-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2020-12-07
2013-02-09
Największym plusem tej książki jest GENIALNE połączenie, wstrząśnięcie i zmieszanie 3 składników:
1) prawdziwych i znanych postaci żyjących w połowie XIX w.;
2) równie prawdziwych faktów historycznych, jak np. zamach na królową Wiktorię, podróże głównego bohatera, debata nt. źródeł Nilu do której nie doszło ze względu na wypadek jednego z jej głównych uczestników, budowa kolei atmosferycznej, budowa elektrowni Battersea;
3) realnych doniesień na temat Skaczącego Jacka, dość wiernie przytoczonych przez autora i (podobnie jak fakty z pkt. 2) umiejętnie wplecionych w wymyśloną przez niego intrygę.
Z lekką domieszką sci-fi w postaci podróży w czasie daje to mieszankę wybuchową, czego wynikiem jest kawał dobrej i dobrze napisanej literatury.
Choć trzeba przyznać, co już zauważył ktoś przede mną, że postacie są papierowe i ciężko poczuć do nich jakąkolwiek sympatię lub antypatię, że już o jakimkolwiek utożsamieniu się nie wspomnę. Jedynym wyjątkiem jest chyba tytułowy Jack, którego od momentu w którym zaczął wariować było mi po prostu szkoda... ale też nie było to zbyt głębokie uczucie.
Największym plusem tej książki jest GENIALNE połączenie, wstrząśnięcie i zmieszanie 3 składników:
1) prawdziwych i znanych postaci żyjących w połowie XIX w.;
2) równie prawdziwych faktów historycznych, jak np. zamach na królową Wiktorię, podróże głównego bohatera, debata nt. źródeł Nilu do której nie doszło ze względu na wypadek jednego z jej głównych uczestników, budowa...
ARCYDZIEŁO - tak można opisać ten komiks jednym słowem. Generalnie jest to historia obozowa, z którą każdy się już zetknął za pomocą innego medium (książki, filmu itp.), ale każde kolejne zetknięcie się z tą tematyką niezmiennie szokuje i "ryje beret". Obok takich pozycji nie przechodzi się obojętnie. Jest to taka komiksowa "Lista Schindlera".
Komiks opowiada na przemian dwie odrębne historie - wojenną/obozową i współczesną, w której syn i ojciec w trakcie rozmowy, będącej swoistym wywiadem, próbują choć odrobinę rozliczyć się z demonami z przeszłości. Komiks pokazuje nie tylko koszmar wojny, obozów koncentracyjnych i holokaustu, ale również koszmar ciągnący się długo, długo po tych wydarzeniach. Jesteśmy świadkami wydarzeń, których ludzka psychika nie jest w stanie wytrzymać i które odbijają się na niej do końca życia, a trauma przekazywana jest nawet na kolejne pokolenia.
Trzeba jednak zaznaczyć, że komiks nie uchronił się od pewnych kontrowersji. Przedstawienie Polaków pod postacią świń było wałkowane już dziesiątki razy (sam autor zarzeka się, że nie miał zamiaru obrazić w ten sposób Polaków), zaś główny bohater przedstawia sobą dość stereotypowy wizerunek Żyda - nietolerancyjnego (kapitalna scena z Murzynem!) i skąpego (choć chomikowanie dosłownie wszystkiego jest już raczej nawykiem nabytym w Auschwitz i niemożliwym do opanowania).
ARCYDZIEŁO - tak można opisać ten komiks jednym słowem. Generalnie jest to historia obozowa, z którą każdy się już zetknął za pomocą innego medium (książki, filmu itp.), ale każde kolejne zetknięcie się z tą tematyką niezmiennie szokuje i "ryje beret". Obok takich pozycji nie przechodzi się obojętnie. Jest to taka komiksowa "Lista Schindlera".
Komiks opowiada na przemian...
2014-03-17
Książka zaczyna się nieco w stylu hitchcockowskim - dość mocny początek i potem ciągłe trzymanie w napięciu i niepewności. Mianowicie, cała historia zaczyna się od tego (i nie jest to żaden wielki spoiler, streszczam tu jedynie kilkustronicowy prolog ;)), że młoda wieśniaczka ginie na oczach swojego narzeczonego, topiąc się w rwącej rzece. Zaraz potem pojawia się czarnoskóra kobieta, która sobie tylko znanym sposobem przywraca topielicę do życia, wsadza na swojego konia i odjeżdża z nią w siną dal. Narzeczony natychmiast wyrusza ich śladem żeby odzyskać ukochaną, zaś do tej dwójki kobiet przyłącza się niedługo potem tajemnicza wojowniczka (której towarzyszy nie mniej tajemniczy lis). W końcu wszyscy trafiają do karczmy "Pod Tasakiem i Ościeniem", gdzie stawią czoła niesamowitym wydarzeniom.
