Biblioteczka
Jane Eyre to narratorka powieści „Dziwne losy Jane Eyre” autorstwa Charlotte Brontë. Poznajemy ją, gdy zwierza się Czytelnikowi, że nie lubi spacerów, zwłaszcza z przewyższającymi ją zdolnościami fizycznymi kuzynami. Jane jest bowiem sierotą wychowywaną przez ciotkę panią Reed, która nie przepada za swoją podopieczną, ale za to świata nie widzi poza swoimi dziećmi: rozpuszczonym Johnem, upartą i samolubną Elizą oraz kapryśną Georgianą. Jane okazała się jednak najgorsza z nich wszystkich, ponieważ czytała książki z rodzinnej biblioteczki i raczyła porównać Johna do rozbójnika i rzymskich cesarzy.
Źródło ilustracji: http://www.vivarium.com.pl/k/93510/Dziwne-losy-Jane-Eyre.
Pani Reed postanawia pozbyć się niewdzięcznej wychowanki i oddać ją do katolickiej szkoły w Lowood, w której Jane spędza osiem lat - ostatnie dwa już jako nauczycielka. Po osiągnięciu dorosłości podejmuje decyzję o rozpoczęciu pracy jako guwernantka. Na jej ogłoszenie w gazecie odpowiada pani Fairfax, gospodyni majątku Thornfield, w którym rozegra się to, co stanowi swoiste clou całej powieści. W Thornfield Jane poznaje pana Rochestera, rozpoczyna samodzielne życie, buduje swoje pierwsze poważne relacje z innymi ludźmi niż kuzynostwo, współpracownicy i dzieci oraz styka się z tajemnicą, której inni zdają się nie dostrzegać, by w końcu...
Jane szybko ujawnia się jako narratorka tej powieści, od początku przemawia w pierwszej osobie, a czasami wyraźnie zaznacza, że kieruje swe słowa do Czytelnika, a nie notesu. Swoją historię snuje już jako dojrzała kobieta, a więc wydarzenia ze swojego życia ocenia z perspektywy czasu, choć robi wiele by nie oddać tego w tekście. Styl pisania stara się dostosowywać do opisywanej sytuacji oraz wieku, w jakim ówcześnie była. Bardzo ważną cechą jej twórczości jest oddanie charakteru postaci poprzez język, jakim się posługuje. Pan Rochester wyraża się więc niczym wyrafinowany dandys, Adelka, podopieczna Jane, mówi jak większość dziewczynek w jej wieku - emocjonalnie i dużo, a St. John tak jak przystało na człowieka o wielkim umyśle. Styl całej powieści można opisać jako wysublimowany i dopracowany, jakby z wielką dokładnością utkany z koronki.
Jane Eyre jest modelem nowoczesnej kobiety swoich czasów, projektem Charlotte Bronte, która nie zgadzała się z realiami swojej epoki, ale też nie odrzucała ich w całości. Wątki społeczno-obyczajowe są kluczowe dla zrozumienia twórczości Charlotte i przewijają się przez całą jej sztandarową powieść. Panna Eyre już jako dziewczynka śmiało protestowała przeciwko wysokiej pozycji Johna w Gateshead i krzyczała: „Pana! Jakim sposobem on jest moim panem? Czyż ja jestem jego służącą?”[str,11]. Był to pierwszy komentarz Charlotte dotyczący wiktoriańskiej obyczajowości. Problem oceniania ludzi według majątku i urodzenia jest kluczowy dla całej tej powieści; to on jest praprzyczyną występowania wielu innych reguł, którym pisarka otwarcie się sprzeciwia: zawieraniu małżeństw z ludźmi z odpowiedniego stanu, katolickim obłudnikom i ich wątpliwej dobroczynności i wielu innym podobnym kwestiom. Jednocześnie Charlotte wydaje się odnajdywać w rzeczywistości jasne jej strony. Kierownikowi szkoły w Lowood panu Brocklehurstowi przeciwstawia szlachetnego St. Johna. Swawolnej, chcącej bawić się życiem Georgianę samą Jane, która, choć stawiana jako pewien wzór, jest spokojna, rozważna i, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, świadoma zajmowanego przez siebie miejsca w hierarchii społecznej.
Najstarsza z sióstr Brontë równie zawzięcie protestowała przeciwko wiktoriańskiej obłudzie, co broniła pewnych standardów. Jej twórczość jest równie dualistyczna: z jednej strony czerpiąca z romantyzmu to, co w nim najlepsze, z drugiej zakorzeniona w klasycznej angielskiej poetyce. Typowo romantyczne są wątki gotyckie reprezentowane m.in. przez thornfieldowską tajemnicę, której rozwiązanie wpłynie na losy tytułowej bohaterki oraz symbolika natury i miejsca w ogóle. W twórczości Charlotte natura nie jest tylko tłem, a materiałem symbolicznym, niosącym ze sobą pewien sens, zaś miejsce, rozumiane jako dowolnej wielkości przestrzeń, wymaga wystąpienia pewnego typu postaci, czy określonych zachowań (Gateshead Hall jako typowy szlachecki angielski dworek i rodzina Reed, oddalone od dużych skupisk ludzkich Marsh End/Morr House i spokojny żywot jego mieszkańców).
„Dziwne losy Jane Eyre” są wielowymiarową powieścią, którą czytać, i o której pisać i mówić można bez końca. Można tę książkę po prostu przeczytać, śledząc jedynie losy głównych bohaterów, a można studiować ją pod względem chrześcijańskiej filozofii głównej bohaterki czy feministycznej postawy pisarki. Każdy z nich będzie dobry i każdy udowodni nam, że mamy do czynienia z arcydziełem najwyższej próby.
Jane Eyre to narratorka powieści „Dziwne losy Jane Eyre” autorstwa Charlotte Brontë. Poznajemy ją, gdy zwierza się Czytelnikowi, że nie lubi spacerów, zwłaszcza z przewyższającymi ją zdolnościami fizycznymi kuzynami. Jane jest bowiem sierotą wychowywaną przez ciotkę panią Reed, która nie przepada za swoją podopieczną, ale za to świata nie widzi poza swoimi dziećmi:...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-06
Anna Stanisławska uważana jest za pierwszą polską pełnoprawną poetkę. Cały jej dorobek literacki stanowi tylko jeden tekst ,,Transakcyja", której pełny tytuł to ,,Transakcyja albo Opisanie całego życia jednej sieroty przez żałosne treny od tejże samej pisane roku 1685". Jak sama nazwa tego dzieła wskazuje tekst ten powstał w 1685 roku, czyli w czasie dojrzałego baroku, trzysta dwadzieścia dziewięć lat temu. Całość składa się z siedemdziesięciu siedmiu różnej długości i tematyki trenów.
