Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Nad kupnem tej książki zastanawiałam się kilka minut i pomimo tego, iż nie czytałam żadnej recenzji, wzięłam ją. Jednakże zanim sama przystąpiłam do czytania, pożyczyłam ją kilku koleżankom, żeby wiedzieć, jakie mogę jej postawić wymagania. Już po dwóch dniach dowiedziałam się, iż książka jest "spoko", a po tygodniu zostałam poinformowana, że "Wieczna Noc" jest dziwna. Przystąpiłam do niej więc z umiarkowanym dystansem.

Bianca idzie do nowej szkoły wręcz z duszą na ramieniu. Nie wie, co ma się spodziewać po "Wiecznej Nocy" i nie chce wiedzieć. Bowiem już pierwszego dnia ucieka do lasu... gdzie spotyka tajemniczego chłopaka! Od razu się w nim zakochuje i postanawia dla niego (a może przez niego?) wrócić do szkoły. Uczniowie nie są dla niej zbytnio wyrozumiali; nikt nie chce się z nią zaprzyjaźnić. Nawet TEN chłopak ją omija. Dopiero po czasie wszystko się ustatkowywuje. A Bianca staje się... prawdziwą... kobietą (?).

Książka nie była zła. Ani też powalająca. Postaci wykreowane przez autorkę, nie były jednakowe - to dobrze - jednak czegoś mi w nich brakowało. Niektóre dziewczyny...zbyt puste (jak na mój gust), co się tyczy także płci przeciwnej. Inni bohaterowie natomiast, wyróżniali się tylko tym... że nikt nie zwracał na nich uwagi i traktowano ich jak powietrze. Dopiero w większej połowie książki wszystko odwraca się do góry nogami. To, co nam wydawało się prawidłowe, było złe i na odwrót. A więc tu punkt kulminacyjny jest najważnejszy. Jednym może się to spodobać, drugim nie.

A jeśli chodzi o szkołę - może i była opisana "mrocznie", ale włos nie jeżył mi się na karku, jak dochodziłam do tych fragmentów. Wydaje mi się, iż autorka mogłaby w tej kwestii bardziej się postarać.

Ogólnie książka ciekawa i godna uwagi. Przyjemnie się ją czyta i nawet oziębła dyrektorka szkoły, przed którą uczniowie czują respekt, nie stoi temu na przeszkodzie.

Nad kupnem tej książki zastanawiałam się kilka minut i pomimo tego, iż nie czytałam żadnej recenzji, wzięłam ją. Jednakże zanim sama przystąpiłam do czytania, pożyczyłam ją kilku koleżankom, żeby wiedzieć, jakie mogę jej postawić wymagania. Już po dwóch dniach dowiedziałam się, iż książka jest "spoko", a po tygodniu zostałam poinformowana, że "Wieczna Noc" jest dziwna....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wakacje z piekła Libba Bray, Cassandra Clare, Claudia Gray, Maureen Johnson, Sarah Mlynowski
Ocena 5,9
Wakacje z piekła Libba Bray, Cassand...

Na półkach: ,

Chodząc między księgarnianymi półkami myślałam tylko o jednym. Znaleźć jakąś sensowną i koniecznie ambitną powieść. Jednak mimo moich dobrych chęci, zatrzymałam się przy książce o fioletowej okładce i widniejącym w środku kwiatku o tym samym kolorze. Mówiła tylko: "Weź mnie! Proszę, weź mnie i przeczytaj!". Co miałam bezradna zrobić, jak to dzieło rozbrajało mnie "wzrokiem"? A że asertywność, a raczej odmawianie nie leży w mojej naturze, to cóż... Kupiłam ją.

Niemniej jednak do "Wakacji z piekła" podeszłam dość sceptycznie. Czego można się w końcu spodziewać po pracy zbiorowej? Niczego wielkiego. I muszę stwierdzić, iż bardzo dobrze zrobiłam, gdyż moje rozczarowanie nie było takie wielkie, niż gdybym podeszła do tego z wielkim zapałem.

"Wakacje z piekła" to książka, która dzieli się na pięć części. Każda jest autorstwem poszczególnych autorek. Pierwszą stworzyła Sarah Mlynowski - nieznana zapewne nikomu autorka, takich książek, jak "Milkrun". Nie zostały one jednak wydane w Polsce. Jedyne dzieło tej autorki, jakie możemy zdobyć w naszym kraju, to "Koktajl mleczny" lub opowiadanie "Łowy", znajdujące się w "Wakacjach z piekła".

"Łowy" to płytkie opowiadanie z pustymi bohaterkami. Są mało realistyczne; wydawać się może wręcz, że to roboty, a nie żywe dziewczyny. Kristin to nieśmiała dziewczyna, która nie ma odwagi zagadać do żadnego chłopaka. Natomiast Liz jest jej przeciwieństwem. Jest pewna siebie i nie boi się rozpocząć rozmowy z płcią przeciwną. Pewnego dnia wybierają się na podróż statkiem, gdzie szukają chłopaków "na jedną noc". Kiedy już ich znalazły, okazało się, iż to "na jedną noc" nie oznacza to, co rzeczywiście oznacza, lecz... A no właśnie. Tu jest ten pytajnik.

Drugie opowiadanie było ciut lepsze od poprzedniego. Cassandra Clare, autorka "Miasta kości", spisała się o wiele lepiej. Jej opowiadanie, które nazwane zostało "Domem Luster" opowiada o zakochanej na zabój w Evanie Violet. Okazuje się, że jej matka wychodzi za ojca Evana. Niestety wszystko nie jest, jak z bajki. Ojciec Evana bije swoją żonę i znęca się nad nią, a Evan dodatkowo zaczyna coraz częściej odwiedzać pewną sąsiadkę. Czy wyniknie z tego coś dobrego?

Claudia Gray zaś stworzyła coś mało oryginalnego, ale dodała do tego polepszającą nutkę."Nie lubię twojej dziewczyny" to opowiadanie o dwóch dziewczynach, które rywalizują ze sobą o pewnego chłopaka. Trochę pusta i głupia fabuła, jednak to opowiadanie idealnie nadaje się do tej antologii, gdyż koniec nie jest taki przewidywalny.

Najbardziej podobały mi się jednak dwa ostatnie opowiadania. Na pierwszym miejscu był "Dekret o podejrzanych" Maureen Johson. Dwie siostry wyjeżdżają na wakacje do Francji, gdzie zostają przekierowane, że tak powiem, na francuską prowincję. Tam najbliższy sąsiad jest kilka albo nawet kilkanaście metrów dalej. I do tego bardzo dziwny sąsiad, który szuka w swoim ogrodzie psa, a na własnym ciele ma ziemię. Czyżby go zakopał, a teraz szuka kości potrzebnych do zupy cebulowej, która już stoi na gazie? Na pewno nie. A co powiedzieć o dłoni jego żony, przechowywanej w ogródku? Deser po obiedzie? A najgorsza jest jednak historia, którą opowiedział dziewczynie. Co ta historia robi z człowiekiem i co się stało do jasnej ciasnej z jego żoną?

Ostatnie opowiadanie - "Nigdzie nie jest bezpiecznie" - pobija inne na głowę. Narratorem jest chłopak, który wraz z przyjaciółmi wyjeżdża na samodzielne wakacje. Muszą sobie radzić sami. Nawet wtedy, gdy trafiają do miasteczka, w którym kiedyś zawarto pakt z diabłem. Razem z przyjaciółmi obserwują niepokojące zachowanie mieszkańców tego miasteczka. Co im chodzi po głowie i o co chodzi z tą głową kozła i warkoczykami?

Jak już mówiłam, pierwsze trzy opowiadania były tak naprawdę beznadziejne, jednak dwa ostatnie można przeczytać spokojnie. Choć te dzieła nie są ambitną lekturą, to i tak je polecam. Przyznam, że z "Nigdzie nie jest bezpiecznie" powstałaby całkiem niezła książka, po którą sięgneliby wszyscy fani fantastyki i nie tylko. Muszę powiedzieć, iż mam za złe tej autorce (Libba Bray), że zamiast napisać czegoś innego i wykorzystać to opowiadanie do nowej książki, kazała (a raczej kazało - samo przez się) kupić albo wypożyczyć "Wakacje z piekła", tylko dla jej opowiadania.

Chodząc między księgarnianymi półkami myślałam tylko o jednym. Znaleźć jakąś sensowną i koniecznie ambitną powieść. Jednak mimo moich dobrych chęci, zatrzymałam się przy książce o fioletowej okładce i widniejącym w środku kwiatku o tym samym kolorze. Mówiła tylko: "Weź mnie! Proszę, weź mnie i przeczytaj!". Co miałam bezradna zrobić, jak to dzieło rozbrajało mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę dostałam na gwiazdkę. Tak, dobrze widzicie. Nie wiem czemu wcześniej jej nie przeczytałam. Była w dwóch wcześniejscych stosikach bodajże. I ciągle ją przenosiłam do następnych. Za bardzo zwlekałam, więc wzięłam się w garść i w końcu przeczytałam te "Trzy życzenia".

