-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant4
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński34
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać409
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
Znakomita powieść.
Trzynasty wiek. Dzielnicami rozbitej Polski władają Piastowie - nierzadko ze sobą skłóceni i uwikłani w skomplikowaną sieć zależności. Ród Zarembów ze swego zaszczytnego miejsca trzyma w rękach niemałą część władzy. Mechtylda Askańska knuje intrygi w Brandeburgii. Wyznawcy pogańskich kultów, zwani ludźmi Starszej Krwi, czają się w lasach, poszukując dziedzica.
Tak wygląda sytuacja, kiedy na świat przychodzi Przemysł II. Narodzony kilka miesięcy po śmierci ojca, noszący na piersi herb ze stojącym lwem, wychowany przez stryja. Kochliwy, popędliwy, zbuntowany przeciwko Bolesławowi - to on właśnie pojmuje za żonę młodziutką, delikatną Lukardis, księżną Starej Krwi - i nie trzeba chyba tłumaczyć, iż małżeństwo nie przechodzi wśród ludzi Starej Krwi bez echa.
Początkowo nieświadomego tego, jak trudną sprawą jest rządzenie, z czasem coraz lepiej to rozumiejącego młodego księcia oplata coraz ciaśniejsza pajęczyna porwań, intryg, złamanych przyrzeczeń, niewyjaśnionych spraw z przeszłości i mniejszych czy większych podłości - aż w końcu staje on twarzą w twarz z Henrykiem, z którym niegdyś zawarł przymierze - bezwzględnemu i dumnemu mężczyźnie, do którego sam diabeł zwraca się per: "Mein Herzog Heinrich".
Walce tej przyglądają się Bolesław Wstydliwy i jego żona Kinga, od pewnego czasu wychowawcy Władysława zwanego Karłem. Mały Książę również prowadzi walkę - tylko że jego przeciwnikiem jest jego własny wzrost. Starając się ze wszystkich sił dowieść, że mimo swej niezbyt imponującej postury może być potężniejszy od niejednego olbrzyma, Władek powoli pnie się w górę. Pokonuje nie tylko kolejne stopnie wtajemniczenia w sztuce fechtunku, ale również bariery umysłowe ludzi, którzy ocenili go zbyt pochopnie. Dojrzewanie i stopniowa przemiana małego, święcie wierzącego w to, że pewnego dnia urośnie chłopca w księcia brzesko - kujawskiego została ukazana iście po mistrzowsku. Ciągle przewijający się motyw ubóstwienia ciotki Kingi pięknie komponuje się z całą postacią Władysława.
Mały Książę nie jest jednak jedynym, który z niepozornej istoty przeobraża się w potężną, szanowaną osobistość. Drugą jest (cudowny!) Jakub Świnka. To właśnie jemu, kantorowi o zabawnym nawet dla Przemysła nazwisku, powierzona została wiedza o wyklętym synu pierwszego króla, a zarazem wiedza o swoich korzeniach, jak również o klątwie ciążącej nad Królestwem i sposobie na jej zdjęcie.
Postać Jakuba jest fantastycznie poprowadzona, wprowadzenie tutaj wątku rozmów pomiędzy nim a Bogiem było świetnym rozwiązaniem. Prostolinijny, skromny kantor ewoluujący w arcybiskupa niekiedy mnie rozbawiał, niekiedy intrygował, nigdy jednak nie nudził.
Michał Zaremba, najwierniejszy przyjaciel Księcia, z kolei przeżywa ciężkie rozterki. Wierność swojemu rodowi, która jest wśród Zarembów jedną z najważniejszych - o ile nie najważniejszą - wartością, zmaga się w nim z bezwarunkowym oddaniem księciu. A gdy zaczyna rozumieć, czego pozostali członkowie rodziny od niego chcą, Michał nie może tego zaakceptować. Jeszce bardziej jego gasnącą wiernością zachwiewa skrzętnie skrywana legenda rodzinna.
