-
ArtykułyCzternaście książek na nowy tydzień. Silne emocje gwarantowane!LubimyCzytać2
-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant6
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński45
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać426
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2013-06-21
2013-03-10
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/01/122-brudnopis-tomasz-kubis.html
Sam opis nie przekonywał mnie, sądziłam, że mam do czynienia z jakimś kryminałem lub thrillerem, a te gatunki, choć je lubię, to najbliższe memu sercu nie są. Przestałam się wahać, czy sięgnąć po tę pozycję dopiero wtedy, gdy napotkałam okładkowe wyznania biskupa, pani Nazgul oraz Nowego Rządu RP. Były tak cyniczne, tak bardzo... w moim stylu!
Brud'n'opis otwierałam z myślą, że oto czeka mnie kryminał psychologiczny, będzie jakaś grubsza afera, ale... To, co zafundował mi autor, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Otóż dostałam powieść niesamowicie dowcipną (niejednokrotnie w trakcie czytania nie mogłam powstrzymać śmiechu, a co mocniejszymi fragmentami dzieliłam się z przyjaciółką, która po przeczytaniu tych paru zdań doszła do wniosku, że musi poznać całość), przesyconą satyrycznym obrazem naszego kraju, a nawet świata w ogóle, jednak, z pewną przykrością, muszę przyznać, że niejednokrotnie okazywała się aż nadto prawdziwa. No dobrze, praktycznie wszystko, mimo iż przejaskrawione, było odzwierciedleniem aktualnego stanu RP i mentalności Polaków.
Spostrzegawczości, a zarazem celności w złośliwym komentowaniu świata nie można panu Kubisowi odmówić. Posiada on dar słowa, maluje przed czytelnikiem w sposób intrygujący chorobę psychiczną, globalny spisek, okrasza to wszystko wspomnianym już ciętym dowcipem, dorzuca motyw fantastyczno-religijny i... otrzymuje genialny przepis na jeszcze genialniejszą książkę, od której nie sposób się oderwać! Nic nie jest biało - czarne, wręcz przeciwnie: wszystko jest pstrokate, kolorowe, mnogość wątków nie pozwala się nudzić i tak naprawdę zostajemy zrobieni w balona. Jak cały świat; nikt nie wiedział, że Bóg jest Polakiem... I innych rzeczy też nie wiedzieliśmy.
Nie można pominąć grona równie wielobarwnych postaci, z których każda posiada kompletnie odmienny charakter, przeszłość, nawet styl wypowiadania się czy też... orientację seksualną. Dla każdego coś dobrego! Homoseksualni Romeo i Julia kalający husarską dumę, święty będący zabójcą na zlecenie, miły starszy pan, który okazuje się... No, tu musicie sami sobie doczytać! A także pedofil - pedagog (bo to przecież żadna różnica nie jest) oraz młodociani przestępcy, czyli typowe polskie gimnazjum! Jedni inteligencją nie grzeszą, umysły drugich są ostre niczym klinga, co prowadzi do wielu absurdalnych albo niebezpiecznych sytuacji. Ewentualnie absurdalnie niebezpiecznych. Tajemnicę głównego bohatera do pewnego stopnia udało mi się przejrzeć, ale... Tylko troszeczkę, bo autor jest niczym rasowy wariat - nieprzewidywalny! Tak pozytywnie, oczywiście.
Okrutnie pomyli się ten, kto w książce Tomasza Kubisa ujrzy wyłącznie zabawne fragmenty, pozorną niedbałość i rozrywkę. Jest to dzieło obrazoburcze, balansujące na granicy kontrowersji, które pod płaszczykiem kolokwialnych, a nawet prymitywnych fragmentów skrywa mądre przesłanie, którego tak bardzo brakuje w dzisiejszych powieściach. Nie trzeba się wysilać, by je pojąć, wystarczy czytać ze zrozumieniem i, wybaczcie ten zwrot, nie być idiotą.
Bierzcie i czytajcie,
bo zaprawdę powiadam Wam:
WARTO!
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/01/122-brudnopis-tomasz-kubis.html
Sam opis nie przekonywał mnie, sądziłam, że mam do czynienia z jakimś kryminałem lub thrillerem, a te gatunki, choć je lubię, to najbliższe memu sercu nie są. Przestałam się wahać, czy sięgnąć po tę pozycję dopiero wtedy, gdy napotkałam okładkowe wyznania...