Rose Dumerle to dziewczyna, która straciła rodziców w wypadku samochodowym. Po tym zdarzeniu zamieszkała wraz ze swoją ciocią Jenny. Nie żyło się im zbyt dobrze, gdyż Jenny była dość ubogą osobą - utrzymywała się z krawiectwa.
Pewnego dnia Rose wypowiedziała na swoim blogu trzy życzenia. Nigdy nie spodziewała się, że mogą zostać spełnione. Przekonała się na własnej skórze, jak bardzo ważna jest przy tym rozwaga.
Ten dzień zaczął się całkiem niewinnie. Dopiero gdy wróciła ze szkoły, przekonała się, iż nigdy go nie zapomni. W domu zastała Blanche - sekretarkę... jej dziadka Valentina!
Valentin był zamożnym człowiekiem, mieszkał w zamku i miał własną służbę. Z zawodu był pisarzem, o czym Rose dowiedziała się nieco później. Za jego namową (przekazaną przez Królowę Śniegu - Blanche) pojechała do Francji, gdzie miała zamieszkać na dwa miesiące. Ale najpierw poszła z Blanche na zakupy. Udało jej się wtedy zdobyć parę srebrnych pantofelków.
Kiedy była już na miejscu, poznała własnego dziadka, którego nie widziała od kilku lat. Ba, od początku swojego życia! Bardzo go polubiła, więc chętnie została we Francji.
Poznała również syna Blanche - Charliego. Był bardzo tajemniczy i trochę dziwny. Na początku w ogóle się do nikogo nie odzywał, ale potem zaczął być strasznie "szarmancki" dla Rose.
Oprócz tego spotkała Paula Fontain'a, który, tak samo jak Charlie, wydał jej się enigmatyczny oraz jego cioteczną babkę - Renee, na którą mówili "wiedźma".
Wszystko było w porządku. Nic nie wskazywało na to, że ktoś chce ją zabić. Kto to był? Charlie, Paul czy może ktoś inny? Tego dowiecie się po przeczytaniu książki.

Wspaniała książka. Początek może nie był genialny, ale bardzo ciekawy. W żadnym momencie nie myślałam o tym, żeby cisnąć książką w kąt. Jednak wciągnęłam się dopiero w połowie i za nic na świecie nie mogłam się odciągnąć. Wiele osób może mnie uznać za dziwną, ale czytałam nawet w nocy o północy z lampką w ręku.

Styl autorki niezmiernie pasuje do głównej bohaterki. Czytając "Trzy życzenia" myślałam, że ta książka to dzieło samej Rose, a nie Isabelle Merlin. Rzecz jasna, nie mam na myśli tego, iż książka napisana jest dziecinnym językiem, lecz to, że autorka kapitalnie wczuła się w rolę.

Ogólnie książka idealna na deszczowe dni albo na samotny wieczór. Początek poprawi na humor, a koniec nie pozwoli zasnąć, gdyż nadal będziemy mieli pozytywne odczucia.

Książkę dostałam na gwiazdkę. Tak, dobrze widzicie. Nie wiem czemu wcześniej jej nie przeczytałam. Była w dwóch wcześniejscych stosikach bodajże. I ciągle ją przenosiłam do następnych. Za bardzo zwlekałam, więc wzięłam się w garść i w końcu przeczytałam te "Trzy życzenia".

Rose Dumerle to dziewczyna, która straciła rodziców w wypadku samochodowym. Po tym zdarzeniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wyobraźmy sobie małe, aczkolwiek malownicze miasteczko. W pobliżu morze i plaża, trochę dalej piękne zielone tereny, a pomiędzy nimi domy, domki letniskowe oraz kilka budynków rekreacyjnych. Jak ktoś z własnej woli mógłby się stamtąd wyprowadzić, prawda? A jednak zrobiła to Megan - matka Bree, Jess, Abby i Kevina; żona sławnego architekta (który zresztą zbudował do miasteczko). Chciała uciec od swojego aż nazbyt pracowitego męża i wszystkiego, co złe. Za jej śladami poszły również córki i jej jedyny syn. Bree wyjechała do Chicago, zaraz po tym jak poroniła dziecko, które nosiła przez jakiś czas w brzuchu. Zraniła uczucia Jake'a, raz na zawsze tracąc u niego zaufanie. W nowym mieście poznała wybitnego dramaturga, gdyż wcześniej sama przelewała swoje uczucia na papier. Jej dzieła zostały wystawione na deskach teatru, jednak pomimo tego, postanowiła wrócić do rodzinnego miejsca. Tak samo jak jej siostry, a zaraz po tym brat, będący dotychczas sanitariuszem w Iraku.

Niektórym wydaje się, że ludzie mający już swoje lata, nie mogą albo po prostu nie mają życia towarzyskiego. Jednak za sprawą Megan i Micka, wychodzimy z tego założenia. Po kilkanastu latach spędzonych ze sobą, stwierdzili, iż potrzebują chwili wytchnienia. Trwała ona ponad sześć lat. Ale po tym czasie wrócili do siebie. Proces ten nie trwał długo, ale też nie krótko. Albowiem powroty do siebie nie są takie łatwe, na jakie mogą wyglądać. Przekonała się o tym na własnej skórze Bree, która nadal wynosiła na piedestał swego ukochanego Jake'a. Próbowała o nim nie myśleć. Chciała zacząć nowe życie. Jednak los chciał inaczej. Bree założyła własną kwiaciarnię, co było pierwszym krokiem, ku drugiemu rozdziału. Tymczasem okazało się, że jedyną osobą, od której może otrzymać kwiaty, jest Jake. Czas złączył te dwie osoby w jedność.

W tej powieści całkiem marginalną rolę pełni Jenny - córka Conni, siostry Jake'a. Zakochała się bowiem w pewnym chłopaku o imieniu Dillon. On ewidentnie chciał jednego, a Jake miał jemu i symultanicznie Jenny to wyperswadować. Bree wpadła na pewnien pomysł, a była to podwójna randka. Tymi dwoma parami była ona i Jake oraz jego siostrzenica z chłopakiem. Randka ta odbyć miała w czasie koncertu ulubionego zespołu Jenny. Po koncercie dziewczyna była strasznie zadowolona, a Dillon prawdopodobnie stracił chęć do tego "jednego".

Powieść Sherryl Woods pokazuje nam, jak ważne są rodzinne więzi, które nie mają prawa zostać przerwane nawet w najgorszych chwilach. Chodzi tu także o miłość, która jest istotna w życiu człowieka. Z "Zapachu żółtych róż" możemy wywnioskować, że warto spełniać swoje marzenia. Wszakże to one budują nam drogę ku doskonałości.

Książka ta jest bardzo osobliwa w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wspaniali bohaterowie, których można polubić od razu lub przeciwnie - znienawidzić. Miejsce akcji jest zharmonizowane. Nie potrafię znaleźć innego adekwatnego przykładu. Wiem jednak, że łatwo wpasować się do atmosfery panującej w Chesapeake Shores. Jednakże mimo tych faktów czuję lekki niedosyt. Bree bowiem miała założyć własny teatr regionalny, ale w tej części na pewno nie dowiemy się, czy podjęła jakikolwiek większy krok w tę stronę.

Wyobraźmy sobie małe, aczkolwiek malownicze miasteczko. W pobliżu morze i plaża, trochę dalej piękne zielone tereny, a pomiędzy nimi domy, domki letniskowe oraz kilka budynków rekreacyjnych. Jak ktoś z własnej woli mógłby się stamtąd wyprowadzić, prawda? A jednak zrobiła to Megan - matka Bree, Jess, Abby i Kevina; żona sławnego architekta (który zresztą zbudował do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zdobyłam tę książkę poprzez pech mojej siostry. Zgubiła bowiem dzieło znanego pisarza Paula Coelha z biblioteki i musiała zakupić książki albo książkę o tej samej wartości. Wymieniłam się z nią za "Sprzysiężenie Dominus", które było w bardzo nienagannym stanie. I teraz posiadam "Diewczynę w Mieście Aniołów".

Benjamin jest od czterech lat narzeczonym Sary. Uważa, że praca jest od niej ważniejsza. Zamiast poświęcić jej czas, charuje niczym wół. Ale czy naprawdę tylko i wyłącznie poświęca się pracy? Sara jest mu oddana całym sercem i jest w stanie znieść dla niego wszystko. Przeprowadziła się nawet do Los Angeles, bo myślała, że wkrótce Benjamin się do niej wprowadzi i zaczną żyć, jak powinni. Jednak Benjamin to kawał drania. Zostawił Sarę samą na pastwę losu. I jak kazał jej się przeprowadzić, tak teraz nie chciał opłacać jej czynszu. Biedna kobieta musi poszukać sobie opłacalnej pracy, żeby wystarczyło na czynsz i jedzenie. Zostaje zatrudniona w firmie, gdzie pracuje jej przyjaciółka. Niestety tam jest traktowana jak służąca, więc się zwalnia. Wkrótce trafia na wręcz idealną robotę. Jednak wszystko musiał popsuć nieistniejący incydent. Właśnie tak trafia na Taylora, który wciska jej wizytówkę, mówiąc, że jeśli szuka współlokatorki, to niech zadzwoni pod ten numer. Sara jest zdruzgotana. Nie ma pracy, nie ma pieniędy, a czynsz jest zbyt duży, aby go opłacić. Zmuszona jest zadzwonić pod ten numer. Odbiera dziewczyna, która wydaje się być wredną kobietą. I taka faktycznie jest. Ciągle imprezuje, nie zważając na nic. Jednak coś, a raczej ktoś - mianowicie Sara - potrzebuje jej pomocy, której zresztą niechętnie udziela. Sara staje się taką samą imprezowiczką, ale czy coś dobrego z tego wyniknie?

Zacznę może od miejsca akcji. Dzielnica Gejów? Niezbyt zachwycające. Zwłaszcza jeśli chodzi o samego Benjamina, który na tę nazwę wzdrygnąłby się mimowolnie. To także nie był raj dla samej Sary. Jak można żyć wśród mężczyzn, wiedząc, że żaden nie jest Tobą zachwycony? Na początku Sarze to nie przeszkadzało, bo miała Bena, ale potem musiała sobie znaleźć jakiegoś kandydata na partnera. Wypadło na pewnego faceta, który, jak się okazało, miał żonę. Beznadziejna sprawa.

