-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać206
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
-
Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2012-01-10
2011-09-12
2011-08-07
2011-08-09
2011-08-17
2011-08-09
2011-07-17
Chodząc między księgarnianymi półkami myślałam tylko o jednym. Znaleźć jakąś sensowną i koniecznie ambitną powieść. Jednak mimo moich dobrych chęci, zatrzymałam się przy książce o fioletowej okładce i widniejącym w środku kwiatku o tym samym kolorze. Mówiła tylko: "Weź mnie! Proszę, weź mnie i przeczytaj!". Co miałam bezradna zrobić, jak to dzieło rozbrajało mnie "wzrokiem"? A że asertywność, a raczej odmawianie nie leży w mojej naturze, to cóż... Kupiłam ją.
Niemniej jednak do "Wakacji z piekła" podeszłam dość sceptycznie. Czego można się w końcu spodziewać po pracy zbiorowej? Niczego wielkiego. I muszę stwierdzić, iż bardzo dobrze zrobiłam, gdyż moje rozczarowanie nie było takie wielkie, niż gdybym podeszła do tego z wielkim zapałem.
"Wakacje z piekła" to książka, która dzieli się na pięć części. Każda jest autorstwem poszczególnych autorek. Pierwszą stworzyła Sarah Mlynowski - nieznana zapewne nikomu autorka, takich książek, jak "Milkrun". Nie zostały one jednak wydane w Polsce. Jedyne dzieło tej autorki, jakie możemy zdobyć w naszym kraju, to "Koktajl mleczny" lub opowiadanie "Łowy", znajdujące się w "Wakacjach z piekła".
"Łowy" to płytkie opowiadanie z pustymi bohaterkami. Są mało realistyczne; wydawać się może wręcz, że to roboty, a nie żywe dziewczyny. Kristin to nieśmiała dziewczyna, która nie ma odwagi zagadać do żadnego chłopaka. Natomiast Liz jest jej przeciwieństwem. Jest pewna siebie i nie boi się rozpocząć rozmowy z płcią przeciwną. Pewnego dnia wybierają się na podróż statkiem, gdzie szukają chłopaków "na jedną noc". Kiedy już ich znalazły, okazało się, iż to "na jedną noc" nie oznacza to, co rzeczywiście oznacza, lecz... A no właśnie. Tu jest ten pytajnik.
Drugie opowiadanie było ciut lepsze od poprzedniego. Cassandra Clare, autorka "Miasta kości", spisała się o wiele lepiej. Jej opowiadanie, które nazwane zostało "Domem Luster" opowiada o zakochanej na zabój w Evanie Violet. Okazuje się, że jej matka wychodzi za ojca Evana. Niestety wszystko nie jest, jak z bajki. Ojciec Evana bije swoją żonę i znęca się nad nią, a Evan dodatkowo zaczyna coraz częściej odwiedzać pewną sąsiadkę. Czy wyniknie z tego coś dobrego?
Claudia Gray zaś stworzyła coś mało oryginalnego, ale dodała do tego polepszającą nutkę."Nie lubię twojej dziewczyny" to opowiadanie o dwóch dziewczynach, które rywalizują ze sobą o pewnego chłopaka. Trochę pusta i głupia fabuła, jednak to opowiadanie idealnie nadaje się do tej antologii, gdyż koniec nie jest taki przewidywalny.
Najbardziej podobały mi się jednak dwa ostatnie opowiadania. Na pierwszym miejscu był "Dekret o podejrzanych" Maureen Johson. Dwie siostry wyjeżdżają na wakacje do Francji, gdzie zostają przekierowane, że tak powiem, na francuską prowincję. Tam najbliższy sąsiad jest kilka albo nawet kilkanaście metrów dalej. I do tego bardzo dziwny sąsiad, który szuka w swoim ogrodzie psa, a na własnym ciele ma ziemię. Czyżby go zakopał, a teraz szuka kości potrzebnych do zupy cebulowej, która już stoi na gazie? Na pewno nie. A co powiedzieć o dłoni jego żony, przechowywanej w ogródku? Deser po obiedzie? A najgorsza jest jednak historia, którą opowiedział dziewczynie. Co ta historia robi z człowiekiem i co się stało do jasnej ciasnej z jego żoną?