Magia, chrześcijaństwo, grzeszne życie książąt, bitwy, narodziny dziedziców, pakty z diabłem i śmierci w jednym, mistrzowsko napisanym dziele. Polecam każdemu.
Panowie Leszku Czarny i Jakubie Świnko, mają panowie moją bezwarunkową miłość.
Znakomita powieść.
Trzynasty wiek. Dzielnicami rozbitej Polski władają Piastowie - nierzadko ze sobą skłóceni i uwikłani w skomplikowaną sieć zależności. Ród Zarembów ze swego zaszczytnego miejsca trzyma w rękach niemałą część władzy. Mechtylda Askańska knuje intrygi w Brandeburgii. Wyznawcy pogańskich kultów, zwani ludźmi Starszej Krwi, czają się w lasach, poszukując...
"Nikt nie jest zły celowo".
Bicz. Czy kogoś nie fascynowała ta postać? A jeśli nie, to czy ktokolwiek przejechał przez cykl bez zastanowienia się nad przeszłością kocura?
W tej części ujawnione zostały nowe informacje na temat tegoż bohatera. W formie komiksu. Komiksu! Osobiście, jestem ogromną fanką większości dzieł tego rodzaju i cieszę się, że Wojownicy również pojawili się w tej formie.
Tym razem dowiemy się, co sprawiło, że przyrodni brat Ognistej Gwiazdy wybrał krwawą ścieżkę, i dlaczego stał się jednym z największych zbrodniarzy w całym lesie. Może nie był od początku przesiąknięty złem? Może to życie zmieniło go w potwora?
Historia urywa się w momencie triumfu Bicza nad martwym Tygrysią Gwiazdą. To zaliczę na mały minusik, bo chciałabym jakiegoś ukazania myśli postaci w chwili zamordowania i powrotu Ognika oraz własnej śmierci.
Mimo to, nadal uważam, że Początkowi Legendy nie można wiele zarzucić.
"Siła nie tworzy prawa..."
"Nikt nie jest zły celowo".
Bicz. Czy kogoś nie fascynowała ta postać? A jeśli nie, to czy ktokolwiek przejechał przez cykl bez zastanowienia się nad przeszłością kocura?
W tej części ujawnione zostały nowe informacje na temat tegoż bohatera. W formie komiksu. Komiksu! Osobiście, jestem ogromną fanką większości dzieł tego rodzaju i cieszę się, że Wojownicy również pojawili...
2018-12-29
Skończyłam w chwili, gdy w moich słuchawkach przebrzmiewały ostatnie takty "Whiskey Lullabay". Skończyłam i przyznam jedno: cudne. Naprawdę świetna.
Przyszłość w przestrzeni kosmicznej, gdzie mężczyźni odgrywają kluczową rolę, a kobiety zajmują się brudną robotą. Swoiste cofnięcie się do czasów starożytnych. Natomiast Ziemia, ojczyzna przodków, uznana jest za miejsce przeklęte. Tylko mężczyźni mogą postawić na niej stopę.
Z doświadczenia wiem, że trudno nie zerwać cienkiej linii na granicy czułości i ckliwości, a jeszcze trudniej - znaleźć książkę, w której ta subtelna różnica zostanie zachowana. "Ocalona" jednak mnie nie zawiodła. Nie ma rozczulania się nad sobą, ale jest wręcz siostrzana miłość. Nie ma ochów i achów, ale jest miłość. I to nie wzięta kompletnie z kosmosu...chociaż tu może zabrzmieć to co najmniej dwuznacznie.
Ava, szesnastoletnia dziewczyna, jest już w odpowiednim wieku, by poślubić mężczyznę ze statku Æther. Jej los nie mógł być lepszy - wszak to właśnie tam mieszka jej przyjaciółka, a co jeszcze lepsze, Luck. Od lat podkochująca się w bracie Soli dziewczyna nie może uwierzyć w swoje szczęście, gdy dowiaduje się, że to prawdopodobnie to właśnie on będzie jej mężem. Niestety, rozpoczynająca się utopia kończy się w chwili, gdy Ava zostaje przyłapana w kompromitującej sytuacji z ukochanym. Co gorsza, okazuje się, że jej przypuszczenia były błędne: to nie z Luckiem miała siè związać, lecz z jego ojcem. Miała, gdyż złamała zasady, a za taki czyn kara może być jedna: wyrzucenie jeszcze żywej w Próżnię. Nie wszyscy są jednak, jak się okazuje, przeciwko Avie.
