-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant879
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: maj 2024Konrad Wrzesiński1
-
ArtykułyCzytamy w majówkę 2024LubimyCzytać132
-
ArtykułyBond w ekranizacji „Czwartkowego Klubu Zbrodni”, powieść Małgorzaty Oliwii Sobczak jako serialAnna Sierant1
Biblioteczka
2017-08-28
2013-08-17
2014-01-10
2016-01-12
2016-01-02
2015-09-15
2015-09-02
2014-08-18
2014-06-10
2014-05-05
2013-05-27
„Mistrz i Małgorzata” to powieść, którą śmiało możemy zaliczyć do pierwszorzędnych utworów literackich. Tak znanych, że aż uznanych za klasykę światowej literatury. Na czym jednak polega fenomen tej nieco dziwnej i bardzo pogmatwanej książki? Czy ogrom pracy jaki włożył w nią autor przełożyła się na efekt? A może niespotykanie oryginalna fabuła, zwroty akcji i nawiązania, których nigdy byśmy się nie domyślili?
Główną, charakterystyczną cechą „Mistrza i Małgorzaty” jest wielowątkowość i umiejscowienie akcji w wielu poziomach do tego stopnia, że nawet narracja ulega różnym, dość widocznym przemianom. Chociaż akcja w głównej mierze rozgrywa się w Moskwie lat 30 XX wieku, to do powieści wkradają się także fragmenty powieści historycznej przypominające, a raczek kreujące na nowo postać Poncjusza Piłata. Książka sama w sobie jest bardzo trudną lekturą, wymagającą od czytelnika wielkiego skupienia, a fragmenty historyczne jeszcze bardziej wyolbrzymiają ten fakt. Czy jednak oznacza to, że „Mistrz i Małgorzata” to powieść, po którą sięgamy tylko z przymusu? Oczywiście, że nie. Według mnie jest to bardzo wartościowa książka, która przypomina nam, że nic nie jest takie, jak powszechnie zwykliśmy sądzić. Bo nawet zło wcielone może posiadać w sobie cząstkę dobra.
Ale miało być o Moskwie, także już przechodzę do tej części. Trzeba wspomnieć, że nawet tutaj pojawia się wieloprzestrzenność. Powieść bowiem można podzielić na dwie części –dotyczącą różnorodnych zjawisk, które wstrząsnęły Moskwą, a także tą dotyczącą tytułowych bohaterów.
Patriarsze Prudy to miejsce, gdzie zaczynają się wszystkie dziwne zdarzenia (niestety nie da się ich inaczej określić). Do poety Michała Aleksandrowicza Berlioza i Iwana Bezdomnego –dwóch pisarzy –dosiada się podejrzany cudzoziemiec, który nie tylko twierdzi, że osobiście poznał Piłata, ale także ośmiela się twierdzić, że Berlioz zginie… jeszcze tego wieczoru. Stara się także przekonać pisarzy –dwóch ateistów –co do tego, że Bóg naprawdę istnieje… Sytuacja staje się napięta i bardzo podejrzana, gdy Berlioz faktycznie tego dnia traci życie. A co więcej, dokładnie tak, jak opisał to cudzoziemiec…
Iwan Bezdomny stara się odszukać cudzoziemca, widząc w nim potencjalnego kryminalistę. Los sprawia, że trafia on w miejsce, gdzie może poznać tytułowego Mistrza…
Jednak to nie koniec „kariery” cudzoziemca, który w rzeczywistości nosi imię Woland. Zanim jednak przejdę do zamieszania spowodowanego jego osobą, warto także przedstawić jego wierną świtę. Tak więc poznajemy intrygującego kocura chodzącego na dwóch łapach –Behemota, ubranego w kraciastą marynarkę Korowiowa, Hellę i Azazella…
Ta ciekawa grupka spowodowała jeszcze ogromne straty między innymi w teatrze Variétés. Kim są podejrzani obywatele? Jedno jest pewne, a nieszczęsny Iwan Bezdomny nie mógł mieć o tym podejrzenia –spotykamy siły nieczyste w jak najbardziej realnych kształtach…
Nie zdradzając Wam kim dokładnie jest Małgorzata, powiem na koniec, że jest to książka naprawdę warta przeczytania. Trudna, ale bardzo interesująca. Jedynym minusem jest mnogość różnorodnych rosyjskich nazw, ale im więcej czytamy rosyjskiej literatury, tym łatwiej jest nam się odnaleźć tym mętliku…
http://puszokowa.blogspot.com/2013/05/mistrz-i-magorzata.html
„Mistrz i Małgorzata” to powieść, którą śmiało możemy zaliczyć do pierwszorzędnych utworów literackich. Tak znanych, że aż uznanych za klasykę światowej literatury. Na czym jednak polega fenomen tej nieco dziwnej i bardzo pogmatwanej książki? Czy ogrom pracy jaki włożył w nią autor przełożyła się na efekt? A może niespotykanie oryginalna fabuła, zwroty akcji i nawiązania,...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-27
Są książki, po których przeczytaniu pragniemy milczeć, oddawać szacunek przeczytanej treści i pogrążyć się w rozmyślaniach. Nad tym, co przeczytaliśmy, co było tak prawdziwe, tak realne, tak bliskie… Jednakże w naszych umysłach powinna zrodzić się potrzeba rozmowy. Są tematy, które mimo tego, że niosą ze sobą ogromny ból, powinny być wykrzyczane, poruszane. Należy dostrzec ich głębię pośród napływu banalności. Należy odtworzyć się na wrażliwość, której w ludzkich sercach wciąż jest tak bardzo mało.
