mu zależy.
Niestety, napastnicy nie zamierzają odpuścić, i robią wszystko, by jak najdotkliwiej zranić Igora, choćby kosztem tych, których kocha najbardziej…
Czy jakiekolwiek uczucie, jakikolwiek związek jest w stanie przetrwać próbę niosącą z sobą lęk o życie ukochanych osób?
Szybka akcja, nietuzinkowi, niosący na plecach bagaż trudnych, życiowych doświadczeń bohaterowie, narracja pozwalająca poznać historię z perspektywy zarówno Igora, jak i Lary, ciągłe uczucie niepewności i trwogi o ich dalsze losy, niespodziewane rozwiązania i miłość dająca nadzieję.
To wszystko znajdziecie w książce ,,Światło kryje się w mroku” lekkiego pióra Katarzyny Janus.
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2019/01/30/swiatlo-kryje-sie-w-mroku-katarzyna-janus-recenzja-patronacka/
Czy związek starszej kobiety z młodszym mężczyzną ma szansę na powodzenie?
Wielu odpowie, że nie – jest on z góry skazany na porażkę, nie tylko ze względu na różnicę wieku, a co za tym idzie sposób postrzegania świata, ale i stereotypy nadal żywe w naszym społeczeństwie. Krytyczne spojrzenia i złośliwe uwagi, maskujące zazdrość ich nadawców, negują czystość intencji,...
2018-08
„W rzeczywistości nigdy do końca nie był tym człowiekiem. Bycie dobrym
ojcem stanowiło tylko maskę, którą nosił, aby ukryć czającego się pod spodem
potwora”.
Do ,,Żony mordercy" Rachel Caine podeszłam z przeświadczeniem, iż wiem czego się spodziewać i mogę przypuszczać w jaki sposób przebiegać będzie układ powieści. Moje wyobrażenia jednak bardzo szybko zostały zweryfikowane przez rzeczywistość.
Przyznaję, że nie czytałam wcześnie żadnej recenzji tego tytułu. Spodziewałam się więc, iż za powieścią tą kryje się historia kobiety, która nie zdaje sobie sprawy z drugiego oblicza swego męża, a cała opowieść w dużym stopniu ulokowana jest w przeszłości. Cofamy się zatem w czasie do pierwszych zbrodni, by stopniowo odkrywać mroczną tajemnicę mężczyzny. Jakże się myliłam! Zbrodnie Melvina zostają ujawnione już na samym początku książki, która notabene od pierwszych zdań cechuje się bardzo dynamiczną akcją, jednak dalsze wątki pokazują nam losy rodziny Royal po Zdarzeniu.
Okazuje się, że gdyby nie przypadkowy wypadek – samochód, który uderza w garaż państwa Royal, odkrywając tym samym skrzętnie w tym miejscu ukrywaną tajemnicę – Mel z powodzeniem mógłby kontynuować swe brutalne hobby przez kolejne lata…
Dla Giny jest to szok. Zarówno policji, jak i opinii publicznej trudno uwierzyć, iż przez tak długi okres czasu, kobieta nie zdawała sobie sprawy z poczynań męża.
Mimo uniewinnienia w procesie sądowym, jej życie naznaczone zostaje rolą żony mordercy i ciągłą ucieczką przed żądnymi zemsty krewnymi ofiar oraz mściwymi stalkerami.
Niestety, nie jest jedynym celem dręczycieli. Ich ofiarą padają również – co dla mnie zupełnie niezrozumiałe – dzieci małżeństwa.
A wiadomości, które otrzymuje kobieta są przerażające… Dodatkowo sam Mel nie kryje się już z własną naturą.
Gina zdaje sobie sprawę, iż to głównie ona dostarczyła dowody i przyczyniła się do oskarżenia męża o wielokrotne zabójstwo. Domyśla się zatem, iż ten, nie zawaha się przed zemstą, a więzienne mury nie będą stanowić dla niego przeszkody.
Zmuszona jest więc do ciągłych przeprowadzek i ukrywania się nie tylko przez stalkerami, ale i własnym małżonkiem.
Jedynym sprzymierzeńcem i pomocnikiem w ciągłej ucieczce kobiety jest tajemniczy haker, były dręczyciel kobiety.
Po kolejnej zmianie dowodu, cztery lata po oskarżeniu Mela, Gina staje się Gwen. I to właśnie Gwen towarzyszymy w poszukiwaniu spokoju i miejsca, w którym bez ciągłego strachu o życie mogłaby osiąść z dziećmi.
„Jestem zmęczona ucieczką,
tymczasowym wynajmem mieszkań, przybieraniem kolejnych fałszywych
tożsamości i nowymi, niedoskonałymi kłamstwami”.
,,Żona mordercy” to historia o nieustannym ukrywaniu się przed przeszłością, piętnem, prześladowaniem i pragnieniem zemsty. Lękiem i strachem przed odkryciem przez społeczeństwo prawdziwej tożsamości rodziny Proctor.
Gwen przyjmuje na siebie rolę strażnika ogniska domowego, wyszukuje w internecie informacji na swój temat, uskutecznia tzw. Patrol Psycholi gromadząc wszelkie dowody i groźby wymierzone w swoją rodzinę.
Kobieta popada w paranoję, ma obsesję na punkcie kontrolowania wszystkiego i wszystkich. Nienawidzi uległej, zmanipulowanej i podległej mężowi Giny z przeszłości.
Jednocześnie przepełnia ją lęk przez dziedziczeniem, genami odpowiedzialnymi za sadystyczne zachowania – obserwuje czy dzieci nie przejawiają zachowań patologicznych podobnych jak ojciec.
Jej dążenie do kontrolowania całej sytuacji w pewnym momencie zaczynają czytelnika denerwować. Odnosi on wrażenie, że kobieta zdecydowania przesadza, wyolbrzymia i swym wyobcowaniem sama ściąga na siebie uwagę otoczenia i unieszczęśliwia dzieci.
Po dynamicznym, pełnym przerażenia i zaskoczenia początku, akcja powieści zdecydowanie spowalnia. Pełna jest wspomnień Gwen, natłoku jej myśli, prowadzonych wewnętrznie analiz i przypuszczalnych zagrożeń.
Zanurzeni zostajemy w klimacie podejrzliwości i ostrożności.
Wkrótce jednak przy ostoi, którą zbudowała, znów zostaje znalezione ciało. W tym momencie akcja włącza piąty bieg. A wszystkie paranoje kobiety zderzają się z rzeczywistością, zostając poddane weryfikacji.
Intryga się wzmaga, poszlaki krzyżują, kierują nas w ślepe zaułki i dalsze skomplikowane motywy bohaterów.
Śledzimy akcję z zapartym tchem, z wzmożoną czujnością, tak by nie umknęła nam żadna informacja, żaden podejrzany ruch ani ewentualny powód zbrodni.
Jak to możliwe, że zbrodnie w Stillhouse Lake są bliźniaczo podobne do tych popełnionych przez Melvina Royala?
Powieść napisana została w narracji pierwszoosobowej, dzięki czemu emocje Gwen udzielają się również czytelnikowi.
Jej przerażenie, instynkt pobudzający do ponownej ucieczki, z drugiej strony chęć ustatkowania się i podarowania najbliższym namiastki domu. Rozdarcie to daje się we znaki czytelnikowi, który w ostatnich rozdziałach książki nie potrafi już odłożyć jej na bok.
Fabuła została bardzo dokładnie przez autorkę przemyślana, sieć intryg pieczołowicie rozplanowana i logicznie rozlokowana w czasie. Autorka zwodzi, co rusz kierując podejrzenia na inne osoby. Większość bohaterów jednak cechuje duża zagadkowość.
Zabrakło mi głębszych portretów psychologicznych, które tłumaczyłyby bieżące zachowania kluczowych postaci tej historii.
Ich przeszłość i ewentualne podłoże aktualnego postępowania potraktowane jest dość pobieżnie. W zasadzie całość uwagi skierowana jest i skupia się na osobie Gwen, jej odczuciach, odpieraniu ataków, odcinaniu się od małżeństwa z Melem i walce o bezpieczeństwo dzieci.
Mimo tego, iż przez lekturą miałam zupełnie inne wyobrażenie o tej książce, uważam, że pomysł na nią jest ciekawy. Oparty w głównej mierze na popularnym w ostatnim czasie motywie stalkingu, hejtu i prześladowania. Wytrawnemu czytelnikowi thrillerów nie powinno zająć zbyt wiele czasu wytypowanie potencjalnych winowajców, jednak ostateczne rozwiązanie do ostatnich rozdziałów pozostaje jedynie w sferze domysłów...
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/08/28/zona-mordercy-rachel-caine-recenzja/
„W rzeczywistości nigdy do końca nie był tym człowiekiem. Bycie dobrym
ojcem stanowiło tylko maskę, którą nosił, aby ukryć czającego się pod spodem
potwora”.
Do ,,Żony mordercy" Rachel Caine podeszłam z przeświadczeniem, iż wiem czego się spodziewać i mogę przypuszczać w jaki sposób przebiegać będzie układ powieści. Moje wyobrażenia jednak bardzo szybko zostały...
2017-09
Nie przepadam za horrorami i powieściami przesadnie krwawymi, dlatego pierwszy rzut oka na okładkę książki „48” nie zachęcił mnie po jej sięgnięcie… Opis wydawcy zaintrygował mnie jednak na tyle, iż postanowiłam spędzić z tym tytułem kilka kolejnych wieczorów. Czy żałuję?
Powieść od pierwszych stron cechuje się dużą dynamiką i wartką akcją. Autor w przeplatanych rozdziałach wprowadza czytelnika w poszczególne wątki historii. Przyznaję, iż z samego początku odnotowywałam sobie pojawiające się nazwiska zarówno ofiar, jak i ich potencjalnych wybawców, tak, by zachować jasny obraz sytuacji.
Książka rozpoczyna się porwaniem tajemniczej kobiety, której tożsamość bardzo długo nie zostaje czytelnikowi zdradzona. Wkrótce pojawiają się kolejne ofiary psychopaty, a wraz z nimi pełne napięcia relacje prześladowcy z osobami mającymi rozszyfrować tożsamość zaginionych.
