-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2014-08-13
2013-07-20
Le cirque des Reves
Otwarcie o zmierzchu
Koniec o świcie
"Cyrk pojawia się znikąd. Nie poprzedzają go żadne zapowiedzi na słupach i tablicach w mieście nie ma plakatów, w gazetach żadnej wzmianki ani reklamy. Cyrk po prostu jest, podczas gdy wczoraj go nie było. Wznoszące się namioty są w czarno-białe paski, bez śladu złota, czy szkarłatu. W ogóle wszystko jest pozbawione kolorów (...). Czarno-białe paski na tle szarego nieba; niezliczone namioty różnych kształtów i rozmiarów, zamknięte w bezbarwnym świecie za misternym ogrodzeniem z kutego żelaza."
Magia. Czar. Tajemnica.
Tak się zaczyna i tak się kończy. Historia o zaczarowanym cyrku. O zaciekłym pojedynku iluzjonistów- Celii i Marca. Taka jest- inna.
„W końcu przedstawienie bez publiczności nie jest nic warte.”
Wpadłam. Zostałam schwytana, utknęłam. Nic nie mogłam na to poradzić. Atmosfera książki jest... cudowna. Czarująca, zagadkowa, piękna. Dziwna. I bardzo, bardzo skuteczna. Z całą pewnością- nie daje o sobie zapomnieć. Wszystko w niej jest takie magiczne. Takie zachwycające. Porywa w świat spokojny, mroczny, a zarazem tak oszałamiający. W czasie czytania myślałam tylko o jednym. I tylko o jednym chciałam myśleć.
„Ludzie widzą to, co chcą zobaczyć. W większości przypadków to, co im się wmawia.”
Przenieśmy się w czasie, do schyłku dziewiętnastego wieku. Z każdym kolejnym rozdziałem poznajemy skrawek historii. Niesamowitej opowieści. Skaczemy w czasie w przód i w tył, od osoby do osoby, z miejsca na miejsce. Wszystko o czym czytamy ma jakiś sens, choć nie od początku znany. Pojawia się wiele pytań, ale ich rozwiązanie poznajemy później. Stopniowo. Wszystko w swoim czasie. Autorka powoli buduje napięcie, co na pewno nie jest wadą. Jest jak najbardziej zaletą.
„Rozbić jest łatwo, uświadamiam sobie. Prawdziwą sztuką jest scalić.”
Pomysł, wykonanie, atmosfera- wszystko jest idealne (jak dla mnie). Spójne, naturalne, piękne. Nie mam się do czego doczepić. To jest właśnie mój klimat. Czytając "Cyrk nocy" zapomniałam o całym świecie. Oczy mnie już piekły od kilkugodzinnego czytania. Głowa zaczynała boleć. Ale nie mogłam przestać.
Chociaż wydaje mi się, że nie wszystkim ta książka się spodoba. Trzeba się wczuć w ten dziwny nastrój. W ten klimat. Który chyba nie przypadnie do gustu każdemu. Myślę, że możecie odebrać ją inaczej. Możecie pomyśleć, że bohaterowie są mdli i historia też. Że wszystko jest drętwe i zbyt spokojne. Ja to zrozumiem, choć mnie w niej wszystko odpowiadało. Mam nadzieję, że i Wy po nią chętnie sięgniecie.
Ona ma w sobie to coś.
Le cirque des Reves
Otwarcie o zmierzchu
Koniec o świcie
"Cyrk pojawia się znikąd. Nie poprzedzają go żadne zapowiedzi na słupach i tablicach w mieście nie ma plakatów, w gazetach żadnej wzmianki ani reklamy. Cyrk po prostu jest, podczas gdy wczoraj go nie było. Wznoszące się namioty są w czarno-białe paski, bez śladu złota, czy szkarłatu. W ogóle wszystko jest pozbawione...
2017-03-23
2013-08-15
Chralotte Bronte to angielska pisarka żyjąca w XIX wieku. Razem z siostrami Emily Jane i Anną pisały od dzieciństwa. Chyba każdy choć raz spotkał się z twórczością sławnych sióstr Bronte. Tym razem przyszła kolej na mnie.
"Nic tak nie uszczęśliwia człowieka jak poczucie, że się jest kochanym przez bliskich i że obecnością swoją sprawia się im przyjemność.”
Jane Eyre straciła rodziców jako dziecko. Trafia do domu brata swojej matki. Nienawidzi jednak swojej ciotki, która traktuje ją jak przedmiot. Przy pierwszej nadarzającej się okazji wysyła ją szkoły dla sierot w Lowood, gdzie dziewczyna spędza osiem ciężkich lat. Po zdobyciu wykształcenia zatrudnia się w domu pana Rochestera jako nauczycielka dla jego podopiecznej - Adelki. W niedługim czasie Jane zakochuje się bez pamięci w swoim chlebodawcy.
Dawno nie sięgałam po nic z klasyki. Ogólnie rzadko sięgam po takie książki. A szkoda! Wielka szkoda. Już od pierwszych stron historii Jane poczułam ten niezwykły klimat. Zaczęłam patrzeć na świat oczami małej Jane. Zrozumiałam ile zła przeszła, jak ciężko jej było. Jaką niechęć czuła do rodziny, u której mieszkała. Potem jej wielką radość, że w końcu stamtąd wyjeżdża. Następnie trudny okres w Lowood, głód, mróz, upokorzenie. I tak jak ona byłam rada, gdy trafiła do domu pana Rochestera. Dobroć jaką przyjmowała od jego mieszkańców i czas bez większych trosk. Odczułam to, co i ona odczuła.
Poznałam inteligentną, rozsądną Jane. Jej bezpośredniość i szczerość. Małą, delikatną, brzydką, ale równocześnie pełną uporu i siły. Jej spostrzegawczość i zdolność do obiektywnego oceniania innych. Musiałam ją poznać, skoro od tej chwili miałam widzieć i słyszeć to co ona. Miałam przejść z nią przez jej życie, poznać je dokładnie. Jej uczucia, przeżycia, kłopoty, radości. Jakby były moimi własnymi. Przez to zacznę mówić jak ludzie w epoce wiktoriańskiej!
„Daleko lepiej jest cierpliwie znosić ból, którego nikt nie odczuwa prócz ciebie, niż popełnić czyn nierozważny, którego złe następstwa rozciągnęłyby się na wszystkich twoich bliskich.”
Ta książka jest piękna i mądra zarazem. Piękna, bo poznajemy prawdziwe uczucia, które są tak silne. Wzruszająca historia pełna bólu i cierpienia, ale także radości i prawdziwego szczęścia. Mądra, ponieważ poznajemy ludzi, ich zachowania i prawdziwą naukę o życiu. To połączenie daje wręcz rewelacyjną całość! Pełną pasji, szczerości i odwagi. Bo trzeba mieć mnóstwo tego ostatniego, aby dążyć do tego co słuszne. Aby życie miało jakikolwiek sens.
Ta moja paplanina wydaje mi się zbyt górnolotna ^^ Ale cóż zrobić. To po prostu książka dla wszystkich o wszystkim. Pouczająca i przepiękna. Może trochę przesadzam, ale nic na to nie poradzę.
„Nie wiem, czy była pogoda, czy słota; idąc ścieżką nie patrzałam ani na niebo, ani na ziemię; serce moje przeszło w oczy, a oczy moje tkwiły w nim.”
"To jest autobiografia - być może nie w ujęciu nagich faktów i okoliczności, lecz prawdziwego cierpienia i doświadczenia. To właśnie nadaje książce jej urok: dusza przemawia tutaj do duszy; jest to wypowiedź z głębin wewnętrznego zmagania i bólu ducha, który wiele przeszedł."
George H. Lewes - angielski filozof
Całkowicie się z tą wypowiedzią zgadzam. Sama lepiej bym tego nie ujęła. Podsumowując - przeczytajcie, bo takie książki czytać trzeba. Teraz na pewno będę częściej sięgać po klasyki. I Was do tego zachęcam.
Chralotte Bronte to angielska pisarka żyjąca w XIX wieku. Razem z siostrami Emily Jane i Anną pisały od dzieciństwa. Chyba każdy choć raz spotkał się z twórczością sławnych sióstr Bronte. Tym razem przyszła kolej na mnie.
"Nic tak nie uszczęśliwia człowieka jak poczucie, że się jest kochanym przez bliskich i że obecnością swoją sprawia się im przyjemność.”