Osobiście, bardzo spodobała mi się postać Iri. Jako jedyna, która wyłamała się spoza szeregu kobiet zamierzających uśmiercić Avę, z pewnością zasługuje na uwagę. Jednak ponieważ stało się to, co się stało, mam szansę liczyć tylko na jakieś rozwinięcie wątku w następnej części.
Gdy poświęcenie przyjaciółki Avy skutkuje spotkaniem dziewczyny z Perpétue, nastolatce przytrafia się coś, na co nigdy nie liczyła: trafia na Ziemię. I nie ginie od samego jej dotknięcia. Z wolna, na pozór niedostrzegalnie, Ava przestaje wierzyć we wszystkie wierzenia wpajane jej od urodzenia. Jednocześnie Ziemia coraz bardziej staje się jej domem, jej miejscem.
Chciałabym nadmienić, że Perpétue jest zdecydowanie jedną z moich faworytek. Uwielbiam charaktery kobiece (no dobra, męskie również) w takim stylu: noszące ze sobą broń, z ciętym poczuciem humoru, bez wahania pokazujące środkowy palec - ale z bliznami po licznych, bolesnych doświadczeniach. Poza tem, nadal mam nadzieję - choć wiem, że szanse są znikome - że w jakiś sposób przeżyła. One day, maybe we'll meet again, Perpétue. Choć może powinnam napisać: Je t'aime, Perpétue!
To jednak nie koniec historii Avy. Po stracie kolejnej bliskiej osoby, dziewczyna wraz z Miyole wyrusza na poszukiwanie swojej modrie, jedynej osoby, która może jej teraz pomóc. Chyba że nie. Poznany przypadkiem chłopak z początku budzi wątpliwości, potem jego i dziewczynę zaczyna łączyć przyjaźń, aż w końcu przeradza się w coś więcej.
Bardzo podoba mi się fakt, że wątek miłosny nie jest tu wciśnięty na siłę ani nie wysuwa się też na pierwszy plan. Bo to w końcu nie romansidło.
Podsumowując, już nie mogę się doczekać, aż wezmę w łapki Głęboką Próżnię. Pani Alexandro, jeśli mogę tak to ująć: kawał dobrej roboty.
Skończyłam w chwili, gdy w moich słuchawkach przebrzmiewały ostatnie takty "Whiskey Lullabay". Skończyłam i przyznam jedno: cudne. Naprawdę świetna.
Przyszłość w przestrzeni kosmicznej, gdzie mężczyźni odgrywają kluczową rolę, a kobiety zajmują się brudną robotą. Swoiste cofnięcie się do czasów starożytnych. Natomiast Ziemia, ojczyzna przodków, uznana jest za miejsce...
Świat, w którym są tylko dwie opcje: bycie piękną, idealną i silną Alfą wiodącą bezproblemowe, cudowne życie...albo naznaczoną blizną na czole, odrzuconą od społeczeństwa Omegą. Albo szacunek i szansa na pięcie się w górę, albo upadek bez możliwości podźwignięcia się.
W takim uniwersum żyje Cass, ukrywająca pod niepisanym paktem milczenia brata swoje wizjonerstwo. Póki nikt, poza Zachem i nią samą, nie zna prawdy, dziewczyna jest bezpieczna. Do czasu.
Gdy bliźniak Cass ujawnia jej defekt, nastolatkę spotyka nieodwracalne przeznaczenie Omeg - zostaje naznaczona i wygnana. Podczas gdy chłopak pnie się w górę, dziewczyna samotnie dorasta w wiosce pogardzanych Omeg. Po latach, gdy ponownie się spotykają, Cass odkrywa niecny plan Alf. Aby raz na zawsze pozbyć się znienawidzonych bliźniąt, każdy słabszy człowiek ma zostać pozbawiony świadomości.