Jedną z nich jest Sabine, policjantka, której matka również pada ofiarą mężczyzny. Rozpaczliwe poszukiwanie motywów sprawcy zdaje się tkwić w martwym punkcie, dopiero przybycie specjalisty w tworzeniu portretów psychologicznych pcha postępowanie do przodu. Duet Sabine Nemez – Maarten Sneijder depcze mordercy po piętach… Wątki się zazębiają, tworząc intrygującą sieć powiązań między bohaterami, akcja jeszcze bardziej przyspiesza, wciąga, nie sposób się oderwać…
Sama tożsamość sprawcy nie jest zbyt długo trzymana w tajemnicy, autor skupia się raczej na ofiarach, ich zagadkowymi z mordercą powiązaniami oraz motywem, którym kieruje się oprawca. I tutaj tkwi sedno całej historii, które niesie z sobą cały ciąg trudnych do przewidzenia zdarzeń.
Głodzenie, wlewanie atramentu do płuc, zamurowywanie żywcem w betonowym słupie… Stosowane przez mordercę wymyślne tortury, mające doprowadzić ofiary do śmierci mrożą krew w żyłach! Inspirację do swych czynów czerpie z książeczki dla niegrzecznych dzieci, co gorsze ta książka naprawdę istnieje!
Andreas Gruber przekazuje nam tę historię z różnych punktów widzenia. Mamy możliwość podejrzenia poczynań samego mordercy, policji usiłującej wpaść na jego trop oraz osób zamieszanych w śledztwo dzięki tajemniczemu, zatrważającemu telefonowi od psychopaty oraz znaczących prezentów mających pełnić rolę wskazówki.
„Jeżeli w ciągu czterdziestu ośmiu godzin odgadniesz, dlaczego uprowadziłem tę kobietę, zostanie ona przy życiu. W przeciwnym razie – zginie”.
Te ostatnie fragmenty trzymały mnie w napięciu najmocniej. Tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę profil zawodowy niektórych ‚wybrańców’, ich umiejętności i zdolność czytania między wierszami… . Czy rozwiążą zagadkę i bez wsparcia policji uda im się ocalić życie porwanych?
Większość z głównych postaci pojawiających się w książce została przez autora wyraźnie zarysowana. Czytelnik ma możliwość poznania nie tylko bieżącej sytuacji danej jednostki, ale i jej przeszłość – historię mającą swe odniesienie właśnie w obecnym położeniu. Dzięki temu można wczuć się w emocje bohaterów i poczynić starania ku zrozumieniu wyborów i sposobów ich postępowania.
To zdecydowanie jeden z lepszych thrillerów jakie przeczytałam w ostatnim czasie. Jeśli lubicie mocną lekturę, sięgnijcie koniecznie!
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2017/10/23/48-andreas-gruber-recenzja/
Nie przepadam za horrorami i powieściami przesadnie krwawymi, dlatego pierwszy rzut oka na okładkę książki „48” nie zachęcił mnie po jej sięgnięcie… Opis wydawcy zaintrygował mnie jednak na tyle, iż postanowiłam spędzić z tym tytułem kilka kolejnych wieczorów. Czy żałuję?
Powieść od pierwszych stron cechuje się dużą dynamiką i wartką akcją. Autor w przeplatanych...
2018-08
,,Przeszłość wpływa na teraźniejszość. Ale jej
nie tworzy. Tworzysz ją ty. Tylko ty. Swoim zachowaniem,
słowami i myślami. Tymi ostatnimi najbardziej”.
Magda straciła rodziców, gdy była małą dziewczynką. Od tej chwili znajduje się pod opieką kochających dziadków.
Niestety, Ludwik – dziadek dziewczyny jest człowiekiem niezwykle silnego, mało ugodowego charakteru, co w dorosłym już życiu skutkuje utarczkami, a w końcu kłótnią i zerwaniem wzajemnych więzi.
Życie Magdy nie rozpieszcza, a tragedie zdają się jej nie odpuszczać. Ta największa miała miejsce dwa lata temu, gdy niespodziewanie umiera Wiktor – jej mąż, pozostawiając kobietę samą, pogrążoną w smutku i ogromnej samotności.
„Niektórzy mówią, że czas goi rany, ale chyba nie biorą pod uwagę takich sytuacji jak moja. Czas nie leczy ran. Pozwala od tych ran odetchnąć. Na chwilę, czasami na dłużej. Takich ran jak moja nie sposób zagoić.
Z nich cały czas coś się sączy. Wspomnienia, żal, tęsknota, samotność. Można zapomnieć o rozbitym aucie, o źle ufarbowanych włosach, o deszczowych wakacjach… O tym można. Chyba nawet bez trudu. Ale o mężczyźnie, którego kochało się całym sercem nie jest tak łatwo.”
Za radą Marylki – jedynej krewnej, z którą młoda wdowa utrzymuje więź – po niemal dwudziestu latach milczenia, postanawia odwiedzić dziadka w rodzinnym Szczecinie, odpowiadając tym samym na ostatni, bardzo poruszający list staruszka.
Od momentu przekroczenia progu rodzinnego domu, wyruszamy z dziewczyną w sentymentalną podróż do przeszłości. Wspomnienia, piękne chwile, ale i ból. Wszystko to wraca do Magdy ze zdwojoną mocą, po to, by w końcu stawiła im czoła, rozwiązała supły paraliżującego ją lęku i poznała tajemniczą historię swych przodków.
Powrót do przeszłości przychodzi Ludwikowi z trudem. Od wielu lat dźwiga przygniatające go brzemię trudnych doświadczeń. Gdy w końcu postanawia ujawnić wnuczce prawdę, czytelnik zastyga w bezruchu, uważnie studiując i chłonąc każde słowo mężczyzny.
A opowieść tę autorka nam skrzętnie dawkuje, skupiając się początkowo na emocjach i współczesnym życiu Magdy, radzeniu sobie z traumą straty ukochanego i trudami życia po tej tragedii.
Jednak, wraz z upływem czasu, Ludwik otwiera się bardziej, wiedząc, iż od tego w dużym stopniu zależy ponowne zadzierzgniecie więzi z wnuczką.
Razem z dziewczyną wyczekujemy więc dalszych losów rodziny Starkowskich, doszukując się jednocześnie źródła oschłego usposobienia dziadka.
Autorka powraca do przeszłości stopniowo, historię wykłada partiami, co wywołuje w czytelniku lekkie zniecierpliwienie. Podobnie jak Magda chciałam dowiedzieć się wszystkiego jak najszybciej, znaleźć odpowiedzi na kołaczące mi w głowie pytania: dlaczego Magda nie rozmawia z dziadkiem? Co takiego zrobił Ludwik w przeszłości, iż wnuczka przez tak długi czas nie chciała go znać?
Opowieść Ludwika, nakreśona została nam w sposób, pozwalający na przeniesienie się na uliczki zarówno współczesnego jak i wojennego, przechodzącego w ręce Polaków Szczecina, a krajobrazy wymalowane przed czytelnikiem, nie zawsze piękne, często druzgoczące i łamiące serce, sprawiają, iż chętnie udałabym się w sentymentalną podróż śladami niezłomnego staruszka.
,,Sekrety i kłamstwa” to w dużej mierze opowieść o samotności i przemożnej tęsknocie.
Zarówno Magda, jak i Ludwik są osobami na wskroś samotnymi, dla których jedynym łącznikiem z rodziną i swoistym buforem emocji jest Marylka.
„Samotność jest przyjemna, ale tylko na
jakiś czas. Kiedy trwa zbyt długo, staje się cierpieniem”.
To właśnie ona, jej przywiązanie i lojalność, które im ofiaruje, odgrywa w tej opowieści bardzo ważną rolę. Motywuje zarówno dziewczynę, jak i starca do podjęcia działań w kierunku osiągnięcia zgody i spokoju ducha.
Marylka jest postacią uosabiającą moc przyjaźni. Siłę tę autorka ukazuje również poprzez niezwykłą więź jaka połączyła prababcię Magdy z jej pracownicą, relację Magdy z Olgą oraz samego Ludwika z żyjącą po sąsiedzku Ewą.
Zdaje się, iż właśnie te znajomości są kluczowe w podtrzymywaniu nadziei na lepsze jutro, walki o miłość i szczęście.
Mimo pozornej wrogości, którą eksponuje Magda, odnosimy wrażenie, iż pobyt u dziadka i na nią działa kojąco. Wzajemne towarzystwo daje im względne poczucie bezpieczeństwa, a nowe znajomości nadzieję na pomyślą przyszłość.
Historia opowiedziana przez Sylwię Trojanowską jest kilkuwarstwowa, podana czytelnikowi w sposób bardzo wyważony. Nie odczuwa on przesytu nadmiarem akcji. Wręcz odwrotnie. Autorka tak subtelnie pociąga za kolejne sznurki, iż czytelnika trawi ciągły niedosyt.
Przeszłość przeplata się teraźniejszością. Dramaty z nadzieją. Cierpienie z marzeniami. Wszystko to jednak tworzy spójną, zdeterminowaną wzajemnymi powiązaniami całość wzbogaconą kilkoma momentami zaskoczenia. Oj tak! Ludwik to „cwana bestia” o dobrym, choć opancerzonym sercu, która z miłości do wnuczki, chęci jej strzeżenia dopuszcza się ryzykownych chwytów…
Każdy z bohaterów tej opowieści niesie na barkach trudy swego losu udowadniając, iż człowiek ukształtowany jest przez wspomnienia, doświadczenia i przeszkody, które pokonać musi na drodze swego przeznaczenia.
Płynna 3-osobowa narracja, krótkie rozdziały, przejrzystość druku i przede wszystkim lekkość pióra autorki sprawiają, że z żalem odłożyłam przeczytaną książkę na bok…
Żałuję, iż nie mam pod ręką drugiej części (,,Sekrety i kłamstwa” to 1 część trylogii), w której – mam nadzieję – znajdę kolejne odpowiedzi na pytania odnośnie przeszłości Ludwika…
„Nie trać ani chwili, bo później właśnie tej chwili może
ci zabraknąć, aby zawalczyć o szczęście”.
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/08/27/sekrety-i-klamstwa-sylwia-trojanowska-recenzja-patronacka/
,,Przeszłość wpływa na teraźniejszość. Ale jej
nie tworzy. Tworzysz ją ty. Tylko ty. Swoim zachowaniem,
słowami i myślami. Tymi ostatnimi najbardziej”.
Magda straciła rodziców, gdy była małą dziewczynką. Od tej chwili znajduje się pod opieką kochających dziadków.