Jane Eyre...
2015-12-13
http://zaczarrowana.blogspot.com/2016/01/miosci-jako-takiej-nic-nic-nie-szkodzi.html
Miłość. To słowo tak pięknie komponuje się z najnowszą powieścią Małgorzaty Musierowicz (o jakże zacnym tytule oznaczającym, jak tłumaczy nam sama autorka, słabostkę lub, jak mówi dalej ustami Ignacego Grzegorza, od łacińskiego flebilis - opłakany). Miłość jest nie tylko wątkiem przewodnim tej uroczej historii, ale też powodem przemyśleń jej bohaterów, a tym samym czytelników. Miłość jest też efektem reakcji zachodzącej w czytelniku podczas czytania tej jakże wspaniałej opowieści, a przynajmniej ja tę książkę obdarzyłam miłością. Zresztą jak całą cudowną Jeżycjadę, serię niepodobną do żadnej innej, piękną, prawdziwą, pełną domowego ciepła i humoru. To seria, która wywołuje uśmiech i westchnięcia, seria, o której można gadać godzinami i godzinami o niej myśleć. To seria niezastąpiona i absolutnie magiczna. A Feblik... Cóż, Feblik jest tylko kolejną arcygenialną jej częścią.
Niezwykle upalne lato. 10 sierpnia 2013 roku. Sobota.
Tym razem na pierwszy plan wychodzi student historii sztuki i erudyta - Ignacy Grzegorz Stryba, syn Gabrysi i Grzegorza. Wracając autobusem ze wsi do Poznania otrzymuje nieprzyjemny telefon od ukochanej Magduni. Świadkiem sceny porzucenia zostaje pechowo jego stara koleżanka ze szkoły, Agnieszka Żyra. W efekcie skomplikowanego splotu wydarzeń Ignacy postanawia pomóc Agnieszce dostarczyć dzban autorstwa jej siostry bogaczowi z Sołacza... Co w tym czasie dzieje się z Józinkiem (przepraszam - Józefem) i Dorotką? Jak biegną leniwe dni Borejkom kryjącym się w cieniu domu Florków? No i, oczywiście, gdzie w tym wszystkim miłość?
"Boisz się mówić o uczuciach? O miłości? (...) Bo są ludzie, którzy się boją. Myślę, że to oni używają słowa "feblik". Zamiast słowa "miłość"."
Pisząc tę recenzję, wzbiera we mnie jakiś niepowstrzymany sentyment, wręcz czuję, jak moje serducho rozpuszcza się momentalnie, a na twarzy wykwita uśmiech. Czytając o Pulpecji, przypominam sobie część ósmą i równie gorące lato nad jeziorem, gdzie siedziała sobie razem z Florkiem, ponad dwadzieścia lat wcześniej! Potem widzę Grzegorza Strybę i jego pierwszą kolację u Bojerków - w części siódmej. I zakręconą Idę w okresie dojrzewania, gotową pomalować nieznośnych bliźniaków zieloną farbą - część czwarta. A teraz? Patrycja, Gabrysi, Ida i Nutria mają już dzieci, ba, nawet wnuki! Józinek z malucha zagadywanego przez matkę wyrósł na młodzieńca przeżywającego pierwsze miłości. Tygrysek i Róża są już od dawna mężatkami. A Ignaś?
Powiem szczerze, że zawsze większą sympatią darzyłam Józinka. Ignacy był tym nieco irytującym mądralą piszącym wiersze i sonety, obdarzonym nadmierną ilością przemyśleń i emocji oraz czerwonymi uszyskami i którego wieczorną rozrywką było czytanie słownika. Całkowite przeciwieństwo małomównego, poczciwego dryblasa. I jestem niezmiernie wdzięczna Małgorzacie Musierowicz za to, że postanowiła w sąsiadujących ze sobą tomach (i w dodatku umieszczonych w tym samym czasie) umieścić historię tych dwóch zupełnie odmiennych od siebie kuzynów! Magia, po prostu magia! Podobają mi się zmiany, jakie w nich zaszły. I to, że Ignacy zdołał podbić mi serce. Dziewczyny, morał z tego taki, że trzeba przeprowadzić się do Poznania i tam szukać swojej drugiej połówki.
"Milu? Szukałem cię. Musisz to zobaczyć! Co za księżyc!"
(Może nie zrozumiecie dlaczego, ale ten cytat niezwykle mnie rozczula...)
Historia poprowadzona przez Musierowicz jest f e n o m e n a l n a!!! Genialna, niezwykła, czarująca, prawdziwa, nieziemska, obłędna, kochana, najlepsza, świetna, boska, idealna w każdym calu! Wciągnęłam ją w siebie jak gąbka wodę, nie mogąc oderwać się od stron przez cały niemal dzień. Zacność nad zacnościami i wszystko zacność (Polu, to Twoje powiedzonko, prawda? Przepraszam za plagiat!). Bohaterowie wkradają się do serc, inteligencja ścieka ze stron, a złote myśli wysypują się niczym czarodziejski pył. Nic dodać, nic ująć. Czytajcie, kochani, czytajcie, czytajcie Musierowicz! Jeżycjada lekiem na całe zło.
Ktoś mógłby zarzucić pewnie Feblikowi, że jest przesłodzony albo totalnie fałszywy. Dla mnie jednak jest to opowieść niezwykle prawdziwa i przemawiająca do najgłębszych zakamarków duszy (jeśli pozwolicie, że tak "poetycko" to ujmę). Między idealną rodziną Borejków i uroczą historią miłości kryje się dużo więcej. Kryją się wskazówki. Jak żyć? Jak uczynić siebie i swoich bliskich szczęśliwymi? Co zrobić, aby nie wpaść w wir zalegającej nasz świat głupoty i komercji? W końcu - czym jest miłość i jak ja rozpoznać? Pokazuje, że istnieje jeszcze wartości takie jak inteligencja i szczerość oraz otwartość na drugiego człowieka. I że to my decydujemy o swoim losie. Daje też nadzieję na piękną miłość. I na cudowne życie. Czy o takiej książce można więc powiedzieć, że jest fałszywa lub przekombinowana? Czy można powiedzieć coś takiego o powieści tak pięknej i trafiającej do serca? Przedstawiającej człowieka w tak dobrym świetle?
"-Ech, rudy, rudy. (...)
-Nie cmokaj tak, przecież go kochasz.
A Ignacy aż zamarł ze zdziwienia (...), bo zdał sobie sprawę, że ona ma rację."
Mogłabym godzinami rozprawiać o tym, jak ubóstwiam Jeżycjadę i jej bohaterów, a także o tym, ile radości daje mi poznawanie kolejnych części. Tak jak od Żaby aż do McDusi coś mnie w tej serii zaczęło uwierać i nie pasować, tak Wnuczka do orzechów i Feblik wracają na odpowiednie tory i po prostu - czarują. Nutka świeżości w postaci dwóch absolutnie niezwykłych bohaterek - realistki Doroty i malarki Agnieszki - była widocznie konieczna, aby Jeżycjada zaczęła znowu zachwycać.
Próbuje być obiektywna, ale jak widzicie... kompletnie mi to nie wychodzi. Uniesienie i podziw kierują moimi palcami postukującymi sobie po klawiaturze i nie mogę ich w żaden sposób powstrzymać! Boli mnie, gdy zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy muszą odbierać Jeżycjadę tak jak ja. Bo dla mnie to przykład bratania się autora z czytelnikiem, przykład geniuszu polskiej literatury i przykład literatury młodzieżowej, którą równie dobrze czytać mogą dorośli. Seria w nieco staroświeckim klimacie, ale wzbudzająca uznanie w kolejnych pokoleniach. Z całego mojego roztopionego serducha polecam Wam (jeśli jeszcze tego nie zrobiliście) sięgnięcie po Jeżycjadę, obojętnie po którą z dwudziestu jeden części. Dajcie się oczarować. Nie stawiajcie na niej krzyżyka.
http://zaczarrowana.blogspot.com/2016/01/miosci-jako-takiej-nic-nic-nie-szkodzi.html
Miłość. To słowo tak pięknie komponuje się z najnowszą powieścią Małgorzaty Musierowicz (o jakże zacnym tytule oznaczającym, jak tłumaczy nam sama autorka, słabostkę lub, jak mówi dalej ustami Ignacego Grzegorza, od łacińskiego flebilis - opłakany). Miłość jest nie tylko wątkiem przewodnim...
