-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać2
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński25
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2014
2015-05-20
Zdanie na okładce książki brzmi ,,Dla fanów Igrzysk Śmierci". Cóż, ja nim zdecydowanie jestem, więc postawiłam powieści wysoką poprzeczkę. Opis z tyłu jednoznacznie wskazywał na charakter książki - dystopia z młodym bohaterem w roli głównej, czyli coś, co ostatnio stało się bardzo popularne i co bardzo polubiłam. Tak czy inaczej, oczekiwałam dużo od powieści ,,Starter". I, autorka te oczekiwania spełniła.
Główną bohaterką, a zarazem narratorką jest szesnastoletnia Callie Woodland. Straciła rodzinę, dom, wiedzie okropne życie w opuszczonym budynku z braciszkiem Tylerem i chłopakiem? (w dalszej części książki to określenie nie jest już takie pewne) Michaelem. Po wojnie żyją tylko nieliczni młodzi ludzie, Starterzy oraz staruszkowie, Enderzy. Callie pragnie polepszenia warunków dla siebie i swoich bliskich, udaje się do Prime Destination, banku ciał, by oddać do wynajmu swoje ciało, które może "wypożyczyć" jakaś Enderka...
Nie zamierzam siać tutaj ziaren spoileru. Skupię się na tym, że książka przedstawia sporą wartość. Zarówno merytoryczną, jak i duchową. Pokazuje to, co w życiu ważne. Polubiłam Callie, o dziwo. Nie zwykłam pałać sympatią do kobiecych narratorów, ale w tym przypadku było inaczej. Książkę pochłonęłam bardzo szybko, żyłam w świecie Callie, byłam Callie. Język, sposób kreowania świata zasługuje na oklaski. Brutalny, ale tak doskonale przedstawiony. Postaci nie są płaskie, jednowymiarowe, a prawdziwe. Nawet, jeśli cała ta historia jest po prostu nieprawdopodobna.
Co ciekawe, ta opowieść z miejsca skojarzyła mi się z ,,Intruzem" Stephenie Meyer. Potrafię dostrzec wiele podobieństw między tymi książkami. Obie są, moim zdaniem, naprawdę świetne, chociaż to ,,Intruz" jest bliższy mojemu sercu.
Tak czy inaczej, ,,Starter" zdecydowanie zasługuje na uwagę. Polecam go nie tylko fanom dystopii, ale i każdemu czytelnikowi. Jest to naprawdę rewelacyjna opowieść, która...zostawiła mnie z niedopowiedzianym zakończeniem.
Zdanie na okładce książki brzmi ,,Dla fanów Igrzysk Śmierci". Cóż, ja nim zdecydowanie jestem, więc postawiłam powieści wysoką poprzeczkę. Opis z tyłu jednoznacznie wskazywał na charakter książki - dystopia z młodym bohaterem w roli głównej, czyli coś, co ostatnio stało się bardzo popularne i co bardzo polubiłam. Tak czy inaczej, oczekiwałam dużo od powieści...
więcej mniej Pokaż mimo to2014
"!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!"
Tym szeregiem wykrzykników najłatwiej mi podsumować moją ocenę ostatniej części z mojej ulubionej (obok Harry'ego Pottera) serii książek. Nie skłamię, mówiąc, że ,,Kosogłos" pochłonął mnie bez reszty. Swoimi skrzydełkami wciągnął mnie po raz trzeci w świat Katniss Everdeen. Przeczytanie jej zajęło mi jeden dzień - i kawałeczek nocy. Gdy tak przewracałam kolejne kartki, ze smutkiem wpatrywałam się w liczbę stron, które pozostało mi do końca. Próbowałam nawet specjalnie odłożyć moment znalezienia się na ostatniej ze stron, ale nie potrafiłam. MUSIAŁAM wiedzieć, co się zdarzy.
Za co pokochałam ,,Kosogłosa"? Nie będę powtarzać argumentów przemawiających za pozostałymi częściami - język, sposób narracji, kreacje bohaterów, fabuła, i tak dalej. Jednak pojawiają się nowe aspekty, o których muszę wspomnieć.
Po pierwsze, za to, że ciągle coś się dzieje. Za zwroty akcji. Co jest fantastyczne, naprawdę, ale sprawiło - w kilku momentach - że moje serce lekko zadrżało, a oczy zaszły łzami. To jest właśnie siła książek - opanowują Twoje myśli, łapią za serce i robią z nim, co chcą.