Niestety, Ludwik – dziadek dziewczyny jest człowiekiem niezwykle silnego, mało ugodowego charakteru, co w...
2018-05
,,Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć biegu wydarzeń. Ale czy niepewność jutra jest powodem, aby zrezygnować ze szczęścia, poddać się bez walki?”
„Wiosna” Magdaleny Majcher to kolejna już powieść z cyklu „Cztery pory roku”, w której autorka porusza ważne i co najważniejsze, bardzo aktualne tematy.
W książce tej, wiosna ma wymiar wręcz symboliczny. Do życia budzi się nie tylko przyroda, ale i nadzieję odzyskuje Ewelina.
To właśnie ta pora roku jest początkiem nowego życia, nowej rodziny. To właśnie wiosną mają miejsce przełomowe momenty w jej życiu.
Główną bohaterką jest właśnie Ewelina, młoda rozwódka, pozbawiona możliwości urodzenia własnych dzieci. Fakt ten, bezpośrednio przyczynił się do odejścia od niej męża, w skutek czego kobieta traci wiarę w siebie i swą kobiecość. Nie zamierza wiązać się już z nikim, wszak każdy związek z góry skazany jest na niepowodzenie…
Los jednak stawia jej na drodze Adriana, który przywraca Ewelinie wiarę w miłość i spełnienie marzeń o macierzyństwie – para postanawia adoptować dziewięcioletniego chłopca z FAS.
Autorka zadała sobie wiele trudu i fatygi, by dogłębnie wyjaśnić czytelnikowi zaburzenie, którym dotknięte jest dziecko. Jego przyczynę, rozwój i cechy, nie tylko związane z psychiką, ale i fizjonomią charakterystyczną dla osób pojonych w łonie matki alkoholem. Mimo, iż przyszli rodzice bardzo intensywnie douczają się na temat leczenia, terapii i codziennego radzenia sobie z dzieckiem z płodowym zespołem alkoholowym, przyjdzie im zmierzyć się z bardzo trudną rzeczywistością.
To prawda, że do macierzyństwa nie można się przygotować. Człowiek uczy się rodzicielstwa całe życie… Gdy jednak postanawia zaopiekować się dzieckiem ze sporym już bagażem doświadczeń, nauka ta jest o wiele trudniejsza…
Ewelina konfrontuje swe marzenia z rzeczywistością, jak każda matka miewa kryzysy i przestaje wierzyć w swe możliwości. Wystarczy jednak uśmiech dziecka, by rozpalić w sercu nadzieję i nowe pokłady sił.
W książce tej M.Majcher pokazuje nam również jak wygląda cały proces adopcji dziecka. Czasem zastanawiałam jak wygląda każdy jego etap. Teraz wiem. Autorka na przykładzie Eweliny, Adriana dokładnie i w klarowny sposób nam to od początku do końca wyjaśnia.
Akcja powieści dzieje się w trzech okresach czasowych: w czasie teraźniejszym, czyli w momencie, w którym bohaterowie poznają już swego przyszłego syna, rok przed adopcją, gdy młodzi podejmują decyzję o przysposobieniu dziecka oraz 5 lat wcześniej, po rozwodzie Eweliny z pierwszym mężem. Obserwujemy więc bohaterów od momentu poznania, do dojrzewania do podjęcia decyzji o adopcji oraz ich dalsze zmagania nie tylko z systemem, ale z własnymi wątpliwościami…
,,Adopcja nie odmieniła życia w magiczny sposób. Była dopiero początkiem długiego procesu oswajania dziecka, który polegał tylko na byciu, bez narzucania się. Jedyne co mogli zrobić, to sygnalizować: jestem tu obok i będę cię wspierać.”
Autorka nie skupia się jednak tylko na parze głównych bohaterów. Pokazuje nam również reakcje społeczeństwa, w tym najbliższej rodziny młodych na wieść o podjętej przez nich decyzji. A reakcje te są rzeczywiście skrajne, tak jak różne są wzorce zachowań rodziny Eweliny i Adriana.
Ważnym tematem poruszonym w tej powieści jest bezpłodność. Myślę, że można pokusić się o stwierdzenie, iż jest ona niezwykle trudnym testem miłości.
Testem, który zdaje niewielu. Tutaj, mamy sytuację, w której to kobieta nie może mieć potomstwa. Myślę jednak, że i w odwrotnej sytuacji, wiele kobiet zastanawiałoby się nad odejściem od partnera, wszak mówi się, iż człowiek jest z natury egoistą…
Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tematem FAS w literaturze. Bardzo więc cieszy mnie świadomość, iż o skutkach picia alkoholu w ciąży mówi się coraz głośniej i wyraźniej.
Takie książki są bardzo potrzebne.
Korci mnie, by porównać do siebie dwie ostatnie powieści cyklu, czyli ,,Zimę” (którą odebrałam bardzo pozytywie) i ,,Wiosnę” właśnie. W „Wiośnie” akcja jest zdecydowanie wolniejsza, mniej dynamiczna, nie ma zbyt wielu wątków pobocznych i zwrotów, które wbijają w fotel. Jest zupełnie inna od swej poprzedniczki, co dowodzić może elastyczności pióra autorki. Porusza jednak niezwykle ważne tematy: FAS, przybliżenie procesu adopcji, bezpłodność i związaną z nią utratą poczucia wartości.
To również książka o zmaganiach z pragnieniem bycia idealną matką. O cierpieniu i samotności, która wiąże się ściśle z pozbawianiem się przez kobiety praw do słabości i emocji, pojawiających się w trudniejszych chwilach. To takie na czasie…
Polecam serdecznie cały cykl ,,Cztery pory roku”. Ta seria to niewątpliwie świetny pomysł, trafiony sposób i bardzo dobry punkt wyjścia do dalszych rozmów na poruszone w książkach trudne społecznie tematy.
Warto również zatrzymać na dłużej wzrok na okładkach całej tej serii, które są przepiękne!
,,Odważny człowiek to nie ten, który się boi, ale ten, który potrafi pokonać
swój strach”.
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/05/22/wszystkie-pory-uczuc-tom-3-wiosna-magdalena-majcher-recenzja/
,,Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć biegu wydarzeń. Ale czy niepewność jutra jest powodem, aby zrezygnować ze szczęścia, poddać się bez walki?”
„Wiosna” Magdaleny Majcher to kolejna już powieść z cyklu „Cztery pory roku”, w której autorka porusza ważne i co najważniejsze, bardzo aktualne tematy.
W książce tej, wiosna ma wymiar wręcz symboliczny. Do życia budzi się...
2018-03
Być może to ‚dziwne’ i nie powinnam się przyznawać, jednak jak dotąd, niewiele przeczytałam głośnych książek z ‚dziewczyną’ w tytule…
Słowo to, stało się ostatnio wdzięcznym, mogącym sugerować dobrą pozycję czytelniczą, a co za tym idzie sukces wydawniczy słowem – twarzą książki.
,,Ta dziewczyna” skusiła mnie jednak niecodzienną fabułą. Po zapoznaniu się z notą wydawcy, od razu pomyślałam o filmie z Jennifer Lopez w roli głównej: „Sposób na teściową” i rzeczywiście pierwsze rozdziały bardzo mi ten klimat odzwierciedlały.
Z jedną zasadniczą różnicą. Cherry absolutnie nie jest niewinną, na zabój zakochaną kobietą, a Laura – potencjalna teściowa dziewczyny, choć zaborcza i nadopiekuńcza w stosunku do syna, ma ku swemu zachowaniu wyraźne przesłanki.
Cherry, dziewczyna z nizin społecznych, za wszelką cenę próbuje wyrwać się ze swego środowiska. Podstępem zdobywa pracę w bogatej dzielnicy, licząc na ‚przypadkowe’ spotkanie i dalszą znajomość z którymś z bogatych klientów agencji nieruchomości. Faktycznie, tak właśnie się dzieje. Celem dziewczyny zostaje Daniel, młody, ambitny, pracowity i szalenie przystojny przyszły lekarz z funduszem powierniczym. Zaślepiony, podatny na manipulacje chłopak nie zauważa działań, których pada ofiarą, a sugestie matki, pod wpływem nowej sympatii, zostają szybko zepchnięte na bok.
Żadna z kobiet nie zamierza jednak odpuścić, co powoli prowadzi do otwartej konfrontacji i wielu tragicznych w swych skutkach zdarzeń…
Czy „Ta dziewczyna” jest rzeczywiście tym thrillerem, który nie da Wam w nocy zasnąć?
Początkowo czułam lekki zawód. Książka dość długo się rozkręcała, a na podstawie dotychczas przeczytanej treści, trudno było określić ją mianem thrillera.
Ta część utrzymana została raczej w swobodnym napięciu, które nie powoduje jednak, iż czytelnik z niecierpliwością przewraca kolejne strony.
Po mniej więcej połowie książki, zastanawiałam się, w jaki sposób autorka zamierza wybrnąć z wątku, który tak naprawdę, może już zakończyć całą historię. I właśnie wtedy, pod wpływem jednego, okrutnego kłamstwa, akcja gwałtownie przyspiesza, a cała powieść (i zaaferowany czytelnik) nabiera rumieńców.
Pod koniec, nie mogąc doczekać się finału, powieść czytałam niemal na jednym wdechu…
Zdjęcie użytkownika Wydawnictwo Albatros. Na uwagę zasługuje kreacja Cherry. Mściwa, pełna oczekiwań, roszczeniowa, niewdzięczna i śmiało można się pokusić o stwierdzenie, że wyzbyta z emocji, przejawiająca patologiczne cechy osobowości dziewczyna dostarcza czytelnikowi wielu emocji! Nie raz czytając o jej postępkach robiłam wielkie oczy, a przekleństwo samo cisnęło się na usta…
Jej poczynania nie mają nic na swoje usprawiedliwienie, postać taką, kolokwialnie określamy dziś jako „Zło”.
Skrupulatnie ukształtowana została również sylwetka Laury. Widzimy pobudki, które skłaniają ją do konkretnego działania, i mimo, iż czasem czyny te wydawać się mogą szokujące, czyż nie jest prawdą, iż kochająca matka zrobi wszystko, by chronić swe dziecko? Tym bardziej, jeśli ma ku temu konkretne powody?
W przeciwieństwie do kobiet, postacie męskie są tutaj dość nijakie, mało wyraziste, momentami miałkie. Zarówno Howard, jak i Daniel pozbawieni są przysłowiowego ‚pazura’, którym obdarzone zostały w tej historii jedynie ‚pojedynkujące się’ o swe racje kobiety.
