-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać271
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2016-03
2016-06-16
2016-05
2016-03
Zainteresowałam się tym zbiorem reportaży podczas rozmowy w radiowej Trójce z autorką książki. Wiedziałam mniej więcej o czym będzie tutaj mowa. Spodziewałam się pesymistycznych historii.
To co mnie najbardziej w tym wszystkim przeraża to systemowa choroba bezduszności, skorumpowania i obojętności władzy, instytucji i poszczególnych ludzi.
Dla tych, którzy mają nas chronić liczy się wyłącznie statystyka.
W obliczu osobistej tragedii ofiara jest napiętnowana i przypina jej się łatkę SAMA JESTEŚ SOBIE WINNA.
Wymiar sprawiedliwości okazuje się być najbardziej niesprawiedliwym oprawcom poprzez swoich przedstawicieli, którzy mimo oczywistych błędów, czy nawet zbrodni nadal go tworzą i śmieją się swoim ofiarom w twarz.
Justyna Kopińska nie ocenia. W sposób rzeczowy, bez upiększeń i retuszu pokazuje prawdziwe historie, tragedie ludzi żyjących dzisiaj w naszym kraju. Pokazuje zło usankcjonowane przez instytucje publiczne. Po co? Bo my zwykli ludzie często nie zdajemy sobie sprawy lub nie chcemy zdawać sobie z tego, co wokół nas się dzieje. Opanowała nas powszechna znieczulica i tym samym często dajemy milczące przyzwolenie, aby działo się to, co się dzieje.
Przerażające, bo prawdziwe ...
Zainteresowałam się tym zbiorem reportaży podczas rozmowy w radiowej Trójce z autorką książki. Wiedziałam mniej więcej o czym będzie tutaj mowa. Spodziewałam się pesymistycznych historii.
To co mnie najbardziej w tym wszystkim przeraża to systemowa choroba bezduszności, skorumpowania i obojętności władzy, instytucji i poszczególnych ludzi.
Dla tych, którzy mają nas...
2016-02
Po książkę sięgnęłam trochę z powodu zapowiedzi filmowej. Ciekawa obsada, aktorzy, których bardzo lubię i cenię. A jednak książka nie podobała mnie się. W sumie nie do końca wiem czemu. Moje bardzo entuzjastyczne nastawienie na początku lektury jakoś szybko ze mnie uleciało. Drażniły mnie kolejne rozdziały podobne do siebie, gdy siostry nawzajem wyznawały sobie szczerą nienawiść, bo życie jest takie, bo ona mnie wyśmiewa, bo jej to się wszystko należy ... itd..
Powie ktoś, ale przecież takie jest życie i najczęściej w rodzinach wybuchają takie konflikty. Owszem, tak. A jednak nudziło mnie to coraz bardziej i siłą woli dobrnęłam do końca, który rozczarował mnie ostatecznie. No cóż... Nie każda książka nie każdemu musi się podobać, prawda? "Moje córki krowy" akurat do moich ulubionych nie należy i zapewne do niej nie wrócę. Może zrozumiem o co dokładnie mi chodzi po obejrzeniu filmu, bo jego jestem ciekawa. I być może wtedy otworzy się kolejna szufladka we mnie i trafi ta pozycja na odpowiedniejszą dla siebie półkę, a ja otulę ją czasem cieplejszą myślą.
Po książkę sięgnęłam trochę z powodu zapowiedzi filmowej. Ciekawa obsada, aktorzy, których bardzo lubię i cenię. A jednak książka nie podobała mnie się. W sumie nie do końca wiem czemu. Moje bardzo entuzjastyczne nastawienie na początku lektury jakoś szybko ze mnie uleciało. Drażniły mnie kolejne rozdziały podobne do siebie, gdy siostry nawzajem wyznawały sobie szczerą...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-27
2015-11-11
"To wszystko było nieracjonalne, zmysłowe, mistyczne.
Tiwaz i Hagalaz tworzą absolut. Rozdzielone niszczą się nawzajem - ostrzegał mnie. Ale to on się poświęcił. Dopełnił Tiwaz, mnie zaś czeka zniszczenie - dziewiąta runa pożre mnie niczym żmija."*
Gdy w pięknym dworku nadburzańskiej miejscowości ginie celebrytka, nic nie jest do końca takie, jakim się wydaje. Najpopularniejsza aktorka, polityk o nieskazitelnej opinii, biznesmen i niepozorny listonosz.