Ostatnie opowiadanie - "Nigdzie nie jest bezpiecznie" - pobija inne na głowę. Narratorem jest chłopak, który wraz z przyjaciółmi wyjeżdża na samodzielne wakacje. Muszą sobie radzić sami. Nawet wtedy, gdy trafiają do miasteczka, w którym kiedyś zawarto pakt z diabłem. Razem z przyjaciółmi obserwują niepokojące zachowanie mieszkańców tego miasteczka. Co im chodzi po głowie i o co chodzi z tą głową kozła i warkoczykami?
Jak już mówiłam, pierwsze trzy opowiadania były tak naprawdę beznadziejne, jednak dwa ostatnie można przeczytać spokojnie. Choć te dzieła nie są ambitną lekturą, to i tak je polecam. Przyznam, że z "Nigdzie nie jest bezpiecznie" powstałaby całkiem niezła książka, po którą sięgneliby wszyscy fani fantastyki i nie tylko. Muszę powiedzieć, iż mam za złe tej autorce (Libba Bray), że zamiast napisać czegoś innego i wykorzystać to opowiadanie do nowej książki, kazała (a raczej kazało - samo przez się) kupić albo wypożyczyć "Wakacje z piekła", tylko dla jej opowiadania.
Chodząc między księgarnianymi półkami myślałam tylko o jednym. Znaleźć jakąś sensowną i koniecznie ambitną powieść. Jednak mimo moich dobrych chęci, zatrzymałam się przy książce o fioletowej okładce i widniejącym w środku kwiatku o tym samym kolorze. Mówiła tylko: "Weź mnie! Proszę, weź mnie i przeczytaj!". Co miałam bezradna zrobić, jak to dzieło rozbrajało mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-07-28
Wyobraźmy sobie małe, aczkolwiek malownicze miasteczko. W pobliżu morze i plaża, trochę dalej piękne zielone tereny, a pomiędzy nimi domy, domki letniskowe oraz kilka budynków rekreacyjnych. Jak ktoś z własnej woli mógłby się stamtąd wyprowadzić, prawda? A jednak zrobiła to Megan - matka Bree, Jess, Abby i Kevina; żona sławnego architekta (który zresztą zbudował do miasteczko). Chciała uciec od swojego aż nazbyt pracowitego męża i wszystkiego, co złe. Za jej śladami poszły również córki i jej jedyny syn. Bree wyjechała do Chicago, zaraz po tym jak poroniła dziecko, które nosiła przez jakiś czas w brzuchu. Zraniła uczucia Jake'a, raz na zawsze tracąc u niego zaufanie. W nowym mieście poznała wybitnego dramaturga, gdyż wcześniej sama przelewała swoje uczucia na papier. Jej dzieła zostały wystawione na deskach teatru, jednak pomimo tego, postanowiła wrócić do rodzinnego miejsca. Tak samo jak jej siostry, a zaraz po tym brat, będący dotychczas sanitariuszem w Iraku.
Niektórym wydaje się, że ludzie mający już swoje lata, nie mogą albo po prostu nie mają życia towarzyskiego. Jednak za sprawą Megan i Micka, wychodzimy z tego założenia. Po kilkanastu latach spędzonych ze sobą, stwierdzili, iż potrzebują chwili wytchnienia. Trwała ona ponad sześć lat. Ale po tym czasie wrócili do siebie. Proces ten nie trwał długo, ale też nie krótko. Albowiem powroty do siebie nie są takie łatwe, na jakie mogą wyglądać. Przekonała się o tym na własnej skórze Bree, która nadal wynosiła na piedestał swego ukochanego Jake'a. Próbowała o nim nie myśleć. Chciała zacząć nowe życie. Jednak los chciał inaczej. Bree założyła własną kwiaciarnię, co było pierwszym krokiem, ku drugiemu rozdziału. Tymczasem okazało się, że jedyną osobą, od której może otrzymać kwiaty, jest Jake. Czas złączył te dwie osoby w jedność.
W tej powieści całkiem marginalną rolę pełni Jenny - córka Conni, siostry Jake'a. Zakochała się bowiem w pewnym chłopaku o imieniu Dillon. On ewidentnie chciał jednego, a Jake miał jemu i symultanicznie Jenny to wyperswadować. Bree wpadła na pewnien pomysł, a była to podwójna randka. Tymi dwoma parami była ona i Jake oraz jego siostrzenica z chłopakiem. Randka ta odbyć miała w czasie koncertu ulubionego zespołu Jenny. Po koncercie dziewczyna była strasznie zadowolona, a Dillon prawdopodobnie stracił chęć do tego "jednego".
