-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant5
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński37
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać422
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
Każdą kolejną książkę Sergiusza Piaseckiego biorę do ręki z coraz większym smutkiem - a to dlatego, że do odkrycia zostały mi już naprawdę pojedyncze sztuki z niewielkiego przecież dorobku tego autora.
Przez większość perypetii Romana Zabawy zdobywałem się na kilka chłodnych słów wobec tej akurat pozycji w dorobku Piaseckiego - niemniej finałowa scena na białoruskich bagnach dosłownie wbiła mnie w fotel. Powiem więc tak: to nie jest "Niedźwiedzica", ale to wciąż Piasecki.
Każdą kolejną książkę Sergiusza Piaseckiego biorę do ręki z coraz większym smutkiem - a to dlatego, że do odkrycia zostały mi już naprawdę pojedyncze sztuki z niewielkiego przecież dorobku tego autora.
Przez większość perypetii Romana Zabawy zdobywałem się na kilka chłodnych słów wobec tej akurat pozycji w dorobku Piaseckiego - niemniej finałowa scena na białoruskich...
Wydana dwie dekady temu książka uchodzi dziś w pewnych kręgach za pozycję niemal kultową. Dość powiedzieć, że ceny wersji drukowanej na portalach aukcyjnych sięgają kilkuset złotych! Postanowiłem sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi.
Czy pamiętniki Adama Ronikiera mogą powiedzieć nam jeszcze coś nowego o II wojnie światowej? Tak, bo stanowią perspektywę środka - nie wojskowych czy dowódców, ale też nie zwykłych obywateli, ale tej garstki przedwojennej elity, która zdecydowała się pozostać kraju i działać społecznie dla ludności będąc zmuszoną w ten sposób do dogadywania się z okupantem.
Ronikier był więc de facto dyplomatą, w dodatku postacią tragiczną - z jednej strony za sam fakt prowadzenia rozmów z nazistami dostawało mu się od Polaków, z drugiej nie bał się mówić Niemcom wprost o ich zbrodniach, co naraziło go m.in. na pobyt w więzieniu.
Słowem, ciekawa, choć napisana może mało efektownym skrupulatnym stylem dawnych urzędników książka.
Wydana dwie dekady temu książka uchodzi dziś w pewnych kręgach za pozycję niemal kultową. Dość powiedzieć, że ceny wersji drukowanej na portalach aukcyjnych sięgają kilkuset złotych! Postanowiłem sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi.
Czy pamiętniki Adama Ronikiera mogą powiedzieć nam jeszcze coś nowego o II wojnie światowej? Tak, bo stanowią perspektywę środka - nie...
Pana Złomnika lubię i szanuję. To jeden z tych niewielu blogerów, którzy nie dość, że mają dużą wiedzę o rzeczach, o których mówią, to w dodatku nie są nachalni w monetyzowaniu swojej działalności.
Natomiast ocena tej książki musi być realna. O ile historie "z życia wzięte" czyta się nieźle, o tyle fabularyzowane historyjki o aktywistach i ufo to już lekka żenada. Krakowskim targiem: 5/10.
Pana Złomnika lubię i szanuję. To jeden z tych niewielu blogerów, którzy nie dość, że mają dużą wiedzę o rzeczach, o których mówią, to w dodatku nie są nachalni w monetyzowaniu swojej działalności.
Natomiast ocena tej książki musi być realna. O ile historie "z życia wzięte" czyta się nieźle, o tyle fabularyzowane historyjki o aktywistach i ufo to już lekka żenada....
Las Ukrainas Parano
Czy zapisy alkoholowo-narkotyczno-seksualnych podróży Ziemowita Szczerka po Ukrainie należy traktować jako dogłębną analizę postrzegania naszego sąsiada przez Polaków i na odwrót? Chyba nie, natomiast w moim odczuciu nie jest to wadą.