To wszystko działo się w dwudziestym pierwszym wieku, gdzie nic nie jest takie dobre, jak powinno się wydawać. Osobiście nie chciałabym mieszkać pod dachem z osobą, która ma wsystko gdzieś i liczy się dla niego tylko imprezowanie, zważając na to, iż jestem dość spokojną osobą i nie w głowie mi dyskoteki.

Większość bohaterów była irytująca. A zwłaszcza Martika. Jak już wspomniałam, nic się dla niej nie liczyło, oprócz klubów, alkoholu, facetów i oczywiście wyglądu. Wspaniałego zresztą. Taylor natomiast był dość specyficzną osobą. Wszystkich traktował przyjaźnie. Zbyt przyjaźnie, jak na homosekualistę przystało. "Kochanie" to było jego najczęstsze słowo. Mnie to osobiście denerwuje, jak ktoś, zwłaszcza dorosły, mówi tak na kogoś. A jeśli chodzi o Benjamina. Kawał drania, jak już mówiłam. Pracoholik. Kochał Sarę, ale miał na boku dziewczynę. Później z nią zamieszkał, a w tym samym czasie chciał pogodzić się z Sarą. Mieli naet wziąć ślub, ale na szczęście Martika do tego nie dopuściła. I w tym momencie zobiła coś pożytecznego. Zaś Sara była osobą naiwną. Jak można wierzyć facetowi, że na pewno przyjedzie do ciebie za cztery miesiące i przy tym cię nie zdradzi, kiedy ty jesteś daleko od niego? Nikt nie wierzy, oprócz Sary. I to mnie drażniło. Czekała na niego, czekała. Potem mu wybaczyła zdradę. Chciała za niego wyjść, chociaż on ją oszukać. Nie do pomyślenia.

Ta seria - "Literatura w spódnicy" - jest szczerze powiedziawszy wersją "Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty" dla kobiet. Troszkę to zniechęca do sięgnięcia po tę książkę, a sama fabuła nie wydaje się należeć do najciekawszych. Jednak pomimo tego, polecam "Dziewczynę w Mieście Aniołów".

Zdobyłam tę książkę poprzez pech mojej siostry. Zgubiła bowiem dzieło znanego pisarza Paula Coelha z biblioteki i musiała zakupić książki albo książkę o tej samej wartości. Wymieniłam się z nią za "Sprzysiężenie Dominus", które było w bardzo nienagannym stanie. I teraz posiadam "Diewczynę w Mieście Aniołów".

Benjamin jest od czterech lat narzeczonym Sary. Uważa, że praca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tytuł wydaje się nam całkiem pesymistyczny. "Z deszczu pod rynnę" to stare powiedzenie, które znaczy nic innego, jak przenieść się z beznadziejnej sytuacji do o wiele gorszej. Jednak coś mnie do niej zachęciło. Szata graficzna - żółta oprawka, zdjęcie wystrojonej kobiety, która przykłada sobie pistolet z brylancikami do głowy? Raczej nie. Fabuła. Zachęciła mnie fabuła.

Gerri to niekochana przez własnych rodziców kobieta. Nie ma konkretnej pracy - jej zawód nazywany jest wolnym - pisze powieści, które sprzedawane są w kioskach i jest singielką, co najbardziej martwi jej znajomych i rodzinę. Pewnego dnia cały świat się wali jej na głowę. Wydawnictwo, z którym współpracowała, już nie sprzedaje zwykłych powieści romantycznych, ale książki o wampirach i kowbojach. Gerri jest zdruzgotana i postanawia się zabić. Nie jest to śmierć bolesna. Wcale się nie zastrzeli ani nie powiesi, ale wybierze łagodną śmierć. Wpadła na nią wtedy, gdy jej matka dała jej lekarstwa przeznaczone na jakąś zbiórkę leków. Gerii wygrzebała stamtąd tabletki nasenne. Poszła do fryzjera, żeby przed i po śmierci jakoś stosownie wyglądać. Kupiła nową sukienkę za całą jej pensję i wynajęła pokój w bardzo drogim hotelu. Jednak coś przyczyniło się do zmiany jej decyzji. Co lub kto sprawi, że Gerri będzie nadal żyła?

Jeszcze nie spotkałam się z taką książką. To jest komedia. Żaden dreszczowiec czy kryminał. Niektórym może się wydawać co innego, ale tak jest. To zachęciło mnie do kupna "Z deszcu pod rynnę". Chciałam książkę dość poważną, aczkolwiek zabawną. I muszę powiedzieć, że to dzieło wspaniale wypełnia moje wymagania.

Polecam ją. Lekka i przyjemna książka o miłości ze śmiercią, jako wątek poboczny. Wspaniali bohaterowie, warto zaznaczyć, że realistyczni i nie jednakowi. Miejsce akcji jest w porządku. Miło się tam choć na chwilę

Tytuł wydaje się nam całkiem pesymistyczny. "Z deszczu pod rynnę" to stare powiedzenie, które znaczy nic innego, jak przenieść się z beznadziejnej sytuacji do o wiele gorszej. Jednak coś mnie do niej zachęciło. Szata graficzna - żółta oprawka, zdjęcie wystrojonej kobiety, która przykłada sobie pistolet z brylancikami do głowy? Raczej nie. Fabuła. Zachęciła mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedy zobaczylam, że książka już zagościła na księgarnianych półkach, przygotowałam się na piętnastominutową wędrówkę do miasta. Na miejscu długo patrzyłam się na regały, ale nigdzie nie mogłam znaleźć "Numerów". Nie chciałam się pytać, bo to zwiastowałoby kolejne nieszczęście w postaci polecanych przez ekspedientki książek. Ale niestety musiało do tego dojść. Gdy miałam książkę w rękach, nie zastanawiałam się długo. Poszłam z nią do kasy i zapłaciłam. Ale potem przez jakiś czas rozmyślałam nad tym, czy aby nie zostawić jej na koniec. Postanowiłam, że tak będzie. Jednak po skończeniu piątej książki, nie wytrzymałam. Wzięłam się za nią.

Adam to syn Jem - bohaterki pierwszej części, i Pająka, czyli Terre'go - również bohatera "Numery. Czas uciekać". Już w przedszkolu objawiły się pierwsze oznaki jego daru i równocześnie przekleństwa. Teraz ma szesnaście lat i jest pod opieką swojej babci. Muszą opuścić miasto i udać się do Londynu. Adam przeczuwa najgorsze, jednak babcia idzie w zaparte. W nowej szkole w Londynie poznaje dziewczynę, która widząc go, ucieka z krzykiem. Kim jest ta dziwna dziewczyna? Jedno jest pewne - ma na imię Sara.

Sara jest w trzecim miesiącu ciąży i ma prorocze sny. Widzi to, co ma się wkrótce zdarzyć. Główną rolę w jej snach odgrywa Adam z poparzoną twarzą. Trzyma w rękach dziecko. Jej dziecko. I idzie z nim w ogień. Wokół panuje chaos. Zawalone budynki, woda i ogień. To nie zwiastuje nic dobrego. Sara ucieka z domu i zatrzymuje się u Megg. Już w następnym dniu dowiaduje się, że to nie jest miejsce dla niej i przenosi się do Vinny'ego - dobrego... ćpuna.

Adam w tym czasie próbuje uratować ludzi, którzy mają zginąć w tej katastrofie. Nie bardzo mu się to udaje, ale próbuje i to się liczy. Natrafia na Nelsona, który pomaga mu włamać się do komputerów i tym podobnych rzeczy. Jednak nic nie wskazuje na to, że mu wierzą.

Pierwszy styczeń 2027 roku. Budynki się walą, ulice łamią na pół. Z każdą minutą narasta panika. Ludzie krzyczą i płaczą. Ci żywi próbują uratować swoich bliskich. Adam w tym czasie próbuje wydostać się z wody. Płynie i płynie. W końcu jest na brzegu. Biegnie do Sary. Czy zdąży? I jakim jest człowiekiem? Dobrym czy złym?

Jak dla mnie - dobrym. Kochał Sarę i chciał dla niej i jej dziecka jak najlepiej, choć nie zawsze mu się udawało, zważając na czipy, które mieli wszczepione pod skórę, jak psy. Na początku byłam negatywnie nastawiona do Adama - kiedy miał napady złości, potrafił odwrócić do góry nogami cały dom, nie zważając na konsekwencje tego czynu.

Sara natomiast była trochę irytującą osobą. Nie wiedziała, czego chciała. Raz twierdziła, że Adam jest zły, a raz, że dobry. Zmieniała zdanie co pięć minut i nie była zdecydowana. Można by to oczywiście usprawiedliwić ciążą, a potem stresem poporodowym, ale tak czy siak, w czasie ciąży nie traci się własnego mózgu. Ale każdy ma inne zdanie na ten temat.

Jednakowoż dialogi są ciekawe. Nie ma w nich zbędnego słowa. W większości są krótkie, a ich przekaz jest oczywisty. Zaś styl autorki jest łatwy w odbiorze. Książka skierowana jest raczej do młodzieży i jej właśnie tę książkę polecam. Mnie się spodobała głównie dlatego, że jestem jeszcze nastolatką i takie książki mnie zachwycają.

A jeśli chodzi o szatę graficzną, to muszę powiedzieć, że jest całkiem w porządku. Wypukłe dwa zdania - Numery i Chaos pasują jak ulał, a otaczające je srebrne numery, mieniące się różnymi kolorami tęczy, dodają okładce uroku. Grzbiet książki również jest ładny. Prawa strona twarzy mężczyzny, zapewne chodzi tu o Adama, numery oczywiście, ziemia jako planeta, a w środku tytuł i autor. Wszystko utrzymane jest w tonacji ciemnoniebieskiej i ciemnozielonej. Pierwsze strony nowyvh rozdziałów ozdobione są cyframi.

