-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-05-02
2022-06-17
2022-05-29
2022-01-11
2022-01-04
2021-12-05
2021-11-28
2021-11-01
Gorycz autora wylewa się z każdego rozdziału - gorycz moim zdaniem całkowicie uzasadniona, bowiem nie ma nic gorszego niż połączenie koszmarnej straty czasu i zaorania ideałów.
Przewodnik po seminarium - tak napisany, że w zasadzie samo się czyta. Zawiera też kilka bardzo trafnych spostrzeżeń à propos ludzkiej psychiki, wiary i życia.
Warto przeczytać, żeby się dowiedzieć "skąd się biorą księża".
Warto przeczytać, żeby jeszcze bardziej docenić tych nielicznych prawdziwych duszpasterzy, którzy seminarium przeżyli i nie dali się mu zniszczyć.
Warto przeczytać, gdy nasze serce mówi jedno, a ksiądz z ambony drugie, żeby zobaczyć, że cichy głosik wewnątrz się nie myli.
Gorycz autora wylewa się z każdego rozdziału - gorycz moim zdaniem całkowicie uzasadniona, bowiem nie ma nic gorszego niż połączenie koszmarnej straty czasu i zaorania ideałów.
Przewodnik po seminarium - tak napisany, że w zasadzie samo się czyta. Zawiera też kilka bardzo trafnych spostrzeżeń à propos ludzkiej psychiki, wiary i życia.
Warto przeczytać, żeby się...
2021-08-24
Polska, ten dziwny twór zlepiony z różnych narodowości i kultur, jest skomplikowanym tematem. Tożsamość jest tematem jeszcze bardziej skomplikowanym. A tu płyniemy na fali historii patrząc i na Polskę i na tożsamość - Pokory i tych, wokół których się obraca.
Gdzieś w połowie myślałam "przerost formy nad treścią". Ale nie, myliłam się. A im bliżej końca, tym lepiej.
Polska, ten dziwny twór zlepiony z różnych narodowości i kultur, jest skomplikowanym tematem. Tożsamość jest tematem jeszcze bardziej skomplikowanym. A tu płyniemy na fali historii patrząc i na Polskę i na tożsamość - Pokory i tych, wokół których się obraca.
Gdzieś w połowie myślałam "przerost formy nad treścią". Ale nie, myliłam się. A im bliżej końca, tym lepiej.
2021-03-17
Dobra, dość. Przerywam słuchanie, bo się cały ten "Dystrykt..." niemal fizycznie od mojego mózgu odbija.
Kojarzycie lektora w Trudnych Sprawach? W takim stylu jest to mniej więcej przeczytane. Nie mam lepszego porównania. Skutecznie zapobiegło to choćby próbie wczucia się w atmosferę książki (to jest tam jakaś atmosfera?)
Tekst i fabuła (i postaci, i pseudonimy, i kreacja świata, i...) to mogę porównać do takiej pulpowej fantastyki, której widziałam już na tony i której w każdym Dedalusie jest na pęczki. Na kolana nie rzuci, Ameryki nie odkryje, ale rozrywki też nie zapewni. Szkoda czasu.
Nawet fakt, że wszystko dzieje się w mojej ulubionej części Warszawy mi w żaden sposób tego nie wynagradza.
Zapychacz, nie warto.
Dobra, dość. Przerywam słuchanie, bo się cały ten "Dystrykt..." niemal fizycznie od mojego mózgu odbija.
Kojarzycie lektora w Trudnych Sprawach? W takim stylu jest to mniej więcej przeczytane. Nie mam lepszego porównania. Skutecznie zapobiegło to choćby próbie wczucia się w atmosferę książki (to jest tam jakaś atmosfera?)
Tekst i fabuła (i postaci, i pseudonimy, i...
2021-03-07
Zdecydowanie nie do czytania w koronawirusie. A może właśnie idealna lektura pandemiczna, by po równo niepokoić się i być wdzięczną.
Wygląda na to, że ciągle żyjemy na easy mode.
Zdecydowanie nie do czytania w koronawirusie. A może właśnie idealna lektura pandemiczna, by po równo niepokoić się i być wdzięczną.