Pełne wulgaryzmów i niepoprawności politycznej "gonzo" Szczerka to kontrapunkt dla pomnikowej "Polskiej Szkoły Reportażu", no i gdy Szczerek ściemnia to przynajmniej tego nie ukrywa. :)
Oczywiście nie każdego taka stylistyka musi kręcić, ale ja się uśmiałem.
Las Ukrainas Parano
Czy zapisy alkoholowo-narkotyczno-seksualnych podróży Ziemowita Szczerka po Ukrainie należy traktować jako dogłębną analizę postrzegania naszego sąsiada przez Polaków i na odwrót? Chyba nie, natomiast w moim odczuciu nie jest to wadą.
Pełne wulgaryzmów i niepoprawności politycznej "gonzo" Szczerka to kontrapunkt dla pomnikowej "Polskiej Szkoły...
Znakomity film, znakomita książka. Zwyczajowe dywagacje o wyższości jednego nad drugim nie mają tu sensu - film, poprzez piękne zdjęcia Alp, daje nam bowiem to, o czym wie każdy, kto chodzi po górach - widoku po wejściu na szczyt nie oddadzą żadne słowa.
Z kolei wersja pisana zdecydowanie pogłębia historie i motywacje bohaterów, w szczególności ojca, który w filmie był rolą drugoplanową, a w książce staje się niemal trzecim głównym bohaterem.
Wbrew tytułowi, który nawiązuje do filozofii tybetańskiej, odebrałem tę książkę przede wszystkim jako traktat o męskich relacjach: zamykaniu się w sobie, niemówieniu przez lata o swoich odczuciach czy tłumieniu emocji. Czasami my, faceci jesteśmy w tym naprawdę beznadziejni.
Jednak "Osiem gór" można odbierać na wielu poziomach - także jako odskocznię dla ducha w porze zaśnieżonych szlaków :) i to chyba największa wartość tego dzieła.
Znakomity film, znakomita książka. Zwyczajowe dywagacje o wyższości jednego nad drugim nie mają tu sensu - film, poprzez piękne zdjęcia Alp, daje nam bowiem to, o czym wie każdy, kto chodzi po górach - widoku po wejściu na szczyt nie oddadzą żadne słowa.
Z kolei wersja pisana zdecydowanie pogłębia historie i motywacje bohaterów, w szczególności ojca, który w filmie był...
2024-03-08
Czasami jest tak, że po prostu masz ochotę sięgnąć po Kinga. Postanowiłem więc po ok. 10 latach odświeżyć sobie "Wielki marsz"
Czy jest to właściwie książka postapokaliptyczna? Cóż, mniej więcej w podobnym stopniu jak "Dallas 63" jest książką o zabójstwie JFK. :)
No właśnie, cały King. Jasne, że po lekturze brakuje nam paru kropek nad i, ale z drugiej strony, czy znając Mistrza można było spodziewać się czegoś innego niż spektrum umysłu nastolatków, którzy zbyt szybko musieli dorosnąć i...umrzeć?
Czuć tu klimat tego wczesnego Kinga, który miał niezwykłą moc tworzenia niesamowitych historii opartych na prostych pomysłach. Jasne, "Marszowi" sporo brakuje do najlepszych pozycji w dorobku autora (książka wydaje się też jednocześnie za krótka i za długa), choć i tak zestarzała się dużo lepiej niż historie o morderczych maglownicach!
Dziś Stephen pewnie popełniłby taką historię w 4 częściach po 900 stron każda, ale to już inna historia. :)
Czasami jest tak, że po prostu masz ochotę sięgnąć po Kinga. Postanowiłem więc po ok. 10 latach odświeżyć sobie "Wielki marsz"
Czy jest to właściwie książka postapokaliptyczna? Cóż, mniej więcej w podobnym stopniu jak "Dallas 63" jest książką o zabójstwie JFK. :)
No właśnie, cały King. Jasne, że po lekturze brakuje nam paru kropek nad i, ale z drugiej strony, czy znając...
Powrót po latach do twórczości Vladimira Wolffa przyniósł kilka ciekawych refleksji.