2017-12-14
2014-11-28
http://zaczarrowana.blogspot.com/2014/11/o-ksiazce-o-ktorej-mozna-pisac-bez.html
http://zaczarrowana.blogspot.com/2014/11/o-ksiazce-o-ktorej-mozna-pisac-bez.html
Pokaż mimo to2017-01-02
2014-02-09
Magiczne lata... Rzeczywiście, czasy dzieciństwa zdecydowanie są magiczne. Pełne uroku, tajemnicy i ciekawości. Czy pamiętacie jeszcze, jak patrzyło się wtedy na świat? Gdy każdy dzień zapowiadał coś pasjonującego i niezwykłego? Gdy każda opowieść, legenda, historia wydawała się prawdziwa? Gdy największym szczęściem było wyjście na dwór z przyjaciółmi? A największym marzeniem było... przeżycie czegoś niesamowitego? Pamiętacie? Raczej nie. Każdy z nas w końcu dorośleje. Zapomina. Miejsce magii zastępuje nauka i rozsądek. W miejsce zaczarowanych miejsc i stworzeń wchodzi praca i obowiązek. Nie ma czasu na marzenia i wspominanie dziecięcych wygłupów. A przecież w każdym z nas powinno zostać choć trochę dziecka. Choć trochę tamtej wolności, beztroski i marzeń.
Ale ta książka to nie tylko opowieść o magicznym świecie dzieciństwie i kryjącym się za nim przygodach. Pewnego marcowego dnia Cory i jego tata są świadkami tajemniczego wypadku. W otchłań głębokiego jeziora Saksońskie stoczył się samochód. Ze zmasakrowanymi zwłokami w środku. Kto posunął się tak daleko? Który mieszkaniec spokojnego Zephyr mógłby dokonać morderstwa? A może to ktoś spoza miasta?
"Mogą wyglądać dorośle - mówiła pani Neville - ale to tylko pozory. To glina, która oblepia ich z biegiem czasu. Mężczyźni i kobiety w głębi serca są wciąż dziećmi. Nadal chcieliby się bawić i skakać, ale ciężka glina im na to nie pozwala."
Piękna, tajemnicza okładka... Ciekawy opis... Pozytywne recenzje... To wystarczyło, a bym po tę książkę sięgnęła z niemałym zainteresowaniem. Co kryje się za tym jasnym księżycem i głębokim jeziorem? Jaką treść ukrywa ta cudna okładka? No cóż... Zaprzyjaźnialiśmy się z "Magicznymi latami" powoli. One przemawiały do mnie cichym, chłopięcym głosem, pełnym ekscytacji i przygody, ale także spokoju. Opowiadały mi o Zephyr i jego mieszkańcach. Pokazywały mi, jacy są ludzie. Ja za to chwaliłam, jak pięknie są napisane. Jak cudownie gawędzą. Jak realistycznie budują przede mną obraz magicznego dzieciństwa. Mięliśmy dużo czasu, aby się zaprzyjaźnić. Ponad sześćset stron. Tyle nam wystarczyło. Ale jeszcze kiedyś wrócę do mojego starego przyjaciela. Na pewno.
"Może jestem jak mój tata - naiwny. Ale lepiej być naiwnym niż zupełnie pozbawionym zdolności współczucia."
Bohaterowie książki są cudowni. Namacalni, prawdziwi i barwni. Ciekawski Cory, nasz główny bohater, bezwstydny i nieci szalony Vernon, ponad stuletnia czarnoskóra Dama, rzucający barwnymi przezwiskami doktor Lezander... Nazwisk i imion jest pełno i każdy z pewnością znajdzie swoją ulubioną postać. Moim ulubieńcem jest chyba... bujający w obłokach Davy Ray. Ale nie tylko z ciekawymi ludźmi mamy tutaj do czynienia. Jest też Stary Mojżesz śpiący spokojnie w pobliskiej rzece, Rakieta, dzielny towarzysz wypraw, dinozaur, który uciekł do lasu, Zbój, który powstał z martwych.
Historia jest niesamowita. Chyba nigdy nie czytałam książki, która mieściła by w sobie tyle odmiennych historii i bohaterów. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik, a autor po prostu czaruje słowami. Idealna opowieść mówiąca o dojrzewaniu, tych magicznych latach, o tajemnicy, której potem nie dostrzegamy, o życiu, które tak szybko się kończy. To po prostu trzeba przeczytać. Nie doszukałam się żadnej wady, żadnej! To powinna być lektura szkolna, dzieci pokochałyby czytanie.
Nic więcej dodawać nie muszę. Przeczytajcie - ta książka sama się wybroni.
Magiczne lata... Rzeczywiście, czasy dzieciństwa zdecydowanie są magiczne. Pełne uroku, tajemnicy i ciekawości. Czy pamiętacie jeszcze, jak patrzyło się wtedy na świat? Gdy każdy dzień zapowiadał coś pasjonującego i niezwykłego? Gdy każda opowieść, legenda, historia wydawała się prawdziwa? Gdy największym szczęściem było wyjście na dwór z przyjaciółmi? A największym...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-25
„Są książki, które się czyta. Są książki, które się pochłania. Są książki, które pochłaniają czytającego.”
Takie właśnie stwierdzenie pojawia się w książce „Przyślę Panu list i klucz” autorstwa Marii Pruszkowskiej. Zresztą bardzo trafny ten cytat. Czemu o nim w ogóle wspominam? Po prostu świetnie opisuje pewną znaną mi powieść…
Są dni kiedy cały świat wydaje nam się beznadziejny. Wszystko staje się bezbarwne, szare, bez najmniejszego sensu. Mamy dość życia, swojego otoczenia, a nawet bliskich. Jak trudno wtedy patrzeć optymistycznie na świat. Jednak zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże nam wyjść z dołka. Ktoś, kto zrobi wszystko, żeby było nam raźniej. Ktoś, dla kogo nasz uśmiech jest bezcenny.
A jeśli tym ktosiem okazuje się… drzewko pomarańczy?
„Serce ludzkie musi być bardzo duże, żeby zmieścić wszystko to, co kochamy.”
Mały Zeze i jego niebanalna historia zawładnęła całym moim sercem. Nie wiem czemu, ale opowieści pisane z punktu widzenia dzieci, zawsze mnie rozczulają i wzruszają. A co dopiero, gdy to dziecko jest wrażliwym, nad wiek inteligentnym chłopcem o imieniu Zeze? Nic, tylko się zakochać. Naprawdę pierwszy raz popłakałam się z tak błahych powodów, jak brak prezentów na gwiazdkę, czy lanie za zrobienie dowcipu. Autor opisuje bardzo umiejętnie, choć prosto, wszystkie uczucia bohatera, jego myśli i emocje.
Jak rzadko zdarza mi się uronić łzę przy książce! A teraz? Ryczałam jak bóbr - aż do zakończenia. Potem tylko siedziałam z tępym wyrazem twarzy i patrzyłam na ścianę… Jakieś pół godziny.
To magiczna książka. Ona z pewnością pochłania. Opowiada piękną, niezwykle piękną historię. Którą warto znać. Warto przeczytać.
„Można zabijać z sercu. Po prostu przestać kogoś kochać. I wtedy ten ktoś umiera.”
„Są książki, które się czyta. Są książki, które się pochłania. Są książki, które pochłaniają czytającego.”
Takie właśnie stwierdzenie pojawia się w książce „Przyślę Panu list i klucz” autorstwa Marii Pruszkowskiej. Zresztą bardzo trafny ten cytat. Czemu o nim w ogóle wspominam? Po prostu świetnie opisuje pewną znaną mi powieść…
Są dni kiedy cały świat wydaje nam się...
2015-01-31
http://zaczarrowana.blogspot.com/2015/01/morderstwo-po-drodze-czyli-sprawa-dla.html
Podróże. Okazja do poznawania. Nowi ludzie, nowe miejsca, inne kultury, niezapomniane przeżycia. Ale też długie godziny spędzone w zaduchu - na pokładzie statku, w samochodzie, czy też... w pociągu. Pociągu, który przejeżdża kawał świata, z osobistościami różnych ras i narodowości.
