Absolwentka Wydziału Architektury i Urbanistyki na Politechnice Gdańskiej. Marzycielka, miłośniczka literatury oraz szeroko rozumianego projektowania. Mieszka w malowniczej miejscowości na obrzeżach Gdańska. Pisanie jest jej pasją. Uwielbia czytać i nie wyobraża sobie świata bez odrobiny magii. Jest szczęśliwą mamą, która każdego dnia uczy się czegoś nowego. Wierzy, że kolekcjonowanie wspaniałych wspomnień, zmienia życie na lepsze.
Ta książka jest niestety bardzo źle napisana. Poziomem brzmi jakby jakaś nastolatka napisała opowiadanie inspirowane światem Japonii. Niestety wyszło to bardzo drętwo i tak jak sam w sobie zarys fabuły jak najbardziej ma sens to już wykonanie zostawia dużo do życzenia. Weźmy np opisy. Zamiast przedstawić co tak naprawdę się dzieje otrzymujemy streszczenie wydarzeń wiemy np że Hana nauczyła się wielu nowych ziół i ich zastosowań od innej uzdrowicielki i jest z tego bardzo zadowolona ale czytelnik nie wie tak właściwie czego się nauczyła bohaterka nie poznaliśmy nazwy ziół, czemu są istotne na czym tak naprawdę opiera się zdolność Hany.
Cała relacja Hana -Mei - Ren jakoś mnie nie przekonała. Wszyscy mówią jak to się uwielbiają, są najlepszymi przyjaciółmi i się kochają a w rzeczywistości to Mei ma trochę gdzieś tych swoich przyjaciół, porzuca ich właściwie bez większego sensu bo sama sobie coś ubzdurala. Hana z kolei ma dziwną obsesję na punkcie Mei coś między chorobliwym uwielbieniem połączonym z zazdrością a Ren? Jakby nie mógł się zdecydować czego właściwie chce.
Mogę się czepiać ale bardzo mi brakowało w tej książce... japońskosci szczególnie w języku, którym operują postaci. Brak form grzecznościowych(-san, -sama, -kun -chan) brzmiał dziwnie, być może ktoś nieobeznany z japońskim nie zwróci na to uwagi ale dla mnie stanowił tu problem. W Japonii ludzie nie nazywają się po swoich imionach. Z reguły używają nazwisk, więc jak Hana poznaje nowe osoby i mówi do nich po imieniu jakoś mi kompletnie nie pasował.
Czy są jakieś zalety? Przepiękna okładka. Książka może być wstępem do świata japońskiej mitologii dla kompletnego laika. Czyta się szybko, język jest prosty, być może komuś w wieku 12-13 lat może się to spodobać
Dla mnie bardzo przeciętne
Jeżeli już trochę mnie znacie, to doskonale wiecie, że fantasy to nie jest moja bajka. Jednak mimo wszystko sięgnąłem po tę książkę. Dlaczego?
To było 10 lat temu. Albo i więcej. Chciałoby się napisać, że siedziałem wówczas potulnie w biurze, ale przecież ja zawsze byłem krnąbrny. W każdym razie biurko obok mojego siedziała ona, Agnieszka. Miała wtedy inaczej na nazwisko, a ja za nic w świecie nie spodziewałbym się, że kiedyś będę czytał i recenzował jej książki. No właśnie, książki. Jeśli dobrze poszukacie, na łamach mojego profilu, recenzowałem już pozycję spod pióra Agnieszki, a jej tytuł to Samobójca.
Dziś jednak o Kitsune, czyli o losach Mei i jej pragnieniu nieznanej wolności. Ta lektura to traktat o przyjaźni i poświęceniach zeń związanych. To swoista monografia o lojalności i stosowaniu się do reguł. Wyczytamy tu o dylematach związanych z wojną i moralnością, z walką albo chronieniem wyłącznie swoich bliskich. W dobie wojny na Ukrainie temat ten wcale nie jest nam daleki.
Znalazłem tu wiele ciekawych alegorii utkanych w fikcyjnym świecie japońskiej baśni. Mimo iż nie jestem fanem fantasy, zaczerpnąłem z tej historii naprawdę sporo mądrych cytatów, skłaniających mnie do refleksji. „Ludzie wciąż gonią za przyszłością i chcą na siłę zmienić przeszłość. Nigdy nie są w pełni szczęśliwi. Łapczywi, nienasyceni, łakną więcej, lepiej, łatwiej, dłużej. Ich pragnienia nie mają granic”. Uwielbiam, kiedy autorzy zmuszają mnie do refleksji.
Nie mogę powiedzieć, że była to historia, która nie dała mi spać. Mogę zaś docenić za zawarte w niej refleksje i świetny warsztat autorki.
Może Wy też macie ochotę podumać i wypowiedzieć się np. na temat tego, czy wierzycie w przyjaźń między kobietą, a mężczyzną? ;)