Książkę uważam za jedną z najciekawszych niedawno napisanych dystopii, głównie ze względu na ciekawy pomysł.
Polecam serdecznie.
Świat, w którym są tylko dwie opcje: bycie piękną, idealną i silną Alfą wiodącą bezproblemowe, cudowne życie...albo naznaczoną blizną na czole, odrzuconą od społeczeństwa Omegą. Albo szacunek i szansa na pięcie się w górę, albo upadek bez możliwości podźwignięcia się.
W takim uniwersum żyje Cass, ukrywająca pod niepisanym paktem milczenia brata swoje wizjonerstwo. Póki...
Witaj, Thomasie! Co mówisz? Że wcale się tak nie nazywasz? Och, mylisz się, zapewniam. Teraz jesteś w naszych rękach. I to nie do ciebie należy decyzja, jak będziesz miał na imię.
Twierdzisz, że jesteśmy okrutni, zamykając Poparzeńców w jaskini pod budynkiem, trzymając cię w izolacji przez kilka lat, powodując u ciebie tak ogromny ból tylko byś zapamiętał swoje nowe imię? Nie, zapewniam cię, że tak nie jest. Nie jesteśmy podli. Robimy tylko to, co musimy, by ocalić ludzkość. Jak to mówią, cel uświęca środki.
A tak na marginesie, wiemy o wszystkim. Wiemy o twoich nicnych spotkaniach z innymi obiektami. Znamy ich imiona, myśli, charaktery. Nic nam nie umknęło.
I wiemy, co będziesz musiał z nimi zrobić. Nie wymawiaj się. To jedyna szansa dla ludzkości.
Gdy odłożyłam Kod, potrzebowałam dobrych kilku chwil, żeby się uspokoić. Zapowiadano ujawnienie wszystkich tajemnic, które Dasher przemyślnie przed nami skrył. Ujawniono je, co ja odczułam jak uderzenie pięścią w twarz. Najbardziej rozwścieczyło mnie zakończenie, to chyba jasne, jednak również reszta przeszłości bohaterów spowodowała u mnie wzrost ciśnienia tętniczego.
W prequelach najbardziej niesamowitym doświadczeniem jest chyba to, że znamy już losy postaci, a teraz możemy obserwować to, co go doprowadziło do tego stanu. Mało który jednak wywołuje we mnie takie emocje, jak Kod Gorączki.
Witaj, Thomasie! Co mówisz? Że wcale się tak nie nazywasz? Och, mylisz się, zapewniam. Teraz jesteś w naszych rękach. I to nie do ciebie należy decyzja, jak będziesz miał na imię.
Twierdzisz, że jesteśmy okrutni, zamykając Poparzeńców w jaskini pod budynkiem, trzymając cię w izolacji przez kilka lat, powodując u ciebie tak ogromny ból tylko byś zapamiętał swoje nowe imię?...
Nigdy nie grałam we FNAF-a, ale przyznam, że książka mnie zainteresowała. Może i nie jest napisana wysokim stylem, nie ma poetyckiego języka ani nic z tych rzeczy, ale trudno wymagać tego od horroru, nieprawdaż? Nawet jeśli horror ów nie jest tak przerażający, jak na to się liczyło.
Dziesięć lat temu Charlie przeżyła coś okropnego. Coś tak okropnego, że Hurricane do dziś o tym nie zapomniało. Teraz wraca do rodzinnego miasteczka, by wraz z grupą przyjaciół uczcić pamięć zamordowanego kolegi. Idą do pizzerni ojca dziewczyny, gdzie...no właśnie. Niby wszystko jest jak dawniej, jednak coś się zmieniło, a czwórka animatroników wcale nie jest tym, czym się zdawała na początku. I wcale nie jest zadowolona z przybycia grupy przyjaciół do pizzerni.
