-
ArtykułyNie żyje Alice Munro – pisarka, noblistka i mistrzyni krótkiej formyEwa Cieślik3
-
ArtykułyPierwszy zwiastun drugiego sezonu „Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy” i nie tylkoLubimyCzytać3
-
ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant2
-
ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
Biblioteczka
Oto książka, która zdaje się być wzorcową egzemplifikacją znanego powiedzenia o kwitach z pralni. Mamy niewątpliwie genialnego pisarza, jakim był Julio Cortazar. Zostaje po nim nie tylko oficjalna spuścizna jego największych dzieł, ale i mnóstwo drobnicy, tekstów rozproszonych po różnych czasopismach lub niepublikowanych, wydobytych nie wiadomo skąd. Znajdą się uparci redaktorzy, którzy zrobią z tego całość. I oto już jest.
A jednak Cortazar pozostaje Cortazarem. Choć jakość prezentowanych tu tekstów jest różna, można w nich odnaleźć wiele dowcipu i błyskotliwości tak charakterystycznych dla argentyńskiego pisarza. Dlatego czasami, może warto sięgnąć i po kwity z pralni.
Oto książka, która zdaje się być wzorcową egzemplifikacją znanego powiedzenia o kwitach z pralni. Mamy niewątpliwie genialnego pisarza, jakim był Julio Cortazar. Zostaje po nim nie tylko oficjalna spuścizna jego największych dzieł, ale i mnóstwo drobnicy, tekstów rozproszonych po różnych czasopismach lub niepublikowanych, wydobytych nie wiadomo skąd. Znajdą się uparci...
więcej mniej Pokaż mimo to
Fantastyczne czytadło zakręcone na maksa. Niezwykła jest już konstrukcja książki, a natłok pomysłów, wątków i motywów przyprawia o zawrót głowy. Różne przestrzenie, różne światy krzyżują się ze sobą tak paradoksalnie, że streścić to bez ujmy dla istoty dzieła nie sposób. Duet ukraińskich pisarzy Henri Oldi Lion (pod tym pseudonimem kryją się Dymitry Gromow i Oleg Ładyżeński) potrafi zdrowo potrząsnąć wyobraźnią czytelnika.
I tylko z żalem pojawia się teraz myśl, że w ten okrutny czas autorzy, jak wielu ukraińskich literatów prawdopodobnie musieli rzucić pióro by bronić zaatakowanej przez bezwzględnego agresora ojczyzny. Niech strzeże ich Dobry Los i pozwoli pokonać moskiewskich okupantów!
Fantastyczne czytadło zakręcone na maksa. Niezwykła jest już konstrukcja książki, a natłok pomysłów, wątków i motywów przyprawia o zawrót głowy. Różne przestrzenie, różne światy krzyżują się ze sobą tak paradoksalnie, że streścić to bez ujmy dla istoty dzieła nie sposób. Duet ukraińskich pisarzy Henri Oldi Lion (pod tym pseudonimem kryją się Dymitry Gromow i Oleg...
więcej mniej Pokaż mimo toChoć zapewne nie przysporzy mi to zwolenników powiem wprost: nie jestem fanem literatury czeskiej (wyjątek stanowi Milan Kundera) i powieść Martina Reinera, pisarza i poety niezwykle cenionego nie tylko za naszą południową granicą nie porwała mnie ani trochę. Uwielbienie dla literatury czeskiej w naszym kraju jest dla mnie zagadką. Ta jej potoczność, powszedniość, to takie przyziemne przywiązanie do szczegółów jakoś mnie odstręcza. I jak dotąd dawałem sobie spokój z dziełami najsłynniejszych czeskich pisarzy po kilkudziesięciu stronach. Po prostu ta czeskość nie jest dla mnie strawna. Uparłem się jednak by przeczytać utwór powieściowy Reinera i choć nie czytało mi się tego dobrze, dotarłem do końca. Może nawet nie jest to źle napisane, ale brak tu jakiegoś haczyka, na który dałbym się złowić. Trzy tytułowe postaci ma połączyć tajemny splot losów – mówi tylna strona okładki. To nieprawda, żadnego splotu nie ma. Są dwa watki, które łączy osoba głównego bohatera. Ich losy w żaden sposób się nie zapętlają, po prostu istnieją obok siebie w życiu Tomasza. Widoczna w każdym calu tej książki czeskość przechodzi obok mnie. Doprawdy nie dla mnie to, nie dla mnie.