Wszystko okazuje się być mistycznie wymieszane w tym świecie, w którym rządzą runy i przeznaczenie jakie z sobą niosą.
Do rozwikłania zagadki zostaje wyznaczony policyjny psycholog, a raczej profiler Hubert Meyer.
To pierwsza powieść Katarzyny Bondy, w której pojawia się postać tajemniczego profilera. Piszę tajemniczego, bo wcześniej nie spotkałam się z tego typu policjantem, detektywem i psychologiem w jednym.
Profesja to wielce dla mnie fascynująca, która kompletnie zmienia podejście do rozwiązania zagadki zbrodni. Hubert Meyer oglądając miejsce, w którym dokonano morderstwa zaczyna od odpowiedzi na pytanie: Jak? Potem przechodzi do: Dlaczego? A na końcu wyłania się odpowiedź na pytanie: Kto?
Nie zawsze jest tak, że wskaże mordercę z imienia i nazwiska, ale poprzednie odpowiedzi pozwalają mu nakreślić bardzo dokładny portret psychologiczny osoby sprawcy, jej posturę, jej fascynacje, podejście do życia, jak się ubiera, jakie miała dzieciństwo itd..
Fascynujące :)
Polecam. Jest w tej powieści sporo tajemnic. Niezwykłe utożsamianie się z ofiarą. Wejście w skórę zbrodniarza. Są wróżbici. Są skandale. Niekoloryzowany portret świata mediów i wielkiej polityki.
Katarzyna Bonda pisze językiem łatwo przyswajalnym dla czytelnika, co pozwala wsiąknąć w klimat opowiadanej historii od pierwszych stron.
* cytat z ww. powieści
"To wszystko było nieracjonalne, zmysłowe, mistyczne.
Tiwaz i Hagalaz tworzą absolut. Rozdzielone niszczą się nawzajem - ostrzegał mnie. Ale to on się poświęcił. Dopełnił Tiwaz, mnie zaś czeka zniszczenie - dziewiąta runa pożre mnie niczym żmija."*
Gdy w pięknym dworku nadburzańskiej miejscowości ginie celebrytka, nic nie jest do końca takie, jakim się wydaje....
2015-11-01
Gdy czytam tego typu książki staje mi przed oczami taka scena.
Prezes pewnej spółki, wywodzący się z SB staje któregoś dnia z kieliszkiem koniaku przed pięknie rzeźbionymi szafami w swoim biurze.
I stwierdza, że nie ma się czego bać, bo w nich jest "broń", dowody wymuszeń, korupcji, szantażów, intryg politycznych, brudów obyczajowych,zbrodni, jakie były licznie dokonywane i praktykowane wobec wielu umocowanych i tych zwykłych ludzi tamtych czasów.
Bo, jak stwierdza inny bohater " Takich rzeczy się nie niszczy ...".
Czytając książkę Wojciecha Sumlińskiego, poświęconą próbie rozwikłania wciąż niewyjaśnionej zbrodni PRL na osobie ks. Jerzego Popiełuszki, wielokrotnie stawały mi przed oczami te sceny.
Niedawno minęła kolejna rocznica uprowadzenia i śmierci kapelana Solidarności.
TVP wyemitowała na tę okoliczność dokument "Jerzy Popiełuszko. Posłaniec prawdy".
Prawdy...
Jakiej prawdy? Bo zawarte w dokumencie fakty są tą jej wersją, która została wyreżyserowana przez władze komunistyczne.
Jakiej prawdy, skoro powołany do życia IPN zamiast stać na straży wyjaśnienia okoliczności tej i innych zbrodni komunistycznych tworzy zbiór zastrzeżony, do archiwów którego nie ma dostępu nikt, bo są opatrzone klauzulą najwyższej tajności przez ABW.
Jakiej prawdy, gdy do dnia dzisiejszego macki decydentów czasów PRLu oplatają przedstawicieli duchowieństwa, obawiających się utraty autorytetu.
