-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać298
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2015-05-20
…
Za pomocą tych trzech kropek chyba najlepiej jestem w stanie odzwierciedlić moje wrażenia po przeczytaniu ,,Wiernej”. W dwóch słowach? Mieszane uczucia.
Przede wszystkim, co mnie zaskoczyło, był fakt, że autorka zastosowała podział. Raz narratorką jest – jak we wcześniejszych częściach – Tris, raz – jako nowość – Tobias. Z jednej strony fajnie, bo mogłam poznać punkt widzenia Cztery, jego opinie i przemyślenia, z drugiej jednak wprowadziło to, przynajmniej dla mnie, małe zamieszanie. Bo nie dość, że w powieści i tak naprawdę sporo się dzieje (aż momentami ciężko było mi nadążyć), to opowiadanie historii z dwóch różnych perspektyw jeszcze bardziej to wszystko pogmatwało. Nie wiem, czy to właśnie z powodu tego chwytu, ale w porównaniu z poprzednią częścią, odniosłam wrażenie jakoby język, styl i cała techniczna strona powieści straciła na jakości. Irytująco krótkie zdania, powtórzenia. Na tej płaszczyźnie, niestety, ,,Wierna” mnie nie zachwyciła.
Na jakiej jeszcze?
Nie ukrywam – ,,Igrzyska Śmierci” to moja ulubiona seria, która przebiła ,,Harry’ego Pottera”. Od pierwszych stron ,,Niezgodnej” widziałam masę podobieństw między tymi dwoma cyklami, przy czym dla mnie to powieści autorstwa Suzanne Collins okazały się o niebo (a właściwie kilka) lepsze. Muszę jednak przyznać, że o ile w ,,Zbuntowanej” nie czułam tego tak mocno, tak ,,Wierna” wydawała mi się zbyt podobna do ,,Kosogłosa”.
Jasne, cała ta historia była ciekawa, tempo akcji bardzo szybkie (może nawet za bardzo), dużo się działo, ale jakoś to wszystko dla mnie było…dziwne. Zwłaszcza śmierć Tris. Najpierw wszyscy typują Caleba jako kandydata do czarnej roboty (czyli poświęcenia życia dla wyższej idei), potem w sekundę nasza Beatrice postanawia być bohaterką, przejmuje pałeczkę, ginie, ale udaje jej się uratować świat. Reszta rozdziałów pisana jest przez Tobiasa. Żałoba, smutek, takie klimaty, jak dla mnie, trochę to wszystko na siłę i tyle.
Cóż, zdecydowanie, ,,Wierna” mnie nie zachwyciła. Skończyłam czytać dość szybko, bo chciałam dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy. Za Tris nigdy nie przepadałam, więc jej śmierć mną nie wstrząsnęła, ale przez całą powieść odnosiłam wrażenie jakby pani Roth pisała ją totalnie na siłę. Szkoda, bo mogła to zakończyć lepiej. Nie mówię, że szczęśliwie, z tęczą, motylkami i słoneczkiem, ale zgrabniej, zręczniej, ciekawiej.
…
Za pomocą tych trzech kropek chyba najlepiej jestem w stanie odzwierciedlić moje wrażenia po przeczytaniu ,,Wiernej”. W dwóch słowach? Mieszane uczucia.
Przede wszystkim, co mnie zaskoczyło, był fakt, że autorka zastosowała podział. Raz narratorką jest – jak we wcześniejszych częściach – Tris, raz – jako nowość – Tobias. Z jednej strony fajnie, bo mogłam poznać punkt...
Jak opisać jednym słowem moje wrażenia, uczucia po przeczytaniu tej książki?
Zaskoczenie.
Dlaczego tak?
Nie spodziewałam się, że historia Mary aż tak mnie wciągnie. Okej, opis na okładce mnie zainteresował, ale brzmiało to podobnie do znanych mi opowieści. Natomiast początkowe strony były jak najbardziej intrygujące, chociaż – przyznaję – było to wszystko nieco poplątane. Ale z każdą kolejną stroną, każdym kolejnym rozdziałem stawałam się coraz bardziej ciekawa tego, jak potoczą się losy głównej bohaterki, którą (mimo jej kilku cech, które mnie irytowały) nawet polubiłam.