Książkę można śmiało opisać jednym słowem - ŚWIETNA!! Po dwóch poprzednich książkach Beagle'a obawiałem się co mnie czeka przy tej lekturze - zwłaszcza na wspomnienie "Ostatniego jednorożca", który jest kompletnie bezsensowny. Ale tutaj naprawdę nie ma porównania! Wszystko ma sens, wszystko trzyma się kupy, a akcja książki - mimo tego, że w znacznej większości toczy się we wspomnianej wyżej karczmie - w ogóle nie nudzi. To głównie ze względu na narrację - narratorami są bowiem sami bohaterowie książki (w sumie wszystkich uzbierałoby się chyba z dziesięciu, ale za tych głównych, najważniejszych bohaterów/narratorów można uznać pięć postaci). Jest ona stylizowana na opowieść, której słuchaczem jest czytelnik. Każdy z nich opisuje pamiętne wydarzenia, jakie miały miejsce w karczmie (i okolicach) pewnego upalnego lata, i oczywiście każdy z nich prezentuje swój własny, unikalny punkt widzenia. To właśnie z tych wspomnień dowiadujemy się, kim są dwie tajemnicze wojowniczki (i lis!), co je łączy, czego lub kogo szukają, dlaczego nie są mile widziane przez karczmarza, dlaczego są uwielbiane przez chłopca stajennego itd.
Warty uwagi jest także umieszczony na końcu książki fragment wypowiedzi autora na temat "Pieśni oberżysty", z którego dowiemy się, skąd wziął się pomysł na książkę, kto wywarł na niego największy wpływ, co różni twórczość Beagle'a od twórczości Tolkiena czy Le Guin. Szkoda, że liczy to tylko kilka stron, bo wyłania się z tego obraz interesującej postaci, jaką jest Peter Beagle, i jego ciekawego zapatrywania się na proces powstawania książek.
Książka zaczyna się nieco w stylu hitchcockowskim - dość mocny początek i potem ciągłe trzymanie w napięciu i niepewności. Mianowicie, cała historia zaczyna się od tego (i nie jest to żaden wielki spoiler, streszczam tu jedynie kilkustronicowy prolog ;)), że młoda wieśniaczka ginie na oczach swojego narzeczonego, topiąc się w rwącej rzece. Zaraz potem pojawia się...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11-30
Połączenie thrillera z sci-fi i romansem... brzmi jak chory pomysł szaleńca, ale wbrew pozorom - wszystko tu do siebie pasuje. Książka składa się z dwóch części, zatytułowanych "Odwiedziny" i "Rewizyta". Historię zaczynamy od poznania Wojtka (narratora, a właściwie jednego z narratorów), który po odejściu żony zatrudnia się jako nauczyciel w jednej z warszawskich szkół, głównie po to, żeby nie myśleć o swojej przykrej sytuacji. Okazuje się, że w tej samej szkole naucza muzyki Adam - jego dawno nie widziany kuzyn, wyklęty przez rodzinę. Mimo jego ekscentryczności i dziwactw nawiązuje się między nimi nić porozumienia, która prowadzi do kilkudniowej (kilkunocnej?) libacji dwóch mężczyzn po przejściach, w trakcie której Adam opowiada kuzynowi swoją historię, historię niecodziennej, równie nagłej co namiętnej miłości do tajemniczej Lilki, która ostatecznie okazuje się nie być kimś, za kogo się podaje... W kolejnej części dowiadujemy się, że "Odwiedziny" to tak naprawdę książka napisana przez narratora drugiej części, Andrzeja, początkującego pisarza. Pomysł na fabułę (a właściwie całą jej treść) podsunął mu znajomy alkoholik Krzysztof, w książce zakamuflowany właśnie jako Adam. Zgłasza się do niego jedna z czytelniczek, twierdząca że to ona była Lilką (naprawdę Zofią). I zagłębiamy się w kolejną opowieść, dowiadując się kim tak naprawdę była Lilka/Zofia oraz że fantastyczna powieść Andrzeja nie jest żadną fikcją...