Choć zapewne nie przysporzy mi to zwolenników powiem wprost: nie jestem fanem literatury czeskiej (wyjątek stanowi Milan Kundera) i powieść Martina Reinera, pisarza i poety niezwykle cenionego nie tylko za naszą południową granicą nie porwała mnie ani trochę. Uwielbienie dla literatury czeskiej w naszym kraju jest dla mnie zagadką. Ta jej potoczność, powszedniość, to takie...
więcej mniej Pokaż mimo toGieorgi Gospodinow to pisarz genialny w pełnym tego słowa znaczeniu. Przekonałem się o tym, czytając jego trzecią wydaną u nas powieść. „Schron przeciwczasowy” to bardzo rozległe i wielowątkowe studium pamięci jako organu, za pomocą którego przeżywamy czas. Przyszłości jeszcze nie znamy i nie wiemy jaka będzie, zaś teraźniejszość stale obraca się w przeszłość, więc tak naprawdę pewna jest tylko ta ostatnia. Czy można być „bezdomnym w czasie” tak jak Gaustyn? Wychodząc od indywidualnego sposobu rozumienia przeszłości, jej odzyskiwania i tracenia sięga po jej aspekt zbiorowy i tu zaczyna się dziać naprawdę wiele. Analiza naszego sposobu doświadczania czasu to krok ku nam samym, naszej ukrytej tożsamości. W powieści Gospodinowa literackie fantasmagorie współistnieją z dygresjami filozoficznymi, humor i smutek występują zaraz po sobie, a wszystko spowite jest duchem literackiej intuicji najwyższej próby. Gospodinow to pisarz potrafiący posługiwać się empatią , dzięki czemu doskonale udaje mu się opisywać całą złożoność świata. Jeszcze jedna taka powieść, a Nobel dla Bułgara może stać się rzeczywistością.
Gieorgi Gospodinow to pisarz genialny w pełnym tego słowa znaczeniu. Przekonałem się o tym, czytając jego trzecią wydaną u nas powieść. „Schron przeciwczasowy” to bardzo rozległe i wielowątkowe studium pamięci jako organu, za pomocą którego przeżywamy czas. Przyszłości jeszcze nie znamy i nie wiemy jaka będzie, zaś teraźniejszość stale obraca się w przeszłość, więc tak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Filip Zawada prezentuje specyficzny rozpoznawalny głos literacki. Potrafi uchwycić konkret życia na jego styku z nieprzywidywalnością losu. Czytam już drugą jego powieść i uderza mnie to inteligentne zmaganie się z rzeczywistością, jej opisem i odkrywaniem jej praw.
„Zbyt wiele zim...” to powieść przewrotna. Odniosłem wrażenie, że dwóch głównych bohaterów: dziadek- pieniacz wypominający wszystkim, że nie przeżyli wojny i jego wrażliwy, borykający się z problemami młodości wnuk prowadzą ze sobą jakąś perfidną grę. Więcej tej perfidii oczywiście po stronie dziadka Szczepana. U jego wnuka widzimy przede wszystkim bezradność, miotanie się między żywiołami rzeczywistości. Powieść balansuje od momentów komicznych do grobowej powagi, jednak pozostaje spójną historią. Łącząc w sobie tak wiele staje się pasjonującą i mądrą lekturą, która odkrywa głębsze znaczenie naszej codzienności. I nawet jeśli fatalne okazują się skutki takiego przekazanego z krwią dziedzictwa, musimy je znieść na jak położone na naszych barkach zadanie.
Filip Zawada prezentuje specyficzny rozpoznawalny głos literacki. Potrafi uchwycić konkret życia na jego styku z nieprzywidywalnością losu. Czytam już drugą jego powieść i uderza mnie to inteligentne zmaganie się z rzeczywistością, jej opisem i odkrywaniem jej praw.