Bardzo podobał mi się motyw z grupką nastolatków powracających po dekadzie do rodzinnego miasta. Tajemniczości całej tej historii dodają retrospekcje Charlie, jak również fakt, że śmierć Michaela nigdy nie została konkretnie wyjaśniona, nie wspominając już o tajemniczym bliźniaku dziewczyny. Z tego, co słyszałam, wątek Sammy'ego zostanie rozwinięty w następnych częściach, z czego bardzo się cieszę. Zainteresowała mnie również postać Foxy'ego, na przykład w scenie uratowania brata Marli. Czyżby lis, od którego oczu wziął się tytuł, nie był zły?
Podsumowując, mimo braku szczególnych walorów litetackich, uważam Srebrne Oczy za udaną powieść. Jest ciekawa, zgrabnie napisana, a gwałtowne zakończenie zostawia zainteresowanie: co będzie dalej?
Nigdy nie grałam we FNAF-a, ale przyznam, że książka mnie zainteresowała. Może i nie jest napisana wysokim stylem, nie ma poetyckiego języka ani nic z tych rzeczy, ale trudno wymagać tego od horroru, nieprawdaż? Nawet jeśli horror ów nie jest tak przerażający, jak na to się liczyło.
Dziesięć lat temu Charlie przeżyła coś okropnego. Coś tak okropnego, że Hurricane do dziś o...
Rzeczywistość nastolatków z zamożnego miasteczka w Ameryce: imprezy co trzeci dzień, wystarczy pokazać się w nieidpowiednim miejscu z nieodpowiednią osobą, by stać się głównym tematem plotek aż do następnej takiej wpadki. Dorastająca Emma myśli jednak nie o chłopakach, nie o imprezach, nie o plotkach, a o tym, jak dłużej oddychać. I, po drugie, jak ukrywać przed całym światem koszmar, w jaki jej ciotka usiłuje zmienić egzystencję dziewczyny. Nastolatka wegetuje niczym roślina w niesprzyjających warunkach, podtrzymywana tylko na wsparciu wiernej przyjaciółki, zmniejszającej się liczbie dni do ukończenia szkoły oraz myśli o dwójce dzieci Carol. Aż tu nagle, całkiem niespodziewanie, pojawia się Evan.
W tej powieści nie ma użalania się nad sobą. Nie ma ubolewania nad ciężkim życiem. Nie ma rozpaczania i egzaltacji. Jest trudna sytuacja, ale jest i promyk nadziei. Jest ból, ale i radość. Jest płacz, ale jest i śmiech.
Gorąco polecam.
Rzeczywistość nastolatków z zamożnego miasteczka w Ameryce: imprezy co trzeci dzień, wystarczy pokazać się w nieidpowiednim miejscu z nieodpowiednią osobą, by stać się głównym tematem plotek aż do następnej takiej wpadki. Dorastająca Emma myśli jednak nie o chłopakach, nie o imprezach, nie o plotkach, a o tym, jak dłużej oddychać. I, po drugie, jak ukrywać przed całym...
więcej mniej Pokaż mimo to
No i...co? No i rozczarowanie. Ale nie policzkujcie mnie, liczni fani; Dotyk i Sekret były cudowne. Dar mnie nie wciągnął. Nie umiałam nawet doczytać do końca.
Tym razem Punkt Omega, ostatnia deska ratunku dla obdarzonych mocą, przestaje istnieć. Z całej stuosobowej załogi pozostaje ósemka oraz Julia, która po pierwszych kilku rozdziałach wzięła się w garść i przestała ubolewać nad swoim ciężkim, prześladującym i dającym w kość przy każdej okazji losem. Jednak nie był to, niestety, koniec ciskania wątku miłosnego na pierwszy plan. Przez większość historii Jula roztrząsa po raz setny dylemat: nie jest pewna, co czuje do maltretowanego przez życie, całkiem jak ona sama, Warrena, natomiast Adam chce ją mieć. A ten ostatni totalnie się zmienił, między innymi krzywdzi ją, gdy w zasięgu wzroku pojawia się jego przyrodni brat. Miałam wrażenie, że te rozważania zajmują większość książki- bo serio, po zbombardowaniu Punktu Omega, śmierci 192 osób, w obliczu widma nadchodzącej wojny, gdy dwie przyjaciółki znajdują się w niewoli, jedyną rzeczą, o której się myśli, jest problem sercowy. Wybaczcie, ale po prostu niemiłosiernie mnie to denerwowało.