,,Transakcyja" opowiada o życiu Stanisławskiej, które nie należało do najłatwiejszych. Na autorce i jej zmarłym w dzieciństwie bratem wygasł bowiem ród Stanisławskich. Między innymi z tego powodu tekst ten jest utrzymany w pesymistycznym tonie. Pierwszym mężem Anny był upośledzony umysłowo Jan Warszycki zwany przez swą żonę wymownie - Ezopem, kolejne małżeństwa, szczęśliwe, zakończyły się wraz z rychłą śmiercią obu mężów. Pomimo licznych przeciwności losu poetka nie ustawała w dążeniach o szczęśliwy żywot. Pod koniec życia zajmowała się głównie dbaniem o swój rozległy majątek oraz pomaganiem Kościołowi i ubogim.
Treny, za sprawą niejakiego Jana Kochanowskiego kojarzą nam się głównie z liryką funeralną, smutną i przepełnioną żalem. Część utworów Stanisławskiej również nie należy do najweselszych, ale część, najprawdopodobniej nieświadomie, poetka uczyniła komicznymi. Do takich należą zwłaszcza treny opisujące jej pożycie z Ezopem. Jan Warszycki najprawdopodobniej był psychicznie chory, choć jego schorzenie pozwoliło mu na względną samodzielność. Czasami jednak czyniło z niego, cytuję teraz Zbigniewa Kuchowicza, kompletnego debila. Rankiem, tuż po nocy poślubnej, którą małżonkowie spędzili osobno, gdy już wepchnięto go do sypialni Anny, ten zaczął... łapać muchy:
,,A nazajutrz po śniadaniu,
a przy mojem ubieraniu,
Ledwo w Ezopa wmówili,
czyli go też już wtrącili
Do pokoju, gdzie poziera,
a palcem prochy ociera.
Coś mu szepcą - on jak głuchy,
a po oknie łapa muchy"
Choroba psychiczna to jednak tylko jeden z wielu problemów młodego Warszyckiego. Kolejnym był jego despotyczny ojciec - typowy napuszony magnat, a do tego furiat którego przywary Stanisławska opisała rewelacyjnie. Słynny na cały kraj kasztelan Warszycki nie zadbał o wychowanie i ogładę syna, wierząc w to, że jego pieniądze pomogą mu znaleźć odpowiednią kandydatkę na żonę. Niestety, trafił na niejaką Annę Stanisławską, która nie zaliczała się do pokornych niewiast i umiała zadbać o siebie. Po śmierci swojego ojca, przyszła poetka doprowadziła do rozwodu (!) z Ezopem i związała się z Janem Zbigniewem Oleśnickim, który niedługo po ślubie zmarł na cholerę, a następnie z Janem Bogusławem Zbąskim (Stanisławska wybitnie upodobała sobie to imię), który podczas odsieczy wiedeńskiej został postrzelony w nogę i zmarł na skutek zakażenia krwi. Resztę życia Anna spędziła jako wdowa.
Wszystkie te wydarzenia zostały w Transakcyi skrupulatnie opisane. Poetka miała to szczęście, że większość słów jakich użyła do konstruowania swojego tekstu nie wyszły z użycia do dzisiaj, lub są łatwe do odczytania dla współczesnego czytelnika. Wszelkie niejasności związane z korektą oraz redakcją tego tekstu zostały wyjaśnione przez Idę Kotową, polską filolog, która w 1935 roku wydała krytyczne wydanie tego tekstu. Jedyne, co przeszkadzało mi podczas lektury tej książki to rymy gramatyczne, typu wiosna-radosna, które nie irytują jedynie w wierszykach stworzonych przez maluchy, a które upodobała sobie Stanisławska. Jest to jednak jedyny znaczący mankament tego utworu.
Polecam tę książkę czytelnikom, którzy są zainteresowani zarysem obyczajowości polskiej w XVII wieku oraz opisem przeżyć kobiety, która w tych trudnych czasach nie mogła cieszyć się nawet szczęściem rodzinnym. Tego typu problemy są aktualne bez względu na to, w jakiej epoce żyjemy, zaś jeśli chodzi o obyczajowość to wydaje mi się, że czytanie opracowań historycznych warto uzupełnić czytaniem tekstów źródłowych. W takim układzie odkrywanie przeszłości staje się fascynującą przygodą, przeżycia której serdecznie Wam życzę.
Anna Stanisławska uważana jest za pierwszą polską pełnoprawną poetkę. Cały jej dorobek literacki stanowi tylko jeden tekst ,,Transakcyja", której pełny tytuł to ,,Transakcyja albo Opisanie całego życia jednej sieroty przez żałosne treny od tejże samej pisane roku 1685". Jak sama nazwa tego dzieła wskazuje tekst ten powstał w 1685 roku, czyli w czasie dojrzałego baroku,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-03-22
Zmierzenie się z książką-legendą, napisaną przez pisarza-legendę, nigdy nie jest łatwe. Oczekuje się od niej o wiele więcej niż od ,,zwykłych" publikacji. Czasami nasze oczekiwania są zbyt duże i czytana książka, pomimo swoich walorów, wydaje nam się gorsza, niż się spodziewaliśmy, lub po prostu zła. O Roku 1984 przeczytałam już naprawdę wiele, oczywiście samych dobrych rzeczy, w związku z czym trochę bałam się tej lektury, bałam się rozczarowania. George Orwell chybaby się za to na mnie obraził. Czy słusznie?
Głównym bohaterem tej powieści jest Winston Smith, pracownik Departamentu Prawdy. Jego praca polega na niszczeniu, lub tłumaczeniu na nowomowę, nieaktualnych (czyt. zgodnych z prawdą) dokumentów. W Oceanii nie jest to zajęcie w jakikolwiek sposób odbiegające od normy. Partyjni mogą pracować w Ministerstwie Literatury, Obfitości, Miłości, Pokoju, lub, podobnie jak Smith, w Ministerstwie Prawdy. Ludzie nienależący do partii to prole, zwani również proletariatem. Nad praworządnością myśli i poczynań obywateli Oceanii czuwa Wielki Brat, który śledzi ich z licznych teleekranów i plakatów porozwieszanych po całym mieście. Partia wie o każdym ruchu ,,maluczkich" i opracowuje coraz to nowsze sposoby czytania w ich myślach. Ludzie stanowiący potencjalne zagrożenie dla angsocu (socjalizmu angielskiego) są ewaporowani - znikają z teraźniejszości i przeszłości.