Wygląda na to, że ciągle żyjemy na easy mode.
2020-12-31
Wyobraź sobie: bierzesz się za pisanie książki i nie możesz nawet pierwszego zdania poprawnie napisać. Całkiem imponujący wyczyn, to trzeba umieć!
Zawiodłam się i zaraz wypunktuję na czym i dlaczego. Od najmniejszej przewiny, po największą, czas, start!
1. Jak na coś co jest nazywane superprodukcją, to jest to bardzo, bardzo mało imponujące. Ot, leci sobie muzyka w tle, czasem jakiś dźwięk próżnię (stylistyczną) przeszyje, czasem wpadnie jakieś jedno zdanie nie od narratora, no, i w sumie tyle. Tak jak Mróz nie będzie czwartym polskim wieszczem, tak "Dary bogów" nie są za bardzo superprodukcją, bo nie wiem, co tam było tak super produkowane.
2. Nudziłam się miejscami. Tempo opowieści jest leniwe, akurat takie do niedzielnego nicnierobienia, ale czasami aż za bardzo. Chciałoby się już dowiedzieć "no i co dalej?", ale nie można. Bo wszystko się toczy swoim własnym rytmem. Jakby ścisnąć, to pewnie by ten audiobook wyszedł jednak nieco krótszy.
3. Wyimaginujcie sobie czytelnicy, tekst jest stylizowany na takie opowieści przy ognisku w dawnych zamierzchłych czasach. I polszczyzna jest starsza, miejscami prawie archaiczna, i wszystko to tak brzmi jakby sobie pan Zborowski siedział przy ognisku i czasem musiał przepłukać trunkiem gardło, bo za dużo opowiadania. No założenie super, myślę, że się tu zgodzimy. Tylko z wykonaniem coś nie wyszło i o ile jestem w stanie przymknąć oko na tę niby-archaiczną polszczyznę, która jednak jest bardziej nowoczesna niż nie, to nie mogę się zgodzić na cytowanie w tekście utworów z XIX wieku. Jak, JAK, pytam ja się, mogę utrzymać wiarę w to, że mi starożytny Słowianin opowiada legendy przy ognisku, jak ni stąd ni zowąd wyjeżdża z cytatem z wiersza Asnyka. Typie! Mógłbyś własnymi słowami, ale nie, zachciało ci się pokazać jaki to jesteś oczytany, w związku z czym poleciał fragment "Miejcie nadzieję", bo ci akurat pasował do kontekstu. To, że został napisany jakieś 900 lat później to niewaaażneee. Kto by się tam przejmował! Czy to już brak szacunku do czytelnika czy zwykłe liczenie na łut szczęścia, że ów czytelnik jest mniej oczytany od autora? Nie wiem, nie pytam!
4. Te niesławne pierwsze dwa słowa czynią "Dary bogów" w każdej mierze niewiarygodną książką. Otóż otwiera się ona słowami "Sława bogom!". Każdy, kto miał co nieco do czynienia z historią polskich Słowian powinien wiedzieć, że owo "sława" jest importowanym neologizmem, rozpropagowanym przez modernistów, którym zachciało się być f a j n y m. Od zarania, w polskim języku jest piękne słowo CHWAŁA. Chwała bogom. Chwała bohaterom. Cześć i chwała. Chwałę bogu oddać. To są wszystko autentyczne związki frazeologiczne, będące częścią polszczyzny o wiele dłużej, niż to durne, importowane do funkcji pozdrowienia, "sława" (które ma przecież inne znaczenie w języku polskim). To taki znak rozpoznawczy, pozwalający odróżnić tych bezrefleksyjnie uczących się o słowiańskiej kulturze i historii z facebooka od tych, co jednak sięgnęli trochę głębiej do rzetelniejszych źródeł. Niestety autor tego nie zrobił, no i mamy to, co mamy. A skoro pierwsze, złożone z zaledwie dwóch słów, zdanie nie jest zgodnie z wiedzą historyczną poprawne, to pozostaje tylko zgadywać ile z tych opisanych legend jest tylko autorską fantazją, bo tak akurat mu się zachciało i ma się nijak do autentycznych legend.