W Orient Expressie znajduje się też przypadkowo Herkules Poirot, a razem z nim trup, zamordowany sztyletem w swoim przedziale w środku nocy. Trzynastu pasażerów wagonu - trzynastu podejrzanych. Czy odciętemu przez śnieg od reszty świata detektywowi uda się zgadnąć, kto stoi za morderstwem? Kim jest, a raczej kim była tajemnicza ofiara? I dlaczego akurat pociąg?
"Niemożliwe nie może się zdarzyć, wobec tego pozornie niemożliwe musi być możliwe."
Agata Christie ciągle zaskakuje mnie czymś nowym. "A.B.C." - sprawa na pozór prosta, acz niesamowicie oryginalna powaliła mnie zakończeniem na łopatki. "I nie było już nikogo" wywołało dreszczyk emocji. "Tajemnicza historia w Styles" nieco mnie oszukała, a "Morderstwo w Orient Expressie"... No cóż.
Ciągle czuję podziw dla geniuszu Królowej Kryminałów. Bo, bo, bo tego nie da się rozwiązać! Tego nie da się przewidzieć! Nie da się tak po prostu trafnie wytypować mordercy! Natłok faktów, drobnych poszlak, niedopowiedzeń, zeznać, kłamstewek sprawia, że czujemy się najprościej w świecie zagubieni. Zdajemy sobie dobrze sprawę, że to się musi jakoś ze sobą łączyć, że na pewno w tym szaleństwie jest reguła. Pytanie brzmi - jak w tym wszystkim się znaleźć, skoro pani Christie ciągle podtyka nam pod nos nowych podejrzanych, coraz to nowsze rozwiązania, bardziej zaplątane historie i fakty?
Akcja, choć w sumie większość powieści to jedynie zbieranie zeznań i dowodów, ani na chwilę się nie zatrzymuje, a tym bardziej nie nudzi. Muszę też przyznać, że bardzo podoba mi się sposób, w jaki autorka tworzy swoje powieści. Wszystko jest na pozór proste i szczerze mówiąc to, co wie Poirot, wiemy i my (a więc powinniśmy bez trudu poradzić sobie ze sprawą). W środku książki nie pojawi się nagle żadna nowa postać. Nikt nowy nie zginie. Nie stanie się nic nadzwyczajnego. Czysta dedukcja i logika, kocham to. Inni pisarze kryminałów często chcąc zaskoczyć czytelnika, serwują na koniec coś wyrwanego z kosmosu. Oj, takie numery nie u Christie! Wszystko ładne, poukładane i "proste".
"Mój przyjacielu, jeśli chcesz złapać królika, wrzucasz mu do nory łasicę. I jeśli królik tam jest, ucieka. To właśnie uczyniłem."
A bohaterowie? Cóż tu powiedzieć, kolejna wielka zaleta. Herkulesa Poirota kocham, uwielbiam i podziwiam, jest geniuszem i mistrzem detektywów. Poza Sherlockiem chyba nikt nie dorównuje mu zdolnością dedukcji i logicznego wiązania ze sobą faktów. Niby taki niepozorny, mały, jajogłowy, ze śmiesznie zakręconym wąsem, a tak potrafi zaskoczyć! Na początku sądziłam, że będzie mi brakować Hastingsa, ale nie, Herkules swoim charakterem zapełnił mi jego nieobecność. Poza tym każdy pasażer, każda osoba, ma wyraźnie zarysowaną osobowość, co jest dość ciekawe, bo w kryminałach Christie nie ma rozległych opisów. Same zachowania, sposób mówienia i ubiór (oraz niezawodne obserwacje Poirota) przedstawiają nam ich pełny obraz.
Czym mogłabym się pochwalić? W pewnym sensie udało mi się zgadnąć. kto był mordercą. Choć reszta była dla mnie całkowitą zagadką i ostatnie strony czytałam z rozdziawiona buzią. Po prostu mi się strzeliło, nie ma co się cieszyć ^^
Co mogę dodać na koniec? Jeśli jeszcze nie sięgnęliście po książki Christie, to ja nie wiem, na co czekacie! GENIUSZ, czysty geniusz i rewelacyjny styl. Krótko - próżno by szukać wad.
Pochłonęłam w dwa dni. Rozpamiętywać będę przez kolejne dwa tygodnie.
http://zaczarrowana.blogspot.com/2015/01/morderstwo-po-drodze-czyli-sprawa-dla.html
Podróże. Okazja do poznawania. Nowi ludzie, nowe miejsca, inne kultury, niezapomniane przeżycia. Ale też długie godziny spędzone w zaduchu - na pokładzie statku, w samochodzie, czy też... w pociągu. Pociągu, który przejeżdża kawał świata, z osobistościami różnych ras i narodowości.
W...
2015-08-24
Dwa lata. Tyle zabierałam się za przeczytanie wielkiego Sienkiewiczowskiego klasyka. Pod groźbami i zachętami taty, nieco niechętnie i z poczuciem, że muszę to przeczytać. Bo to Sienkiewicz! Ten sam, który zaczarował mnie w Quo vadis i zachwycił w Krzyżakach, ten sam, który wlewał otuchę w polskie serca w czasach zaborów, przypominał o naszych wielkich chwilach chwały, latach świetności. Który pokazuje kawał pięknej, polskiej historii, może nieco w zbyt jaskrawych barwach, ale w sposób tak urzekający... i ciężki. Właśnie. Tu tkwi haczyk. Jak zapewne wiecie, początki u Sienkiewicza nie zachęcają do dalszej lektury. Możecie być pewni, że kilka pierwszych rozdziałów zanudzi Was na śmierć. Akcja rozkręca się w swoim ślimaczym tempem. Dlatego tak długo musiałam się przełamywać.
Pierwszy z czterech tomów przemęczyłam. Tutaj na dobrą sprawę dopiero poznajemy bohaterów, sytuację, wczuwamy się w te czasy. Mamy rok 1648. Kozacy domagający się uznania ich autonomii i zmuszani do odrabiania pańszczyzny, buntują się pod wodzą Bohdana Chmielnickiego, który przez krwawe powstanie chce utopić swoje krzywdy i zemścić się na wrogach. Do powstania przyłączają się Tatarzy i czerń. Hetman staje się panem niemal całej Ukrainy, powstańcy mordują, palą i niszczą wszystko, co spotkają na drodze, nie skorzy do ustępstw i ugód. Poznajemy Skrzetuskiego i Helenę, Zagłobę, małego Wołodyjowskiego, Bohuna, Longinusa Podbipiętę z Myszykiszek i strasznego księcia Jeremę. Poznajemy polską szlachtę XVII wieku, jej problemy i konflikty. Jesteśmy świadkami okropnych mordów, bitew i zdrad.
Akcja powoli rozkręca się w drugim tomie. Uwierzcie mi, przebrnijcie bez jęków przez te raczej nudnawe 100 stron, a potem będzie tylko lepiej. Sienkiewicz ma talent do zaskakujących zwrotów akcji, nigdy nie mogłam być pewna, co się zaraz wydarzy. Towarzyszy nam niepewność a może nawet strach, że za kilka stron pożegnamy się z naszym ulubionym bohaterem. Autor nie prowadzi wątku tylko jednego bohatera, jak dla mnie jest to wielki, wielki plus. Mamy tu kilku głównych bohaterów, kilka osobnych historii. Wątek Skrzetuskiego i Heleny, trzech głów pana Longina, niestworzone bujdy Zagłoby i w końcu wojnę między Jeremą i Chmielnickim. Między Rzeczypospolitą a buntownikami. O ile zakład, że będziesz z niecierpliwością czekać na jeden z nich?
Osobiście pokochałam niemal wszystkich bohaterów, tym bardziej, że każdy z nich ma niepowtarzalny charakter, jest postacią z krwi i kości. Sposób mówienia, wygląd, cechy - Sienkiewicz nie zapomniał o niczym. Ja najbardziej polubiłam Bohuna (tak, kibicowałam mu i Helenie przez cały czas!) i małego Wołodyjowskiego. Wiecie, jak strasznie przeżywałam ich walkę (przepraszam za spojler, musiałam)?! Kolejny wielki talent autora - potrafi sprawić, że przez te 600 stron powieści przywiążemy się do losów naszych ulubieńców.
