-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać308
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński18
-
Artykuły„(Nie) mówmy o seksie” – Storytel i SEXEDPL w intymnych rozmowach bez tabuBarbaraDorosz2
-
ArtykułySztuczna inteligencja już opanowuje branżę księgarską. Najwięksi wydawcy świata korzystają z AIKonrad Wrzesiński15
Biblioteczka
2016-01-08
2016-06-05
Świat jaki do tej pory znali się kończy. Mgły przestały być sprzymierzeńcem – zaczynają zabijać, ziemią wstrząsają coraz silniejsze trzęsienia, góry popielne wypluwają popiół ze wzmożoną siłą, lawa zalewa okoliczne osady. Czy istnieje szansa na ratunek?
Vin pragnęła uratować świat, była przeświadczona, że jest Bohaterem Wieków niosącym wyzwolenie. Z tym przekonaniem udała się do Studni Wstąpienia w nadziei, że uda jej się uzyskać odpowiedzi na nurtujące ją pytania, ale w ostateczności doprowadziła do uwolnienia siły drzemiącej w Studni. Zniszczenie w końcu odzyskał swobodę i nie spocznie dopóki nie doprowadzi do upadku ludzkości.
Aczkolwiek Zrodzona z Mgły nie zamierza się poddać. Z pomocą Elenda oraz pozostałych członków ekipy są gotowi zapłacić każdą cenę, aby pokonać boska istotę. Ich pierwszym postanowieniem jest zagwarantowanie wyżywienia i bezpieczeństwa obywatelom Imperium, w tym celu postanawiają zdobyć kilka miast, w których jaskiniach znajdują się zapasy pozostawione przez Ostatniego Imperatora. Ich kolejnym celem jest miasto Fadrex, rządzone przez Yomena, który nie zamierza oddać go bez walki…
Muszę wspomnieć o kilku bohaterach, którzy zasługują na uwagę. Pierwszym z nich jest Spook, którego mieliśmy okazję poznać w pierwszym tomie. Cynooki, który nie odgrywał istotnej roli w ekipie Kelsiera, był chłopcem na posyłki i zwiadowcą. Jednak Spook pragnął czegoś więcej, pragnął mieć istotną rolę w całym przedsięwzięciu, pragnął coś znaczyć. Sanderson postanowił dać mu szansę. W „Bohaterze Wieków” nie pojawia się zbyt wiele nowych postaci. Jedną z nich jest wspomniany wcześniej Yomen. Obligator władający Fadrex – człowiek niezwykle inteligentny i przebiegły. Kolejną osobą wartą uwagi jest Quellion, który włada miastem Północnego Dominium – Urteau. Zagorzały wyznawca religii Ocalałego, który postanowił oczyścić ulice swojego królestwa ze szlachetnie urodzonych.
Jednym z najbardziej nurtujących zagadnień w tej serii były kwestie związane z tajemniczymi istotami: kolossami, kandra oraz inkwizytorami. W drugim tomie autor troszeczkę nam wyjaśnił, ale w „Bohaterze wieków” odkrywa wszystkie sekrety. Jaka była geneza ich powstania? To jak autor sobie wszystko opracował zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Wydaje mi się, że nic nie pozostawił przypadkowi - wszystko zostało obmyślone od początku do końca. Kolejną kwestią są metale i trzy rodzaje magii: allomancja, feruchemia i hemalurgia. W moim mniemaniu autor jest mistrzem w tworzeniu nietuzinkowych systemów magicznych. Według mnie tej serii nie brakuję absolutnie niczego. Mamy tu tajemnice, które autor zgrabnie połączył, splótł ze sobą wiele wątków, nawet tych, które na pierwszy rzut oka wydały się mało istotne. W tym tomie podobnie jak w drugim, Sanderson duży nacisk kładł na taktykę wojenną, kwestie polityczne oraz teologiczne, ale nie brakuje tutaj miłości, oddania, bólu po stracie oraz takiej ludzkiej niepewności oraz zwątpienia.
Co do zakończenia, to muszę przyznać, że tego się nie spodziewałam. Kiedy przeczytałam ostatnią stronę siedziałam jak sparaliżowana. Zastanawiałam się: ale jak to? Nie zrozumcie mnie źle, bo zakończenie było niesamowite! Określiłabym je mianem - "spektakularnego majstersztyku”. Miało wydźwięk słodko-gorzki. Gdyby autor zdecydował na całkowicie szczęśliwe zwieńczenie tej historii, na pewno nie byłabym zachwycona, a tak było ono emocjonalne do granic możliwości, świetnie wyważone, co nie zmienia faktu, że moje serce zostało złamane.
Nie pozostaje mi nic innego, jak udać się w podróż w czasie, trzysta lat do przodu, tym samym pożegnać się z dotychczasowymi bohaterami i poznać nowych. Niewątpliwie zrobię to z ogromnym bólem serca, ale z drugiej strony wierzę, że Brandon Sanderson mnie nie zawiedzie...
*** Więcej na: www.houseofreaders.blogspot.com ***
Świat jaki do tej pory znali się kończy. Mgły przestały być sprzymierzeńcem – zaczynają zabijać, ziemią wstrząsają coraz silniejsze trzęsienia, góry popielne wypluwają popiół ze wzmożoną siłą, lawa zalewa okoliczne osady. Czy istnieje szansa na ratunek?
Vin pragnęła uratować świat, była przeświadczona, że jest Bohaterem Wieków niosącym wyzwolenie. Z tym przekonaniem udała...
2016-02-15
Rozległe, wietrzne wrzosowiska na północy Anglii. Heathcliff jako osierocony, cygański chłopiec zostaje przygarnięty przez zamożną rodzinę Earnshawów, zamieszkujących Wichrowe Wzgórza. Jest on nieustannie rozpieszczany przez pana domu, nękany przez jego syna Hindleya i zakochany w córce Katarzynie. Życie go nie oszczędza. Odtrącony przez miłość swojego życia, znika na kilka lat, aby ponownie wrócić jako majętny młody mężczyzna i zrewanżować się za wszystkie doznane krzywdy.
Historia rodziny Earnshawów oraz Lintonów zamieszkujących Wichrowe Wzgórza i okoliczne Drozdowe Gniazdo opowiedziana jest przez Ellen Dean, gospodyni, która była świadkiem wydarzeń rozgrywających się w posiadłościach. Snuje swoją opowieść na prośbę nowego dzierżawcy Drozdowego Gniazda, pana Lockwooda, który jest mocno zaintrygowany postacią Heathcliffa. Dzięki temu mamy podwójna narrację pierwszoosobową, co w ciekawy sposób urozmaica powieść.
Pozostaje mi chylić czoła przed talentem Emily Bronte. Postacie, które mamy okazję poznać na kartach powieści są wykreowane w iście mistrzowski sposób. Książka nie jest gruba, a mamy plejadę bohaterów o niesamowicie złożonej psychice. Możemy szczegółowo poznać uczucia nie tylko postaci pierwszoplanowych. Według mnie styl autorki , to mistrzostwo świata. Klimat książki jest iście gotycki i bardzo mroczny. Czarna rozpacz i żal bijący z tej powieści jest wręcz namacalny.
„Masz, na co zasłużyłaś. Sama siebie zabiłaś. tak, teraz mnie całuj i teraz płacz! Żądaj ode mnie pocałunków o łez... będę dla ciebie tylko trucizną i wyrokiem potępienia.”
Uwielbiam Emily Bronte za postać Hearcliffa. Jego osoba wywołuje burzę w moim sercu. Równym stopniu go kocham, jak i nienawidzę. Niesamowicie trudno określić go w jednoznaczny sposób. Jednocześnie jest on katem i ofiarą, mścicielem i poszkodowanym. Uczucie uczyniło z niego człowieka wolnego i zniewolonego. Jest to historia mężczyzny pozbawionego duszy, bo jego jestestwem i powietrzem była Katy. Zmuszony żyć bez niej stał się człowiekiem, którym kierowała tylko i wyłącznie zemsta. Dla dwóch rodzin na przestrzeni trzech pokoleń był wcieleniem szatana.
„Kocham ciebie, choć mnie zabijasz, lecz czy mogę wybaczyć ci to, że zabijasz siebie?”
Sięgając po „Wichrowe Wzgórza” spodziewałam się nieszczęśliwego romansu, nieco tragedii, ale to co dostałam przerosło moje oczekiwania. Jest to bardzo nietypowa powieść jak na XIX wiek. Mnogość brutalnych i gwałtownych scen mocno mnie zaskoczyła. W tamtych czasach ludzie byli raczej powściągliwi w okazywaniu sobie uczuć, zarówno tych dobrych jak i złych. Dlatego powieść ta jest bardzo nieszablonowa i ekscentryczna jak na czasy epoki wiktoriańskiej.
"Wichrowe Wzgórza" Emily Bronte niezwykle burzliwa książka, która wywołała we mnie sprzeczne uczucia. Bardzo trudno jest ją jednoznacznie zinterpretować, co jednocześnie mi się podoba i działa na nerwy. Powieść w dużej mierze skupia się na mrocznej stronie natury człowieka oraz sile targającego nim uczucia. Na tym, co człowiek jest zdolny zrobić, kiedy przepełnia go desperacja i rozpacz.
„Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mojej duszy!”