Autor stawia kilka zasadniczych pytań w swojej książce, na które stara się odpowiedzieć na podstawie zebranych dokumentów i rozmów ze świadkami tamtych dni. Maluje przed nami obraz zgoła inny od wcześniej ustalonego.
Kim jest "Desperat"? Kiedy naprawdę odnaleziono ciało zamordowanego księdza? Dlaczego ksiądz Jerzy zginął? Kto na tym zyskał? Kto mógł to zatuszować?
A ja mam głęboką nadzieję, że ta i inne zbrodnie PRLu zostaną w końcu wyjaśnione, jeszcze za naszego życia wbrew spokojnemu snu establishmentu.
*sceny przywołane wyżej pochodzą z filmu "Uwikłanie" Jacka Bromskiego, na podstawie powieści Zygmunta Miłoszewskiego
Gdy czytam tego typu książki staje mi przed oczami taka scena.
Prezes pewnej spółki, wywodzący się z SB staje któregoś dnia z kieliszkiem koniaku przed pięknie rzeźbionymi szafami w swoim biurze.
I stwierdza, że nie ma się czego bać, bo w nich jest "broń", dowody wymuszeń, korupcji, szantażów, intryg politycznych, brudów obyczajowych,zbrodni, jakie były licznie dokonywane...
2015-10-21
The Daily Mail stwierdził, że to "Naprawdę ostry thriller. Porywający i przejmujący." Hmm... Dla mnie niestety nie...
Temat początkowo mnie zaciekawił. Bliźniaczki jednojajowe, jedna z nich ginie i nagle nie wiadomo która zginęła i ...nie można tego jednoznacznie sprawdzić. Wokół tego skonstruowana historia rodziny, która po strasznym zdarzeniu ucieka na szkocką wysepkę Torran, Wyspę Piorunów. Latarnia morska, domek po babci, w którym zawsze jest przeraźliwie zimno. Brak udogodnień cywilizacyjnych, bo te które są trochę trudno nazwać udogodnieniami i bardzo utrudniona droga na stały ląd - groblą przez bagna tylko w krótkim czasie odpływu albo łodzią.
I jakoś tak w trakcie czytania czułam, że napięcie i oczekiwania gdzieś się ulatniają. Postacie są płaskie. Straszna wyspa mało straszna. Problem natury psychicznej potraktowany dość płytko. Historia wydała mnie się dziwnie zaplątana, zagmatwana do tego stopnia, że czasem zadawałam sobie pytanie: co jeszcze tutaj wsadzą ?
Przyznam szczerze, że skończyłam książkę tak na siłę. Nie chciałam odkładać nieprzeczytanej. Dałam jej szansę. Trochę jak z nowo poznanym człowiekiem, który czasami na pierwszy rzut oka w sumie nie przyciąga do siebie, ale po chwili, przy bliższym poznaniu zyskuje.
Niestety "Bliźnięta z lodu" dla mnie nie zyskały.
Czy może się powieść podobać innym? Oczywiście, że tak. Ale mnie się nie spodobała.
The Daily Mail stwierdził, że to "Naprawdę ostry thriller. Porywający i przejmujący." Hmm... Dla mnie niestety nie...
Temat początkowo mnie zaciekawił. Bliźniaczki jednojajowe, jedna z nich ginie i nagle nie wiadomo która zginęła i ...nie można tego jednoznacznie sprawdzić. Wokół tego skonstruowana historia rodziny, która po strasznym zdarzeniu ucieka na szkocką wysepkę...
2015-10-08
Nie raz już pisałam i jest to również bardzo widoczne na moim facebookowym profilu, że jestem fanką twórczości Elżbiety Cherezińskiej.
Dzisiaj skończyłam najnowszą jej powieść "Turniej cieni".
Im bliżej było do końca tym lepiej się czytało. I tym częściej łapałam się na myśli : "i co ja teraz będę czytać?".
Pierwsze wrażenia ?
Powiem to, co cisnęło mnie się od jakiegoś czasu na usta. "Turniej cieni" to kawał dobrej roboty i katorżniczej pracy.
Wędrujemy z bohaterami przez bez mała pół świata. Nagromadzenie wątków i postaci zapiera dech w piersi. Egzotyka państw południowej Azji odmalowana z pietyzmem i dbałością o szczegóły,przyciąga i zniewala.