Winston nauczył się żyć w tym świecie. Bohater potrafi kontrolować każdy swój gest, każdy grymas na twarzy. Wspomniana samokontrola jest konieczna ponieważ Winston nie wierzy w Partię. Dostrzega wszystkie jej oszustwa i sprzeczności w jej ideologii. Marzy o dołączeniu do na wpół legendarnego Braterstwa planującego obalić Wielkiego Brata. Pewnego dnia spotyka Julię, kobietę, która początkowo wydaje się być jego wrogiem i pracownikiem Ministerstwa Myśli. Okazuje się jednak, że Julia jest jego sprzymierzeńcem. Winston zakochuje się w dziewczynie, dzięki której ma możliwość odnalezienia cząstki niczym niezmąconej wolności. Para postanawia zwierzyć się ze swoich rewolucyjnych przekonań O'Brienowi, który wydaje się być człowiekiem godnym zaufania. Tylko czy w tak (anty)utopijnym świecie można komukolwiek ufać?
Co ja mogę napisać Wam o tej książce? Czytajcie i kochajcie? Zrozumcie i nie zapomnijcie? Nie wiem. Roku 1984 się nie czyta, tę książkę się przeżywa. Klasyka literatury ma to do siebie, że każde słowo ma w niej znaczenie. W tej powieści każde słowo ma dwojakie znaczenie (czyżby było to zgodne z regułą dwójmyślenia?): jedno jest związane z poprawnością stylu, drugie tworzy metaforę ocierającą się o ironię, którą należy w odpowiedni sposób odczytać. Bardzo pomocny jest w tym surowy język Orwella, który przerażające treści podaje nam jakby to było sprawozdanie. Zabieg ten sprawia, że rzeczywistość przedstawiona w Roku 1984 jest jeszcze bardziej wstrząsająca.
Książki takiej jak ta nie napisałby człowiek, który nie mógłby charakteryzować się inteligencją i spostrzegawczością. O tym, że Orwell mógł pochwalić się tymi cechami nikogo nie trzeba nikogo informować, ważne jest to, jak olbrzymi wpływ miały one na jego twórczość. Oto jak Orwell prezentuje goldsteinowski sposób pojmowania toku historycznego:
,,Od początku czasów historycznych (...) na świecie istnieją trzy warstwy ludzi: górna, średnia i dolna. (...) Cele poszczególnych warstw są absolutnie nie do pogodzenia. Celem górnej jest utrzymanie swojej pozycji, średniej - zamiana miejsc z górną. Celem dolnej, jeśli akurat go ma - gdyż na ogół jej przedstawiciele są zbyt ogłupieni ciężką pracą fizyczną, aby myśleć o czymkolwiek poza żmudną codziennością - jest znieść przywileje i stworzyć społeczeństwa, w którym wszyscy będą równi. "
Niezłe, prawda? Dostrzeżenie tego błędnego koła toczących się niby-przemian społecznych i opisanie ich w tak bezpośredni sposób to absolutne mistrzostwo świata. Aby przybliżyć Wam tę powieść, planowałam zamieścić w swojej recenzji, kilka wartych zapamiętania cytatów z niej pochodzących, ale zrezygnowałam z tego zamiaru. Nie chciało mi się cytować 286 stron tekstu.
Nie mam już nic więcej do dodania. Jeśli czytaliście już tę książkę, doskonale wiecie, że jest ona arcydziełem absolutnym. Jeśli jej lektura wciąż jest przed Wami, na pewno ktoś zdążył Wam powiedzieć, że warto się z nią zapoznać. Ja tylko to potwierdzę. Spójrzcie na ilustrację zamieszczoną na okładce tej książki. Wyobraźcie sobie, że ten widok macie przed swoimi oczami dzień w dzień, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Życzę miłej lektury.
Zmierzenie się z książką-legendą, napisaną przez pisarza-legendę, nigdy nie jest łatwe. Oczekuje się od niej o wiele więcej niż od ,,zwykłych" publikacji. Czasami nasze oczekiwania są zbyt duże i czytana książka, pomimo swoich walorów, wydaje nam się gorsza, niż się spodziewaliśmy, lub po prostu zła. O Roku 1984 przeczytałam już naprawdę wiele, oczywiście samych dobrych...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-24
Książka legenda. Bardzo miło mi się ją czytało. Poza oczywistym świątecznym jej wątkiem, uważny czytelnik odkryje w tej powiastce opis społeczeństwa współczesnego Dickensowi. Na pewno kiedyś do niej wrócę.
Książka legenda. Bardzo miło mi się ją czytało. Poza oczywistym świątecznym jej wątkiem, uważny czytelnik odkryje w tej powiastce opis społeczeństwa współczesnego Dickensowi. Na pewno kiedyś do niej wrócę.
Pokaż mimo to2013-11-30
Uwielbiam stragany z książkami wystawiane wzdłuż najpopularniejszych deptaków w wakacyjnych kurortach. Można w nich znaleźć wspaniałe książki w naprawdę niskich cenach. W tym roku udało mi się upolować ,,Córkę kapitana" autorstwa Aleksandra Puszkina. Jestem wielką miłośniczką wierszy Puszkina, wiec byłam bardzo ciekawa jak taki liryczny geniusz poradził sobie w tak nietypowej dla siebie formie.
Słówko o fabule. Młodziutki Piotr Griniow zostaje wysłany przez swojego ojca do wojska. Jednak nie do Petersburga, miasta dworskich uciech, lecz do przyjaciela seniora, na prowincję. Pietia przyjeżdża do twierdzy Biełogorskiej spotykając po drodze dwóch ciekawych jegomościów, wobec których zachowuje się nad wyraz szlachetnie.
W końcu przyszły żołdak trafia do swojego poczciwego kapitana i jego żony przy i oczywiście zakochuje się w ich córce, strachliwej Maszy Iwanownej. Młodzi nie mają jednak okazji by spędzić ze sobą odrobinę czasu bowiem samozwaniec Pugaczow nadciąga w bliskie twierdzy rejony podbijając wszystkie okoliczne warownie i mordując ich przywódców. Pomimo szlachetnej postawy kapitana twierdza Białogorska również zostaje zdobyta. Wszyscy oficerowie zostają natychmiast powieszeni. Wszyscy oprócz Piotra, dlaczego? Okazuje się, że bycie dobrym i przy okazji młodzieńczo naiwnym czasami się opłaca.
Młodziutka Masza zostaje ukryta u miejscowego popa, a Piotr robi wszystko, by ją uwolnić i powstrzymać nieobliczalnego Pugaczowa. Przygoda właśnie się zaczyna.