Narkomania to w Polsce wciąż aktualny problem, jednakże większość z nas przechodzi obok niego obojętnie. No bo co zwykły człowiek może zrobić? Jak pomóc? Nikt nie dostarcza nam odpowiedzi.
Czytając taką powieść jak „Gady” –pełną szczerości, nieraz brutalną w swoim wydźwięku, po prostu prawdziwą –można się przekonać, że osoba uzależniona od narkotyków również może być kimś wykształconym, pełnym ambicji, inteligentnym. Przyznam, że na moich ustach pojawił się blady uśmiech, gdy czytając „Gady” znalazłam w nich odwołanie do „Boskiej Komedii”, którą osobiście również czytałam. Dopiero po chwili uśmiech ten przekształcił się w smutek i pewnego rodzaju żal… Tak zwyczajnie. Po prostu.
Myślę, że właśnie tak należy mówić o tej pozycji –po prostu i zwyczajnie. Nikt nie oczekuje przecież wyniosłych słów. „Gady” to książka, która jest przestrogą, napomnieniem o tym, jak nałóg może zniewolić, jak przeszkadza w osiągnięciu wolności. Jest to również opowieść o dążeniu do wyzwolenia i z góry przegranej walce.
Książka ma formę relacji (pierwszoosobowej) z przebytej drogi pełnej cierpienia. Co ciekawe sprawia, że w czytelniku budzi się sympatia do głównego bohatera i cicha, złudna myśl, by wszystko dobrze się skończyło. Odkrywa się w niej nie tylko kogoś, kto nie widzi ratunku, ale przede wszystkim osobą czującą, wrażliwą, zagubioną i rozpaczliwie szukającą ratunku. Czytelnik poznaje bohatera i czuje do niego więź, dzięki narracji i prawdziwości uczuć.
Jest dla mnie rzeczą wręcz niedopuszczalną, że wiedza o „Gadach” została tak bardzo stłumiona. Książkę jest trudno dostać w księgarniach jak również w bibliotekach podczas, gdy „Pamiętnik Narkomanki” wręcz zalega na półkach. Nie chcę porównywać tych książek, ponieważ każda z nich niesie inną historię(może lepiej powiedzieć, tę samą, ale tak bardzo odmienną), ale uważam, że dzięki „Gadom” można o wiele bardziej zrozumieć istotę tego nałogu. Autor tłumaczy działanie narkotyku, swoje wątpliwości, a także cykl życia narkomana. Nie odwołuje się wyłącznie do swoich odczuć, stara się okazać czytelnikowi brutalność całego swojego świata. Świata pogrążonego w nałogu.
Nie rozumiem również, dlaczego polskiej młodzieży zamiast „Gadów” poleca się „My, dzieci z dworca ZOO”. Obie te książki zdecydowanie mogą podziałać profilaktycznie, wytworzyć lęk przed nałogiem, ale ta pierwsza jak żadna inna przedstawia realia polskiej areny walki z narkomanią. Poprzez sposoby zdobywania „życiodajnego” płynu, samo napomknięcie o tak zwanej polskiej heroinie, czyli kompocie, a w końcu przedstawiającej realia dotyczące detoksu i Monaru, tak istotnego dla polskiej walki z narkomanią.
Według mnie „Gady” wnoszą ogromną wiedzę dla czytelnika, poszerzają jego rozumienie, co więcej, ośmielam się stwierdzić, że umożliwiają mu to zrozumienie. I ukazują prawdę za całą jej brutalnością. Pokazują jak ogromny ból może nieść samo życie, a jednocześnie jak ogromna może być wola życia –normalnego życia –i strach przed śmiercią.