Syberia, w pewnym sensie odczarowana z negatywnego zabarwienia, malowana barwami roślin, bujnością krajobrazów i niespotykaną nigdzie indziej siłą natury, okazała się dla mnie chyba największą niespodzianką. Bo utarł się w nas stereotyp historyczny, że Syberia to straszne miejsce kaźni i katorgi. I owszem, tak właśnie było. Ale dzięki postaci poczciwego, prostolinijnego i ... optymistycznego Rufina możemy na chwilę oderwać się od tego schematu i dostrzec niezwykłe piękno tej krainy.
"Turniej cieni" to wielka gra mocarstw o panowanie nad najbardziej żyznymi, urodzajnymi, bogatymi częściami świata azjatyckiego. To rozgrywki polityczne możnych kosztem zwykłych ludzi.
Ale "Turniej cieni" to też sprawa Polski. Polski która jest i której nie ma. O którą walczą zwykli żołnierze, a kłócą się hrabiowie.
Cóż... Patrząc z dzisiejszej perspektywy nic się nie zmieniło.
Wojna polsko-polska była, jest i ...
Powieść wymagająca skupienia i wiązania wątków. Powieść bardzo dająca do myślenia, ale też podnosząca na duchu.
Wielką jej ozdobą są dla mnie dwie postacie - Rufin Piotrowski i Jan Prosper Witkiewicz. Losy obojga to doskonały materiał na osobne powieści i dzieła filmowe.
Polecam powieść Elżbiety Cherezińskiej, bo to naprawdę dobrze napisana i ważna powieść historyczna, traktująca o niezwykle trudnym czasie dla Polski, ale wplatająca jej losy w poruszającą grę mocarstw ówczesnego świata.
Nie raz już pisałam i jest to również bardzo widoczne na moim facebookowym profilu, że jestem fanką twórczości Elżbiety Cherezińskiej.
Dzisiaj skończyłam najnowszą jej powieść "Turniej cieni".
Im bliżej było do końca tym lepiej się czytało. I tym częściej łapałam się na myśli : "i co ja teraz będę czytać?".
Pierwsze wrażenia ?
Powiem to, co cisnęło mnie się od jakiegoś...
2015-07-28
Ostatnia część serii Crossfire przyniosła ze sobą duże rozczarowanie. Z niecierpliwością czekałam na zakończenie serii, jedynej w tym erotycznym nurcie, która przyciągnęła moją uwagę. Z sentymentem wróciłam do bohaterów, których polubiłam i którym kibicowałam od samego początku. I to by było na tyle pozytywów. To, co przede wszystkim cisnęło mnie się na usta podczas lektury to stwierdzenie, że autorka napisała ten ostatni tom jakby na siłę. Musiała w końcu się za to zabrać, bo obiecała, bo w planach było pięć tomów, bo trzeba jakoś skończyć, bo ... Właśnie... jakoś ...
I to "jakoś" jest dla mnie bardzo widoczne w tej historii. Zabrakło pomysłu? Wyczerpanie możliwości w innych powieściach, które autorka napisała w "międzyczasie" ? Nie wiem... Ale wiem, że zakończenie zdecydowanie mnie zawiodło. Poza tym samo wydawnictwo też się nie popisało. Mnóstwo literówek, błędów, pomyłek. Fatalna redakcja, też jakby w pośpiechu i na siłę wydany ten piąty tom.
Smutne, bo historia która kiedyś bardzo mnie zaciekawiła i porwała w wir wydarzeń teraz skończyła się pozostawiając ogromny niedosyt, a wręcz uczucie zawodu. I pewnie przez to nieprędko wrócę do opowieści o burzliwej miłości Ewy i Gideona ...
Ostatnia część serii Crossfire przyniosła ze sobą duże rozczarowanie. Z niecierpliwością czekałam na zakończenie serii, jedynej w tym erotycznym nurcie, która przyciągnęła moją uwagę. Z sentymentem wróciłam do bohaterów, których polubiłam i którym kibicowałam od samego początku. I to by było na tyle pozytywów. To, co przede wszystkim cisnęło mnie się na usta podczas lektury...
więcej Pokaż mimo to