-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
To druga książka, po "Zjadaniu zwierząt" Foera, która jest częścią mojego osobistego maratonu książkowego najkrócej mówiąc o jedzeniu, a ściślej, o mięsie jako takim (w planach jeszcze jest "Na marne" Sapały i "Nieopowiedziana historia mięsa" Kasprzyk-Chevriaux). Zamysł był taki, że po ich przeczytaniu dojdę do wniosku co dalej z moim i mojej rodziny jedzeniem mięsa. Skoro najmocniejsza pozycja, czyli "Zjadanie zwierzęt" nie spowodowała, że przeszedłem na wegetarianizm czy weganizm, to co mogą pozostałe pozycje ze mną zrobić. Okazuje si, że sporo. Akurat "Czyste mięso" poszerza bardzo horyzonty. To zupełnie jak interesowanie się blackoutem czy morsowaniem zanim to stało się modne. To jak jedzenie chaczapuri 10 lat temu, ale nawet mimo to, spieszyłem się bardzo z jej przeczytaniem. Książka jest z 2018 roku, a strzelam, że już wielu kwestiach jest nieaktualna. W tej branży okazuje się, że działa nie tylko jedna firma (o której dowiadujemy się na początku książki i byłem przekonany, że jej tropem będziemy szli do końca lektury), a cały tuzin! Jest tego tyle, że z czasem można się pogubić kto, co, gdzie i jak. Jednak niemal w każdej z nich znajduje się ciekawa i zabawna opowieść o tym jak transportowano pierwsze próbki na degustację czy pokaz - absolutnie niewiarygodne historie! Jakbym zobaczył je w jakimś filmie, pomyślałbym, że scenarzysta popłynął.
"Gdy w XIX wieku nafta zastąpiła olej wielorybi jako główne paliwo naszych lamp, łatwiejsza stała się troska o wieloryby. Podobnie gdy wynaleziono samochody, nasze spojrzenie na konie stało się znacznie bardziej sentymentalne"
W książce wielokrotnie pada pytanie czy jak "czyste mięso" pojawi się w sklepach, to czy ludzie będą chcieli je kupować. Fani nowinek, jak ja, na pewno, ale co z mięsożercami czy nawet weganami? Jak uda się wprowadzić je na masową skalę w konkurencyjej cenie, to czy będzie na to popyt? Na to pytanie nie ma odpowiedzi, są przypuszczenia, teorie, ale chyba jest za wcześnie by coś konkretnego wiedzieć. Za kilka lat powstanie książka, która zapewne będzie już mądrzejsza w tej kwestii. Oby. Ale żeby tak się stało musi nie tylko mięso z probówki pojawić się na sklepowych półkach.
"Książkę kończy maksyma: "Aby coś zmienić, zbuduj nowy model, który stary model uczyni przestarzałym"
To druga książka, po "Zjadaniu zwierząt" Foera, która jest częścią mojego osobistego maratonu książkowego najkrócej mówiąc o jedzeniu, a ściślej, o mięsie jako takim (w planach jeszcze jest "Na marne" Sapały i "Nieopowiedziana historia mięsa" Kasprzyk-Chevriaux). Zamysł był taki, że po ich przeczytaniu dojdę do wniosku co dalej z moim i mojej rodziny jedzeniem mięsa....
więcej mniej Pokaż mimo to
Gdy pierwszy raz zobaczyłem tę książkę, jeszcze do tego w Biedronce, włos zjeżył mi się na głowie tak samo jak dobrych kilka lat temu usłyszalem, że Titus z Acid Drinkers będzie jurorem w Must Be The Music [sic!]. Pierwsze skojarzenia? Ciekawy tytuł, ale ogólnie, to bez przesady i poszedłem dalej. Potem wpadł mi w ucho świetny numer Mery "Trapowe opowiadanie" i okazało się, że jest to utwór promujący płytę noszącą tytuł taki sam jak książka. Że są to dwa połączone ze sobą światy. Zaintrygowało mnie to, a kilka dni później, żona przyniosła zupełnie przypadkowo książkę z biblioteki. Nie muszę mówić, że pierwszy do niej zasiadłem.