Pokazują również, że mimo życie jest walką, a nałóg okrucieństwem i bólem, nikt nie wybiera tych dwóch czynników dobrowolnie. Nigdy. Polecam wszystkim tym, którzy mają serce gotowe do wzruszenia.
http://puszokowa.blogspot.com/2013/12/gady.html
Są książki, po których przeczytaniu pragniemy milczeć, oddawać szacunek przeczytanej treści i pogrążyć się w rozmyślaniach. Nad tym, co przeczytaliśmy, co było tak prawdziwe, tak realne, tak bliskie… Jednakże w naszych umysłach powinna zrodzić się potrzeba rozmowy. Są tematy, które mimo tego, że niosą ze sobą ogromny ból, powinny być wykrzyczane, poruszane. Należy dostrzec...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-04-03
„Wodnikowe Wzgórze” to książka, która naprawdę mnie oczarowała. Jestem nią zachwycona! Myślę, że nie bez powodu została uznana za „jedną z najbardziej epickich powieści XX wieku”. Opowiada ona o perypetiach królików, które zmuszone są wyruszyć w niebezpieczną podróż, pełną wrogów i nieznanych zjawisk. Sądzę, że dla wielu z Was ten temat (czy też raczej bohaterowie) może okazać się dziwny, specyficzny, a nawet śmieszny. Po co czytać o królikach, które wędrują sobie przez pola, przecież to absurdalne! W tej recenzji postaram się Wam udowodnić, że nie ma nic bardziej mylnego. „Wodnikowe Wzgórze” to piękna, pouczająca historia, z którą KAŻDY powinien się zapoznać. Wymusza na nas zastanowienie się nad tym, kim właściwie jesteśmy. Stworzeniami, które żyją jak każde inne stworzenie walcząc o przetrwanie, czy może mordercami, którzy pozbawiają życia zwierzęta, które nie są wcale od nas gorsze.
Królikarnia Sandleford to spokojne miejsce, gdzie każdy z królików ma szansę wieść dostatnie życie. Jednak równowagę zaburza nawoływanie jednego z królików –Piątka. Mały zwierzak ogłasza wszystkim napotkanym towarzyszom, że grozi im wielkie niebezpieczeństwo i wszyscy muszą opuścić królikarnię. Nikt mu nie wierzy z wyjątkiem jego brata –Leszczynka. Niedaleko króliczej kolonii pojawia się tabliczka, która ogłasza, że teren ten zostaje przeznaczony do budowy osiedla mieszkalnego. Oczywiście zwierzęta nie mają pojęcia co oznacza ten kawałek metalu wbity w ziemię. Tymczasem Piątek ma coraz gorsze przeczucia. Dotychczas jego intuicja nigdy go nie zawiodła, jest ona jego największym talentem, coś w rodzaju daru.
Piątek i Leszczynek postanawiają jak najszybciej opuścić zagrożony teren. Do dziwnej ekspedycji dołącza jeszcze kilka innych królików. Gromadka kieruje się do znacznie oddalonych wzgórz, ponieważ Piątek szczerze wierzy, że właśnie tam odnajdą spokojne miejsce, w którym będą żyli. Ich wędrówka okazuje się być niekończącym się strachem, a w każdej chwili grozi im ogromne niebezpieczeństwo. I wciąż nie ma gwarancji, że gdy dojdą do wzgórz nic już im nie zagrozi… Muszą zaufać przeczuciu Piątka i kierownikowi eskapady –Leszczynkowi. Jak zakończy się ich przygoda? I czy faktycznie utęsknione Wodnikowe Wzgórze ją zakończy?
Naprawdę gorąco polecam zapoznanie się z treścią utworu. W książce znajdziemy doskonale wyważony humor. Króliki przestaną nimi być, a będziemy im się przyglądać, jakby byli istotami o wiele mądrzejszymi niż ludzie. Z tyłu książki znajduje się ciekawy słowniczek, gdzie możemy znaleźć kilka słów używanych przez króliki w ich języku. Natomiast w jej wnętrzu umieszczono mapkę, dzięki czemu możemy śledzić ich wędrówkę.
Co prawda początek powieści może wydawać się odrobinę nudny, ponieważ trudno przystosować się do bohaterów, którzy są królikami, ale im dłużej czytamy, tym szybciej „Wodnikowe Wzgórze” nas wciąga, chcemy więcej. I kiedy już wszystko się skończy odczuwamy lekki żal, że już jest po wszystkim… Osobiście wciąż się zastanawiam jakim cudem Richard Adams wpadł na pomysł, aby bohaterami jego książki były króliki!