*** Więcej na: www.houseofreaders.blogspot.com ***
Rozległe, wietrzne wrzosowiska na północy Anglii. Heathcliff jako osierocony, cygański chłopiec zostaje przygarnięty przez zamożną rodzinę Earnshawów, zamieszkujących Wichrowe Wzgórza. Jest on nieustannie rozpieszczany przez pana domu, nękany przez jego syna Hindleya i zakochany w córce Katarzynie. Życie go nie oszczędza. Odtrącony przez miłość swojego życia, znika na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-30
2016-08-22
2016-10-10
Amerykański bombardier Yossarian stacjonuje wraz ze swoją jednostką na wyspie nieopodal Włoch. Mężczyzna cierpi na manie prześladowczą – uważa, że wszyscy dybią na jego życie – nie tylko wrogowie, ale i przełożeni z jego jednostki. Za każdym razem, kiedy jest blisko osiągnięcia określonej liczby lotów, co równa się skończenia służby i powrotu do Stanów, pułkownik Cathcart większa limit, zmuszając go do dalszych lotów. Yossarian zrobi wszystko, aby przeżyć… jest tchórzem, ale woli być żywym tchórzem, niż martwym bohaterem…
Zacznę od tego, czym jest tytułowy paragraf 22. Jest to przepis traktujący o tym, że każdy chory umysłowo żołnierz ma prawo do zwolnienia z służby, ale… żaden zdrowy na umyśle człowiek, który zdolny jest zwolnić się z działań bojowych nie może być wariatem, gdyż troska o swoje życie jest objawem zdrowia psychicznego. Ot cały paradoks.
Kiedy zaczęłam czytać tę książkę, przeżyłam pewnego rodzaju szok, bo wszelkie recenzje nie przygotowały mnie na to co dostałam. Czułam się jakbym dostała obuchem w głowę, a tym obuchem był humor Hellera. Nie da się ukryć, że tematyka tej powieści nie należy do lekkich, ale przez początek książki w ogóle tego nie odczułam. Nim się obejrzałam byłam na setnej stronie. Kiedy to się stało? Do dzisiaj jest to wielką tajemnicą. Humor autora był dla mnie olśnieniem. Ironiczny, pełen ukrytych aluzji, kryjący niesamowity przekaz. Aczkolwiek z bólem muszę przyznać, że z czasem książka zaczęła mnie męczyć – to już nie było, to co na początku. I nie chodzi o to, że humor oklapł, ale o to, że był tak intensywny i charakterystyczny, że z czasem zaczął mnie trochę przytłaczać. Powtarzające się zagrania autora, niedopowiedzenia w dialogach i ich absurdalność tak mile widziane na początku z każdą kolejną stroną powszedniały.
Poza tym Joseph Heller decyduje się na wiele przeskoków w czasie, w czym można się pogubić. W końcowych stronach autor wraca do początkowych wydarzeń. Często jeden rozdział jest całkowicie bezsensowny, dopóki nie przeczytamy kolejnych. Przez ten brak chronologii książkę trzeba czytać uważnie i spokojnie, nie należy się śpieszyć. Po każdym rozdziale musiałam robić sobie przerwę, aby odsapnąć, zastanowić się, poukładać sobie wszystko na spokojnie.
Co więcej każdy rozdział powieści traktuje o osobnym bohaterze z eskadry oraz osób postronnych, jak: lekarze, pielęgniarki, prostytutki. Protagoniści „Paragrafu 22” to szeroki wachlarz barwnych osobowości, każda kolejna osoba jest bardziej szalona od poprzedniej. Aż nie wiadomo od kogo zacząć. Major Major to major, z którym można porozmawiać tylko wtedy, gdy jest nieobecny, Wódz White Holfoat to żywy wykrywacz złóż ropy naftowej, Appleby ma muszki w oczach, a wszystkich ich łączy Yossarian, który chodzi tyłem, z ręką na broni, aby nikt go nie zaszedł od tyłu. I każda z tych karykaturalnych postaci jest skonstruowana, aby coś nam przekazać, uświadomić…
Jestem pod wrażeniem, że autorowi udało się stworzyć coś tak głębokiego, pod powłoką absurdu i groteski. „Paragraf 22” wyśmiewa biurokrację wojskową, wszelkie bezmyślne rozporządzenia czy prawa oraz zachowania przywódców, którzy kosztem życia podwładnych pragną wybić się w hierarchii. Pokazuje zachowania żołnierzy w obliczu wojny, którzy tak naprawdę nie chcą walczyć, a jedyne o czym marzą to powrót do domu...
Amerykański bombardier Yossarian stacjonuje wraz ze swoją jednostką na wyspie nieopodal Włoch. Mężczyzna cierpi na manie prześladowczą – uważa, że wszyscy dybią na jego życie – nie tylko wrogowie, ale i przełożeni z jego jednostki. Za każdym razem, kiedy jest blisko osiągnięcia określonej liczby lotów, co równa się skończenia służby i powrotu do Stanów, pułkownik Cathcart...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-31
Anna jako młoda dziewczyna uległa perswazji swojej rodziny oraz znajomych i zerwała zaręczyny z Frederickiem Wenthworthem, uważając, że nie ma należytego majątku i szansy na godną przyszłość. Mężczyzna pragnąc uporać się z odrzuceniem i upokorzeniem wyjeżdża bez śladu. Mija niemal osiem lat, a Anna nie może zapomnieć o swojej pierwszej miłości. Sukcesywnie odrzuca adoracje zainteresowanych nią dżentelmenów. Nieoczekiwanie mężczyzna wraca – odmieniony, niezmiennie przystojny i bogaty. Czy kapitan Wenthworth wyzbył się uczucia do Anny? Czy miłość ma szansę na odrodzenie?
Rodzina panny Elliot przez długi okres czasu żyła ponad stan, co prowadzi do zadłużenia majątku i opuszczenia rodzinnej posiadłości, która zostaje wydzierżawiona. Anna jest lekceważona, odrzucana i niedoceniana przez swego próżnego ojca oraz najstarszą siostrę Elisabeth. Nie liczą się z jej zdaniem. Aczkolwiek Anna ze swym łagodnym, delikatnym i przyjaznym usposobieniem jest powszechnie lubiana i ceniona w towarzystwie. Nie jest już naiwną, ulegająca wpływom dziewczyną, z biegiem lat dojrzała, stała się inteligentną i logicznie myślącą kobietą, którą w żadnej sposób nie można zmanipulować. Aczkolwiek trzeba przyznać, że Jane Austen ma tendencję do tworzenia przejaskrawionych i jednoznacznych postaci. Delikatna Anna, szarmancki Wenthwoth, zepsuty i interesowny pan Walter Elliot, zakłamany i wyrachowany kuzyn i tak dalej. Według mnie postaci nie są mocną stroną tej książki.
Z pewnością materializm i konsumpcjonizm są domeną XIX wieku. Dla osób szlachetnie urodzonych najważniejsze były pozory, szansa na przyzwoity, nieurągający pozycji ożenek i wysoka ranga towarzyska. Autorka w znakomity sposób ukazała ducha owych czasów, w których uzewnętrznianie uczuć i emocji nie było mile widziane, a wszelkie konwenanse musiały być surowo przestrzegane.
Pióro Jane Austen jest wyjątkowo lekkie i przyjemne. Oczywiście jako, że „Perswazje” zostały napisane w XIX wieku trzeba brać pod uwagę, że jest to styl formalny i nieco archaiczny. Dlatego muszę przyznać, że przez początek ciężko było mi przebrnąć, bo miałam wrażenie, jakbym czytała jakieś sprawozdanie historyczne lub kronikę pozbawioną jakichkolwiek emocji. Wszelkie wydarzenia były przekazywane w niezwykle surowy sposób. Jednak z biegiem rozwoju akcji, wszystko zaczęło się zmieniać - perypetie i intrygi, delikatne i ukradkowe podchody zaczęły wzbudzać moje zaciekawienie.
„Perswazje” to moje pierwsze spotkanie z Jane Austen i uważam je za stosunkowo udane. Autorka w bardzo dosadny sposób pokreśliła rolę pozycji społecznej i ekonomicznej jednocześnie wyśmiewając żądze pieniądza i wyrachowane obracanie się w arystokratycznym towarzystwie w celu uzyskania własnych celów.
Anna jako młoda dziewczyna uległa perswazji swojej rodziny oraz znajomych i zerwała zaręczyny z Frederickiem Wenthworthem, uważając, że nie ma należytego majątku i szansy na godną przyszłość. Mężczyzna pragnąc uporać się z odrzuceniem i upokorzeniem wyjeżdża bez śladu. Mija niemal osiem lat, a Anna nie może zapomnieć o swojej pierwszej miłości. Sukcesywnie odrzuca adoracje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-28
Sięgając po „Mechanicznego” miałam dość wysokie wymagania, bo uwielbiam steampunk i jego odmiany. W tym przypadku mamy do czynienia z clockpunkiem, w którym podstawowa mechanika wiedzie prym – przekładnie, sprężyny, łożyska i zębatki są postawą świata przestawionego przez Iana Tregillisa.
W XVII wieku holenderski zegarmistrz Christian Huygens zbudował pierwszego mechanicznego klakiera. Holandia rosła w siłę i zapragnęła podbić całą Europę. Jej ekspansja doprowadziła do wchłonięcia wszystkich krajów oprócz jednego… Francji, która cały czas stawia opór. W końcu między protestancką Holandią a chrześcijańską Francją doszło do kruchego rozejmu, który może rozpaść się w każdej chwili…
Klakierzy to maszyny wykonane ze stopu metali i przywiązane do swego pana silnym geas, którego złamanie wydaje się niemożliwe. Ich rola została sprowadzona do roli parobków i żołnierzy. Holendrzy przekonani są, że nie mają oni wolnej woli i nie powinni być stawiani na równi z ludźmi. Innego zdania są Francuzi. Kto ma rację? Czy klakierzy posiadają duszę?
Jax to mechaniczny służący, który w swoim ponad stuletnim życiu służył wielu panom i marzy o uzyskaniu legendarnej Wolnej Woli. Wkrótce nadarzy się okazja – wolność, której tak pragnie będzie w zasięgu ręki. Jak ją wykorzysta? Jaką drogą podąży?
Pomysł na powieść i opis fabuły zrobił na mnie ogromne wrażenie. A jak było z wykonaniem? Po pierwsze wydawało mi się jakbym ją czytała przez wieczność. Okropnie mi się dłużył początek – pierwsze 150 stron czytałam strasznie ślamazarnie i nie ukrywam, że trochę się męczyłam. Powoli poznawaliśmy bohaterów oraz delikatną sytuację polityczną Europy. Na szczęście później było dużo lepiej. Akcja zaczęła się rozkręcać i zapewne powoli przyzwyczajałam się do stylu autora.