Powieść Sherryl Woods pokazuje nam, jak ważne są rodzinne więzi, które nie mają prawa zostać przerwane nawet w najgorszych chwilach. Chodzi tu także o miłość, która jest istotna w życiu człowieka. Z "Zapachu żółtych róż" możemy wywnioskować, że warto spełniać swoje marzenia. Wszakże to one budują nam drogę ku doskonałości.
Książka ta jest bardzo osobliwa w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wspaniali bohaterowie, których można polubić od razu lub przeciwnie - znienawidzić. Miejsce akcji jest zharmonizowane. Nie potrafię znaleźć innego adekwatnego przykładu. Wiem jednak, że łatwo wpasować się do atmosfery panującej w Chesapeake Shores. Jednakże mimo tych faktów czuję lekki niedosyt. Bree bowiem miała założyć własny teatr regionalny, ale w tej części na pewno nie dowiemy się, czy podjęła jakikolwiek większy krok w tę stronę.
Wyobraźmy sobie małe, aczkolwiek malownicze miasteczko. W pobliżu morze i plaża, trochę dalej piękne zielone tereny, a pomiędzy nimi domy, domki letniskowe oraz kilka budynków rekreacyjnych. Jak ktoś z własnej woli mógłby się stamtąd wyprowadzić, prawda? A jednak zrobiła to Megan - matka Bree, Jess, Abby i Kevina; żona sławnego architekta (który zresztą zbudował do...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-07-27
Książkę dostałam na gwiazdkę. Tak, dobrze widzicie. Nie wiem czemu wcześniej jej nie przeczytałam. Była w dwóch wcześniejscych stosikach bodajże. I ciągle ją przenosiłam do następnych. Za bardzo zwlekałam, więc wzięłam się w garść i w końcu przeczytałam te "Trzy życzenia".
Rose Dumerle to dziewczyna, która straciła rodziców w wypadku samochodowym. Po tym zdarzeniu zamieszkała wraz ze swoją ciocią Jenny. Nie żyło się im zbyt dobrze, gdyż Jenny była dość ubogą osobą - utrzymywała się z krawiectwa.
Pewnego dnia Rose wypowiedziała na swoim blogu trzy życzenia. Nigdy nie spodziewała się, że mogą zostać spełnione. Przekonała się na własnej skórze, jak bardzo ważna jest przy tym rozwaga.
Ten dzień zaczął się całkiem niewinnie. Dopiero gdy wróciła ze szkoły, przekonała się, iż nigdy go nie zapomni. W domu zastała Blanche - sekretarkę... jej dziadka Valentina!
Valentin był zamożnym człowiekiem, mieszkał w zamku i miał własną służbę. Z zawodu był pisarzem, o czym Rose dowiedziała się nieco później. Za jego namową (przekazaną przez Królowę Śniegu - Blanche) pojechała do Francji, gdzie miała zamieszkać na dwa miesiące. Ale najpierw poszła z Blanche na zakupy. Udało jej się wtedy zdobyć parę srebrnych pantofelków.
Kiedy była już na miejscu, poznała własnego dziadka, którego nie widziała od kilku lat. Ba, od początku swojego życia! Bardzo go polubiła, więc chętnie została we Francji.
Poznała również syna Blanche - Charliego. Był bardzo tajemniczy i trochę dziwny. Na początku w ogóle się do nikogo nie odzywał, ale potem zaczął być strasznie "szarmancki" dla Rose.
Oprócz tego spotkała Paula Fontain'a, który, tak samo jak Charlie, wydał jej się enigmatyczny oraz jego cioteczną babkę - Renee, na którą mówili "wiedźma".
Wszystko było w porządku. Nic nie wskazywało na to, że ktoś chce ją zabić. Kto to był? Charlie, Paul czy może ktoś inny? Tego dowiecie się po przeczytaniu książki.
Wspaniała książka. Początek może nie był genialny, ale bardzo ciekawy. W żadnym momencie nie myślałam o tym, żeby cisnąć książką w kąt. Jednak wciągnęłam się dopiero w połowie i za nic na świecie nie mogłam się odciągnąć. Wiele osób może mnie uznać za dziwną, ale czytałam nawet w nocy o północy z lampką w ręku.