Ciekawa jestem, którą z nich, po lekturze tej książki, ocenicie jako postać negatywną. Dla mnie, bez żadnych wątpliwości jest to Cherry…
Zdecydowanie warto przejść przez pierwsze rozdziały, by później dać się porwać bohaterom w wir akcji. Kłamstwa, manipulacje, intrygi, podejrzenia, dążenie do celu za wszelką cenę, i dwie kobiety walczące o tego samego mężczyznę.
Moim skromnym zdaniem ,,Ta dziewczyna” Michelle Frances jest jak najbardziej udanym debiutem literackim autorki. Początkowa opieszałość, być może spowodowana została chęcią dawkowania czytelnikowi emocji, dlatego też ci, którzy zniechęceni jej powolnym biegiem, zrezygnują z lektury, niech żałują i czym prędzej do niej powrócą!
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/03/12/ta-dziewczyna-michelle-frances-recenzja/
Być może to ‚dziwne’ i nie powinnam się przyznawać, jednak jak dotąd, niewiele przeczytałam głośnych książek z ‚dziewczyną’ w tytule…
Słowo to, stało się ostatnio wdzięcznym, mogącym sugerować dobrą pozycję czytelniczą, a co za tym idzie sukces wydawniczy słowem – twarzą książki.
,,Ta dziewczyna” skusiła mnie jednak niecodzienną fabułą. Po zapoznaniu się z notą wydawcy, od...
2018-04
Każdy autor ma swój styl, ten, Jeffery’ego Deavera rozpoznaję już od pierwszej strony.
Wiele lat temu, to właśnie od jego powieści rozpoczęła się moja przygoda z thrillerami psychologicznymi.
Był zatem moim numerem 1 i bezsprzecznie do dziś nim pozostał, a książka „Pocałunek stali” udowodniła mi po raz kolejny mistrzostwo jego pióra.
Ta część cyklu o Lincolnie Rhyme i Amelii Sachs przynosi z sobą spore zmiany. Detektyw nie współpracuje już z policją. Podejmuje się zamiast tego roli wykładowcy, z czym nie mogą pogodzić się jego koledzy.
Motyw ten znajduje swe odzwierciedlenie w jednym z wątków zawartych w „Pocałunku…”. A jest ich całkiem sporo, choć autor wprowadza je regularnie, dzięki czemu czytelnik na pewno nie pogubi się w akcji.
Początkowo, mamy dwa całkiem odrębne tematy. Amelia ścigając niebezpiecznego przestępcę staje się świadkiem tragicznego w skutkach wypadku na schodach ruchomych. Sprawy tej, z uwagi na należne się rodzinie odszkodowanie, na prośbę Sachs podejmuje się Lincoln. Niestety z pozoru prosty pozew, okazuje się być niezwykle trudnym w realizacji.
Tymczasem, morderca powiększa zasięg swych ofiar, zwanych przez siebie „Technomanami”. Zmienia urządzenia i przedmioty codziennego użytku w śmiertelnie niebezpieczną broń.
Amelia, przy pomocy Rhyme’a ścigaja się z czasem, by wytropić sprawcę, którego możliwości przerażają organy ścigania.
Czy obie te sprawy, mają z sobą coś wspólnego?
Zapewniam, że wątki te są niezwykle intrygujące! Deaver jak zwykle, z niezwykłą precyzją dopracował ich szczegóły, a dzięki stylowi w jaki zostały one nam przedstawione, nie sposób się oderwać od lektury.
Całość poznajemy z punktu widzenia policji i detektywa. Część ta zostaje opowiedziana w narracji trzecioosobowej.
Autor wprowadził również narratora-mordercę, który opowiada nam o sobie w pierwszej osobie. Czytelnik stara się więc spojrzeć na zaistniałą sytuację oczami sprawcy,
wytłumaczyć sobie jego pobudki. Okazuje się jednak, że Deaver ma w zanadrzu tyle zagadkowych zwrotów akcji, iż w jednej chwili, całościowy obraz zmienia się diametralnie!
Prócz powyższych wątków, mamy też tematy poboczne, w których główną rolę pełnią: były partner Sachs – Nick Carelli, Ron Pulaski i sprawa Baxtera, przez którą L. Rhyme zrezygnował z współpracy z policją, oraz ambitna stażystka Lincolna. Deaver zadbał również o tło akcji, dzięki czemu towarzyszymy bohaterom w życiu prywatnym.
Całość jest niezwykle bogata, otrzymujemy mnóstwo informacji, zgrabnie przekazanych nam przez autora. Na tym polega właśnie mistrzostwo Deavera.
Mnogość danych, absolutnie nie zaburza odbioru opowiadanej historii. Każdy wątek ma swój sens, zmierza do konkretnego rozwiązania, które w etapie końcowym okazuje się być ważną składową głównego zagadnienia – osi powieści. Nie ma tutaj łatek, kilkustronicowych opisów architektonicznych i przyrodniczych mających zwiększyć objętość książki. Mamy za to dialogi okraszone błyskotliwymi uwagami i ciętym humorem Lincolna.
Każda informacja podana nam przez autora, każdy rozdział ma swoją rolę.
Mimo, iż książka jest objętościowo spora (ponad 500 stron), czytelnik nie nudzi się ani przez chwilę. Przeciwnie! Ta powieść mogłaby mieć i 1000 stron, morderca nadal wymykałby się organom ścigania, a ja z zainteresowaniem czytałabym o dalszym śledztwie i analizie śladów pozostawionych przez sprawcę. W historii tej nic nie jest takim, jakim może się wydawać, a sprawa z pozoru jasna, okazuje się obwarowana skomplikowanymi powiązaniami.
Kto jest tutaj rzeczywistym sprawcą, a kto ofiarą?
Przekonajcie się sami. Ta powieść to klasa sama w sobie!
Jeśli nie mieliście jeszcze okazji sięgnąć po książki J. Deavera, zróbcie to czym prędzej, naprawdę warto!
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/04/12/pocalunek-stali-jeffery-deaver-recenzja/
Każdy autor ma swój styl, ten, Jeffery’ego Deavera rozpoznaję już od pierwszej strony.
Wiele lat temu, to właśnie od jego powieści rozpoczęła się moja przygoda z thrillerami psychologicznymi.
Był zatem moim numerem 1 i bezsprzecznie do dziś nim pozostał, a książka „Pocałunek stali” udowodniła mi po raz kolejny mistrzostwo jego pióra.
Ta część cyklu o Lincolnie Rhyme i...
2018-05
Miało być lekko i niekoniecznie przyjemnie. Po przeczytaniu notki wydawcy na obwolucie książki ,,Czy mnie słyszysz?” spodziewałam się prostego, zwartego (co sugeruje stosunkowo niewielka objętość powieści) kryminału z jasnym przebiegiem akcji.
I zdecydowanie przyjemnie nie było, ale lekko też nie. Powieść Eleny Varvello jest jedną z tych książek, po którą raczej nie sięgnęłabym po raz drugi, jednak mimo niełatwego odbioru jej treści, nie żałuję, że ją przeczytałam.
Elia jest szesnastoletnim chłopcem, mieszkającym wraz z rodzicami w małym, włoskim miasteczku. Cieniem na sielankę rodzinną kładzie się utrata pracy przez ojca. Ettore nie radząc sobie z zaistniałą sytuacją, poczuciem bycia bezwartościowym, powoli zaczyna popadać w obłęd.
W tym samym czasie w okolicy ginie mały chłopiec. Następnie, tą niewielką społecznością wstrząsa kolejne tragiczne wydarzenie…
Równocześnie do miasteczka wraca ‚wyklęta’ przez miejscowych Anna wraz z synem, z którym Elia szybko nawiązuje nić porozumienia. Również Anna nie jest mu obojętna, stając się dla chłopaka obiektem westchnień i erotycznych uniesień.
Kto stoi za brutalnym morderstwem dziecka?
Czy przeczucia Eliego są słuszne?
Powieść ta, utrzymana jest w bardzo specyficznej narracji. Narratorem jest dorosły już Elia przywołujący wspomnienia z najtrudniejszego okresu swej młodości. W dużej mierze są to jednak nie tyle wspomnienia, co przypuszczenia chłopaka, które uznał za najbardziej prawdopodobną wersję wydarzeń.
W zasadzie od samego początku czytelnik naprowadzony zostaje na osobę sprawcy.
Kluczowym więc nie jest pytanie kto, gdzie czy kiedy? Czytelnik czekając na przyznanie się porywacza – mordercy do winy, poszukuje odpowiedzi na pytanie: dlaczego?
Czytający powraca więc wraz z chłopakiem do przeszłości, nie raz jednak zbaczając z wyznaczonej ścieżki. Szczególnie w pierwszych rozdziałach odczuwałam chaos sprzyjający zagubieniu w czasie akcji. Z czasem jednak poszczególne wątki stają się bardziej przejrzyste, miałam więc czas, by poukładać sobie chronologię wszystkich zdarzeń.
Mimo, iż sama akcja nie jest dynamiczna, wręcz przeciwnie, dość powolna, mogąca rozleniwić, nasyca karty powieści ogromną dawką napięcia. Ta historia od samego początku ma w sobie klimat niepewności, grozy i wyczekiwania, potęgowany dodatkowo przez język, którym posługuje się autorka.
Styl ten naznaczony jest szczyptą poezji, słowa zdają się malować przed nami złowieszczy krajobraz. Zabieg ten spowodował, iż książkę doczytałam do końca, nie poddając się opieszałej fabule.
,,Czy mnie słyszysz?” przepełniona jest mroczną, duszną atmosferą, pełną domysłów, niedopowiedzeń, lęków i obłąkania wraz z jego konsekwencjami.
Momentami czułam, że opary te mnie duszą. Chwilami męczyłam się przewracając kolejne strony tej powieści. Trudno doszukać się również bohaterów, których osobowość mogłaby ten gęsty nastrój rozrzedzić. Wszystkie postacie są specyficzne, naznaczone trudną przeszłością. W zasadzie, nie ma tutaj głównego, porządnie od początku do końca zarysowanego bohatera. Nie ma osoby, którą mogłabym obdarzyć jakimikolwiek uczuciami. Wiodącą postacią jest młody, zagubiony w swych emocjach Elia, będący tutaj narratorem, przywołującym swe wyobrażenia. Również on sam nie opowiada zbyt wiele o sobie i swych uczuciach.