Fabuła książki jest dość prosta i przewidywalna. Przypomina typowy romans historyczny, wczesne ,,Ogniem i mieczem" (czyżby nasz Sienkiewicz wzorował się na Puszkinie?). Problem w tym, że wszystko w tej książce jest aż za bardzo przewidywalne i naiwne. Dodatkowo, wyjątkowo drażniące są redaktorskie pomyłki. Wydawało mi się, że kolekcja Hachette to jednak jakaś marka tymczasem nie oszczędzono mi smaczków typu: ,,Tego wieczoru nastój miałem czuły i serdeczny", czy ,,Zostałem awansowano do stopnia oficera". Jeśli zdecydujecie się sięgnąć po tę książkę, polecam sięgnąć po wydanie Państwowego Instytutu Wydawniczego, za którym szczerze przepadam.
Wracając do samej książki. Puszkin zdecydowanie lepiej odnajduje się w liryce i jej odwołaniach do ludzkiej wyobraźni i uczuć. W ,,Córce kapitana" wiele wątków zostało pominiętych, a na koniec wszystko w cudowny sposób dobrze się skończyło dzięki łaskawej imperatorowej Katarzynie II. Książka liczy sobie 145 stron podczas gdy akcji wystarczyłoby na kilka tomów. Wtedy byłoby to arcydzieło, teraz czytelnik kończąc lekturę czuje pewien niedosyt.
Nie chcę Was jednak całkowicie zrażać do tej powieści, którą średnio wyrobiony czytelnik jest w stanie pochłonąć w godzinkę, góra dwie. Puszkinowi udało się tchnąć w tę książkę rosyjską duszę oraz stworzyć postać, która zdobyła moje serce. Sewielicz, stary opiekun głównego bohatera, uparty i na swój sposób inteligentny jest jednym z lepiej wykreowanych bohaterów literackich, na jakich miałam przyjemność się natknąć.
,,Córka kapitana" jest idealną lekturą na zimowy wieczór dla kogoś, kto pragnie cofnąć się w czasie do romantycznej XVIII-wiecznej Rosji. Jeśli macie ochotę na raczej lekką, trochę wyidealizowaną powieść to z czystym sercem polecam Wam Puszkina.
Uwielbiam stragany z książkami wystawiane wzdłuż najpopularniejszych deptaków w wakacyjnych kurortach. Można w nich znaleźć wspaniałe książki w naprawdę niskich cenach. W tym roku udało mi się upolować ,,Córkę kapitana" autorstwa Aleksandra Puszkina. Jestem wielką miłośniczką wierszy Puszkina, wiec byłam bardzo ciekawa jak taki liryczny geniusz poradził sobie w tak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Już dawno nie byłam tak poruszona żadną książką. Emil Zola to klasyk, z którego twórczością jednak do tej pory nie przyszło mi się zapoznać. Wiedziałam o nim tyle, że był on prekursorem, a zarazem mistrzem naturalizmu i napisał ,,Nanę". Gdy tylko usłyszałam o tej książce (niestety, od razu zdradzono mi zakończenie) bardzo chciałam ją przeczytać, ale jakoś nie było nam po drodze. Za to ostatnio udało mi się dostać ,,Germinal" tego autora i zachęcona pozytywnymi recenzjami znalezionymi w internecie natychmiast zaczęłam ją czytać.
Mam taki nawyk, że przed rozpoczęciem lektury dowolnej książki, muszę przeczytać jej ostatnie zdanie. W przypadku ,,Germinalu" brzmiało ono: ,,Wzrastała czarna armia mścicieli, w głębokich bruzdach kiełkował wolno posiew, aby rozerwawszy skorupę ziemi przynieść plon w nadchodzącym stuleciu.". Zdanie to jest dla mnie wyjątkowe z trzech powodów. Po pierwsze, jest ono świetnie napisane, zapisałam je sobie w notesie. Po drugie, zapowiada rewolucję społeczną, która nastąpi w XX wieku (pamiętajmy, że ,,Germinal" powstaje w 1885 roku). I w końcu po trzecie, stanowi doskonałe uwieńczenie jednej z lepszych książek, jakie miałam przyjemność przeczytać.
Pewnego mroźnego dnia Stefan Lantier, bezrobotny maszynista przybywa w poszukiwaniu pracy do kopalni le Voreux, gdzie udaje mu się znaleźć zatrudnienie. Mężczyzna pomieszkuje w biednej, ale poczciwej rodzinie górniczej Maheu. Stefan szybko orientuje się, że górnicy są wykorzystywani przez Towarzystwo, cierpią głód i niedolę nie mając żadnych szans na poprawę swojego losu. Postanawia to zmienić i organizuje w mieście filię Międzynarodówki zajmującej się poprawą sytuacji robotników na całym świecie. W le Voreux dochodzi do strajku, na czele którego staje Stefan. Początkowo wszystko wydaje się iść w dobrym kierunku, jednak po pewnym czasie górnikom zaczyna doskwierać głód, który prowokuje ich do gwałtownych działań. Górnicy zaczynają niszczyć kopalnie i atakować swoich przełożonych, a Stefan traci kontrolę nad sytuacją. Sprawy zaczynają przybierać coraz bardziej dramatyczny obrót, aż w końcu dochodzi do tego, że żandarmi decydują się otworzyć ogień do protestujących.
Ulotka zapowiadająca publikację ,,Germinala"
Tej książce nie brakuje niczego, co uważane jest za wyznacznik dobrej powieści. Nie licząc elementów fabuły, o których wspomniałam powyżej w książce spotykamy interesujący i niebanalny trójkąt miłosny, w kolejnych rozdziałach ścierają się racje robotników i burżujów i nic nie okazuje się być takie, jakim się wydaje. Żadna postać występujące w książce nie jest czarna, ani biała (no, może poza panią Hannebou, ale to już jest przypadek wrodzony burżuazyjnej głupoty i ignorancji). Żadna postawa wobec problemu walki kapitału i pracy nie została pominięta, a na szczególną uwagę zasługuje to, w jaki sposób Zola przedstawił nędzę górników. Naturalizm jednoznacznie kojarzy nam się z epatowaniem naturalnością rozumianą jako okrutna dosadność. ,,Germinal" jest jednak tak napisany, że żadna sytuacja nie wydaje się nam przesadzona ani sztuczna. Mistrzostwo!
Na koniec chciałabym wspomnieć o tym, że nie warto bać się tej powieści. Jasne, że porusza ona poważne tematy, ale została napisany w sposób, który nie utrudni lektury nawet wielbicielom lekkich książek na jeden wieczór. Zaręczam, że każdy znajdzie w ,,Germinalu" coś dla siebie.
