-
Artykuły[QUIZ] Harry Potter. Sprawdź, czy nie jesteś mugolemKonrad Wrzesiński25
-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik9
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać67
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant5
Biblioteczka
O ile życie byłoby prostsze, gdyby każdy jego element dało się upchnąć w zgrabne, ale jakże sztywne ramy teorii naukowych? Zgodnie z hipotezą właściwego doboru, w którą święcie wierzy pewna super inteligentna nastolatka, dwie osoby mają większą szansę na stworzenie udanej relacji interpersonalnej, jeżeli charakteryzuje je taki sam poziom atrakcyjności. Równie zwariowana, jak i genialna Caro Kerber- Murphy zamierza w końcu dopomóc swojemu szczęściu, skoro ma w niedalekiej przyszłości stworzyć z Harukim stabilny związek, wypadałoby, żeby ten w końcu dostrzegł jej istnienie. Z pomocą nastolatce przyjdzie niedawno odkryty miłosny specyfik…
Zabawna, ironiczna, ciepła i do bólu realistyczna opowieść o życiu, w którym, aby kochać i być kochanym, ktoś koniecznie musi posunąć się do małego podstępu, który może nieść ze sobą poważne skutki uboczne. Caro ma wszystko, poza pewnością siebie- jest urocza, ponadprzeciętnie inteligentna, otaczają ją kochający ludzie, którym naprawdę na niej zależy. Problem w tym, że nie dane jej było poznać smaku prawdziwej miłości, przez co czuje się nieswojo. Dla chłopców w swoim wieku jest po prostu za inteligentna, przez co traci na wartości w świecie zdominowanym przez sztywne kryteria wyglądu zewnętrznego.
Laura Steven przez pryzmat głównej bohaterki ukazuje brutalną prawdę o problemie odrzucenia, z którym zmagają się miliony nastolatków na całym świecie. Początkowo oglądałam przejaskrawiony spektakl pomyłek, w stylu amerykańskiego serialu Awkward, który może i był zabawny, ale nie wiele wnosił do życia odbiorcy. Pisarka poszła o krok dalej, z kuriozalnego widowiska tworząc szczerą i pokrzepiającą opowieść o silne miłości, wierze w drugiego człowieka i nadziei, która potrafi przenosić góry. Poza wątkiem przewodnim do fabuły przemycone zostały istotne wartości, które stanowią filar człowieczeństwa. Steven uczy tolerancji i akceptacji drugiego człowieka, inny nie znaczy gorszy.
Tej książki nie da się upchnąć w sztywne gatunkowe ramy, nie jest to, ani gorący nastoletni romans, ani typowa młodzieżówka. Główna bohaterka urzekła mnie logiką myślenia, czarnym humorem, szczyptą całkiem zabawnej niezdarności i tą jakże potrzebną nutką autokrytycyzmu, który buduje stosowne napięcie. Laura Steven nie bez powodu zdecydowała się na ukazanie tej historii w krzywym zwierciadle, przejaskrawienie stanowi siłę napędową akcji, humor buduję pozytywną atmosferę, odbarcza z negatywnych uczuć, mimo trudnego tematu podkręca płynące z lektury pozytywne emocje.
Książka z jednej strony jest poważna, z drugiej ma w sobie co nieco nastoletniego infantylizmu, który momentami bardzo mnie irytował, zakłócając przyjemność płynącą z lektury. Główna postać męska również nie sprostała pokładanym w niej oczekiwaniom, Haruki może i odnalazł w roli perfekcyjnego obiektu westchnień, niestety osobowościowo okazał się jak dla mnie za miałki. Kreacja równie szalonej, jak i bezpośredniej Keiko wpisała się za to idealnie w ten zwariowany scenariusz, z jej ciętych ripost można by wysnuć niejeden morał, w pełni zasłużenie otrzymała tytuł najlepszej przyjaciółki Caro.
Nie przepadam za młodzieżówkami, to jest fakt, ale tutaj urzekł mnie ten ponadczasowy przekaz, dzięki któremu ta powieść chwyta za serce i nie chce puścić. Gdzieś już to było, ale na pewno nie w tak wysublimowanej, zabawnej, a do tego bardzo pełnej formie. Najlepszą rekomendacją dla tej książki jest to, że mam wielką ochotę raz jeszcze spotkać się z bohaterami, którzy swoją odwagą i dojrzałością doprowadzili mnie do mentalnej rewolucji.
O ile życie byłoby prostsze, gdyby każdy jego element dało się upchnąć w zgrabne, ale jakże sztywne ramy teorii naukowych? Zgodnie z hipotezą właściwego doboru, w którą święcie wierzy pewna super inteligentna nastolatka, dwie osoby mają większą szansę na stworzenie udanej relacji interpersonalnej, jeżeli charakteryzuje je taki sam poziom atrakcyjności. Równie zwariowana,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-11
Wrocławska Pani mecenas kolejny raz dała popis umiejętności literackich, (sama jeszcze zbieram swoją szczękę z podłogi). Specyficzny styl autorki nie wszystkim może przypaść do gustu, ja również miałam pewne obawy co do jej twórczości, które na całe szczęście równie, szybko i w sposób satysfakcjonujący zostały rozwiane. Kończąc Przekręt, nie podejrzewałam, że Paulina Świst w końcu zrzuci szpilki na rzecz najczystszych kryminalnych podbojów. Paprocny stanowi preludium, do nowego rozdziału, który może przypaść do gustu szerszemu gronu odbiorców…
„Wiesz co jest najlepsze? Jeśli wszyscy żyją i faktycznie są zdrowi to każdy inny problem wydaje się błahy i bezsensowny. (…)”
Komenda Miejska w Tychach wrze od plotek o tym, że grupa policjantów miała rzekomo dopuścić się gwałtu na prostytutce. Pokrzywdzona głównym sprawcą czynu wskazuje Krzysztofa Strzeleckiego, kryształowa wręcz osobowość podejrzanego nijak nie współgra do zbrodni, jakiej jakoby miał się dopuścić, o ile w ogóle jakakolwiek miała miejsce. Oskarżony funkcjonariusz podtrzymuje, że jest niewinny i zrobi wszystko, żeby jak najszybciej oczyścić się z zarzutów. Jedyną osobą wierzącą w niewinność policjanta, jest jego bezpośredni przełożony, który zamierza wykorzystać jego talent śledczy w pewnym prywatnym śledztwie. Zaginięcie nastoletniej Karoliny spędza sen z powiek jej ciotce- mecenas Zofii Bojarskiej, która nie spocznie, zanim nie odnajdzie dziewczyny…
Tym razem zacznę od końca- jestem zachwycona, bawiłam się wyśmienicie i mam ochotę na więcej. Według mnie Paprocny to śmiało może pretendować do miana najlepszego kryminału Pauliny Świst, lubię takie pozytywnie poplątane scenariusze z iście wybuchowym tłem. Misternie uknuta intryga idealnie współgra z aż nazbyt dynamicznym prywatnym śledztwem, w którym na próżno szukać utartych schematów, gdzie ostra jazda wchodzi na zupełnie nowe tory. Ogień w akcji podsyca osobowość, głównych bohaterów, kto się czubi, ten się lubi, tutaj widać to najlepiej. Równie inteligentna, jak i nieziemsko seksowna pani mecenas nie da sobie w kaszę dmuchać, a do tego wie, co to czarny humor i nad wyraz wprawnie posługuje się ironią i sarkazmem. Z wyglądu Strzeleckiemu bliżej do księcia, który umyślnie zbiegł ze swojej bajki, żeby poznać pewną wybuchową pannę, której daleko do klasycznej królewny. Ogień i woda (kolejność musicie ustalić sami), osobowościowo jeszcze nigdy nie miałam z czymś takim styczności, ale o dziwo mam ochotę na więcej.