Ian Tregillis nie pisze w sposób porywający. Jego styl jest nieco ciężki za sprawą bardzo długich opisów. Czasami miałam dość kilkustronicowego opisywania działania klakierów, ich szczebiotania, tykania, brzęczenia i stukania. Autor nie stronił od technicznych pojęć, a z drugiej strony miał tendencję do częstego używania obrazowych metafor.
Przejdźmy do protagonistów. Niewątpliwie głównym jest Jax. W moim mniemaniu autor dobrze poradził sobie z jego przemianą – z niewolnika, którego męczy nieustanne i bolesne geas na maszynę, która uzyskała wolność i próbuje sobie radzić z nową sytuacją. Nie jest mu łatwo – często wykazuje się nadmiernym zaufaniem, jest nieporadny, ale niewątpliwie nadrabia inteligencją.
Kolejną postacią jest członkini Rady Królewskiej Nowej Francji – wicehrabina Berenice Charlotte de Mornay-Périgord – silna, niezależna i zdeterminowana kobieta. Wiązanki przekleństw, które wydobywały się z jej ust, mogłyby zawstydzić niejednego marynarza. Prowadziła zakazane eksperymenty na klakierach, które nie zawsze szły po jej myśli.
Ojciec Luuk Visser to szpieg Francji, który od długiego czasu przebywa na wrogich ziemiach. Jest w posiadaniu niezwykle rzadkiego i cennego przedmiotu, który może zmienić bieg wydarzeń. Musi się jak najszybciej go pozbyć. Jest on postacią bardzo tragiczną, wywołującą raczej współczucie, niż sympatię.
Czy mosiężne maszyny pełne stukających przekładni mogą posiadać uczucia? Autor poruszył problematykę wolnej woli, samoświadomości oraz istoty duszy. „Mechaniczny” niewątpliwie wyróżnia się na tle innych powieść scince fiction. Oryginalna fabuła to jej największy atut i mimo iż przeżyłam z nią kilka ciężkich momentów, na pewno chętnie sięgnę po kolejny tom.
*** Więcej na: www.houseofreaders.blogspot.com ***
Sięgając po „Mechanicznego” miałam dość wysokie wymagania, bo uwielbiam steampunk i jego odmiany. W tym przypadku mamy do czynienia z clockpunkiem, w którym podstawowa mechanika wiedzie prym – przekładnie, sprężyny, łożyska i zębatki są postawą świata przestawionego przez Iana Tregillisa.
W XVII wieku holenderski zegarmistrz Christian Huygens zbudował pierwszego...
2016-07-21
Kell to antari czyli nadzwyczajnie rzadki rodzaj maga krwi, na tyle rzadki, że posługują się nią tylko dwie osoby na świecie, a on jest jedną z nich. Kell służy rodzinie królewskiej z Czerwonego Londynu a jego nadzwyczajną umiejętnością jest to, że potrafi przemieszczać się między warstwami świata. Jednak Kell nie jest jedynie chłopcem na posyłki. Ma swoją tajemnicę, którą próbuje skrzętnie ukrywać – jest przemytnikiem. Szmugluje zakazane przedmioty, które transportuje z jednego Londynu do drugiego. Pewnego dnia jego niebezpieczne hobby sprowadza na niego kłopoty. Zostaje wrobiony – ktoś przekazuje mu tajemniczy i niezwykle niebezpieczny relikt z Czarnego Londynu… świata, który został dawno zapomniany i odcięty od reszty…
Autorka wpadła na naprawdę ciekawy pomysł na fabułę. Uwielbiam książki traktujące o światach równoległych. W „Mroczniejszym odcieniu magii” mamy cztery Londyny. Czerwony rządzony przez króla Maxima oraz królową Emirę, a magia w nim jest czymś normalnym i ogólnodostępnym. Biały Londyn jest najbardziej niebezpieczny, władza w nim jest sprawowana przez niezrównoważonych bliźniaków: Astrid oraz Athosa Dane’ów. Natomiast Szary Londyn władany jest przez szalonego króla Jerzego III i jest to świat, w którym magia została zapomniana. Ostatnim jest Londyn Czarny, który przed setkami laty został odcięty od pozostałych i nikt nie wie, co obecnie się w nim dzieję. Został spowity całunem tajemnicy, krążą o nim różnorodne legendy. W moim mniemaniu pomysł jest fenomenalny, a jak z wykonaniem?
W momencie kiedy zaczęłam czytać tę książkę, pomyślałam sobie „i ja mam to wszystko ogarnąć?”. Wydawało mi się to strasznie skomplikowane. Trudno było mi się w ciągnąć w fabułę od pierwszej strony. Sądzę, że mogło przyczynić się do tego to, że V.E. Schwab niezbyt umiejętnie poradziła sobie z przedstawieniem poszczególnych Londynów. Ograniczyła się tylko do pokazania różnic w samej magii i w ostateczności w systemie politycznym, a sam opis światów był potraktowany nazbyt skąpo, przez co przez jakiś czas nie potrafiłam odróżnić jednego Londynu od drugiego. Na szczęście z czasem się to unormowało i było coraz łatwiej.
Co do samych bohaterów, to muszę przyznać, że nie do końca polubiłam postacie pierwszoplanowe, a raczej niezbyt zwróciły moją uwagę. Byli zbyt przeciętni – głównie Kell, który był sympatyczny i honorowy, ale… no właśnie… wydał mi się nieco mdły. Natomiast Lila, której drogi przecięły się z antarim jawiła mi się jako szalenie infantylna. Złodziejka, która nie miała łatwego życia, a zachowała się jak rozpieszczone dziecko. Na szczęście z czasem nabrała pewnych przyzwoitych cech. Postacią, która szczególnie zwróciła moja uwagę był Holland, czyli drugi antari, który wywodził się z bezwzględnego Szarego Londynu i jego postać była szalenie intrygująca, aż szkoda, że było jej tak niewiele. Podobnie sytuacja przedstawiała się z Phyem – przybranym bratem Kella, który też zapowiadał się ciekawie, ale ponownie autorka zignorowała jego osobę. Wiele postaci drugoplanowych dobrze rokowało, ale V.E. Schwab potraktowała je po macoszemu. Pozostaje mi tylko nadzieja, że drugi tom coś zmieni w tej materii.
Akcja powieści jest świetnie zrównoważona, bo niby dużo się dzieję, ale nie odczuwa się przesytu. Sam przebieg fabuły nie jest skomplikowany i w książce nie ma za wiele zaskakujących zwrotów akcji, ale mimo wszystko czyta się ją z ogromną przyjemnością i trudno się od niej oderwać. Autorka posługuje się lekkim i przyjemnym językiem. Opisów nie ma za wiele - zdecydowanie dominują w niej dialogi.
„Mroczniejszy odcień magii” to książka pełna kwestii bez odpowiedzi. Z każdym kolejnym rozdziałem pojawiały się nowe niewiadome. W mojej głowie wirowała masa pytań: „Czemu? Jak to? Dlaczego” i autorka na nie nie odpowiadała. Mam nadzieję, że kolejny tom uchyli rąbka tajemnicy, przynajmniej w jednej z tych tajemniczych kwestii, ale aby się przekonać nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na drugi tom serii.
*** Więcej na: www.houseofreaders.blogspot.com ***
Kell to antari czyli nadzwyczajnie rzadki rodzaj maga krwi, na tyle rzadki, że posługują się nią tylko dwie osoby na świecie, a on jest jedną z nich. Kell służy rodzinie królewskiej z Czerwonego Londynu a jego nadzwyczajną umiejętnością jest to, że potrafi przemieszczać się między warstwami świata. Jednak Kell nie jest jedynie chłopcem na posyłki. Ma swoją tajemnicę, którą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-11
Lubilee Chase to twarda i bezduszna żołnierka, przysłana na planetę Avon, aby rozprawić się z rosnącymi w siłę rebeliantami. Nie spodziewa się tego, że zostanie porwana przez jednego z nich. Flynn nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć wyznaczony przez siebie cel. Ma nadzieję, że uprowadzenie kapitan pozwoli mu wynegocjować silniejszą pozycję negocjacyjną. Chłopak nie pragnie rozlewu krwi. Chcę się dowiedzieć czemu jego ukochana planeta, dom w którym się wychował nie ulega terraformacji. Kruchy rozejm zawarty dekadę temu wisi na włosku. Wszystko wskazuje na to, że w każdej chwili może się załamać…
Muszę przyznać, że książka nie zapowiadała się zbyt obiecująco. Mieliśmy dwa kontrastujące ze sobą światy. Trodaire i fianna. Żołnierka i rebeliant. Światy, które nie mają prawa koegzystować obok siebie, a jednak szereg wydarzeń i zbiegów okoliczności przyciąga ich niczym magnez. Wydaje się to niezwykle wyświechtane, ale podobnie sytuacja rysowała się w „W ramionach gwiazd”. Też mięliśmy zakazaną miłość i okazało się, że całość mnie zadowoliła. Tym, razem też wierzyłam, że będzie to ten przypadek, kiedy początkowy schemat zostanie przełamany i mimo wstępnych obaw ostatecznie byłam zachwycona tym, jak została pokierowana akcja.
Oczywiście nie mogę napisać, że uczucie rodzące się między protagonistami potoczyło się w zaskakujący sposób, bo tak nie było. Jednak autorki potrafiły sprawić, że wątek romantyczny nie był denny czy płytki, a co najważniejsze zarówno Flynn, jak i Lee zdawali sobie sprawę, że ich uczucie nie jest priorytetem i skupiali się na istotniejszych sprawach. Za bardzo nie rozwodzili się nad swoimi uczuciami, nie biadolili nad nieszczęściem, które ich spotkało. Pozwoli toczyć się temu własnym tokiem. Nic nie było przyśpieszane. Ich uczucie było doskonałe – niezwykle dojrzałe i subtelne.