Patrząc na powyższy tekst, chyba zaakceptujecie, że nawet teksty Kenjego, który to niespodziewanie ewoluował z geniusza ukrywającego się pod maską śmieszka i idioty na głos rozsądku w całym tym wariatkowie, jakie rozpętuje się wokół Adama i Julii, nie były w stanie skusić mnie do dalszej lektury. I o ile gdybym o takich problemach, jakimi przejmuje się Julka przeczytała w pierwszej części, to dopadłby mnie ból szczęki ze śmiechu, tak tutaj od pewnego momentu nie widziałam sensu w traceniu cennych resztek wzroku, jakie posiadam, na taką powieść. Styl również się zmienił, tej cudownej poezji nie było.
Z góry przepraszam, jeśli uraziłam fanów. Każdy ma prawo do własnej opinii, a więc moja może nie zgadzać się z waszą.
No i...co? No i rozczarowanie. Ale nie policzkujcie mnie, liczni fani; Dotyk i Sekret były cudowne. Dar mnie nie wciągnął. Nie umiałam nawet doczytać do końca.
Tym razem Punkt Omega, ostatnia deska ratunku dla obdarzonych mocą, przestaje istnieć. Z całej stuosobowej załogi pozostaje ósemka oraz Julia, która po pierwszych kilku rozdziałach wzięła się w garść i przestała...
Przyznam, że zrobiło na mnie takie samo wrażenie, jak poprzednia część. Tym razem Julia, po ucieczce z niewoli, trafia do Komitetu Odnowy. Jednak jej przedsionek utopii zamienia się w horror, gdy okazuje się, że prawdopodobnie krzywdzi swojego ukochanego.
Jak zwykle wysoki, oryginalny styl, liczenie wszystkiego wokół, skreślenia i dużo opisów przeżyć wewnętrznych. Czytało mi się z przyjemnością, muszę przyznać.
Jedną gwiazdkę odjęłam, gdyż ten "straszliwy problem" Julii wydał mi się przesadzony, a ochy i achy dziewczyny, że "o Boże, naturalną reakcją Adama na mój dotyk jest użycie mocy, które to go męczy, CO ZA DRAMAT, JAK JA TERAZ BĘDĘ ŻYĆ?!" momentami powodowało, że chciałam się po prostu pacnąć w czoło. Rozumiem, że Julia może panikować, być załamaną, no ale bez przesady. A ciągnięcie tego melodramatu, jak trafnie powiedział Kenji, przez pół książki, to już nadużycie.
Mimo wszystko jednak uważam, że Sekret to udana powieść. Ładnie napisana, szybka, mocna. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie wysuwanie wątku romansowego na pierwszy plan.
Przyznam, że zrobiło na mnie takie samo wrażenie, jak poprzednia część. Tym razem Julia, po ucieczce z niewoli, trafia do Komitetu Odnowy. Jednak jej przedsionek utopii zamienia się w horror, gdy okazuje się, że prawdopodobnie krzywdzi swojego ukochanego.
Jak zwykle wysoki, oryginalny styl, liczenie wszystkiego wokół, skreślenia i dużo opisów przeżyć wewnętrznych. Czytało...
Ponoć to nie pożegnania ranią najbardziej. Bardziej boli moment, w którym orientujesz się, że ta druga osoba odeszła.
A gdy nie zdążyłeś powiedzieć tej drugiej osobie, ile dla ciebie znaczyła, boli nawet bardziej.