Kryminalnie petarda, trudno przewidzieć, co wydarzy się dalej i to właśnie jest w tej książce najlepsze. Wisienką na torcie jest postać Jadzi, która śmiało może pretendować do miana rasowego koszmaru byłych dziewczyn. Pierwszoplanowe śledztwo to tylko przykrywka dla wysublimowanych popisów i kipiących akcją wizji Pauliny Świst, która dokładnie wie, jak najlepiej pobudzić wyobraźnię złaknionych mocnych wrażeń odbiorców. Miałam nieodparte wrażenie, że Paprocny to nie dość, że najlepsza z dotychczasowych książek autorki, to na dodatek najbardziej osobista. Jak dla mnie dialogi to istne mistrzostwo, dawno nie czytałam czegoś tak ostrego, zabawnego i wybuchowego zarazem, nie wiem, skąd Paulina Świst bierze te swoje wszystkie teksty, ale zresztą jak zawsze mam ochotę na więcej.
Jestem zadowolona, nie mam na co narzekać i już nie mogę doczekać się kontynuacji przygód Krzyśka i Zośki, na które pewnie będzie trzeba trochę poczekać. Książkę polecam fanom kryminału, którzy docenią prawdziwą policyjną robotę, a nie wymuskane śledztwo rodem z taniego serialu. Odradzam wrażliwcom, oraz tym, którzy nie przepadają za specyficznym stylem i genialnym czarnym humorem Pauliny Świst.
Wrocławska Pani mecenas kolejny raz dała popis umiejętności literackich, (sama jeszcze zbieram swoją szczękę z podłogi). Specyficzny styl autorki nie wszystkim może przypaść do gustu, ja również miałam pewne obawy co do jej twórczości, które na całe szczęście równie, szybko i w sposób satysfakcjonujący zostały rozwiane. Kończąc Przekręt, nie podejrzewałam, że Paulina Świst...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dzisiaj słów kilka o dość kontrowersyjnej pozycji. Autorka książki jest biochemiczką, była uznanym naukowcem, biorącym udział w największych badaniach nad wirusami. Za sprawą swojego odkrycia dotyczącego skażenia jednej ze szczepionek została zdyskredytowana w świecie nauki.
W książce opisane zostały badania medyczne, gdzie odejście od ściśle określonych reguł spowodowało katastrofalne dla ludzkości skutki. Pierwszą część książki skupia się na sprawie samej Mikovits i czyta się ją niczym rasowy thriller medyczny, którego nie powstydziłaby się sama Tess Gerritsen. Pandemia kłamstw jest pozycją z pogranicza literatury popularnonaukowej i reportażu, co utrudnia wyrażenie jednoznacznej opinii, emocje mieszają się z chłodnym naukowym podejściem, co trochę się gryzło. Niekwestionowanym atutem tej pozycji jest podejście Mikovits. Autorka w sposób bardzo zrozumiały tłumaczy, jak oddziałają szczepionki na ludzki układ immunologiczny, edukuje, ale nie poucza, dzięki czemu na spokojnie można poszerzyć wiedzę własną. Historia medycznych odkryć w takim wydaniu okazała się wręcz fascynująca, Mikovits ma ogromną wiedzę i zawodowe doświadczenie, którym swobodnie dzieli się z czytelnikiem, którego traktuje, jako równego sobie partnera do dyskusji. Zaintrygował mnie opis procedury testowania szczepionek i fakt, jak wiele krzywd na ogromną skalę można wyrządzić, odchodząc od ściśle określonych naukowych. Przyswoiłam sobie nowe, bardzo wstrząsające fakty na temat historii światowych pandemii. Książka momentami ma bardzo emocjonalny wydźwięk, Mikovits według często nawiązywała do własnej historii, pojawiły się niepotrzebne powtórzenia, które bardzo mnie irytowały. Do poruszonych kontrowersji trudno mi jednoznacznie się odnieść, przydałaby się bogatsza bibliografia, najlepiej zamieszczona na końcu książki. "Pandemia kłamstw" to nie do końca udane tłumaczenie tytułu, ten oryginalny - "Plaga korupcji" za to idealnie oddaje treść, pozycja ta skupia się wokół afer korupcyjnych w świecie medycyny. Nie jest to książka o koronawirusie, co niektórych z Was może zasmucić
Podsumowując "Pandemia kłamstw" jest równie rzetelnym, jak i wartościowym źródłem wiedzy na temat wirusów, szczepionek i reakcji immunologicznych ludzkiego organizmu. Wątki kontrowersyjne pozostawiam Waszej ocenie.
Dzisiaj słów kilka o dość kontrowersyjnej pozycji. Autorka książki jest biochemiczką, była uznanym naukowcem, biorącym udział w największych badaniach nad wirusami. Za sprawą swojego odkrycia dotyczącego skażenia jednej ze szczepionek została zdyskredytowana w świecie nauki.
W książce opisane zostały badania medyczne, gdzie odejście od ściśle określonych reguł spowodowało...
2020-10-27
Śmierć każdego z nas kiedyś czeka, dopóki nas nie dotyczy, wolimy o niej nie rozmawiać, wypieramy ten temat z naszej świadomości. Kult młodości, postęp medycyny, w tym tej estetycznej sprzyja przeświadczeniu, że będziemy żyć długo i szczęśliwie. Długo zastanawiałam się jak ubrać słowa swoje refleksje po lekturze książki Rolanda Schultza, nadal mam mętlik w głowie i jestem nieco rozedrgana. Z jednej strony wiem, że to trudna tematyka, nie wszyscy są gotowi na czytanie tego typu pozycji, z drugiej mam świadomość, że są one potrzebne.
O czym jest ta książka? O umieraniu, bez fikcji, bez tabu, śmierć przecież każdego z nas kiedyś czeka. Roland Schultz opisuje bardzo wnikliwie cały proces, począwszy od reakcji fizjologicznych u schyłku życia, po wszelkie możliwe procedury związane ze zgonem, biorąc za przykład niemiecki system służby zdrowia. Przerażenie, lęk, frustracja, przyprószone nutką ciekawości towarzyszyły mi podczas czytania. Nie byłam przygotowana na tak mocny i konkretny zarazem przekaz. Autorowi należą się wyrazy szacunku za podjęcie wyzwania, jakim było napisanie tej książki, trudna tematyka została ubrana w dobre słowa, merytorycznie i z taktem. Poza wątkami stricte medycznymi poruszone zostały kwestie przechodzenia przez proces żałoby, za co również należą się brawa, bo pokłosie śmierci dotyczy również najbliższych zmarłego, który muszą poradzić sobie z emocjami, które pojawiły się po odejściu ukochanej osoby. Spodobało mi się szczególnie stanowisko autora, który otwarcie zaznaczył, że każdy przeżywa ją indywidualnie, nie ma żadnego algorytmu. Książka napisana została prostymi słowami, bez zbędnego patosu, po ludzku, co ułatwia jej odbiór. Miałam wrażenie, że to trochę tak jakby studium przypadku, którym jest każdy z nas, co stanowiło ciekawe doświadczenie literackie. Nie jest to lektura dla każdego, u osób wrażliwych, przepełnionych lękiem może wzbudzić negatywne emocje, np. do szpiku kości przerażać i powodować koszmary. Książkę docenią odbiorcy ceniący fakty, które tutaj zgrabnie oddzielone zostały od mitów, książka ma popularnonaukowy charakter i całkiem pokaźną bibliografię, co stanowi dodatkowy atut. Poza kwestiami stricte biologicznymi autor przybliżył również biurokratyczną otoczkę śmierci, procedury związane z orzeczeniem zgonu, przeprowadzeniem sekcji zwłok czy organizowaniem pochówku. Mimo całej emocjonalnej otoczki książka Ronalda Schultza była dla mnie pozytywnym zaskoczeniem.
Jako fanka thrillerów, w których często trup ściele się gęsto, nie byłam do końca przygotowana na tego typu książkę. Z jednej strony chciałam zgłębić zagadnienie śmierci, z drugiej jestem świadoma, że ta pozycja mnie trochę psychicznie przerosła. Rolanda Schultza zamieścił w pigułce najważniejsze informacje na temat procesu umierania, rzetelnie, ale również z dużą dozą empatii, za co należą mu się brawa. Lekkość formy kontrastuje z tematem przewodnim, ale pasuje idealnie do tej pozycji, która została bardzo dobrze napisana. Roland Schultz przerywa społeczne tabu, oddając w ręce czytelnika książkę poruszającą temat, o którym świat medycyny starał się dotąd milczeć. Polecam!