Już dawno nie byłam tak poruszona żadną książką. Emil Zola to klasyk, z którego twórczością jednak do tej pory nie przyszło mi się zapoznać. Wiedziałam o nim tyle, że był on prekursorem, a zarazem mistrzem naturalizmu i napisał ,,Nanę". Gdy tylko usłyszałam o tej książce (niestety, od razu zdradzono mi zakończenie) bardzo chciałam ją przeczytać, ale jakoś nie było nam po...
więcej mniej Pokaż mimo to
,,Kronika polska" Galla Anonima to jedna z książek, o przeczytanie których nigdy bym się nie podejrzewała. Ponad 800-letnie dzieło anonimowego autora nie wydaje się być zbyt atrakcyjne dla współczesnego czytelnika. A jednak, zajęcia z historii literatury polskiej zmusiły mnie do zabrania się za ten tekst i muszę przyznać, że jestem nim wyjątkowo pozytywnie zaskoczona.
Kronika, a właściwie dzieje skupiają się na opisie panowania trzech Bolesławów: Chrobrego, Śmiałego i Krzywoustego, choć autor nie poskąpił czytelnikowi wiadomości o Mieszku I czy Piaście i Popielu. Jednak nie sama akcja jest w tej książce warta uwagi. To styl i języka Galla jest prawdziwie godny podziwu i nie raz wywołał uśmiech na mojej twarzy. Niewygodne epizody kończone są zazwyczaj twierdzeniem ,,długo by o tym mówić" i kończeniem wątku. Śmiem twierdzić, że w obecnych czasach autor byłby całkiem niezłym specem od PR-u.
To, co zazwyczaj odstręcza nas od starszych utworów to archaizmy, trudne słowa, które już dawno temu wyszły z użycia i z pewnością pozostają poza kręgiem naszych zainteresowań. W ,,Kronice polskiej' oczywiście jest ich całkiem sporo, ale nie są to wyrazy, których nie jesteśmy wstanie zrozumieć. Dodatkowo, zostały one użyte w taki sposób, że pomagają nam poczuć klimat czasów, z których pochodzą jednocześnie nie utrudniając nam lektury książki.
Kronika została napisana na zlecenie Bolesława Krzywoustego. Da się to odczuć nawet nie znając tego faktu historycznego gdyż opisy dokonań przodków tegoż króla stanowią tylko tło dla opowieści o nim samym. Książka nie jest zbyt obszerna, jedynie dwieście dwadzieścia kilka stron, z czego ponad połowa to wstęp Mariana Plezi (bardzo interesujący!). Wartą ją przeczytać z kilku oczywistych powodów - warto jest znać swoje korzenie, a poza tym można sobie poprawić humor kolejny raz zauważając zakamuflowane aluzje Galla Anonima kierowane do Bolesława dotyczące spodziewanego wynagrodzenia za trud włożony w przygotowanie kroniki. Polecam!
,,Kronika polska" Galla Anonima to jedna z książek, o przeczytanie których nigdy bym się nie podejrzewała. Ponad 800-letnie dzieło anonimowego autora nie wydaje się być zbyt atrakcyjne dla współczesnego czytelnika. A jednak, zajęcia z historii literatury polskiej zmusiły mnie do zabrania się za ten tekst i muszę przyznać, że jestem nim wyjątkowo pozytywnie...
więcej mniej Pokaż mimo to
,Miłość w czasach zarazy" to jedna z najbardziej znanych książek Gabriela Garcii Marqueza, a zarazem jedna z najpiękniej zatytułowanych powieści wszech czasów (ex aequo ze ,,Sto lat samotności" tego samego autora). Już od dawna przymierzałam się do przeczytania tej kopalni cytatów obleczonej w fabułę, ale zawsze coś stało mi na drodze. Ostatnio w końcu udało mi się sięgnąć po tego autora i była to jedna z najlepszych lekturowych decyzji, jakie kiedykolwiek udało mi się podjąć.
Fermina Daza odrzuca zakochanego w niej Florentina Arizę po czym wychodzi za mąż za Juvenala Urbino, cenionego w mieście lekarza. Książka liczy sobie blisko pięćset stron, na których śledzimy losy bohaterów do ostatnich ich dni. Pomimo tego, że wątek nieszczęśliwej miłości wydaje się być już wyświechtany i mało interesujący to Marquez udowadnia swojemu czytelnikowi, że jest to wierutna bzdura. Sposobem na to, by historia nieszczęśliwie zakochanego mężczyzny wydała się czytelnikowi interesująca są doskonale i przede wszystkim wiarygodnie zarysowani bohaterowie. Poznajemy ich charakter, wygląd, codzienne zwyczaje, a nawet dziwactwa. Żadna postać występująca w tej powieści nie wydała mi się przerysowana, a to się rzadko zdarza.
Ogromnym plusem tej książki jest ukazanie innego spojrzenia na instytucję małżeństwa, tak dziś niepopularną. W ,,Miłości w czasach zarazy" perypetie bohaterów schodzą na drugi plan, najważniejsza jest właśnie miłość.
Gabriel Garcia Marquez jest mistrzem tzw. realizmu magicznego, jego styl jest bardzo liryczny, delikatny. Mam wrażenie, że gdyby ten autor miałby opisać dajmy na to kredę zrobiłby to w taki sposób, że za wszelką cenę musiałabym ją mieć. Pomimo wyraźnej odmowy Ferminy Dazy Florentino Ariza nie przestaje wierzyć w sukces, a raczejswoją szansę, czyli śmierć doktora Urbino, do której, od razu to zaznaczmy, nie ma zamiaru się przyczynić. To długoletnie wyczekiwanie dodatkowo dodaje tej książce magii i melancholii.
W 2007 roku nakręcono ekranizację tej powieści, w której główną rolę zagrał Javier Bardem. Niestety, nie miałam jeszcze okazji jej oglądać, ale podobno jest wyjątkowo udana.
Podsumowując tę recenzję chciałabym przytoczyć jeden z komentarzy, które możecie znaleźć na portalu lubimyczytac.pl: ,,Ta książka zachwyciła mnie niemal wszystkim, co w sobie miała, od języka zaczynając, na głębi przesłania kończąc.".
,Miłość w czasach zarazy" to jedna z najbardziej znanych książek Gabriela Garcii Marqueza, a zarazem jedna z najpiękniej zatytułowanych powieści wszech czasów (ex aequo ze ,,Sto lat samotności" tego samego autora). Już od dawna przymierzałam się do przeczytania tej kopalni cytatów obleczonej w fabułę, ale zawsze coś stało mi na drodze. Ostatnio w końcu udało mi się...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-09-29
Ładnych parę lat temu obejrzałam fragment filmu, którego nie mogę zapomnieć do dziś. Włączyłam go w momencie gdy jakaś kobieta wbiegając na ulicę została potrącona przez nadjeżdżający z dużą prędkością samochód. Obraz jej zmasakrowanego ciała zaniesionego przez świadków wypadku do jednego z okolicznych budynków i złożone na stole zapadł mi w pamięć jak żaden inny kadr filmowy (nigdy przesadnie nie interesowałam się kinem). Teraz, gdy już skończyłam czytać ,,Wielkiego Gatsby'ego" Francisa Scotta Fitzgeralda dowiedziałam się, że był to kadr z ekranizacji tejże książki. Domyślam się, że ta informacja w żaden sposób nie sprawiła, że Wasze życie zmieniło się nie do poznania (moje również pozostało takie samo), ale miło jest się dowiedzieć, że już kiedyś miałam już do czynienia z tą historią.