W pierwszym tomie po każdym rozdziale mięliśmy przerywniki w postaci przesłuchań Tarvera, które dawały nam szerszy obraz rzeczywistości, a raczej dzięki nim mogliśmy co nieco dowiedzieć się o przyszłości. Tutaj autorki zdecydowały się na podobny zabieg, ale przerywniki w „W spojrzeniu wroga” miały całkiem inna specyfikę. Na początku nie wiedziałam co o nich sądzić. Nie wiedziałam jak je umiejscowić. Czy to są wspomnienia Jubilee, a może sny? Okazało się, że w pewnym sensie i jedno i drugie. Dzięki nim dowiedzieliśmy się co gnębi żołnierkę i co spowodowało, że przybrała maskę bezwzględności i zobojętnienia. Czasami owe sny były dość nieczytelne i pokręcone, ale pod koniec wszystko nabrało ostrości i połączyło się w spójną całość.
Czytając „W ramionach wroga” nie mogłam się przyzwyczaić do nowych bohaterów. Tak bez Tarvera i Lalac? Strasznie mnie to męczyło, ale z biegiem czasu przekonałam się, że autorki mają talent do kreowania bohaterów i tym razem tez wyczarowały świetnych protagonistów. Wokół Jubilee narosło wiele mitów głoszących jakoby dziewczyna była pozbawiona serca i duszy, aż sama żołnierka zaczęło wierzyć w owe pogłoski. Okazało się, że to tylko pozory. Trodaire porwała mnie swoją determinacją, otwartym umysłem i rozwagą. Od początku obdarzyłam sympatią tę silną i rzeczową dziewczynę. Natomiast Flynn jako rdzenny mieszkaniec Evan, był bardzo mocno związany z planetą, która postanowił bronić do ostatniego tchnienia. Aczkolwiek nie pragnął naśladować swojej zmarłej siostry – byłej przywódczyni bojowników, która podążała drogą śmierci. Nie, Flynn zawzięcie wierzył, że owy kryzys da się rozwiązać metodą pokojową, tylko należy wskazać ludziom odpowiednią drogę.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że wydarzenia z drugiego tomu nie łączą się z pierwszym, ale nic bardziej mylnego. Podobnie jak w „W ramionach gwiazd”, mamy tu kwestie wielkiej korporacji LaRoux Industries i ich międzyplanetarnych eksperymentów. Autorki stopniowo odkrywają przed nami sekrety planety i przez całą książkę czułam napięcie i fascynację wszystkimi elementami układanki, które składały się w osobliwą i zaskakującą całość.
W drugim tomie serii „Starbound” nie brakuję zawrotnej akcji, machlojek wielkich korporacji i sekretów, bo to właśnie one nakręcają całą fabułę. Klimat ogarniętej mgłami i ciemnym, nieprzeniknionym niebem planety potęguje wrażenie wyalienowania bohaterów, pozostawionych samych sobie. Śledziłam ich losy z zapartym tchem i ciągle mi mało. Jestem zachwycona drugim tomem, który bez wątpienia nie odbiega od swej poprzedniczki. Nie mogę się doczekać, aż wyruszę w ostatnią podróż i poznam wszystkie tajemnice.
Lubilee Chase to twarda i bezduszna żołnierka, przysłana na planetę Avon, aby rozprawić się z rosnącymi w siłę rebeliantami. Nie spodziewa się tego, że zostanie porwana przez jednego z nich. Flynn nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć wyznaczony przez siebie cel. Ma nadzieję, że uprowadzenie kapitan pozwoli mu wynegocjować silniejszą pozycję negocjacyjną. Chłopak nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-17
Sofia marzy tylko o jednym – zemście. Pragnie, aby Roderick LaRoux zapłacił za swoje zbrodnie, w szczególności za śmierć jej ojca. Dziewczyna jest coraz bliżej celu. Właśnie ma się spotkać z jednym ze swoich kontaktów, kiedy wszystko się wali. Zamiast rozmawiać z informatorem, Sofia jest zmuszona uciekać...
Gideon to uzdolniony haker, dla którego włamanie się na wszelkie serwery i rozszyfrowanie kodów to pestka. Aczkolwiek ma on jeden cel – pragnie położyć kres machinacjom LaRoux Industries i wyjawić wszystkie grzechy korporacyjnego giganta. Na nieszczęście chłopak pojawia się w złym miejscu o niewłaściwej porze…
Ucieczka zmusza ich do niechcianej współpracy. Wydaje się, że mają wspólny cel. Ale czy na pewno?
Sofia na moment pojawiła się w tomie drugim. Nie odegrała tam zbyt ważnej roli, ale przeczuwałam, że to ona będzie bohaterką ostatniej części i jak się okazało nie byłam w błędzie. Po stracie ojca, który został zamordowany przez LaRoux (bo delikatniej nie da się tego określić), dziewczyna jako sierota została wysłana na Korynt. Od tej pory musiała radzić sobie sama. Już wcześniej potrafiła manipulować ludźmi, ale teraz opanowała tą sztukę do perfekcji. Słówkami czy maślanym wzrokiem potrafiła sporo zdziałać. Jest osóbką bardzo sprytną i spostrzegawczą, potrafiącą czytać z ludzi niczym z otwartych ksiąg. Natomiast Gineon był dla mnie bardziej nieprzenikniony i złożony. Jawił się jako cwaniaczek, sypiący dowcipami niczym z rękawa, czarujący przystojniak, wywołujący uśmiech na mojej twarzy. Jednak szybko okazało się, że za tą figlarnością skrywa się wielka inteligencja, determinacja oraz wojowniczość. Oczywiście w „W sercu światła” nie zabrakło bohaterów z poprzednich tomów. Ich pomoc bardzo przydała się Sofii oraz Gideonowi. Z grupie raźniej, jak to mawiają.
Losy głównych protagonistów krzyżują się w niezbyt dogodnym momencie. Każde z nich ma masę tajemnic, których nie chcę wyjawić tej drugiej osobie, dlatego ich wzajemna nieufność z każdą kolejną chwilą się potęguję. Początek ich relacji był dla mnie dziwny. Niby nie mamy tu zaufania, ale chęć do poświęcenia życia dla ‘wspólnika’ pojawia się od pierwszej chwili. Takie zachowanie było dla mnie nieracjonalne. Rozumiem, że poznali się w kryzysowej sytuacji i w pewnym sensie pomogli sobie nawzajem, ale żeby dla takiej osoby ryzykować życiem? Jednak czego się spodziewać po 17-latkach? Widocznie Gideonowi starczyły sarnie oczka Sofii, aby go przekabacić i omamić. Ach, ta nastoletnia miłość. Skoro jesteśmy przy głębszych uczuciach, to zauroczenie zauroczeniem, ale na szczęście para nie zapałała do siebie miłością od pierwszego wejrzenia, bo tego z pewnością bym nie zdzierżyła. Wyraźnie ciągnęło ich do siebie od momentu poznania, ale na poważniejsze uczucia musiałam trochę poczekać. I chwała za to autorkom!
A teraz pora na prawdziwy rarytas. Coś, co podobało mi się najbardziej z całej serii. Bardzo dużą uwagę zwracam na świat przedstawiony w powieściach fantasy czy sci-fi. W przeciwieństwie do planet z poprzednich części, które były dzikie, nieokiełznane pozbawione wszelkich cywilizacyjnych udogodnień, w trzecim tomie trafiamy na Korynt, który różni się od nich diametralnie, gdyż jest miejski, pełen wysokich budynków, bogatych dzielnic kontrastujących ze slumsami. Wielka metropolia zamieszkiwana przez miliony. Te różnice były wyraźnie wyczuwalne. Nie odnosiło się wrażenia, że przebywamy na jakieś obcej planecie, jak było w przypadku dzikiego Elizjum czy bagiennego Avonu, a raczej, że przenieśliśmy się w futurystyczną przyszłość. Trzy planety ukazane w różnych stadiach terraformacji.
Akcja w trzecim tomie nawet na moment nie przystaje. Pędzi na łeb na szyję od pierwszej strony, co niezmiernie mi się podobało. Mogłoby się wydawać, że to może być zbyt wiele, ale nic bardziej mylnego, gdyż dzięki temu przez całą powieść odczuwałam niesamowicie napięcie oraz… osaczenie. Bohaterowie nigdzie nie mogli czuć się bezpiecznie. Cały czas obawiałam się o ich los – to było niesamowite! Aczkolwiek nie mogę napisać, by akcja powieści była nieprzewidywalna, gdyż mimo iż autorki zdecydowały się na kilka zwrotów fabularnych, to powieść podążała utartym szklakiem zwieńczonym spodziewanym finałem – efektownym, ale jednak przewidywalnym.
Nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Mordercza walka o wolność całej galaktyki dobiegła końca. Była to niezwykła przygoda, od której trudno było mi się oderwać. Pełna wzlotów i upadków, ale przede wszystkim przesączona determinacją, wolą walki o prawdę i lepsze jutro. Autorki tchnęły w swych bohaterów wiarę, iż każdy cel jest w zasięgu ręki, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się oddalony o mile świetlne. Z niecierpliwością czekam na kolejny projekt pań Kaufman i Spooner, który jest już w trakcie realizacji i zapowiada się równie imponująco...
Sofia marzy tylko o jednym – zemście. Pragnie, aby Roderick LaRoux zapłacił za swoje zbrodnie, w szczególności za śmierć jej ojca. Dziewczyna jest coraz bliżej celu. Właśnie ma się spotkać z jednym ze swoich kontaktów, kiedy wszystko się wali. Zamiast rozmawiać z informatorem, Sofia jest zmuszona uciekać...
Gideon to uzdolniony haker, dla którego włamanie się na wszelkie...
2016-05-30
Seryjny morderca atakuje po raz kolejny. Chcę się zabawić w chowanego. Po brutalnym morderstwie matki, porywa i ukrywa dziecko. Zrozpaczony ojciec ma 45 godzin na jego znalezienie. Już kilkakrotnie policji nie udało się trafić na trop, a to oznacza tylko jedno: kolejne zwłoki - tym razem dziecka, pozbawionego lewego oka. Czy to śledztwo skończy się podobnie?