Styl autorki niezmiernie pasuje do głównej bohaterki. Czytając "Trzy życzenia" myślałam, że ta książka to dzieło samej Rose, a nie Isabelle Merlin. Rzecz jasna, nie mam na myśli tego, iż książka napisana jest dziecinnym językiem, lecz to, że autorka kapitalnie wczuła się w rolę.
Ogólnie książka idealna na deszczowe dni albo na samotny wieczór. Początek poprawi na humor, a koniec nie pozwoli zasnąć, gdyż nadal będziemy mieli pozytywne odczucia.
Książkę dostałam na gwiazdkę. Tak, dobrze widzicie. Nie wiem czemu wcześniej jej nie przeczytałam. Była w dwóch wcześniejscych stosikach bodajże. I ciągle ją przenosiłam do następnych. Za bardzo zwlekałam, więc wzięłam się w garść i w końcu przeczytałam te "Trzy życzenia".
Rose Dumerle to dziewczyna, która straciła rodziców w wypadku samochodowym. Po tym zdarzeniu...
2011-07-14
Zdobyłam tę książkę poprzez pech mojej siostry. Zgubiła bowiem dzieło znanego pisarza Paula Coelha z biblioteki i musiała zakupić książki albo książkę o tej samej wartości. Wymieniłam się z nią za "Sprzysiężenie Dominus", które było w bardzo nienagannym stanie. I teraz posiadam "Diewczynę w Mieście Aniołów".
Benjamin jest od czterech lat narzeczonym Sary. Uważa, że praca jest od niej ważniejsza. Zamiast poświęcić jej czas, charuje niczym wół. Ale czy naprawdę tylko i wyłącznie poświęca się pracy? Sara jest mu oddana całym sercem i jest w stanie znieść dla niego wszystko. Przeprowadziła się nawet do Los Angeles, bo myślała, że wkrótce Benjamin się do niej wprowadzi i zaczną żyć, jak powinni. Jednak Benjamin to kawał drania. Zostawił Sarę samą na pastwę losu. I jak kazał jej się przeprowadzić, tak teraz nie chciał opłacać jej czynszu. Biedna kobieta musi poszukać sobie opłacalnej pracy, żeby wystarczyło na czynsz i jedzenie. Zostaje zatrudniona w firmie, gdzie pracuje jej przyjaciółka. Niestety tam jest traktowana jak służąca, więc się zwalnia. Wkrótce trafia na wręcz idealną robotę. Jednak wszystko musiał popsuć nieistniejący incydent. Właśnie tak trafia na Taylora, który wciska jej wizytówkę, mówiąc, że jeśli szuka współlokatorki, to niech zadzwoni pod ten numer. Sara jest zdruzgotana. Nie ma pracy, nie ma pieniędy, a czynsz jest zbyt duży, aby go opłacić. Zmuszona jest zadzwonić pod ten numer. Odbiera dziewczyna, która wydaje się być wredną kobietą. I taka faktycznie jest. Ciągle imprezuje, nie zważając na nic. Jednak coś, a raczej ktoś - mianowicie Sara - potrzebuje jej pomocy, której zresztą niechętnie udziela. Sara staje się taką samą imprezowiczką, ale czy coś dobrego z tego wyniknie?
Zacznę może od miejsca akcji. Dzielnica Gejów? Niezbyt zachwycające. Zwłaszcza jeśli chodzi o samego Benjamina, który na tę nazwę wzdrygnąłby się mimowolnie. To także nie był raj dla samej Sary. Jak można żyć wśród mężczyzn, wiedząc, że żaden nie jest Tobą zachwycony? Na początku Sarze to nie przeszkadzało, bo miała Bena, ale potem musiała sobie znaleźć jakiegoś kandydata na partnera. Wypadło na pewnego faceta, który, jak się okazało, miał żonę. Beznadziejna sprawa.
To wszystko działo się w dwudziestym pierwszym wieku, gdzie nic nie jest takie dobre, jak powinno się wydawać. Osobiście nie chciałabym mieszkać pod dachem z osobą, która ma wsystko gdzieś i liczy się dla niego tylko imprezowanie, zważając na to, iż jestem dość spokojną osobą i nie w głowie mi dyskoteki.
