-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać342
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2017-07-11
2015-07
2014-04
2014-04-04
2011-02-08
Może się wydawać, że gdy jest się chorym, ale ma się świadomość swojej choroby, wszystko jest w miarę w porządku. Szczególnie jeśli jest się chorym psychicznie, na zespół Aspergera, który, jak u Jacoba, przy przestrzeganiu odpowiednich diet i rutyn, pozwala funkcjonować w społeczeństwie. Jednak to tylko pozory, w które bardzo łatwo uwierzyć, kiedy nie zna się tego "od kuchni". Jacob to niesamowity chłopak, inteligentny i mądry, jednak jego "być lub nie być" określa choroba, bawiąc się w kotka i myszkę z nim i jego bliskimi. Obcowanie z zespołem Aspergera wcale nie jest zabawne, nie jest igraszką, nie jest sposobem na zabicie czasu. Asperger to choroba całej rodziny, robiąca z człowieka egoistę, choć zamykająca go w niezmiennych ramach i szablonach zachowań, których, jeśli się ich nie nauczy, po prostu nie ma. Trzeba się jej całkowicie podporządkować, bo ona nie zna słowa "zmiłuj", nie wybacza i nie robi wyjątków.
W książce opisana jest historia chłopaka, który swoją manią kryminalistyczną doprowadza się przed sąd. Jego pobudki zdają się być nie do pojęcia, nie do zaakceptowania, jeśli nie zna się dogłębnie ich przyczyny, ale nawet jeśli się je zna, to paradoksalnie ciężko je zaakceptować. Aż do ostatniej strony zastanawiamy się, jak to się wszystko rozegrało i ile w tym było z prawdziwej niepoczytalności, bo Jacob nie jest typowym bohaterem, który odkrywa się mniej więcej w połowie historii. On nie potrafi się odkryć. Robi to dopiero wtedy, gdy ktoś go do tego popchnie i nie daje po sobie poznać, że jest inaczej niż myślą wszyscy. Nie rozumie znaków, obca jest mu empatia, ale za to nie potrafi kłamać, choć przecież ukrywanie prawdy jest jakby kłamstwem. Jednak dla niego wszystko podpina się pod inne ramy, patrzy się na nie pod innym kątem i, co za tym idzie, widzi się zupełnie inne rzeczy, niż gdyby patrzeć zwyczajnie.
Największym szczęściem Jacoba jest jego rodzina oraz przypadkowy prawnik, który angażuje się w ich życie. Może też nawracający się ojciec. Oni są jego podporą i zdają się go rozumieć, a nawet jeśli nie, to jemu i tak wydaje się, że tak i to jest dla niego najbezpieczniejsze. Rutyna to jego rzeczywistość i oni są jego rutyną, będąc przy nim każdego dnia i zmieniając jego życie z minuty na minutę, pozornie pozostawiając je takim samym.
Jess również była jego rutyną, należała do jego życia, ale w pewnym momencie znikła i musieli to pokonać, wszyscy razem. I choć nie mówili tego sobie wprost, bo po prostu nie było takiej możliwości, nie było łatwo stworzyć nowej rutyny, nowego systemu. Robili to po kryjomu, nieświadomi.
Jacob był tak nieprzewidywalny, że nie można było przewidzieć jego poczynań, mimo iż w jego życiu rządziła rutyna. Praktycznie wszystko kręciło się wokół niego, on był głównym 'nakręcaczem' zdarzeń. I maleńkimi kroczkami odsłaniał coraz to nowy szczegół zagadki, aż połączył je wszystkie razem, ujawniając tajemnicę. Być może finał był bardziej zaskakujący niż na początku się wydawało, ale to dobrze. Razem z całą historią daje potężny wydźwięk, którego nie da się zagłuszyć. Jacob wygrywa, pokonuje samego siebie, jakby tylko o to w tym chodziło.
Może się wydawać, że gdy jest się chorym, ale ma się świadomość swojej choroby, wszystko jest w miarę w porządku. Szczególnie jeśli jest się chorym psychicznie, na zespół Aspergera, który, jak u Jacoba, przy przestrzeganiu odpowiednich diet i rutyn, pozwala funkcjonować w społeczeństwie. Jednak to tylko pozory, w które bardzo łatwo uwierzyć, kiedy nie zna się tego "od...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01-23
1Q84 to powieść, której przeczytanie odkładałam przez jakiś czas, nie mogąc zdecydować się na rozpoczęcie czytania. Chciałam się nad nią skupić, a nie przelecieć bez żadnego zastanowienia, bo wtedy nie przyniosłaby mi żadnej przyjemności. A przyjemność z czytania książek Murakamiego jest warta czekania.