Każdy ma szansę wygrać.
Czas biegnie… a gra toczy się dalej.
Czy się jej podejmiesz?
Życie Alexandera Zorbacha zmieniło się nieodwracalnie na berlińskim wiadukcie, na którym zastrzelił nieobliczalną kobietę. Podyktowała nim intuicja, która doprowadziła do zwolnienia z policji i późniejszego rozchwiania emocjonalnego. Teraz jako reporter kryminalny śledzi losy sławnego seryjnego mordercy, zwanego Kolekcjonerem Oczu. Próbuje pogodzić pracę z życiem prywatnym, co nie jest łatwym zadaniem. Jest w separacji ze swoją żoną. Jego dziesięcioletni syn rzadko widuje ojca, bo ten przedkłada obowiązki w pracy nad jego potrzeby. Jakby tego było mało, Zorbach zostaje głównym podejrzanym w śledztwie prowadzonym przez policję. Ktoś próbuje go wrobić, ale kto i dlaczego? Wszystko to wydaje się złym snem, ale to nie koniec niespodzianek, bo nagle na jego drodze staje niewidoma kobieta - Alina Gregoriev, która sądzi, że widziała mordercę…
Historię śledzimy z wielu perspektyw. Ta widziana oczami reportera, prowadzona jest w narracji pierwszoosobowej, natomiast cala reszta w trzecioosobowej. Oprócz Zorbacha na uwagę zasługuję Alina, młoda kobieta, która we wczesnym dzieciństwie straciła wzrok. Autor w podziękowaniu wyjaśnił ile pracy kosztowało go stworzenie jej postaci - zbieranie informacji, wywiady i rozmowy z niewidomymi czy przeróżnego rodzaju eksperymenty. A wszystko to zaowocowało świetną kreacją Aliny- tajemniczej, silnej kobiety, pochłoniętej przez ciemność.
Ciekawym elementem powieści są maile Kolekcjonera Oczu do szefowej redakcji, w której pracuje Zorbach. Dzięki nim dowiadujemy się, jakie motywy kierują mężczyzną.
W pewnym sensie próbuje wytłumaczyć się z popełnianych czynów. Według niego, to co robi ma wyższy cel, a w swoim postępowaniu kieruje się przemyślanym planem.
Fitzek jest mistrzem w prowadzaniu fabuły. „Kolekcjoner oczu” to trzecia książka tego autora, którą miałam okazje przeczytać i w każdej z nich stworzył niezwykle wyszukaną intrygę. Od pierwszej strony odczuwamy prawdziwy wyścig z czasem, mamy świadomość, że każda minuta przecieka nam przez palce i coraz bardziej zbliża do nieuniknionego. Nawet strony i rozdziały w powieści ponumerowane są odwrotnie. Odliczają czas… Poza tym Fitzek uwielbia wodzić czytelnika za nos. Już wydaje się nam, że obraliśmy odpowiednią trajektorię, a tu autor serwuje nam kolejny zwrot akcji, który zmienia wszystko o 180 stopni, co powoduje prawdziwy mętlik w głowie i trudno domyślić się zakończenia.
W moim mniemaniu „Kolekcjoner oczu” jest mniej mroczny od pozostałych czytanych przeze mnie książek Fitzeka. Przede wszystkim nie mamy takiego wglądu w psychikę bohatera, jak w „Terapii” czy „Odłamku”, których czytanie wywoływało ciarki na moim ciele, ale nadal jest to świetna książka, trzymająca w napięciu do samego końca.
*** Więcej na: www.houseofreaders.blogspot.com ***
Seryjny morderca atakuje po raz kolejny. Chcę się zabawić w chowanego. Po brutalnym morderstwie matki, porywa i ukrywa dziecko. Zrozpaczony ojciec ma 45 godzin na jego znalezienie. Już kilkakrotnie policji nie udało się trafić na trop, a to oznacza tylko jedno: kolejne zwłoki - tym razem dziecka, pozbawionego lewego oka. Czy to śledztwo skończy się podobnie?
Każdy ma szansę...
2016-01-04
Christine Lucas, 47-letnia kobieta budzi się w nieznanym sobie miejscu. Obcym łóżku, u boku nieznajomego mężczyzny, który podaję się za jej męża. Patrząc w lustro widzi obcą kobietę, starą, pomarszczoną, wiele lat straszą niż powinna być. Cierpi na rzadki rodzaj amnezji, który spowodował tajemniczy wypadek. Wie, że gdy się położy, pójdzie spać, obudzi się w obcym życiu, którego nie będzie pamiętać. Sen oznacza dla niej zapomnienie. Codziennie przeżywa ten sam scenariusz. Budzi się zalękniona, zdezorientowana, mąż opisuję jej życie, które wydaję jej się obce.
„Dzisiaj to wszystko, co mam.”
Czytając opis książki wiedziałam, że to coś dla mnie. Byłam pewna, że będzie to niesamowita historia przesiąknięta tajemniczością. I nie zawiodłam się. Jednak autor obnaża przed nami sekrety życia Christine bardzo wolno, stopniowo. Czasami miałam wrażenie, że robi niektóre rzeczy na siłę. Przez pewne zabiegi wydłuża powieść. Kobieta wielokrotnie ma przebłyski pamięci i w momencie kulminacyjnym wizja się kończy. Takich przypadków było wiele i nieco mnie drażniły. Początek jest spokojny, stonowany, autor bardzo skromnie dawkuję informację, zdradza niewiele. Dopiero od połowy zaczyna dziać się coś więcej. Fabuła robi się żywiołowa, zaskoczenie goni zaskoczenie. Jest w niej wiele nieprzewidywalnych zwrotów akcji.
„Najgorsze, że nie wiem nawet, czego nie wiem. Może to być mnóstwo rzeczy i tylko czekają, żeby mi zadać cios.”
Jednak pomimo wspomnianego przeze mnie stonowanego początku, książka nie nużyła, bo intryga, która utkał autor była wprost oszałamiająca. Powieść jest niemiłosiernie wciągająca, niczym ruchome piaski - pochłonęła mnie całkowicie. Razem z Christine odkrywałam tajemnicę jej życia, które zagubiło się w jej pamięci.
„Wszystko. Wszystko jest zmyślone. Wyczarowane z niczego. Rozpaczliwie szukam stałego gruntu, czegoś prawdziwego, czegoś, co nie zniknie, kiedy zasnę.”
W powieści nie mamy zbyt wielu bohaterów.
Moje uczucia do Christine zmieniały się z biegiem czytania. Na początku strasznie współczułam sytuacji, w której się znalazła. Było niebywale trudno czytać jak zagubiona się czuje po każdym przebudzeniu. To co przeżywała było dla mnie niepojęte. Później moje współczucie przekształciło się w podziw. Byłam pełna zachwytu jaka jest wytrwała, niezłomna w dążeniu do ujawnienia prawdy. Mimo iż wiedziała, że jej odkrycie może nieść ze sobą śmiertelne niebezpieczeństwo. Chęć odzyskania przeszłości była dla mniej priorytetem.
Maż Christine, Ben od początku budził we mnie nieufność. Jego postać rodziła pewną dysharmonię i powodowała psychiczne zagubienie głównej bohaterki, która nie wiedziała już w co wierzyć: w jego słowa czy dziwne przebłyski pamięci, które nie wiedziała czy są wspomnieniami czy jej wyobraźnią, a diametralnie różniły się od tłumaczeń męża.
Najsłabszą postacią w powieści był doktor Nash, lekarz który pomaga kobiecie odzyskać pamięć. Jego osobę odpierałam jako dziwnie bezosobową i bezpłciową.
"Wspomnienia nas definiują."
„Zanim zasnę” to niewątpliwie świetny thriller psychologiczny, aż trudno uwierzyć, że jest to debiut literacki. Niesamowicie ciężko jest się od niej oderwać. Nafaszerowana jest tajemnicami, które chcemy jak najszybciej poznać. Świetnie ukazany został problem amnezji oraz próby walki z nią. Walki o odzyskanie tego co utracone. Polecam gorąco!
*** Więcej na: www.houseofreaders.blogspot.com ***
Christine Lucas, 47-letnia kobieta budzi się w nieznanym sobie miejscu. Obcym łóżku, u boku nieznajomego mężczyzny, który podaję się za jej męża. Patrząc w lustro widzi obcą kobietę, starą, pomarszczoną, wiele lat straszą niż powinna być. Cierpi na rzadki rodzaj amnezji, który spowodował tajemniczy wypadek. Wie, że gdy się położy, pójdzie spać, obudzi się w obcym życiu,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02-24
Śmiertelna rozgrywka.
Sześć konkurencji.
Wysoka wygrana pieniężna.
Jeden zwycięzca...
... czyli Panika.
Aby wziąć udział w grze wystarczy spełniać dwa warunki: być świeżo upieczonym absolwentem liceum oraz skoczyć z wysokiej skarpy do piętrzącej się poniżej wody.
Heather spełnia pierwszy wymóg, ale mimo wszystko nie ma zamiaru brać udział w grze, którą uważa za głupią i niedojrzałą. Jednak wszystko się zmienia kiedy zrywa z nią chłopak. Pod wpływem emocji zmienia zdanie.
Powieść w przeważającym stopniu opiera się na jednym: czym kieruje się człowiek i ile jest gotowy zaryzykować, aby osiągnąć upragniony cel. Każda z osób, które biorą udział w grze jest gotowa poświęcić wiele, nawet swoje życie, aby zgarnąć główną nagrodę. Większością kieruje bardzo prozaiczny powód: materializm. Jednak nie wszystkim zależy na nagrodzie pieniężnej. Są i tacy, którymi kierują zupełnie inne pobudki…
Największym plusem w powieści Lauren Oliwer jest nieszablonowość. Książka oczywiście jest przeznaczona dla nastolatków, ale w ogóle nie powiela schematów.