Śmierć każdego z nas kiedyś czeka, dopóki nas nie dotyczy, wolimy o niej nie rozmawiać, wypieramy ten temat z naszej świadomości. Kult młodości, postęp medycyny, w tym tej estetycznej sprzyja przeświadczeniu, że będziemy żyć długo i szczęśliwie. Długo zastanawiałam się jak ubrać słowa swoje refleksje po lekturze książki Rolanda Schultza, nadal mam mętlik w głowie i jestem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Są tacy autorzy, po których książki można sięgać w ciemno, Agnieszka Lingas- Łoniewska należy do tego zacnego grona. Zawsze otwarcie komunikowałam, że nie przepadam za obyczajówkami, ale jej książki uwielbiam. Dilerka emocji potrafi zaskoczyć, zaintrygować i zelektryzować jednocześnie, taki przekaz do mnie przemawia. Czy Molly powtórzy sukces poprzednich książek autorki?
Melania Tarczyńska straciła matkę, ojciec również szybko zniknął z jej życia, a normalność przerodziła się w tułaczkę po kolejnych rodzinach zastępczych. Robson- przyjaciel, brat powiernik- kiedyś obiecał, że zawsze będzie ją chronić, mimo upływu lat nadal dotrzymuje słowa. Molly jest niespokojnym duchem, kocha szybką jazdę, ryzyko, pomieszane z nutką szaleństwa, taka mieszanka nie zwiastuje niczego dobrego. Wiktor powziął sobie za cel odnalezienie przyjaciółki z dzieciństwa, chciał w końcu spłacić dług i wyznać przerażającą tajemnicę. Molly nie wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, ale w nim zakochuje się bez pamięci, zapominając o podstawowych zasadach bezpieczeństwa. Pochodzą z zupełnie różnych światów, on jest wziętym biznesmenem, wiedzie zatrważająco nudny żywot, ona namiętnie łamie prawo i czerpie przyjemność z przekraczania granic. Czy wyjawienie mrocznej tajemnicy zniszczy ich związek?
Mogłabym długo rozpisywać się nad licznymi walorami tej pozycji, Agnieska Lingas Łoniewska kolejny raz stanęła na wysokości zadania oddając w ręce czytelnika nad wyraz intrygującą historię. Autorka pokazała nową wizję literatury obyczajowej, w której liczy się coś więcej niż tylko miłosną otoczka. Tytułowa Molly to postać, na którą od dawna czekałam, jest zadziorna, nieziemsko inteligentna, a do tego zniewalająco seksowna, przez co przyciąga męskie spojrzenia. Mimo młodego wieku nie stroni od ciętych ripost, wyrafinowanego czarnego humoru, a przy okazji dokładnie wie, jak posługiwać się najprawdziwszą ironią i sarkazmem. Nie jest to kolejne banalne love story, które skupia się na ckliwych momentach, przy okazji wyciskając łzy u co bardziej wrażliwych odbiorców. Molly to najprawdziwsza historia o uczuciu, które połączyło niezwykłych ludzi, którym o tej pory nie dane było zaznać prawdziwego szczęścia. Molly to krok w kierunku kryminalnej przygody, która porywa już od pierwszych stron, miłosna intryga jest ważna, ale z czasem schodzi na dalszy tor, żeby podkreślić wagę sensacyjnych smaczków, które budują tę niesamowitą atmosferę.
Czy można zmieszać Szybkich i wściekłych z klimatem klasycznej komedii romantycznej, która bawi i wzrusza zarazem, nie tworząc przy okazji przykrej dla oka groteski? Jak widać, można i ja ten pomysł kupuję, jest oryginalny, dynamiczny i nieziemsko przyciąga uwagę, przy okazji skutecznie podnosząc ciśnienie. Wiktor to taki dodatek do Molly, o ile ona jest rozważna, o tyle on jest romantyczny, ale nie traci przy tym męskości, a zyskuje niespotykaną wrażliwość. Postacie drugoplanowe, w tym pierwszoligowe zołzy, stanowią idealne dopełnienie dla głównych bohaterów. Z jednej strony mamy mściwe kobiety, z drugiej parę, która nie robi sobie nic z nieprzychylnych reakcji otoczenia. Robson początkowo mnie rozczarował, ale wraz z rozwojem fabuły okazał się bardzo wartościową postacią, przez co zyskał moją przychylność. Dynamika tej historii bardzo mi odpowiadała, lubię mieszankę ekstremalnej sensacji i niebanalnego romantyzmu, który ukazuje prawdziwą moc uczuć, bez niepotrzebnych banałów. Zakończenie swoją siłą rażenia nieco wytrąciło mnie z równowagi, długo wychodziłam z szoku i nie ukrywam, że mam ochotę na więcej.
Molly w pełni mnie usatysfakcjonowała, w zasadzie nie mam do czego się przyczepić, moje wymagania zostały spełnione. Książka łączy to, co najlepsze w romantycznych historiach z najprawdziwszą sensacją. Ten spodoba się zarówno wiernym fankom autorki, jak i czytelnikom poszukującym różnorodności wśród literatury obyczajowej. Polecam!
Są tacy autorzy, po których książki można sięgać w ciemno, Agnieszka Lingas- Łoniewska należy do tego zacnego grona. Zawsze otwarcie komunikowałam, że nie przepadam za obyczajówkami, ale jej książki uwielbiam. Dilerka emocji potrafi zaskoczyć, zaintrygować i zelektryzować jednocześnie, taki przekaz do mnie przemawia. Czy Molly powtórzy sukces poprzednich książek ...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zjawisko hejtu stało się przykrą konsekwencją rozwoju technologicznego, dla wielu ludzi ważniejsze jest życie online, to co offline schodzi na dalszy tor. Nie potrafimy rzucać obelg prosto w twarz, za to nie mamy oporów, żeby obsmarować kogoś w Internecie. Tłumiona złość pomieszana ze skrajną agresją przekłada się na niewybredne komentarze, które potrafią zniszczyć psychikę. Godna pozazdroszczenia konsekwencja w realizacji literackich wizji stała się znakiem rozpoznawczym Marcela Mossa, który mimo niedawnego debiutu ma już na swoim koncie kilka bestsellerów. Czy dobrze znana konwencja tym razem też się sprzeda?
Hejt stał się codziennością naszych czasów, przywykliśmy dla niego i staliśmy się bierni wobec ofiar internetowej agresji. Anita przechodzi kryzys, musiała zrezygnować z dobrze płatnej pracy i zacząć nowe życie, na co nie była przygotowana. W akcie rozpaczy kobieta decyduje się na podjęcie współpracy z tajemniczą firmą, dla której będzie publikować obraźliwe treści w Internecie w zamian za sowite wynagrodzenie. Nagłe zniknięcie Martyny w końcu zainteresowało policję, która trafia prosto do Ewy, która już dano zapomniała o kłopotliwej pacjentce. Sielanka Michała nie mogła trwać długo, Agata z roli przykładnej żony kolejny raz weszła w buty okrutnego oprawcy, na każdym kroku starając się uprzykrzyć małżonkowi życie. Mężczyzna snuje plany pozbycia się despotycznej żony, a pomóc mu może tylko Martyna. Losy nieznanych sobie ludzi zaczyna łączyć makabryczna rozgrywka...