Ciekawa jest również obserwacja zaślepienia bohaterów. Zdajemy sobie sprawę, iż doskonale zdają sobie oni sprawę, kto jest prawdopodobnym sprawcą nieszczęść w miasteczku. Ich przywiązanie i definicja miłości, którą wyznają, nie pozwalają jednak na spojrzenie prawdzie w oczy.
Z drugiej strony, intrygował mnie styl autorki i zżerała ciekawość jaki pomysł na zakończenie tej historii miała Elena Varvello. I choć zakończenie jest trudne do przyjęcia, a czytelnik odczuwa niedosyt, bezsprzecznie jest to powieść wyjątkowa. Świadczą o tym nietuzinkowi, specyficznie wykreowani bohaterowie, ciekawy styl i język autorki, przyjęta forma wspomnień, ale też przypuszczeń narratora, i sama fabuła, w której nie czytelnik nie szuka mordercy, a motywów jego postępowania…
Trudno jednoznacznie orzec, czy jest to thriller, czy kryminał. Z pewnością jest to jednak powieść psychologiczna, a fragmentami nawet psychodeliczna. Tutaj nic nie jest jasne i nic nie wiadomo na pewno…
Jeśli macie ochotę na coś zupełnie innego. Historię, która nie poda Wam oczywistych rozwiązań, ocierającą się o absurd i skłaniającą do wielokrotnego pytania: dlaczego? zachęcam do sięgnięcia po powieść Eleny Varvello.
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/05/23/czy-mnie-slyszysz-elena-varvello-recenzja/
Miało być lekko i niekoniecznie przyjemnie. Po przeczytaniu notki wydawcy na obwolucie książki ,,Czy mnie słyszysz?” spodziewałam się prostego, zwartego (co sugeruje stosunkowo niewielka objętość powieści) kryminału z jasnym przebiegiem akcji.
I zdecydowanie przyjemnie nie było, ale lekko też nie. Powieść Eleny Varvello jest jedną z tych książek, po którą raczej nie...
2018-06
Książka ,,Zanim pozwolę ci wejść” niewątpliwie od pierwszego wejrzenia intryguje.
Okładka wręcz woła o zwrócenie na siebie uwagi: tajemnicza, ciepła, a jednocześnie zwiastująca grozę. Jest w niej wszystko to, co odnaleźć możemy w skrywanej pod obwolutą historii.
Życie trzech przyjaciółek: uwikłanej w romans z żonatym mężczyzną, pani psycholog Karen, zmęczonej macierzyństwem Eleanor i pełnej kompleksów Bei, znajduje się pod baczną obserwacją zazdrosnej o ich przyjaźń Jennifer.
Każda z nich skrywa swe tajemnice, cierpienia i demony skrzętnie schowane w przeszłości, które niebezpiecznie wypływać zaczynają na powierzchnię teraźniejszości.
Głównym celem prześladowczyni zdaje się być Karen. To właśnie jej życie staje się pasmem zagrożeń w momencie, w którym w drzwiach jej gabinetu psychologicznego staje Jennifer Hamilton, oznajmiając na wejściu „Nie naprawi mnie pani…”. Kim jest tajemnicza dziewczyna, w jakim celu zgłosiła się na terapię i dlaczego robi wszystko, by zrujnować spokój Karen oraz najbliższych jej osób ?
Czy spokój ten jest stanem faktycznym czy tylko grą pozorów?
Jen prowadzi z panią psycholog niebezpieczną grę, niczym pionkami posługując się osobami jej bliskimi. Etyka zawodowa nie powala jednak kobiecie na ostrzeżenie ich przed spodziewanym niebezpieczeństwem. Czy uda jej się powstrzymać zdeterminowaną w swych zamierzeniach pacjentkę i zdecyduje się na wyjawienie przyjaciółkom prawdy?
Ta powieść ma ogromny ładunek emocjonalny, potęgowany stosunkowo krótkimi rozdziałami i kilkoma równoległymi wątkami.
Wszystkich bohaterów poznajemy na tyle dobrze, iż możemy wczuć się w ich emocje, przyklasnąć ich działaniom lub irytować się na ich opieszałość.
J. Blackurst bardzo dokładnie opisuje nam sytuacje życiowe nie tylko Karen, ale i Bei oraz Eleanor. Widzimy trzy zupełnie różne kobiety, które połączyła silna przyjaźń.
Jak to jednak w przypadku wzajemnych relacji bywa, i na tych więziach pojawiają się komlikacje, rysy zazdrości i zawiści skutkujące ograniczonym zaufaniem.
Okazuje się że dziewczyny nie znają się wcale tak dobrze jak myślały…
Narracja tej powieści pozwala na spojrzenie na każdą z przyjaciółek indywidualnie. Kolejne rozdziały poświęcone im, oraz samej sprawczyni, umożliwiają śledzenie biegu wydarzeń z różnych perspektyw.
Dodatkowo, autorka wplata również fragmenty spotkań Jen u Karen, oraz terapii samej Karen, mającej miejsce już po wydarzeniach opisanych w książce.
To rodzaj powieści, którą bez znudzenia można przeczytać minimum dwa razy. Po raz pierwszy, odkrywając kolejne tajemnice. Drugi raz natomiast, znając już finał i przebieg akcji, lektura tej historii pozwoliłaby mi ułożyć sobie poszczególne wątki w odpowiednim porządku i „bystrzejszym okiem” spojrzeć na motywy postępowania bohaterów .
Samo zakończenia zwala z nóg, kompletnie się go nie spodziewałam. Dałam się zwieść autorce, która od samego początku sugerowała motyw, a tym samym rozwiązanie, w skutek czego czytelnik błędnie zadaje sobie jedynie pytanie ,,dlaczego?”. Powinien natomiast spytać… Tego nie zdradzę, sięgnijcie po ten tytuł sami, warto!
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/06/20/zanim-pozwole-ci-wejsc-jenny-blackhurst-recenzja/
Książka ,,Zanim pozwolę ci wejść” niewątpliwie od pierwszego wejrzenia intryguje.
Okładka wręcz woła o zwrócenie na siebie uwagi: tajemnicza, ciepła, a jednocześnie zwiastująca grozę. Jest w niej wszystko to, co odnaleźć możemy w skrywanej pod obwolutą historii.
Życie trzech przyjaciółek: uwikłanej w romans z żonatym mężczyzną, pani psycholog Karen, zmęczonej...
2018-07
,,Dlaczego my? Dlaczego zostaliśmy w to wciągnięci? Czy to tylko straty uboczne, jak określił to Nate? Czy jest jakiś konkretny powód dla którego staliśmy się częścią tego horroru?”
Pięciu, na pozór przypadkowych uczniów, zostaje za karę skierowanych po lekcjach do „kozy”. Jednym z nich jest Simon, który po ugaszeniu pragnienia wodą … umiera. Okazuje się, iż każdy z obecnych mógł mieć motyw, by pozbawić chłopaka życia.
Simon był twórcą aplikacji, w której odkrywał często brudne sekrety swych szkolnych kolegów.
Z tego względu nie był osobą lubianą, choć na przekór bardzo tego pragnął.
Nie zdążył jednak opublikować informacji odnoście współtowarzyszy odbywających z nim karę po lekcjach.
Kto z tej zupełnie różnej charakterologicznie czwórki chciał powstrzymać Simona?
Nate, dorabiający dilerką nastolatek z trudną przeszłością? Bronwyn, jedna z najlepszych uczennic w szkole? Cooper, rozchwytywany przez uczelnie, pełen świetnych perspektyw szkolny sportowiec, czy może zniewolona przez swego chłopaka, uległa Addy?
Powiem to od razu – ta powieść to chyba najlepszy thriller młodzieżowy jaki czytałam. Podchodziłam do niego z dużą rezerwą, gdyż kilka razy na tego gatunku młodzieżówkach mocno się zawiodłam. Na szczęście tutaj otrzymałam prezent w postaci bardzo pozytywnego zaskoczenia. I to z nawiązką.
Autorka zręcznie manewruje akcją, dopuszczając do głosu po kolei każdą z kluczowych postaci rozgrywającego się dramatu. A dramatyzmu, przeplatanego z niepewnością i trzymającą w napięciu akcją jest tutaj bardzo dużo. W zasadzie do samego końca nie wiadomo kto desperacko chciał uciszyć siejącego wieczny zamęt Simona.
W pewnym momencie przyszła mi do głowy myśl, która de facto okazała się być finalnym rozwiązaniem, szybko ją jednak porzuciłam poddając się manipulacjom autorki. A Karen M. McManus jest w tej sztuce świetna!
Każdy dzień, sprowadza na uczestników tej historii nowe, nieprzewidziane zdarzenia, odsłania nowe okoliczności i skrzętnie skrywane przez nich sekrety.
Autorka serwuje nam obraz współczesnych młodych ludzi, rozwiązujących swe problemy w sieci i leczących swe kompleksy internetowym hejtem skierowanym ku wystawionym na żer mediów nastolatkom. W obliczu całej tej sytuacji czytelnik nie jest w stanie stanąć jednoznacznie po stronie ofiary-Simona, nieustannie zadając sobie pytanie jak bardzo musiał on nienawidzić zgromadzonych z nim w kozie kolegów, ale też innych nastolatków-bohaterów jego aplikacji, że planował odsłonić wszystkim ich tak bardzo osobiste sekrety? A okazuje się, że tajemnice mają wszyscy i nikt nie jest tak niewinny na jakiego wygląda…
McManus mierzy się również ze stereotypami dotyczącymi młodych ludzi, motywami ich zachowań, błędami które popełniają, a które tak bardzo ukierunkowują ich dalszą życiową ścieżkę.
Uświadamia nam jak trudny jest okres dorastania oraz jak wiele cierpienia często doświadcza młodzież nie otrzymując wsparcia nie tylko najbliższych, ale i też osób „z zewnątrz”. Bohaterowie tej historii zostają z problemami sami. Zarówno szkoła jak i dotychczasowi „przyjaciele” odwracają się od nich, bez jakichkolwiek prób zrozumienia i dociekania prawdy. Oskarżenia rzucone pod ich adresem zdają się przekreślać całą ich przeszłość oraz wymarzoną przyszłość.
Szczęściarzami są ci, którzy mogą liczyć na wsparcie rodziców.