Czyta się lekko, przyjemnie, to jedna z tych pozycji, że możesz w dowolnym momencie wyjść, a potem wrócić do niej, ale nawet niekoniecznie do tego samego fragmentu. Są dłuższe i krótsze przemyślenia o tym co lubi, a czego nie lubi Mery. Za czym i za kim tęskni, jakie ma stanowisko wobec tego, a jakie wobec tamtego. Pisane normalnie, ale też w formie spirali, wierszem. Ogólnie widać tu duży fun i ogromny kredyt zaufania wydawcy. Było ryzyko, ale chyba się opłaciło. Nie każdy wątek jest ciekawy, ale wiesz, że drugi, trzeci lub czwarty już taki będzie. To jak rzut kostką. Nie wiesz co wypadnie, ale wiesz, że prędzej czy później na dobry numer trafisz.
P. S. Trochę się bałem tego pisania wierszem, ponieważ myślałem, że taka będzie cała książka, na szczęście tak nie jest i rozwiewam obawy tych, którzy męczą się czytając pierwsze rozdziały.
Gdy pierwszy raz zobaczyłem tę książkę, jeszcze do tego w Biedronce, włos zjeżył mi się na głowie tak samo jak dobrych kilka lat temu usłyszalem, że Titus z Acid Drinkers będzie jurorem w Must Be The Music [sic!]. Pierwsze skojarzenia? Ciekawy tytuł, ale ogólnie, to bez przesady i poszedłem dalej. Potem wpadł mi w ucho świetny numer Mery "Trapowe opowiadanie" i okazało...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po tej książce miałem nie jeść mięsa. Ostatecznie jem je dalej, ale mniej i
nie kupuje już pierwszego z brzegu, wybieram te bez antybiotyków, nie z typowej hodowli przemysłowej.
Jestem ciekawszy wegańskich serów, jajek i całej reszty, sięgnąłem po książkę historia mięsa, by sprawdzić ile jest prawdy, w tym, że musimy jeść mięso, bo niby od wieków są podstawą naszego żywienia, czytam o czystym mięsie, czyli takim z probówki, które powstaje bez bólu i śmierci, przede mną majówka, a jak majowka to grill, wyszedłem ze sklepu z jedną paczką kiełbasek mięsnych, dwoma wegańskimi, kukurydzą, cebulą i dwoma rodzajami sera i to dziś jest sukces między innymi tej książki.
Po tej książce miałem nie jeść mięsa. Ostatecznie jem je dalej, ale mniej i
nie kupuje już pierwszego z brzegu, wybieram te bez antybiotyków, nie z typowej hodowli przemysłowej.
Jestem ciekawszy wegańskich serów, jajek i całej reszty, sięgnąłem po książkę historia mięsa, by sprawdzić ile jest prawdy, w tym, że musimy jeść mięso, bo niby od wieków są podstawą naszego...
Dużo trafnych spostrzeżeń:
- pory roku których nie widać w Warszawie, bo chodzi się z wnętrza do wnętrza i jest się daleko od przyrody
- dzisiejsi mężczyźni nie postawiliby sami domu, nie wypatroszyliby ryby itd.
- bloku latem jest gorąco jak w piekarniku
- poduszkowce, czyli sąsiadki na poduszkach w oknach
- sos z pomidorów ze śmietaną to samo najlepsze, esencja życia.
- w drodze lubię być sam, robić cokolwiek byle nie gadać o niczym
- spotkania po latach są niezręczne i sztuczne.
- nie lubię niedziel, są dla osób, które kogoś mają. Śniadanie, msza, obiad, nuda. Na studiach, dzień, w którym wiadomo było, że zaraz trzeba będzie się spakować i jechać na dworzec.
- tajemniczy zwrot, "musisz się gdzieś zakręcić", mówili rodzice dzieciom odnośnie pracy
-tradycyjna rodzina, trwała, ale pozbawiona czułości
- najważniejsze rzeczy w życiu, to nie rzeczy
- piątkowy wieczór. Czas, kiedy wszystko wydaje się możliwe. W powietrzu wisi obietnica, jak pierwszego dnia wakacji. W klubie porozmawiać można tylko w toalecie lub na zewnątrz
- jaki jest sens ciągnięcia gości kilkaset km i płacenia fortuny za mazurski hotel, kiedy każde wesele przebiega dokładnie tak samo?