Marcel Moss kolejny raz zaskakuje, niby zastosował podobny motyw przewodni, a zupełnie nowe rozwinięcie historii dobrze znanych bohaterów. Na tapetę ponownie wchodzi temat hejtu internetowego, dla odmiany widziany od strony oprawcy, a nie biernej ofiary, jak to było dotychczas. Tym razem pierwsze skrzypce gra Anita, która z dnia na dzień musiała zamknąć dochodowy biznes, wyprowadzić się i zostawić za sobą przeszłość. Przyzwyczajona do życia na wysokim poziomie teraz musi mierzyć się z horrendalnymi długami, ratunkiem dla niej jest znalezienie dochodowej pracy. I tutaj pojawia się tajemnicza organizacja, która w zamian prowadzenie zakrojonych na szeroką skalę kampanii hejterskich oferuje sowite wynagrodzenie. Niby gdzieś już to było, ale na pewno nie w takiej formie, ale Marcel Moss poszedł o krok dalej, żeby zadowolić czytelnika. Ja kupuję ten scenariusz, jest hipnotyzujący i autentyczny zarazem, śledziłam go z wypiekami na policzkach. Historia Anity była najbardziej elektryzująca, stanowiła fabularny powiew świeżości na tle pozostałych tomów. Hejt jest motywem przewodnim i tłem zarazem, co stanowiło dla mnie nowość, historia Anity miesza się z życiem Agaty, Michała i Ewy, w końcu zaspokojona została ciekawość fanów autora, którzy czekali na dalszy rozwój tej opowieści. Tym razem Moss wychodzi poza szablon, daje więcej napięcia, tworzy mroczny klimat, który przeraża i elektryzuje zarazem. Nie krzycz to idealna propozycja dla fanów ostrej jazdy bez trzymanki, to właśnie oni docenią mocny ładunek emocjonalny.
Nie wierzyłam, że tak perfekcyjnie można połączyć losy wszystkich bohaterów serii i do tego nikogo z nich nie zaniedbać. Postacie kolejny raz uwikłane zostały w serię ekstremalnych sytuacji, które mają opłakane konsekwencje. Klasyczny syndrom sztokholmski przerodził się w niebezpieczną rozgrywkę, która doprowadza czytelnika do wrzenia. Najbardziej ciekawiło mnie kuriozalne zachowanie Ewy, która po ostatecznym starciu z Martyną na nowo musiała ustalić swoje priorytety. O ile wcześniej żywiłam względem niej pozytywne uczucia, o tyle teraz jej bezwzględność mnie przeraziła. Anitę trudno ocenić, niby jest pozytywną postacią, a jej nowe zajęcie dosłownie temu przeczy, co może wzbudzać ambiwalentne uczucia, mnie przekonała jej determinacja i spory ładunek ludzkich odruchów. Duet wiecznie skłóconych małżonków okazał się dla mnie sporym zaskoczeniem, głównie ze względu na nagłą zmianę frontu Agaty, którą mimo jej antypatycznej osobowości w końcu udało mi się polubić. Zakończenie dosłownie ścięło mnie z nóg, nie byłam przygotowana na tak solidną dawkę mocnych wrażeń, Marcel Moss wzbił się na szczyt kreatywności, czuje się w pełni usatysfakcjonowana i mam ochotę na więcej. Poza pierwszorzędną rozrywką książka daje coś więcej, uwrażliwia na ważny społecznie temat, agresja w Internecie zbiera takie samo żniwo, jak ta w realu. Początkowo miałam obawy, że to będzie odbijanie kuponów od sukcesu poprzednich propozycji autora, na szczęście moje objawy zostały szybko rozwiane i thriller przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
Nie krzycz to elektryzujący thriller za sprawą którego internetowy hejt wchodzi w zupełnie nowy wymiar. Marcel Moss nie boi się przekraczać granic, stawia na kreatywność i mocny przekaz, co bardzo dobrze się sprzedaje. Książka zapewni wam cały pakiet mocnych wrażeń, po których nic już nie będzie takie samo. Polecam!
Zjawisko hejtu stało się przykrą konsekwencją rozwoju technologicznego, dla wielu ludzi ważniejsze jest życie online, to co offline schodzi na dalszy tor. Nie potrafimy rzucać obelg prosto w twarz, za to nie mamy oporów, żeby obsmarować kogoś w Internecie. Tłumiona złość pomieszana ze skrajną agresją przekłada się na niewybredne komentarze, które potrafią zniszczyć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-10-29
C.J. Tudor w zeszłym roku dostała ode mnie żółtą kartkę, Zniknięcie Annie Thorne jak dla mnie było jednym z najgorszych thrillerów 2019 roku. Rozczarowanie było na tyle silne, że długo zbierałam się z opublikowaniem recenzji tego tytułu, a wręcz nie chciałam tego robić. Szukając nowych czytelniczych inspiracji natrafiłam przypadkiem na nową propozycję autorki, zupełnie inną, względem jej poprzednich thrillerów. Mimo wielu negatywnych ocen nie zraziłam się i chciałam na własnej skórze przekonać się, czy C.J. Tudor udało się ostatecznie zrehabilitować.
Gabe przeżył ogromną tragedię, nieznany sprawca zamordował mu żonę, a jego córeczka została porwana dosłownie na jego oczach. Od czasu zniknięcia Izzy mężczyzna prowadzi zakrojone na szeroką skalę poszukiwania, z pomocą tajemniczego Samarytanina trafia w końcu na nowy trop, który może doprowadzić go do dziewczynki. Fran non stop musi oglądać się za siebie, z nadzieją, że oni nie trafili na trop jej i Alice. Pewnym wpływowym ludziom zależy, żeby wyeliminować niewygodne dla realizacji ich planu osoby i zrobią wszystko, żeby osiągnąć swój cel. Fran ma za sobą osobistą tragedię, która na zawsze naznaczyła jej życie i dokładnie określiła tor dalszych działań, musi uciekać i za wszelką cenę nie może dać się złapać. Gabe wie, że istnieją Inni, tajemnicze bractwo, którego członków wiąże pomoc w realizowaniu skomplikowanych planów zemsty. Czy zdesperowanemu mężczyźnie uda się znaleźć córkę?
Czy dałam się zaskoczyć? Zdecydowanie tak! Mimo pierwotnych obaw książka bardzo mi się spodobała, miałam wrażenie, jakby została napisana dokładnie pode mnie. Mamy do czynienia z wyrafinowaną tajemnicą, taka zawoalowaną i na swój przewrotny sposób intelektualnie kuszącą. C.J. Tudor skorzystała z motywów typowych dla Harlana Cobena, który potrafi bezbłędnie podejść czytelnika, zaintrygować i wodzić za nos praktycznie do ostatniej strony. Nieoczywistość tej pozycji jest jej najmocniejszą stroną, bo właściwie nie do końca mogłam przewidzieć, co wydarzy się dalej. Historia morderstwa Jenny i Izzy stanowi szkielet tego scenariusza i to od niej C.J. Tudor wychodzi, wdrażając kolejne pomysły. Mamy dosłownie namiastkę informacji, na podstawie których możemy, co najwyżej snuć domysły, bo niczego nie możemy być pewni. Gabe jest mężczyzną naznaczonym osobistym cierpieniem, wie, że zawalił, ale wierzy, że może odkupić swoje winy, zresztą każdy przecież zasługuje na drugą szansę. Główny bohater jest cieniem człowieka, a jego właściwie jedynym i najważniejszym celem jest odnalezienie zaginionej córeczki. Ma w sobie wiele sprzeczności, ale trzeba mu oddać, że jest bardzo ludzki i do rzeczy, przez co zyskał moją sympatię.
Jednoznaczna ocena Fran sprawiła mi trochę trudności, miałam wrażenie, że ma w sobie coś z oszustki, która knuje skomplikowaną intrygę. Za to Katie kupiła mnie swoją osobą praktycznie od pierwszej strony, była taka ciepła i prostolinijna, a do tego do bólu szczera. Pojawiły się zarzuty, że Inni ludzie to książka przekombinowana, wewnętrznie niespójna i chaotyczna, ale ja się z tym nie zgadzam, najważniejsze elementy zostały wyważone z iście aptekarską precyzją. Cieszę się, że zamiast skupiać się na psychodelicznych motywach, autorka w końcu postawiła na realizm i sprawdzone rozwiązania, które dodały tej historii niepowtarzalnego charakteru. Proszę nie mylić tego ze schematyzmem czy nadmierną inspiracją pomysłami innych pisarzy, bo takie incydenty nie miały tutaj miejsca. Nierozwiązane śledztwo stanowi idealną podstawę dla prywatnych działań, które mogą ruszyć do przodu, z przyjemnością śledziłam dalsze poczynania bohatera. Skrywający się w czeluściach darknetu tytułowi Inni, dodali tej historii tego charakterystycznego mroku, pomieszanego ze zbrodniczymi zapędami, które bezbłędnie budują napięcie. Można marudzić na brak akcji, ale wyrafinowany morderczy klimat rekompensuje niedostatki w dynamice fabuły. Zakończenie było sporym zaskoczeniem, idealnie skomponowanym z tragedią, będącą podstawą tej opowieści.