W „Panice” mamy dwójkę głównych bohaterów: Heather oraz Dodge’a. I jeśli sądzicie, że tych dwoje się w sobie zakocha i wspólnymi siłami zdeklasują rywali, by mieć zwycięstwo w zasięgu ręki, to jesteście w błędzie. Oczywiście wątek romantyczny w książce jest, ale jest on tłem. Pierwsze skrzypce w powieści gra Panika.
Przejdźmy teraz do owej konkurencji. Uczestnicy biorący w niej udział musieli być przygotowani na najgorsze. Na walkę ze swoimi największymi lękami, a nawet na utratę zdrowia czy życia. Sam wątek rywalizacji przewijał się w wielu powieściach: „Igrzyska śmieci”, „Red Rising. Złota krew” czy „Player one”. Nie ukrywam, że obawiałam się pewnych podobieństw, na szczęście okazało się inaczej. „Panika” w żaden sposób ich nie przypomina.
Niemniej jednak mam jedno wielkie zastrzeżenie. Wszystko byłoby pięknie i wspaniale, gdyby owe emocje towarzyszące bohaterom podczas wykonywania tych niebezpiecznych zadań udzieliły się mojej osobie. Muszę przyznać, że nie do końca wczułam się w akcję i los bohaterów był mi całkowicie obojętny.
Same postacie były nakreślone w przyzwoity sposób. Heather to nieco zakompleksiona młoda dziewczyna wychowująca się w patologicznej rodzinie. Nieodpowiedzialna matka w ogóle nie przejmuję się losem dziewczyny i jej młodszej siostry. Wychowują się w przyczepie kempingowej i życie ich nie oszczędza. Heather pragnie lepszego jutra dla siebie, ale przede wszystkim dla siostry.
Dodge jest niesamowicie zdeterminowany. Obrał sobie cel i nie cofnie się przed niczym, aby go osiągnąć. Nakręca go pewne wydarzenie z przeszłości i jest gotowy zrobić wszystko, aby wygrać grę.
Powieść nie jest nastawiona tylko i wyłącznie na rozrywkę. Traktuje o pokonywaniu własnych lęków i ograniczeń. Lauren Oliver podkreśla, że należy odważnie kroczyć przez życie i walczyć ze swoimi słabościami. Tylko wtedy możemy odnaleźć spokój i spełnienie. Najważniejsze to nie tracić nadziei, bez względu na to, co zgotuje nam los…
*** Więcej na: www.houseofreaders.blogspot.com ***
Śmiertelna rozgrywka.
Sześć konkurencji.
Wysoka wygrana pieniężna.
Jeden zwycięzca...
... czyli Panika.
Aby wziąć udział w grze wystarczy spełniać dwa warunki: być świeżo upieczonym absolwentem liceum oraz skoczyć z wysokiej skarpy do piętrzącej się poniżej wody.
Heather spełnia pierwszy wymóg, ale mimo wszystko nie ma zamiaru brać udział w grze, którą uważa za głupią i...
2016-06-07
Znała ją dwa lata, była jej jedyną przyjaciółką i nagle zniknęła, jakby wyparowała. Został tylko pusty dom, wspomnienia i dziwna lista trzynastu rzeczy do wykonania, która przyszła pocztą po jej zniknięciu… Czy dzięki niej uda jej się znaleźć przyjaciółkę? Czy są to wskazówki przez nią pozostawione? Emily zrobi wszystko, aby odnaleźć Sloane.
Emily nigdy nie miała przyjaciół, aż do momentu spotkania swojego całkowitego przeciwieństwa. Były niczym jing i yang – całkowicie odmienne, ale idealnie się uzupełniające. Jedna miała włosy proste jak druty, druga falowane. Jedna była spokojna i wyobcowana, druga szalona i impulsywna. Jedna wolała unikać towarzystwa, druga uwielbiała być w centrum uwagi. To właśnie Sloane w tym duecie wiodła prym, to ona była tą piękną, pewną siebie i lubianą, natomiast Emily zawsze usuwała się w cień. Mimo wszystkich przeciwności, kochały się jak siostry i zrobiłyby dla siebie wszystko, więc co się stało, że Sloane zniknęła bez słowa?
Zachowanie głównej bohaterki z czasem robiło się nieco męczące. Z reguły nie mam nic do nieśmiałych postaci, ale Emily miała również tendencję do użalania się nad sobą i za bardzo zwracała uwagę na opinię innych ludzi i nie ukrywam, że z upływem stron zaczęło mnie to drażnić. Dopiero mniej więcej od połowy książki moje zdanie o niej powoli ulegało zmianie. Emily przeszła prawdziwą transformację. Z szarej myszki, bojącej się ludzi, przekształciła się w śmiałą i odważną osobę.
Jak można się domyślić w książce istotną rolę odgrywa przyjaźń, ale nie tylko ta między Emily, a Sloane, ale również ta nowa i całkowicie niespodziewana. Emily zaczyna otwierać się na świat, a podejmowane przez nią ryzyko prowadzi do poznania cudownych przyjaciół. Collins, Dawn, Beckett i Frank zaczynają być nieodłącznym elementem jej życia.
Wątek romantyczny był naprawdę przyjemny, głównie ze względu na to, że był delikatny, subtelny i nie zdominował całej akcji. Czaił się gdzieś w tle, a co najważniejsze autorka niczego nie przyśpieszała. Uczucie między bohaterami rozwijało się swobodnie i bez pośpiechu.
Poza tym byłam przekonana, że „Odkąd cię nie ma” będzie zawierało większy pierwiastek powieści detektywistycznej. Sądziłam, że Emily będzie prowadziła małe, prywatne śledztwo, a nie do końca tak było, co nie znaczy, że wiązało się to z moim rozczarowaniem. Do całej fabuły nie mam żadnych zastrzeżeń. Jedyne do czego się przyczepie, to zakończenie. Spodziewałam się większego zaskoczenia, czegoś bardziej wstrząsającego.
„Odkąd cię nie ma” to powieść traktująca o walce ze swoimi słabościami oraz szukaniu własnego „ja”. Ukazuję, że nie należy bać się życia i trzeba mieć odwagę, aby czerpać z niego co najlepsze, bo tylko wtedy możemy uzyskać pełnie szczęścia. Wielokrotnie nie wiemy co tracimy, jeśli czegoś nie spróbujemy. Czasami potrzebujemy bodźca, delikatnego pchnięcia, aby rozwinąć skrzydła.
*** Więcej na: www.houseofreaders.blogspot.com ***
Znała ją dwa lata, była jej jedyną przyjaciółką i nagle zniknęła, jakby wyparowała. Został tylko pusty dom, wspomnienia i dziwna lista trzynastu rzeczy do wykonania, która przyszła pocztą po jej zniknięciu… Czy dzięki niej uda jej się znaleźć przyjaciółkę? Czy są to wskazówki przez nią pozostawione? Emily zrobi wszystko, aby odnaleźć Sloane.
Emily nigdy nie miała...
2016-07-31
2016-11-14
Witajcie w Ketterdamie – stolicy Kerchu. Mieście opanowanym przez liczne gangi. Jednym z nim są Szumowiny – szajka, która rośnie w siłę dzięki umiejętnościom swego przywódcy – Kaza Brekkera. Mody złoczyńca dostaję propozycję nie do odrzucenia. Ma szansę zdobyć olbrzymie pieniądze w zamian za wyciągnięcie więźnia ze ściśle strzeżonego więzienia. Twierdzy, z której nikt nigdy nie uciekł, a tym bardziej się nie włamał. Wydawałoby się, że jest to zadanie nie do wykonania, ale czy dla Kaza istnieje coś takiego, jak misja nie do przejścia? Z pomocą odpowiedniej drużyny nie ma rzeczy niemożliwych…
Kaz kompletuje sześciu śmiałków, którzy nie cofną się przed niczym, aby wypchać kieszenie banknotami. Inej nie bez przyczyny dzierżąca przydomek Zjawa - zwinna niczym kot i cicha niczym cień; Nina grisza posiadająca dar leczenia, wpływania na nastrój czy wygląd zewnętrzny; Mathias były druskelle, czyli łowca grisz; Jesper wyśmienity snajper; Wylan – najmłodszy z grupy, odpowiedzialny za ładunki wybuchowe. A całości dopełniał zimny i nieprzenikniony Kaz – mózg całej akcji. Szóstka zbirów. Szóstka wron. Wielka nagroda. Jeden cel.
Postaci niewątpliwie są największą zaletą tej książki. Leigh Bardugo stworzyła prawdziwy kalejdoskop osobowości. Każde z nich zboczyło ze ścieżki sprawiedliwości i autorka powoli wyjaśnia powody ich zdemoralizowania. Najbardziej polubiłam Kaza, ze względu jego tajemnicze usposobienie. Niewątpliwie budził moja ciekawość. Wielokrotnie cofamy się do czasów jego dzieciństwa i dowiadujemy się, co doprowadziło do tego, jakim jest obecnie człowiekiem, a zdecydowanie nie jest on przyjemny w obejściu. Poza tym wielką sympatią obdarzyłam parę Mathias/Nina. Ci śmiertelni wrogowie, mający wspólną, burzliwą przeszłość darli ze sobą koty, a ja z wypiekami na twarzy obserwowałam ich zajadłe kłótnie i czekałam na rozwinięcie ich wątku. Wszystkie te relacje między protagonistami śledziłam z wielkim zaciekawieniem, ale muszę przyznać, że były one dość przewidywalne. Od początku było wiadomo gdzie rozwinie się przyjaźń czy zrodzi głębsze uczucie.