„Zbyt wiele zim...” to powieść przewrotna. Odniosłem wrażenie, że dwóch głównych bohaterów: dziadek-...
Ta książka ma charakter. Charakter swojej charakternej bohaterki. Choćby z tego powodu warto było ją przeczytać.
Bo choć Zyta Rudzka to nazwisko od lat głośne w literackim światku, to trzeba było nagrody Nike bym w końcu po jej powieść sięgnął. To kawał mięsistej, wziętej z życia literatury. Ale ten brzydki realizm nie odstręcza, przeciwnie, sprawia, że czytelnik lepiej rozumie sytuację bohaterki. Wielu autorów opinii narzekało na język i styl narracji. Istotnie, jest on szorstki, gryzący, pozbawiony upiększeń. Ale to właśnie pozwala autorce trafniej przedstawić nieposkromioną osobowość Wery.
Rudzka dodaje: „Spotykam ciągle takie kobiety – chciałam im oddać głos”. A więc chodzi o typ psychologiczny. Typ babki, która nie pęka.
Prawdę o danym człowieku poznajemy nie w chwilach jego triumfów, nie w jego dobrych momentach, ale w stanach kryzysowych i krytycznych. W takiej właśnie sytuacji znalazła się Wera. Musi pochować męża, ale nie stać jej nawet na buty trumniaki. Jej trudne położenie staje się pretekstem do opowiedzenia własnej historii. I muszę przyznać, że ta bohaterka budzi we mnie coś na kształt podziwu. Mimo piętrzących się trudności nie poddaje się, nie wchodzi w rolę ofiary. Nawet w takich chwilach pozostaje wolna. Nie każdą/każdego na to stać. Mnie chyba by nie było. Dlatego muszę oddać honor takiej bohaterce.
Na LC różnie piszą o tej powieści. Ja też z pewnością nie uznałbym jej za arcydzieło. Ale charakter to ona ma. Uderza nim w czytelnika. Rzetelna, mocna pozycja literacka wzięta z obserwacji otaczającego nas świata.
Ta książka ma charakter. Charakter swojej charakternej bohaterki. Choćby z tego powodu warto było ją przeczytać.
Bo choć Zyta Rudzka to nazwisko od lat głośne w literackim światku, to trzeba było nagrody Nike bym w końcu po jej powieść sięgnął. To kawał mięsistej, wziętej z życia literatury. Ale ten brzydki realizm nie odstręcza, przeciwnie, sprawia, że czytelnik lepiej...
To prawda: Wszechświat jest opowieścią. Wielobarwną, snutą w wielu kierunkach.
Cel, jaki postawił swojemu cyklowi Aegipt pojawia się już w pierwszym tomie i jest imponujący. To ma być wielka księga wtajemniczenia i madrości. Tutaj młody Szekspir i nadworny mag Elżbiety I John Dee spotykają się w zupełnie nieprzewidywalnej przestrzeni. Co łączy duchowe poszukiwania młodego Giordano Bruno z intelektualnym światem wspólczesnego literaturoznawcy Pierce'a Moffeta. Między magią i miłością, gnozą i astrologią, snami i życzeniami pojawia się coś nieuchwytnego. Daję 10 gwiazdek mimo że to dopiero pierwszy tom. Albowiem wspaniale kreuje on mistyczną atmosferę i daje odczuć intrygujący przedsmak tajemnic, ku jakim autor pragnie poprowadzić czytelnika w następnych odsłonach.
To prawda: Wszechświat jest opowieścią. Wielobarwną, snutą w wielu kierunkach.
więcej Pokaż mimo toCel, jaki postawił swojemu cyklowi Aegipt pojawia się już w pierwszym tomie i jest imponujący. To ma być wielka księga wtajemniczenia i madrości. Tutaj młody Szekspir i nadworny mag Elżbiety I John Dee spotykają się w zupełnie nieprzewidywalnej przestrzeni. Co łączy duchowe poszukiwania młodego...