Inni ludzie to udany thriller i dobrze skomponowana historia niejednoznacznej zbrodni, której motyw do końca pozostaje zagadką. Książka z pewnością trafi w gust fanów mocnych wrażeń, którzy docenią niejednoznaczną atmosferę i napięcie, budujące akcję. Polecam!
C.J. Tudor w zeszłym roku dostała ode mnie żółtą kartkę, Zniknięcie Annie Thorne jak dla mnie było jednym z najgorszych thrillerów 2019 roku. Rozczarowanie było na tyle silne, że długo zbierałam się z opublikowaniem recenzji tego tytułu, a wręcz nie chciałam tego robić. Szukając nowych czytelniczych inspiracji natrafiłam przypadkiem na nową propozycję autorki, zupełnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nie trzeba być fanem produktów firmy Apple, żeby wiedzieć, kim był Steve Jobs. O ile wiadomo wiele na temat założyciela technologicznego giganta, o tyle niewiele mówi się o jego życiu prywatnym i relacjach rodzinnych. Lisa Brennan-Jobs postanowiła przedstawić swoją wersję życia w cieniu znanego ojca, w do bólu szczerej biografii obnaża realia, które do tej pory nie zostały podane do wiadomości publicznej.
Steve Jobs od początku wypierał się swojej córki, począwszy od podważenia własnego ojcostwa, na unikaniu kontaktu z Lisą kończąc. Pozytywny test DNA nie pozostawiał złudzeń, niestety do świadomości twórcy Appla długo nie dochodziła informacja, że jest częścią nowego życia. Płotka to przejmująca opowieść o życiu na przekór wizji trudnego w obyciu ojca, to przekraczanie granic w imię manifestacji własnego zdania. "Jestem jednym z najważniejszych ludzi, których będziesz znać", takie słowa padły ust Steve'a Jobsa, będąc dzieckiem, Lisa nie znała prawdziwego znaczenia tego komunikatu. Ojciec całą swoją energię mentalną poświęcał pracy zawodowej, zapominając, że rodzina go potrzebuje i liczy na jego realne wsparcie, w końcu zrozumiał swój błąd. Płotka to do bólu szczera i bardzo intymna biografia dziecka, które samodzielnie wkraczało w dorosłość. Lisa w końcu wyszła z cienia ojca, ukazując prawdziwe oblicze Steve'a Jobsa, który miał wiele wad, a mimo to na swój pokrętny sposób ukształtował światopogląd i świadomość córki.
Sporo książek poświęcono osobie twórcy Apple, powstały biografie i filmy przybliżające życie Jobsa. Trudna osobowość Steve'a, o której krążą już legendy, uniemożliwiła mu stworzenie ciepłych relacji z własną córką, musiał nauczyć się, jak postępować z dzieckiem, którego nie mógł od początku traktować jak równego sobie partnera do rozmowy. Lisa walczyła o uwagę Jobsa, który od początku usilnie ją ignorował, stoczyła wiele bitew, aby w końcu zbudować prawdziwą więź, z najważniejszym dla niej człowiekiem. Lekkość formy tej relacji w stoi w opozycji do trudności, z jakimi musiała mierzyć się autorka, żeby dotrzeć do ojca, który na każdym kroku unikał z nią kontaktu. Nie jest to kolejna biografia Steve'a Jobsa, wychwalająca jego genialne dokonania na rynku nowych technologii, to opowieść o dziewczynce, która walczyła o normalność, której na próżno mogła szukać w rodzinnym domu. Sporo miejsca poświęcone zostało matce Lisy, kobiecie, która musiała zrezygnować ze swoich aspiracji, żeby móc poświęcić się wychowaniu ukochanej córki, ale nigdy jej tego nie wypominała.
Tej historii nie można jednoznacznie ocenić, sporo w niej sprzeczności, chaosu, zarówno pozytywnych, jak i przykrych zdarzeń, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Biografia Lisa Brennan-Jobs stanowi podróż w głąb ludzkiej psychiki, obnaża prawdziwe emocje odrzucanego przez najbliższe otoczenie dziecka, które walczy o siebie. Córka stara się przybliżyć nam swoją rzeczywistość, przedstawia realistyczny układ zależności z rodzicami, ale nie wysuwa żadnych, nawet najbardziej zasadnych oskarżeń pod ich adresem. Lisa dzieli się swoją percepcją, emocjami, które czasem trudno było jej ujarzmić, nastrój autorki również udziela się czytelnikom jej relacji. Opowiada, ale nikogo nie oskarża, Płotka przybiera formę autoterapii, dziecka, nastolatki i dorosłej kobiety, której potrzeby często były ignorowane lub nie w pełni zaspokajane. Książa stanowi satysfakcjonującą lekturę, z której można wynieść sporo dla siebie, nie zabrakło wielu wartościowych morałów, które unaoczniają nam, co w życiu jest najważniejsze. Ciepła i wiele pozytywnej energii dodała tej historii genialna interpretacja Marty Król, audiobooka od początku do końca słuchałam z prawdziwą przyjemnością.
Od momentu premiery tej publikacji wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, aż się z nią zapoznam. Relacja Lisy Brennan-Jobs intrygowała mnie równie mocno, jak historia życia jej ojca. Płotka stanowi próbę rozliczenia się z przeszłością, walkę o własną indywidualność i prawo do głosu, co więcej, to opowieść o trudach dorastania w cieniu geniusza. Poruszająca, szczera, ciepła i na wskroś realna, obok tej książki trudno przejść obojętnie. Polecam!
Nie trzeba być fanem produktów firmy Apple, żeby wiedzieć, kim był Steve Jobs. O ile wiadomo wiele na temat założyciela technologicznego giganta, o tyle niewiele mówi się o jego życiu prywatnym i relacjach rodzinnych. Lisa Brennan-Jobs postanowiła przedstawić swoją wersję życia w cieniu znanego ojca, w do bólu szczerej biografii obnaża realia, które do tej pory nie zostały...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Temat epidemii koronawirusa z dnia na dzień jest coraz bardziej burzliwy i wręcz newralgiczny, biorąc pod uwagę wzrost przebieg choroby i wzmożony wzrost zachorowań na tę chorobę. Ludzie nie do końca zdają sobie sprawę, jakie pokłosie zbiera ta jednostka chorobowa. Marcin Wyrwał razem z Małgorzatą Żmudką zebrali relacje uczestników pierwszej linii frontu, osób, które realnie walczą z pokłosiem pandemii. Czy reportaż elektryzuje równie mocno, jak doniesienia medialne?
Nadzwyczajni to coś więcej niż tylko relacja prawdziwych uczestników, biorących udział na pierwszej linii frontu walki z SARS-COVID-19. Doniesienia medialne to jedno, a prawda o epidemii to drugie, uczestnicy dramatycznego spektaklu walczą z równie groźnym, jak nieprzewidywalnym przeciwnikiem. Polska nie była przygotowana na pokłosie chińskiego wirusa, brak zaplecza medycznego potęguje już i tak wystarczająco spory chaos. Brak informacji, środków ochrony i skutecznych metod działania, które umożliwiłyby skuteczną walkę z groźną epidemią. Ludzie, zamiast poważnie podejść do tematu, lekceważą groźne zagrożenie, tym samym przyczyniając się do wzmożonej ilości nowych zachorowań. Sprawy, które od dawna powinny być pod kontrolą, przesiąknięte są wszechogarniającym chaosem, który uniemożliwia skuteczne przeciwdziałania epidemiologicznemu kryzysowi. Ziścił się najgorszy z możliwych scenariuszy, potęgując społeczną tragedię, która rozgrywa się na oczach zwykłych obywateli...