Czas na to, nad czym znęcają się zawsze uczniowie - Sienkiewiczowskie opisy. Ja je tam bardzo lubię. A najbardziej bitwy. Husaria, która z tak wielką klasą i niewiarygodną siłą wbija się w szeregi przeciwnika, miecz spotykający się z mieczem, czerń zalewająca pole i kule, które rosną na majdanie niczym kwiaty. Strach nieprzyjaciół, gdy wielki Longinus tnie swoim przerażającym Zerwikapturem, zaciętość i gniew malujący się na twarzach rycerzy. Bitwy staczane na trupach poległych. Trawy, które przyjęły kolor krwi. I choć wojna nie jest moją miłością, tak Sienkiewicz potrafi ukazać ją, jakby była... sztuką? Żywiołem? Opowieścią, której zakończenie piszą najodważniejsi i najbardziej zacięci w boju. To naprawdę jest piękne, mimo że wojna nigdy nie kojarzyła mi się, i nigdy kojarzyć nie będzie, z pięknem. Czysty obłęd.
Tata zaszczepił we mnie miłość do polskiej historii i wiecie, tacy ludzie jak Sienkiewicz, tacy pisarze, też mogą zaszczepiać w kolejnych pokoleniach miłość do Ojczyzny. Dla mnie Ogniem i mieczem to nie tylko "nudne opisy", "za dużo stron", "ciężki język". Owszem, bywa trudno. Ale pierwszy tom trylogii to przede wszystkim wyciekający ze stron patriotyzm i otucha, niezwykły kunszt i wspaniali bohaterowie. To nasza duma i jedno z największych polskich dzieł. To arcydzieło. Niezaprzeczalnie. Tak, trzeba trochę przemęczyć. Tak, czasem ciężko przebrnąć. I tak, raczej nie jest to lektura na dwa, trzy dni, a raczej miesiąc. Tak, wymaga pewnego zaparcia i może nawet poświęcenia. Ale warto. Warto, warto i zachęcam Was gorąco do poznania tej historii. Nawet jeśli nie czujecie się patriotami i odtrącają Was polskie pozycje albo dzieła sprzed dwudziestego wieku. Nawet jeśli nie jesteście fanami książek historycznych. Czasem warto trochę się pomęczyć, aby potem się zachwycać. Nie nastawiajcie się na nie, a kto wie, może Ogniem i mieczem trafi na Waszą listę ulubionych lektur, choć w życiu byście nawet tego nie podejrzewali.
http://zaczarrowana.blogspot.com/2015/08/kawa-polskiej-literatury-kochany.html
Dwa lata. Tyle zabierałam się za przeczytanie wielkiego Sienkiewiczowskiego klasyka. Pod groźbami i zachętami taty, nieco niechętnie i z poczuciem, że muszę to przeczytać. Bo to Sienkiewicz! Ten sam, który zaczarował mnie w Quo vadis i zachwycił w Krzyżakach, ten sam, który wlewał otuchę w polskie serca w czasach zaborów, przypominał o naszych wielkich chwilach chwały,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-23
Marcel A Marcel czyli dwie autorki książki "Oro": Dana Łukasińska i Olga Sawicka. Ani autorek, ani książki nie znałam. Książka: fantastyczna, obyczajowa, "psychologiczna"? Jak myślicie? Jak tak spojrzałam na okładkę, to od razu przyszła mi do głowy przygodówka. Myliłam się, myliłam.
"Kto wybiera samotność, nigdy nie jest sam"
Główną bohaterką jest Lena. Sierota, która już przestała nawet wierzyć, że ktoś ją zechce. Że ktoś ją pokocha. Nie ma już nadziei i próbuje się po prostu nie przywiązywać do nowych rodzin, bo wie, że i tak ją oddadzą. Z takim nastawieniem i całkiem bez nadziei trafia do kolejnej rodziny zastępczej. Do Wandy i Romana. Ale zauważa, że tutaj jest inaczej... Trzeba przyznać- wybuchowe towarzystwo: Iskra- dziewczyna "lekko" nadpobudliwa z ADHD. Cienka- nie chuda, ale przyjacielska, pewna siebie, wie, co chce. Memory- po prostu geniusz z niezwykłą pamięcią, ale nie lubi okazywać uczuć. Arnold- sportowiec, człowiek tajemnica. Oko- pięciolatek niesamowicie dociekliwy, trochę męczący, zadający mnóstwo pytań. Cóż... trudno się nie przywiązać do takiej rodzinki. Czy Lena w końcu się zadomowi? I kim jest Oro?
„- Okres to trudne dni u kobietów. - A jak się nazywają trudne dni u facetów? - Cienką najwyraźniej bawi konwersacja z Okiem. Oko myśli, ale krótko. - Wykres.”
Od czego mam zacząć!? Tyle chciałabym napisać, ale za bardzo bym się rozpisała. O czym jest książka? Chyba o takich samotnikach, odludkach, porzuconych, niechcianych, niekochanych, zamkniętych. O ludziach którzy już nie mają nadziei na lepsze życie. Którym bardzo trudno jest komuś zaufać. Ponownie... Przecież mięli rodzinę, przyjaciół... i co? Wszystko runęło! Nie ma co się starać, życie jest niesprawiedliwe. I jak tu pomóc komuś takiemu, skoro oni są zamknięci, nie chcą pomocy, ukrywają problemy. Okazuje się, że wystarczy być. I właśnie o tym jest mniej więcej ta książka. I nie myślcie sobie: "Nie warto, już coś o sierotach czytałem", bo mylicie się bardzo! To nie jest typowa książka o samotności (takich to ja też wieeele czytałam).
„To, że coś cię wkurza, pokazuje, że ci na czymś zależy.”
Co dziwne, opowieść nie jest smutna, czy dobijająca. Śmiałam się prawie cały czas. Głównie z bohaterów, którzy są tak pokręceni, że po prostu... no, wiecie. Są bardzo realni, barwni i oczywiście- każdy ma odmienną osobowość i poglądy, co można łatwo dostrzec w ich zachowaniu, mowie. Naprawdę łatwo się do nich przywiązać. Do tego ich przygody, przeżycia są ciekawe, zabawne i z morałem. Można by powiedzieć- ta książka ma w sobie wszystko. I elementy fantastyczne, i psychologiczne, i odrobinkę przygody. No naprawdę... trudno się przy niej nudzić.
"Nie ma złych dzieci. Są tylko dzieci niekochane."
Akcja jest wartka i płynnie przechodzimy z jednego wątku, do drugiego. Bo musicie wiedzieć, że chociaż opisywana jest metamorfoza Leny, to przy okazji zahaczamy o inne postacie. Poznajemy ich życie i problemy. Bardzo dobrze, bo możemy więcej z niej wynieść.
Więc jeśli ciekawi Was kim jest Oro, co kryje na strychu Oko i oczywiście co będzie z Leną to... przeczytacie! A cóż by innego! Nie jest to książka popularna (a szkoda), ale warto ją przeczytać. Nawet, jeśli czytaliście już o samotności, sierotach i zamknięciu w sobie. Bo warto.
Marcel A Marcel czyli dwie autorki książki "Oro": Dana Łukasińska i Olga Sawicka. Ani autorek, ani książki nie znałam. Książka: fantastyczna, obyczajowa, "psychologiczna"? Jak myślicie? Jak tak spojrzałam na okładkę, to od razu przyszła mi do głowy przygodówka. Myliłam się, myliłam.
"Kto wybiera samotność, nigdy nie jest sam"
Główną bohaterką jest Lena. Sierota, która już...
2013-09-28
Drogi Panie Boże,
Dziękuję Ci – z Oskarem jest chyba lepiej… Jeśli można tak powiedzieć w jego sytuacji. Często się śmieje. Jak to jest, że on w ogóle nie martwi się swoim stanem, a ja nie mogę przestać się zadręczać? Wydaje mi się, jakby te swoje ostatnie dni, postanowił przeżyć jak najżywiej, jak najlepiej. Nie potrafię się jednak cieszyć. On dorasta, w zastraszającym tempie. A gdzie podziało się jego dzieciństwo? Musiał je zostawić razem ze swoją chorobą. To straszne, że pozwalasz umierać tym najmniejszym i najbardziej bezbronnym.