2013-09-13
Jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku. Dlaczego? No to przecież oczywiste! Bo to JAKUB ĆWIEK. Bo to CHŁOPCY 3! A Chłopcy łączą w sobie to, co kocham najbardziej: powieści fantastyczne i motocykle. Dodając do tego moją niegasnącą miłość do autora, otrzymujemy zestaw idealny.
Po zakończeniu części drugiej żyłam w przekonaniu, że część trzecia będzie częścią ostatnią. Na szczęście grubo się pomyliłam i chwała za to autorowi! Ćwiek od razu rusza z piskiem opon. Czerwonego Ducati Dzwoneczka, oczywiście. Przy czym nie zwalnia ani na chwilę, pędząc na złamanie karku. Porywa przy tym czytelników w świat Piotrusia Pana, gdzie owy Piotruś z dziecięcą niewinnością wszczyna rozróbę za rozróbą, nie zsiadając z motocykla. Kiedyś towarzystwa dotrzymywali mu Zagubieni Chłopcy. Teraz są to Zagubieni Chłopcy w skórzanych kombinezonach i na stalowych rumakach.
Jakub Ćwiek po mistrzowsku używa niewinnych wątków z poprzednich tomów, by uczynić z nich obuch, który ogłuszy czytelnika. Zaskoczy i sparaliżuje, a przy tym sprawi, że czytający jeszcze szybciej zacznie przewracać kartki, by dotrzeć do końca. By przekonać się co jak gdzie i kiedy. A przede wszystkim... dlaczego? Jednocześnie czytelnik, kiedy dostrzeże, jak niewiele stron zostało do końca, poczuje rozczarowanie. Każda dobra historia kończy się zbyt wcześnie. Tak właśnie jest w tym przypadku.
Tradycyjnie nie zabrakło przekleństw. No bo co to za Ćwiek bez soczystej, podwórkowej łaciny? Jednakże kolejny raz wykazał się niebywałym talentem pisarskim, sprawiając, że wulgaryzmy nie raziły, a wręcz przeciwnie: bez nich nic nie byłoby takie samo. Brzydkie słowa w świecie Dzwoneczka, Stalówki, Milczka, Kruszyny, Bliźniaków, Kędziora i... Pana Proppera okazały się niezbędne. Tak jak niezbędna okazała się pomoc pewnego kota z czerwonym krawacikiem. Należy przy tym dodać, że koci punkt widzenia autor oddaje znakomicie za każdym razem.
I choć nie zabrakło brzydkich słów, nie zabrakło wartkiej akcji i fantastycznej, intrygującej oraz trzymającej w napięciu fabuły, to... Chłopcy 3 nie byli tacy sami jak poprzedni. Dopadł ich upiór dojrzałości. Wyraźnie czuć, że tym razem nie jest śmiesznie i wesoło. Jest ponuro i smutno, choć nadzieja przebija się przez chmury, a cięty dowcip wciąż bawi. Czytelnik dorasta wraz z bohaterami, zżywa się z nimi i zrasta emocjonalnie. Tak było w moim przypadku. I dlatego właśnie nie mogę doczekać się kolejnej powieści z tego cyklu. Chcę wrócić do Drugiej Nibylandii (od której nota bene nazwę wziął mój blog) i żyć z dziecięcą beztroską pośród magicznego gangu motocyklowego. Tak po prostu i od serca.
Chłopcy. Zguba to powieść przeznaczona zarówno dla fanów Ćwieka i poprzednich tomów cyklu, jak i dla wszystkich osób, które pragną doświadczyć czegoś niesamowitego. Po lekturze tych książek nic nie będzie takie samo. Nawet... koty.
Jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku. Dlaczego? No to przecież oczywiste! Bo to JAKUB ĆWIEK. Bo to CHŁOPCY 3! A Chłopcy łączą w sobie to, co kocham najbardziej: powieści fantastyczne i motocykle. Dodając do tego moją niegasnącą miłość do autora, otrzymujemy zestaw idealny.
Po zakończeniu części drugiej żyłam w przekonaniu, że część trzecia...
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/02/145-chopcy-najwieksza-z-przygod-jakub.html
Chłopcy należą do grona moich ulubionych serii, nie jest to żadną tajemnicą. Tak, to właśnie z tej historii podebrałam nazwę bloga. Stworzyłam sobie moją własną Drugą Nibylandię. Jaka jest - każdy widzi. Ale jaka jest ta, którą wykreował Jakub Ćwiek w ostatnim tomie przygód Zagubionych Chłopców? Czy znacząco różni się od tej, którą poznaliśmy w części pierwszej?