W sklepie najpierw przyciągnęła mnie okładka i nazwisko mojego ulubionego pisarza. Jej wydanie było dla mnie niespodzianką, więc płacąc przy kasie po raz pierwszy od dawna czułam przyjemność z wydawania pieniędzy, bo jest to pierwsza jego książka, którą posiadam na swojej półce. Ta spontaniczna decyzja była trafniejsza, niż się spodziewałam.
Książka ta skupia w sobie bardzo wiele rzeczy przyciągających uwagę, zaczynając od okładki, a kończąc na fazach księżyca przy każdym z rozdziałów. Cała fabuła jest krok po kroku starannie przemyślana, z każdej strony przemawia do czytelnika precyzja stylu, nie przysłonięta przez zawiłą fabułę. Po raz kolejny autor zabiera nas w pachnącą surrealizmem podróż, która napotyka ciągłe zakręty.Rozpoczyna się ona nie na pierwszej stronie, lecz gdzieś w środku, tworzą ją wszystkie opowiadane przez autora historie, które płyną obok głównego wątku. Dobrze wiemy, że historie te kiedyś ze sobą się złączą, wszystkie drogi w końcu się spotkają, ale każdy kolejne rozdział oddala nas od tego wydarzenia, dodaje kolejne szczegóły, które tłumaczą nam, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Po przeczytaniu notatki na tylnej okładce można mieć wrażenie, że to kolejna dziwaczna historia współczesnego pisarza, przecież tyle ich teraz się pojawia, ale gdy się zacznie czytać, cała ta mgła wątpliwości znika, wszystko staje się z powrotem przejrzyste. Już wiadomo, że akurat w tym przypadku wątpliwości nigdy nie są uzasadnione, ich po prostu nie powinno być, bo to nie kolejna fantastyczna bajeczka dla dziewczynek z podstawówki.
Tengo i Aomame to mężczyzna i kobieta - dwie różniące się na pozór wszystkim postaci, które jednak mają bardzo dużo wspólnego. Oboje chcą mieć zawsze kontrolę nad wszystkim, nie lubią gwałtownych zmian i czasami czują się zagubieni, aż w końcu wszystko wokół nich zaczyna się nieznacznie zmieniać. Zanim to jednak zauważają, znajdują się już w samym środku środku niewidzialnej kuli, która kręci się z każdym dniem coraz szybciej, raz po raz zmieniając kierunki, a oni nie mogą się z niej wydostać. Próbują więc próbować opanować swój umysł i zrozumieć otaczającą ich rzeczywistość, która nagle zaczyna być mniej rzeczywista niż zwykle, dlatego rozsiewa swoim istnieniem mnóstwo wątpliwości. Nie sposób ich zrozumieć, a oni muszą to zrobić, a także odnaleźć się w atakujących ich wspomnieniach, które pojawiają się w najmniej spodziewanych momentach. Są bardzo blisko siebie, a jednocześnie bardzo daleko, gdzieś w którymś momencie ich drogi zaplątały się ze sobą, ale później się rozeszły. Każde z nich otacza aura tajemniczości, a oni prowadzą nas w kierunku, w którym niekoniecznie mielibyśmy ochotę iść. Idziemy jednak, bo przyciąga nas on jak magnes, ciągnie ze sobą wszystkie wydarzenia. Krok po kroku coraz lepiej wszystko rozumiemy i pozostaje nam tylko czekanie aż połączy się to naprawdę w jedną całość. Historia rozwija się bardzo wolno, ale czerpie się z tego jakąś niezrozumiałą przyjemność.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, ze w całej tej historii, w której fantastyka walczy z realizmem, obydwa te światy zdają się ze sobą idealnie współgrać. To co ma być rzeczywiste jest niesamowicie rzeczywiste, a to co jest fantastyczne jest bez dwóch zdań fantastyczne. Te dwie cechy uzupełniają się nawzajem, jak para dobrych przyjaciół, więcej, u Murakamiego są parą dobrych przyjaciół, dlatego historie potrafią tak nas wciągnąć, a my tak się w nich zatracamy. Na dodatek z każdego wydarzania promieniują kolory, wszystko jest takie... prawdziwe. A czytelnik ma wrażenie, jakby we wszystkim uczestniczył. Nie sposób porównać tego uczucia do żadnego innego. Zdecydowanie polecam, choćby po to, żeby chociaż raz w życiu to poczuć.