Wspomnieć tu muszę o narracji. Pierwszoosoba, z tym, że jest dwóch narratorów - zaczyna Adam, a potem pisze Sara. I tak na przemian. To jest dodatkowym plusem dla tej książki, gdyż możemy dowiedzieć się ogółem coś o Adamie z jej perspektywy i o niej samej.

"Numery 2. Chaos" to książka warta ceny. Kupiłam ją, więc na pewno będę do niej powracać i pożyczać innym, żeby sami przekonali się, że jest godna uwagi. Świetna fabuła i świetna jej realizacja. Tę książkę można czytać i czytać, a i tak się nikomu nie znudzi.

Kiedy zobaczylam, że książka już zagościła na księgarnianych półkach, przygotowałam się na piętnastominutową wędrówkę do miasta. Na miejscu długo patrzyłam się na regały, ale nigdzie nie mogłam znaleźć "Numerów". Nie chciałam się pytać, bo to zwiastowałoby kolejne nieszczęście w postaci polecanych przez ekspedientki książek. Ale niestety musiało do tego dojść. Gdy ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wampiry. Wampiry. Wampiry. I znowu wampiry. Wszędzie się o nich słyszy. Powstają seriale z wampirami w roli głównej, filmy, a najwięcej książek. Chciałoby się od tej wampiromanii odetchnąć. Jednak się nie da. Te stworzenia mogą wydawać się już nudne, ale po przeczytaniu "Ja cię kocham, a ty śpisz, wampirze" chce się więcej. I więcej.

Toni została ugryziona przez wampira. I to wręcz na własne życzenie. Chciała udowodnić całemu światu, że one istnieją. Gdyby to zrobiła, Sabrina - jej przyjaciółka, nie była już uznawana za wariatkę. Jednak ugryzienie to żaden dowód. Potrzebowała więcej, dlatego przyjęła pracę u tych dobrych wampirów. Ale i tam nie znalazła niczego, co dowodziłoby istnienie tych stworów. Czekała więc na właściwy moment. Czekała i czekała. W tym czasie zakochała się tylko w Ianie, który przeżył kilka dni cierpienia, po to aby wyglądać starszej. Minął tydzień, dwa i wciąż nic. Jej przyjaciel, oczywiście śmiertelnik (?) nie ułatwiał jej zadania. Co się potem stanie? Kim jest jej przyjaciel? I jakim cudem wydostanie swoją przyjaciółkę z wariatkowa, nie udowadniając niczego żadnej osobie?

Po dzieło tej autorki, Kerrelyn Sparks, sięgnęłam tylko z powodu pochlebnych opinii. Choć nie przeczytałam wielu książek o wampirach, przejadły mi się. Ale ta nie. Bardzo dobrze, że mam ją w swojej biblioteczce, bo na pewno do niej wrócę.

Być może fabuła książki "Ja Cię Kocham, a Ty Śpisz, Wampirze" nie należy do najciekawszych, ale sposób, w jaki została zrealizowana, że tak powiem, jest świetny. Styl pisania autorki jest na pozór przeciętny, ale kiedy zagłębimy się w lekturze, zrozumiemy, że tak wcale nie jest. Opisy pochłania się tak szybko, jak dialogi. Nie miną dwa dni, a tą lekturę będziemy mieć za sobą.

Podsumowując: książka warta ceny. Polecam ją wszystkim miłośnikom: wampirów, książek tej autorki i tym osobom, które chcą oderwać się na chwilkę od rzeczywistości...

Wampiry. Wampiry. Wampiry. I znowu wampiry. Wszędzie się o nich słyszy. Powstają seriale z wampirami w roli głównej, filmy, a najwięcej książek. Chciałoby się od tej wampiromanii odetchnąć. Jednak się nie da. Te stworzenia mogą wydawać się już nudne, ale po przeczytaniu "Ja cię kocham, a ty śpisz, wampirze" chce się więcej. I więcej.

Toni została ugryziona przez wampira. I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czym jest anoreksja? Anoreksja to zaburzenia odżywiania, jadłowstręt. Najczęściej w tę chorobę popadają nastolatki, którym wmawiano, że są grube i nie zasługują na nic. Anoreksja to choroba zarówno psychiczna, jak i fizyczna, więc nie wystarczy tylko cokolwiek zjeść...

Bulimia natomiast to także zaburzenie odżywiania, jednak z tą różnicą, że osoby chore na bulimię (najczęściej dziewczyny) mają napady, podczas których zdołają opróżnić całą lodówkę. Oczywiście potem wszystko zwracają. Przyczynami tej choroby są tak samo, jak w anoreksji, beznadziejne stosunki z równieśnikami, problemy w domu, a czasami zdarza się tak, że te osoby chcą po prostu zwrócić na siebie uwagę.

I właśnie w bulimię popadła Ellie, która zazdrościła swoim przyjaciółkom figury. Chciała być tak samo, jak one, chuda. Zaczęła nic nie jeść, a kiedy złamała ten zakaz, zmuszała się do wymiotów. Chodziła na basen, ćwiczyła regularnie. Schudła kilka kilko i wtedy różnicę w jej wadze zauważyła jej macocha. Próbowała z nią porozmawiać, lecz ta była nieugięta i momenatmi pyskowała. Zaczęły się kłótnie, jej ojciec na nią wrzeszczał, macocha ją beształa. Ellie zepsuła nawet rodzinne święta. Rodzina i przyjaciele próbowali pomóc Ellie, jednak bezskutecznie.
Co ją popchnęło do wyzdrowienia? Tego dowiecie się, kiedy przeczytacie książkę.

"Dziewczyny się odchudzają" to typowa młodzieżówka. Nie ma w niej nic, co zachęca. Co prawda poruszony jest bardzo ważny temat, jednak książka napisana jest tak, jakby stworzona była dla rodziców do przeczytania jakiemuś dziecku, które chce wiedzieć, co to jest anoreksja i bulimia. Ledwo dobrnęłam do końca. Ta książka nudziła mnie tak bardzo, że prawie przy niej zasypiałam. Oczywiście były tam kłótnie, wrzaski. Coś się niby działo, jednak tak czy siak, nie było tam w ogóle emocji. Zapewne spodobałaby mi się, gdybym przeczytała ją o wiele wcześniej, no ale cóż zrobić...

Książkę polecam osobom, które mają nadmiar czasu i nie straszna im jest nuda oraz nastolatkom, które kochają książki tej autorki.

Czym jest anoreksja? Anoreksja to zaburzenia odżywiania, jadłowstręt. Najczęściej w tę chorobę popadają nastolatki, którym wmawiano, że są grube i nie zasługują na nic. Anoreksja to choroba zarówno psychiczna, jak i fizyczna, więc nie wystarczy tylko cokolwiek zjeść...

Bulimia natomiast to także zaburzenie odżywiania, jednak z tą różnicą, że osoby chore na bulimię...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mówiłam tej książce - nie. Byłam do niej negatywnie nastawiona. Jednak stojąc z nią, twarzą w twarz, że tak powiem, miałam wątpliwości. Czemu miałabym odmawiać? Duża garstka, którym podoba się to dzieło, jest. Więc dlaczego niby miałabym nie dać jej szansy? Postanowiłam ją przeczytać.

Piętnastoletni Will długo czekał na ten moment. Dzień Wyboru. Czy zostanie wybrany przez Mistrza Sztuk Walki? Nie. A przez kogo?
Jedno jest pewne. Zainteresowana nim jest jedna osoba - Zwiadowca. Pewne zdarzenie, pewien incydent raz na zawsze zmieni życie Willa. Ale czy na lepsze?

Na lepsze. Przynajmniej moje. Po przeczytaniu Księgi 1 Zwiadowców, wiem, że muszę sięgnąć i po drugą. Możliwość przeniesienia się do dwóch światów w ciągu czytania jednej książki zachęca. I to bardzo. Więc nie rozumiem, dlaczego wcześniej odmawiałam.

Wspaniali bohaterowie. Trochę niezdecydowany, drobnej postury Will; ładna, jasnowłosa Jenny; chudy George, który był "urodzonym prawnikiem"; Alyss - wysoka i "pełna wdzięku" dziewczyna; Horace - umięśniony chłopak z mózgiem wielkości orzeszka i wiele innych.. Można do tego grona zaliczyć i walgary, i kalkary. A przede wszystkim Halta - mistrza Willa, Zwiadowcę..

Świat wykreowany przez autora również jest ciekawy. Nie jest to żaden wiek XXI, gdzie jest moda na... modę, lecz czas, kiedy nie było większości urządzeń elektrycznych ani rzeczy interesujących dzisiejszą nastolatkę albo młodzież. Nie było także takich broni jak teraz, ale noże, łuki i miecze.

Okładka też zachęca. Oczywiście książki nie ocenia się po okładce, jednak tak czy owak, trzeba zwrócić na nią uwagę. Na pierwszy rzut oka okładka ta jest bardzo prosta. Ale po przyjrzeniu jej się, stwierdzimy, że cały ten obrazek jest bardzo realistyczny. Na pierwszym planie są ostrza strzały i.. trawa. Na drugim planie natomiast - środek strzały, autor i tytuł. Zaś na trzecim początek strzał, w które wbudowane jest pióro. Z tyłu jest zakapturzona postać w pelerynie i z łukiem w rękach. Zapewne zamierza w coś strzelić.. Za nim niebo. Piękne niebo. Jak prawdziwe. A z tyłu widzieją ni to ruiny, ni to zamek...

Książka jest cudowna. Nie chodzi mi tu tylko o szatę graficzną. Całość emanuje pięknem i bogactwem tamtego świata. Autor spisał się dobrze, ale czy na medal to do końca nie wiem. Musicie tę książkę przeczytać, żeby się dowiedzieć.