Cała powieść jest utrzymana w doskonałej atmosferze; tajemnicza, niepokojąca, nieco mroczna. Uczucia Mary i wszystkie jej przemyślenia, wrażenia są tak ukazane, że udzielały mi się podczas czytania. To dość zadziwiające, zważywszy na język i styl powieści, które – jak dla mnie – stanowią jedną z głównych wad. Oczywiście, od książki przeznaczonej dla młodych czytelników (którym, nie ukrywam, sama jestem) nie można oczekiwać superskomplikowanych zdań, ale jakoś nie do końca przekonał mnie ten aspekt powieści. Z jednej strony dialogi są przekonująco realistyczne, z drugiej zaś – mam tu na myśli głównie wypowiedzi Noaha – jakieś naciągane, nieprawdopodobne, nieadekwatne. Na szczęście aż tak to mnie nie raziło, książkę czytało się jak najbardziej przyjemnie.
Co jeszcze NIE podobało mi się w tej książce?
Otóż, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorka bazowała na ,,Zmierzchu”. Oczywiście, nie mamy tu do czynienia z wampirami, główna bohaterka nie irytuje tak jak Bella, ale kurczę, właśnie tak się czułam. Może przez to, że związek Mary i Noaha narodził się tak nagle? Że Noah był jednym słowem idealny? Że miał dar? Że był przystojny i bogaty? Widziałam w nim wiele cech ,,Zmierzchowego” Edwarda Cullena.
Powieść jednak jest niewątpliwie dobra. Trzyma w napięciu, intryguje. Naprawdę, byłam szczerze i głęboko ciekawa, o co w tym wszystkim chodzi. Fragmenty wspomnień Mary wprowadzały większy element mroczności, a jej odkryty hm, ,,dar” zdołał podrasować ten nastrój.
Zakończenie nie jest szczególnie satysfakcjonujące, wyraźnie daje do zrozumienia, że bez przeczytania następnej części czytelnik nie dowie się, co dalej.
Jak opisać jednym słowem moje wrażenia, uczucia po przeczytaniu tej książki?
Zaskoczenie.
Dlaczego tak?
Nie spodziewałam się, że historia Mary aż tak mnie wciągnie. Okej, opis na okładce mnie zainteresował, ale brzmiało to podobnie do znanych mi opowieści. Natomiast początkowe strony były jak najbardziej intrygujące, chociaż – przyznaję – było to wszystko nieco poplątane....
2015-06
Druga część jednej z najpopularniejszych trylogii ostatnich lat. Przyznam, że po przeczytaniu ,,Niezgodnej” miałam dość mieszane uczucia. Z jednej strony książka naprawdę interesująca, wciągnął mnie ten dystopijny świat z frakcjami, a i bardzo chciałam dowiedzieć się jak potoczą się dalej wydarzenia (mam na myśli, oczywiście, głównie wojnę z Erudytami). Z drugiej jednak, nie do końca spodobał mi się styl Veroniki Roth; dziwne, urywane zdania, sposób przedstawienia postaci. Główna bohaterka, Tris, nie wzbudziła we mnie większej sympatii. Cała powieść była dla mnie zbyt podobna do moich ukochanych ,,Igrzysk Śmierci”, a porównaniu z nimi, ,,Niezgodna” wypadła zdecydowanie słabiej. Ciekawość jednak zwyciężyła i sięgnęłam po ,,Zbuntowaną”.
Od samego początku akcja jest wartka, ciągle coś się dzieje. Duża uwaga zwrócona jest na uczucia Tris, która po zabiciu Willa zmieniła się. Zmieniło się także moje nastawienie do niej; w pewnym stopniu ją polubiłam. Również odniosłam wrażenie, jakoby język i styl uległy zmianie na lepsze. Najbardziej spodobały mi się opisy, za którymi zwykle nie przepadam. U Roth są plastyczne, oddziałują na wyobraźnię, dosłownie miałam je przed oczami. Czułam się też trochę jak świadek, bohater wszystkich wydarzeń opisanych przez autorkę w naprawdę świetny sposób.
Jednak na największy plus zasłużyła cała historia wojny między frakcjami. Ukazuje okrucieństwo, trudności i cierpienia związane z takimi konfliktami. Podobnie jak w ,,Kosogłosie”, ale delikatniej i – jak dla mnie – nieco słabiej. Ale, jeżeli o mnie chodzi, ciężko byłoby znaleźć powieść, która przebiłaby serię Suzanne Collins.
Jak już mówiłam, w ,,Zbuntowanej” nie ma miejsca na nudę. Mamy albo krwawą strzelaninę, albo szybką ucieczkę. Nawet gdy więcej miejsca poświęcone jest na uczucia Tris, ,,zwykłe” rozmowy z innymi bohaterami, czy oczekiwanie bohaterki w małej Sali w siedzibie Erudytów, wszystko jest interesujące. Autorka trzyma czytelnika w napięciu, nic nie jest do końca oczywiste.