"Punkt zwrotny" (btw, chyba najbardziej drętwy tytuł, jaki można było wymyślić) w oczywisty sposób kojarzy się z serią "Radykalni. Terror" Piotrowskiego. Znów jedyną przeszkodą na drodze do pełnej islamizacji Europy stają się Polacy - u Wolffa uzbrojeni dodatkowo w sztuczną inteligencję mówiąca głosem Poli Raksy (serio). Swoją drogą ten "islamosceptycyzm" to ciekawy i zupełnie nieodnotowany w przestrzeni publicznej nurt w polskiej literaturze sensacyjnej ostatnich lat.
Mimo mocnej podbudowy ideologicznej "Punkt zwrotny" czyta się nieźle. Mam wrażenie, że najciekawsza w całej serii jest paradoksalnie nie wizja Polski jako lokalnego mocarstwa, ale to, że bohaterowie - jak na żelazne reguły gatunku - okazują się zaskakująco bezsilni: desperacko próbują mieć kontrolę nad czymkolwiek, ich misje są rwane i jeśli przynoszą jakiś efekt to zazwyczaj daleki od zamierzonego. Ciekawy zabieg, który nawet mnie zaintrygował. Pora na kolejną część. :)
Powrót po latach do twórczości Vladimira Wolffa przyniósł kilka ciekawych refleksji.
"Punkt zwrotny" (btw, chyba najbardziej drętwy tytuł, jaki można było wymyślić) w oczywisty sposób kojarzy się z serią "Radykalni. Terror" Piotrowskiego. Znów jedyną przeszkodą na drodze do pełnej islamizacji Europy stają się Polacy - u Wolffa uzbrojeni dodatkowo w sztuczną inteligencję...
Przyznaję, że nie jestem wielkim fanem Elona Muska i jego działalnością interesowałem się do tej pory dość pobieżnie. Niemniej kilka tygodni spędzonych na lekturze najnowszej biografii kontrowersyjnego biznesmena na pewno nie mogę uznać za stracone.
Nie jest to raczej książka, która zmieni Wasz stosunek do Muska. Jeśli uważasz go za prymitywnego rasistowskiego buca, który nie szanuje ludzi to znajdziesz tu sporo argumentów na potwierdzenie tej tezy. Jeśli zaś Musk jest dla Ciebie wizjonerem, ucieleśnieniem wolnościowych idei i rekinem biznesu - tu też argumentów dostaniemy na pęczki.
Mimo potężnej objętości książki, całość czyta się wręcz zdumiewająco szybko. I choć Isaacson, co nie dziwi, ostatecznie staje zdecydowanie po stronie Elona - w końcu ten na dwa lata dał mu duży "dostęp" do swojego życia - to nie unika kontrowersji i tematów trudnych dla twórcy Tesli i SpaceX. Bardziej kompleksowo o tym skomplikowanym człowieku napisać chyba już się nie da.
Przyznaję, że nie jestem wielkim fanem Elona Muska i jego działalnością interesowałem się do tej pory dość pobieżnie. Niemniej kilka tygodni spędzonych na lekturze najnowszej biografii kontrowersyjnego biznesmena na pewno nie mogę uznać za stracone.
Nie jest to raczej książka, która zmieni Wasz stosunek do Muska. Jeśli uważasz go za prymitywnego rasistowskiego buca, który...
Po kilku latach powróciłem do jednego z moich ulubionych autorów. Z przeciętnym skutkiem. O ile pierwsza z czterech
mini-historii opisanych w ramach "Fałszerza" jest niezła, to już każda kolejna jest zauważalnie gorsza od poprzedniej.
Cóż, fanów autora i tak to nie zniechęci, natomiast tym, którzy go nie znają, na początek odradzam akurat tę książkę - pan Frederick ma w dorobku wiele dużo lepszych pozycji.