Większość bohaterów była irytująca. A zwłaszcza Martika. Jak już wspomniałam, nic się dla niej nie liczyło, oprócz klubów, alkoholu, facetów i oczywiście wyglądu. Wspaniałego zresztą. Taylor natomiast był dość specyficzną osobą. Wszystkich traktował przyjaźnie. Zbyt przyjaźnie, jak na homosekualistę przystało. "Kochanie" to było jego najczęstsze słowo. Mnie to osobiście denerwuje, jak ktoś, zwłaszcza dorosły, mówi tak na kogoś. A jeśli chodzi o Benjamina. Kawał drania, jak już mówiłam. Pracoholik. Kochał Sarę, ale miał na boku dziewczynę. Później z nią zamieszkał, a w tym samym czasie chciał pogodzić się z Sarą. Mieli naet wziąć ślub, ale na szczęście Martika do tego nie dopuściła. I w tym momencie zobiła coś pożytecznego. Zaś Sara była osobą naiwną. Jak można wierzyć facetowi, że na pewno przyjedzie do ciebie za cztery miesiące i przy tym cię nie zdradzi, kiedy ty jesteś daleko od niego? Nikt nie wierzy, oprócz Sary. I to mnie drażniło. Czekała na niego, czekała. Potem mu wybaczyła zdradę. Chciała za niego wyjść, chociaż on ją oszukać. Nie do pomyślenia.
Ta seria - "Literatura w spódnicy" - jest szczerze powiedziawszy wersją "Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty" dla kobiet. Troszkę to zniechęca do sięgnięcia po tę książkę, a sama fabuła nie wydaje się należeć do najciekawszych. Jednak pomimo tego, polecam "Dziewczynę w Mieście Aniołów".
Zdobyłam tę książkę poprzez pech mojej siostry. Zgubiła bowiem dzieło znanego pisarza Paula Coelha z biblioteki i musiała zakupić książki albo książkę o tej samej wartości. Wymieniłam się z nią za "Sprzysiężenie Dominus", które było w bardzo nienagannym stanie. I teraz posiadam "Diewczynę w Mieście Aniołów".
Benjamin jest od czterech lat narzeczonym Sary. Uważa, że praca...
2011-07-25
2011-07-16
Tytuł wydaje się nam całkiem pesymistyczny. "Z deszczu pod rynnę" to stare powiedzenie, które znaczy nic innego, jak przenieść się z beznadziejnej sytuacji do o wiele gorszej. Jednak coś mnie do niej zachęciło. Szata graficzna - żółta oprawka, zdjęcie wystrojonej kobiety, która przykłada sobie pistolet z brylancikami do głowy? Raczej nie. Fabuła. Zachęciła mnie fabuła.
Gerri to niekochana przez własnych rodziców kobieta. Nie ma konkretnej pracy - jej zawód nazywany jest wolnym - pisze powieści, które sprzedawane są w kioskach i jest singielką, co najbardziej martwi jej znajomych i rodzinę. Pewnego dnia cały świat się wali jej na głowę. Wydawnictwo, z którym współpracowała, już nie sprzedaje zwykłych powieści romantycznych, ale książki o wampirach i kowbojach. Gerri jest zdruzgotana i postanawia się zabić. Nie jest to śmierć bolesna. Wcale się nie zastrzeli ani nie powiesi, ale wybierze łagodną śmierć. Wpadła na nią wtedy, gdy jej matka dała jej lekarstwa przeznaczone na jakąś zbiórkę leków. Gerii wygrzebała stamtąd tabletki nasenne. Poszła do fryzjera, żeby przed i po śmierci jakoś stosownie wyglądać. Kupiła nową sukienkę za całą jej pensję i wynajęła pokój w bardzo drogim hotelu. Jednak coś przyczyniło się do zmiany jej decyzji. Co lub kto sprawi, że Gerri będzie nadal żyła?
Jeszcze nie spotkałam się z taką książką. To jest komedia. Żaden dreszczowiec czy kryminał. Niektórym może się wydawać co innego, ale tak jest. To zachęciło mnie do kupna "Z deszcu pod rynnę". Chciałam książkę dość poważną, aczkolwiek zabawną. I muszę powiedzieć, że to dzieło wspaniale wypełnia moje wymagania.