Oskar naprawdę bardzo się zmienia. To wszystko prze tę Różę. Stracił dla niej całkowicie głowę. Widać, że przy niej cały promienieje. Na pewno sto razy bardziej odpowiada mu jej towarzystwo, niż moje… Ale ja jakoś nie potrafię do niego dojść. Gdy tylko patrzę na jego chude rączki, łysą główkę i tą bladą twarzyczkę, po prostu łzy same cisną mi się do oczu. Chcę go pocieszyć, być z nim, a tymczasem to on mnie pomaga. To on mnie pociesza i jest ze mną. Czy to nie dziwne? Dziesięciolatek okazuje się mądrzejszy ode mnie.
Niestety to prawda. Ile siły w tak małym i wątłym na pozór ciałku, ile mądrości! Ile wiary! Dziękuję Ci, Boże, za niego. I za to, że on mnie kocha. I że ja mogę kochać jego. Jednak miłość to piękne zjawisko. To Ci się akurat udało.
Gdybyś był tak miły – nie odbieraj mi go jeszcze. Nie chcę, żeby odszedł. Już tyle się nacierpiał w życiu. Och, w tak krótkim życiu w końcu! Czemu to nie mnie spotkał jego los! Oskarek nie zasługuje na śmierć. To taki dobry chłopiec, taki szczery. Mógłby jeszcze wiele zrobić dla tego świata. Wierzę, że mógłby dużo zdziałać. Dlaczego mu na to nie pozwoliłeś?
Kończę już, bo zaczynam się żalić. Oskar mi tego zabrania. On nie chcę, abym się smuciła, więc nie będę… Choć to niewyobrażalnie trudne.
Mama Oskara
Drogi Panie Boże,
Dziękuję Ci – z Oskarem jest chyba lepiej… Jeśli można tak powiedzieć w jego sytuacji. Często się śmieje. Jak to jest, że on w ogóle nie martwi się swoim stanem, a ja nie mogę przestać się zadręczać? Wydaje mi się, jakby te swoje ostatnie dni, postanowił przeżyć jak najżywiej, jak najlepiej. Nie potrafię się jednak cieszyć. On dorasta, w zastraszającym...
2018-02-27
Nie wiem, czy to, co zaraz napiszę, ujrzy kiedykolwiek światło dzienne (niech sobie ta recenzja umiera w mroku, jeśli nie spełni moich oczekiwań), ale jeśli tak, to wiedz, drogi czytelniku, że nie chciałam pisać tej recenzji - tak jak nie piszę zwykle recenzji lektur. Jest kilka powodów: moje przemyślenia z pewnością nie wniosą niczego nowego na temat przerobionej i przeinterpretowanej na wszystkie strony Klasyki przez duże K, a poza tym często mój umysł skażony jest już omówieniem szkolnym tego i tamtego Dzieła przez duże D. Słowem - sama nie wiem, co myśleć. Przed niespełna godziną skończyłam jednak czytać Rok 1984. I pragnienie wykrzyknięcia komuś w twarz: przeczytaj, zwyciężyło nad obawą, że palnę jakąś głupotę.
Zarówno Folwark zwierzęcy jak i Rok 1984 prawią o totalitaryzmach. Ściślej - o komunizmie. Folwark pod płaszczykiem bajki, której bohaterowie chodzą na czterech nogach, pokazuje, jak faktycznie przebiegała rewolucja w Rosji i w jaki sposób z czasem zmieniało się pojęcie równości. Rok 1984, jak sam tytuł wskazuje, idzie o krok dalej, wybiega w przyszłość - mówi, do czego może dojść, gdy w społeczeństwie na masową skalę szerzyć się będzie ścisła kontrola nie tylko słów i czynów, ale też myśli oraz zakłamywanie rzeczywistości (i przeszłości) w celach propagandowych. Autor w obu swych dziełach pokazuje, co może się stać, gdy obywatele dadzą zaślepić się słodkim słówkom władzy, która ponoć ma im sprzyjać, i nie zainterweniują w porę, by bronić swoich podstawowych praw.
"Nic nie było twoje oprócz tych kilku centymetrów sześciennych zamkniętych pod czaszką."
Ale przecież nie o tym chciałam pisać - wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, wiemy, o czym są te powieści Orwella. Najbardziej bolesne jest jednak to, że choć wyobrażona przez Orwella przyszłość (rok 1984) już dawno minęła, możemy dostrzec współcześnie, czym jest manipulacja, zakłamywanie faktów, zmienianie znaczeń słów... I w naszych domach huczą, często niemal nigdy nie wyłączane, teleekrany. I teraz zdarzają się kwakmówcy, bezwiednie powtarzający zasłyszane idee i opinie. Może wszystkich naszych czynów nie śledzą oczy Wielkiego Brata i nikt nie ewaporuje nas, skazując na nieistnienie, za nieprawomyślność. Jednak czy i współcześnie na świecie nie istnieją miejsca, w których obywatele mogą tylko pomarzyć o wolności słowa, którym tłucze się do głów brednie o wspaniałości ustroju, w którym mają zaszczyt żyć? Czy i teraz nie mamy do czynienia z niesprawiedliwością, nierównością, propagandą? Orwell mówi - uważajmy, bo stworzona przeze mnie wizja wcale nie musi być fantastyczną, nierealną mrzonką, daleką i niemożliwą. Zawsze może znaleźć się ktoś rządny władzy i siły na tyle, by wprowadzić zasadę równych i równiejszych. Idźmy dalej, bo patetycznie się zrobiło. A nie o to chodzi.
Przerażająca jest wizja Orwella. Jest to świat, w którym nie ma szczęścia, bo zostało wymazane ze słownika, tak jak i wolność, równość, sprawiedliwość. Wszyscy żyją nędznie, pod ciągłą kontrolą. Ciągle ktoś patrzy, śledzi, interpretuje każdy nasz gest, mimikę. Za byle bzdurę można zostać skazanym na śmierć - tak jakby się nigdy nie istniało. Zmienia się przeszłość, fałszuje dokumenty. Okłamuje ludzi, że jest coraz lepiej, a w rzeczywistości w sklepach brakuje towarów. Dzieci donoszą na rodziców i cieszą się widokiem publicznych egzekucji. Zakazuje się miłości. Zakazuje się myślenia tego, co się chce. Trzeba podporządkować każdy aspekt życia temu, co głosi angsoc, nawet własną pamięć. Każe się kochać tylko Wielkiego Brata i być posłusznym Partii, nawet kiedy mówi, że dwa plus dwa to pięć. To świat niekończącej się wojny, która nie ma sensu, która jest tylko pretekstem, by jeszcze mocniej prześladować obywateli.
"Wiedzieć i nie wiedzieć; mieć poczucie absolutnej prawdomówności, a jednocześnie wygłaszać umiejętnie skonstruowane kłamstwa; wyznawać równocześnie dwa zupełnie sprzeczne poglądy na dany temat, i mimo świadomości, że się wzajemnie wykluczają, wierzyć w oba; używać logiki przeciwko logice;(...) zapominać wszystko, czego nie należy wiedzieć, po czym przypominać sobie, kiedy staje się potrzebne, a następnie znów szybko wymazywać z pamięci."
To świat, w którym degradacji ulega człowieczeństwo i naturalne, ludzkie odruchy. I to jest najbardziej przerażające. To rzeczywistość pełna nienawiści, która napędza wszystko. Ludzie są samotni i nieszczęśliwi, żyją jak puste kukły. Nawet nie można się zbuntować, wypłakać, kontrolowane są emocje i wątpliwości. Nikt nie jest przyjacielem - większość ludzi do perfekcji opanowała sztukę udawania. Więc co to za życie, w którym nie ma współczucia, braterstwa, empatii, przyjaźni, intymności? Czy można się zbuntować? Można. Ale i tak każdego złamią. Nie wystarczy usunąć ze społeczeństwa szkodliwych jednostek - trzeba im wpierw uzmysłowić, że kochają Wielkiego Brata. Muszą w to uwierzyć, zrozumieć to i zaakceptować. Nie ma wyjątków.