Dokładnie tak jest w przypadku Cravena, przez przyjaciół do niedawna zwanego Kosą. Do niedawna, gdyż obecnie cała jego paczka nie żyje. Został tylko on- on i jego wyrzuty sumienia. Pisząc wiadomość do jednego z nich, całkiem przypadkiem doprowadził do katastrofy.
Głównego bohatera poznajemy w momencie, gdy z całej Brygady Sos pozostaje tylko on, a teraz musi pozbierać to, co zostało z jego życia. Nie jest to proste, zwłaszcza że jedynymi przyjaciółmi są starsza siostra (wreszcie skreśliliśmy motyw jadowitej starszej towarzyszki niedoli zwanej dzieciństwem!), była dziewczyna jednego z chłopaków oraz jego rodzice. Craven na dodatek zmaga się z problemami prawniczymi.
I w tym momencie, gdy zdaje mu się, że gorzej być już nie może, otrzymuje szansę na pożegnanie. Ma przeżyć jeden dzień z bliskimi swoich przyjaciół, tak jak zrobiliby to oni sami. Kilkanaście godzin, w których ma ostatecznie powiedzieć trójce chłopaków, których kochał, na modłę Teletubisiów, "pa pa".
To dzieło niemal wycisnęło mi łzy pod koniec, z trudem powstrzymywałam się przed szlochem za pomocą ostatniego argumentu: "na litość, ta książka jest nowiutka, i to z biblioteki! A zresztą, ty nie płaczesz nad książkami od 10 lat!". Nie zmienia to faktu, że Goodbye Days to jedna z piękniejszych książek, jakie w życiu przeczytałam.
Chciałabym jeszcze dodać dwie rzeczy: podoba mi się dwuznaczność nieprzetłumaczonego tytułu: "Żegnajcie dni" jak i "Dni pożegnania", no i to, że pisałam tą opinię, słuchając kolejno "Time to say goodbye", intra z "Friends" tudzież "Game Over".
Niech moc będzie z wami!
Ponoć to nie pożegnania ranią najbardziej. Bardziej boli moment, w którym orientujesz się, że ta druga osoba odeszła.
A gdy nie zdążyłeś powiedzieć tej drugiej osobie, ile dla ciebie znaczyła, boli nawet bardziej.
Dokładnie tak jest w przypadku Cravena, przez przyjaciół do niedawna zwanego Kosą. Do niedawna, gdyż obecnie cała jego paczka nie żyje. Został tylko on- on i...
Tahereh Mafi, oskarżam Panią o moją zazdrość za styl i pomysły, jakie Pani ukazała w tej książce. Oskarżam Panią o wiele czasu spędzonego na myśleniu o tym cudeńku. Oskarżam Panią za napisanie czegoś tak genialnego.
Tahereh Mafi, oskarżam Panią o moją zazdrość za styl i pomysły, jakie Pani ukazała w tej książce. Oskarżam Panią o wiele czasu spędzonego na myśleniu o tym cudeńku. Oskarżam Panią za napisanie czegoś tak genialnego.
Pokaż mimo to
Powieść Ziemiańskiego to brutalne, krwawe, intensywne zderzenie fantastyki z naszą rzeczywistością, przy którym każdy ze światów dziwi się temu drugiemu.
Młodziutka czarownica na pokładzie polskiego okrętu podwodnego, nastolatka dowodząca oddziałem wojowniczek, talizman, który talizmanem wcale nie jest, wymyślne tortury kontra cywilizacja...i na co jeszcze mają czekać fani gatunku?
Powieść Ziemiańskiego to brutalne, krwawe, intensywne zderzenie fantastyki z naszą rzeczywistością, przy którym każdy ze światów dziwi się temu drugiemu.
Młodziutka czarownica na pokładzie polskiego okrętu podwodnego, nastolatka dowodząca oddziałem wojowniczek, talizman, który talizmanem wcale nie jest, wymyślne tortury kontra cywilizacja...i na co jeszcze mają czekać fani...