Po kilku latach powróciłem do jednego z moich ulubionych autorów. Z przeciętnym skutkiem. O ile pierwsza z czterech
mini-historii opisanych w ramach "Fałszerza" jest niezła, to już każda kolejna jest zauważalnie gorsza od poprzedniej.
Cóż, fanów autora i tak to nie zniechęci, natomiast tym, którzy go nie znają, na początek odradzam akurat tę książkę - pan Frederick ma w...
Przeczytałem i to całkiem niedawno wszystkie najważniejsze książki Teresy Torańskiej: "Oni", "My" i "Wy" to klasyka dziennikarstwa - pozycje absolutnie zasłużenie obsypane nagrodami i splendorem, które zapewniły ich autorce miejsce w panteonie polskiego dziennikarstwa.
Tym razem Torańska postanowiła zabrać się za temat katastrofy smoleńskiej. Prace nad książką, która miała być nie tylko - jak wcześniej - zapisem wywiadów, ale autorską, głęboką analizą wpływu tego zdarzenia na polskie społeczeństwo, przerwała śmierć Torańskiej w 2013 roku. Do publikacji nadawało się właściwie jedynie kilkanaście rozmów przeprowadzonych przez dziennikarkę.
Największą wartością tej książki są wywiady z członkami rodzin ofiar, zwłaszcza tych spoza pierwszych stron gazet. Fakt, że Torańskiej udało się namówić do rozmowy te osoby, a co więcej wydobyć z nich prawdziwe, poruszające emocje zasługuje na najwyższe uznanie. Niestety, w książce mamy też rozmowy z politykami...
I tutaj postawa Torańskiej najbardziej boli. Autorka, której jak wiemy zdecydowanie bliżej było do jednej ze stron politycznego sporu, który wówczas przybrał na sile, niestety ulega swoim prywatnym przekonaniom w pełni i próbuje ukazać nam zdarzenia z 10 kwietnia jako sytuację, w której jedna strona zrobiła wszystko, co się dało i to bez najmniejszego zarzutu, a druga robiła wszystko źle i w dodatku w złej wierze.
Tymczasem nawet uważna lektura wywiadów z tej książki opisujących drobiazgowo np. przejazd obu kolumn z Witebska do Smoleńska pokazuje, że podejście autorki nie wytrzymuje zderzenia z faktami. Ogromna szkoda, że tak znakomita autorka w tak ważnej sprawie nie potrafiła się wznieść ponad środowiskowe lub swoje prywatne uprzedzenia.
Czy to skutek tego, że Torańska do wojenki PO z PiS-em przykłada z automatu miarę dobrze znanego sobie podziału PZPR vs. demokratyczna opozycja? Obawiam się, że tak, a uwiarygodnianie własnych twierdzeń wpisaniem ich w jakiś odwieczny konflikt polskiego romantyzmu z realizmem jest zabiegiem już nawet nie wątpliwym, a rozczarowującym.
Nie wiem, może wymagam za dużo, może chłodna analiza katastrofy smoleńskiej, zwłaszcza na świeżo (książka powstawała w latach 2010-12) nie była w ogóle możliwa? Niestety, dekadę później wciąż brak osoby, która mogłaby w tym temacie wznieść się ponad oba obozy i "skleić to, co rozbite". Szkoda.
Przeczytałem i to całkiem niedawno wszystkie najważniejsze książki Teresy Torańskiej: "Oni", "My" i "Wy" to klasyka dziennikarstwa - pozycje absolutnie zasłużenie obsypane nagrodami i splendorem, które zapewniły ich autorce miejsce w panteonie polskiego dziennikarstwa.
Tym razem Torańska postanowiła zabrać się za temat katastrofy smoleńskiej. Prace nad książką, która miała...
Kolejna powieść Riley Sagera, w której autor zabiera nas do tajemniczego domu. Główną bohaterką znów jest kobieta po przejściach w wieku ok. 30 lat, a towarzyszy jej przystojny dozorca. Brzmi znajomo?