„Ile razy masz ochotę kogoś krytykować (...) przypomnij sobie, że nie wszyscy ludzie na tym świecie mieli takie możliwości jak ty.”
I wojna światowa dobiegła końca, miliony amerykańskich chłopców wracają do swych domów. Jednym z nich jest Nick Carraway, który przybywa do Nowego Yorku, by robić karierę.W pewnym momencie poznaje niebotycznie bogatego Jaya Gatsby'ego, również weterana I wojny światowej. Mężczyzna wydaje się dość nachalnie zabiegać o jego przyjaźń. Po pewnym czasie okazuje się, że Gatsby'ego łączy coś z Daisy Buchanan, żoną znajomego Nicka ze studiów.
Jak we wszystkich książkach i w tej istnieje wątek główny, wokół którego toczą się poczynania bohaterów. Mimo to, mam wrażenie, że historia Gatsby'ego jest tylko pretekstem ku temu, by ukazać życie zblazowanych wyższych klas społecznych po I wojnie światowej. Nick Carraway to typowy amerykański dorobkiewicz z dobrego domu, Gatsby jest już zdecydowanie ciekawszą postacią. Wychowany na zachodnim wybrzeżu chłopak od najmłodszych lat musiał zarabiać na swoje utrzymanie. Jego życie diametralnie się zmienia gdy poznaje ekscentrycznego milionera, Dana Cody'ego i wyrusza z nim w podróż.Wtedy właśnie młody Gatsby zauważa, że można żyć inaczej, lepiej. Szczególnie ciekawie opisane są postacie Daisy i Toma Buchanana. Pomimo tego, że byli oni ludźmi, którym miałam ochotę splunąć w twarz, nie zostali oni opisani w sposób przerysowany. Zostali oni przedstawieni jako małżeństwo, które możemy spotkać tuż za rogiem, co powinno nas przerażać gdyż:
Francis Scott Fitzgerald
,,Tom i Daisy niszczyli rzeczy i ludzi, a potem wracali do stanu absolutnej beztroski, do swoich pieniędzy, do tego wszystkiego, co trzymało ich razem, i piwo, którego nawarzyli kazali pić innym...".
,,Wielki Gatsby" przypomina mi książkę innego przedstawiciela tzw.straconego pokolenia, Ernesta Hemingwaya i jego ,,Słońce też wschodzi". Pomimo tego, że Fitzgerald nie wziął udziału w I wojnie światowej to w jego prozie również można dostrzec rozgoryczenie rzeczywistością. Fitzgerald obdziera z magii amerykański sen, w który niektórzy wierzą do dzisiaj. Lata dwudzieste, które wciąż uznawane są za ,,niepowtarzalne i piękne" okazały się być okrutne i niewiele warte.
Powieść-klasyk, najsłynniejszy tekst Francisa Scotta Fitzgeralda absolutnie mnie nie zawiódł. Tę książkę można czytać na n sposobów. Dowiemy się z niej o wiele więcej niż tylko tego, że pieniądze szczęścia nie dają. Polecam!
Ładnych parę lat temu obejrzałam fragment filmu, którego nie mogę zapomnieć do dziś. Włączyłam go w momencie gdy jakaś kobieta wbiegając na ulicę została potrącona przez nadjeżdżający z dużą prędkością samochód. Obraz jej zmasakrowanego ciała zaniesionego przez świadków wypadku do jednego z okolicznych budynków i złożone na stole zapadł mi w pamięć jak żaden inny kadr...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-08-29
Dlaczego ,,choroba nie zajęła wraz z miłością, orężem i zazdrością miejsca pośród głównych tematów literatury'?
To właśnie pytanie przyświeca całemu tekstowi Woolf. Książek, które opowiadałby o chorobie jest (cóż za gra słów) jak na lekarstwo, a przecież jest to stan, który towarzyszy człowiekowi, przez całe jego życie, a czasem nawet je kończy.
Cały esej to zaledwie 13 stron (książka ma ich 41, ale większość to znakomity wstęp Harmione Lee). Tyle wystarczyło pisarce by udowodnić czytelnikowi, że choroba to wartościowy motyw literacki, który co i rusz powinien pojawiać się na kartach kolejnych powieści. Co ciekawe, udowodniając swoją tezę Virginia Woolf wyjątkowo często odwoływała się do... Szekspira!
Dodatkowym atutem tej książeczki jest ukazanie udręki osoby przykutej do łóżka, która została odcięta od życia, które kochała i została skazana na litość bliskich, która wcale nie jest niczym przyjemnym. Trzeba być naprawdę uzdolnioną osobą, by zawrzeć tyle treści w tak krótkim tekście.
Dlaczego ,,choroba nie zajęła wraz z miłością, orężem i zazdrością miejsca pośród głównych tematów literatury'?
To właśnie pytanie przyświeca całemu tekstowi Woolf. Książek, które opowiadałby o chorobie jest (cóż za gra słów) jak na lekarstwo, a przecież jest to stan, który towarzyszy człowiekowi, przez całe jego życie, a czasem nawet je kończy.
Cały esej to zaledwie 13...
2013-07-29
Bałam się tej recenzji. Nazwisko autora zdążyło już obrosnąć w mit, stać się symbolem... sama nie nie wiem, czego. Pewnego stylu życia? Niepokorności? Literackiego, niewymuszonego geniuszu? Afer i kontrowersji? Pewnie wszystkiego po trochu. Tak, czy siak zawsze podziwiałam styl Hemingwaya i to pomimo tego, że czytałam tylko kilka jego tekstów. Pierwsza jego poważna publikacja, po którą sięgnęłam to ,,Słońce też wschodzi", które teraz mam przyjemność dla Was recenzować.
Wydanie, które czytałam kupiłam na stoisku antykwarycznym podczas IV Warszawskich Targów Książki za całe cztery złote. Książka pochodzi z 1966 roku, została wydana przez Państwowy Instytut Wydawniczy z i wydrukowana przez Łódzką Drukarnię Działową z siedzibą przy ulicy Rewolucji 1905 roku. Ot, ponury znak czasów. Okładkę zdobi dziwaczne i na swój sposób piękne dzieło Pabla Picassa. Zawsze zazdrościłam artystom modernizmu specyficznej bohemy, w której się skupiali. Piękne czasy dla sztuki współczesnej.