Wciągająca, słodko-gorzka, momentami wręcz urocza (te kanapki na początku mnie rozczuliły), po części mroczna, na pewno nie nudna powieść o miłości i nie tylko.
Wciągająca, słodko-gorzka, momentami wręcz urocza (te kanapki na początku mnie rozczuliły), po części mroczna, na pewno nie nudna powieść o miłości i nie tylko.
Pokaż mimo toOgłaszam oficjalnie, że oto powstała druga Jeżycjada.
Ogłaszam oficjalnie, że oto powstała druga Jeżycjada.
Pokaż mimo to
No i jak mogę określić swoje uczucia? FANTASTYCZNE. Ciocia Barbara po prostu wymiata, Lola Rose (względnie Jayni) jest bardzo prawdziwą i ciekawie opisywaną postacią, na minus w bohaterach mogę zaliczyć tylko Kenny'ego, o którym mogę powiedzieć to, co rzadko mówię o postaciach książkowych, mianowicie: jest tak wnerwiający, że bardziej się chyba nie da. Pewnie to świadomy zabieg literacki, ale od przeczytania Loli Rose mam trwały uraz do imienia Kenny.
Cóż ja mogę powiedzieć? Idę pobić gorące brawa pani Wilson za ten czas, jaki spędziłam nad jej książką.
No i jak mogę określić swoje uczucia? FANTASTYCZNE. Ciocia Barbara po prostu wymiata, Lola Rose (względnie Jayni) jest bardzo prawdziwą i ciekawie opisywaną postacią, na minus w bohaterach mogę zaliczyć tylko Kenny'ego, o którym mogę powiedzieć to, co rzadko mówię o postaciach książkowych, mianowicie: jest tak wnerwiający, że bardziej się chyba nie da. Pewnie to świadomy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek tak się ucieszyła na wieść o nowej książce, jak w przypadku Dzieci Hurîna i Upadku Gondolinu. I, jak zwykle, Tolkien okazał się być prawdziwym arcymistrzem.
Jeżeli przed przeczytaniem poznało się opowieść zawartą w Silmalirionie, wie się już, że nie będzie szczęśliwego zakończenia. Ba, wiadomo to już od pierwszych stron książki. A mimo to nie jest to w najmniejszym stopniu zniechęcające do zagłębienia się w tragedię Turîna i Niënor.
Po przeczytaniu wielokrotnie zadawałam sobie pytania: czy wszystko musiało się skończyć w taki sposób? Na ile klątwa odpowiadała za tragedię Turîna, a na ile zawiniły jego złe decyzje i szalona duma? Czy, gdyby nie jego błędy (nierzadko wynikające z brawury i honoru graniczącego z głupotą) historia potoczyłaby się inaczej?
Chciałabym jeszcze wspomnieć o postaci, która zasługuje według mnie na kilka słów. Chodzi mi o Belega, który jest doprawdy wspaniałą osobą: archetyp tolkienowskiego przyjaciela. Jego śmierć jest dla mnie jedną z najgorszych w całej historii Śródziemia - ostatecznie najwierniejszy z wiernych przyjaciół "zginął z ręki tego, kogo kochał najbardziej"...
Dzieci Hurína nie mogły mieć szczęśliwego zakończenia. I choć koiec jest gorzki, z lekka jedynie doprawiony słodyczą (cóż za piękna alternatywa do zakończenia Powrotu Króla, gdzie więcej mamy radości, niż żalu!) - to powieść czyta się z prawdziwą przyjemnością. Balsam dla duszy fana Tolkiena - aż serce rośnie.
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek tak się ucieszyła na wieść o nowej książce, jak w przypadku Dzieci Hurîna i Upadku Gondolinu. I, jak zwykle, Tolkien okazał się być prawdziwym arcymistrzem.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJeżeli przed przeczytaniem poznało się opowieść zawartą w Silmalirionie, wie się już, że nie będzie szczęśliwego zakończenia. Ba, wiadomo to już od pierwszych stron książki. A...