Z dobrymi książkami otwierającymi serię jest jeden problem - autor już na wstępie wysoko stawia sobie poprzeczkę. Czasami tak wysoko, że nie daje rady jej przeskoczyć, nie jest w stanie utrzymać poziomu. Na szczęście Ćwieka to nie dotyczy. Jego książki można kupować w ciemno, bo wiadomo, że będą dobre. Z tego też powodu nie martwiłam się, czy kolejne przygody moich ulubionych bohaterów będą dobre. Martwiłam się tylko jednym: czym tym razem autor ich skrzywdzi. A skrzywdził ich okrutnie...
Kto czytał poprzednie części - albo chociaż ich recenzje/opisy - ten wie, że Chłopcy nie są zwyczajną opowiastką ku rozrywce. Owszem, bawią ciętym dowcipem, balansują na granicy dobrego smaku, obficie sypią się wulgaryzmy, ALE to przede wszystkim mądre książki opowiadające o jednej z największych tragedii tego świata: o dorastaniu. Ta chwila czyha na każdego z nas, a kto zbyt długo jej się opiera, ten... przeczytajcie. I dopowiedzcie sobie sami. Nie będę narzucać Wam własnej interpretacji, ta historia zasługuje na to, aby każdy przeżył ją po swojemu. Aby jeszcze po jej zakończeniu czytelnik rozmyślał nad tym, co autor chciał nam przekazać oraz jak życiowa jest ta kontynuacja przygód Piotrusia Pana. Uczy więcej niż niejedna szkolna lektura, a i przyjemność z czytania jest nieporównywalnie większa.
Największa z przygód faktycznie była największą z przygód, które przeżyłam z tymi dużymi dziećmi. W takim czy innym znaczeniu. Trzymała w napięciu, bawiąc, ucząc, wzruszając. Jakub Ćwiek z właściwym sobie talentem i dowcipem pisze o trudnych tematach, wciągając czytelnika w wir wartkiej akcji. Byłam zachwycona, wróciwszy do moich literackich przyjaciół, byłam też zdruzgotana, widząc, co autor im zafundował, przerażenie nieustannie mieszało się z ulgą lub na odwrót. Nie zabrakło mu emocjonujących pomysłów do samego końca. Sprawił, że po skończeniu znalazłam się w stanie "Nie wiem, co zrobić ze swoim życiem". Wciąż trudno pogodzić mi się z myślą, że póki co to koniec podróży z Chłopcami. Koniec Drogi, koniec Skrótu. Pozostaje jednak nadzieja, że tak jak pisarz wrócił do Kłamcy, tak i kiedyś wróci do tej powieści. Czekam z niecierpliwością.
Zdecydowanie nie polecam zamknięcia serii osobom o słabych nerwach, słabym sercu, czy ogólnie o kiepskim zdrowiu - można dostać zawału albo wylewu z nadmiaru emocji.
Kto zaś czuje się na siłach - niech czyta!
Bo warto.
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/02/145-chopcy-najwieksza-z-przygod-jakub.html
Chłopcy należą do grona moich ulubionych serii, nie jest to żadną tajemnicą. Tak, to właśnie z tej historii podebrałam nazwę bloga. Stworzyłam sobie moją własną Drugą Nibylandię. Jaka jest - każdy widzi. Ale jaka jest ta, którą wykreował Jakub Ćwiek...
Istnieje wiele książek i wiele historii. Wielu pisarzy, którzy dzięki swej wyobraźni tworzą naprawdę niesamowite powieści. Jednakże najpiękniejsze opowiadania pisze życie, czego najlepszym przykładem jest Drzewo migdałowe Michelle Cohen Corasanti. Sięgając po nie, trzeba przygotować się mentalnie na spotkanie ze światem brudnym, odartym nie tylko z wszelkich dostępnych nam na co dzień luksusów, ale też z jakiejkolwiek godności.