Do bólu szczery reportaż intensywnie oddziałuje na ludzkie zmysły, potęgując społeczne zaniepokojenie, mnie osobiście przeraził i wprowadził w stan nieprzyjemnego mentalnego odrętwienia, z którego do tej pory trudno mi wyjść. Rząd realnie nie radzi sobie z epidemią, próbuje, ale nie może podołać skrajnie trudnemu wyzwaniu, plany naprawcze stanowią element fikcji literackiej, który nigdy się nie ziści. Obecna sytuacja służby zdrowia dosłownie szokuje, to cyrk, w którym o zgrozo niektórzy muszą brać udział. Ludzie z pierwszej linii frontu dzielą się swoimi wrażeniami, podkreślając niewydolność systemu medycznego, nakreślają realne ramy systemu, który dosłownie sparaliżował system publicznej służby zdrowia. Wobec takiej relacji nie da się przejść obojętnie, ona obnaża rządowe słabości i uzmysławia, że jest naprawdę źle i trzeba w końcu podjąć ważne dla zdrowia i życia zachorowanych decyzje. Nie jest to pierwsza publikacja na temat epidemii koronawirusa, z jaką miałam styczność, ale na pewno jest najbardziej elektryzująca, brak zdecydowanych decyzji jest paraliżujący, brakuje procedur i sprzętu dla ludzi potrzebujących. Czytając relacje lekarzy, ratowników i wolontariuszy dochodzę do wniosku, że Polska nie została należycie przygotowana na nadchodzący kryzys epidemiologiczny, to co nas spotkało, niestety niepokojąco przerosło nasze oczekiwania, ludzka wyobraźnia powinna wyjść poza standardowe ramy. Relacja jest do bólu szczera, na wskroś realistyczną, pozbawiona choćby nutki fałszu, co może dawać do myślenia i niepokojąco oddziaływać na ludzką psychikę. Reportaż Marcina Wyrwała i Małgorzaty Żmudki skłania do społecznej debaty na ważne dla nas wszystkich tematy, których nie powinno się w żadnym razie ignorować. Ludzka głupota nie zna granic, a ignorancja jest gorszą zarazą niż sam koronawirus, o czym mogłam się przekonać, śledząc burzliwą relację autorów.
Nadzwyczajni to na wskroś prawdziwa historia osób, które podjęły trudne wyzwanie, jakim jest walka z epidemią koronowirusa. Niewykonalne stało się możliwe, szkoda tylko, że rząd ignoruje realne zagrożenie, jakim jest niebezpieczna choroba, zbierająca potężne medyczne pokłosie. Książkę polecam szczególnie osobom zainteresowanym obecną sytuacją epidemiologiczną w Polsce oraz tym z Was, który chcą poszerzyć swoją wiedzę dotyczącą przeciwdziałania SARS-COVID-19.
Temat epidemii koronawirusa z dnia na dzień jest coraz bardziej burzliwy i wręcz newralgiczny, biorąc pod uwagę wzrost przebieg choroby i wzmożony wzrost zachorowań na tę chorobę. Ludzie nie do końca zdają sobie sprawę, jakie pokłosie zbiera ta jednostka chorobowa. Marcin Wyrwał razem z Małgorzatą Żmudką zebrali relacje uczestników pierwszej linii frontu, osób, które...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Teraz już wiem, że można zgrabnie połączyć baśniową opowieść, przywodzącą na myśl najlepsze wspomnienia z dzieciństwa, z klimatem mrożącego krew w żyłach thrillera, przesiąkniętego aurą nieprzeniknionego mroku- takie właśnie było Hazel Wood. Melissa Albert nadal konsekwentnie tworzy historie, które wykraczają poza standardowe ramy literatury młodzieżowej, przerażający mrok łączy z nutką odważnej fantastyki, co potęguje oryginalność, bijącą z jej książek. Czy Kraina nocy powtórzy sukces bestsellerowego Hazel Wood?
Alice jeszcze nie zapomniała o koszmarze, jakie zgotowały jej potwory z baśniowego Uroczyska. Zamiast oswoić się z tu i teraz i przyzwyczaić do nowej rzeczywistości, w której dominuje przerażająco monotonna normalność, musi zmierzyć się z ciągiem trudnych do wyjaśnienia tragicznych wydarzeń. Zaczyna się seria makabrycznych zbrodni, w wyniku których giną bajkowe postacie. Tożsamość mordercy pozostaje tajemnicą, jego motywacje również pozostają zagadką. Finch pomógł Alice zbiec z Uroczyska, teraz sam ma problem, żeby odnaleźć drogę powrotną do domu, ale nie poddaje się. Wszystko wskazuje na to, że egzystencja baśniowych bytów jest zagrożona, ktoś w końcu musi coś zrobić, żeby uratować świat magii. Alice zamierza rozwiązać zagadkę tajemniczych morderstw swoich przyjaciół, niestety napotyka spore trudności, związane z pewną makabryczną historią...
Hazel Wood weszło w zupełnie nowy wymiar, tym razem mamy do czynienia z zupełnie nowym odcieniem mroku, który równie intensywnie hipnotyzuje, jak ten zaprezentowany w pierwszym tomie. Normalność to za duże słowo, żeby określić codzienność Alice, której do zwykłe nastolatki wiele brakuje, w sumie to ona nadal jest bardzo niezwykła. Główna bohaterka tym razem musi zmierzyć się z makabryczną zagadką, która niszczy tak dobrze znany jej świat, ją samą również na swój sposób wyniszcza, przez co powoli traci energię do podejmowania dalszych działań. O ile w pierwszej części Alice miała ten przysłowiowy błysk w oku, to w Krainie nocy nie wiadomo dlaczego przygasła, jest cieniem samej siebie, rozchwiana emocjonalnie i niepewna, ma problem z odnalezieniem się w nowej roli. Rozbudowany wątek kryminalny, w tym wspomniane krwawe żniwo, mnie usatysfakcjonował, ale zaniedbanie fantastycznych smaczków może dla wielu okazać się sporym rozczarowaniem, bo to właśnie baśniowe wątki budują tę niepowtarzalną atmosferę. Melissa Albert już raz udowodniła, że można połączyć aurę klasycznej baśni z mrożącymi krew w żyłach scenami, które potrafią spędzić sen z powiek najbardziej odważnym czytelnikom.
Alice straciła na wyrazistości, za to Finch w końcu rozpostarł skrzydła, odważnie i brawurowo wchodząc w świat Uroczyska. Niby wiadomo, o co chodzi, a jednak jest dość tajemniczo, co potęguje dobrze znane już napięcie, szkoda tylko, że do tej bajowej opowieści wkradł się niepokojący chaos, który bardzo mnie zaniepokoił. Melissa Albert skupiła się głównie na rozrywkowej stronie swojej książki, przez co nieco zaniedbała te charakterystyczne elementy, będące wizytówką jej cyku. Alice również nie radzi sobie za dobrze, jakby z dnia na dzień jej poziom odwagi spadł do zera, działa zachowawczo, przez co wiele traci. Kraina nocy to przyjemna w odbiorze lektura, za której sprawą czytelnik może poczuć się dosłownie, jak w bajce. Tej ostatniej nie należy mylić z błogą sielanką, bo w Hazel Wood dzieje się sporo niebezpiecznych rzeczy, a niektóre sceny potrafią przyprawić o szybsze bicie serca. Nierozsądnym posunięciem okazało się postawienie na nadmierną lekkość, według mnie to właśnie ten ciężki, bezpretensjonalny mrok oddziaływał najlepiej na umysł złaknionego wrażeń czytelnika. Zakończenie trochę zbiło mnie z tropu, spodziewałam się czegoś innego, a zostałam przyjemnie zaskoczona.
Kraina nocy okazała się udaną kontynuacją baśniowej opowieści, przyprószonej szczyptą wysublimowanego mroku. Melissa Albert udowodniła, że ludzka wyobraźnia nie zna granic, kreatywność autorki przełożyła się na oryginalną historię, która intensywnie hipnotyzuje. Książkę polecam fanom mrocznych historii, którzy docenią moc i nietuzinkowość tego scenariusza. Polecam!