Może ten opis nie brzmi jakoś szczególnie fascynująco, ale prawda jest taka, że czytając tę książkę nudy się nie odczuje, a wręcz przeciwnie, ciężko będzie się od niej oderwać. Choć zaczyna się raczej spokojnie, to od momentu, w którym Adam zaczyna opowiadać swoją intrygującą historię, narracja nabiera tempa. Tym bardziej jest to podkreślone językiem jakim się on posługuje - używa długich, a nawet bardzo długich zdań, nie przerywając ani na moment, wciąż mówiąc, mówiąc, mówiąc, jakby chciał w przypływie emocji w końcu wyrzucić z siebie cały ból, całą tę niesprawiedliwość i gorycz, jakie tkwiły w nim przez długie lata, a które spotkały go przez... no, właśnie, przez kogo?
Przeczytałem tę książkę po raz drugi i tak jak za pierwszym razem wzbudziła ona we mnie duże emocje. Najpierw ogromną zazdrość - bo prawdę mówiąc chciałbym doznać czegoś takiego jak główny bohater, popaść w takie samo miłosne uzależnienie (ale już bez tego zakończenia). A później ogromny żal i gniew. Żal, że zmarnowano i złamano życie niewinnego człowieka, że odebrano mu dosłownie wszystko, co miał. I gniew, gniew i niedowierzanie w to, że historia może się tak skończyć, bez żadnego zadośćuczynienia dla ofiary. Aż chce się wrzeszczeć "za co? no ku*wa za co?"
Połączenie thrillera z sci-fi i romansem... brzmi jak chory pomysł szaleńca, ale wbrew pozorom - wszystko tu do siebie pasuje. Książka składa się z dwóch części, zatytułowanych "Odwiedziny" i "Rewizyta". Historię zaczynamy od poznania Wojtka (narratora, a właściwie jednego z narratorów), który po odejściu żony zatrudnia się jako nauczyciel w jednej z warszawskich szkół,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-20
Jakiś czas temu postawiłem sobie za cel przeczytanie jak największej ilości książek, które Andrzej Sapkowski umieścił na swojej (sporej) liście kanonu literatury fantasy. Jako, że na tej liście znajduje się również seria Ziemiomorze, fakt jej pierwszego pełnego wydania wydał mi się najlepszą okazją do zapoznania się z tą zachwalaną pozycją. Kupiłem więc, zacząłem czytać... i po pierwszej części, którą jest "Czarnoksiężnik z Archipelagu", byłem nieco rozczarowany, tak jak miało to już miejsce z kilkoma innymi książkami z Sapkowej listy (Był sobie raz na zawsze król, Fionavarski Gobelin). Nie dlatego, że książka była zła, bynajmniej - jest stokroć lepsza od wcześniejszych moich rozczarowań. Ziemiomorze jest REWELACYJNIE napisane, ciężko się od książki oderwać, a moje wątpliwości miały swoje źródło w tym, że niektóre elementy powieści wydały mi się mało sensowne i niewiarygodne (na tyle, na ile niewiarygodnymi mogą być fikcyjne wydarzenia w powieści fantasy ;)), a samo zakończenie pozostawiło niedosyt - spodziewałem się innego rozwiązania akcji, czegoś bardziej efektownego. Pomyślałem sobie, że jeśli pozostałe części pozostawią ten sam niesmak, trzeba będzie tą cegiełkę po przeczytaniu przehandlować...
Potem przeczytałem, oczywiście, "Grobowce Atuanu". Powiem więcej - ŚWIETNE "Grobowce Atuanu"!! I szczęka mi opadła, bo zaczynając od tej części, w każdej kolejnej wszystkie nieścisłości zostają wyjaśnione, a pozornie mało ważne i przypadkowe wydarzenia części poprzednich nabierają wielkiego znaczenia, co w efekcie daje nam fascynującą układankę. Każda kolejna powieść przynosi z sobą kolejne elementy tej układanki, tak że w końcu dostajemy pełny obraz nie tylko samej fabuły, ale również historii tego świata oraz sposobu jego funkcjonowania.
Ogólnie rzecz biorąc, w każdej z sześciu książek zawartych w tym zbiorze można by znaleźć jakieś drobne wady, ale jako całość... coś niesamowitego. Jak już pisałem, nie można się oderwać i nie sposób się znudzić, książka jest tak świetnie napisana! Wciąż chce się czytać dalej i dalej, brnąć w ten świat, w tą historię, poznawać kolejnych jej bohaterów. "Grobowce Atuanu" połknąłem za jednym zamachem, a bardziej wyrobieni czytelnicy i pozostałe, dłuższe części byliby w stanie przeczytać za jednym posiedzeniem :)
I choć historia w tych pięciu powieściach została definitywnie zakończona ("Opowieści z Ziemiomorza" można traktować jako pewne uzupełnienie, ale nie tyle głównej historii, co raczej samego świata przedstawionego), to jednak ma się ochotę na więcej. Tym bardziej, że wiele przygód jednego z głównych bohaterów jest jedynie wspomnianych przez inne postacie, a nie mamy okazji szczegółowo się z nimi zapoznać - byłby to idealny materiał na kolejne, retrospektywne powieści lub opowiadania.