Policja zdaje się być bezradna, poszukując sprawcy dopuszcza się wyszydzania i nękania potencjalnych oskarżonych. Wyraźnie dąży do znalezienia kozła ofiarnego, do którego miana zdecydowanie pretenduje biedny, pochodzący z trudnej rodziny i karalny wcześniej Nate.
Obrzuceni oszczerstwami nastolatkowie muszą wziąć sprawy w swoje ręce, jednak czy mogą sobie zaufać? Wszak nie powinni się z sobą kontaktować… Czy morderca jest wśród nich?
Ta powieść pełna jest pytań i odpowiedzi, których czytelnik zawzięcie poszukuje w tekście. A gdy jest już niemal pewny rozwiązania, akcja zmienia swój bieg ukazując zupełnie inne pole widzenia… Nie ma tu jednak przesytu i zamętu, który może zmęczyć i dać poczucie zagubienia, a co za tym idzie znudzenia mnogością wszystkich zawiłości.
Kolejne przełomy akcji zdają się przychodzić całkowicie naturalnie.
Prócz świetnie zarysowanej fabuły, bardzo ważnym aspektem, decydującym o jakości tej historii są wykreowane przez autorkę postaci. Zdają się być zupełnie różne, bez powiązań, które sklasyfikowałoby ich w jedno określone środowisko, na którym Simon, poprzez rozsiewanie plotek planuje się odegrać.
Właśnie te powiązania między uczestnikami zdarzeń stają się kolejną, fascynującą niewiadomą, którą stawia przed nami autorka.
Polecam Wam tę historię! Myślę, że się nie zawiedziecie!:)
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/08/01/jedno-z-nas-klamie-karen-m-mcmanus-recenzja/
,,Dlaczego my? Dlaczego zostaliśmy w to wciągnięci? Czy to tylko straty uboczne, jak określił to Nate? Czy jest jakiś konkretny powód dla którego staliśmy się częścią tego horroru?”
Pięciu, na pozór przypadkowych uczniów, zostaje za karę skierowanych po lekcjach do „kozy”. Jednym z nich jest Simon, który po ugaszeniu pragnienia wodą … umiera. Okazuje się, iż każdy z...
2018-08
„Opiekujemy się cudzymi dziećmi, żeby zapewnić przyszłość własnym.”
,,Pokój służącej” to powieść, która od pierwszych stron przepełniona jest dojmującą tęsknotą.
Głównym bohaterkami powieści są Dolly i Tala, siostry z Filipin, pracujące w Singapurze w domach brytyjskich imigrantów.
W Mieście Lwa przebywają, by pomóc swej rodzinie, dzieciom, z którymi dzieli ich często kilkuletnie rozłąka. Pragnąc dla nich lepszej przyszłości, pozbawiają się jednocześnie możliwości obserwowania ich dzieciństwa.
Nie potrafię sobie nawet wyobrazić sytuacji, w której zmuszona jestem opuścić dzieci dla ich dobra. Czyż to nie brzmi paradoksalnie?
Dziewczyny starają się zgromadzić jak najwięcej środków dla najbliższych, na spełnienie ich oraz swych marzeń. W tym celu prócz pracy legalnej, dopuszczają się zachowań zakazanych urzędowo, lub tych sprzecznych z moralnością.
Dolly romansuje z mężem swej pracodawczyni, od którego udaje jej się uzyskać extra fundusze. Tala natomiast pracuje na lewo, co w przypadku wyjścia na jaw, grozi deportacją. Jest starszą z sióstr, bardziej przebojową i uparcie dążącą do wyznaczonego celu.
W odpowiedzi na blog Vandy, rzucający złe światło na pomoce domowe, staje się Wymiataczką. Zakłada własną stronę internetową, na której opisuje życie służących.
Pomoga jej w tym rejestr koleżanek, w którym skrzętnie odnotowuje pojawiające się skargi na kolejnych pracodawców. Jednocześnie usilnie stara się odkryć tożsamość znienawidzonej, szkalującej wszystkie pomoce domowe blogerki.
Blogowanie jest tutaj tematem przewodnim, krokiem przełomowym w życiu Tali, który jak się okaże, będzie miał ogromny wpływ na przyszłość sióstr.
Nie ma o nim jednak, szczególnie w pierwszej części książki, zbyt wielu wzmianek.
Zapoznajemy się jedynie z zwięzłymi wpisami Vandy, umieszczonymi pod koniec kolejnych rozdziałów. Dopiero w dalszej części przedstawionej historii, stajemy się świadkami ‚bitwy na posty’ – Wymiataczka kontra Vanda.
Autorka głównie koncentruje się jednak na przedstawieniu czytelnikowi codziennego życia pomocy domowych oraz ich ma’am.
Czytelnikowi bardzo szybko rzuca się w oczy kontrast sytuacyjny tj. służąca tęskniąca za rodzinnym domem, kochająca najbliższych całym sercem oraz zamożna ma’am. Samotna mimo obecności rodziny i dzieci.
Książka ta oparta jest na historiach autentycznych, spisanych przez autorkę w trakcie jej ponad dwuletniego pobytu w Singapurze. Narracja trzecioosobowa użyta przez Fionę Mitchell początkowo może kojarzyć się ze swoistą relacją zdarzeń, nie przeszkadza to jednak w odbiorze lektury, a czytelnik szybko się dostosowuje.
Bardzo ważną postacią w tej historii jest Jules. Stanowi ona swoisty łącznik pomiędzy dwoma światami. Myślę, że to własnie Jules w dużym stopniu odzwierciedla postać autorki. Daleko jej do ma’am, w zasadzie nawet nie chce nią być. Zdaje się, że dużo lepiej czuje się w towarzystwie służących, prostych dziewczyn, za którą ona sama się uważa.
Zresztą, w przeciwieństwie do mieszkających w pobliżu koleżanek z Wysp Brytyjskich, ona sama również pracuje zarobkowo.
Niestety również w przeciwieństwie do nich, nie posiada dzieci, a wszelkie próby in vitro nie przynoszą oczekiwanych z drżeniem serca skutków.
„Pokój służącej” to spojrzenie na macierzyństwo z różnych perspektyw.
Mamy więc pragnącą potomstwa Jane, wycieńczoną psychicznie rolą matki i żony Amber oraz Dolly i Talę, zmuszone obserwować dorastanie swych pociech za pośrednictwem Skype’a (jeśli uda się z Filipinami połączyć).
Swą miłość siostry przelewają na dzieci swych przełożonych. Niestety również i te więzi zostają wystawione na próbę. Roszczeniowi rodzice zdają się nie dostrzegać potrzeb swych dzieci, dodatkowo upatrując winę każdego nieszczęścia w swych gosposiach…
Kolejny motyw powieści, który skłonić może czytelnika do dalszych poszukiwań informacji w danym temacie, jest sytuacja robotników przybywających do Singapuru z biedniejszych części świata. Ich wyzysk, brak szacunku, i co najpodlejsze, brak jakichkolwiek praw. Kary odbywane w ciężkich więzieniach za lekkie przewinienia i w końcu przymusowe deportacje. Czytelnik z niedowierzaniem przeciera oczy, ciężko uwierzyć, iż w XXI wieku świat jest nadal tak bardzo podzielony i rządzą nim prawidła naszych pradziadów…
„Pokój służących” to wielowarstwowa powieść, kryjąca w swej treści wiele zagadnień, wokół których mogłyby rozgorzeć gorące dyskusje, ukazująca wiele nierozwiązanych problemów tego świata. Świetna fabuła, sprawna narracja, płynne przejścia między kolejnymi wątkami oraz bardzo dobrze wykreowani bohaterowie, których czytelnik obdarza konkretnymi emocjami, sprawiają, iż powieść czyta się z autentycznym przejęciem.
Życie i przyszłość sióstr w Singapurze w jednym momencie staje pod znakiem zapytania. Obie kobiety zmuszone są uciekać. Zapłacić za popełnienie czynów zakazanych.
Czy uda im się w końcu odnaleźć swe miejsce w świecie i zawalczyć o swe marzenia i szczęście?
Jeśli wzruszaliście się przy ,,Służących” Kathryn Stockett, historia Dolly, Tali i Jules na pewno przypadnie Wam do gustu. Bardzo gorąco polecam!
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/08/14/pokoj-sluzacej-fiona-mitchell-recenzja/
„Opiekujemy się cudzymi dziećmi, żeby zapewnić przyszłość własnym.”
,,Pokój służącej” to powieść, która od pierwszych stron przepełniona jest dojmującą tęsknotą.
Głównym bohaterkami powieści są Dolly i Tala, siostry z Filipin, pracujące w Singapurze w domach brytyjskich imigrantów.
W Mieście Lwa przebywają, by pomóc swej rodzinie, dzieciom, z którymi dzieli ich często...
2018-08
Ile potrafi znieść kobieta, by zapewnić dzieciom poczucie bezpieczeństwa poprzez wychowanie w pełnej rodzinie?
Czy szczęście to warte jest tak ogromnych poświęceń? I w końcu, czy nie jest tylko szczęściem złudnym? To historia o niezwykle silnej kobiecie, która ze swej wyjątkowości nie zdaje sobie sprawy, uparcie dążąc do zadośćuczynienia powtarzanym od lat stereotypom roli żony oraz matki.
W tym morderczym biegu przez życie zatrzymać ją mogą jedynie zaświaty…
Czy Marta wreszcie się opamięta i odważy zawalczyć o lepsze życie?
Marta jest młodą mamą dwóch ślicznych dziewczynek. Jest również żoną, niestety w tym przypadku powiedzieć, że jest szczęśliwa byłoby dużym minięciem się z prawdą.
Mariusz, wzięty adwokat ma wyraźny problem z agresją. Zawodowe niepowodzenia i stres przelewa na żonę, co wyrozumiała małżonka doskonale rozumie i przyjmuje ‚na klatę’. Wszak na kim innym mógłby rozładować swój gniew? To właśnie na niej powinien zawsze polegać zapracowany mąż.