Mówiłam tej książce - nie. Byłam do niej negatywnie nastawiona. Jednak stojąc z nią, twarzą w twarz, że tak powiem, miałam wątpliwości. Czemu miałabym odmawiać? Duża garstka, którym podoba się to dzieło, jest. Więc dlaczego niby miałabym nie dać jej szansy? Postanowiłam ją przeczytać.

Piętnastoletni Will długo czekał na ten moment. Dzień Wyboru. Czy zostanie wybrany...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Prosper i Bo to nierozłączne rodzeństwo, chociaż zdarzały się kłótnie, ale po śmierci ich matki muszą dorośleć, stać się bardziej samodzielnym. Po poznaniu Osy, zamieszkują w zamkniętym już kinie - tę miejscówkę załatwił im Krół Złodziei i jak się okazało, chłopiec w ich wieku. Bracia uciekają przed ciotką Esterą, która chce zatrzymać małego Bo, a starszego wysłać do internatu, ale żadnemu nie pasuje ta perspektywa. Estera Hartlieb wyjechała do Wenecji - wiedziała, że ich matka, a jej siostra, opowiadała im o tym miejscu, jak o magicznej krainie, pełnej lwów ze skrzydłami i końmi, a następnie wynajęła detektywa Wiktora, aby odszukał chłopców. Jednak on, zrozumiawszy... powagę sytuacji, staje po ich stronie. Wie, że sam niechcialby znaleźć się na miejscu któregoś z braci. Pewnego dnia, Król Złodziei, otrzymuje zlecenie. Za zadanie ma włamać się do danego domu, a stamtąd wynieść rzecz, zarazem bezcenną i bezwartościową. Tam spotykają Idę, właścicielkę domu, która po rozmowie, zgodziła się im dać ten przedmiot. Było to drewniane skrzydło. I w ten sposób natrafiają na trop karuzeli i tajemnicy sióstr miłosierdzia. Oprócz skrzydlatego lwa, do którego potrzebne było skrzydło, na karuzeli widniały następujące figury: koń morski, jednorożec, syrena, wodnik. Scipio, Król Złodziei, po przejechaniu się na karuzeli, stał się doroslym męczyzną, podobnym do swojego ojca. Później wracają do domu Idy, gdzie, jak na razie, się zatrzymują, a pod skrzydła Estery wkracza zdziecinniały były sprzedawca...


Muszę przyznać, że już dwa razy pożyczałam sobie tę książkę, ale nigdy jej nie czytałam, a nawet nie otwierałam. Błąd. To był wielki błąd. Nie wiedziałam, że ta [fikcyjna] historia mnie aż tak zachwyci! Miałam okazję odwiedzić Wenecję, niestety nie tak..indywidualnie, jednak byłam już tak zmęczona, że nie zwracałam uwagi na nic. Patrzyłam się pod własne nogi, żeby przypadkiem się nie potknąć, bo tak nimi włóczyłam. Wtedy nie miałam świadomości, że postępuję źle. Dopiero po przeczytaniu książki, pomyslałam, iż okazję trzeba było wykorzystać i podziwiać Wenecję. Ale moją uwagę przyciągnęły gondole... i gondolierzy również - ubrani w bluzki w paski, niczym więźnie. Trochę bałabym się tym płynąć. A oprócz tego maski - charakterystyczne, wręcz piękne, z nimi kojarzy się Wenecja. Jest jeszcze jedna rzecz - sklepy, a raczej wejście do nich. Oczywiście zabezbieczone przed wodą, u nas dziwnie by to wyglądało, jednak tam była to najnormalniejsza rzecz. Niestety pomimo pięknych widoków jest jeden minus - śmierdzi, lecz można szybko o tym zapomnieć. We Włoszech jest strasznie gorąco - w nocy jest tyle stopni, ile u nas normalnie... tak jakby, więc nie mogłabym tam wytrzymać zbyt długo, a jednak tam ludzie mieszkają, a dzieci zamiast autobusów szkolnych, mają... przejazd wodą... Zastanawiam się, jakby to by było, gdyby łódzki, łodzie zastąpiły samochody...


Nie dziwię się, że pani Cornelia Funke wybrała akurat to miejsce. Każdy ma pozytywne opinie na temat tego miasta, nawet jeżeli tam nie był. Według wielu dzieci faktycznie jest to magiczne miejsce. Innym kojarzy się to z wodą, jeszcze innym z maskami, a jeszcze innym może się kojarzyć z... Larą Croft, a raczej słynnym Tomb Raider W Wenecji jest kilka mostów: Most Westchnień, Most Rialto, Most delgi Scalzi. Piękne, jak wszystko inne, ale jak mosty mogą być piękne? Większość osób nie jest zainteresowana architekturą nie tylko budynków, a w tej książce nawe pięcioletni chłopczyk dostrzegał piękno w budynkach i to nie byle jakiś. Był oczarowany tym miejscem, a dzieci nie są raczej zachwycone niczym oprócz zabawek. A to oznacza, że pani Cornelia Funke stworzyła potać co prawda bardzo młodą, ale jednak mądrą jak na swój wiek. Prosper także nie był taki dojrzały emocjonalnie, gdyż miał 12 lat, choć pozory mylą. I proszę, Królem Złodziei był chłopiec w ich wieku. Okazało się, że miał swój dom, był bogaty, a te wszystkie łupy pochodziły z jego domu. Jednak można by rzec, że był dobrym aktorem - nie pozwolił, żeby ta tajmnica wyszła na światło dzienne, chciał być taki, jak Prosper, Bo i choćby Osa. Nie chciał być maminsynkiem ani Synkiem Tatusia. Na swój sposób był pozytywną postacią.

Podsumowując: książka ciekawa. Słowa, wyrazy i króciótkie zdania po włosku wprowadzają nas w to miejsce, Włochy. dodają uroku książce - nie jest to rzecz zbędna. Z tyłu książki, przed spisem treści, mamy mini słowniczek, a raczej tłumaczenie tych zdań. Przynajmniej tak byo w egzemplarzu ksiązki, którą miałam. Okładka na plus, opis z tyłu książki nie zdradza nam zbyt wiele, ale nas zachęca do pzeczytania tej powieści. Muszę jeszcze dodać, że w środku są ilustracje autorki.

Prosper i Bo to nierozłączne rodzeństwo, chociaż zdarzały się kłótnie, ale po śmierci ich matki muszą dorośleć, stać się bardziej samodzielnym. Po poznaniu Osy, zamieszkują w zamkniętym już kinie - tę miejscówkę załatwił im Krół Złodziei i jak się okazało, chłopiec w ich wieku. Bracia uciekają przed ciotką Esterą, która chce zatrzymać małego Bo, a starszego wysłać do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak to jest żyć na ulicy? Jak to jest być zdanym tylko na siebie? Czemu w dzisiejszych czasach uciekają nawet nastolatki? Dlaczego nikt nie uchroni młodzieży przed tym, co złe i dlaczego są zmuszeni do opuszczenia czterech kątów, w których się wychowali?

Głównie dlatego, ponieważ ktoś ma rodziców/matkę/ojca alkoholików, którzy wyżywają się na rodzinie, a gdy są trzeźwi, wszystkich tak nagle ignorują albo wręcz przeciwnie - ubóstwiają. Czy tylko dlatego? Mogą uciec, bo rodzice się kłócą, ojciec zdradza matkę, która w ogóle nic o tym nie wie albo po prostu chce poczuć... adrenalinę.

Svenja uciekła, gdyż matka piła i biła jednocześnie. Kontrolowała Svenję. Ojciec natomiast wyprowadził się od nich. Gdy już przekroczyła próg domu, zdawało się, że robi to po raz ostatni. Poszła do ojca. Okazało się jednak, że ma dziewczynę, która jest nawet ważniejsza od Svenji. I tak oto, kierując się negatywnymi emocjami, uciekła, jak najdalej od rodziców. Natrafiła na grupę Wilczycy, która niechętnie ją przyjęła do grupy. Svenja otrzymała przydomek Angel, ponieważ miała anielski wygląd. I co za tym idzie? Utrzymywać się miała na żebraniu, bo była do tego rzekomo stworzona. Na początku nic nie wskazywało na to, że jakiś czas później wszystko miało się ciałkowicie zmienić...

Ta książka opowiada nie tyle, ile o, można by rzec, patologicznej rodzinie, co o przyjaźni i zaufaniu. Prawdę mówiąc ta ucieczka ma wielkie znaczenie w tej książce, jednak nie zmienia to faktu, że jest to sprawa drugorzędna. Pierwszorzędna sprawa to właśnie ta przyjaźń i zaufanie. Wątkiem pobocznym jest Psycho i już trochę bliższa koleżanka Angel.

Co prawda ta książka ani trochę nie przypomina książki Jany Frey "W ślepym zaułku wolności", ale "Angel - dziecko ulicy" warto przeczytać. Może nie jest to książka mniej młodzieżowa, a nawet nie młodzieżowa-obyczajowa, jak ja to mówię, ale młodzieżowa młodzieżowa, czyli podwójnie młodzieżowa, a to oznacza, że dla nastoletniej młodzieży.Ale tak czy inaczej książkę polecam każdemu.

Jak to jest żyć na ulicy? Jak to jest być zdanym tylko na siebie? Czemu w dzisiejszych czasach uciekają nawet nastolatki? Dlaczego nikt nie uchroni młodzieży przed tym, co złe i dlaczego są zmuszeni do opuszczenia czterech kątów, w których się wychowali?