Jakiś czas temu postawiłem sobie za cel przeczytanie jak największej ilości książek, które Andrzej Sapkowski umieścił na swojej (sporej) liście kanonu literatury fantasy. Jako, że na tej liście znajduje się również seria Ziemiomorze, fakt jej pierwszego pełnego wydania wydał mi się najlepszą okazją do zapoznania się z tą zachwalaną pozycją. Kupiłem więc, zacząłem czytać......
więcej mniej Pokaż mimo to2013-11-02
Nowa powieść Sapkowskiego powinna zadowolić wszystkich fanów Białego Wilka, nawet pomimo pewnych (moim zdaniem) wad. Mamy tutaj wszystko to, za co pokochaliśmy wiedźmina - sarkastycznego i ironicznego Geralta, pyszałkowatego Jaskra, czarodziejsko-wiedźmiński romans (a propos czarodziejek, gościnnie pojawia się także Yennefer), polityczną intrygę - choć nie na przesadnie wielką skalę, oraz przesadnie ambitnych i bezwzględnych manipulantów i skurwieli, potocznie zwanych czarodziejami - kolejny dowód, że w tym uniwersum to oni są większymi potworami niż ofiary wiedźminów.
Akcja "Sezonu burz" toczy się w ciągu jednego miesiąca, da się też ją dość precyzyjnie umiejscowić w wiedźmińskiej chronologii. Zaczyna się dokładnie w rok po rozstaniu Geralta z Yennefer, a kończy na krótko przed wydarzeniami z pierwszego opowiadania o Geralcie, jakie ujrzało światło dzienne, o strzydze. Fabuła kręci się wokół Białego Wilka, który próbując odzyskać swoje skradzione miecze wplątuje się w niebezpieczne przygody i intrygi.
I tutaj pojawia się jeden z problemów książki, ponieważ moim zdaniem oparcie całej historii na skradzionych mieczach nie jest najlepszym pomysłem na 400-stronicową powieść. Drugim problemem jest to, że poszczególne wątki historii nie są ze sobą jakoś szczególnie mocno powiązane. W związku z czym uważam, że lepszym rozwiązaniem na tę książkę byłoby powtórzenie pomysłu z "Ostatniego życzenia" - czyli zbiór opowiadań spięty w całość jednym opowiadaniem ramowym. Wydaje mi się, że wtedy książka nic by nie straciła, a nawet byłaby bardziej spójna. Problemem trzecim i ostatnim, który mi nie odpowiadał, są nazbyt częste wtręty po łacinie, jakoś mi to nie pasowało do konwencji.
Ogólnie rzecz biorąc "Sezon burz" można w pewnym sensie porównać do poprzedniej książki Sapkowskiego, "Żmii". W tym sensie mianowicie, że książka sama w sobie nie jest zła, ale jak na Sapkowskiego (i jak na wiedźmina) mogła by być lepsza. Tym bardziej, że dopiero na ostatnich +/- 120 stronach odnalazłem ten dynamizm, za który pokochałem całą wcześniejszą serię, gdzie sytuacja na kartach książki zmienia się jak w kalejdoskopie i czekałem z niecierpliwością, co będzie dalej. I ten genialny, bardzo dwuznaczny epilog, który pozostawia czytelnika z niedosytem i głową pełną pytań.
Tak więc, pomimo pewnych niedoskonałości... JA CHCĘ WIĘCEJ!!!!!!!!!
Nowa powieść Sapkowskiego powinna zadowolić wszystkich fanów Białego Wilka, nawet pomimo pewnych (moim zdaniem) wad. Mamy tutaj wszystko to, za co pokochaliśmy wiedźmina - sarkastycznego i ironicznego Geralta, pyszałkowatego Jaskra, czarodziejsko-wiedźmiński romans (a propos czarodziejek, gościnnie pojawia się także Yennefer), polityczną intrygę - choć nie na przesadnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kiedy dowiedziałem się o tej książce byłem do niej sceptycznie nastawiony, być może dlatego, że polska literatura nigdy nie leżała w centrum moich zainteresowań. Ale kiedy znalazłem gdzieś w internetach spis treści i dostrzegłem tam Sapkowskiego - oo, tu już byłem kupiony. Właśnie to przekonało mnie ostatecznie do zamówienia "Literatoury" i absolutnie nie żałuję. Początkowo dziwiła mnie też sama idea tej książki, ktoś celnie porównał ją do bloga o książkach, tyle że nie w internecie, a na papierze. I jak się okazuje, ta formuła okazała się być świetna!