Mam nadzieję, że zaufacie mojemu gustowi i zajrzycie do biblioteki szukając tej książki. Myślę, że się nie zawiedziecie i będziecie mieli dobrą okazję, aby się wzruszyć, zaciekawić i uśmiechnąć.
http://puszokowa.blogspot.com/2013/04/wodnikowe-wzgorze-watership-down.html
„Wodnikowe Wzgórze” to książka, która naprawdę mnie oczarowała. Jestem nią zachwycona! Myślę, że nie bez powodu została uznana za „jedną z najbardziej epickich powieści XX wieku”. Opowiada ona o perypetiach królików, które zmuszone są wyruszyć w niebezpieczną podróż, pełną wrogów i nieznanych zjawisk. Sądzę, że dla wielu z Was ten temat (czy też raczej bohaterowie) może...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-12
Zazwyczaj trudno jest oceniać lektury szkolne, a jeśli już to się robi, to najczęściej określamy je słowami nudne i męczące. Nastawiałam się na to, ze moje odczucia mogą być podobne po przeczytaniu „Pana Tadeusza” –jakby nie było, jednego z ważniejszych utworów literatury polskiej. Mickiewicz i Sienkiewicz, którzy najbardziej wryli się w świadomość literatury narodowej swoją twórczością raczej do mnie trafiali, ale jednak lektura to lektura.
„Pan Tadeusz” –czy jest to patriotyzm w najczystszej postaci? A może wręcz przeciwnie –ciągłe opisy przyrody i dużo kłótni na bardziej lub mniej ważne tematy? Rozmawiałam na temat tej książki z wieloma osobami i ich opinie były diametralnie różne. Jedni chwalili sobie dzieło pisane wierszem, inni kategorycznie mówili „nigdy więcej!” Ale ja (jak to zwykle ze mną bywa) czułam ogromną potrzebę przekonania się o tym, jaki naprawdę jest „Pan Tadeusz” na własnej skórze…
Książka jest epopeją, która dotyczy szlachty urzędującej na Litwie. Opowiada o zdarzeniach, które miały miejsce w roku 1811 i 1812. Głównym bohaterem wbrew pozorom i przede wszystkim tytułowi jest ksiądz Robak, znany także pod innym imieniem, którego oczywiście wyjawić nie mogę, gdyż zakłócałoby to przyjemność czytania. Oczywiście Tadeusz także jest bardzo istotnym bohaterem, a jeśli chodzi o niego, to fabuła skupia się na jego skomplikowanych uczuciach do kobiet…
„Pana Tadeusza” tworzą przede wszystkim bohaterowie i ich obyczaje. To, co robią, o czym myślą i w jaki sposób wpływa na akcję i fabułę utworu. Wszystko ma swoje następstwa. Życie wiejskie kontrastuje z zapotrzebowaniami części ludności do luksusu (możemy to zauważyć chociażby przez postać Telimeny), a także sentyment rywalizuje ze zmianami politycznymi…
Więc gdzie w tym wszystkim patriotyzm? Przede wszystkim w oddaniu do ojczyzny i niecierpliwym oczekiwaniu na przybycie Napoleona, który w końcu wyzwoli ludność spod rządów Moskali –nie możemy przecież zapomnieć, ze wówczas Polski jako tako nie było…
Teraz rodzi się pytanie –„Pan Tadeusz” –dzieło ważne, ale czy przyjemne? Mnie urzekła ta książka, pochłaniałam jej stronice chcąc dowiedzieć się co się stało z bohaterami, poczułam z nimi więź, chciałam odczuć to, co oni czuli. Praktycznie widziałam obrazy Litwy i oddychałam tamtejszym powietrzem… Ale być może jestem jakże rzadką w tych czasach niepoprawną patriotką?
Mam świadomość, że mówiąc o tym, jaka to ta książka jest cudowna, od razu znajdzie się ogromna liczba ludzi, którzy staną naprzeciw mojej opinii. Ale według mnie „Pana Tadeusza” po prostu trzeba umieć czytać. Dlaczego? Ponieważ dopiero, kiedy zrozumiemy język Mickiewicza i cząstkę patrioty w nas samych docenimy opisy historii, wielkich uczt, polowań, intryg miłosnych i życia samego w sobie.