Gdy się to czyta, przechodzą ciarki. We mnie się aż gotowało - w zastępstwie bohaterów buntowałam się przeciwko wszystkiemu, co wyczyniała Partia. Na samo wyobrażenie tego poniżania ludzkiej godności, robienia z ludzi ortodoksyjnych głupców, miałam ochotę rzucić książką o ścianę. Kibicowałam Winstonowi, żeby trwał przy tym, co jego zdaniem było słuszne - by starał się buntować. By Wielki Brat umarł a wraz z nim cała ta chora ideologia. By wszystko zakończyło się rewolucją, obaleniem rządów Partii i wolnością, pięknym happy endem. Albo żeby chociaż przetrwała cząstka człowieczeństwa - by w ludziach odrodziło się naturalne przecież pragnienie miłości. I by przy tym trwali. Nie godzę się na to, że da się tak głęboko zmienić człowieka - tak potwornie go zniszczyć, wytarzać w kłamstwach i wykorzystywać wedle swej woli.
"Jeśli zarówno przeszłość, jak i świat zewnętrzny istnieją wyłącznie w naszym umyśle, a umysł można kontrolować - co wtedy?"
A przecież XX wiek pokazywał wielokrotnie, że to nie fikcja literacka - że Rok 1984 mocno inspirował się rzeczywistością, komentował ją. I to szokuje, i to każe się buntować i złościć na Orwella - kłócić się z nim, że nie ma racji, że człowiek zawsze pozostanie człowiekiem. Że są jednostki niezłomne, wytrwałe w swoich wartościach. Prawda? A co ze komunistami, nazistami? Mamy zapomnieć o ich zezwierzęceniu? Czy możemy mieć wiarę, że zawsze znajdzie się ktoś, kto nie zgodzi się z nienawiścią? Tylko czy w pojedynkę można coś zdziałać? Orwell twierdzi, że nie. Tak sobie myślę, że to musiał być pesymista - a może raczej człowiek zawiedziony tym, co obserwował wokół siebie. Zaniepokojony, bardzo uważny obserwator.
I trafia w punkt. Jest bezlitosny, ale konkretny i rzeczowy. Smuci, złości, ale też uwrażliwia, apeluje, abyśmy potrafili myśleć samodzielnie. Pokazuje też, do czego może doprowadzić totalitaryzm. Szkoda tylko, że nie wskazuje na żadną drogę, jak obalić reżim, zwrócić ludziom wolność i w niej trwać, nie dać się podporządkować. Bo musi istnieć rozwiązanie. Prawda?
Orwell porusza wiele różnych kwestii, zastanawia się nad toną moralnych i społecznych problemów. Nie tylko o ucisku jest tu mowa, ale o instynkcie, który każe człowiekowi żyć za wszelką cenę, o tym, jak źle znosimy samotność i brak bliskości, czym kończy się brak zasad moralnych. Orwell jest nie tylko politykiem i czujnym obserwatorem, ale też trochę filozofem i psychologiem - stara się zrozumieć ludzką naturę. I choć głęboko nie zgadzam się z jego pesymizmem i nie chcę uwierzyć w możliwość wyprania człowieka ze wszystkiego, co stanowi o jego indywidualności, to jednak pana Orwella szanuję. Za tę wnikliwość, niezgodę na ucisk, buntowniczość - za to, że po prostu był dumnym staromyślakiem i myślozbrodniarzem.
"Do przyszłości czy przeszłości, do czasów, w których myśl jest wolna, w których ludzie różnią się między sobą i nie żyją samotnie - do czasów, w których istnieje prawda, a tego, co się stało, nie można zmienić.
Z epoki identyczności, z epoki samotności, z epoki Wielkiego Brata, z epoki dwójmyślenia - pozdrawiam was!"
Zastanawiam się, czy naprawdę możliwe jest takie wypranie człowieka z tego, co o jego człowieczeństwie stanowi - czy istnieje coś, co może ochronić przed propagandą i zezwierzęceniem, presją społeczną. Czy można w pojedynkę walczyć z systemem. Może wiara? Może idea?
Ta (nie)recenzja napisała się sama. Nie odpowiadam za nią.
http://balladybezludne.blogspot.com/2018/02/myslozbrodnia-jest-ta-recenzja-ale-nie.html
Nie wiem, czy to, co zaraz napiszę, ujrzy kiedykolwiek światło dzienne (niech sobie ta recenzja umiera w mroku, jeśli nie spełni moich oczekiwań), ale jeśli tak, to wiedz, drogi czytelniku, że nie chciałam pisać tej recenzji - tak jak nie piszę zwykle recenzji lektur. Jest kilka powodów: moje przemyślenia z pewnością nie wniosą niczego nowego na temat przerobionej i...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-05-17
2009-06
2009-05
Książka opowiada o małym chłopcu (dosłownie), który musi uciekać, aby przeżyć. Ale od początku. Ojciec Tobiego jest wynalazcą i naukowcem. Jego matka piękną kobietą pochodzącą z górnych gałęzi. Sim i Maja Lolnes, i ich synek Tobi. Cała rodzina zostaje wygnana na dolne gałęzie (powodów nie zdradzę). Muszą szybko przystosować się do nowych warunków. Do najbliższego domu trzeba iść wiele godzin. Muszą nauczyć się, jak przetrwać. Tobi zaczyna wędrować, poznawać okolicę. Wkońcu na swojej drodze spotyka Eliszę...
Dalej nic nie powiem. Przeczytacie, zobaczycie. Książkę "Tobi" dostałam w wieku dziewięciu lat w drugiej klasie. Chyba byłam jeszcze za młoda na tę lekturę, bo nie wszystko zrozumiałam. Po kilku latach, w wieku trzynastu lat siągnęłam po nią znowu. Myślę, że to książka dla każdego. Nie ważne czy ktoś ma lat osiem, czy piętnaście. Po dwókrotnym przeczytaniu, dalej uważam tę książkę za moją ulubioną!
Historia jest piękna i bardzo ciekawa. Często są opisywane historie z przeszłości, inaczej byśmy nic nie zrozumieli. Świetnie są opisane uczucia bohaterów, ich myśli i marzenia. Jest w niej wszystko: wciągająca przygoda, barwni bohaterowie, fascynujący świat. Mnie oczarowała. Niektórym może się ona wydawać dziecinna, ale moim zdaniem warto przeczytać.
Książka opowiada o małym chłopcu (dosłownie), który musi uciekać, aby przeżyć. Ale od początku. Ojciec Tobiego jest wynalazcą i naukowcem. Jego matka piękną kobietą pochodzącą z górnych gałęzi. Sim i Maja Lolnes, i ich synek Tobi. Cała rodzina zostaje wygnana na dolne gałęzie (powodów nie zdradzę). Muszą szybko przystosować się do nowych warunków. Do najbliższego domu...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-04-12
Dłuuuugo zabierałam się za tę książkę. Wypożyczyłam z biblioteki i tak leżała, i leżała, aż w końcu sobie o niej przypomniałam. Zapomniałam o niej tylko dlatego, że w tym czasie po prostu nie wiedziałam co czytać, bo w domu miałam mnóstwo pozycji. Dlatego "Wakacje z duchami" musiały chwilkę poczekać. Zresztą to nieważne. Książka, którą wzięłam, ma bardzo zniszczoną okładkę i jest dosyć stara. Ale nie patrzy się na okładkę, tylko na to, co w środku, prawda? A co ona ma w środku?
Trójka przyjaciół wyjeżdża razem na wakacje. Perełka, Paragon i Mandżaro. Chłopcy budują szałas, ale nie wiedzą do czego ma im służyć. "Patrzyli na ten szałas, nie wiedząc, w jakim właściwie celu go wybudowali. Początkowo miał być wigwamem indiańskich wojowników, potem- domem poszukiwaczy złota, wreszcie- namiotem króla Władysława Jagiełły ". Ciekawe propozycje, no nie? Ale co ciekawego z tak solidnym szałasem można robić w takim spokojnym miejscu? No cóż... założyli "Klub młodych detektywów". Pomysł niezły, ale gdzie tu szukać przestępców? "Jeśli będą detektywi, to na pewno znajdą się przestępcy". Tak też zaczyna się niezwykła przygoda naszych bohaterów, bo okazuje się, że w pobliskim zamku straszy. Czyż to nie wspaniała okazja, aby się wykazać? Ale kto tak naprawdę jest "zły"? Kto bawi się w duchy? Czy uda im się rozwiązać zagadkę, którą nawet Sherlock Holmes by się nie powstydził? Zobaczymy...