Jak to ujęła sama Paulina odpowiadając na mój komentarz, że zacznę lekturę od Sapkowskiego, "mogę być zaskoczony". Tak, byłem. Nie tylko tym konkretnym rozdziałem, przede wszystkim byłem zaskoczony tym, jak dobrze czyta się taki "blog na papierze". Język, jakim posługuje się Paulina sprawia, że "Literatourę" po prostu się pochłania i czuje się wielką przyjemność z czytania, nawet kiedy poruszane są tematy poważne czy gorzkie. Ale chyba najważniejsze jest to, że udało się Paulinie "odczarować" (przynajmniej przede mną) polską literaturę. Co prawda ja sam nigdy nie należałem do jej zagorzałych krytyków, np. potrafiłem dostrzegać zalety pewnych znienawidzonych przez większość osób lektur szkolnych, ale wciąż siedział mi gdzieś z tyłu głowy ten jej skrzywiony obraz, obraz literatury nie wartej poświęcania na nią czasu. "Literatoura" udowodniła mi, jak bardzo się myliłem. Korzystając z pozwolenia samej Autorki trochę po książce pobazgrałem, a konkretnie pozaznaczałem sobie w spisie treści te utwory, które wydały mi się godne przeczytania. A trochę tego jest! Chyba najbardziej zainteresowała mnie ta druga, nieznana powszechnie twarz Marii Konopnickiej.
Czy są jakieś minusy? Dla mnie dwa - raz, że niektóre rozdziały są moim zdaniem za krótkie. I dwa, jako fan komiksów żałuję, że nie znalazło się w książce miejsce dla żadnej pozycji z tego medium. Mam wielką nadzieję, że kiedy już powstanie kolejna część (a myślę, że powstanie ;)), to przeczytam w niej rozdział o jakimś polskim komiksie, może o "Kajko i Kokoszu" jako o absolutnej klasyce, a najlepiej o "Osiedlu Swoboda" - naprawdę jestem ciekaw, co Paulina miałaby do powiedzenia na jego temat.
Jest jednak jeszcze jeden powód, dla którego "Literatoura" tak bardzo mi się spodobała. Bo to jest nie tylko książka o książkach, jest to też książka o samej Autorce. Otóż jej teksty są czasem bardzo osobiste, Paulina dzieli się z nami swoimi przemyśleniami, lękami, obawami, wspomnieniami, całą swoją wrażliwością. W poszczególnych rozdziałach nie skupia się jedynie na omawianym utworze, często jest tak, że ten utwór lub tylko jego fragment jest dla niej źródłem do dalszych rozważań, do różnorakich dygresji. I jak zawsze uważałem ją (jako wierny widz jej kanału na YT) za barwną, ciekawą, fascynującą osobę, tak "Literatoura" tylko mnie utwierdziła w tym przekonaniu. Przytoczyłem wyżej porównanie książki do bloga, ale mnie osobiście kojarzy się ona z rozmową ze znajomym przy piwie. Właśnie takich rozważań, jakimi raczy nas Paulina w swojej książce, i takich ludzi jak ona sama bardzo mi na co dzień brakuje, dlatego żałuję cholernie, że nie znam jej osobiście, że nie mogę faktycznie usiąść z nią przy stole czy gdziekolwiek i pogadać jak ze znajomą. O książkach i o tych wewnętrznych podróżach, w które nas zabierają. I o wszystkim innym.
Uwielbiam tę książkę, jej pomysł i wykonanie. I uwielbiam jej Autorkę.
Kiedy dowiedziałem się o tej książce byłem do niej sceptycznie nastawiony, być może dlatego, że polska literatura nigdy nie leżała w centrum moich zainteresowań. Ale kiedy znalazłem gdzieś w internetach spis treści i dostrzegłem tam Sapkowskiego - oo, tu już byłem kupiony. Właśnie to przekonało mnie ostatecznie do zamówienia "Literatoury" i absolutnie nie żałuję. Początkowo...
więcej Pokaż mimo to