Polecam zapoznanie się z tą lekturą dwukrotnie. Najpierw, kiedy jesteśmy praktycznie zmuszeni ją przeczytać i wtedy, kiedy jest to nasz dojrzały wybór.
http://puszokowa.blogspot.com/2013/07/pan-tadeusz.html
Zazwyczaj trudno jest oceniać lektury szkolne, a jeśli już to się robi, to najczęściej określamy je słowami nudne i męczące. Nastawiałam się na to, ze moje odczucia mogą być podobne po przeczytaniu „Pana Tadeusza” –jakby nie było, jednego z ważniejszych utworów literatury polskiej. Mickiewicz i Sienkiewicz, którzy najbardziej wryli się w świadomość literatury narodowej...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-06-29
2013-05-30
Zawsze, gdy próbuję recenzować książkę, która posiada swoją ekranizację staram się zupełnie odciąć od jej kinowego obrazu. Oczywiście wyłapuje wszystkie różnice, ale nie są dla mnie one tak istotne jak sama fabuła. Co więcej, czytając takie dzieło tworzę w swojej głowie odrębny obraz bohaterów, gdzie żaden z nich nie jest podobny do aktorów występujących w filmie…
Pierwsze, co przykuło moją uwagę w książce Pt. „Wielki Gatsby” był sposób narracji. Autor (chociaż może to charakterystyczny styl pisania 20 lat XX wieku?) obdarzył każdą linijkę tekstu kultem słowa. Pokazał coś, o czym współcześni autorzy za często zapominają. Pokazał istotę pojedynczego słowa, które w połączeniu z innymi tworzy niezapomniany, ale jednocześnie bardzo wyrafinowany i estetyczny kształt. F. Scott Fitzgerald pieści słowa, nadaje im wymiar znacznie głębszy niż nic nie znacząca cząstka czegoś więcej. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że czytając tę powieść na nowo zrozumiałam znaczenie czytania. Przypomniałam sobie fakt, że nie tylko fabuła jest ważna. Odkrywałam w końcu co napędza ludzi do tworzenia tekstów literackich –to piękno pojedynczego słowa…
Ale żeby już Was dłużej nie nudzić moimi wywodami przejdę do fabuły.
Nick Carraway przybywa do Nowego Jorku, aby rozpocząć zupełnie nowe życie. Zatrudnia się jako makler i pragnie w tym zawodzie rozpocząć swoją karierę… Zamieszkuje w posiadłości w West Egg, skąd rozpościera się piękny widok –głównie na East Wgg, gdzie wraz z mężem Tomem, mieszka kuzynka Nicka –Daisy. Nick nawiązuje z tym specyficznym małżeństwem nietypową relację i rozkoszuje się ich towarzystwem. Poznaje także nieco ekscentryczną Jordan –słynną mistrzynię gry w golfa… Nick staje się powiernikiem różnorodnych sekretów, które często mogą mieć różnorodne skutki…
Jednak najbardziej intrygującą postacią jest sam Gatsby. Zamieszkuje on w okazałej posiadłości i jest sąsiadem Nicka. Jest znany z tego, że organizuje wystawne przyjęcia, gdzie każdy może wejść nieproszony.
Pewnego dnia Nick dostaje zaproszenie na jedno z takich przyjęć. Nieco speszony obecnością wielu nieznanych mu ludzi i faktem, że tylko on dostał zaproszenie postanawia się opić. Na szczęście w tłumie rozpoznaje postać Jordan i jego alkoholowe plany się nie realizują.
Na owym przyjęciu Nick poznaje Gatsbiego. Wówczas nie wie jeszcze, że jest to prolog do bardzo intensywnej przyjaźni. Nie wie także, że Gatsby doskonale zna Daisy, a sam Nick ma posłużyć jako pośrednik w ich ponownym spotkaniu… Bowiem od pięciu lat w ogóle się nie widzieli, a przecież tyle się zmieniło…
„Wielki Gatsby” pozostanie dla mnie powieścią o marzeniach i o przeszłości, która wciąż nie daje nam o sobie zapomnieć. Jest to książka o straconych szansach i nowych nadziejach, o wierności i pysze, o pieniądzach i nędzy… O życiu.
Czytając tę powieść jestem w stanie zrozumieć dlaczego tak bardzo chwali się tę powieść. Osobiście czytało mi się ją z lekkością, ale myślę, że niektórym nadmierny kult słowa może sprawić pewną trudność. Ja jednakże gorąco Wam polecam zapoznanie się z tym małym dziełem sztuki XX-wiecznej literatury. Mam nadzieję, że spojrzycie na tą książkę w swój własny, indywidualny sposób i docenicie to z jaką tkliwością, ale jednocześnie prostotą opisane są wszystkie wydarzenia.
http://puszokowa.blogspot.com/2013/05/wielki-gatsby-great-gatsby_30.html
Zawsze, gdy próbuję recenzować książkę, która posiada swoją ekranizację staram się zupełnie odciąć od jej kinowego obrazu. Oczywiście wyłapuje wszystkie różnice, ale nie są dla mnie one tak istotne jak sama fabuła. Co więcej, czytając takie dzieło tworzę w swojej głowie odrębny obraz bohaterów, gdzie żaden z nich nie jest podobny do aktorów występujących w filmie…
...