Nie czytałam trylogii Grisza, dlatego cały świat grisz i ich umiejętności był dla mnie całkowicie nowy. Leigh Bardugo w intrygujący sposób przestawiła magię, która doprowadziła do rozłamu między poszczególnymi królestwami (niektóre państwa uważały takie osoby za pomiot szatana, który należy eliminować). Osoby posiadające ten dar, lub przekleństwo (w zależności od spojrzenia) nie mogły liczyć na beztroskie życie, a wręcz przeciwnie, na każdym kroku groziło im pojmanie, niewolnictwo, a nawet znacznie gorszy los… Autorka pokazuje największe bolączki ludzkiej cywilizacji, a dokładnie to, do czego zdolny jest człowiek, który obawia się tego, co nieznane.
Książkę naprawdę przyjemnie mi się czytało, ale nie mogę napisać, abym była nią wniebowzięta. Brakowało mi jakiegoś bodźca, który by spowodował, że włączy się mój zachwyt, albo chociaż większe zaangażowanie. Czekałam, czekałam i w końcu się doczekałam, ale dość późno. Tak naprawdę dopiero ostatnie sto pięćdziesiąt stron zaprzątnęły moją uwagę na całego. Akcja znacznie przyśpieszyła. Wątek sensacyjny, czyli kwestia wtargnięcia do więzienia, była zgrabnie poprowadzona, ale niestety częściowo przewidywalna i patrząc trzeźwo, autorka troszkę podkoloryzowała umiejętności Szumowin. Żadne z nich nie ma więcej niż 17 lat, a takie z nich ninja i mózgi na miarę Hawkinga. No, nie wiem - chyba jestem zbyt wielkim sceptykiem, aby wierzyć w takie wyczyny. Natomiast samo zakończenie pozostawia nadzieję na naprawdę ciekawy kolejny tom, który przeczytam z wielką przyjemnością.
„Szóstka wron” to ciekawa pozycja fantasy, z interesującym światem oraz systemem magicznym. Tom ten traktuję jak pewnego rodzaju wprowadzenie do całości, coś co ma ogromny potencjał, który w moim mniemaniu nie został w stu procentach wykorzystany i mam głęboką nadzieję, że w kolejnej części autorka wykorzysta go w pełni i moje zadowolenie sięgnie zenitu. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kontynuację.
Witajcie w Ketterdamie – stolicy Kerchu. Mieście opanowanym przez liczne gangi. Jednym z nim są Szumowiny – szajka, która rośnie w siłę dzięki umiejętnościom swego przywódcy – Kaza Brekkera. Mody złoczyńca dostaję propozycję nie do odrzucenia. Ma szansę zdobyć olbrzymie pieniądze w zamian za wyciągnięcie więźnia ze ściśle strzeżonego więzienia. Twierdzy, z której nikt nigdy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-21
Cecile udało się uciec z przeklętego Trollus i trafiła do Trianon, gdzie wraz z matką występuję na scenie, co absolutnie nie znaczy, że zapomniała o swoim uwięzionym ukochanym. Dziewczyna zrobi wszystko co w swojej mocy, aby wytropić czarownicę, która napiętnowała trolle. Jednak, aby to uczynić Cecile będzie musiała przeniknąć tajniki magii, nauczyć się jej, a co najważniejsze być sprytniejsza i przebieglejsza od wiekowej i doświadczonej czarownicy. Czy jej się uda? Po drugiej stronie bariery Tristan został uwięziony i oskarżony o zdradę. Surowo ukarany, cierpi codzienne katusze...
Pierwsze sto stron było dla mnie nieco ciężkie, nie potrafiłam wbić się w całą historię, aby czerpać z niej wystarczającą przyjemność. Trochę się męczyłam z początkiem, ale na szczęście z każdą kolejną stroną było tylko lepiej, bo fabuła w końcu ruszyła do przodu. Kilka zwrotów akcji, parę niespodzianek i postępujące intrygi skutecznie umiliły czas, który spędziłam nad lekturą. Książkę czytało się sprawnie i z pewnością nie mogę napisać, że była zła, ale niewątpliwie miała kilka mankamentów.
Muszę przyznać jedną rzecz – po pierwszym tomie bardzo polubiłam głównych bohaterów, a wraz z drugą częścią nieco się zmieniło. Dalej darzę sympatią Tristana, ale postępowanie Cecile nieraz było wkurzające. Po pierwsze, często zachowała się nieracjonalnie, a jej krótkowzroczność kuła mnie w oczy. Po drugie, jej nielogiczne zachowanie niejednokrotnie prowadziło do większych kłopotów, niż gdyby siedziała bezczynnie. Miałam ochotę krzyczeć „przestań! Daj działać innym, a ty po prostu czekaj na rezultaty!”, ale oczywiście uparciucha nie słuchała, co działo mi na nerwy. Wszystko to sprawiło, że ilekroć trafiałam na rozdział Tristana, to na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.
Jednak największym mankamentem „Ukrytej łowczyni” była przewidywalność. Wydawało mi się, że domyśliłam się zakończenia, czyli to kim jest tajemnicza Anushka przed dwusetną stroną, ale cały czas uparcie wierzyłam, że może autorka mnie zaskoczy i w cale nie będzie tak, jak przewidziałam. Skrycie wierzyłam w to do samego końca, ale niestety moja nadzieja okazała się naiwna. I kiedy Danielle L. Jensen ukazała całą prawdę, przepełniło mnie ogromne rozczarowanie. Owe zakończenie zepsuło odbiór całej książki i pozostawiło po sobie nieprzyjemny posmak…
Zauważyłam pewną dziwną nieprawidłowość w tytułach. W „Porwanej pieśniarce” spodziewałam się, że w Cecile będzie nieco więcej z pieśniarki, że jej śpiew odegra jakąś mniejszą czy większą rolę w książce, bo w końcu tak wskazywał tytuł, ale niestety tak się nie stało. Podobnie sprawy się mają z „Ukrytą łowczynią”. Po pierwsze: jaką ukrytą? Cecile paradowała po Trianon, występowała publicznie na scenie, a w swoim postępowaniu nie była dyskretna… hmm… coś mi się nie zgadza. Po drugie bohaterce było bardzo daleko do łowczyni, a bliżej do ofiary. Aż się boję pomyśleć co będzie z „Waleczną czarownicą”…
Niestety „Ukryta łowczyni” nie ustrzegła się klątwy drugiego tomu i mimo iż zauważyłam dobre chęci i od czasu do czasu ciekawe pomysły autorki, to uważam, że nie do końca udało jej się wykorzystać potencjał fabuły, a stworzona przez nią intryga delikatnie pisząc była mizerna. Czy mimo mojego lekkiego rozżalenia sięgnę po trzeci tom? Myślę, że tak, gdyż mimo wszystko chcę poznać zakończenie „Walecznej czarownicy”. Na pewno nie będę się spodziewała fajerwerków czy niespodzianek i podejdę do niego z rezerwą.
Cecile udało się uciec z przeklętego Trollus i trafiła do Trianon, gdzie wraz z matką występuję na scenie, co absolutnie nie znaczy, że zapomniała o swoim uwięzionym ukochanym. Dziewczyna zrobi wszystko co w swojej mocy, aby wytropić czarownicę, która napiętnowała trolle. Jednak, aby to uczynić Cecile będzie musiała przeniknąć tajniki magii, nauczyć się jej, a co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-13
Trolle. Trolle! Muszę wspomnieć, że to słowo mnie przerażało. Zastanawiałam się: „Poważnie? Książka o trollach? I to ma być dobre?”. Byłam strasznie uprzedzona i nawet nie potrafię napisać czemu, dlatego że nigdy nie miałam styczności z trollami w książkach. Wyobrażałam je sobie, jako brzydkie, zielone stwory, hasające po lesie i robiące psikusy. Dlatego podeszłam do tej powieści z przymrużeniem oka i nie spodziewałam się fajerwerków.
I może dzięki temu, że sceptycyzm nie opuszczał mnie aż do momentu sięgnięcia po tę powieść, moje zaskoczenie rosło coraz bardziej z każdą przewijaną kartką. Cécile ma wkrótce opuścić rodzinne strony i udać się na dwór do swojej matki, która jest rozchwytywaną śpiewaczką i uznała, że jej córka jest gotowa, aby podzielić jej los. Niestety siedemnastoletniej Cécile nie będzie dane zasmakować życia sławnej pieśniarki, bo… zostaje porwana i wywieziona do Trollus – miasta pod górą, które jest zamieszkiwane przez magiczne Trolle. Dowiaduje się, że ma zostać połączona z tamtejszym księciem i tym samym doprowadzić do zdjęcia klątwy, która więzi stwory w mieście. Czy jej pojawienie się złamie zaklęcie? A co najistotniejsze: czy wszyscy mieszkańcy miasta pragną wyzwolenia i opuszczenia góry?
Świat stworzony przez Danielle L. Jensen jest bardzo intrygujący. Razem z bohaterką trafiamy i odkrywamy mroczne, pozbawione słońca i zieleni królestwo Trolli. Razem z nią dochodzimy do zaskakujących wniosków, że wszystkie zasłyszane legendy o tych istotach mijały się z prawdą. Spacerując po ulicach miasta obserwujemy to osobliwe społeczeństwo, które ma swoje problemy i wewnętrzne podziały. Władzę absolutną dzierży okrutny król, którego jedynym celem jest usunięcie klątwy i wydostanie się na wolność, ale jakim kosztem? Czy Tristan, syn władcy ma takie samo podejście jak ojciec? Niewątpliwie skrywa tajemnice, ale jakie?
Jeśli jesteśmy przy Tristanie, to może napiszę o nim parę słów, albo rozpłynę się nad jego osobą z zachwytu. Poznajemy go jako wrednego i szalenie ironicznego następcę tronu, który niemiłosiernie działa na nerwy głównej bohaterce. Dosłownie skaczą sobie do gardeł, a ich nieustanne kłótnie zaczynają być tematem plotek mieszkańców miasta. Po prostu pokochałam tego chłopaka za jego prześmiewczą naturę. Wybranka jego serca, a raczej wrzód na jego arystokratycznym tyłku, Cécile na początku jawiła się jako sierotka, która będzie psioczyć nad swoim losem, ale na szczęście tak nie było. Od początku do końca była zdeterminowana i dążyła do wyznaczonego sobie celu. Postaci drugoplanowe też są niczego sobie. Poznajemy Marca kuzyna i przyjaciela Tristana oraz bliźniaków Victorię i Victora, którzy rozśmieszali mnie swoją odwieczną rywalizacją.