1Q84 to powieść, której przeczytanie odkładałam przez jakiś czas, nie mogąc zdecydować się na rozpoczęcie czytania. Chciałam się nad nią skupić, a nie przelecieć bez żadnego zastanowienia, bo wtedy nie przyniosłaby mi żadnej przyjemności. A przyjemność z czytania książek Murakamiego jest warta czekania.
W sklepie najpierw przyciągnęła mnie okładka i nazwisko mojego...
2014-01-01
2011-10-26
Głęboko zapadła mi w serce i duszę. Stoi na honorowym miejscu na mojej półce i zawsze tam stała, czekając na swoją kolej i szacunek dla swojej treści. Mam sentyment do ludzi, którzy walczyli o Polskę poświęcając za nią swoje życie i nie chcąc niczego w zamian. W niej nie chodziło o to, żeby jak najpiękniejszymi słowami opisać zdarzenia tamtych lat, tylko aby w jak najprostszych słowach opisać piękno czynów i odwagi, która była wtedy rzeczą naturalną, choć nie u każdego taką samą, a na którą dzisiaj mało kto by się zdobył. Nie oszukujmy się, Polska Walcząca to byli patrioci, którzy tworzyli tak naprawdę niewidzialne państwo. Dziś jest ono rzeczywiste, ale brak Polaków, którzy bez wahania poszliby walczyć w jego obranie. Choć kto wie, może potrzeba trzeciej wojny żeby się o tym przekonać.
Głęboko zapadła mi w serce i duszę. Stoi na honorowym miejscu na mojej półce i zawsze tam stała, czekając na swoją kolej i szacunek dla swojej treści. Mam sentyment do ludzi, którzy walczyli o Polskę poświęcając za nią swoje życie i nie chcąc niczego w zamian. W niej nie chodziło o to, żeby jak najpiękniejszymi słowami opisać zdarzenia tamtych lat, tylko aby w jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-10-04
2011-07-30
2013-02-06
2013-02-21
2013-02-16
2013-01-21
2013-01-19
2012-12-23
Można powiedzieć, że jest to historia jakich wiele, jeden z wszechobecnych romansów, które wpadają w ręce jeszcze zanim zdążymy je wyciągnąć. Tak, jest to też typowa literatura kobieca - nie ma co ukrywać, że mało który facet byłby w stanie się w nią wciągnąć. Ma ona jednak w sobie coś niezwykłego. Być może dostrzegam to tylko dlatego, że jestem kobietą i jestem sentymentalna, ale stwierdzam to jako prawie-zagorzały przeciwnik romansów, więc coś w tym musi być. I nie jest to wcale utożsamianie się z główną bohaterką, choć pewnie każda z nas mogłaby dostrzec w niej cząstkę siebie.
Czytając "Na krawędzi nigdy" nie odczuwa się żadnej nachalności, która wbrew pozorom jest już prawie cechą ogólną jeśli chodzi o ten rodzaj książek. Nie chodzi o to że nie wiadomo czy w końcu zakochają się w sobie czy nie, ale o tym że ta miłość nie obnosi się ze swoją przewidywalnością, jest poniekąd niewinna sama w sobie. Pomijając inne wszelkie rzeczy, które jej towarzyszą, a zdecydowanie nie są niewinne. Cała historia opiera się na pojęciu bardzo bliskim większości osób, a mianowicie poszukiwaniu akceptacji samego siebie, poszukiwaniu odpowiedzi, spokoju i zrozumienia, a także podświadomemu poszukiwaniu miłości. W pewnym sensie pokazuje także, że być może w jakiś sposób faktycznie przeznaczenie jest obecne w naszym życiu. A my im dłużej czytamy, tym bardziej chcemy w to wierzyć.
Można powiedzieć, że jest to historia jakich wiele, jeden z wszechobecnych romansów, które wpadają w ręce jeszcze zanim zdążymy je wyciągnąć. Tak, jest to też typowa literatura kobieca - nie ma co ukrywać, że mało który facet byłby w stanie się w nią wciągnąć. Ma ona jednak w sobie coś niezwykłego. Być może dostrzegam to tylko dlatego, że jestem kobietą i jestem...
więcej Pokaż mimo to