Po drugie, za te przyjemne, szczęśliwe momenty, podczas których uśmiechałam się szeroko, z weselem Annie i Finnicka na czele.
Po trzecie, za nowe postaci, z których większość polubiłam (oprócz - oczywiście - pani prezydent Coin). Mam tu na myśli głównie Boggsa.
Po czwarte, za jeszcze doskonalszą obrazowość. Czułam się niemal jak członek drużyny 451.
Podobnie jak pozostałymi częściami, tą książką jestem zachwycona. Za co jednak odjęłam gwiazdkę?
Za zakończenie. Nie chodzi mi konkretnie o Peetę, Katniss i ich dzieci, ale o to, że nie dowiedziałam się, co się stało z Haymitchem, Galem, Annie i innymi bohaterami, a z wielką chęcia przeczytałabym co nieco o ich przyszłości.
Ale cóż, taka była wola autorki, której - za całą serię - jestem, jako czytelnik i jako człowiek wdzięczna.
"!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!"
Tym szeregiem wykrzykników najłatwiej mi podsumować moją ocenę ostatniej części z mojej ulubionej (obok Harry'ego Pottera) serii książek. Nie skłamię, mówiąc, że ,,Kosogłos" pochłonął mnie bez reszty. Swoimi skrzydełkami wciągnął mnie po raz trzeci w świat Katniss Everdeen. Przeczytanie jej zajęło mi jeden dzień - i kawałeczek nocy. Gdy tak...
Mimo lekkiej i bardzo przystępnej formy, odniosłam wrażenie, że 13-to letnia dziewczyna potrafi być zakochana kilka razy, mieć kilku chłopców. nie wiem, czy wszystkie (lub przynajmniej wiele) nastolatek w Polsce ma podobne doświadczenia w tak młodym wieku...Ta kwestia to chyba jedyna wada "Pamiętnika".
O zaletach można mówić długo: zabawne momenty, problemy nastolatków dobrze oddane (mam tu ma myśli głównie kłótnie Natki z jej mamą): kto nigdy nie uważał, że jego mama/tata za niego decyduje, ręka w górę! Lubię takie formy pamiętnika, gdyż dobrze mi się je czyta. Natka nie jest pustą dziewczyną - myśli o swojej rodzinie, dziadkach. Ogólnie książka jest taką odskocznią od codzienności - przynajmniej dla mnie. Mimo wszystko polecam, dla każdej kobiety, dla tej nastoletniej i tej dorosłej, czterdziestoletniej, która nie może porozumieć się z córką.
Mimo lekkiej i bardzo przystępnej formy, odniosłam wrażenie, że 13-to letnia dziewczyna potrafi być zakochana kilka razy, mieć kilku chłopców. nie wiem, czy wszystkie (lub przynajmniej wiele) nastolatek w Polsce ma podobne doświadczenia w tak młodym wieku...Ta kwestia to chyba jedyna wada "Pamiętnika".
O zaletach można mówić długo: zabawne momenty, problemy nastolatków...
2011-09-01
Po "Zmierzch" sięgnęłam ponad rok temu, pełna sceptycyzmu. Chciałam się dowiedzieć, co w tej książce i całej sadze jest takiego, że wiele osób, głównie w młodym wieku, się nimi zachwyca. Zaczęłam czytać...
Powieść wciągnęła mnie bez reszty. Ktoś z rodziny do mnie mówi gdy czytam, nie reaguję. Wyobrażałam sobie bohaterów, czytając czułam jakby byli obok mnie.
Okej, może nie jest napisana wybitnym językiem i nawet jako zagorzała fanka zdołałam zobaczyć, że treść można odebrać jako płytką, ale naprawdę mi się spodobała. Głównie za to, że pisana jest lekko i rewelacyjnie działa na moją wyobraźnię. Szybko przeczytałam "Zmierzch" jak i całą sagę. Za postacią Belli i Edwarda do dziś nie przepadam. Najmłodszy Cullen od początku sprawiał - może tylko dla mnie - wrażenie zbyt pewnego siebie i tego, jak potoczą się wydarzenia, a Bella, zakochana w Edwardzie po uszy, widziała głównie tylko czubek nosa ukochanego. Przeszkadza mi jeszcze to, że w sumie fakt, iż Edward jest wampirem nie zdziwił niemal wcale Panny Swan. Ale mimo wszystko, ta książka pozostanie miłym elementem mojego życia.