Przyznaję szczerze, że po pierwszych paru stronach zaczęłam obawiać się, iż to jednak nie jest książka dla mnie. Że podróż przez życie Ahmada będzie dla mnie męką. I, prawdę mówiąc, była to droga przez mękę. Przez mękę, upokorzenie, strach, poczucie winy oraz wszystkie inne emocje, które towarzyszyły głównemu bohaterowi. Przez te kilkaset stron, na których zawarto kilkadziesiąt lat jego życia, byłam nim. Tak po prostu, ponieważ przy lekturze Drzewa migdałowego nie da się inaczej. Pani Corasanti ma prawdziwy dar malowania słowami. Czarowania słowami. Uzależniania słowami. W sposób naturalny i niewymuszony. Ona porywa czytelnika i nie wypuszcza, gdyż nawet po przeczytaniu ostatniej strony i zamknięciu książki, czytelnik ma poczucie, że historia Ahmada wcale się nie skończyła. Żyje on w sercu czytelnika, zmieniwszy jego spojrzenie na wiele spraw, uświadomiwszy go w wielu kwestiach. Tak było ze mną i za to właśnie dziękuję Michelle.
Patrząc na wszystkie wypisane na okładce pochwały, nastawiłam się sceptycznie. Tak już na mnie działa takie nachalne wychwalanie danej pozycji. Byłam ciekawa, czy zawartość chociaż w połowie będzie tak dobra, jak to sugerują te piękne, wielkie słowa, którymi osoby znane opisują Drzewo migdałowe. Rzeczywistość przeszła moje najśmielsze oczekiwania, gdyż okazało się, że to, co zafundowało nam Wydawnictwo, jest tak naprawdę niczym. Żadne wyrazy, choćby i najpiękniejsze, w pełni nie oddadzą uczuć towarzyszącym przy czytaniu. Tej książki się nie czyta, ją się przeżywa. Została napisana emocjami i sercem należy ją odbierać, wyłączając chłodność umysłu.
Czytałam o egzystencji biednego arabskiego chłopca, który - choć nieprzeciętnie uzdolniony - musiał zrezygnować z nauki, by móc utrzymywać bliskich po tym, jak z jego winy aresztowano głowę rodziny. Czytałam o jego dorastaniu, o tym jak nie rezygnował z marzeń, ponieważ znalazły się oosby, które go wspierały. W końcu czytałam o tym, jak stał się człowiekiem znanym, wpływającym na losy ludzkości. Fantastyka? Nie! Siła charakteru i dobroć. Talent. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że o zwyczajnym-niezwyczajnym życiu czyta się z wypiekami na twarzy, mocno bijącym sercem i w tempie, które byłoby właściwsze pochłanianiu powieści sensacyjnej.
Michelle Cohen Corasanti w sposób piękny i niezwykły zaznajamia czytelników na całym świecie z nad wyraz brutalnym i przykrym faktem: największym wrogiem człowieka jest drugi człowiek. Ale jest też druga strona medalu: to drugi człowiek może nam pomóc w osiągnięciu wielkości, wzbiciu się ponad doczesne słabości. Rasizm, uprzedzenia kulturowe i religijne... To wszystko nie ma znaczenia w obliczu przyjaźni i miłości. Dajmy szansę wrogowi, bo kiedyś może stać się naszym największym sprzymierzeńcem... Odnajdźmy własne drzewo migdałowe, które będzie nas chronić przez całe życie.
Drzewo migdałowe polecam każdemu.
Tak zwyczajnie i od serca.
Za egzemplarz recenzencki/konkursowy dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non!
Istnieje wiele książek i wiele historii. Wielu pisarzy, którzy dzięki swej wyobraźni tworzą naprawdę niesamowite powieści. Jednakże najpiękniejsze opowiadania pisze życie, czego najlepszym przykładem jest Drzewo migdałowe Michelle Cohen Corasanti. Sięgając po nie, trzeba przygotować się mentalnie na spotkanie ze światem brudnym, odartym nie tylko z wszelkich dostępnych nam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Są różne rodzaje powieści. Jedne przeczytamy i zaraz o nich zapomnimy, przy innych polegniemy na starcie, a jeszcze inne pozostaną w naszym sercu już na zawsze. Zmienią nasze spojrzenie na pewne sprawy, wzruszą, rozbawią... Wywołają lawinę prawdziwie głębokich emocji. Do tej ostatniej kategorii zaliczam właśnie Déjà vu. Książki pani Kosowskiej nie czyta się, ją się przeżywa. Podobnie jak Wenecję.