Polecam ją. Lekka i przyjemna książka o miłości ze śmiercią, jako wątek poboczny. Wspaniali bohaterowie, warto zaznaczyć, że realistyczni i nie jednakowi. Miejsce akcji jest w porządku. Miło się tam choć na chwilę
Tytuł wydaje się nam całkiem pesymistyczny. "Z deszczu pod rynnę" to stare powiedzenie, które znaczy nic innego, jak przenieść się z beznadziejnej sytuacji do o wiele gorszej. Jednak coś mnie do niej zachęciło. Szata graficzna - żółta oprawka, zdjęcie wystrojonej kobiety, która przykłada sobie pistolet z brylancikami do głowy? Raczej nie. Fabuła. Zachęciła mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-07-18
Kiedy zobaczylam, że książka już zagościła na księgarnianych półkach, przygotowałam się na piętnastominutową wędrówkę do miasta. Na miejscu długo patrzyłam się na regały, ale nigdzie nie mogłam znaleźć "Numerów". Nie chciałam się pytać, bo to zwiastowałoby kolejne nieszczęście w postaci polecanych przez ekspedientki książek. Ale niestety musiało do tego dojść. Gdy miałam książkę w rękach, nie zastanawiałam się długo. Poszłam z nią do kasy i zapłaciłam. Ale potem przez jakiś czas rozmyślałam nad tym, czy aby nie zostawić jej na koniec. Postanowiłam, że tak będzie. Jednak po skończeniu piątej książki, nie wytrzymałam. Wzięłam się za nią.
Adam to syn Jem - bohaterki pierwszej części, i Pająka, czyli Terre'go - również bohatera "Numery. Czas uciekać". Już w przedszkolu objawiły się pierwsze oznaki jego daru i równocześnie przekleństwa. Teraz ma szesnaście lat i jest pod opieką swojej babci. Muszą opuścić miasto i udać się do Londynu. Adam przeczuwa najgorsze, jednak babcia idzie w zaparte. W nowej szkole w Londynie poznaje dziewczynę, która widząc go, ucieka z krzykiem. Kim jest ta dziwna dziewczyna? Jedno jest pewne - ma na imię Sara.
Sara jest w trzecim miesiącu ciąży i ma prorocze sny. Widzi to, co ma się wkrótce zdarzyć. Główną rolę w jej snach odgrywa Adam z poparzoną twarzą. Trzyma w rękach dziecko. Jej dziecko. I idzie z nim w ogień. Wokół panuje chaos. Zawalone budynki, woda i ogień. To nie zwiastuje nic dobrego. Sara ucieka z domu i zatrzymuje się u Megg. Już w następnym dniu dowiaduje się, że to nie jest miejsce dla niej i przenosi się do Vinny'ego - dobrego... ćpuna.
Adam w tym czasie próbuje uratować ludzi, którzy mają zginąć w tej katastrofie. Nie bardzo mu się to udaje, ale próbuje i to się liczy. Natrafia na Nelsona, który pomaga mu włamać się do komputerów i tym podobnych rzeczy. Jednak nic nie wskazuje na to, że mu wierzą.
Pierwszy styczeń 2027 roku. Budynki się walą, ulice łamią na pół. Z każdą minutą narasta panika. Ludzie krzyczą i płaczą. Ci żywi próbują uratować swoich bliskich. Adam w tym czasie próbuje wydostać się z wody. Płynie i płynie. W końcu jest na brzegu. Biegnie do Sary. Czy zdąży? I jakim jest człowiekiem? Dobrym czy złym?
Jak dla mnie - dobrym. Kochał Sarę i chciał dla niej i jej dziecka jak najlepiej, choć nie zawsze mu się udawało, zważając na czipy, które mieli wszczepione pod skórę, jak psy. Na początku byłam negatywnie nastawiona do Adama - kiedy miał napady złości, potrafił odwrócić do góry nogami cały dom, nie zważając na konsekwencje tego czynu.
Sara natomiast była trochę irytującą osobą. Nie wiedziała, czego chciała. Raz twierdziła, że Adam jest zły, a raz, że dobry. Zmieniała zdanie co pięć minut i nie była zdecydowana. Można by to oczywiście usprawiedliwić ciążą, a potem stresem poporodowym, ale tak czy siak, w czasie ciąży nie traci się własnego mózgu. Ale każdy ma inne zdanie na ten temat.
Jednakowoż dialogi są ciekawe. Nie ma w nich zbędnego słowa. W większości są krótkie, a ich przekaz jest oczywisty. Zaś styl autorki jest łatwy w odbiorze. Książka skierowana jest raczej do młodzieży i jej właśnie tę książkę polecam. Mnie się spodobała głównie dlatego, że jestem jeszcze nastolatką i takie książki mnie zachwycają.