Podobało mi się też, że wątek miłosny Tris i Cztery nie był taki cukierkowy. Trwa wojna, oni są dalej razem, ale ich relacje nie są takie słodziutkie, proste i pozbawione przeszkód. Wręcz przeciwnie, kłócą się, pojawiają się między nimi trudności, niezrozumienia, wzajemne pretensje. Tobias nie jest ukazany jako chodząca doskonałość, na jego portrecie pojawiają się kolejne rysy, które odkrywa Beatrice, także nie przedstawiona jako idealna.
Cóż, ,,Zbuntowana” zaskoczyła mnie pozytywnie. Suspens, zwroty akcji, trzymanie w napięciu i – w moim mniemaniu – poprawa stylu i języka. I zakończenie, które totalnie zbiło mnie z tropu. Polecam.
Druga część jednej z najpopularniejszych trylogii ostatnich lat. Przyznam, że po przeczytaniu ,,Niezgodnej” miałam dość mieszane uczucia. Z jednej strony książka naprawdę interesująca, wciągnął mnie ten dystopijny świat z frakcjami, a i bardzo chciałam dowiedzieć się jak potoczą się dalej wydarzenia (mam na myśli, oczywiście, głównie wojnę z Erudytami). Z drugiej jednak,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013
Ach, Pamiętnik Księżniczki…
Seria, z którą dorastałam i do której chyba już zawsze będę czuła sentyment.
Mogłabym całemu cyklowi co nieco zarzucić ze strony technicznej; mam tu na myśli głównie styl i język, ale hej, to seria dla nastolatek, więc trudno byłoby oczekiwać nie wiadomo czego. Momentami Mia mnie wkurzała, ale przez tą całą drogę czułam się tak jakby była moją przyjaciółką, przeżywałam wszystko to, co ona.
Przy czytaniu tej ostatniej części nietrudno zauważyć, że Mia się zmieniła. Jest już dorosłą, dojrzalszą dziewczyną, choć osobowość nie uległa zmianie. Książka śmieszy i wzrusza, dla mnie była też po prostu interesująca ze względu na Lily, Michaela i całą sytuację z kampanią wyborczą ojca Mii. No i chciałam dowiedzieć się, co stanie się z powieścią napisaną przez główną bohaterkę.
Zakończenie jest jak najbardziej szczęśliwe, okej, może trochę nieprawdopodobne, ale nie mam nic przeciwko temu.
Nie wiem, co jeszcze mogłabym powiedzieć. Książka jest ciepła, lekka i przyjemna. Przeczytałam ją w tempie ekspresowym podobnie jak pozostałe części, tym razem jednak z pewnym uczuciem wzruszenia, jakby kończył się jakiś mały rozdział w moim życiu.
Cieszę się, że mam właśnie ostatni ,,Pamiętnik Księżniczki” na swojej półce. Myślę, że jeszcze często będę do niego wracać, żeby wszystko sobie przypomnieć.
Ach, Pamiętnik Księżniczki…
Seria, z którą dorastałam i do której chyba już zawsze będę czuła sentyment.
Mogłabym całemu cyklowi co nieco zarzucić ze strony technicznej; mam tu na myśli głównie styl i język, ale hej, to seria dla nastolatek, więc trudno byłoby oczekiwać nie wiadomo czego. Momentami Mia mnie wkurzała, ale przez tą całą drogę czułam się tak jakby była moją...
2013
Przed przeczytaniem miałam pewne obawy. Myślałam: ,,Kurczę, książka o kobiecie, której umarł mąż i która będzie się starała wrócić do normalnego życia”. Brzmi jak dość popularny i znany scenariusz.
Po przeczytaniu zrozumiałam, że owszem, dobrze myślałam. Ale to w jaki sposób Cecelia Ahern przedstawiła śmierć Gerry’ego i życie Holly po tym wydarzeniu zasługuje na duże brawa.
Tak ciepła, wzruszająca, ale nie nachalna powieść o stracie, bólu, tęsknocie i miłości. Żadnych banałów, żadnych wzniosłych słów. Główna bohaterka nie jest supertwarda, nie zaciska zębów, nie wraca do porządku dziennego od razu.
Holly jest po prostu człowiekiem. Cierpi, tęskni, kocha.
I chyba – oprócz, rzecz jasna, pomysłu z tymi listami pozostawionymi od Gerry’ego – podoba mi się w tej książce najbardziej. Autorka nie uczyniła z Holly superbohaterki. W gruncie rzeczy, Holly jest taka jak każda z nas. Nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie jest ideałem. I dzięki takiemu skonstruowaniu tej postaci, książkę czytało mi się jeszcze lepiej, mocniej mogłam wczuć się w to, co czuła i myślała Holly.