2013-02-24
„Popiół i żar. Wspomnienie” to książka głównie znana pod tytułem „Prochy Angeli”. Ta druga nazwa występuje w nowszych wydaniach, więc zapewne jest tak łatwiej dostępna.
Jest to wspaniała książka. Fascynująca. Czyta się ją z zapartym tchem wciąż i wciąż chcąc więcej. Na czym polega jej magia? Na tym, że nie jest zwykłym, monotonnym i nudnym wspomnieniem. Jest opowieścią chłopca, a nie o chłopcu. Frank McCourt –autor książki –został za tą pozycję nagrodzony jakże prestiżową Nagrodą Pulitzera. Opowiada on historię swojego życia zaczynając od momentu, gdy ma cztery lata, a kończąc na dziewiętnastu.
Frank McCourt jest najstarszym dzieckiem Angeli Sheehan i Malachiego McCourta –dwójki emigrantów z Irlandii. Przychodzi na świat w Nowym Jorku, podobnie jak czwórka jego rodzeństwa. Po śmierci jego siostry, rodzina decyduje się powrócić do Irlandii. Życie tam wcale nie wydaje się lżejsze niż w Ameryce –wręcz przeciwnie.
Rodzina próbuje swojego szczęścia w Limerick –rodzinnym mieście Angeli. Niestety Malachy jest alkoholikiem i notorycznie przepija całą swoją wypłatę. Są to lata trzydzieste XX wieku, a więc między społecznością miasta wyraźnie widać różnorodne podziały pod względem majątkowym. Pieniędzy nie starcza nawet na jedzenie. Zmożeni głodem codziennie muszą sobie radzić. Toczą bój o swoje życie i możliwie jak najlepszą przyszłość. Jak jednak zostać KIMŚ, kiedy jest się biedakiem?
Frank przejawia wielki talent i inteligencję, jednakże jest skazany na szkołę dla najuboższych co nie zapewnia mu szerokich perspektyw. Pragnie jak najszybciej zostać mężczyzną i zaopiekować się rodziną. Wie, że nie może liczyć na ojca. Doskonale pamięta jego opowieści z najwcześniejszych lat dzieciństwa –opowiadane jeszcze w Nowym Jorku. Marzy, by pewnego dnia jeszcze tam powrócić.
W książce opisane jest bardzo surowe, katolickie życie chłopca. Jednak Frank opowiada dokładnie, że kościół był dla wielu ludzi tylko przykrywką od codziennych spraw. Stawiali go na priorytetowym miejscu dla uznania w oczach innych lub (ale zdecydowanie rzadziej) dla uspokojenia własnego sumienia.
Opisane wydarzenia nieraz są dramatyczne. Zdarte buty, choroby, praktycznie zagłodzone dzieci… Czy to norma tamtego okresu? A może po prostu niesprawiedliwość losu, która obdarzyła tą nieszczęsną rodzinę ojcem alkoholikiem?
„Popiół i Żar. Wspomnienie” to fantastyczna powieść, ponieważ wzrusza, chwyta za serce, każe zastanowić się czytelnikowi nad własnym życiem i… bawi. Jest pełna dziecięcego humoru i nieraz zabawnych anegdotek. Jej urok i wyjątkowość tkwi w tym, że nie tylko jest opisana z perspektywy dziecka, ale także napisana jest językiem młodego chłopca, chociaż w momencie pisania Frank McCourt wcale nie był młody. Książka oczarowuje, zachwyca. Po jej przeczytaniu mamy pewne wrażenie pustki w sercu, ale na twarzy uśmiech. POLECAM!
http://puszokowa.blogspot.com/2013/02/popio-i-zar-wspomnienieprochy-angeli.html
„Popiół i żar. Wspomnienie” to książka głównie znana pod tytułem „Prochy Angeli”. Ta druga nazwa występuje w nowszych wydaniach, więc zapewne jest tak łatwiej dostępna.
Jest to wspaniała książka. Fascynująca. Czyta się ją z zapartym tchem wciąż i wciąż chcąc więcej. Na czym polega jej magia? Na tym, że nie jest zwykłym, monotonnym i nudnym wspomnieniem. Jest...