O fabule tej książki można powiedzieć w skrócie, że jest to powieść o niczym. Są takie i dobrze wiecie, że nie zawsze stanowi to zarzut w stosunku do danego dzieła. Głównym bohaterem jest Jake (możemy podejrzewać, że pierwowzorem tej postaci był sam autor), który pije. Mężczyzna jest dziennikarzem, oraz ma kilkoro przyjaciół, którzy piją razem z nim. Dodatkowo z wzajemnością kocha się w Lady Brett Ashley, ale nie może związać się z nią na stałe ponieważ podczas wojny ,,poświęcił ojczyźnie coś więcej niż życie". W pewnym momencie wszyscy postanawiają wyjechać do hiszpańskiej Pampeluny by wziąć udział w tradycyjnej fieście, której nieodłączną częścią są gonitwy byków oraz... picie.
,,To dlatego, że (...) nigdy nie słyszałem z jego ust zdania, które wyróżniałoby go spośród innych ludzi"
Uprzedzałam, w książce brak jest jakiegokolwiek punktu kulminacyjnego lub zwrotu akcji. Nie oczekujcie na to. Hemingway jest głównym przedstawicielem tzw. straconego pokolenia, czyli ludzi urodzonych w ostatnich latach XIX wieku, którzy mają za sobą udział w I wojnie światowej. Wyrazem poczucia bezsensu autora jest właśnie ,,Słońce też wschodzi". Bohaterowie bawią się, a tak naprawdę ich życie, ich rozmowy są puste. Żaden z nich nie ma w życiu jakiegokolwiek celu. Trzydziestoczteroletnia Brett zachowuje się jak nastolatka, rozkochuje w sobie mężczyzn, których następnie bez słowa odrzuca.Samą siebie nazywa per dziwką, ale nie ma zamiaru zmienić swojego zachowania. Anglik Harris, który pojawia się w książce na dosłownie kilku stronach jest cieniem człowieka i zaledwie kilkudniowy kontakt z Jake'm i Billem traktuje jak wybawienie. Wszyscy bohaterowie tej książki muszą uczyć się żyć na nowo, tęsknią za czasami ,,przed wojną", gdy wszystko było jeszcze zwyczajne i normalne.
Od razu zaznaczam, że książka nie spodoba się wszystkim. Zanim przystąpiłam do napisania tej recenzji przeczytałam mnóstwo negatywnych opinii na temat tej powieści. W ogóle mam wrażenie, że popularność Hemingwaya przechodzi ostatnio kryzys, a samego pisarza ocenia się głównie przez pryzmat jego zamiłowania do polowań i corridy. Myślę, że to błąd. Hemingway operuje językiem i stylem, obok którego nie da się przemknąć obojętnie, przynajmniej mi się to nie udało. ,,Słońce też wschodzi" to oprócz ciągu zdarzeń składających się na fabułę niezwykle skrupulatny opis obyczajów oraz świadectwo epoki współczesnej autorowi. Warto sięgnąć po tę książkę, uwierzcie mi i zaryzykujcie.
Bałam się tej recenzji. Nazwisko autora zdążyło już obrosnąć w mit, stać się symbolem... sama nie nie wiem, czego. Pewnego stylu życia? Niepokorności? Literackiego, niewymuszonego geniuszu? Afer i kontrowersji? Pewnie wszystkiego po trochu. Tak, czy siak zawsze podziwiałam styl Hemingwaya i to pomimo tego, że czytałam tylko kilka jego tekstów. Pierwsza jego poważna...
więcej mniej Pokaż mimo to
Najlepsza książka, jaką kiedykolwiek czytałam. Polecam!
Dokładna recenzja:
http://strofki.blogspot.com/2013/07/wsrod-kamienia-i-gargulcow.html
Najlepsza książka, jaką kiedykolwiek czytałam. Polecam!
Dokładna recenzja:
http://strofki.blogspot.com/2013/07/wsrod-kamienia-i-gargulcow.html
2013-04-16
Fantastyczna książka, podziwiam Kapuścińskiego za jego dociekliwość, odwagę i pomysłowość, która w całej okazałości uwydatniła się w tej książce. Fragmenty wypowiedzi rozmówców naszego reportera są znakomicie dobrane i wyselekcjonowane dzięki czemu czytelnik może czuć się niczym uczestnik, a właściwie obserwator wydarzeń opisanych w tekście. Gorąco polecam!
http://strofki.blogspot.com/2013/04/czcigodny-pan-nie-mia-nawyku-czytania.html
Fantastyczna książka, podziwiam Kapuścińskiego za jego dociekliwość, odwagę i pomysłowość, która w całej okazałości uwydatniła się w tej książce. Fragmenty wypowiedzi rozmówców naszego reportera są znakomicie dobrane i wyselekcjonowane dzięki czemu czytelnik może czuć się niczym uczestnik, a właściwie obserwator wydarzeń opisanych w tekście. Gorąco...
więcej mniej Pokaż mimo to
Piękny wiersz. Wiadomo, że historia Ordona potoczyła się inaczej niż życzyłby sobie Mickiewicz, ale absolutnie nie zmienia to wymowy tekstu.
Przeczytanie tego wiersza to powinność wynikająca nie tylko z obowiązku realizowania podstawy programowej w liceum, ale i z nazywania się obywatelem Najjaśniejszej. Polecam.
Piękny wiersz. Wiadomo, że historia Ordona potoczyła się inaczej niż życzyłby sobie Mickiewicz, ale absolutnie nie zmienia to wymowy tekstu.
Przeczytanie tego wiersza to powinność wynikająca nie tylko z obowiązku realizowania podstawy programowej w liceum, ale i z nazywania się obywatelem Najjaśniejszej. Polecam.
Za takie książki dostaje się Nobla. Panowie - czapki z głów!
Za takie książki dostaje się Nobla. Panowie - czapki z głów!
Pokaż mimo to2013-02-04
To było moje drugie podejście do tej książki. Nie pamiętam, dlaczego wcześniej przerwałam lekturę ponieważ ,,Ja, Klaudiusz" to jedna z lepszych książek, jakie miałam przyjemność czytać. Dzieło Graves'a jest dowodem na to, jak zdegenerowanym środowiskiem był starożytny Rzym, który niewiele wspólnego miał ze wzorem imperium, o którym uczymy się na lekcjach historii. Kończąc już chciałabym jeszcze pochylić czoła przed piórem i wiedzą autora. Polecam.