Gorycz, poczucie osamotnienia i zwierz rozszarpujący żołądek, podszeptujący do ucha ewentualne rozwiązania tej sytuacji, którego jednak kobieta za wszelką cenę nie chce dopuścić do głosu, powodują, iż żal który wypełnia całą jej postać zaczyna powoli się wylewać…
Problemy w domu nie są jednak dla niej niczym nowym. Samo nasuwa się powiedzenie – niedaleko pada jabłko od jabłoni…
Być może to właśnie z powodu ojca, który znęcał się w przeszłości nad rodziną, Marta przyjmuje za pewnik, iż rolą kobiety jest zespalać ognisko domowe – za wszelką cenę…
,,Ważki na kostce lodu” nie jest łatwą powieścią, gdyż mówi o sprawach niezwykle trudnych. Przemoc domowa, znęcanie się nie tylko fizyczne, ale i psychiczne, wyniszczające człowieka od środka… Nieustający lęk o siebie i głównej mierze o dzieci. Wysiłki, by mimo wszystko dom był miejscem, do którego pociechy chętnie wracają.
Bańka mydlana, która kiedyś musi pęknąć…
Historia, którą opowiedziała nam Łucja Wilewska wypełniona jest mnóstwem emocji. Sytuacja, w której tkwi Marta, jest tak tragiczna, iż wydawać się może, że pomóc mogą tu jedynie zaświaty…
I rzeczywiście, pojawia się wątek paranormalny w postaci ojca dziewczyny i siostry Stelli, której wesoła, wyrozumiała postać, otula serce bohaterki, skłaniając ją do pierwszych, nieśmiałych myśli dotyczących możliwych życiowych zmian.[...]
Więcej: https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/08/11/wazki-na-kostce-lodu-lucja-wilewska-recenzja-przedpremierowa-patronacka/
Ile potrafi znieść kobieta, by zapewnić dzieciom poczucie bezpieczeństwa poprzez wychowanie w pełnej rodzinie?
Czy szczęście to warte jest tak ogromnych poświęceń? I w końcu, czy nie jest tylko szczęściem złudnym? To historia o niezwykle silnej kobiecie, która ze swej wyjątkowości nie zdaje sobie sprawy, uparcie dążąc do zadośćuczynienia powtarzanym od lat stereotypom roli...
2018-08
„Henizm — wyjątkowa zdolność do nieoczekiwanego
odnajdywania własnej osoby w sytuacjach groteskowych,
absurdalnych i śmiesznych. Śmiesznych dla osób postronnych.
Dla zainteresowanej są to sytuacje zazwyczaj
przygnębiające, a bywa, że nawet tragiczne”.
Henia idzie przez życie w ciągłym cieniu. Jest stereotypową szarą myszką – nie rzuca się w oczy, trudno ją zauważyć w tłumie.
Wydawać się może, że osoby pokroju Heni są już niezwykłą rzadkością. Błąd! Oni są. Niezauważalni, niecharakterystyczni, ale są – blisko.
Rozejrzyjcie się, mnóstwo jest ludzi nie przywiązujących wagi do swej powierzchowności, skrywających swe uczucia za niesforną, niedbałą fryzurą, szerokim swetrem i niedopasowaną spódnicą.
Człowiek ma skłonność do oceniania „zewnętrznej powłoki” drugiej osoby, nie ma czasu na znajomości z kimś szarym. Generalnie, w dzisiejszych czasach w ogóle nie ma czasu, więc jeśli ma wchodzić w kimś w relacje, dobrze, żeby osoba ta wstąpiła na jego życiową drogę przebojem.
Henia jednak zdecydowanie przebojowa nie jest. Ani asertywna, ani też piękna. Jest zwyczajna. A może właśnie dzięki swojej zwyczajności jest nietuzinkowa?
Henia siedzi sobie cichutko pod kloszem rodziców. Mimo przekroczonej trzydziestki, nie ma odwagi podjąć tak drastycznej w swym życiu decyzji jak wyprowadzka. No bo jak to tak? Jak mogłaby ich tak zranić? Ach, wkurzała mnie Henia momentami, miałam ochotę kopnąć ją w tyłek i zmusić do działania! Wszak bierne czekanie na to co przyniesie los mogło się skończyć dla dziewczyny katastrofą w każdej dziedzinie jej życia…
Nijaka Henia, nijaka robota, nijaki mężczyzna…
Tak, kobieta od 13 lat spotyka się z Waldusiem. Porównanie do Waldzia z Kiepskich byłoby w jego przypadku całkiem trafne…
Waldek jest osobnikiem płci męskiej, choć daleko mu do mężczyzny przez duże M. Młodzi są razem, jednak trudno powiedzieć czy się kochają, czy może tkwią w związku z wygody i przyzwyczajenia?
Zdaje się, że Henryka nie doczeka się pierścionka zaręczynowego, gdyż Waldziowi, mieszkającemu z rozpieszczającą wnuczusia babcią, sytuacja taka jak najbardziej odpowiada.
W zasadzie wszystkie sfery życia dziewczyny pozostają bure, nijakie, bez charakteru. Jedynymi barwnymi postaciami w jej codzienności są przyjaciółka Ewa oraz przebojowa babcia Wisia, która stanowi druzgoczący kontrast z przesiąkniętymi dulszczyzną rodzicami dziewczyny, których głównym problemem jest „co ludzie powiedzą”? [...]
Więcej: https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/08/09/zjezona-anna-kapczynska-recenzja-patronacka/
„Henizm — wyjątkowa zdolność do nieoczekiwanego
odnajdywania własnej osoby w sytuacjach groteskowych,
absurdalnych i śmiesznych. Śmiesznych dla osób postronnych.
Dla zainteresowanej są to sytuacje zazwyczaj
przygnębiające, a bywa, że nawet tragiczne”.
Henia idzie przez życie w ciągłym cieniu. Jest stereotypową szarą myszką – nie rzuca się w oczy, trudno ją zauważyć w...
2018-06
Tytułowy ,,Bluszcz” nie zwiastuje radosnej, pełnej beztroski historii. I rzeczywiście, Anna H. Niemczynow opowiada nam o dwóch przyjaciółkach z dzieciństwa, których więź przetrwała wszystkie burze towarzyszące im na ścieżce ku dorosłemu życiu.
Wychowanie obu zdefiniowane zostało przez ortodoksyjne podejście do religii, a co za tym idzie do życia, mających duży wkład w wychowanie dziewczynek babć.
Julita w młodości zakochana w nauczycielu z niemieckiego, ze względu na przekonania porzucić musiała swe uczucie. Dodatkowo, początkowo niewinny żart Eli przyczynia się do zacieśnienia więzi dziewczyny z Gerardem.
Dzięki akcji, która ma miejsce zarówno w teraźniejszości, jak i przeszłości, mamy okazję poznać źródło, które ukształtowało osobowość przyjaciółek.
Jednocześnie, autorka dobitnie pokazuje nam jak bardzo zasady wpajane nam w dzieciństwie mają wpływ na nasz sposób myślenia i kierunek podejmowanych działań w dorosłym już życiu. W konsekwencji często żyjemy według reguł, które nas unieszczęśliwiają. Uważamy je za coś oczywistego, dlatego do głowy nie przychodzi nam nawet możliwość dokonania zmian…
Obie kobiety, mimo iż połączone wspaniałą relacją, są zupełnie różne charakterologicznie. Podobnie, ich historia jest diametralnie odmienna.
Julita tkwiąca w toksycznym związku, za wszelką cenę stara się stworzyć dzieciom przytulne domowe gniazdko. Nie widzi lub nie chce widzieć jak bardzo szkodzi swoim pociechom zamiatając problemy pod dywan.
Zachowanie to jednak bardzo odbija się na jej poczuciu własnej wartości. Kobieta tak bardzo nie wierzy w siebie, tak mocno unika otwartych konfrontacji z mężem, iż czasem obrana przez nią droga postępowania i sposób myślenia doprowadzają czytelnika do złości, irytacji, poczucia bezradności i coraz większej rozpaczy… Nie raz załamywałam ręce śledząc jej starania, by utrzymać rodzinę razem, za wszelką cenę…
Tragiczne jest to, iż Julita jest przykładem jednej z wielu kobiet, które nie tylko na stronach powieści, ale w rzeczywistości uzależniają swoje poczucie wartości od drugiej osoby, swój nastrój od jej nastroju i akceptacji swego postępowania… Julita w zasadzie nie ośmiela się wypowiedzieć własnego zdania, gdy jest ono różne od zdania męża. Całą związaną z tym stanem gorycz tym kumuluje w sobie, zalewa ją ona od środka i wypełnia smutkiem.[...]
Więcej: https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/06/28/bluszcz-anna-h-niemczynow-recenzja-patronacka-przedpremierowa/
Tytułowy ,,Bluszcz” nie zwiastuje radosnej, pełnej beztroski historii. I rzeczywiście, Anna H. Niemczynow opowiada nam o dwóch przyjaciółkach z dzieciństwa, których więź przetrwała wszystkie burze towarzyszące im na ścieżce ku dorosłemu życiu.
Wychowanie obu zdefiniowane zostało przez ortodoksyjne podejście do religii, a co za tym idzie do życia, mających duży wkład w...
2018-02-20
Cass Anderson ma wszystko o czym zamarzyć może młoda kobieta: kochającego, oddanego, przystojnego męża, piękny dom, pracę, przyjaciół i w niedalekich planach realizację marzeń o macierzyństwie. Wszystko zmienia się jednak, gdy pewnej nocy, wracając ze spotkania ze znajomymi, postanawia jechać na skróty. W lesie natyka się na stojący na poboczu samochód. Uznając, iż kierowca nie wzywając pomocy, najwidoczniej jej nie potrzebuje, rusza w dalszą drogę.
Niestety wyrzuty sumienia nie pozwalają zapomnieć Cass o tym incydencie. Informacja, iż w samochodzie siedziała najprawdopodobniej jeszcze żywa kobieta, która następnie została zamordowana, potęguje strach i rodzącą się w niej manię prześladowczą, w której utwierdzają ją głuche telefony.
Cass powoli popada w obłęd. By jednak nie dać się zwariować, zażywa leki, które pozwalają jej przetrwać każdy kolejny dzień.
Skąd nóż, którym popełnione zostało morderstwo wziął się w jej kuchni? Czy na pewno podpisała umowę z dostawcą alarmu? Dlaczego nie przypomina sobie, że zaprosiła na kolację znajomych, nie potrafi uruchomić mikrofali, czy pralki? Myśli o nadchodzącej demencji, której ofiarą w młodym wieku padła również jej matka, odbiera kobiecie wiarygodność. W końcu sama sobie przestaje ufać, czy słusznie?