Pani Jolanta intrygowała mnie od samego początku. Nie potrafiłam oderwać się od jej dzieła, nieustannie pragnąc poznawać życie Rafała, Anki oraz Marca. A także Paola. Bo też co wspólnego może mieć powracający z Zachodu lekarz z kolegą po fachu, który zmarł, nim ten zdążył go poznać? Wydawałoby się, że nic. Owszem, nic. Nic bardziej mylnego! Mają wiele wspólnego. Wszystko mają wspólne...
Już na samym początku uwagę zwracają bardzo rozbudowane opisy. Pozwalają one na dokładne wyobrażenie sobie miejsc, w których nigdy się nie było, ale... Miejscami bywają nużące. Wtedy chce się je zwyczajnie pominąć i pójść dalej. Jednak mimo wszystko posiadają pewien urok, klasę, naznaczone są poetyckim stylem autorki. Bez nich powieść nie byłaby taka sama.
Wyżej wspomniałam o poetyckim stylu autorki. Cóż miałam na myśli, używając określenia: poetycki? Otóż to, że książka Jolanty Kosowskiej jest jak wiersz. Prawdziwa poezja najwyższych lotów. Piękne zwroty i sformułowania, przesłanie ukryte między nimi, klasa, magia i to coś, co trąca najwrażliwsze struny duszy, sprawiając, że się wzruszamy. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z powieścią autentycznie napisaną emocjami, w której na pierwszy rzut oka widać, że autor włożył w nią całe serce i zawarł na stronicach kawałek własnej duszy. Czytanie takiej książki jest wyjątkowymi przeżyciem pozostawiającym swoje piętno w umyśle bibliofila już na zawsze.
Postacie są niezwykle realistyczne, choć jednocześnie... magiczne. Pełne nieodpartego uroku, podobnie jak opisywana przez panią Kosowską Wenecja. Wcześniej odnosiłam się do tego miejsca z pewną dozą pogardy. Ot, oklepana przez turystów miejscówka. Po lekturze Déjà vu pokochałam to miasto i wiem, że kiedyś je odwiedzę, zobaczę miejsca, które zwiedzała Anka z Paolem, wśród których wychował się Marco Marconi, żywa legenda Wenecji. Legenda, do której w umiejętny sposób nawiązała autorka, oparła na niej całą fabułę, choć czytelnik orientuje się o tym dopiero po dłuższym czasie. Pani Jolanta wykazała się zdumiewającą subtelnością, choć intrygę poprowadziła jak wytrawna autorka kryminałów, sprawiając, że zakończenia nie można przewidzieć. Jestem pełna podziwu i chylę czoła przed podobnym geniuszem.
Déjà vu polecam... WSZYSTKIM!
Jest lekturą obowiązkową dla literackich smakoszy.
Ucztą dla duszy.
Z pewnością sięgnę po inne dzieła autorki!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję autorce!
Są różne rodzaje powieści. Jedne przeczytamy i zaraz o nich zapomnimy, przy innych polegniemy na starcie, a jeszcze inne pozostaną w naszym sercu już na zawsze. Zmienią nasze spojrzenie na pewne sprawy, wzruszą, rozbawią... Wywołają lawinę prawdziwie głębokich emocji. Do tej ostatniej kategorii zaliczam właśnie Déjà vu. Książki pani Kosowskiej nie czyta się, ją się...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-06-12
Całość dostępna tutaj: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/07/148-harda-elzbieta-cherezinska.html
Historia to bardzo wdzięczny temat dla pisarzy, zwykle jest tak ciekawa, że nie trzeba nawet ubarwiać jej dodatkowymi wydarzeniami, ale wtedy otrzymalibyśmy taką uwspółcześnioną kronikę, prawda? Tak więc autorka również popuściła wodze fantazji, włączając w powieść wątek miłosny. Niejeden. O nieee - jęknięcie. - Tylko nie to! Otóż spokojnie, nie przyćmi to surowego klimatu chrześcijańsko-pogańskiego świata, w którym będziemy się poruszać. Pani Elżbieta kunsztownie połączy miłość z władzą, śmierć z dawaniem życia, przyjaźń z nienawiścią. Zostaniecie poruszeni i zaskoczeni niejednokrotnie. Intrygi i zwroty akcji będą wyskakiwać zza rogu ze złośliwą miną, by kopnąć nas w tyłek i przypomnieć, że życie jest trudne, a już zwłaszcza życie ówczesnej księżniczki czy królowej. Naprawdę, bywały chwile, kiedy byłam wdzięczna, że mogę być zwyczajną recenzentką, a to wszystko dzięki pieczołowitemu odtworzeniu realiów historycznych przez autorkę. I tylko jedno mi przeszkadzało - okładka. W środku cudowna, z mapami z przodu i z tyłu, które były świetnym pomysłem, bo pomagały odnaleźć się w sytuacji, ale na zewnątrz... Została wykonana z tego niewdzięcznego materiału, który może ładnie wygląda, ale na którym widać każdy odcisk naszego palca. Chyba że to celowy zabieg - okładka będzie historią naszego czytania, wtedy zwracam honor wydawcy za pomysłowość.