2013-02-03
W naturze ludzkiej naturalnym zachowaniem jest to, że wyobrażają oni sobie co będzie po końcu świata. Koniec świata… Jest on różnie nazywany, często spotykamy się z określeniem Wielkiej Zagłady, Apokalipsy, Definitywnego Końca… Gdybamy czy możliwe jest to, że nawet po nim może istnieć życie na Ziemi. Nie mniej jednak niezależnie od naszych poglądów i obrazów co do końca świata, wszyscy doskonale wiemy, że jest to temat, który fascynuje. Sięgamy po niego od zarania dziejów i uwieczniamy za pomocą filmów i książek…
„Metro 2033” to książka, której autorem jest Dmitry Glukhovsky. Jest to przede wszystkim potwierdzenie faktu, iż literatura rosyjska może być naprawdę fascynująca. Nie jestem przekonana, czy faktycznie Glukhovsky zasługuje, aby wymieniać go obok największych rosyjskich autorów, ale nie omieszkam się stwierdzić, że jeszcze o nim usłyszymy.
„Metro 2033” to opowieść właśnie o tym, co dzieje się z ludzkością po symbolicznym końcu świata. Po wybuchu wojny atomowej świat, który znamy jest kompletnie zniszczony. Skażona gleba i powietrze niosą śmierć i choroby, a po pięknie stworzonym ludzką ręką nie ma śladu. Ludzie zbudowali przepiękne pomniki i sami je zniszczyli. Unicestwili piękno i zatrzymali rozwój. Co więcej, cofają się na linii osiągnięć i to z własnej winy.
W powieści opisane są dzieje ludzkości dwadzieścia lat po wybuchu. Ci, którzy mieli szczęście w trakcie wojny znaleźć się w podziemiach metra –przeżyli. Inni z góry zostali skazani na śmierć. Choroba popromienna, a także ciągły wpływ promieniowania, który wywołał różnorodne mutacje u roślin i zwierząt może oznaczać tylko jedno. Ziemia nigdy nie będzie taka jak była. Czy możemy w ogóle mówić o tym, że ona istnieje?
Ludzie stłoczeni w podziemiach metra żywią się grzybami i szczurami. Tworzą państewka, których granice są wyznaczane przez obwód ich stacji. Próbują żyć życiem sprzed katastrofy, ale nie za bardzo im się to udaje. Jednakże zawierają między sobą sojusze, wypowiadają sobie nawzajem wojny lub niosą pomoc humanitarną. Ludzie tłoczą się na wielkich targowiskach i czują respekt przed wielkimi, bogatymi stacjami. Wszędzie istnieją różnorodne podziały. Zachowania ze wcześniejszego życia przechodzą na brutalną i szarą, podziemną codzienność. Tworzą się stacje komunistyczne i faszystowskie…
Na stacji WOGN w północnej części metra żyje się dostatnie. Uprawa grzybów i produkcja herbaty sprzyja rozwojowi. Jednak pojawienie się na stacji niecodziennych stworów –nazywanych „czarnymi”, wywraca życie mieszkańców o 180 stopni. Czy WOGN zdoła się obronić przed inwazją tajemniczych mutantów?
Aby to było możliwe młody chłopak imieniem Artem wyrusza w niebezpieczną drogę do centralnej części metra – chlubiącej się inteligencją ludności i zamiłowaniem rozwoju także duchowego, a nie tylko fizycznego, do stacji Polis. Musi odnaleźć tajemniczego Młynarza, ale narażony jest na olbrzymie niebezpieczeństwo. Co wyniknie z tej wyprawy?
Jest to książka niesamowita pod względem zarówno stylu pisarskiego jak i treści. Doskonale ujęta fabuła sprawia, że wprost nie można się oderwać od książki. Fantastyka, z którą się stykamy jest całkowicie niewymuszona, co sprawia, że staramy się przekonać czy faktycznie możliwe jest życie w metrze… Treść „Metra 2033” przemyca także wiele moralnych prawd. Uświadamia nam, że są sprawy ważne i ważniejsze, a także to, jak bardzo niszczycielską moc ma człowiek. Zaczynamy się zastanawiać czy faktycznie jesteśmy tacy dobrzy, na jakich się kreujemy. Gorąco polecam i myślę, że się nie zawiedziecie.
http://puszokowa.blogspot.com/2013/02/metro-2033-2033.html
W naturze ludzkiej naturalnym zachowaniem jest to, że wyobrażają oni sobie co będzie po końcu świata. Koniec świata… Jest on różnie nazywany, często spotykamy się z określeniem Wielkiej Zagłady, Apokalipsy, Definitywnego Końca… Gdybamy czy możliwe jest to, że nawet po nim może istnieć życie na Ziemi. Nie mniej jednak niezależnie od naszych poglądów i obrazów co do końca...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Przerwana lekcja muzyki” to zdecydowanie książka wyjątkowa. Swoją sławę zyskała dzięki głośnemu filmowi z 1999 roku z Angeliną Jolie i Winoną Ryder w rolach głównych. Jednak, żeby naprawdę zrozumieć istotę tej historii nie wystarczy obejrzeć filmu. Należy przeczytać książkę, która jest szczera i prosta. Pokazuje rzeczy takimi, jakie wydajają się być naprawdę. Daje wiarygodne świadectwo cierpienia i zagubienia. Kompletnej dezorientacji.