A jeśli chodzi o szatę graficzną, to muszę powiedzieć, że jest całkiem w porządku. Wypukłe dwa zdania - Numery i Chaos pasują jak ulał, a otaczające je srebrne numery, mieniące się różnymi kolorami tęczy, dodają okładce uroku. Grzbiet książki również jest ładny. Prawa strona twarzy mężczyzny, zapewne chodzi tu o Adama, numery oczywiście, ziemia jako planeta, a w środku tytuł i autor. Wszystko utrzymane jest w tonacji ciemnoniebieskiej i ciemnozielonej. Pierwsze strony nowyvh rozdziałów ozdobione są cyframi.
Wspomnieć tu muszę o narracji. Pierwszoosoba, z tym, że jest dwóch narratorów - zaczyna Adam, a potem pisze Sara. I tak na przemian. To jest dodatkowym plusem dla tej książki, gdyż możemy dowiedzieć się ogółem coś o Adamie z jej perspektywy i o niej samej.
"Numery 2. Chaos" to książka warta ceny. Kupiłam ją, więc na pewno będę do niej powracać i pożyczać innym, żeby sami przekonali się, że jest godna uwagi. Świetna fabuła i świetna jej realizacja. Tę książkę można czytać i czytać, a i tak się nikomu nie znudzi.
Kiedy zobaczylam, że książka już zagościła na księgarnianych półkach, przygotowałam się na piętnastominutową wędrówkę do miasta. Na miejscu długo patrzyłam się na regały, ale nigdzie nie mogłam znaleźć "Numerów". Nie chciałam się pytać, bo to zwiastowałoby kolejne nieszczęście w postaci polecanych przez ekspedientki książek. Ale niestety musiało do tego dojść. Gdy ...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-07-19
Nad kupnem tej książki zastanawiałam się kilka minut i pomimo tego, iż nie czytałam żadnej recenzji, wzięłam ją. Jednakże zanim sama przystąpiłam do czytania, pożyczyłam ją kilku koleżankom, żeby wiedzieć, jakie mogę jej postawić wymagania. Już po dwóch dniach dowiedziałam się, iż książka jest "spoko", a po tygodniu zostałam poinformowana, że "Wieczna Noc" jest dziwna. Przystąpiłam do niej więc z umiarkowanym dystansem.
Bianca idzie do nowej szkoły wręcz z duszą na ramieniu. Nie wie, co ma się spodziewać po "Wiecznej Nocy" i nie chce wiedzieć. Bowiem już pierwszego dnia ucieka do lasu... gdzie spotyka tajemniczego chłopaka! Od razu się w nim zakochuje i postanawia dla niego (a może przez niego?) wrócić do szkoły. Uczniowie nie są dla niej zbytnio wyrozumiali; nikt nie chce się z nią zaprzyjaźnić. Nawet TEN chłopak ją omija. Dopiero po czasie wszystko się ustatkowywuje. A Bianca staje się... prawdziwą... kobietą (?).
Książka nie była zła. Ani też powalająca. Postaci wykreowane przez autorkę, nie były jednakowe - to dobrze - jednak czegoś mi w nich brakowało. Niektóre dziewczyny...zbyt puste (jak na mój gust), co się tyczy także płci przeciwnej. Inni bohaterowie natomiast, wyróżniali się tylko tym... że nikt nie zwracał na nich uwagi i traktowano ich jak powietrze. Dopiero w większej połowie książki wszystko odwraca się do góry nogami. To, co nam wydawało się prawidłowe, było złe i na odwrót. A więc tu punkt kulminacyjny jest najważnejszy. Jednym może się to spodobać, drugim nie.
A jeśli chodzi o szkołę - może i była opisana "mrocznie", ale włos nie jeżył mi się na karku, jak dochodziłam do tych fragmentów. Wydaje mi się, iż autorka mogłaby w tej kwestii bardziej się postarać.
Ogólnie książka ciekawa i godna uwagi. Przyjemnie się ją czyta i nawet oziębła dyrektorka szkoły, przed którą uczniowie czują respekt, nie stoi temu na przeszkodzie.
Nad kupnem tej książki zastanawiałam się kilka minut i pomimo tego, iż nie czytałam żadnej recenzji, wzięłam ją. Jednakże zanim sama przystąpiłam do czytania, pożyczyłam ją kilku koleżankom, żeby wiedzieć, jakie mogę jej postawić wymagania. Już po dwóch dniach dowiedziałam się, iż książka jest "spoko", a po tygodniu zostałam poinformowana, że "Wieczna Noc" jest dziwna....
więcej Pokaż mimo to