Czytać, dużo czytać Ryszard Koziołek 7,1
ocenił(a) na 840 tyg. temu „Nieustająca apologia czytania jako stanu umysłu, a nawet więcej - jako formy życia” – pisze najsłynniejszy dziś literaturoznawca, pod czym, jako nieuleczalny narkoman słowa pisanego nie tylko mogę, ale ze względu na kliniczne uzależnienie po prostu muszę się podpisać.
Wspaniały jest zwłaszcza otwierający ten tom esejów tekst pt. ”Gwoli pożytku wszelkich stworzeń”, z którego można by cytować bez końca i z satysfakcją, a zarazem z miłym zdziwieniem typu: „Ja też tak mam”. Kilka trafnych myśli:
„Kiedy zdarza mi się wyjść z domu bez czegoś do czytania, czuje się niespokojny, jakbym zapomniał kluczy, portfela albo telefonu”.
„Czytanie jest trudniejszą umiejętnością niż mówienie i pisanie. Opiera się bowiem na zdolności do rozumienia języka innego niż ten, w którym rozmawiamy na co dzień”.
„Czytanie daje największą przyjemność i pożytek, kiedy staje się uzależnieniem; niemal fizjologiczną koniecznością, za którą stoi nienasycony głód... Nie literatury, ale rzeczywistości, gdyż ta najpełniej dostępna jest człowiekowi w języku. A szczególnie w tej jego postaci, którą nazywamy literaturą - to najdoskonalsza technologia przedstawiania świata przeżywanego, rozumianego i tworzonego przez człowieka”.
”Większość z nas nigdy nie stworzy wypowiedzi porównywalnej z wersem Kochanowskiego, dialogiem Wyspiańskiego, opisem Schulza. Czytanie powinno zatem - w teorii – prowadzić nas do uwiądu własnej mowy, do pokornej rezygnacji z własnych słów na rzecz tych nieskończenie doskonalszych. Tymczasem jest odwrotnie: im więcej czytam, tym bardziej chcę mówić. I mówię lepiej, bardziej świadomie”.
Wyróżniłbym tu kilka tekstów Autora
Najważniejsze - choć mało tu o czytaniu - jest dla mnie empatyczne pochylenie się nad losem drugiej żony Jana Sebastiana, Anny Magdaleny. Ta zawodowa śpiewaczka urodziła mu 13 dzieci, z których do dorosłości dotrwało 6 (z pierwszą - Marią miał ich 7, przeżyło 4).
Z myślą o niej Autor dokonuje dekonstrukcji mojej ulubionej kantaty JSB „Ich habe genug” („Mam dość”). Oto jak by brzmiała w jej perspektywie, a nie „mającego dość” Symeona, starego człowieka wyglądającego śmierci (nb. jego „Ich Freue mich auf meine Tod” – to chyba jeszcze piękniejsza aria niż tytułowa):
„+Mam dość+ rodzenia dzieci, które lada moment umrą; +mam dość+ godzenia się na to, że Jan Sebastian postanowił kształcić tylko synów; +mam dość+ lęku, że po śmierci męża zostanę bez środków do życia, bo kto weźmie za żonę dojrzałą wdowę z trzema córkami na wydaniu?”.
Wszystkie te obawy miały się spełnić z nawiązka. Po śmierci ojca synowie opuścili matkę, trzech zrobiło kariery muzyczne, ale jej nie wspierało. Kościół eksmitował ją wraz z córkami; zmarła w przytułku, pochowana w zbiorowym grobie – jej szczątki są już nie do odnalezienia. Mąż-geniusz spoczywa zaś w kościele św. Tomasza w Lipsku, gdzie przez lata był kantorem. „Ich habe genug” – kończy Koziołek.
Równie ważny jest tekst o „Greku Zorbie” (książce jaskrawo mizoginicznej) , w którym Autor przekonuje, że kulminacyjnym wydarzeniem jest nie słynna „piękna katastrofa” na koniec, tylko wstrząsające śmierci dwu kobiet : Bubuliny i Surmeliny – jako kontrast dwóch faz kobiecości, a obie zbudowane wyłącznie z seksistowskich stereotypów.
Pierwsza to zniszczona przez życie tancerka i kurtyzana, „której groteskowy wygląd i zachowanie skutecznie blokują sympatie, a nawet współczucie czytelnika”. Druga to triumfująca kobiecość, „komiksowa figura czystej seksualności”. To życie jako „piękna katastrofa”, a one oddają życie nie idei czy sprawie politycznej, lecz tylko samemu życiu. ”Zycie trzyma nas w objęciach do samego końca”.
Ponadto Autor uważa, że nie powinniśmy symbolicznie wyrzucać na śmietnik „W pustyni i w puszczy” (czemu nie byłbym przeciwny – odsyłam do swej recenzji tego potworka). Według Koziołka właśnie dlatego, że jest to pełne „rasistowskich klisz, europocentrycznej pychy, męskiej wyższości, eksploatacyjnego podejścia do przyrody”, doskonale nadaje się do ćwiczeń etycznych i empatycznych. „Wystarczy skłonić młodych czytelników do przyjęcia pozycji rożnych postaci i zapytać, czy podoba im się to, jak zostali opisani”.
Problemem wydaje mi się jednak to, że ten, kto czyta coś takiego samemu, wciela się w role bohaterskie i dominujące, a nie te podrzędne i wykluczone. Autor – tylko retorycznie? – pyta, czy Staś jak dorośnie, nie będzie Kurtzem z „Jądra ciemności”. Niewykluczone, ale na pewno Leopolda II będzie uważał za bohatera „cywilizacji białego człowieka”...