To było moje drugie podejście do tej książki. Nie pamiętam, dlaczego wcześniej przerwałam lekturę ponieważ ,,Ja, Klaudiusz" to jedna z lepszych książek, jakie miałam przyjemność czytać. Dzieło Graves'a jest dowodem na to, jak zdegenerowanym środowiskiem był starożytny Rzym, który niewiele wspólnego miał ze wzorem imperium, o którym uczymy się na lekcjach historii. Kończąc...
więcej mniej Pokaż mimo to
Oto książka, która odczarowała dla mnie PRL. Wcześniej kojarzyłam ten okres ze staniem w kolejach, tytułowaniem się per ,,towarzyszu" i innymi dość (o zgrozo!) zabawnymi sprawami. Dopiero ,,po Hłasce" zaczęłam rozumieć tragedię Polski powojennej, zarówno tę polityczną jak i społeczno-obyczajową.
Nie jest to książka dla ludzi o słabych nerwach. Co prawda krew nie leje się tu strumieniami, wampirów czy innych straszydeł też tu nie uraczymy, ale sama rzeczywistość jest tu prawdziwie i wystarczająco przerażająca. Dla mentalnie dojrzałych.
Oto książka, która odczarowała dla mnie PRL. Wcześniej kojarzyłam ten okres ze staniem w kolejach, tytułowaniem się per ,,towarzyszu" i innymi dość (o zgrozo!) zabawnymi sprawami. Dopiero ,,po Hłasce" zaczęłam rozumieć tragedię Polski powojennej, zarówno tę polityczną jak i społeczno-obyczajową.
Nie jest to książka dla ludzi o słabych nerwach. Co prawda krew nie leje się...
Tygodnik „Wędrowiec” powstał w 1863 roku i początkowo funkcjonował jako ambitne czasopismo zajmujące się tematyką geograficzno-etnograficzną. Dwadzieścia lat później, po zakupieniu przez Artura Gruszeckiego, stał się jednym z najważniejszych filarów polskiego dziennikarstwa kulturalnego, a to dzięki tekstom między innymi Antoniego Sygietyńskiego, Stanisława Witkiewicza, Adolfa Dygasińskiego. Program tego czasopisma, wyrastający z inspiracji francuskim naturalizmem i sztuką realistyczną, wywarł znaczny wpływ na ówczesny rozwój polskiej sztuki i krytyki sztuki. W swoim czasie z „Wędrowcem” związał się również Bolesław Prus, który na jego łamach wydał swoją pierwszą istotną powieść - „Placówkę”.
Za głównego bohatera tej powieści można uznać albo Józefa Ślimaka, albo Józefa Ślimaka z rodziną (jako bohatera zbiorowego). Józef jest pokornym chłopem, który wraz z żoną, dwoma synami, parobkiem Maćkiem i małą znajdą żyje na kawałku ziemi, którą od wieków uprawiali jego przodkowie. Teraz, dwadzieścia lat po uwłaszczeniu, ta ziemia oraz przypisany do niej inwentarz należą do niego wraz ze wszystkimi tego dobrodziejstwami i niekoniecznie dobrodziejstwami. Czasy nie są łaskawe, sąsiedzi nie są wyrozumiali i zawzięcie tępią tych, którym się powodzi, pan jest zapatrzony w panią, która z kolei niemiłosiernie się na wsi nudzi i czym prędzej chce przeprowadzić się do miasta. Państwo po otrzymaniu intratnej propozycji decydują się w końcu sprzedać majątek i zostawić chłopów samopas. Na dodatek we wsi pojawiają się niemieccy kolonizatorzy, którzy pod względem cywilizacyjnym wyraźnie górują nad mieszkańcami folwarku i czyhają na ich ziemie, chcąc rozbudować swoją osadę.
„Placówka” była kiedyś lekturą szkolną, co zostawiło swój ślad w jej licznych interpretacjach. Według wielu podręczników jest to powieść o bohaterskiej walce chłopa, prawdziwego patrioty, o polską ziemię. Jestem w stanie zaakceptować tę interpretację, ale po kilku jej poprawkach. Po pierwsze, Ślimak nie jest patriotą, z jego ust ani raz nie pada słowo „Polska” - jest chłopem, „tutejszym”. Po drugie, nie walczy o polską ziemię, a o swoją ziemię. Ślimaka można uznać co najwyżej za nieświadomego i nieco przypadkowego bojownika o polskość. Patrzenie na tę książkę przez pryzmat walki z zaborcą, zaciemnia jej rzeczywistą wymowę. O tym, jaka ona miała być najlepiej świadczą powiązania Prusa z „Wędrowcem”.
Późniejszy autor „Lalki” związał się z tym czasopismem dzięki przyjaźni ze Stanisławem Witkiewiczem i na miarę możliwości czerpał z jego programu. „Placówka” jest tego najlepszym dowodem, ponieważ jest to powieść na wskroś naturalistyczna. Bohaterowie reprezentują określone typy ludzkie, które spodziewalibyśmy się spotkać na XIX-wiecznej wsi i jednocześnie są obdarzeni indywidualnymi cechami i psychologiczną głębią (vide Maciej Owczarz - kulawy pachołek przerzucany z miejsca na miejsce, który po odnalezieniu azylu w domu Ślimaka, odwdzięcza mu się pracując na gospodarstwie ponad siły). Jest to jedna z pierwszych polskich powieści, w których chłopski bohater jest bohaterem z krwi i kości, a nie romantyczną kreacją chłopa.
Na dość jednolitym wizerunku tej książki pojawia się rysa w postaci dynamicznego i nieprawdopodobnego zakończenia. Ono też ma swoją funkcję, ale żeby ją opisać, musiałabym zdradzić wiele wątków fabularnych, a to mogłoby zepsuć przyjemność płynącą z lektury tej książki. Ważną cechą tej książki jest brak patosu. Prus wystrzegał się górnolotności (za co bardzo go lubię) i swoją „Placówkę” uczynił kroniką życia chłopskiej rodziny, na którą spadają kolejne nieszczęścia, także te z wątkiem ojczyźnianym w tle. Jest to książka zupełnie inna niż „Lalka”, z którą ten pisarz jest kojarzony i nie odważyłabym się ich porównywać, choć mają one jedną cechę wspólną - na ich temat można pisać kolejne książki, zwykła recenzja nie odda ich bogactwa.
Tygodnik „Wędrowiec” powstał w 1863 roku i początkowo funkcjonował jako ambitne czasopismo zajmujące się tematyką geograficzno-etnograficzną. Dwadzieścia lat później, po zakupieniu przez Artura Gruszeckiego, stał się jednym z najważniejszych filarów polskiego dziennikarstwa kulturalnego, a to dzięki tekstom między innymi Antoniego Sygietyńskiego, Stanisława Witkiewicza,...
więcej Pokaż mimo to