Świetnie się to czytało i chcę więcej! Pozostałe książki autorki dodane do listy.
Dużo trafnych spostrzeżeń:
- pory roku których nie widać w Warszawie, bo chodzi się z wnętrza do wnętrza i jest się daleko od przyrody
- dzisiejsi mężczyźni nie postawiliby sami domu, nie wypatroszyliby ryby itd.
- bloku latem jest gorąco jak w piekarniku
- poduszkowce, czyli sąsiadki na poduszkach w oknach
- sos z pomidorów ze śmietaną to samo najlepsze, esencja życia....
Pierwotnie i jak zawsze ostatnimi czasy szukałem w sumie wśród powieści Kinga "Christine", ale jakoś nie mogę nigdzie na tę książkę trafić. Jak już mi się napatoczy, to pewnie stracę ochotę, by ją przeczytać. Ale do brzegu. Zaciekawiło mnie to jak można osadzić książkę podczas biegu i że tym co ma trzymać czytelnika nad lekturą będzie w sumie... relacja z biegu. Ok, niecodziennego, dość ekwilibrystycznego, ale jednak samego biegu. I ta sztuka Kingowi zadziwiająco się udała. Nie ma nudy... do czasu. Książka jest krótka, ale w pewnym momencie nawet sprawność Kinga, która działa do 3/4 książki zaczyna jednak wymykać się przez palce. No bo ileż możemy wałkować to samo. Strzał, zastanawianie się kto tym razem, ktoś upadł, pierwsze, drugie ostrzeżenie, stary wstawaj, wstał, potem znów i kolejny, znowu strzały. To jak strzelanina w Helikopterze w ogniu, w końcu i ona zaczyna być monotonna. Niestety spowodowało to, że miesiąc po jej przeczytaniu nie pamiętam za nic zakończenia, a przed lekturą właśnie finał i droga do niego wydawały się najciekawsze. Ciekawe i to na plus był za to start książki. Od razu akcja, z grubej rury, bez wstępu i tłumaczenia co dlaczego, super, aczkolwiek po tych 3/4 w sumie chciałbym coś wiedzieć więcej, a nie tylko, że maszerują, zmieniają się im widoki i jest ich coraz mniej. I jak ją tu ocenić? Biorąc plusy i minusy wychodzi mi remis, zero, czyli średniak, aczkolwiek przyszła mi jeszcze jedna myśl na koniec. Taka książka "Władcy much" określono mianem bodaj najsmutniejszej w historii, gdyż głównymi bohaterami są dzieci, w których budzą się zwierzęce instynkty. Dla mnie dzieci, do których się strzela, a które same się na to godzą, to w sumie smutniejsza, przerażajaca, poruszająca i bardziej kontrowersyjna historia. Koniec.
Pierwotnie i jak zawsze ostatnimi czasy szukałem w sumie wśród powieści Kinga "Christine", ale jakoś nie mogę nigdzie na tę książkę trafić. Jak już mi się napatoczy, to pewnie stracę ochotę, by ją przeczytać. Ale do brzegu. Zaciekawiło mnie to jak można osadzić książkę podczas biegu i że tym co ma trzymać czytelnika nad lekturą będzie w sumie... relacja z biegu. Ok,...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Dziwne jak zamiłowanie do tego typu zachcianek blednie z wiekiem, dokładnie wtedy gdy można zacząć je spełniać - o zabawą zarostem, np. by jeden policzek ogolić, a drugiego już nie"
Byłem pewien, że będzie zabawnie, a to dość poważna książka.
"Dziwne jak zamiłowanie do tego typu zachcianek blednie z wiekiem, dokładnie wtedy gdy można zacząć je spełniać - o zabawą zarostem, np. by jeden policzek ogolić, a drugiego już nie"
Pokaż mimo toByłem pewien, że będzie zabawnie, a to dość poważna książka.