Jak już wspomniałam, pomysł, na którym opiera się powieść; listy pozostawione przez Gerry’ego, jest rewelacyjny. Może ociupinkę nierealistyczny z tym, że tak wszystko dokładnie zostało załatwione, ale wystarczy przeczytać powieść, by przekonać się, że nie wszystko idzie idealnie.
Powieść i bawi, i wzrusza. Bohaterowie to ludzie, a nie jednowymiarowe wymysły, które mają imiona. Nikt nie jest doskonały, wszystko jest takie…życiowe? Prawdziwe? I dzięki temu smutna historia jeszcze bardziej porusza.
Nie odkryłam tutaj żadnej Ameryki. Bardzo chciałabym przeczytać dalszą część losów Holly, chociaż taka książka nie powstała.
Polecam chyba każdemu.
Przed przeczytaniem miałam pewne obawy. Myślałam: ,,Kurczę, książka o kobiecie, której umarł mąż i która będzie się starała wrócić do normalnego życia”. Brzmi jak dość popularny i znany scenariusz.
Po przeczytaniu zrozumiałam, że owszem, dobrze myślałam. Ale to w jaki sposób Cecelia Ahern przedstawiła śmierć Gerry’ego i życie Holly po tym wydarzeniu zasługuje na duże brawa....
2015
Na początku powiem, że po książki z gatunku New Adult nie sięgam z jakimś wielkim zapałem, mimo że są one stricte przeznaczone dla osób w moim wieku (wyjątkiem są powieści Johna Greena oraz te z nutą science-fiction)Odkąd przeczytałam ,,Hopeless” uznane za wielki bestseller, z zakochanymi w Holdenie fankami, odczułam, że to niekoniecznie moje klimaty. Zwłaszcza, że – z tego, co zdążyłam zauważyć – wiele powieści należących do tego gatunku zdaje się podążać utartymi już ścieżkami.
Ale przejdźmy do ,,Wybieram Ciebie”.
W sumie to sama nie wiem, dlaczego wypożyczyłam tę książkę w bibliotece. Okładka nie wyglądała zbyt zachęcająco, a opis dokładnie wpisywał się w sytuację, która zirytowała mnie i w ,,Zaćmieniu” Stephenie Meyer i w ,,Elicie” Keiry Cass.
Dziewczyna zakochana w dwóch chłopakach.
Jednak abstrahując od powodu, zaczęłam czytać.
Po pierwszych kilkunastu stronach czułam się naprawdę skonfudowana. I wkurzona. Oto nasza główna bohaterka, Harper Jackson, wychowywana przez surowego ojca, członka Marines, przenosi się do innego miasta, zamieszkuje w pokoju z szaloną Bree, przechodzi małą metamorfozę. Dzięki ciuchom i kosmetykom staje się prawdziwą Księżniczką (i tak właśnie nazywają ją znajomi). Gdzie kroczy Harper, tam chłopcy zdają się padać, zachwyceni jej doskonałością, której ja nie zdołałam dostrzec.
Harper poznaje Chase’a i Brandona, między którymi nie potrafię podać większych różnic poza oczywistymi – imiona, rodziny oraz kilka centymetrów wzrostu.
Obydwaj cudowni, rewelacyjni, niesamowici, o czym autorka, za pośrednictwem naszej Harper, nie omieszkuje nam przypominać praktycznie na każdej stronie.
Idealna dziewczyna zakochuje się i w doskonałym Brandonie, i fantastycznym Chasie, którego główną (i jedyną?) wadą jest fakt, że – delikatnie mówiąc – skacze z kwiatka na kwiatek.
Nie lubię spoilerować w swoich recenzjach, ale tutaj właściwie nie ma co spoilerować. Książka jest przewidywalna, ale – o dziwo – to nie jest jej największą wadą.
Właściwie ciężko jasno mi stwierdzić, co nią jest.
Czy beznadziejnie skonstruowane postaci, na czele z główną bohaterką-narratorką, która określana i postrzegana jest jako przecudowna, mądra i kochana (a tymczasem, wydaje się być zupełnie odwrotnie)? Czy kompletny brak jakiejkolwiek logiki; bowiem już pierwszego dnia Harper się zakochuje, następnego jest pewna że chce z Brandonem spędzić przyszłość, a kolejnego (prawie) zachodzi w ciążę z Chasem (który, och cóż za przypadeczek, w czasie ,,gorącej sesji” zapomina o prezerwatywie. To bardzo prawdopodobne, że chłopak, który miał naprawdę (!!!, te wykrzykniki zdaje się przedstawiać nam autorka) dużo dziewczyn nie pomyślał o tak trudnej rzeczy jak ciąża.