Na szczęście rozczarowujące wrażenie, że autor nie może wyjść z ogranego już kilka razy schematu po jakimś czasie nieco ustępuje. Czyta się ciekawie, ale też bez przesady. Niestety, kaskada finałowych plot twistów i poszukiwania uzasadnień dla wszystkich wydarzeń opisanych wcześniej trzyma się kupy podobnie jak książkowy dom urwiska - coraz słabiej. :) Chyba zrobię sobie dłuższą przerwę od twórczości pana Sagera.
Kolejna powieść Riley Sagera, w której autor zabiera nas do tajemniczego domu. Główną bohaterką znów jest kobieta po przejściach w wieku ok. 30 lat, a towarzyszy jej przystojny dozorca. Brzmi znajomo?
Na szczęście rozczarowujące wrażenie, że autor nie może wyjść z ogranego już kilka razy schematu po jakimś czasie nieco ustępuje. Czyta się ciekawie, ale też bez przesady....
Dołączenie Jona Krakauera do jednej z komercyjnych wypraw na Mount Everest wiosną 1996 r. pewnie zainteresowałoby jedynie garstkę zapaleńców. Jednak seria tragicznych zdarzeń, jaka rozegrała się wówczas na stokach najwyższej góry świata zapewniła autorowi dożywotnią traumę i...światową sławę umocnioną dodatkowo przez zrealizowaną wiele lat później ekranizację.
Po lekturze nie widzę jednak powodów, aby autora "wieszać" - Krakauer spowiada się niemal z każdej minuty spędzonej na Evereście nie unikając (momentami wręcz przesadnego) wzięcia winy na siebie. Warunki, w jakich wspinali się członkowie ekspedycji Halla i Fischera trudno sobie nawet wyobrazić. Zarzuty krytyków przypominają trochę to, o czym w "Wołaniu w górach" pisał Michał Jagiełło - czasem po prostu nie można już nic zrobić, a gniew rodzin ofiar w naturalny sposób ogniskuje się na tych, którzy jakimś cudem przeżyli.
Krakauer dostarcza zresztą świeże, ciekawe i wcale nie bezkrytyczne spojrzenie na fenomen współczesnego kultu ośmiotysięczników - znacznie szersze niż skupione wąsko na samej wspinaczce ujęcie tematu w popularnych ostatnio biografiach także polskich himalaistów. Słowem, świetna lektura.
Dołączenie Jona Krakauera do jednej z komercyjnych wypraw na Mount Everest wiosną 1996 r. pewnie zainteresowałoby jedynie garstkę zapaleńców. Jednak seria tragicznych zdarzeń, jaka rozegrała się wówczas na stokach najwyższej góry świata zapewniła autorowi dożywotnią traumę i...światową sławę umocnioną dodatkowo przez zrealizowaną wiele lat później ekranizację.
Po lekturze...
Historia Mariana Zacharskiego to kolejny dowód na to, że najlepsze scenariusze pisze życie. Opis misji polskiego agenta w USA czyta się jak najlepszą powieść szpiegowską, choć drobiazgowo dokładny styl autora nie pozwala zapomnieć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę.
Niestety, nad Wisłą nigdy nie ceniło się specjalnie ludzi zbyt kreatywnych i w dodatku odnoszących dzięki temu sukcesy - to zawsze było "podejrzane". Zacharski nie pisze tego wprost, ale dla mnie jako czytelnika jest oczywiste, że to właśnie słabości polskiej biurokracji w głównej mierze doprowadziły do jego dekonspiracji, a gdyby jego uwolnienie zależało tylko od nas, pewnie pan Marian dziś dożywałby swoich dni w jakimś zapomnianym więzieniu w USA. Cóż, "specjaliści zza biurka" są chyba najtrwalszym elementem polskiego życia publicznego - ta książka dogłębnie udowadnia, że od czasów głębokiego PRL nie zmieniło się nic.