Podsumowując: ech, nie ma za bardzo czego polecać. Ani to super, ani angażujące, chyba najlepsze do takiego bycia w tle jak się zmywa naczynia czy podlewa kwiatki.
Wyobraź sobie: bierzesz się za pisanie książki i nie możesz nawet pierwszego zdania poprawnie napisać. Całkiem imponujący wyczyn, to trzeba umieć!
Zawiodłam się i zaraz wypunktuję na czym i dlaczego. Od najmniejszej przewiny, po największą, czas, start!
1. Jak na coś co jest nazywane superprodukcją, to jest to bardzo, bardzo mało imponujące. Ot, leci sobie muzyka w tle,...
2020-12-26
Jeżu, jaka to była kobyła!
Chyba z półtora miesiąca zajęło mi przesłuchanie w całości i mam trzy wnioski:
1. Pierwsza połowa będzie nudzić każdego, kto uważał na lekcjach biologii/czytał coś nie coś o Darwinie, Mendlu i spółce. Taka tam przypominajka z historii genetyki: krzyżowana fasola i tym podobne, wynudziłam się solidnie. Myślałam nawet, że moja końcowa ocena książki to będzie jakieś 6/10.
2. Druga połowa to mózg eksplodujący z wrażenia co pięć minut. Fantastyczna zabawa, dowiedziałam się tonę nowych rzeczy, a to co mi w głowie zostało spokojnie wystarczy na "a wiecie, że..." na kilka następnych (wideo)imprez :D
3. Żałuję, że kupiłam audiobooka. Nie dlatego, że jest zły, wręcz przeciwnie! Ale dlatego, że to jednak taki rodzaj materiału, w którym chciałoby się zaznaczać, podkreślać, notować na marginesie, wracać do konkretnych fragmentów w razie potrzeby. W formie słuchanej niestety nie mogę tego zrobić - mogę wyłącznie ubolewać.
Jeżu, jaka to była kobyła!
Chyba z półtora miesiąca zajęło mi przesłuchanie w całości i mam trzy wnioski:
1. Pierwsza połowa będzie nudzić każdego, kto uważał na lekcjach biologii/czytał coś nie coś o Darwinie, Mendlu i spółce. Taka tam przypominajka z historii genetyki: krzyżowana fasola i tym podobne, wynudziłam się solidnie. Myślałam nawet, że moja końcowa ocena...
2020-08-08
Podchodziłam do tej książki trochę jak pies do jeża, bo zdaję sobie sprawę, że czytanie tekstów o innych kulturach pisanych przez białego człowieka, to trochę (albo bardzo) lizanie cukierka przez papierek. Na korzyść autorki przemawia jednakowoż:
- sama we wstępie jest świadoma swojej "białej perspektywy" i omawia swoje wątpliwości związane z pisaniem tej książki,
- jej długie zainteresowanie i rozliczne kontakty wśród rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej, czas spędzony w Ameryce, a także bezpośrednie pokrewieństwo z Korczakiem Ziółkowskim (o którym jest w książce sporo),
- oddanie głosu między innymi przedstawicielom plemion Cheyenne, Apache, Kiowa i Chiskasaw w wywiadach.
Jako totalny ignorant w tym temacie, nie umiem ocenić czy "Otwarta rana Ameryki" będzie interesująca dla tych, którzy co nieco już o historii rdzennej ludności wiedzą. Sama dowiedziałam się sporo nowych rzeczy, z których część była naprawdę dużym zaskoczeniem.
Podchodziłam do tej książki trochę jak pies do jeża, bo zdaję sobie sprawę, że czytanie tekstów o innych kulturach pisanych przez białego człowieka, to trochę (albo bardzo) lizanie cukierka przez papierek. Na korzyść autorki przemawia jednakowoż:
- sama we wstępie jest świadoma swojej "białej perspektywy" i omawia swoje wątpliwości związane z pisaniem tej książki,
- jej...
2020-06-01
2020-05-07
Interpretacja pana Krzysztofa Gosztyły to teatr jednego aktora na najwyższym poziomie. Uwielbiam i szanuję.