W całej książce najbardziej rozśmieszyły mnie ilustracje. Są czarno- białe, bardzo proste, przez co jeszcze bardziej sympatyczne. Jeśli w ogóle można powiedzieć o obrazkach, że są sympatyczne, te są. Wprowadzają w taki przyjemny, swojski nastrój. No i można się pośmiać w duchu. Tak więc wielkie brawa dla Bohdana Butenko, za tak świetne ilustracje. Nie są może najbardziej skomplikowane, ale mnie się okropnie podobają.
Co do samej treści książki. Po prostu nie mam się do czego przyczepić. Podobało mi się absolutnie wszystko. Po pierwsze bohaterowie są bardzo barwni i naturalni. Każdy jest inny, ma inne powiedzonka, charakter. Paragon jest strasznie wygadany, umie zauroczyć i rozbawić każdego. Ulubione słówko? Legalnie. Nie mam pojęcia czemu. Perełka to taki spokojny chłopiec. Nienawidzi kłótni, jest sprawiedliwy i przyjacielski. Uwielbia mówić: fenomenalne, fantastyczne. Mandżaro to nadinspektor Klubu Detektywów. Ma swoją dumę, uważa się za ważnego i najmądrzejszego. To on decyduje o przydziale zadań. Często używa słowa: wydedukować. Wszystkich trzech uwielbiam. Chociaż najbardziej polubiłam Paragona.
"Wakacje z duchami" to przede wszystkim przezabawna historyjka, którą czyta się lekko i z przyjemnością. Do tego jest to książka detektywistyczna, więc możemy sobie trochę pogłówkować. Chociaż tylu podejrzanych występuje w książce i historia robi się tak pogmatwana, że trudno odgadnąć kto jest tym "złym". Ja nie zgadłam i nie byłam nawet blisko. Ale ja nie jestem detektywem.
Tak w skrócie to uważam, że warto przeczytać tę historię. Duża dawka humoru, świetni bohaterowie, zagadka detektywistyczna- to charakteryzuje najlepiej całą książkę. Zachęcam.
Dłuuuugo zabierałam się za tę książkę. Wypożyczyłam z biblioteki i tak leżała, i leżała, aż w końcu sobie o niej przypomniałam. Zapomniałam o niej tylko dlatego, że w tym czasie po prostu nie wiedziałam co czytać, bo w domu miałam mnóstwo pozycji. Dlatego "Wakacje z duchami" musiały chwilkę poczekać. Zresztą to nieważne. Książka, którą wzięłam, ma bardzo zniszczoną okładkę...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-10
Bo życie to jest teatr... Każdy jest aktorem... I gra... Udaje... Tylko że w życiu nie ma prób generalnych... Improwizacja... Zaskoczenie... Gra... Kiepski dramat, komedia romantyczna, science-fiction... Nasz świat to film, spektakl... Nie zawsze przewidziany... Trudny... Pełen wyzwań... Mamy w sobie cały wszechświat... Bo aktor musi umieć wszystko... Żeby dobrze grać... Bierni bohaterowie są paskudnie irytujący... Plecy proste i bez przesady... Myśli materializują się na twarzy... Trzy pliszki i liszka...
Nie rozumiecie? Ja też nie. I Weronika tak samo. Gubi się we własnym życiu, nie radzi sobie, błądzi. Bierze udział w kiepskim dramacie psychologicznym klasy B. Nie potrafi zmienić relacji z ojcem, nie wie, co zrobić z fałszywą przyjaciółką, no i jeszcze Łukasz... Co robić, jak nie wypaść z roli? Jak radzić sobie ze scenariuszem - naszym życiem? Jakie podejmować decyzje, aby okazały się prawidłowe?
Kto by pomyślał, że tego wszystkiego dowie się na warsztatach teatralnych - na które tak nie chciała jechać.
"W każdym za nas jest bowiem cały wszechświat i jak się trochę wysilisz, możesz wydobyć z siebie, co tylko chcesz."
Od tej pory jestem gorącą fanką Ewy Nowak. Kocham, kocham, kooocham i daję słowo, że przeczytam w s z y s t k o co wyszło spod pióra tej autorki. Geniusz! Jak ona potrafi kierować losami bohaterów, jak świetnie sobie z nimi radzi! Z jaką niezwykłą łatwością i prostotą opisuje tak ważne wartości! W jaki sposób trafia do młodzieży, jak umie się z nami utożsamić! Ojjj, to będzie bardzo przesłodzona recenzja. Zacznijmy od początku.
Bransoletka stała sobie samotnie na bibliotecznej półce. Niechciana, opuszczona i postanowiłam ją przygarnąć. Seria miętowa poczeka, dałam szansę innej książce autorki. Na wsi jak to na wsi, nuda doskwiera, do tego deszcz pada, nie ma co robić i tak sobie patrzyłam na tą żółtą okładkę, kolorową bransoletkę i postanowiłam, że teraz jest jej czas, teraz ją przeczytam. Nie żałuję, pochłonęłam w jeden dzień i nie żałuję.
"Jak ci na coś otworzą oczy, to potem masz problem, żeby je zamknąć."
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy - przecież to druga ja! Weronika jest przecież mną! Te same problemy, to samo myślenie... Byłam pewna, że wybuchnę z radości. Magda kogoś mi przypomina, Śliwa to przecież mój Maksiu, te nerwy na wszystko i wszystkich. Mam dokładnie tak samo. W życiu nie myślałam, że trafię w powieści na kogoś tak do mnie podobnego. No, tyle tylko, że ja jestem nieco bardziej powściągliwa i nie rzucam obelgami na lewo i prawo. Jestem pełna podziwu dla Ewy Nowak. Jak ona to zrobiła? Skąd wiedziała, co czuję i czego mi trzeba? Skąd, skąd, skąd?
To książka z której nie da się wyjść z pustymi rękami. Głowa aż boli mnie od nadmiaru emocji, przemyśleń. W życiu nie pomyślałabym, że tak łatwo mnie przejrzeć. Jestem aż tak prosta, mam tak pospolite myślenie zwyczajnej nastolatki, ale... pierwszy raz nie jestem dla siebie tak krytyczna. Rita pokazała mi, że nie wygląd się liczy. "Oto siła kompleksu: mała zielona kropka". Irena pokazała mi, że mogę być każdym, kim chcę. "Każdy człowiek to wielowymiarowa postać". Salomea za to udowodniła, że "myśli materializują się na twarzy".
"Gdy ktoś cię denerwuje, to najczęściej oznacza, że jest obsadzony w złej roli i w tej roli nie pasuje do twojego scenariusza. Zmień mu rolę."
Zwykła młodzieżówka. Może, ale nie dla mnie. Ta powieść tak straszliwie mi się podobała, tak mną wstrząsnęła, wywołała uśmiech i zrozumienie dla głównej bohaterki i, i, i... mam mętlik w głowie, bo tego było mi trzeba! Ach, ta recenzja musi być niezwykle poplątana, przepraszam, ale nie potrafię inaczej! I jeszcze ile cytatów nawciskałam! Piękne są, prawda?
Wspomnę jeszcze, że się tego nie spodziewałam (choć opis z tyłu okładki zdecydowanie za dużo zdradza - nie czytajcie go). Fabuła jest nieprzewidywalna, leci szybciutko, co ułatwia duży druk i krótkie rozdziały. Ani się obejrzałam, a dotarłam do ostatnie strony z niedowierzaniem i pytaniem: dlaczego to już koniec? Jestem tak niesamowicie szczęśliwa, że Ewa Nowak napisała tyle książek, bo mam teraz co czytać.
"Definicja człowieka dziwnego: nie taki jak ja"
Już kończę, przepraszam, już kończę. Jeśli jesteś nastolatką, która czasem się gubi i potrzebuje wsparcia - przeczytaj. Jeśli jesteś rodzicem i nie wiesz, jak dojść do swojego dziecka - przeczytaj. Jeśli potrzebujesz mądrej i lekkiej powieści - przeczytaj. Jeśli nie chcesz mi podpaść - przeczytaj. Nie zawiedziesz się, to jest pewne.
Bo życie to jest teatr... Każdy jest aktorem... I gra... Udaje... Tylko że w życiu nie ma prób generalnych... Improwizacja... Zaskoczenie... Gra... Kiepski dramat, komedia romantyczna, science-fiction... Nasz świat to film, spektakl... Nie zawsze przewidziany... Trudny... Pełen wyzwań... Mamy w sobie cały wszechświat... Bo aktor musi umieć wszystko... Żeby dobrze grać......
więcej Pokaż mimo to