W sumie dziwne, że polskie kino chętnie sięga po motywy szpiegowskie (Jack Strong czy najnowszy Doppelganger Holoubka), ale wydawałoby się dobrze znana historia Zacharskiego nie doczekała się jeszcze filmowej adaptacji (serial TVN "Szpieg" to jednak trochę coś innego). Oczywiście, w biografii Zacharskiego "ciąży" to, co wydarzyło się latach 90. i o czym traktuje jego druga książka, niemniej czy to aż tak wielki problem? Dobrze byłoby gdybyśmy w końcu zaczęli bardziej szanować tego typu postacie.
Historia Mariana Zacharskiego to kolejny dowód na to, że najlepsze scenariusze pisze życie. Opis misji polskiego agenta w USA czyta się jak najlepszą powieść szpiegowską, choć drobiazgowo dokładny styl autora nie pozwala zapomnieć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę.
Niestety, nad Wisłą nigdy nie ceniło się specjalnie ludzi zbyt kreatywnych i w dodatku odnoszących...
Jakub Ćwiek nie jest pierwszym polskim pisarzem, którego zainspirowały klaustrofobiczne labirynty korytarzy pod Dworcem Centralnym w Warszawie - warto tu chociażby wspomnieć "Informację zwrotną" Jakuba Żulczyka.
Powieść Ćwieka balansuje między krajową, swojską odmianą Opowieści Wigilijnej a lepszą wersją filmu o gangsterach Patryka Vegi. Trudno też nie poczuć sympatii do głównego bohatera.
I chociaż zamknięcie niektórych wątków nie do końca przekonuje to książkę całkiem dobrze się czyta, a rutynowy dojazd do pracy na Centralny zyskuje zupełnie inne oblicze. :)
Jakub Ćwiek nie jest pierwszym polskim pisarzem, którego zainspirowały klaustrofobiczne labirynty korytarzy pod Dworcem Centralnym w Warszawie - warto tu chociażby wspomnieć "Informację zwrotną" Jakuba Żulczyka.
Powieść Ćwieka balansuje między krajową, swojską odmianą Opowieści Wigilijnej a lepszą wersją filmu o gangsterach Patryka Vegi. Trudno też nie poczuć sympatii do...
Jeśli Łódź jest polskim Detroit to po lekturze tej książki nawet umęczeni dziurami i korkami mieszkańcy Boat City muszą przyznać - w USA mają zdecydowanie gorzej.
Słynne 'Motor City' oglądane oczami Charliego LeDuffa to wyzwalające w ludziach najgorsze instynkty jądro ciemności - morze ruin, przestępczości i korupcji pełne niedofinansowanych instytucji i garstki zagubionych ludzi, którzy próbują tam jeszcze normalnie żyć.
Sam autor powraca zresztą do Detroit po latach - to właśnie tam się urodził i wychował, przez co obecny stan rozkładu dotyka go osobiście na wielu poziomach. Fani reprezentowanego przez LeDuffa gonzo-reporterskiego stylu nie będą zawiedzeni.
Słowem, Ameryka wygląda wciąż jak w serialu 'The Wire', choć warto pamiętać, że autor opisuje stan rzeczy z przełomu I i II dekady XXI wieku. Obecnie podobno sytuacja nieco się już poprawiła, a obecny (biały) burmistrz rządzi już trzecią kadencję. Chociaż tak sobie teraz myślę, że aktualna prezydent Łodzi też rządzi już 3 kadencję, a ludzie są wkurzeni jak nigdy. Tak więc od tego Detroit tak łatwo nie uciekniemy... Dobrze, że przynajmniej nie strach już wzywać karetki.
Jeśli Łódź jest polskim Detroit to po lekturze tej książki nawet umęczeni dziurami i korkami mieszkańcy Boat City muszą przyznać - w USA mają zdecydowanie gorzej.
Słynne 'Motor City' oglądane oczami Charliego LeDuffa to wyzwalające w ludziach najgorsze instynkty jądro ciemności - morze ruin, przestępczości i korupcji pełne niedofinansowanych instytucji i garstki...