Interpretacja pana Krzysztofa Gosztyły to teatr jednego aktora na najwyższym poziomie. Uwielbiam i szanuję.
Pokaż mimo to
Oczekiwałam o wiele więcej. Trzy kardynalne grzechy:
1. Łopatologiczne wałkowanie tego samego non-stop
Autorko, nawet ludziom nieobeznanym z feminizmem nie trzeba wykładać słowo w słowo niektórych rzeczy. Daj czytelnikowi połączyć kropki. Niektóre historie przez to są zdecydowanie za długie, bo zamiast je opowiedzieć, dostajemy wytłumaczenia tego samego po kilka razy. Przykład: opowieść Japonki gwałconej przez ojca. Zamiast mieć spójną oś czasu to skaczemy od wspomnień po wytłumaczenie czemu nie powinno się podtykać penisa swojej 13-letniej córce, po dzień dzisiejszy, po kodeks karny, z powrotem do wspomnień trzynastolatki okraszonych tłumaczeniem czytelnikowi że pedofila jest zła. No naprawdę. Że chaotycznie napisane, to może i mogłabym wybaczyć, ale że przy okazji wbija mi się to do głowy szpadlem - to już nie mogę.
2. Przedstawienie globalnych problemów patriarchalnego społeczeństwa jako "japońskie".
Książka jest napisana w taki sposób że wybrzmiewa jak opis wyłącznie japońskich problemów. Japonia jest taka, w Japonii dzieje się tak, Japończycy to, Japonki tamto, tu jest specjalne japońskie słowo na określenie tego. A opisywane problemy są spotykane na całym świecie. Może gdzieniegdzie ich skala jest inna, ale zabrakło podejścia, które by tę skalę ukazywało. Przez to można nabrać mylnego przekonania, że gwałty, przemoc ekonomiczna, seksualizacja dzieci i nastolatek to problem wyłącznie Japonii. Na pewno nie było to zamierzone przez autorkę, ale wyszło jak wyszło. Poprzez formę tekstu, można zamknąć wszystkie problemy w pudełku z etykietą Japonia i powiedzieć kobiecie w Polsce "widzisz? Nie to co u nas :)". Jednocześnie nie dotrwałam do żadnego fragmentu, który ukazywałby typowo japoński problem, niespotykany w Europie ani w innym kręgu kulturowym. Może tylko fragment o liceum zahaczał nieco o to, ale został wykorzystany tylko do pokazania jak to kobiety mają źle, zamiast oddać obraz licealnych analfabetów bez nadziei na przyszłość jako oddzielnej grupy, bez moralizowania na siłę.
3. Napisane (i przeczytane tak, że usypia)
Książka, jak wspomniałam wyżej, napisana chaotycznie. Wewnątrz jednego wątku autorka miesza i przeplata wypowiedzi i historie kilku osób przez co (szczególnie w audiobooku) dość szybko przestaje mnie obchodzić kto tak naprawdę mówi co. A wewnątrz historii jednej osoby też nie ma zachowanej żadnej ciągłości czasowej. Ciężko się na tym skupić, a jak już się człowiek skupi to ma wrażenie, że nie warto.
A lektorka ma tak grobowy głos, że przy niej podcasty o zbrodniach brzmią równie radośnie jak "Hakuna Matata".
Oczekiwałam po książce spojrzenia na Japonię oczami kobiet - z różnych warstw społecznych, mających różne doświadczenia, mówiących o różnych aspektach ich życia. Byłoby to o wiele bardziej strawne, edukujące i otwierające nam oczy na wiele rzeczy.
A dostałam tylko zawód, tym większy, że wiem, że autorka jest inteligentną kobietą. Szkoda, że nie myśli tego samego o nas.
Oczekiwałam o wiele więcej. Trzy kardynalne grzechy:
więcej Pokaż mimo to1. Łopatologiczne wałkowanie tego samego non-stop
Autorko, nawet ludziom nieobeznanym z feminizmem nie trzeba wykładać słowo w słowo niektórych rzeczy. Daj czytelnikowi połączyć kropki. Niektóre historie przez to są zdecydowanie za długie, bo zamiast je opowiedzieć, dostajemy wytłumaczenia tego samego po kilka razy....