Teraz już wiem, że można zgrabnie połączyć baśniową opowieść, przywodzącą na myśl najlepsze wspomnienia z dzieciństwa, z klimatem mrożącego krew w żyłach thrillera, przesiąkniętego aurą nieprzeniknionego mroku- takie właśnie było Hazel Wood. Melissa Albert nadal konsekwentnie tworzy historie, które wykraczają poza standardowe ramy literatury młodzieżowej, przerażający mrok...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-10-14
Ewa Przydryga z wykształcenia anglistka, zawodowo nauczycielka i tłumacz języka angielskiego, w wolnych chwilach tworzy mroczne, intensywnie oddziałujące na psychikę historie. Thriller Bliżej niż myślisz szybko zyskał ogromną popularność, poszerzając grono fanów autorki. Miała umrzeć to kolejna elektryzująca propozycja pisarki, czy równie udana, jak te poprzednie?
Z pozoru zimna i wyrachowana artystka skrywa makabryczny rodzinny sekret, jako dziewczynka została osierocona , a od oschłej ciotki nigdy nie zaznała prawdziwej miłości. Ma wątpliwości co do własnej tożsamości, w pogoni za artystycznym sukcesem poszukuje również własnego ja, kluczowe okazuje się spotkanie z ekscentrycznym ulicznym grajkiem. Mężczyzna sugeruje, że znał ją w przeszłości, umawia się z Leną na spotkanie, podczas którego wyjawi więcej szczegółów. Niestety tajemniczy jegomość zostaje zamordowany, tym samym zabiera swoją tajemnicę do grobu. Lena rozpoczyna prywatne śledztwo, które uzmysławia jej, że jej przeszłość była zupełnie inna, mroczna i poplątana. Kluczem do rozwiązania zagadki jej postać jej zmarłej siostry, która wraz z rodzicami została bestialsko zmordowana. Ada nie mogła sobie poradzić z własną trudną osobowością, brak rodzinnej stabilizacji połączony z szemranymi interesami ojca stał się furtką do rozpoczęcia serii ekstremalnych spotkać. Czy po latach Lenie uda się odkryć prawdziwą tożsamość mordercy?
Nie wiem, jak Ewa Przydryga to robi, ale zawsze potrafi mnie pozytywnie zaskoczyć. Nie kopiuje, nie powiela schematów, jej historie są oryginalne, dzięki czemu skutecznie przyciągają uwagę. Historia Leny ma w sobie sporo niejednoznaczności, która stała się znakiem rozpoznawczym autorki, która uwielbia igrać z czytelnikiem. Docenić należy atmosferę, która kipi od domysłów i tego charakterystycznego napięcia, od którego łatwo jest się uzależnić. Lena świetnie sprawdziła się w roli głównej bohaterki, trudno ją zaszufladkować, ma w sobie ten mrok zmieszany z nutką empatii. Mocna osobowość dziewczyny stoi w opozycji, jakie wywołuje w niej niedawno odkryta rodzinna tragedia, twardość charakteru wystawiona została na próbę. Kryminalna intryga została misternie uknuta na miarę rasowego thrillera, czułam ciarki na plecach w oczekiwaniu na to, co zdarzy się zaraz, a dalszy ciąg zdarzeń i tak był sporym, bardzo przyjemnym zresztą zaskoczeniem. Historia może i jest skomplikowana, ale na pewno nie przekombinowana, każdy element został dokładnie przemyślany, w scenariuszu nie ma miejsca na przypadkowość, czy niedociągnięcia.
Ada również skupia na sobie odwagę, nie tylko za sprawą ubioru, głównie jej niekonwencjonalne działania przyciągają wzrok złaknionego wrażeń czytelnika. Jest coś głębszego, co łączy siostry, wewnętrzny kod, który Lena chce zgłębiać, sporo w tym wybuchowych momentów, które potrafią doprowadzić do wrzenia. Ewa Przydryga nie odkrywa kart, rozwiązanie zagadki do ostatnich stron pozostaje tajemnicą, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Pisarka obnaża najmroczniejsze zakamarki ludzkiej psychiki, dobrze czuje się w dziedzinie psychopatologii, ukazując skołowanego człowieka, który niespodziewanie został wystawiony na trudną próbę. Czarne charaktery to postacie bezkompromisowe, brutalne i na wskroś prawdziwe, które nie poprzestaną, aż nie uda im się osiąganąć wyznaczonego celu, przez co zyskali moją aprobatę. Książka trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, jest mocna i elektryzująca, skutecznie potrafi podnieść ciśnienie. Historia nie jest skierowana do osób lubujących się w prostych, zero- jedynkowe sytuacje, to rozbudowany scenariusz, w którym głównie chodzi o poszukiwanie zagubionej w natłoku zdarzeń tożsamości.
Miałaś umrzeć to kolejny udany scenariusz w wydaniu autorki, na nowo definiujący podstawę mrocznych historii. Opowieść nie dość, że intensywnie oddziałuje na psychikę, to jeszcze mrozi krew w żyłach i doprowadza do emocjonalnego odrętwienia, po którym nic już nie będzie takie samo. Ewa Przydryga kolejny raz udowodniła, że warto ryzykować w imię oryginalnych scenariuszy, w które się wierzy. Polecam!
Ewa Przydryga z wykształcenia anglistka, zawodowo nauczycielka i tłumacz języka angielskiego, w wolnych chwilach tworzy mroczne, intensywnie oddziałujące na psychikę historie. Thriller Bliżej niż myślisz szybko zyskał ogromną popularność, poszerzając grono fanów autorki. Miała umrzeć to kolejna elektryzująca propozycja pisarki, czy równie udana, jak te poprzednie?
Z...
Sądzę, że nie muszę nikomu przybliżać sylwetki Alexa Northa, autora bestselerowego Szeptacza, będącego jednym z najlepszych thrillerów roku 2019. Pisarz wysoko ustawił sobie poprzeczkę, W cieniu zła to jego kolejna elektryzująca propozycja, dzięki której może ugruntować swoją pozycję w literackim świecie. Czy najnowsza książka Northa powtórzy sukces genialnego Szeptacza?
Mieszkańcy Gritten Wood nigdy nie zapomną o tragedii, jaka miała miejsce ćwierć wieku temu, która na długo wstrząsnęła lokalną społecznością. Grupa nastolatków dokonała bestialskiego mordu o podłoży rytualnym, policja ujęła jednego ze sprawców, drugi chłopak zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Paul Adams doskonałe pamięta tamte wydarzenia, sam był również jednym z podejrzanych o popełnienie tej zbrodni, na szczęście w porę został oczyszczony z zarzutów. Pełen obaw wraca do Gritten Wood, zaniepokojony złą kondycją swojej matki, która po upadku ze schodów trafiła dla lokalnego hospicjum. Niestety scenariusz sprzed dwudziestu pięciu raz powtarza się, dochodzi do serii zbrodni inspirowanych wydarzeniami sprzed lat, policja prowadzi zakrojone na szeroką skalę śledztwo. Duchy przeszłości nie pozwalają o sobie zapomnieć, Paul jest zaniepokojony sytuacją i niepokojącymi znakami, które sugerują, że może być uwikłany w tę sprawę. Czy uda się w końcu ująć tajemniczą bestię okrzyknięta Czerwonorękim?
W cieniu zła to innowacyjny pomysł przywodzi na myśl senny koszmar, który miał szansę się ziścić. Kolejne niedopowiedzenia tylko potęgują wrażenia zmysłowe towarzyszące niepokojącym wydarzeniom. Czerwonoręki potwór to widmo, które zamiast pozostać senną marą, wychodzi na światło dzienne, próbując zebrać mordercze żniwo. Poza wydarzeniami pierwszoplanowymi w książce należy docenić mroczną aurę i tę wszechogarniającą atmosferę strachu, która na zmianę paraliżuje zmysły i doprowadza do szaleństwa. Zaintrygował mnie przedziwny zabieg, w którym trudno odróżnić prawdziwe zdarzenia od sennych majaków, który podsyca ciekawość. Czytelnik tylko w zarysie wie, co wydarzyło się ćwierć wieku temu, żyjąc w przeświadczeniu, że tajemniczy Charlie nadal żyje i planuje nową morderczą rozgrywkę. Na każdym kroku czekają na nas elektryzujące niespodzianki, które podsycają głód mocnych wrażeń. Paul jest postacią dość niejednoznaczną, z jednej strony wiadomo, że jest czysty, z drugiej wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na jego aktywny udział w zbrodni. Bohater uwikłany został w chory układ, z którego próbuje jak najszybciej wybrnąć, co nie do końca mu wychodzi.