Lekturę wspomnień Mariana Zacharskiego zacząłem nietypowo, bo od drugiej części. Polski superszpieg opowiada w niej o swoim życiu po powrocie z USA, a więc m.in. o pracy w zarządzie Peweksu oraz pracy dla wywiadu już w realiach "odnowionej Rzeczpospolitej" na odcinku rosyjskim z naciskiem na głośną w latach 90. aferę "Olina".
Oczywiście, jak to w przypadku tego rodzaju memuarów bywa, ile w tym prawdy, wie tylko sam autor. Jednak drobiazgowa pamięć Zacharskiego do szczegółów, dat, nazwisk itp. każe wierzyć w słuszne intencje autora, który "w imię zasad" musiał opuścić nasz piękny kraj.
"Rosyjska ruletka" jest więc ciekawą lekturą dla miłośników szpiegowskich klimatów i tych kilku osób, którzy zapomnieli już jak cudownie żyje się z lewicą u władzy.
Lekturę wspomnień Mariana Zacharskiego zacząłem nietypowo, bo od drugiej części. Polski superszpieg opowiada w niej o swoim życiu po powrocie z USA, a więc m.in. o pracy w zarządzie Peweksu oraz pracy dla wywiadu już w realiach "odnowionej Rzeczpospolitej" na odcinku rosyjskim z naciskiem na głośną w latach 90. aferę "Olina".
Oczywiście, jak to w przypadku tego rodzaju...
Słynna książka Jona Krakuera, której sławę przyniosła późniejsza ekranizacja. Cóż, jakoś nie działa na mnie hipisowsko-eskapistyczny urok tej historii, choć rozumiem, że w tragicznych losach Chrisa McCandlesa autor odnalazł podobieństwo do samego siebie.
Trzeba jednak oddać Krakauerowi, że swoją historię snuje w ciekawy sposób, przede wszystkim jako rezultat prywatnego śledztwa świeżymi jeszcze śladami wędrówki buntowniczego Amerykanina.
Słynna książka Jona Krakuera, której sławę przyniosła późniejsza ekranizacja. Cóż, jakoś nie działa na mnie hipisowsko-eskapistyczny urok tej historii, choć rozumiem, że w tragicznych losach Chrisa McCandlesa autor odnalazł podobieństwo do samego siebie.
Trzeba jednak oddać Krakauerowi, że swoją historię snuje w ciekawy sposób, przede wszystkim jako rezultat prywatnego...
O tytułowym podcaście dużo słyszałem, ale nie miałem okazji go posłuchać. Tym bardziej ucieszył mnie gwiazdkowy prezent w postaci niniejszej książki.
To co, autorom udało się w największym stopniu to uchwycenie ducha ciekawej i jeszcze stosunkowo mało zidentyfikowanej "epoki", jaką były początkowe lata pierwszej dekady lat zerowych. Ten krótki okres rzeczywiście charakteryzował się w Polsce wieloma efemerycznymi zjawiskami, nieobecnymi zarówno we wcześniejszych "najntisach", jak i czasach późniejszych.
Autorzy idą naprawdę szeroką ławą opisując to, co działo się wówczas nad Wisła w wielu obszarach: od polityki i sportu, po kulturę, internet czy literaturę.
Niestety, tym, co najbardziej przeszkadza w lekturze jest publicystyczna maniera obu panów, którzy muszą nam dokładnie wyłuszczyć, które z opisywanych zjawisk im się podobały, a które nie. Ok, to nie byłoby jeszcze takie najgorsze, w końcu mówimy o subiektywnych wyborach.
Natomiast na siłę wpychane poglądy autorów (dodajmy mocno lewicowe) na wiele spraw z gorliwością na miarę stażystów Krytyki Politycznej mocno obniżają wartość tej książki. Mam nadzieję, że tego rodzaju hiperpoprawność będzie czymś, z czego będziemy się śmiać opisując nasze czasy za jakieś 20 lat. :)
O tytułowym podcaście dużo słyszałem, ale nie miałem okazji go posłuchać. Tym bardziej ucieszył mnie gwiazdkowy prezent w postaci niniejszej książki.