Głównie dlatego, ponieważ ktoś ma rodziców/matkę/ojca alkoholików, którzy wyżywają się na rodzinie, a gdy są trzeźwi,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dopóki nie spojrzałam na nazwisko autorki, dopóty myślałam, że jest to zagraniczna książka. Wcale mi to nie przeszkadzało. Do czasu, kiedy zdałam sobie z prawę z tego, jak mało wymagałam od "Ja, diablica". A wcale tak nie powinno być, bo polskie, nie oznacza gorsze.

Wiktoria Biankowska zostaje zabita i trafia do "poczekalni". Rozpoczął się handel żywym, a właściwie nieżywym... "towarem". Anioł i Diabeł mają w obecności Śmierci zachęcać dziewczynę do swoich światów. Wygrywa Diabeł, więc dziewczyna trafia do Piekła. Zostaje Diablicą. Wszysto zaczyna się dobrze - wspaniałe miejsce pełne rozrywki, magii.. Jest mniej, o wiele mniej, zakazów, niż w niebie, gdzie zmarli ludze noszą skarpetki, a na to "jezuski"; szaty i śpiewają w chórze jakieś pieśni, ballady i hymny. Jednak chce wrócić na ziemię. Tam ma prawdziwe życie. A poza tym musi podbić serce Piotrusia, w którym zakochana jest od lat! Czy pogodzi ze sobą piekło i ziemię? Na dodatek w grę wchodzi walka z wrogami i niespodziewane odkrycie. Co przyczyni ją do zmiany decyzji? Tego dowiecie się, czytając książkę.

Książka mnie zachwyciła i to jak. Oderwać się od niej nie mogłam. Zaczęłam czytać ją niestety wieczorem, więc muszę Was od razu ostrzec, żeby tego nie robić. Wtedy nie ma zlituj. Trzeba ją skończyć następnego dnia, jak ja to zrobiłam.

Dialogi są barwne, fantastyczne, a niektóre wręcz komiczne. Czytając wypowiedzi Wiktorii i Beletha, śmiałam się do rozpuku. Irytowały mnie jedynie wypowiedzi pewnej staruszki, która wiecznie protestowała i próbowała nawrócić młodzież. Po czasie zrozumiałam jednak, że równa z niej babka i można na niej polegać.

Piekło jest fanastycznie wykreowane przez autorkę. Aż samem się chce tam trafić i spędzić w tym miejscu całą wieczność. Niebo natomiast jest miejscem nudnym i pozbawionym jakiegokolwiek życia. Nie ma tam dyskotek, różnych knajp, a samą rozrywką w Niebie jest śpiewanie. Nie można ubierać się wedle swojego gustu, lecz masz już z góry zaplanowany strój... I wciąż taki sam...

Postacie zaś są niesamowite. Wiktoria, przystojny diabeł - Beleth, śmiertelnik - Piotruś, za bardzo opiekuńczy brat Wiktorii, Azazel, Lucyfer... Można by wymieniać i wymieniać, lecz pomimo tego, że jest ich wielu, wciąż zostają w pamięci.

Podumowując: z książki można dowiedzieć się kilka prawdziwych, może troszkę przerobionych, rzeczy o Lucyferze - Szatanie... O Aniołach, Archaniołach... I o tym, skąd się biorą różne przedmioty, rośliny i zwierzęta. Dajmy na to komary... Co prawda to już jest wymyślone, ale brzmi całkiem logicznie.

"Ja, diablica" to z pewnością najlepsza książka z tej kategorii, jaką dotąd czytałam. Z niecierpliwością czekam na drugą część "Ja, anielica", która ukazać ma się dwudziestego ósmego września w księgarniach. Lepiej przygotujcie się na to psychicznie, bo po tę książkę sięgną całe tabuny nie tylko dziewczyn!

Dopóki nie spojrzałam na nazwisko autorki, dopóty myślałam, że jest to zagraniczna książka. Wcale mi to nie przeszkadzało. Do czasu, kiedy zdałam sobie z prawę z tego, jak mało wymagałam od "Ja, diablica". A wcale tak nie powinno być, bo polskie, nie oznacza gorsze.

Wiktoria Biankowska zostaje zabita i trafia do "poczekalni". Rozpoczął się handel żywym, a właściwie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdy natknęłam się na książkę w bibliotece, nie zawahałam się ani razu. Po prostu ją wzięłam. Wiedziałam, że się na niej nie zawiodę. I tak faktycznie było, a nawet coś o wiele większego...

Ewa w trakcie czwartego miesiąca ciąży poszła niespodziewanie do ogrodu, gdzie zjadła korzeń! Nic nie wskazywało na to, że może się coś zdarzyć. Nawet o nimk zapomniała. A kiedy urodziła swojego synka, zobaczyła, że coś jest z nim nie tak. Jedno oko miał niebieskie, a drugie zielone. Natomiast jego włosy były w kolorze marchewkowym. A na dodatek mówiło, nie otwierając ust! Przekazało jej wiadomość o kocie, topiącym się w beczce z deszczówką. Szybko pobiegła tam z małym (zezowatym!) dzieckiem. Pomimo tego, że była zima, wzięła go, przez co musiała słuchać krzyków własnej sąsiadki. Uratowała kota, który, jak się okazało, także miał jedno oko niebieskie, a drugie zielone, i wzięła go do domu. Nie wiedziała, że to on jest sprawcą wszystkiego i nie miała pojęcia, że to dzięki nim przenosi się do kompletnie odmiennego swiata.

Zaczynając czytać książkę "W krainie kota", miałam wrażenie, że nie za szybko ją odłożę. Nawet początek, co do których jestem strasznie wybredna, był zachwycający. Kiedy Ewa zjadła korzeń, czułam, jakbym to ja go jadła, a gdy przenosiła się do "Krainy Kota", zdawało mi się, jakbym robiła to razem z nią.

Świat wykreowany przez autorkę jest niesamowity, a raczej...niesamowicie fantastyczny! Postacie też są wręcz magiczne, niekoniecznie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dla przeczytania takiej książki, warto rzucić wszystko i zasiąść do lektury. To wszystko jest tak bardzo realne, że aż czytelnik wczuwa się tak bardzo, a potem nie ma zlituj... trzeba go oderwać.

A co do imion... Zauważyłam ostatnio, iż prawie w każdej książce, którą przeczytałam, występuje imię - Ewa albo - Ewa i Adam. Jednak co tam, jeżeli są o wiele lepsze... Dajmy na to: Jonyk. Co prawda miał być Janek, ale z powodu nietrzeźwego, delikatnie mówiąc, urzędnika, w rubryce "Imię", wpisano mu waśnie - Jonyk. Przez co zwierzak został nazwany Kotykiem.Warto wziąć też pod uwagę Gimel i pozostałe postacie z Krainy Kota, a nawet samą nawzę tej krainy i również jej rzeczywistą...

Wątkiem pobocznym, choć szczerze powiedziawszy mającym swoją zasługę w tej książce, był sierociniec i dzieci, które tam przebywały. Chłopiec chory na autyzm wiele w tej książce znaczył i zmienił całkowicie jej bieg. Była też Cecylia i Amata, ale to już inna historia...

Ogólnie książka piękna. Nie tylko dla dzieci, ale również dla dorosłych, którzy zawsze sobie coś w niej znajdą. Warto do tej książki powracać, nie tylko ze względu na fabułę, ale także niesamowity język pani Doroty Terakowskiej. Polecam!

Gdy natknęłam się na książkę w bibliotece, nie zawahałam się ani razu. Po prostu ją wzięłam. Wiedziałam, że się na niej nie zawiodę. I tak faktycznie było, a nawet coś o wiele większego...

Ewa w trakcie czwartego miesiąca ciąży poszła niespodziewanie do ogrodu, gdzie zjadła korzeń! Nic nie wskazywało na to, że może się coś zdarzyć. Nawet o nimk zapomniała. A kiedy urodziła...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dewey. Wielki kot w małym mieście Vicki Myron, Bret Witter
Ocena 6,7
Dewey. Wielki ... Vicki Myron, Bret W...

Na półkach:

Vicki Myron pracowała ponad dwadzieścia pięć lat w bibliotece w Spencer, w stanie Iowa. Nigdy nie spodziewała się, że pewnego dnia w bibliotece zamieszka kot.

Wszystko zaczęło się pewnego mroźnego poranka. Dopóki nie otworzono skrzynki z oddanymi książkami, dopóty nie działo się nic nadzwyczajnego. W skrzynce tej leżał bowiem przemarznięty i głodny kociak - zwykły i jednocześnie niespotykany dachowiec. Wszystkich w bibliotece zamurowało, jednak pani Vicki Myon przejęła inicjatywę. Doprowadziła kotka do porządku - umyła go, a pozostałe bibliotekarki nakarmiły. Ten pospolity kot w rzeczywistości był pięknym, rudym dachowcem. Był taki uroczy, że nikt nie mógł się mu oprzeć. Przez to została także podjęta decyzja - kot zostaje w bibliotece. Lecz zostało jeszcze kilka formalności...

Jak się okazało kot w bibliotece był dobrym pomysłem, choć kilka osób negatywnie podeszło do tego pomysłu. Dzieci i nawet dorośli odwiedzający tę bibliotekę, zachwycali się kotkiem. Chociaż różnie to bywało. Rodzice dzieci, mających alergię na sierść tego zwierzęcia, byli zaniepokojeni, jednak kotek nazwany już Dewey'em, był mądry i zrozumiał, że nie może się z nimi zbytnio spoufalać. Inteligentnty Dewey Readmore Books podbił wiele serc w krótkim czasie, jednak ta liczebność powiększyła się, kiedy został prawdziwą gwiazdą. Nie tylko mieskzańcy Spencer byli nim zachwyceni. Kiedy nakręcono film z jego udziałem, przyjechało kilka osób z Tokio i innych krajów, co było niesamowite.