Polubiłam tajemniczego wykładowcę, który za sprawą niewygodnych rodzinnych sekretów wchodzi w świat szaleństwa i okrutnej zbrodni, która na zawsze odmieni jego życie. Od początku do końca czułam się na swój sposób zafascynowana tą skomplikowaną opowieścią, która bazowała na wytrawnej łamigłówce, dzięki której mogłam pobudzić swoje szare komórki. Trochę zabrakło mi mocniejszych elementów, które perfekcyjnie zarysowane zostały w Szeptaczu. Historia jest nieco spokojniejsza, ale ma w sobie, to coś, co czyni ją oryginalną. Poza Paulem warto wspomnieć o Amandzie, młodej policjantce, dzięki której śledztwo w końcu trafiło na właściwe tory. Kobieta działa z pasją, jest przy tym opanowana i ma otwarty umysł, polubiłam tę postać, która okazała się dobrym duchem tej historii. Dobrze oddana została patologiczna fascynacja przypadkowych obserwatorów, którzy żyją makabryczną zbrodnią i najprawdopodobniej chcą ją powtórzyć dla własnej chorej satysfakcji. Książkę chłonęłam z zaciekawieniem, ale liczyłam na bardziej wybuchowy scenariusz, po którym nie mogłabym spokojnie zasnąć. Spodobał mi się motyw świadomego snu i przenoszenia marzeń na faktyczne wydarzenia, Alex North kolejny raz zapewnił mi solidną dawkę mocnych wrażeń, które przyprawiły mnie o szybsze bicie serca. Końcówka była mało oryginalna i do przewidzenia, co jak dla mnie okazało się strzałem w kolano.
W cieniu zła to kolejny równie mroczny, jak niejednoznaczny thriller Alexa Northa, za którego sprawą marzenia senne weszły w zupełnie nowy wymiar. Książka może spodobać się zarówno fanom autora, jak i miłośnikom mocnych wrażeń, którzy poszukują nowych czytelniczych inspiracji. Pomimo małych niedociągnięć lektura okazała się udana i zapewniła mi sporo rozrywki na najwyższym poziomie. Polecam!
Sądzę, że nie muszę nikomu przybliżać sylwetki Alexa Northa, autora bestselerowego Szeptacza, będącego jednym z najlepszych thrillerów roku 2019. Pisarz wysoko ustawił sobie poprzeczkę, W cieniu zła to jego kolejna elektryzująca propozycja, dzięki której może ugruntować swoją pozycję w literackim świecie. Czy najnowsza książka Northa powtórzy sukces genialnego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Czasem warto zdać się na przypadek, wybierając audiobooka Very Eikon nie miałam pojęcia, że sięgam po twórczość polskiej autorki. Katarzyna Woźniak skrywa się pod tajemniczym pseudonimem, urodziła się w Łodzi, wychowała w miasteczku o wdzięcznej nazwie Aleksandrów, piszę od zawsze i nie wyobraża sobie bez tego życia. Świetnie czuje się w świecie kryminału, co zaowocowało mroczną serią Między prawami. Czy Polowanie na Wilka przekonało mnie do twórczości autorki?
Walka ze złem tego świata od zawsze była nierówna, można wygrać jedną bitwę, ale to nie gwarantuje wygranej bitwy. Tylko zaangażowanie ogółu i brak społecznego zobojętnienia może pomóc wygrać tę batalię. Komisarz Alan Berg jest oficerem Centralnego Biura Śledczego Policji, na co dzień dowodzi elitarną grupą operacyjną Szakal, która zajmuje się zwalczaniem przestępczości narkotykowej. Ponadprzeciętne umiejętności zapewniły mu serię zawodowych sukcesów, które przełożyły się na polepszenie policyjnych statystyk. Berg od wielu miesięcy prowadzi śledztwo dotyczące Wilka, znanego w środowisku przestępczym bossa narkotykowego, ta sprawa ma dla niego osobisty charakter. Zamiast ruszyć do przodu, tkwi cały czas w jednym miejscu, środowisko policyjne przeżarła korupcja i nie wiadomo, komu można ufać w tych ciężkich dla działań operacyjnych czasach. W najmniej spodziewanym momencie dostaje do pomocy nowego pracownika...
W zasadzie nie mam się do czego przyczepić, bo audiobooka wysłuchałam z ogromnym zaciekawieniem, to kawał dobrego kryminału, ukazujący intrygującą wizję przestępczego półświatka. Sam pomysł nie był jakiś wybitny, ale mi się spodobał, w zasadzie od pierwszej minuty poczułam to charakterystyczne flow z tym scenariuszem. Jest mrok, jest rozbudowana historia, jest akcja, więc nie mam na co narzekać, wspomniane elementy zostały zmieszane w odpowiednich proporcjach, tworząc misternie uknutą kryminalną intrygę. Bolesna historia kształtuje dalsze wydarzenia, to charakterystyczny element dla tego typu opowieści, ale tutaj miał dość unikatowy charakter. Książka gra na emocjach, ukazuje sytuacje, wobec których nie można pozostać obojętnym. Bardzo mocno zostało rozbudowane tło psychologiczne, autorka dotyka bardzo newralgicznych kwestii związanych z ogromnym bólem, taka mieszanka skłania do głębszych przemyśleń nad sensem ludzkiej egzystencji i okrutnym oddziaływaniem zła. Pięknie skomponowane zostały narkotykowe porachunki i nierówna walka z plagą, jaka zalewa zarówno miasto, jak i kraj. Same działania operacyjne zostały opisane w równie rzetelny, jak i realistyczny sposób, co mocno oddziałuje na psychikę złaknionego wrażeń czytelnika.
Ja nie stałam z boku, przyglądając się pierwszoplanowym wydarzeniom, dzięki wzmożonym działaniom autorki miałam wrażenie, że jestem ich aktywną częścią i te doznania zmysłowe były bardzo intensywne. Vera Eikon aktywizuje czytelnika, daje mu możliwość wczucia się w przeżycia głównych bohaterów, a do tego skłania do snucia własnych przemyśleń. Sama psychologia postaci to również majstersztyk, o którym nie mogłabym nie wspomnieć, bo stanowi wisienkę na torcie w tej historii. Bohaterowie pierwszoplanowi stanowią mocną mieszankę charakterologiczną, Berg jest najmocniejszym ogniwem grupy i to on popycha akcję do przodu. Komisarz czuję misję, jest inteligentny, zdeterminowany i ma w sobie cząstkę mroku, z którym od lat walczy. Kreacja Berga kontrastuje z nieostrą wizją młodego pracownika, z trudną do wyczucia motywacją, który przeciera nowe szlaki w policyjnej rozgrywce. Gangsterski półświatek, skupiony wokoło legendy tajemniczego Wilka, został bardzo misternie nakreślony i stanowi bardzo mocny punkt tej historii. W tym scenariuszu nie ma miejsca na przypadkowość, czy słabsze momenty, akcja jest dynamiczna, a czasami wręcz brawurowa. Dałam się porwać i z pewnością sięgnę po kolejne tomy serii.
Vera Eikon dokładnie wie, jak stworzyć kompletną powieść kryminalną, która trafi nawet do bardzo wymagających czytelników. W tej historii nie ma miejsca na schematy, czy jakiekolwiek półśrodki, to ekstremalnie realistyczna wizja, która intensywnie oddziałuje na zmysły. Polowanie na Wilka polecam szczególnie czytelnikom lubującym się w mrocznych historiach, którzy docenią mocny ładunek emocjonalny, jaki niesie ze sobą ten kryminał.
Czasem warto zdać się na przypadek, wybierając audiobooka Very Eikon nie miałam pojęcia, że sięgam po twórczość polskiej autorki. Katarzyna Woźniak skrywa się pod tajemniczym pseudonimem, urodziła się w Łodzi, wychowała w miasteczku o wdzięcznej nazwie Aleksandrów, piszę od zawsze i nie wyobraża sobie bez tego życia. Świetnie czuje się w świecie kryminału, co zaowocowało...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to