To co, autorom udało się w największym stopniu to uchwycenie ducha ciekawej i jeszcze stosunkowo mało zidentyfikowanej "epoki", jaką były początkowe lata pierwszej dekady lat zerowych. Ten krótki okres rzeczywiście...
Trudno uwierzyć, że od momentu, gdy ostatni człowiek postawił stopę na Księżycu minęło już ponad pół wieku.
Sam pomysł, by po latach dotrzeć do ostatniej 9 żyjących astronautów, którzy chodzili po srebrnym globie był znakomity już na wstępie. Smith zrobił to zresztą w idealnym momencie (książka powstała 20 lat temu), kiedy Aldrin, Armstrong i inni zyskali perspektywę kilku dekad od wyprawy na Ksieżyc, a jednocześnie cieszyli się jeszcze pełnią życia.
"Księżycowy pył" to jednak dużo więcej niż wywiady z astronautami. Andrew Smith zabiera nas w nieco chaotyczną, ale fascynującą podróż przez historię programu Apollo, narosłych wokół niego mitów, ciekawostek i teorii spiskowych, ale też próbę zrozumienia, jak lądowanie na Księżycu wpłynęło na popkulturę i nas samych - z tej perspektywy rzeczywiście lata 60 jawią się jako "dekada z XXI wieku wklejona w wiek XX".
Z początku irytowały mnie nieco osobiste wtręty autora, natomiast po zakończeniu lektury uważam je paradoksalnie za największy atut tej książki. Czuć, że dla Smitha pisanie o podboju kosmosu i (świetnie poprowadzone) rozmowy z astronautami były spełnieniem dziecięcych marzeń i puntem zwrotnym w karierze.
Słowem, kapitalna lektura, wybitna praca dziennikarska i cóż, pozostaje nadzieja, że w ten głęboki kosmos kiedyś jednak wrócimy, oby nie z przymusu.
Trudno uwierzyć, że od momentu, gdy ostatni człowiek postawił stopę na Księżycu minęło już ponad pół wieku.
Sam pomysł, by po latach dotrzeć do ostatniej 9 żyjących astronautów, którzy chodzili po srebrnym globie był znakomity już na wstępie. Smith zrobił to zresztą w idealnym momencie (książka powstała 20 lat temu), kiedy Aldrin, Armstrong i inni zyskali perspektywę kilku...
Przyjemna autobiografia jednego z najbardziej znanych polskich piłkarzy XXI wieku z jedną zasadniczą wadą - powstała za wcześnie.
Jerzy Dudek nie zakończył bowiem kariery tuż po finale LM w Stambule, co sprawia, że brakuje tu dwóch istotnych wydarzeń z jego dalszego życia: niepowołania go przez Pawła Janasa na mundial 2006 oraz pobytu w Realu Madryt.
W "Uwierzyć w siebie..." nie brakuje za to licznych wątków osobistych i tego, po co kibice sięgają po tego typu książki, czyli anegdot z szatni i zakulisowych ciekawostek. Interesujący jest zwłaszcza wątek interesików, jakie przy okazji MŚ 2002 kręcił próbujący uchodzić dziś za sumienie polskiej piłki Zbigniew Boniek.
Choć nigdy wielkim fanem pana Jurka nie byłem to po lekturze trudno go nie polubić. Pozytywny gość, któremu mimo sukcesów nie odbiła sodówka.
Przyjemna autobiografia jednego z najbardziej znanych polskich piłkarzy XXI wieku z jedną zasadniczą wadą - powstała za wcześnie.
więcej Pokaż mimo toJerzy Dudek nie zakończył bowiem kariery tuż po finale LM w Stambule, co sprawia, że brakuje tu dwóch istotnych wydarzeń z jego dalszego życia: niepowołania go przez Pawła Janasa na mundial 2006 oraz pobytu w Realu Madryt.
W "Uwierzyć w...