Po "Zmierzch" sięgnęłam ponad rok temu, pełna sceptycyzmu. Chciałam się dowiedzieć, co w tej książce i całej sadze jest takiego, że wiele osób, głównie w młodym wieku, się nimi zachwyca. Zaczęłam czytać...
Powieść wciągnęła mnie bez reszty. Ktoś z rodziny do mnie mówi gdy czytam, nie reaguję. Wyobrażałam sobie bohaterów, czytając czułam jakby byli obok mnie.
Okej, może nie...
,,Pięćdziesięcioletnia kobieta po przejściach i jej dobre rady? Niee, to nie dla mnie’’, tak w skrócie można by przedstawić moje początkowe nastawienie do tej książki. Krzywiłam się na myśl o czytaniu opowieści z życia autorki, która sporo przeszła i – oczywiście, jak sugeruje tytuł – będzie ,,mieszać” we wszystko Pana Boga. Nie miałam ochoty na podobną lekturę, ale, z racji że nie lubię skreślać książek tak od razu, dałam jej szansę. I nie żałuję.
,,Bóg nigdy nie mruga” składa się z 50 opowieści autorki, która naprawdę dużo w życiu przeżyła (na czele z rakiem). Każda z ,,lekcji” to historyjka z życia. Raz lżejsza, zabawna, innym razem – głębsza, poważniejsza, smutna. Do tego mała dawka jakiegoś morału, pouczenia, wniosku w formie porady. Ale – na szczęście – nie mamy do czynienia z jakąś wywyższającą się kobietą, mówiącą, co musimy robić. Pani Brett w subtelny, delikatny sposób pokazuje tylko, jakie refleksje naszły ją po przeżyciu danego wydarzenia, danej sytuacji. I łagodnie sugeruje, proponuje, co czytelnik powinien pomyśleć.
Język całej książki jest bardzo przystępny. Niewymuszony, lekki, przyjemny. Czyta się to wszystko bardzo szybko. Miałam wrażenie, jakbym czytała pamiętnik babci czy cioci, okraszony drobnymi poradami tylko dla mnie. Z tego zbioru bije miłe ciepło, które się udziela. Autorka nie wysila się, nie stosuje żadnych wymyślnych manewrów. W prosty sposób przedstawia daną historię, zdarzenie i dodaje garstkę przemyśleń, propozycji.
Cóż, religia, Bóg odgrywają w życiu Reginy Brett dużą rolę, co jest widoczne w tej książce. W większości lekcji pojawia się motyw wiary, modlitwy. Nie ukrywam: jestem katoliczką, chodzę do kościoła, ale trudno mnie nazwać superzagorzałą. Na pewno daleko mi w tym do autorki. Obawiałam się, że w tej książce będę czytać o tym jak to trzeba wierzyć, modlić się, itd. Najbardziej w tego typu pozycjach nie lubię gadania w stylu ,,Nawet, jeżeli jest przeokropnie, ciesz się, bla, bla, bla”. Jako realistkę odrzucają mnie takie zagrywki, czy to związane z religią, czy nie. W ,,Bóg nigdy nie mruga” pojawiają się podobne zdania. Kobieta, która cierpiała na raka, zaufała Panu, i tak dalej. W tych momentach książka podobała mi się nieco mniej. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Bóg tak po prostu pozwala na to, by ludzie [zwłaszcza dzieci] cierpieli najzwyczajniej w świecie bez powodu. Ale autorka z tym nie przesadziła. Wie, gdzie leży granica i jej nie przekracza.
Cóż, książka na pewno zasługuje na uwagę. Mimo znaczącego tytułu, nawet ateiści mogliby po nią sięgnąć, nie mając wrażenia, jakoby autorka na siłę wpychała mi Boga. Wszystko tu jest lekkie, przyjemne, pouczające – w odpowiedni sposób. Wzbudza różne uczucia; od wzruszenia po rozbawienie, intryguje. Jasne, niektóre historie są nieco mniej ciekawe, ale i tak uważam tę książkę za naprawdę dobrą.
,,Pięćdziesięcioletnia kobieta po przejściach i jej dobre rady? Niee, to nie dla mnie’’, tak w skrócie można by przedstawić moje początkowe nastawienie do tej książki. Krzywiłam się na myśl o czytaniu opowieści z życia autorki, która sporo przeszła i – oczywiście, jak sugeruje tytuł – będzie ,,mieszać” we wszystko Pana Boga. Nie miałam ochoty na podobną lekturę, ale, z...
więcej Pokaż mimo to