Jakiś czas temu, sięgnęłam po ,,Za zamkniętymi drzwiami” B.A. Paris. Na fali zainteresowania piórem autorki, szybko wzięłam się za lekturę jej najnowszego tytułu ,,Na skraju załamania”. Niemal od razu daje się odczuć specyficzny styl pisarki, trzymający w napięciu od pierwszej strony.
Jest to jeden z najmocniejszych atutów B.A.Paris: budowanie akcji, która nie pozwala na odłożenie książki na bok. A gdy już nie ma wyboru, czytelnik nadal przerabia w głowie ostatnie wątki, zastanawiając się kiedy i jaki będzie następny przełom w śledztwie.
Czy Cass nękana wyrzutami sumienia, zdoła opanować nerwy i spojrzeć na sytuację, w której się znalazła, trzeźwym, przytomnym okiem?
Autorka bardzo umiejętnie podsuwa czytelnikowi tropy i wskazówki, być może dlatego szybko można zorientować się, kto prawdopodobnie ma ze stanem Cass wiele wspólnego. Nic nie jest jednak oczywiste, i mimo pewnych podejrzeń z zapartym tchem śledziłam rozwój sytuacji.
,,Na skraju załamania” utrzymana jest w klimacie pierwszej powieści autorki. Również i w tej historii skupia się ona na małżeństwie głównych bohaterów, w obrębie którego toczy się akcja. Również jedynym narratorem jest żona, tutaj – Cass, która dręczona wewnętrznymi demonami, przestaje udzielać się towarzysko, unika spotkań z przyjaciółmi, zaszywając się w domu, który przewrotnie nie daje jej ukojenia. Najlepiej czuje się w hotelowych pokojach, z dala od telefonu i położonego na uboczu miejsca zamieszkania. Jedynym oparciem zdaje się być tracący powoli do jej zapominalstwa cierpliwość, dotychczas niezwykle wyrozumiały, mąż.
,,Niemożność prowadzenia takiego życia jak dawniej sprawia mi niemal fizyczny ból. Uświadamiam sobie jednak, że to nie demencja pozbawiła mnie samodzielności, choć być może tak się stanie pewnego dnia. To poczucie winy i strach dręczą mnie dzień w dzień od dwóch miesięcy, od tamtej tragicznej piątkowej nocy. Przytłaczają mnie i dobijają”.
W zasadzie trudno przyczepić się do czegokolwiek, gdyż mimo iż częściowo domyśliłam się finału i motywu (który jest dość banalny) z zainteresowaniem czytałam dalej. Już w poprzedniej książce autorka dała się poznać jako niezwykle sprawny strateg, który mimo klarowności przedstawionej sytuacji, od pierwszych stron odkrywając przed nami postać prześladowcy, potrafi tak pokierować akcją, by czytelnik z zapartym tchem śledził ją do samego końca. W ,,Na skraju załamania” mamy i tajemnicę, i zagadkowego prześladowcę i wiele innych wątków, które dopiero mają zostać wyjaśnione. Mimo kilku podobieństw, pozycje te różnią się więc w swej strukturze diametralnie. Bohaterowie mają swoje historie, przeszłość, która czyni ich ważnymi w życiu kobiety. Są jacyś. Można ich lubić lub nie, B.A. Paris zadbała jednak, by czytelnik z życiorysu tych osób, poznając ciąg przyczynowo-skutkowy ich zachowania, wyciągnął wnioski nakierowujące go na prawdopodobny finał.
Nie jest to jednak finał, do którego prosta droga. Autorka podpuszcza, stara się zwieść czytelnika, przerzucając jego podejrzenia na kolejne postaci pojawiające się w książce. Do samego zakończenia prowadzi krętymi ścieżkami, tak by na ostatnich stronach przyspieszyć, ekspresowo rozwiązując pętle spekulacji. Nie jest to jednak jeszcze koniec, bo gdy Cass zorientuje się co się dzieje, wtenczas dopiero dziać się zacznie!
Jak zwykle wielkie uznania dla tłumacza, który w wyśmienity sposób oddał klimat powieści, a to sztuka! Jeśli szukacie lektury która zapewni Wam zapomnienie na ładnych kilka godzin polecam ,,Na skraju załamania”! Jak dla mnie efekt murowany!
https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/02/20/na-skraju-zalamania-b-a-paris-recenzja/
Cass Anderson ma wszystko o czym zamarzyć może młoda kobieta: kochającego, oddanego, przystojnego męża, piękny dom, pracę, przyjaciół i w niedalekich planach realizację marzeń o macierzyństwie. Wszystko zmienia się jednak, gdy pewnej nocy, wracając ze spotkania ze znajomymi, postanawia jechać na skróty. W lesie natyka się na stojący na poboczu samochód. Uznając, iż kierowca...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-02
Mama Krzysia wychowuje go samotnie. Poznajemy ją jako kobietę zaradną, wszechstronną i bardzo kochającą swego synka. Tata chłopca zniknął. Nie wiemy dlaczego. Być może odszedł do innej kobiety i opuścił rodzinę… Prawdopodobnie jednak umarł pozostawiając zasmuconych najbliższych. Pewnego dnia mama Krzysia postanawia oddać przedmioty, które przypominają jej męża do sklepu z używanymi rzeczami. Te jednak, dziwnym trafem, po kilku dniach, wracają na swe miejsce w domu. Czy to pan sprzedawca podrzucił im pozostawione w sklepie przedmioty? Może mama rozmyśliła się i przyniosła je z powrotem? A może to Krzyś nie chce zapomnieć o tacie?
,,Ważne rzeczy” to wzruszająca książeczka pokazująca w jak różny sposób radzimy sobie ze stratą i związanym z nią cierpieniem. Jedni pozbywają się wszystkich rzeczy, które co dzień przypominają im ukochaną osobę. W ten sposób starają się wyprzeć ten smutny fakt ze swej podświadomości.
Więcej: https://miloscdoczytania.wordpress.com/2018/02/17/kacik-rodzinny-23-wazne-rzeczy-peter-carnavas/
Mama Krzysia wychowuje go samotnie. Poznajemy ją jako kobietę zaradną, wszechstronną i bardzo kochającą swego synka. Tata chłopca zniknął. Nie wiemy dlaczego. Być może odszedł do innej kobiety i opuścił rodzinę… Prawdopodobnie jednak umarł pozostawiając zasmuconych najbliższych. Pewnego dnia mama Krzysia postanawia oddać przedmioty, które przypominają jej męża do sklepu z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kilka dni temu ktoś spojrzał na okładkę czytanej przeze mnie książki i zdziwiony spytał: – to książkę można pisać w duecie?
Oczywiście, że można! I podobnie jak w tym przypadku, czasem wychodzi to całkiem nieźle.
Schemat historii stworzonej przez Nataszę Sochę i Magdę Mazur wprawdzie nie jest zbyt oryginalny: obserwujemy życie kilku bohaterów, których losy w pewnym momencie splatają się, zmierzając ku skłaniającemu do przemyśleń finałowi. Brzmi znajomo? Nie szkodzi. To zarys sprawdzony i według mnie w ,,Drogi święty Mikołaju” jak najbardziej udany.
Renata, dwukrotna rozwódka, szybko wspinająca się po szczeblach kariery, uwodzicielska, niekoniecznie działająca zgodnie z kodeksem etycznym bizneswoman, której nie oprze się żaden kandydat na kochanka.
Matylda, samotna matka, codziennie stawiająca czoła nowym wyzwaniom, szczególnie tym, związanym z szkołą syna i kosztami przez nią generowanymi…
Karolina i Karol, para, której każda składowa zdaje się nadawać na zupełnie innych falach. On – człowiek chaos – w każdym calu odpowiadający stereotypowi nieogarniętego artysty, ona poukładana, rozsądna pani sędzina… Czy taki związek ma szansę przetrwać notoryczny bajzel z cyklicznymi sprawami rozwodowymi w tle?
Ważnym motywem tej opowieści są również rodzice głównych bohaterów, czuwający nad swoimi dorosłymi dziećmi, które mimo pozornej niezależności, cały czas próbują sprostać postawionym im wymaganiom…
,,Drogi święty Mikołaju” nie jest ckliwą powieścią, w połowie której, domyślamy się równie rozczulającego zakończenia.
Wprawdzie święta zaglądają już do okien bohaterów, trudno jednak powiedzieć, by byli oni z tego powodu szczególnie zadowoleni.
Ścieżki losu każdego z nich rozwidlają się właśnie w grudniu i nic nie zapowiada, iż będzie to okres pełny szczęścia i radości. W nastrój świąteczny wkrada się zgorzknienie, zazdrość, zawód, zdrada i pragnienie bezwarunkowej miłości.
Historia opowiedziana przez Nataszę Sochę i Magdę Mazur udowadnia nam, iż życie pisze scenariusze, których nikt nie jest w stanie przewidzieć, a tym samym się do nich przygotować. Los człowieka może zmienić się w jednej chwili, w sekundzie, która wyznaczy nowy kierunek naszej dalszej wędrówki. Nie zawsze jest to jednak zmiana na gorsze, mimo iż początkowo może nam się tak właśnie wydawać.
Czasem dopiero sytuacja kryzysowa, rodzinny konflikt, dramat zmusza do podjęcia decyzji, których powzięcie skutecznie od siebie odsuwaliśmy.
Z drugiej strony, niestety, dopiero tak trudny okres, otwiera nam oczy i pozwala docenić tych, których obecność była dla nas tak bardzo oczywista i niezmienna.Właśnie o tym jest powieść ,,Drogi święty Mikołaju„.
W oddali zawsze jednak widnieje motywująca do działania nadzieja, dzięki której odkrywamy drzemiące w nas pokłady sił. Moc, która wyzwala w człowieku asertywność, a co za tym idzie uleczającą niezależność. [...]
Więcej --> https://miloscdoczytania.wordpress.com/2019/11/06/drogi-swiety-mikolaju-natasza-socha-magda-mazur-recenzja/
Kilka dni temu ktoś spojrzał na okładkę czytanej przeze mnie książki i zdziwiony spytał: – to książkę można pisać w duecie?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOczywiście, że można! I podobnie jak w tym przypadku, czasem wychodzi to całkiem nieźle.
Schemat historii stworzonej przez Nataszę Sochę i Magdę Mazur wprawdzie nie jest zbyt oryginalny: obserwujemy życie kilku bohaterów, których losy w pewnym momencie...