No i rodzina Bree i Chase’a, do której jakimś cudem dołącza Harper.
Po kilku tygodniach znajomości, rodzice dwójki są rodzicami Harper, mieszka z nimi, dostaje prezenty, otrzymuje wielkie wsparcie w sprawie ciąży, o której Claire, matka, dowiaduje się jako jedna z pierwszych, płacze ze szczęścia, gratuluje nastoletniej Harper, pozbawionej niemal kręgosłupa, i cieszy się że ojcem dziecka jest Chase.
Ha, ha, ha.
Doprawdy, cała ta fabuła brzmi jak scenariusz telenoweli w stylu ,,Mody na sukces”.
Książkę przeczytałam szybko, bo byłam ciekawa zakończenia, które – jak zresztą cała powieść – mnie rozczarowało.
Język i technika kiepściutka, postaci są jednowymiarowe, wydarzenia nieprawdopodobne, a główna bohaterka beznadziejna.
Jednym słowem: gniot.
Na początku powiem, że po książki z gatunku New Adult nie sięgam z jakimś wielkim zapałem, mimo że są one stricte przeznaczone dla osób w moim wieku (wyjątkiem są powieści Johna Greena oraz te z nutą science-fiction)Odkąd przeczytałam ,,Hopeless” uznane za wielki bestseller, z zakochanymi w Holdenie fankami, odczułam, że to niekoniecznie moje klimaty. Zwłaszcza, że – z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zdanie na okładce książki brzmi ,,Dla fanów Igrzysk Śmierci". Cóż, ja nim zdecydowanie jestem, więc postawiłam powieści wysoką poprzeczkę. Opis z tyłu jednoznacznie wskazywał na charakter książki - dystopia z młodym bohaterem w roli głównej, czyli coś, co ostatnio stało się bardzo popularne i co bardzo polubiłam. Tak czy inaczej, oczekiwałam dużo od powieści ,,Starter". I, autorka te oczekiwania spełniła.
Główną bohaterką, a zarazem narratorką jest szesnastoletnia Callie Woodland. Straciła rodzinę, dom, wiedzie okropne życie w opuszczonym budynku z braciszkiem Tylerem i chłopakiem? (w dalszej części książki to określenie nie jest już takie pewne) Michaelem. Po wojnie żyją tylko nieliczni młodzi ludzie, Starterzy oraz staruszkowie, Enderzy. Callie pragnie polepszenia warunków dla siebie i swoich bliskich, udaje się do Prime Destination, banku ciał, by oddać do wynajmu swoje ciało, które może "wypożyczyć" jakaś Enderka...
Nie zamierzam siać tutaj ziaren spoileru. Skupię się na tym, że książka przedstawia sporą wartość. Zarówno merytoryczną, jak i duchową. Pokazuje to, co w życiu ważne. Polubiłam Callie, o dziwo. Nie zwykłam pałać sympatią do kobiecych narratorów, ale w tym przypadku było inaczej. Książkę pochłonęłam bardzo szybko, żyłam w świecie Callie, byłam Callie. Język, sposób kreowania świata zasługuje na oklaski. Brutalny, ale tak doskonale przedstawiony. Postaci nie są płaskie, jednowymiarowe, a prawdziwe. Nawet, jeśli cała ta historia jest po prostu nieprawdopodobna.
Co ciekawe, ta opowieść z miejsca skojarzyła mi się z ,,Intruzem" Stephenie Meyer. Potrafię dostrzec wiele podobieństw między tymi książkami. Obie są, moim zdaniem, naprawdę świetne, chociaż to ,,Intruz" jest bliższy mojemu sercu.
Tak czy inaczej, ,,Starter" zdecydowanie zasługuje na uwagę. Polecam go nie tylko fanom dystopii, ale i każdemu czytelnikowi. Jest to naprawdę rewelacyjna opowieść, która...zostawiła mnie z niedopowiedzianym zakończeniem.
Zdanie na okładce książki brzmi ,,Dla fanów Igrzysk Śmierci". Cóż, ja nim zdecydowanie jestem, więc postawiłam powieści wysoką poprzeczkę. Opis z tyłu jednoznacznie wskazywał na charakter książki - dystopia z młodym bohaterem w roli głównej, czyli coś, co ostatnio stało się bardzo popularne i co bardzo polubiłam. Tak czy inaczej, oczekiwałam dużo od powieści...
więcej Pokaż mimo to