Jednak to nie mogło trwać wiecznie. Najstarsze koty mają po dwadzieścia lat. Dewey miał o rok mniej. To wtedy odszedł, pozostawiając w smutku połowę całego świata. Ale to nie była jego wina. Śmierć jest rzeczą naturalną, która dopadnie wszystkich w swoim czasie...

Książka była piękna, wzruszająca i wspaniała, jak Dewey. W życiu nie pomyślałabym, że zwykły kot może wnieść tyle w życie człowieka. Nie pomyślałaym o tym, że na twarzy chorego dziecka może pojawić się uśmiech, po tym, jak zobaczy kota.

Ta książka skłania do refleksji. Czemu ludzie zabijają zwierzęta? Czemu używają wobec nich przemocy? Dlaczego ludzie topią malutkie, nowonarodzone kotki?! Dlaczego tak jest?! Taki kotek może naprawdę wiele wnieść w życie nie tylko chorego dziecka, ale i naszego - ludzi, żyjących codziennością... i jutrem. Więc pytam się: po co znęcać się nad bezbronnym stworzeniem?! Dlaczego ktoś wrzucił Deweya do tej skrzyni, skazując go na cierpienie? Jak mógł poczuć się ten kot? Żałośnie. Jednak za sprawą kochających zwierzęta ludzi, Dewey z marginesu społecznego przeszedł na prostą drogę, gdzie ludzie go kochają.

W tej książce nie podobała mi się jedna rzecz - tak naprawdę było więcej rzeczy na temat autorki, niż na temat Deweya. Opisane było też miasteczko Moneta i miasto Spencer, w którym rozgrywa się cała akcja. Czyli też trochę rzeczy od strony... historycznej.

Książkę polecam wszystkim zainteresowanym tą powieścią, a zwłaszcza ludziom, kochającym koty albo tym osobom, które posiadały takowe stworzenie. Nikt się nie zawiedzie na tej książce i nie zanudzi w trakcie czytania (pomijając opisy miast i miasteczek).

Vicki Myron pracowała ponad dwadzieścia pięć lat w bibliotece w Spencer, w stanie Iowa. Nigdy nie spodziewała się, że pewnego dnia w bibliotece zamieszka kot.

Wszystko zaczęło się pewnego mroźnego poranka. Dopóki nie otworzono skrzynki z oddanymi książkami, dopóty nie działo się nic nadzwyczajnego. W skrzynce tej leżał bowiem przemarznięty i głodny kociak - zwykły i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opis zdradza nam niewiele, wręcz nic. Dopasowany jest tylko do istniejącej w tej książce historii. Fugu, a właściwie Takifugu to ryba, w której zawarta jest trucizna, powodująca paraliż mięśni. Osoba zatruta przez tą rybę umiera przez uduszenie, bo nie ma na to lakarstwa. Tej ryby nie można zjeść w całości, tylko jej część. A ten, kto zje albo całą, albo niewłaściwy kawałek - umrze. I właśnie do tego morskiego stworzenia porównana jest ta historia.
Przez nieuwagę można skrzywdzić nie tylko siebie, ale i także rodzinę, znajomych. Dlatego też trzeba podejmować właściwe decyzje.

Anita i Cyprian ulegli namowom matki Cypka, która notorycznie upominała się o wnuka - widać za często robiła im pranie mózgu, bo Anita oszalała. Kiedy dowiadzieli się, że nie mogą mieć dzieci, spróbowali metody in-vitro, jednak i ona się nie powiodła. Po czterech próbach zrezygnowali. A wszystko z powodu Elizy Trumbiak - wrednej przyjaciółki Anity. Eliza miała zdzirowaty charakter i dużo osób chętnie by ją udusiło. Jednak przy swojej przyjaciółce "była" ciut lepsza. Poleciła jej matki-surogatki, które "wynajmują" brzuch na te dziewięć miesięcy, czyli na cały czas trwania ciąży. Jednak w ofercie nie ma karmienia piersią, więc dziecko musiałoby być sztucznie karmione, co nie jest najlepszym rozwiązaniem. A do tego potężna suma - ponad sto tysięcy -sześćdzisiąt dla samej matki zastępczej. Jest więcej minusów niż plusów. Nawet Cyprian nie jest zadowolony, jednak decyzję podejmuje Anita. Ale czy słuszną?

Matką-surogatką ma zostać Miranda - współlokatorka Elizy. Zdrowa dwudziestolatka, która studiuje i potrzebuje dużo gotówki w krótki czas. Miranda godzi się na to. Jednak to ona stawia warunki - zabrania, aby ktokolwiek ją kontrolował. Chce żyć tak, jakby w brzuchu wcale nie miała dziecka. I to musi się spełnić, cokolwiek by się nie działo. Niestety dziecko przyszło na świat tydzień wcześniej i to w niewłaściwym szpitalu. Miała nie zobaczyć dziecka, ale zobaczyła i trzymała je we własnych rękach. Chciała je zatrzymać i tak zrobiła, ale po pewnym czasie zrozumiała, że to byłoby podłe wobec dziecka - nie mogłaby zapewnić mu ciepłego posiłku, nie mogłaby z nim gdzie pójść. Oddała więc go.

To jest moje pierwsze "spotkanie" z panią Moniką Szwają, a raczej z jej dziełem i zapewniam, że nie ostatnie. Książki tej autorki są typowo kobiece, jej styl pisania podobny jest trochę do stylu pani Ewy Nowak - z tym, że bardziej dorosła wersja, gdyż książki autorstwa pani Ewy są o młodzieży dla młodzieży, a pani Moniki, sądząc po tej książce, od kobiety DLA kobiety.

Bardzo podoba mi się w tej książce to, iż kobiety mają prawo głosu i to one mają ostatnie zdanie w jakimś temacie. To po ich decyzji klamka zapada, a nie po decyzji mężczyzny, który ma być zresztą posłuszny kobiecie. Nie podoba mi się natomiast jedna osoba - Eliza. Wzięła sobie bez pytania dziesięć tysięcy, jako pośredniczka, a pod koniec nie chciała ich oddać, bo w niektórych grach trzeba być twardym zawodnikiem...

"Zupa z ryby fugu" to książka na plus. Bardzo pozytywnie ją oceniam. Jest to dość lekka powieść... na "podwieczorek". Zaczynając ją czytać, jednocześnie się ją kończy. Nie minie dzień, a tę powieść "skomsumuje" się w całości. Całokształt jest tak w ogóle przeciwieństwem tytułu - na pewno nie jest podobny do ryby fugu: nie czyta się kawałka, a wszystko. Dosłownie wszystko... Gorąco polecam! Nikt się nie zawiedzie.

Opis zdradza nam niewiele, wręcz nic. Dopasowany jest tylko do istniejącej w tej książce historii. Fugu, a właściwie Takifugu to ryba, w której zawarta jest trucizna, powodująca paraliż mięśni. Osoba zatruta przez tą rybę umiera przez uduszenie, bo nie ma na to lakarstwa. Tej ryby nie można zjeść w całości, tylko jej część. A ten, kto zje albo całą, albo niewłaściwy kawałek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kosogłos to nie tylko tytuł trzeciego tomu sławnej, zapewne na całym świecie, trylogii, ale także ptak. Katniss ma zostać takim kosogłosem, jednak pod pewnymi warunkami. Chce uratować Peetę, swoją rodzinę - mamę, Prim i zabić Snowa, znienawidzonego prezydenta. Walka się odbędzie, ale kto jest przegranym, a kto wygranym?

Czytałam tylko drugi tom oraz ten, ale mogę powiedzieć, że ta część była bardziej brutalna i nawet bardziej realistyczna. Postacie się nie zmieniły. I dobrze. Ale świat owszem. Dwunasty Dystrykt nie istnieje, Trzynasty tak. Na poczatku niechętnie podeszłam do tej trylogii, z trzecim tomem było tak samo. Chciałam wiedzieć, kto zostanie, a kto zginie i czy Katniss uda się zrobić to, co planowała. Wciągnęlam się, chcoiaż muszę powiedzieć, że książkę czytałam dłużej niż poprzednią część, ale szczerze powiedziawszy to nie ma znaczenia.

Katniss była nieugięta, trzymała na swoim. Chociaż była niezecydowana - nie umiała wybrać i niektórzy ludzie nią manipulowali, radziła sobie w miarę dobrze. Kiedy ona miała być na czele grupy, cały optymizm z niej wyparował, lecz dała sobie radę. I dlatego dotrwałam z nią do końca książki, śledziłam jej losy i losy jej najbliższych. Ta część była ciekawa. Próbowałam się nią delektować, ale jak wiadomo, ten tom jest bardzo ciekawy i wciągający, więc mi się nie udało. Szkoda, że cała przygoda z ta trylogią się skończyła. Chętnie przeczytałabym inne książki o losach Katniss, ale w trylogię wchodzą trzy tomy.

Kosogłos to nie tylko tytuł trzeciego tomu sławnej, zapewne na całym świecie, trylogii, ale także ptak. Katniss ma zostać takim kosogłosem, jednak pod pewnymi warunkami. Chce uratować Peetę, swoją rodzinę - mamę, Prim i zabić Snowa, znienawidzonego prezydenta. Walka się odbędzie, ale kto jest przegranym, a kto wygranym?

Czytałam tylko drugi tom oraz ten, ale mogę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu recenzji postanowiłam sięgnąć po tę książkę. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się po niej niczego wielkiego i jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to było głupie.

W tej książce występuje: przeszłość, terażniejszość, przyszłość. Mieszanka czasów. które nadają charakter temu dziełu. A opowiada ona o dziewczynie, która musi coś zrobić, aby każdy miał tyle samo czasu i nikt nie był poszkodowany, mając mniej.