Susanna Kaysen zrelacjonowała swój pobyt w szpitalu psychiatrycznym, opisała zawarte tam znajomości i pozwoliła czytelnikowi zrozumieć jak przemija życie osoby skazanej przez społeczeństwo na karę noszenia plakietki „wariat”. W książce nie znajdzie się pouczających moralitetów, ani szczegółowych opisów choroby, szpitala etc. Ale zamiast tego dostaje się gotową, niejako pełną opowieść o radzeniu sobie ze światem. Nic nie jest przesadzone, autorka nie rzuca słów na marne, a co za tym idzie –czytelnik nie ma wrażenia, że Kaysen próbowała manipulować czytelnikiem. Współczucie bowiem nie jest jej potrzebne, a jedynie odczuwa potrzebę wypowiedzenia się i w pewnym sensie również potrzebę samorealizacji.
Susanna Kaysen trafiła do szpitala psychiatrycznego na skutek nieudanej próby samobójczej. Akcja powieści rozgrywa się pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Wiarygodność opowiadanej historii podkreślają różnorodne kartoteki, które znalazły się między poszczególnymi rozdziałami.
Dzięki tej relacji czytelnik ma okazję zanurzyć się w świecie, który zazwyczaj wywołuje w nim pewnego rodzaju strach, obawę… Brak zrozumienia to problem, który dotyczy ludzkości od zarania dziejów, ale wszelkie wypranie z wrażliwości staje się bardzo widoczne w kontaktach „tych normalnych” z „tymi na marginesie” Kaysen stawia sobie i zarazem czytelnikowi najważniejsze, podstawowe pytanie. Jak rozróżnić wariata od tego normalnego? Ludzką psychiką rządzi tyle różnorodnych mechanizmów, że podobne podziały nigdy nie przekładają się na faktyczny stan rzeczy. Szaleństwo mylone jest z trzeźwym spojrzeniem na świat, zagubienie mylone jest z choroba psychiczną… Ludzie oceniają siebie nawzajem bez większego obeznania z faktycznym stanem rzeczy.
„Przerwana lekcja muzyki” to również opis realiów panujących w szpitalu psychiatrycznym. Kaysen opisując towarzyszki z placówki mniej więcej nakreśliła choroby, z którymi musiały się zmierzyć. Ukazała demony, które siedzą w każdym człowieku. Opisała bierność pielęgniarzy i lekarzy, którzy nijak nie potrafią zobaczyć człowieka takiego, jak każdy inny. Przede wszystkim jednak opowiedziała swoją historię, w której nie brakuje żalu do świata i otoczenia, ale jednocześnie zrozumienia, że pobyt w szpitalu w pewnym sensie jej pomaga. I widać rezultaty tej pomocy.
Książka zmusza do refleksji, uzmysławia człowiekowi co jest naprawdę ważne, a także przypomina, że nawet jeśli jest już naprawdę źle, nigdy nie można zatracić samego siebie.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia, która może intrygować. Dlaczego akurat „przerwana lekcja muzyki”? Jest to odniesienie do obrazu Vermeera o tym samym tytule, który miał ogromny wpływ na autorkę, a ja przyznam szczerze, że obraz ten także i mnie w pewnym sensie fascynuje…
Żałuję tylko, że „Przerwana lekcja muzyki” jest naprawdę trudno dostępną książką na polskim rynku, a jeśli ktoś pragnie kupić tę, jakby nie było, krótką powieść, musi nastawić się na niemałe wydatki, gdyż ma ona już wymiar wręcz kolekcjonerski. Możecie mi jednak wierzyć, że jak w bibliotece znalazłam jeden egzemplarz, uśmiech od razu pojawił mi się na twarzy po przeczytaniu z tyłu okładki ceny rynkowej wynoszącej: 9,90 zł.
http://puszokowa.blogspot.com/2014/01/przerwana-lekcja-muzyki-girl-interrupted.html
„Przerwana lekcja muzyki” to zdecydowanie książka wyjątkowa. Swoją sławę zyskała dzięki głośnemu filmowi z 1999 roku z Angeliną Jolie i Winoną Ryder w rolach głównych. Jednak, żeby naprawdę zrozumieć istotę tej historii nie wystarczy obejrzeć filmu. Należy przeczytać książkę, która jest szczera i prosta. Pokazuje rzeczy takimi, jakie wydajają się być naprawdę. Daje...
więcej Pokaż mimo to