Całość dostępna tutaj: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/07/148-harda-elzbieta-cherezinska.html
Historia to bardzo wdzięczny temat dla pisarzy, zwykle jest tak ciekawa, że nie trzeba nawet ubarwiać jej dodatkowymi wydarzeniami, ale wtedy otrzymalibyśmy taką uwspółcześnioną kronikę, prawda? Tak więc autorka również popuściła wodze fantazji, włączając w...
Autor bardzo szybko awansował na jednego z moich ulubionych pisarzy. "Alicja" utwierdziła mnie w słuszności moich odczuć - pan Jacek zaskakuje czytelnika, zaczynając od czegoś kompletnie błahego,a kończąc na czymś niezwykłym.
Książka dzieli się na dwie części : "Alicja i Miasto Grzechu" oraz "Alicja i Ciemny Las". W Mieście Grzechu poznajemy naszego przewodnika, a zarazem głównego bohatera - Aleksa, który od kilku lat uparcie poświęca się pisaniu scenariusza filmowego, którego nikt nie chce kupić. Można by rzec, że podąża za mrzonkami. W pewnym momencie poznaje czternastoletnią Alicję i jego życie zmienia się o 180 stopni; nagle wszystko zaczyna mu się udawać, zostaje sławny. Co z tego, że sąsiedzi uważają go za pedofila? Relacje łączące Aleksa z Alicją trudno opisać, gdyż nie jest to ani zwyczajna miłość, ani przyjaźń. Aby je zrozumieć, trzeba sięgnąć po książkę i zagłębić się w życie bohaterów. Czytelnik od pierwszych stron wyczuwa nadciągającą tajemnicę, zwłasza że Aleks w swojej opowieści od czasu do czasu uprzedza bieg wydarzeń i wspomina o czymś, co dopiero nastąpi. To naprawdę intygujące, od książki nie można się oderwać.
Zanim człowiek się obejrzy, przechodzi do Ciemnego Lasu, gdzie nic nie jest takie, jak się wydaje. Alicja zostaje porwana, a Aleksa wystawiono na ciężką próbę, musi zmierzyć się z czymś, co może go zniszczyć. Od samego początku książki śni o kruku, teraz w Ciemnym Lesie ptak nabiera nowego znaczenia. Autor z niebywałym kunsztem prowadzi nas przez przerażającą krainę nocnych koszmarów ku zdumiewającemu końcowi. Po drodze Aleks natknie się na niebezpieczeństwa, postacie odrażające, po prostu obrzydliwe, jego ukochana zginie, choć przecież to on miał paść spod jej ręki... I bynajmniej nie będzie to Alicja. Jeszcze nie?
Pozory mylą, więc komu lub czemu ufać? Kruk okaże się wrogiem czy sprzymierzeńcem? A co ze smokiem broniącym dostępu do Alicji; kto go stworzył? Kto jest Panem i stwórcą Ciemnego Lasu? No i najważniejsze - jak zakończy się wyprawa Aleksa? Tyle pytań, tyle odpowiedzi... Znajdziecie je, jeśli tylko zdecydujecie się sięgnąć po tę powieść. Ja sięgnęłam i nie żałuję.
Autor bardzo szybko awansował na jednego z moich ulubionych pisarzy. "Alicja" utwierdziła mnie w słuszności moich odczuć - pan Jacek zaskakuje czytelnika, zaczynając od czegoś kompletnie błahego,a kończąc na czymś niezwykłym.
więcej Pokaż mimo toKsiążka dzieli się na dwie części : "Alicja i Miasto Grzechu" oraz "Alicja i Ciemny Las". W Mieście Grzechu poznajemy naszego przewodnika, a zarazem...