Postacie wykreowane przez autorkę są świetne. Przede wszystkim nie są jednolite, lecz różne. Świat stworzony jest idealnie. Nic dodać, nic ująć.

"Dom na krańcu czasu" czyta się szybko, zapewne dzięki dużym literom, ułatwiającym czytanie. Powiem szczerze, że troszkę mnie to odstraszało, bo zazwyczaj tak czcionka jest użyta w książeczkach dla dzieci, jednak szybko odpędziłam tę myśl i bardzo dobrze. Gdybym zrezygnowała z tej książki, postąpiłabym źle. Choć cała fabuła nie wydaje się dość ciekawa, całość jest fantastyczna, ale nie jakoś szczególnie, bo mogłoby być w sumie lepiej.

Ta książka wciąga, więc nie radzę zaczynać jej czytać w nocy. Tak jak autorka wspomniała w książce, że ciągle jest mowa o czasie: "Nie mam czasu", "Jest już późno", "Jest za późo", itd., tak teraz ja muszę powiedzieć, że braknie po prostu na to czasu. No chyba, że ktoś jest jak sowa - w dzień śpi, a w nocy jest aktywny.

"Dom na krańcu czasu" to dzieło, które jest warte uwagi ze strony wszystkich, nie tylko moli książkowych. Ta pozycja zapewne już gości w wielu biblioteczkach domowych i sądzę, że liczba osób posiadających to dzieło się powiększy.

Po przeczytaniu recenzji postanowiłam sięgnąć po tę książkę. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się po niej niczego wielkiego i jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to było głupie.

W tej książce występuje: przeszłość, terażniejszość, przyszłość. Mieszanka czasów. które nadają charakter temu dziełu. A opowiada ona o dziewczynie, która musi coś zrobić, aby każdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak już mówiłam: bibliotekarka powiedziała mi, że ta książka jest ciężka. Jednak nie zniechęciło mnie to. Ta pozycja to genialne dzieło literackie. Jest to pierwsza książka Haruki Murakamiego, którą miałam okazję przeczytać i mam nadzieję, że nie ostatnia. Choćbym miała odnieść drobne obrażenia w bitwie o jakąś książkę tego autora, muszę ją koniecznie mieć.

Kafka Tamuro, nadzwyczaj dojrzały piętnastolatek, ucieka z domu przed klątwą ojca na wyspę Shikoku, ale czy faktycznie pozbędzie się tej klątwy? Sam tego nie wie. Wszystko diametralnie się zmienia, kiedy udaje się do biblioteki. Tam poznaje pana Oshimo, który tak naprawdę jest kobietą, jednak to nie ma znaczenia. Jest bardzo miły, sympatyczny i pomaga mu w trudnych chwilach. Jednakże nie uchroni go od klątwy - ona musi zostać zrealizowana...

Pana Nakatę można spotkać pod parzystymi... rozdziałami. Kiedyś był bardzo inteligentym dzieckiem, jednak po wypadku wszystko wywróciło się do góry nogami. Nie umie czytać, pisać, liczyć... ale potrafi zabić człowieka. A zdarzyło się to pewnego dnia... Pies zaprowadził go mężczyzny, który łapie koty. Póżniej, jak się okazuje, wycina serca, zjada je, a głowy chowa do lodówki. Nazywał się Johnnie Walker i samn prosił się o zabicie. Nakata zrobił to. Potem poszedł na policję; policjant go wyśmiał w duchu, ale był dla niego miły. Nie zapisywał nic. Kompletnie nic. A kiedy znaleziono zaordowanego mężczyznę bardzo się zdziwił. Nawet to jest mało powiedziane. On już niestety wyruszył autostopem w tę stronę, w którą podąża Kafka... Wraz z mężczyzną w hawajską koszulę rozwiązuje sprawę. Niestety musi zapłacić własnym życiem. Potem mężczyzna musiał zabić Coś, które wypełzało z ust pana Nakaty. Zrobił to. I był wolny.

Książka "Kafka nad morzem" mnie oczarowała. Nie mogłam przestać czytać i brnęłam dalej z Kafką i panem Nakatą w głąb wyspy. W różne zakamarki. Kilka razy zaparło mi dech w piersiach, kiedy działo się to samo głównym bohaterom. Wstrzymywałam oddech, gdy Kafka patrzył się na tajemniczą postać, na ducha piętnastoletniej dyrektorki biblioteki.

Nie brakło oczywiście przemocy i nawet erotyki... Sądzę, że było jej nawet za dużo. Trochę byłam zawiedziona, kiedy ta klątwa się spełniła. Od początku książki myślałam, że to się zwyczajnie nie uda. A kiedy umarła jakaś postać, ciężko to znosiłam.

Ogólnie ksiażka jest niesamowita. Warta ceny, godna polecenia. Haruki Murakami to bardzo dobry pisarz. Mógłby powstać nawet film na podstawie książki, tylko lepiej by było, jakby usunęli wszystkie... wulgarne sceny.

"Kafkę nad morzem" polecam bardziej tym osobom, którzy nie boją się wyzwań i szukają czegoś nowego. Nie polecam natomiast tym osobom, którzy ciągle czytają młodzieżówki. Ta książka nie jest dobrą odskocznią od tego...

Jak już mówiłam: bibliotekarka powiedziała mi, że ta książka jest ciężka. Jednak nie zniechęciło mnie to. Ta pozycja to genialne dzieło literackie. Jest to pierwsza książka Haruki Murakamiego, którą miałam okazję przeczytać i mam nadzieję, że nie ostatnia. Choćbym miała odnieść drobne obrażenia w bitwie o jakąś książkę tego autora, muszę ją koniecznie mieć.

Kafka...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak to jest być córką bogacza? Bogacza, którego nie interesuje własne dziecko? I jak ktoś ma się czuć, kiedy nagle dostaje w spadku dom warty milion, jak i nie miliardy? Oczywiście pod pewnym warunkiem. A mianowicie ma się stosować do poleceń. Recz jasna, będzie obsewowana, więc nie może zawalić. Ale czy samotna matka, mająca już dość problemów na głowie dostosuje się do tego? O określonej porze, Amanda, musi siedzieć na fotelu przez pewien czas. Nie może wstawać przed czasem, nie może też niczego pisać, czytać, pomijając czytanie własnemu dziecku bajek. Nic nie może robić. Tylko siedzieć. Przepraszam bardzo, ale co to jest za warunek? Kobieta nie może wstać, chociażby do płaczącego dziecka, bo wypadnie z gry, jeżeli zrobi tak trzy razy. Jaki to ma sens? Dziecko się udławi, udusi, a ona nie może wstać. Wybór jest prosty: dobro dziecka albo dom. Pewnego dnia spotyka ojca dziecka, który odszedł od niej, gdy dowiedział się, że jest w ciąży. Prosi o drugą szansę. Chce nagle dziecka. Podejrzane? Amanda ma jakieś wątpliwości, ale je ignoruje. Czy to jest słuszne? Wtem pojawia się nowy obserwator, który nie działa na jej korzyść. Na dodate ktoś ją usiłuje zabić. Kto to może być? Jej przyodnie siostry, ich matki czy może ten pierwszy obserwator? Gdy dowiaduje się, kto ją usiłował zabić, blednie. Któż to taki był?

Książka mnie prawdę mówiąc nie zaciekawiła. Wszystko się ciągnęło, było tylko kilka zwrotów akcji. A bo ktoś ją chciał zabić, a bo to przespała się ze swoim obserwatorem, a tutaj znowuż się z nim pokłóciła... Nuda. Kompletna nuda. "Osaczona" wszystkim kojarzy się z książką z serii "Naznaczona". Te książki różnią się wieloma rzeczami, ale ja znam jedną, główną. Choć nie czytałam tamtej książki, wiem, iż ta seryjna, że tak powiem, "Osaczona" jest ciekawa, a ta nie.

Jest jedno pytanie: czemu przeczytałam tę książkę do ostatniej strony? Otóż chciałam się dowiedzieć, kto ją usiłował zabić i czy w końcu dostanie ten dom. Oczywiście domyślałam się, że tym "zabójcą" był Pan X. Już mogę powiedzieć, że mężczyzna. Ale chciałam sprawdzić. I moje myśli okazały się słuszne. Myślałam też, iż ona w końcu tego domu nie dostanie. I tak było. Sama zrezygnowała... a miała jeszcze dwie szanse. No cóż... muszę to powiedzieć, chociaż ta książka to czysta fikcja - różni ludzie chodzą po świecie.

Szczerze powiedziawszy "Osaczona" nie jest zachwycającą powieścią. Nie polecam jej. Każdy indywidualnie podejmie decyzję. Oczywiście ta książka nie należy do najgorszych, ale perełką na pewno nie jest. "Osaczona" to książka z kategorii: literatura piękna, romans, sensjacja, thiller... Zgodzę się z romasnem - były sceny romantyczne. Sensacja - trochę. Thiller - dwie, góra trzy sceny. Wtedy, gdy o mało co nie została zabita i wtedy, gdy włamał się pewnien dzieciak. Ogółem powieść nieciekawa, niewciągająca... Jedyne, co jest tu na plus, to okładka. Może nie bardzo, ale jest ładna. Nie podoba mi się tylko kolor różowy...

Jak to jest być córką bogacza? Bogacza, którego nie interesuje własne dziecko? I jak ktoś ma się czuć, kiedy nagle dostaje w spadku dom warty milion, jak i nie miliardy? Oczywiście pod pewnym warunkiem. A mianowicie ma się stosować do poleceń. Recz jasna, będzie obsewowana, więc nie może zawalić. Ale czy samotna matka, mająca już dość problemów na głowie dostosuje się do...

więcej Pokaż mimo to