Akcja książki była szybka, wydawało mi się, że momentami za szybka – nie wierzę, że to piszę, ale niestety przez to, że pędziła na łeb na szyję, miałam zaburzoną percepcję czasu. Fabuła całej książki była rozciągnięta na wiele tygodni, a ja czułam jakby wszystko działo się niewyobrażalnie szybko. Dlatego według mnie wątek romantyczny troszeczkę kulał. Wiem, że od nienawiści do miłości dzieli tylko cienka lina, ale miałam wrażenie, że główna bohaterka zbyt szybko przekonała się do Tristana (i jego gatunku), a już tym bardziej za szybko go pokochała (w końcu została porwana, zmuszona do małżeństwa).
„Porwana pieśniarka” to niewątpliwie bardzo udany debiut kanadyjskiej autorki. Stworzyła rewelacyjnych bohaterów oraz efektowny wręcz baśniowy świat, do którego chętnie powrócę.
*** Więcej na: wwww.houseofreaders.blogspot.com ***
Trolle. Trolle! Muszę wspomnieć, że to słowo mnie przerażało. Zastanawiałam się: „Poważnie? Książka o trollach? I to ma być dobre?”. Byłam strasznie uprzedzona i nawet nie potrafię napisać czemu, dlatego że nigdy nie miałam styczności z trollami w książkach. Wyobrażałam je sobie, jako brzydkie, zielone stwory, hasające po lesie i robiące psikusy. Dlatego podeszłam do tej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-02-21
Powieść zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym skończyła się „Plaga samobójców”. Bohaterom udało się uciec przed Programem, lecz on nie daję za wygraną i nie chcę wypuścić ich ze swych szponów. Rząd zaniepokojony ciągłym wzrostem zachorowań postanawia wdrożyć w życie przymusowe leczenie dla wszystkich nastolatków. Od tej pory nikt nie uchroni się przed uwięzieniem i wykasowaniem wspomnień…
Od tego momentu życie Jamesa i Sloane zamienia w niekończącą się ucieczkę. Za wszelką cenę chcą obalić Program. Co więcej próbują radzić sobie ze swoją chorobą i starają się odnaleźć w nowej, niezwykle trudnej sytuacji. Zaczynają kolaborować z buntownikami. Aczkolwiek najważniejsze jest to, że nie mogą nikomu zaufać. Każdy może okazać się zdrajcą. ..
„Kuracja samobójców” to bardzo dobra kontynuacja. Wprawdzie fabuła na początku powieści jest bardzo spokojna i stonowana. Nie ma zbyt wielu zwrotów akcji. Pierwsza część książki skupia się na głównych bohaterach i ich wewnętrznych rozterkach. Razem próbują dojść do jako takiego porządku ze swoimi wspomnieniami. Dopiero w drugiej połowie akcja rusza z kopyta. Bohaterowie rzucają się w wir walki.
Klimat książki jest bardzo nostalgiczny i nieco depresyjny. Bohaterowie żyją w ciągłym strachu i napięciu. Niejednokrotnie przez ich zachowanie przebija się panika. Tymczasem mi towarzyszyła ciągła obawa o powodzenie ich misji. Od początku ich los nie był mi obojętny i wzbudzał wiele emocji. Autorka niesamowicie płynnie prowadzi akcję. Jej styl jest lekki, powieść czyta się z niekłamaną przyjemnością.
Bohaterowie niewątpliwie są wielkim atutem tej książki. Jeśli chodzi o dobrze znane nam postaci Jamesa i Sloane wyraźnie widzimy ich wewnętrzne rozterki. Zmagania o odzyskanie każdego najmniejszego wspomniana, a przede wszystkim zaangażowanie w walkę o odzyskanie wolności oraz swojego wewnętrznego „ja”. Jednak nie ukrywam, że Sloane irytowała mnie swoim zachowaniem, a dokładnie niezdecydowaniem. Miotała się jak ryba w sieci, sama nie wiedziała czego chcę.
Poza tym osoba Michaela Realm'a jest ukazana bardziej wnikliwie. Dzięki nowelce „Rehabilitacja” widzimy jakie piętno na jego osobowości odcisnął Program.
Pojawia się kilka nowych postaci, które są naprawdę bardzo interesujące. Niewątpliwie najbardziej godną uwagi jest Dallas, dziewczyna z dredami, która ma w sobie wiele sprzeczności i trudno ją rozgryźć.
Jeśli chodzi o samą genezę Programu, to zostało co nieco wyjaśnione. Jednak z niektórymi wątkami autorka poszła na łatwiznę i nie postarała się o logiczne argumenty. Podobało mi się jak zostały ukazane wady Programu oraz jak zostało objaśnione co tak naprawdę skłania młodych ludzi do samobójstw. I co najważniejsze Suzanne Young świetnie ukazała zaślepienie społeczeństwa oraz wolną amerykankę władzy, która czuje się bezprawna.
„Kuracja samobójców” to świetna powieść ukazująca świeże podejście do walki z okrutnym systemem. To bardzo udana kontynuacja, która jeszcze bardziej zaostrza apetyt na kolejną część, którą wyczekuję ze straszliwym zniecierpliwieniem.
*** Więcej na: www.houseofreaders.blofspot.com ***
Powieść zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym skończyła się „Plaga samobójców”. Bohaterom udało się uciec przed Programem, lecz on nie daję za wygraną i nie chcę wypuścić ich ze swych szponów. Rząd zaniepokojony ciągłym wzrostem zachorowań postanawia wdrożyć w życie przymusowe leczenie dla wszystkich nastolatków. Od tej pory nikt nie uchroni się przed...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jane Eyre w wieku niemowlęcym traci rodziców. Trafia pod opiekę swego wuja i jego rodziny. Po śmierci brata swej matki, dziewczynka zostaję na łasce jego żony, która nie jest z tego powodu zbyt szczęśliwa i niejednokrotnie to okazuje. Również trójka jej dzieci nie odnosi się przyjaźnie do Jane. Poniżana, a nawet bita, uważana za wyrodne dziecko, przynoszące same kłopoty zostaję w końcu odesłana do zakładu wychowawczego dla sierot w Lowood. Jako osiemnastolatka, opuszcza szkołę i dostaje zatrudnienie na posadzie guwernantki w posiadłości Edwarda Fairfaxa Rochestera. Jednak, jak się okazuję jej chlebodawca za murami swej okazałej rezydencji ukrywa mroczny sekret...
Pierwszą rzeczą, o której pragnę napisać, to postacie. Jane polubiłam od pierwszej strony. Co najważniejsze nie jest ona idealna – posiada wady i zalety. Nie należy do piękności, nie czaruję powierzchownością, ale z pewnością nadrabia to swoim charakterem, inteligencją, sposobem spostrzegania świata. Jest osobą wrażliwą, ale jednocześnie silną i posiadającą mocny system wartości moralnych, które przestrzega z całą stanowczością. Wszystkie te cechy sprowadzają się do tego, że jest postacią mocno nieszablonową w stosunku do okresu, w którym przyszło jej żyć.
Natomiast Edward Rochester na początku jawił się jako oschły, zatwardziały, gruboskórny mężczyzna. Jednak z biegiem czasu i dokładniejszym poznaniu okazał się czuły i opiekuńczy. Chociaż muszę przyznać, że było kilka jego zachowań, których nie do końca akceptowałam. Aczkolwiek, po prawdzie jest to mężczyzna, który niesamowicie dużo wycierpiał, popełnił wiele błędów i przyszło mu pokutować za nie przez wiele lat swego życia.
Na kartach tej powieści miałam przyjemność poznać wiele innych niesamowicie ciekawych postaci godnych uwagi, budzących moją sympatię, jak i takich, którym nie byłam przychylna. Jednak na żadną z nich nie pozostałam obojętna.
Poza tym jestem całkowicie wniebowzięta stylem autorki. Chociaż będąc szczerą, muszę przyznać, że z początku trudno było mi się do niego przyzwyczaić, ale później…. aż brak mi słów, aby oddać to jak urzeczona byłam czytając te cudowne, malownicze opisy. To taki rodzaj powieści, którą żyłam całą sobą, każdym zdaniem, słowem. Kiedy przyszło mi czytać dialogi między panem Rochesterem i Jene byłam zachwycona. Jakie ta dwójka potrafiła prowadzić rozmowy!
"Dziwne losy Jane Eyre" nie jest tylko historią miłosną. Charlotte Brontë w genialny sposób oddała czasy XIX-wiecznej Anglii, w której przyszło jej żyć. Pokazała wyraźny podział klasowy oraz wszelkie stereotypy obowiązujące w ówczesnym społeczeństwie.
Na tym kończę, bo jak przyjdzie mi pisać więcej, to zacznę hiperwentylować z zachwytu, bo zaczyna mi brakować tchu. Moja przygoda z klasykami dopiero się zaczęła, ale dzięki tej powieści zrodziła się we mnie chęć, by sięgnąć po więcej. Bez wątpienia watro przeczytać, bo powieść ta jest po prostu wspaniała, wzruszająca, pełna piękna i mądrości, a co najważniejsze przesycona jest zapierającym dech w piersi klimatem. Klasyka w najlepszym wydaniu!
*** Więcej na: www.houseofreaders.blogspot.com ***
Jane Eyre w wieku niemowlęcym traci rodziców. Trafia pod opiekę swego wuja i jego rodziny. Po śmierci brata swej matki, dziewczynka zostaję na łasce jego żony, która nie jest z tego powodu zbyt szczęśliwa i niejednokrotnie to okazuje. Również trójka jej dzieci nie odnosi się przyjaźnie do Jane. Poniżana, a nawet bita, uważana za wyrodne dziecko, przynoszące same kłopoty...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to